Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 14.02.2009, 16:30   #51
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

Sie nie załamuj, ja mam tak prawie zawsze :<
Ale widać na więcej nie zasługuję.
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 14.02.2009, 16:32   #52
Pani_Snejp
 
Avatar Pani_Snejp
 
Zarejestrowany: 08.03.2008
Skąd: lochy
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 746
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

DAWAJ ODCINEK! *leci na nią z taranem* xd
__________________
Już niedługo... szykujcie się na coś zupełnie nowego...
Pani_Snejp jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 14.02.2009, 17:14   #53
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

*ócieka przed taranem*
*staje się baranem*

Verr :*

Odcinek 7
"Josh sam w domu"

- Co ty robisz?! – kobieta odepchnęła go od siebie.
Zażenowany, przeprosił ją, robiąc przy tym minę, która zmiękczyłaby najtwardsze serce na świecie. Sam stała i dławiła się ze śmiechu.
- Żartowałam – roześmiała się i nachyliła ku niemu.
*
Gdy ich usta dzieliły zaledwie milimetry, rozległ się dzwonek służbowego telefonu, doprowadzając ją tym samym do czarnej rozpaczy. Ten to potrafił odnaleźć idealny moment. Śmiesznie się wykręcając, odebrała go, chociaż miała w planach odrzucenie połączenia. Ze zmarszczonym czołem słuchała, a wolną ręką znalazła i zatkała usta Josha, tym samym go uciszając. Po chwili zakończyła rozmowę, rzucając krótkie „Wesołych świąt”. Doprowadziła się do pionu i poczuła, że może znowu normalnie oddychać. Rzuciła telefon na stojący nieopodal stół, i ten jak na złość się rozleciał. Pocieszając się w myślach, że przynajmniej nie zadzwoni, wyplątała się z objęć czarnowłosego, co wywołało kolejną falę protestów, usiadła przy stole i próbowała poskładać ten złom do kupy.
[img]http://i40.************/zog8s1.jpg[/img]
Gdy stwierdziła, że raczej nie starczy jej sił psychicznych, wykorzystała świeżo nabyte informacje.
- Josh, będziesz mi musiał kupić nowy – krzyknęła do ściany.
Tak, jak się spodziewała, po chwili w jadalni zjawił się wołany.
- A co ja mam z tym wspólnego? – spytał, siadając koło niej. – Daj, zobaczymy, co można z tym zrobić.
- Tak na logikę. Tylko szef może mi kupić nowy telefon. Jack – tu głos jej zadrżał. – wybrał sobie ciebie jako swojego następcę. No widzisz, myślenie nie boli – zakpiła sobie z niego.
Coś, co kiedyś przypominało telefon, upadło na stół, grzebiąc tym samym jakiekolwiek szanse na odratowanie go. Josh siedział z dziwną miną i śmiesznie ułożonymi rękoma, a kobieta zastanawiała się, czy przypadkiem nie podzielił losu telefonu. Ocknął się dopiero wtedy, gdy kobieta zaczęła mu machać ręką przed twarzą.
*
- Ale… - wydukał.
- Ubieraj się – rozkazała. – idziemy na spacer.
- Co? W życiu! Pada śnieg, temperatura na minusie, ja nie chcę! – lamentował, ale po chwili ociężale podniósł się i ruszył za energiczną Sam. Powoli zaczynało się ściemniać, więc zapalone latarnie rzucały żółtawą poświatę na ośnieżoną drogę. Delikatne płatki śniegu błyszczały na ziemi, te zaś, które unosiły się w powietrzu, roztapiały się na twarzy. Kobieta uwielbiała zimę, jeździła na snowboardzie, lepiła bałwany i urządzała wieczne bitwy na śnieżki. Z jej pełnych ust wydobywała się para, po chwili zastąpiona przez perlisty śmiech, gdy zobaczyła poczynania Josha wychodzącego z domu. Szedł w pośpiechu, poganiany krzykiem czarnowłosej. On, w przeciwieństwie do niej, nie lubił tej pory roku, nie wiedział czemu. Może dlatego, ze trzeba było nosić czapki, których nie lubił i w których wyglądał jak debil? A może dlatego, że każde święta spędzane bez rodziny, odcisnęły piętno na jego psychice? Z trudem wygramolił się na zewnątrz, spiesząc ku niej. Ten pośpiech okazał się zgubny, ponieważ podczas przechodzenia przez ścieżkę miał szczęście się poślizgnąć, po czym wywinąć spektakularnego orła, by w końcu upaść na plecy. Głośno jęknął. Sam zataczała się ze śmiechu, trzymając się kurczowo skrzynki pocztowej, by nie podzielić losu czarnowłosego.
[img]http://i42.************/w9cyur.jpg[/img]
Ten zaś naburmuszony wstał, i masując sobie tyłek pomaszerował do niej, mamrocząc przekleństwa na zimę, pogodę i wszystko, co się rusza. Ulica była stabilniejszym gruntem, dlatego szedł właśnie nią. Sam natomiast, wciąż się śmiejąc, dosłownie jeździła po chodniku. Brała krótki rozpęd i jeździła na podeszwach przez krótki odcinek. Nie zauważyła nawet, kiedy ścieżka przed nią została wcześniej odśnieżona. Czarnowłosa z piskiem wylądowała na stercie zimnego śniegu, wzniecając jego drobinki. Leżała, a na jej twarz padał puch, a z ust wydobywała się para i śmiech. Podszedł do niej Josh, wyciągając rękę, by wstała. Chwyciła go za rękę i niewiele myśląc, pociągnęła go do siebie.
*
Upadł koło niej i leżał, telepiąc się z zimna. Po kryjomu zgarnęła ręką odrobinę śniegu i z rozsmarowała ją na twarzy i włosach mężczyzny.
- Osz ty… - wysapał, wstając. – Już ja się z tobą rozprawię!
Zaśmiewając się, toczyli walkę na śnieżki.
[img]http://i42.************/auf8u9.jpg[/img]
Obrywało im się tu i ówdzie, zimna substancja dostawała się wszędzie. Zabawa skończyła się w momencie, gdy Josh przez nieuwagę do śnieżki zapakował odrobinę lodu, a feralna kula trafiła kobietę w twarz. Zakryła nos, odwracając się, ale zauważył, że spomiędzy jej palców ciekła krew. Przeszła obok niego, trącając go barkiem. Chciał za nią pójść, przeprosić, ale w ciągu tych paru miesięcy nauczył się, że Sam musi trochę ochłonąć, inaczej odstrzeli mu łeb, jeżeli spotka się z nią wcześniej. Na swoje szczęście, zachował jeszcze resztki instynktu samozachowawczego. Chuchając w zgrabiałe dłonie, poszedł za nią. Trzasnęła wściekła drzwiami, rzucając płaszcz na posadzkę. Poszła do kuchni po lód, by powstrzymać krwawienie i zapobiec opuchliźnie i bólowi. Usiadła na krześle, odchylając głowę. Gdy poczuła, że z zimna zaraz odpadnie jej nos, uznała to za dobry moment, by iść do łazienki i umyć twarz. Gdy podniosła się i ruszyła w kierunku łazienki, usłyszała ciche pukanie do drzwi. „Spadaj” pomyślała. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Blada twarz, spuchnięty nos, a usta odznaczające się czerwienią. W dużych oczach znów grały te iskierki radości, które ostatnio można było u niej spostrzec półtora roku temu. Pociągając nosem, przeszła przez korytarz, gdzie pukanie zmieniło się w donośny łomot.
- Debilu, drzwi wyłamiesz – wrzasnęła.
- Sam, tyłek mi zaraz odpadnie z zimna! Przepraszam, nie chciał… - tu nie dokończył. – Do jasnej cholery!
Zaciekawiona, pobiegła do jadalni, by wyjrzeć przez okno i zaczęła się śmiać. Pod drzwiami stał dosłownie biały Josh, ponieważ śnieg z dachu pod wpływem jego łomotu po prostu spadł na niego, gdy ten jak opętany chciał do domu.. Usiadła po turecku przed drzwiami i wrzasnęła:
- Przeproś!
Odpowiedziało jej kichnięcie. Po drugiej stronie drzwi mężczyzna oparł się czołem o drzwi i powiedział:
- Bo zacznę śpiewać.
Uznawszy to za dobry argument, otworzyła drzwi, patrząc na niego przerażonym wzrokiem.
[img]http://i42.************/2dviihs.jpg[/img]
- Właź – odwróciła się i poszła do salonu. – To była groźba?
*
Znów jako odpowiedź dostała kichnięcie, tym razem dwa razy głośniejsze. Kaszląc i prychając, poszedł do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Pociągając smętnie nosem, siedział nad parującym napojem. Gdy tak siedział, do kuchni wparowała Sam, trzymając się za nos. Po sekundzie głośno kichnęła, a pojedyncze krople krwi poleciały na podłogę. Wyglądało to tak komicznie, że czarnowłosy parsknął w kubek. Po chwili się opanował.
- Oj wyluzuj, nie chciałem – przeprosił.
- Mało – skwitowała, tupiąc wyczekująco nogą.
- Prze…pra…szam – powiedział wolno, stając przed nią. Wyciągnął rękę i wytarł odrobinę krwi, wydobywającej się w nosa.
Rany, jaki on wysoki.
- Przeprosiny przyjęte – kaszlnięcie. – Zaraziłeś mnie.
Z tytułu czystego lenistwa i niesprzyjającej pogody, Sam wylegiwała się w domu („Przecież jestem chora”, „Sam sobie idź”). Tuż po świętach Josh pojechał do pracy. By wyjaśnić parę kwestii, zwołał naradę, by wpoić nowe zasady swoim podwładnym.
- Żeby nie było… to ja zabiłem Jacka, bo on chciał zabić mnie i funkcjonariuszkę Johnson. Jak ktoś będzie miał wąty, odsyłam do wykładni prawa – przechadzał się w tę i z powrotem. – Nie macie się mnie bać – tu spojrzał na Jessicę. To ona najbardziej się go bała.
Jego przemowa była długa, a zakończono ją oklaskami, gdyż policjanci dowiedzieli się, że zostaną wprowadzone wyższe pensje, a telefony zostaną wymienione. Nowy szef wyciągnął siatkę i podchodził do każdego po kolei, mówiąc, by wyciągnęli karty i wrzucili tam sam telefon. Rzeczy Jacka zostały zapakowane do kartonów i odesłane do domu, a biuro zostało dokładnie oczyszczone. Jego syn wszedł do pustego gabinetu. Tyle razy tu przebywał, rozmawiał z nim o wszystkim i o niczym. Usiadł na krześle z zamiarem wyciągnięcia nóg przed siebie, ale nie wiedział, że krzesło jest kulawe. Całym piętrem wstrząsnął huk oznajmiający spektakularny upadek wraz z krzesłem. W głośnikach odezwał się obolały Josh.
- Ktoś chętny jechać do sklepu z meblami? Trzeba kupić nowe krzesło.. .to się połamało.
Całym piętrem wstrząsnął śmiech. Czarnowłosy skończył wcześniej pracę i pojechał do domu.
*
Nadmiar śniegu działał na korzyść Sam. Zadowolona, położyła nogi na stół i wyciągnęła papierosa, by po chwili go zapalić.
[img]http://i41.************/6r215k.jpg[/img]
Zakrztusiła się, gdy do pokoju wparował Josh, podejrzanie węsząc nosem.
- Miałeś być w pracy – powiedziała z wyrzutem.
- Jak będziesz paliła, nigdy nie wyzdrowiejesz całkowicie – powiedział, wyciągając rękę. – Dawaj.
Spojrzawszy na niego morderczym wzrokiem, oddała mu papierosa. Palenie od paru dni było jej jedynym zajęciem, a w tym czasie stos zużytych chusteczek niebezpiecznie wzrósł, co wskazywało na to, że Josh ma rację. Czarnowłosy, pociągając nosem, usiadł naprzeciwko niej i powiedział:
- Pamiętaj, że dziś idziemy do lekarza. Rany, ale tu senna atmosfera – ziewnął.
Kiwnęła leniwie głową, również ziewając.
- Przydałby się kominek – mruknęła, a po chwili zasnęła.
*
Obudziło ją głośne chrapanie, odgłosem przypominające warkot zepsutego tłumika. Źródłem wydawanych dźwięków okazał się Josh, jedyna osoba znajdująca się poza nią w pomieszczeniu. Gwizdnęła głośno i przeciągle, jednak nie przyniosło to pożądanych skutków. Spojrzała na zegarek, i klnąc cicho, zabrała się do budzenia śpiocha, szarpiąc go za dreda. Chrapanie natychmiast ustało, a zaspany Josh gwałtownie poderwał się do góry, strącając przy tym lampę. Sam stała obok niego, tupiąc wyczekująco stopą.
- Mamy pół godziny – zakomunikowała krótko, ciężko kaszląc.
Poczuła, że robi jej się słabo. Zaciskając powieki, uwiesiła się regału z książkami, stojącego nieopodal. Chwilę później poczuła mocne dłonie mężczyzny podtrzymujące ją.
- Już porządku – zapewniła, a jako odpowiedź dostała donośne kichnięcie. – Dobra, jedźmy już, chcę to mieć za sobą.
Gdy wsiedli do autobusu, Sam udała zainteresowanie kasownikiem do biletów, czując na sobie wzrok czarnowłosego. 15 minut później dojechali pod przychodnię, a kobietę tknęło dziwne przeczucie, że trafią na Szczebiota. Jak się okazało, intuicja kobieca bywa niezawodna. Radosna lekarka była jeszcze głośniejsza i gnuśniejsza niż poprzednio, dlatego Sam siedziała jak na szpilkach. Gryzła swoją wargę tak długo, aż poczuła na języku smak krwi. Dziękując Bogu za ostre zęby, wyszła na chwilę z gabinetu, kierując się na dwór, gdzie mogła zapalić.
- W tył zwrot – z oddali doszedł do niej głos Josha. – Twoja kolej. I tak nie masz fajek – szczerząc się, pokazał jej paczkę.
No tak, już pierwszego dnia próbował ją zniechęcić do palenia. Znudzona i zrezygnowana usiadła na kozetce.
- Samantha Johnson… była tu pani wcześniej? – jej wysoki głos docierał do każdego zakamarka mózgu.
[img]http://i42.************/mwr6uo.jpg[/img]
Kiwnęła głową na tak. Po wstępnym osłuchaniu, lekarka powiedziała ze zmarszczonym czołem.
- Zapalenie płuc… Będzie pani musiała u nas zostać.
Czuła, jak na moment przestało jej bić serce.
- Ja to wolę leczyć w do…
- Nie ma mowy. Proszę powiedzieć pani narzeczonemu…
- Współlokatorowi – wycedziła przez zaciśnięte zęby. W takich warunkach trudno o sympatię do lekarzy.
- Wszystko jedno. Proszę mu powiedzieć, żeby przywiózł pani rzeczy.
Wyleciała jak burza z gabinetu prosto w objęcia zdziwionego Josha. Nie będzie płakać, nie będzie… będzie.
- Kazali mi tu zostać – wyłkała.
*
Niezdarnie pogłaskał ją po głowie. Gdy odrobinę się opanowała, wyciągnęła notes i zanotowała mu, co ma przywieść, od czasu do czasu pociągając nosem, by podkreślić dramaturgię sytuacji. Mężczyzna pojechał, a kobietę zabrano na prześwietlenie. Szczebiotka nawet tu była. Sam się zastanawiała, czy przypadkiem nie powinna pracować na jednym oddziale. Wykorzystując jej naiwność i otwartość podpytała ją co nieco.
- Pani doktor, co dolega Joshowi Smithowi?
Amy, bo tak się owa lekarka nazywała, wyłączyła maszynę, kazała jej się ubrać i ciężko westchnęła.
- Jak mam być szczera, to zapalenie migdałków nie jest ciężką chorobą do wyleczenia.
- Ale…? – zachęciła ją Sam.
- Chyba pani wie, jak wygląda jego sytuacja z sercem. To silny facet, ale nie wiemy, ile jeszcze wytrzyma. W najgorszym wypadku możemy mówić o góra roku bez przeszczepu.
Siedziała, tępo wpatrując się w buty. Wolała nie myśleć, co by było, gdyby to ją taki los spotkał. Ucieszyła się, gdy w progu zobaczyła mężczyznę z dredami. Odebrała torbę i oboje usiedli na łóżku.
- Następnym razem, jak będziesz chciała bić się na śnieżki, założysz czapkę, szalik i rękawiczki? – spytał Josh, przerywając milczenie.
Roześmiała się na tyle, na ile pozwoliły jej chore płuca.
- A ty następnym razem będziesz patrzył, w jaki śnieg pakujesz łapy.
- Ej! Jak już to łapki – dał jej kuksańca w bok.
Gdy tak oboje siedzieli, skręcając się ze śmiechu, do pokoju weszła pielęgniarka, komunikując, iż panna Johnson musi udać się na dodatkowe badania. Stanęli przy drzwiach.
- Pamiętaj, nie zmień mi domu w ruinę, bynajmniej staraj się – roześmiała się.
- A ty postaraj się wrócić na Sylwestra.
Pocałował ją w policzek i wyszedł.
- Najwyżej stąd ucieknę! – krzyknęła w jego stronę.
Odwrócił się, pogroził jej palcem, i wyszedł. Jej radosny nastrój prysnął jak mydlana bańka, gdy na horyzoncie pojawił się Szczebiot, radośnie podskakując.
- Teraz pójdziemy do laboratorium pobrać krewkę – zapiszczała.
Igły? Krew? Co prawda to drugie ją nie ruszało, ale igły…
*
Nie miała z nimi najprzyjemniejszych wspomnień. Przebłyski, szybko mijające obrazy… Ale ten dzień zapamiętała z najdrobniejszymi detalami. W liceum była kujonem, nie miała przyjaciół z wyjątkiem Kate i Alex, pięknej dziewczyny o azjatyckiej urodzie.
[img]http://i43.************/331nksn.jpg[/img]
Azjatka miała problemy z prawem, w drugiej klasie sięgnęła po narkotyki. Co prawda miano najlepszej przyjaciółki miała blondynka, ale trzymała się blisko również z drugą. Tego dnia… zakończenie roku szkolnego, dyskoteki, alkohol. Dla niektórych pełnią szczęścia były narkotyki. Do tej grupki zaliczała się Alex. Sam przez przypadek weszła do łazienki, gdy ta chowała za sobą opakowanie. Długa kłótnia i rozejście się do domów, następnego dnia telefon od roztrzęsionej Kate.
- Sammie, Alex jest w szpitalu – łkała.
W pierwszym momencie odebrało jej mowę. Szybko dowiedziała się, gdzie co i jak i pojechała do niej. Chciała ją zobaczyć, przeprosić, powiedzieć, że będzie dobrze…
- Lekarze robili co w swojej mocy – głos jej drżał.
Gardło boleśnie jej się ścisnęło. Dlaczego ona? Z ciemnych oczu popłynęły łzy, z palców wysunęła się ręcznie robiona bransoletka – znak ich przyjaźni. Opadła na kolana, ciężko płacząc. Po chwili dołączyła do niej Kate, przytulając ją i łącząc się w bólu. Dwa dni później był pogrzeb. Na procesji było prawie całe miasto, odziane w żałobną czerń. Wszyscy płakali. Od tamtych wydarzeń minęło prawie 10 lat. To dlatego tak nie lubiła szpitali.
*
Ocknęła się, gdy lekarka zaczęła machać jej ręką przed oczami.
- Jest tam kto?
Ukłucie.
*
Włożył ręce do kieszeni i szurając nogami, poszedł na przystanek. Pod palcami wyczuł paczkę papierosów, którą zabrał czarnowłosej. Kręcąc głową, wyrzucił je do stojącego nieopodal śmietnika. On będzie mądrzejszy, nie będzie palił. Podjechał do domu, stawiając ostrożne kroki na ścieżce, by nie powtórzyć incydentu sprzed paru dni. Ciesząc się, że ma dobrą pamięć, i że odbędzie się bez siniaków, otworzył drzwi, czując przyjemne ciepło, głaszczące go po twarzy. Kichnięcie sprowadziło go na ziemię, a on zorientował się, że stoi jak baran w progu. Wszedł do kuchni, rzucając płaszcz na stół. Odwrócił się szybko, sprawdzając, czy nie stoi w drzwiach Sam, krzycząc na niego, żeby odwiesił płaszcz na miejsce. Mając cichą nadzieję, ze ktoś zadbał o wyposażenie lodówki, zajrzał do niej i się uśmiechnął. Chwycił coś, co było pod ręką i zamknął drzwiczki łokciem. Ustawił to na stole i zorientował się, że nie wie, z czym to się je. Oglądał kotleta z wszystkich stron, trącając go od czasu do czasu palcem, by upewnić się, że na pewno nie żyje. Stwierdziwszy, że to na pewno jadalne, zaczął szukać talerzyka, co zajęło mu 10 minut. Niby taka mała kuchnia, a tyle zakamarków. Zrezygnowany, wrzucił kawałek mięsa do mikrofalówki bez żadnej ochrony.
- Cholera, jak to leciało… - mruczał, szukając odpowiedniego przycisku włączającego urządzenie. – Tu cię mam – z szatańskim śmiechem wcisnął przycisk. Zero reakcji. – Ej, co jest? – zły, zaczął szukać przyczyny.
[img]http://i40.************/4vq05e.jpg[/img]
*
No tak, wystarczyło podłączyć do prądu. Tym razem obyło się bez kopania prądem i innych różnych złośliwościach ze strony sprzętów. Usiadł na blacie, machając nogami. Podskoczył prawie pod sufit, gdy rozległ się dźwięk oznajmiający koniec podgrzewania. Kapnął się, że talerzyki leżą w szafce tuż przed jego nosem. Besztając się, wziął pierwszy lepszy i wyciągnął kotleta. Napełniwszy żołądek gorącym daniem, poszedł do salonu, gdzie zaczęło mu odwalać. Skacząc na kanapie w rytm piosenki w wieży, czuł się beztrosko, jak mały dzieciak. Przeraził się nie na żarty, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Skradając się od drzwi do drzwi, ułożył ręce w mały pistolecik, udając, że strzela do celu. Spodziewając się Sam, otworzył drzwi, mierząc do postaci z ręcznego pistoleciku. Problem w tym, że nie stała tam jego współlokatorka, tylko jej sąsiadka. Opuścił szybko ręce, robiąc głupią minę. Widział ją już parę razy. Ładna blondynka o zielonych oczach. Dzieciata. Zreflektował się szybko.
- Dzień dobry.
- Witam pana, ja do Sam – powiedziała.
- Nie ma jej. Jest w szpitalu. Mogę w czymś pomóc? – spytał uprzejmie.
- Nie, dziękuję – uśmiechnęła się i odwróciła. – Miło było poznać.
- Nawzajem.
Czerwieniąc się, schował się do ciepłego domu. Głupek – karcił się. Wysłał sms-a do Sam.
Cześć, mam wpaść jutro?
Tak, jak się spodziewał, po chwili dostał odpowiedź.
"Oczywiście :)"
Zaczęło się ściemniać. Przed nim było jeszcze dużo wyzwań związanych z prowadzeniem domu…


enjoy xd
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]

niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 14.02.2009, 17:21   #54
Pani_Snejp
 
Avatar Pani_Snejp
 
Zarejestrowany: 08.03.2008
Skąd: lochy
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 746
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

Hehe, tym razem czytałam ok. 3 razy i nie ma byka
Rozdział fajny, szczerze mówiąc podobał mi się najbardziej dzięki tej beztrosce i w ogóle.
__________________
Już niedługo... szykujcie się na coś zupełnie nowego...
Pani_Snejp jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 14.02.2009, 17:27   #55
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

Zdjęcie z mikrofalówką rzondzi
Ah ten Josh i jego sprzętowe upośledzenie^^
A Sam to chyba uwielbia wszelakich lekarzy i szpitale
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 14.02.2009, 17:34   #56
ptasie mleczko
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

Jeden z bardziej optymistycznych odcinków. Tak właśnie z niecierpliwością czekałam na niego i zdjęcia z bitwy na śnieżki Bardzo fajnie jak zwykle wyszło tu ukłony w stronę Veripmy. Treśc już komentowałam w twórczości. Nie mogę się doczekac jak przedstawisz na zdjeciach, jak Sam budzi Josha ciągnąc go za dreda wręcz o tym marzę hy hy
  Odpowiedź z Cytatem
stare 14.02.2009, 22:11   #57
Callineck
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

Bitwa na śniezki genialna.
Zaraz na drugim miejscu walka Josh vs kotlet
Biedna Sam, tak nienawidzi tych szpitali i ciągle w nich ląduje. Może kiedyś się dorobi zniżki dla stałych klientów?

Zdjęcia super - ukłony w stronę Verimpy

A ja znalazłam błąd Wprawdzie nie jakiś znaczacy, ale jak się go poprawi będzie o wiele lepiej
"Pociągając smętnie nosem, siedział nad parującym napojem. Gdy tak siedział, do kuchni wparowała Sam,"
Mogłoby być np. tak> "Pociągając nosem usiadł z kubkiem parującego napoju."
  Odpowiedź z Cytatem
stare 01.03.2009, 12:43   #58
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

enjoy ludziska

Odcinek VIII
"Sylwester"


Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, Josh pojechał do szpitala, by sprawdzić samopoczucie Sam i wypytać ją o parę rzeczy. Wpadł do jej pokoju z hałasem, aż podskoczyła na swoim łóżku dobre pół metra.
[img]http://i40.************/241nj2b.jpg[/img]
- Człowieku, chciałeś, żebym zrobiła dziurę w suficie? – Spytała z wyrzutem.
- Coś w tym stylu – odpowiedział, siadając na krawędzi łóżka. Czując coś twardego na siedzeniu, oraz słysząc syk Sam, zrozumiał, że siedzi na jej stopie. Wstał szybko, przepraszając ją.
- Jak coś, wypisują mnie stąd 31, jak nie, to się sama wypiszę, więc przygotuj się na mój powrót.
Ostatnie zdanie sprowadziło go na ziemię, a on sam przypomniał sobie o czymś.
- Sam… - powiedział cicho. – Napisz mi, jak się obsługuje pralkę…

*

Kucnął przed pralką, trzymając na poziomie oczu wymiętoloną karteczkę. Włóż pranie do bębna, to wiem. Wsyp proszek, to już nie wiem. Cholera, gdzie on jest?

*

Dni do powrotu kobiety mijały bardzo szybko. Nim się zorientował, blaty w kuchni pokrył brud, kartony po pizzy walały się wszędzie, a brud ogarnął nawet niczemu winną sypialnię Sam. Dzień przed jej przyjazdem, ubrany w fartuch i rękawice, zakasał rękawy i zaczął sprzątać. Prawie jak kura domowa, wymamrotał. Ko ko ko, zapiał pod nosem. Najtrudniej było mu wysprzątać łazienkę, tyle brudów tam się nagromadziło. Dał sobie spokój z praniem, jeszcze by coś zepsuł. Na domiar złego musiał jeszcze jechać do pracy, chociaż ta myśl szczególnie mu nie przypadła do gustu. W pewnych chwilach cieszył się, że jest facetem. Bynajmniej nie musiał umieć gotować. Trzy godziny później walnął się na kanapę, ciężko sapiąc. Nigdy, przenigdy więcej nie będzie bałaganił, przynajmniej się postara.

*

Z drzemki wyrwał go dźwięk telefonu służbowego. Głośna, piszcząca melodyjka natychmiast postawiła śpiocha na nogi.
- Słucham? – Wysapał, przecierając oczy.
- Czy ty masz zegarek w domu? – Jessica, jak zwykle tryskała energią.
- Albo go zjadłem, albo leży sobie u mnie w pokoju – ziewnął.
- Tak czy siak, robota czeka – rozłączyła się.
Wybałuszył oczy, patrząc na wyświetlacz. To będzie cud, jeżeli się wyrobi w godzinę. Przeklinając korki i brak samochodu, dotarł do wieżowca. A właśnie, pomyślał, przydałby się samochód, nie mogę wiecznie jeździć autobusami. Gdy przechodził korytarzem, słyszał za sobą zduszone śmiechy. Spojrzał w lustro i natychmiast tego pożałował. Miał na sobie fartuch, w którym pracował. Szybko go z siebie zerwał, robiąc przy tym bardzo śmieszną minę.
- Mamy coś dzisiaj? – Spytał Iskierki, przechodzącej obok.
- Nie, nudy. Z resztą, nie dziwię się. Wszyscy normalni ludzie siedzą w swoich domach – wyraz swoich wyraźnie zaakcentowała.
Pokręcił głową, biorąc kubek kawy z blatu i idąc do swojego gabinetu. Ostrożnie odchylił się na nowym krześle. Dobrze, teren bezpieczny. Odpalił komputer, a następnie przeglądarkę. A co mi tam, pomyślał, psuję sobie reputację mieszkając pod dachem z kobietą, z którą mnie nic nie łączy, pomyślał z goryczą. Znalazł interesujące ogłoszenie. Mieszkanie dwuosobowe, centrum miasta, garaż. Jego przeglądanie zakończyła Patricia, jedna z nowych kryminalistyków, dziewczyna przeniesiona z działu zabójstw. Natychmiast zrzucił przeglądarkę na pasek zadań, ale ciągle widoczna była część tytułu: Nieruchom…
- Szukasz mieszkania? – Spytała zachęcająco, poprawiając dekolt, który i tak mały nie był.
- Już znalazłem – odpowiedział obojętnie, z trudem odwracając wzrok od eksponującej swoje wdzięki kobiety.
- Jest taka sprawa – powiedziała, siadając na róg biurka, które zaskrzypiało. – Mogę iść dzisiaj wcześniej do domu? – Ułożyła usta w podkówkę, trzepocąc rzęsami.
[img]http://i43.************/5xl7vs.jpg[/img]
- Nie – jego odpowiedź była stanowcza.
Zła, wyszła z jego biura, trzaskając drzwiami. Chciał za nią krzyknąć, że złość piękności szkodzi, ale się powstrzymał. Wybrał najlepsze oferty, skontaktował się z nimi i zadecydował, że wybierze mieszanie w miarę blisko domu Sam. Tak dla bezpieczeństwa. Spojrzał na zegarek i ziewnął, by po chwili podnieść się ociężale i zacząć zbierać się do domu.
- Luduu! – Krzyknął do ludzi na wydziale. – Do domów, już!
Wesołe pomruki towarzyszy zachęciły go do szybszego wyjścia na dwór. Rany, ale ziąb, pomyślał, opatulając się szczelniej płaszczem. Po co mu to wszystko, przecież nie przeszkadza Sam, bynajmniej tak mu się wydawało. Zawsze może się przeprowadzić jak się pokłócą. Wszedł do ciepłego domu, odczuwając głębokie zmęczenie. Automatyczna sekretarka świeciła na znak, że są nowe wiadomości. Zaciekawiony, podszedł i nacisnął klawisz odtwarzający.
- Cześć, tu Kate. Jakie masz plany na jutro?
- Dzień dobry, tu Derrick. Wracaj do nas, stęskniliśmy się.
Koniec wiadomości. Zadzwonił do kobiety, by dowiedzieć się, o której ma ją jutro odebrać.
- Sama przyjadę – prychnęła. – Nawet samochodu nie masz.
Urażony, odłożył słuchawkę. A niech sobie sama przyjeżdża, co go to obchodzi. Obrażony, usiadł przed telewizorem, a po paru minutach zasnął. Po paru godzinach ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi. Spojrzał na zegarek i się zdziwił, kto o takiej porze może tu przyjść.
Masując zdrętwiały kark, podszedł do drzwi. Otworzył je. W stan głębokiego zdziwienia wprawiła go Patricia, która stała w progu, uśmiechnięta.
- Mogę wejść? – Spytała, a po chwili bez zaproszenia weszła.
- Y… - wydukał. – Przepraszam, po co tutaj pani przyszła?
Odwróciła się do niego, posyłając zniewalający uśmiech. Zdjęła płaszcz, pod którym była kusa sukienka. Podeszła do niego.
- Zrobić ci kawy? – Jej perfumy wdzierały się wszędzie.
- Nie, proszę stąd wyjść – skwitował, podając jej płaszcz i otwierając drzwi. – Nie znamy się, mam lepsze rzeczy do roboty.
Urażona, wyszła, nawet nie żegnając się. Kichnął głośno. Cholerne pachnidła. Ogarnął się i poszedł spać, zaśmiewając się z determinacji kobiety.

*

Obudził się następnego dnia z burczącym brzuchem. Gdy tylko się ubrał, rozległ się dzwonek do drzwi. Prosząc samego siebie, żeby to nie była Priccile, czy jak jej tam, podszedł do nich. Ku jego uldze zobaczył tam Sam. Szybko otworzył wejście, biorąc od niej torbę. W nocy po przemyślał to i owo. Wyprowadza się w przeciągu paru dni.
- Ekhm… nawet się nie przywitasz? – Spytała z odrobiną sarkazmu.
- Nie – jego odpowiedź była krótka. – Przecież widzimy się na co dzień, po co się co chwila witać.
Ups, złe zagranie.
- Co ty taki nie w sosie?
- Wyprowadzam się – powiedział z szyderczym uśmiechem i położył torbę w jej sypialni. – postaram się jeszcze dzisiaj.
- Ale… dlaczego? – nie mogła tego pojąć.
- Psuję sobie reputację jako szef. Mieszkam z osobą, z którą mnie nic nie łączy.
- I którą miałeś zabić, nie pamiętasz?! – Zapomniał, jak straszny ma głos, jak się denerwuje.
- To było kiedyś. Myślałem, że sobie wszystko wyjaśniliśmy! – zagrzmiał.
- Idź stąd. Nie chcę cię tu więcej widzieć – odwróciła się od niego.
Zrobiło mu się przez chwilę głupio, ale wiedział, że ma rację. Skomplikowana przyjaźń, która ich łączyła, miała marne szanse na przetrwanie. Spakował torbę, i jak najszybciej wyszedł z domu. Ku jego uldze, do nowego mieszkania mógł się wprowadzić jeszcze dzisiaj. Małe mieszkanko nie wydało mu się idealnym miejscem do pracy i życia prywatnego, ale cóż. Lepsze to niż mieszkanie z babą, która tylko utrudnia życie.

*

Zamknęła cicho drzwi, opierając się o nie plecami. Chciała wyjść tego przeklętego szpitala, by spędzić z nim Sylwestra, a tu klapa. A, zresztą mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż użeranie się z facetem, który utrudnia życie.
[img]http://i43.************/29nartj.jpg[/img]
Poszła do kuchni zjeść coś innego niż obrzydliwe, szpitalne żarcie. Jej penetrację lodówki przerwał sms od Jess.
„Będziesz dzisiaj w robocie?”
Pewnie, że będę. Nie pozwolę, by jakiś facet miał nade mną przewagę, bo się wyprowadził, pomyślała z goryczą.
„Jasne” odpisała.

*

Pojechali potem oboje do pracy, na szczęście innymi autobusami. Ku wielkiemu zdziwieniu Josha, dostali zgłoszenie. Czytając akta, jedną ręką szukał na oślep przełącznika.
- Johnson, Black, Ponesky i Bean do mnie.
Sam, Derrick, Jessica i Patricia poszli do jego gabinetu zniechęceni.
- Z tego co wiem, nie macie planów na Sylwestra, prawda? – zapytał.
Odpowiedziały mu pomruki, że nie, a Sam spiorunowała go wzrokiem. Bydlę.
- Tak więc macie sprawę. Zabójstwo. Podzielcie się rolami.
Czarnowłosa podeszła do niego i wyrwała mu papiery, o mały włos ich nie drąc.
- A czy pan, panie Smith, nie ma planów na dzisiaj? – wyszeptała, a jej głos przepełniony był jadem, po czym odeszła.
Zwołała wszystkich na swoje biurko.
- Zabójstwo młodej kobiety. Podobno interesujące. Jedziemy.
- Ej, zaraz. Czemu ty tu przewodniczysz, hę? – Patricia nie mogą tego pojąć.
Nachyliła się ku niej.
- Bo tak. Masz wąty, idź się poskarż panu szefowi.

*

Całą drogę służbowym samochodem Jessicy przemilczały, piorunując się jedynie wzrokiem.
Gdy dojechali na miejsce, wokół kręciło się mnóstwo policjantów. Blondynka wysiadła pierwsza, rzucając zniesmaczone spojrzenie w jej stronę, a po chwili się poślizgnęła i wylądowała na zimnym śniegu.
- A nie mówiłam, że szpilki to niedobry strój na akcje? – kpiła sobie z niej.
Wściekła, otrzepała się. O nie laluniu, tak pogrywać nie będziemy, pomyślała wściekła.
Cała ekipa przywitała się z grupką mundurowych.
- Angelina Rizzoti. 26 lat, samotna. To, co się z nią stało, trzeba zobaczyć na własne oczy.
- Co znaleźliście na jej temat? Gdzie pracowała?
- Przeprowadziła się tutaj 2 lata temu. Pracowała w sklepie z odzieżą, rodzina mieszka w Bostonie, już wiedzą.
- Skąd wiemy o zabójstwie?
- Był telefon.
- Anonimowy? – włączyła się Patricia.
- Nie, wiesz? Przedstawił się, podał swoje dane i się rozłączył – z sarkazmem powiedziała Sam.
[img]http://i41.************/ajsax5.jpg[/img]
- Resztę szczegółów zobaczycie w środku. Kelly już tam czeka.
Zaraz, jaka Kelly? Czyżby nowy patolog? Weszli do domu i pierwsze, co poczuli, to metaliczny zapach krwi. Weszli do pomieszczenia wskazanego im przez policjanta i zamarli. Na podłodze leżało ciało młodej kobiety o barwie alabastru. Za dużo krwi straciła, skwitowała w duchu Sam.
- Zaraz, zaraz, gdzie ona ma głowę? – spytał Derrick.
- W łazience – miękki głos lekarza sądowego przeraził ich nie na żarty. Szybko się odwrócili.
[img]http://i44.************/2wlwtpz.jpg[/img]
We framudze stała ta sama osoba, którą czarnowłosa widziała u siebie w domu. Niesforne loczki były teraz związane w koka, ale pojedyncze pasemka wymykały się i opadały na twarz.
- Podejdźcie – sama podeszła do ciała. – Zabójca wiedział, co robi. Tu – wskazała na miejsce, gdzie powinna być głowa. – Widać wyraźnie, że narzędzie zbrodni był bardzo ostre, lekko ząbkowane. Perfekcyjne cięcie, odcięcie głowy prawdopodobnie zajęło mu góra półtorej minuty.
- Morderstwo było na tle seksualnym? – Jessica przerwała jej wywód.
- Nie. Ale zaciekawiło mnie to – wstała i przeszła do następnego pokoju. Podreptali za nią. – 3 odwrócone krzyże.
- Sataniści… - wyszeptała Sam. – pobraliście próbkę substancji?
- Nawet nie trzeba było. To krew, taka sama grupa jak ofiara.
Przeszli do łazienki, gdzie znajdowała się druga część ciała, a mianowicie głowa. Ale nie była ona rzucona od niechcenia. Stała idealnie na środku okręgu narysowanego czerwoną kredą. W równych odstępach znajdowały się czarne plamy. Wosk. Zaciekawiona, włożyła rękawiczki i dotknęła masy. Twarda.
- Morderstwo musiało być jakiś czas temu. Nie dość, że świece się wypaliły, to jeszcze wosk stwardniał – stwierdziła, odwracając się. – Głowa patrzy na nas, nie ma odciętych powiek. To znak, że przestępca bawi się z nami. Rytualna ofiara. Zaraz zaraz, gdzie jest blondyna?
Wyszli na dwór, gdzie stała Patricia, paląc nerwowo papierosa.
- Palenie zabija – krzyknęła.
- Powiedziała osoba, która sama pali – odkrzyknęła jej. Pierwsza cięta riposta.

*

Mroźne, grudniowe powietrze przepełnione było napiętym oczekiwaniem na nowy rok. Dzieciaki wałęsały się po okolicy, trzymając w ręku petardy. Wszyscy wsiedli do samochodu, jedyna Sam wróciła się do domu. Podeszła do szatynki.
- Skąd tyle wiesz o satanistach? – wyprzedziła ją.
- Powiedzmy, że interesowałam się nimi kiedyś – odpowiedziała. – Mogę znać więcej szczegółów?
Przeszły do salonu, gdzie znajdowała się większość ciała. Krew na ścianach przybierała fantazyjne kształty.
- Krew tętnicza – wyjaśniła, pokazując miejsce prawie pod sufitem. – Pierwszy, że tak powiem strzał. Potem stopniowo opada. Serce próbuje wyrównać tętno. Wtedy albo wpada w śmiertelną arytmię, albo po prostu przestaje bić. Jak dowiem się szczegółów, to na pewno przekażę. A tak między nami. Jak ci się układa z tym mężczyzną, którego widziałam u ciebie w domu?
- Nigdy nie byliśmy razem. Wyprowadził się – powiedziała tonem ucinającym wszelkie dyskusje. – Dziękuję za informacje i do zobaczenia.
Wyszła z domu i odetchnęła świeżym powietrzem. Przy odrobinie szczęścia wyrobi się przed dwunastą do domu. Milcząc, dojechali do domu Sam, gdzie wysiadła, życząc wszystkim pospiesznie udanego nowego roku. Szła ścieżką, zaniepokojona świeżymi śladami buciorów. Czyżby włamywacz? pomyślała, wyciągając broń. Na drzwiach nie było śladów włamania, weszła więc cicho nimi, mierząc bronią przed siebie. W łazience i kuchni nikogo nie było, poszła więc do salonu. Ciągle trzymając rękę na pulsie, zapaliła światło i wrzasnęła przestraszona, opuszczając broń. Na fotelu siedział Josh ze swoją torbą na kolanach.
[img]http://i40.************/2e4j5t3.jpg[/img]
- Debilu, wiesz, jak mnie przestraszyłeś?! – krzyknęła na niego. – Czego tu szukasz?
- Zapomniałem paru rzeczy – odpowiedział, nie patrząc jej w oczy.
- Mam nadzieję, że je znalazłeś. Klucze – wyciągnęła rękę.
Wstał, i zataczając się, grzebał po kieszeniach.
- Chryste, ty jesteś pijany…
- Nie. – pokręcił głową. – kręci mi się tylko w głowie. Do widzenia. Miłego nowego roku.
- Czekaj – odwróciła się do niego.
Odwrócił się z nadzieją w oczach.
- Klucze.
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]

niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 01.03.2009, 13:57   #59
Pani_Snejp
 
Avatar Pani_Snejp
 
Zarejestrowany: 08.03.2008
Skąd: lochy
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 746
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

Biedna Sam, Josh jej nóżki połamał xD
Dzisiaj przeczytałam tylko raz, HA! i kto tu jest pr0? ;D
Fajne, fajne. Nie umiem pisać porządnych komentarzy, jak mi się coś podoba, więc przyjmij to za komplement xD
__________________
Już niedługo... szykujcie się na coś zupełnie nowego...
Pani_Snejp jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 01.03.2009, 17:21   #60
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

ktoś się jeszcze pokusi o komentarz? :>
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]

niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 23:07.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023