![]() |
#971 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Zong interejszyns!!
Bebe Twins odc. 22 Sala Salema była pusta. Dostałam szału. - Gdzie on jest? Gdzie on jest!! - krzyczałam biegnąc po szpitalnym korytarzyu. - Nie ma go. Proszę się uspokoić. Proszę. - opowiadał lekarz - Dobrze już. Porozmawiajmy tu. - odparłam twardo i usiadłam na szpitalnym krześle z białego plastiku. - On nie żyje. - usłyszałam. - Czemu? - jęknęłam. - Zmarło mu się nad ranem, glównie z powodu....no wie pani zbyt głębokie podcięcia. - Nie umiecie leczyć ludzi. Umiecie ich zabijać.- oskarżyłam go i odeszłam do sali. Sięgnęłam po komórkę, i wystukałam znajomy mi numer Brandona. - Salem umarł. - Kim był Salem? - Mój były chłopak. Brandon ja si.ę chcę z tobą ożenić . ja już nie chcę... - Zaraz będę. - przerwał mi mój przyszły mąż i odłożył słuchawkę. Siadłam w kącie sali na podłodze, zwinęłam się w kłębek i rozmyślałam patrząc w jasne turkusowe niebo. W nocy też było pogodnie. Kiedy Salem umierał było pogodnie. Dobrze że nie padało, nic mu nie zakłóci wiecznego spokoju - myślałam. - Cześć kochanie. - uslyszałam obok siebie. Brandon siedział przy mnie i głaskał mnie po głowie. - On zmarł przez mnie. - powiedziałam obojętnie nie odrywając wzroku od błękitu. - Czemu> Sam wybrał śmierć... - Ale ja mu powiedziałam że ty jesteś lepszy od niego i on stwierdziłże jest do niczego. I wybrał śmierć. - wytłumaczyłam w skrócie. - Więc to po części słońce twoja wina. - powiedział. - Dobrze. Chodźmy...chodźmy do Mary. - powiedziałam i założyłam szlafrok. - Nie jest ci zimno? - zapytał mnie. - Nie, nie. - powiedziałam mocując się na ślepo z frottowym rękawem. - O, pani ashley, jak miło panią widzieć. Ma pani wypis!! - entuzjastycznie powutała mnie pielęgniarka. Szybko poszłam do sali, spakowałam się do ulubionej torby, z prawdziwym nabożeństwem władowałam do reklamówki mojego lapotoczka, kiedy z kieszeni szlafroka wyleciała ta ukrwiawiona chusteczka. Spakowałam ją do kosmetyczki i ubrałam się. - MOżemy iść.-powiedziałam i pożegnałam się z oddziałem ginekologicznym. Lekarki pożyczyły mi zdrowia, ja poszłam powoli do domu. Niosłam ten brzuch z dumą i z uwagą. W piątym miesiącu wykształca się to co najważniejsze więc muszę uważać. Ale postanowiłam pójść do szkoły. Od razu po powrocie do domu poszłam do siebie i odpisałam lekcje od Brandona. Wytłumaczył mi fizykę i chemię, a potem usiadł na dole. Zaczęłam robić zapiekanki kiedy usłyszałam dziwne dźwięki z pokoju mamy. - Brandon ona chyba rodzi!! - Nie to niemożliwe. Przecież to dopiero... - Koniec ósmego miesiąca!! - wykrzyknęłam i pobiegłam do sypialni mamy. Nie myliłam się. Siedziała skulona w bujanym fotelu i płakała. Pochwili odeszły jej wody. - oO mój boże, mamo zdążymy do szpitala? - zapytałam głupio - Nie, nie, leć do sąsiadki ona jest lekarką leć, leć.!! - nakazała mi mama. Sprowadziłam na dół Mary - Kate a sama pobiegłam po sąsiadkę, panią Ninę. - Nino, mama rodzi!! - pani nina porawała tylko plecak z czerwonym krzyżykiem i wbiegła do nas do domu. - To już połowa drogi! - wrzasnęła rozczarowana. - Kiedy to się zaczęło? - zapytałam mamy łagodnie - Mleka mleka...jakies 2 godziny temu....- z głowy mamy spływały strużki potu. WIdziałam zmęczenie na jej twarzy, - Nie zązymy do szpitala, ale dziecko jest dobrze ułożone. Jeśli nie straci pani zbyt dużo krwi to poród odbędzie się jak najbardziej poprawnie. - pocieszała nie wiem czy mamę czy mnie Nina. - Boże, boże czy to będzie dobrze? - drżała Mary-Kate. - Będzie, Będzie malutka..-szeptałam przytulając ją do siebie. Nie było teraz nic gorszego jak choroba malutkiego dziecka. Jak na zawołanie wybiegła lekarka. - Dziecko ma białaczkę. Jestem przykra. Źle odebrałam poród ale dziecko było chore już w okresie ciążowym. Do widzenia. - I poszła. I co ja mam teraz zrobic??" Gosh jakie glupie zakonczenei!!!! |
![]() |
|
![]() |
#972 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Dziesięciokrotne szczęście odc. 18
...bałam się jednak, że będzie do mnie przychodzić mniej pacjentów, a nie zniosłabym tego. Przecież kocham ten zawód. Kiedy tak siedziałam i myłam Maggie (już ostatnia....) usłyszałam: -Jak mogłaś! Szybko wysuszyłam Maggie i wyszłam przed dom. Głos dobiegał z domu obok. Wydawał mi się znajomy. Usłyszałam jak ktoś kogoś bije. -Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że jsteś bezpłodna! Przez ciebie straciłem syna! Wyszedł. Był to John. John Bean. Szedł w strone domu, do którego Diana się pzreprowadziła. Znałam ten dom. Była to mała, niepozorna chałupka, mieszcząca się na przeciwko mojego domu... Byli tak blisko siebie. Tymczasem ja wbiegłam do domu, z którego John wyszedł. Oglądnęłam dziewczynę. -Wszystko w porządku. Proszę załozyć sobie kilka plastrów, nie ma pani poważnych obrażeń. -Kim pani jest? -Lekarką, szwagierką tamtego faceta. Przepraszam, muszę iść zanim on komukolwiek zrobi krzywdę. I szybko wybiegłam. -Dlaczego usunęłaś naszego synka?-krzyczał -Odeszłeś! To była moja sprawa! Nie zainteresowałeś sie nawet na chwilę domem! Pięć naszych dzieci umarło, a ty.. -Wybaczysz mi? -Nie wiem... -Ale ja tylko pragnęłem mieć syna! Nie wiedziałem, że jesteś w ciąży... Z synem! Diano! -Zobaczę... Odeszłam dyskretnie od domu, John także wyszedł. Po 30 minutach wrócił. -Pójdziesz ze mną na kolację? I wyszli razem. Po północy wrócili. Diana byłą szczęśliwa, John także, nawet ja, Kate, Susie, i moje dzieci! Cała nasza rodzina! Tylko tamta kobieta.. Wydaje mi się, że skądś ją znam... Tymczasem wróciłam do domu. Susie już spała, Kate nie było. Zawsze wracała przed 10, a teraz po północy. Minęły 2 miesiące. Kate nie daje znaków życia. Susie jest zrozpaczona, Katie smutna, a ja.. Ja się zastaniwam co się z nią stało. Wieczorem pojawiła się Kate. Susie byłą szczęśliwa, ale Kate.. CDN. Ostatnio edytowane przez Zong : 12.11.2004 - 09:45 |
![]() |
![]() |
#973 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
"Blood" od. 4
- NIechce nic mówić! - Dajmy jej trochę czasu! Częstej przesłuchania, sesję z psychologiem i terapię i wszystko wyśpiewa! - Mam nadzieję... - Rozmawiali policjanci patrząc na Heney zamkniętą za ogromną dźwiękoszczelną szybą.... - Mówiłam, że nic niewiem! - Co robiłaś wczoraj w sklepie? - kupowałam jedzenie! - skąd miałaś pieniądze? - zarobiłam! - gdzie? - w pracy! - proszę odpowiadać szczegółowo! - nic na mnie nie macie! Jestem niewinna! - PO 12 godzinach spędzonych na pzresłuchaniu Haney poszła do hotelu. Ktoś zapukał do drzwi - Przyniosłem bukiet od tejemniczego wielbiciela!- zabrzmiał męski głos z za drzwi. To słynny chwyt! Otworzy drzwi i dostanie kulke w łep, albo ją zgarną. Wyciągnęła więc pistolet i otworzyła drzwi przystawaijąc pistolet do głowy mężczyzny. Hanej dokładnie go przeszukała i nie znalazła broni, nadajników , ani innych rzeczy. jednak facet wiedział za dużo. Kulka w łep i dowidzenia! CDN |
![]() |
![]() |
#974 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Dziesięciokrotne szczęście odc. 19
..ale Kate była cała poraniona. -Coś ty sobie zrobiła!-krzyczałam -Dostałam pracę. -To dobrze -Ale jakiś pracownik się mną zainteresował, poszliśmy do kina, zapytał czy go kocham, jak powiedziałam nie wziął mnie do siebie i regularnie bił. jak się jakoś uwolniłam chciałam pójść go zab... unieszkodliwić, ale byłam świadkiem jak kobieta, podająca się za jego żonę go dusiła. -Zgłosiłaś to na policję? -Nie, i nie mam zamiaru, bo wiem, że on ją zdradzał. Zajęłam się ranami Kate. Miała złamaną rękę. -Musisz pojechać do szpitala. -Nie. -Masz złamaną rękę. -Trudno. -ależ Kate... -Będzisz mnie operowac tutaj. -Jaką właściwie masz pracę? -Jestem dziennikarką. -Bez żadnych kwalifikacji? -Sorry, skończyłam studia, byłam w redakcji "USA news", to nie kwalifikacje? -Nie wiedziałam. Jutro kończy mi się urlop. 2 miesiące temu skończyłam moje "wakacje", ale rozchorowałam się, i choć doskonale wiedziałam na co jestem chora, poszłam do szpitala, przez co jeszcze bardziej się rozchorowałam. Miałam urlop na 2 miesiace. Myślałam, że dziesięcioraczki będą miały lepszą madczyną opiekę, ale w obawie o ich zdrowie nie mogłam się do nich zbliżać. -Edyto.. Ashley dziwnie się zachowuje-powiedziała Kate Po pół minucie przy niej byłam. Kate niańczyła Katie. -Ma alergię...-powiedziałam -Na co?? -Nie wiem, jestem chirurgiem. Wzięłam Ashley ze sobą. -Aniu.. -Tak? -Zbadaj Ashley. Ma alergię, ale nie wiem na co. Po 2 godzinach poszłam do Ani. Wręczyła mi długą listę. Były na niej: mleko, puch, sierść zwierzęca.... -To się da leczyć?-spytałam z nadzieją -Tak. Ale to jest trudne i wymaga nie tylko szerokich środków finansowych, ale i zaangażowania matki i czasu. Za 2 lata, po długich rehabilitacjach, powinna być zdrowa. Zdrowa... Co za cudowne słowo.. -2 lata? -Tak... -Pani doktor... Pacjent z... Wybiegłam. Co za praca... Co za życie! CDN. |
![]() |
![]() |
#975 | |
Guest
Postów: n/a
|
![]() Cytat:
|
|
![]() |
![]() |
#976 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
gosh leniuchy!!
Bebe Twins odc. 23 No więc kierując się impulsem podeszłam do telefonu i wezwałam karetkę. - Halo/ - spytałam sennie - Proszę szybko karetkę na ulicę dziwną 158. - Tak jest, zaraz będziemy. - odparła dyspozytorka. Po chwili usłyszałam wycie syren pod naszym domem. Otworzyłam drzwi. - Moja mama urodziła, ale małe jest chyba chore. - dodałam"chyba" - Gdzie ona leży?- W tamtym pokoju. - Zaraz się nimi zajmiemy. - odparła lekarka i zawołała swoją świtę do pokoju mamy. Ja poszłam nas górę i wystukałam numer Brandona. - Brandonek? - szpenęłam przestraszona. - Tak, tak...coś z tobą nie tak? - Nie, nie ze mną, mamusia.....- wyjąkałam jakbym była 2 letnim dzieckiem. - Niedh zgadnę urodziła...- powiedział a ja się rozpłakałam. - Tak, ale... - Ale czemu się nie cieszysz? - zapytał lekko zdzwiwiony . - Bo to dziecko jest chore!! - odparłam niezbyt głośno . - A na co jeśli mogę wiedzieć? - Chyba białaczka....- przektusiłam jakoś te słowa przez gardło. - Zaraz u was będę. - Siadłam przestraszona na łóżku i zaczęlam płakać kiedy usłyszałam ostre pukanie do drzwi. - Tak. Dziecko jest chore. Bialaczka wstępna....-powiedziała przerzucając notatki lekrka. - A...a da się to wyleczyć? - spytałam z nadzieją. - O tak, ale musimy znaleźć dawcę...- powiedziała learka, -Krwi>? - spytałam. - Tak, ale to musi być ta sama grupa. Ona ma 0 Rh-. - To tak samo jak ja!! - ucieszyłam się i zapłonął we mnie mały płomyk nadziei. - Więc, jutro zgłoś się na badania. Nie, nie moz.esz!! - krzyknęła nagle ona. - Ale czemu> Co ja zrobiłam??"- zapytałam nagle jak odrzucona. - Spokojnie, po prostu jesteś w ciąży. - I co?? I co z tego>??!! - krzyknęłam rozdzierająco. - A to, że twoja krew jest teraz potrzebna twojemu dziecku. Któreś z twoich rodziców też ma tę grupę krwi. Albo twoja siostra bliźnaiczka!! - wykrzknęła ona i wyszła z pokoju. Uslyszałam ściszoną dyskusję przez drzwi, potem zobaczyłam przez uchylone drzwi jak wyproqwadzają na dół mar-kate ale nigdzie z nią nie wychodzą. Piotem uslyszałam skrzypienie drzwi na dole. Zapisałam w pamiętniku starannie ten dzień, ten szczególny dzień 4 grudnia, kiedy urodziła się moja siostra, a potem zaznaczyłam go jako Narodziny. Po prostu - narodziny. Nie - czyje narodziny. Po prostu narodizny. I wcisnęłam guzik włączający komputer. |
![]() |
![]() |
#977 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Tatułaż
Odcinek 15 - Eee... To ty jesteś Molly?- zapytałam. Dziewczyna gwałtownie sie obruciła, a ja zobaczyłam śliczną dziewczynę o brązowych oczach. Jej ciemne blond włosy sięgały do ramion. - Tak, to ja. - A więc co z Rozi? - Ona... Eee... Wyjechała... Tak! Wyjechała! - Co?! Z kim?! Kiedy?! Dlaczego?! Po co?! - Wyjechała ze... Ze swoją mamą. Dzisiaj o 18:30. A dlaczego? No bo jej mama powiedziała: " Ta, Gia ma na ciebie okropny wpływ. Jedziemy na pół roku do cioci, w Teksasie!" - Co?! To nie możliwe! - A jednak. - powiedziała Molly i podała jej kartke. - Co to? - Przeczytaj. To list od Rozi. Kazała Ci go dać. - Gia spojrzała na Molly badawczo. Spostrzegła że jest takiego samego wzrostu jak Rozi. - Acha, dzięki. - powiedziała Gia i już chciała odejść gdy, Molly zawołała... - Dozobaczenia jutro! - ale Gia już nie odpowiedziała. Rozwineła list od Rozi i usiadła na ławce w odległej części parku. Brzmial on tak: "Droga Gio! Niestety mama zabiera mnie do ciotki na pół roku. I to jeszcze do Teksasu! Nie wiem jak przerzyje bez Ciebie! Bez wspólnych wypadów na miasto... W każdym razie za pół roku sie zobaczymy. Albo nawet wcześniej... Przyjade na Gwiazdke! Przywioze Ci jakieś fajne prezenty! Fajnie będzie w Teksasie... Nie! To nie prawda! Wcale tak nie myśle! Będzie tam żle, niedobrze! Pójde do nowej szkoły! I to z internatem! Uciekne z tamtąd! Nie chce tam jechać! Ach, Gia... Tak mi ciężko! Jak przyjdziesz do domu to od razu napisz mi e-mile... Mój ades: [email protected] Z ucałowaniami Rozi" Gia złożyła list wstała i powlokła sie do domu. Ale na dróżce do wyjścia z parku stanoł jej jakiś facet. Próbowała go ominąć, ale on zastawiał jej droge. - Przepraszam! - powiedziała zirytowana - Nie przyjdziesz już tu nigdy... Nawet nie dojdziesz do domu... - To sie okarze! - krzykneła Gia i podcieła mu nogi. Ten sie przewrócił, wtedy Gia wyjeła mu z kurtki pistolet i zastrzeliła go. Patrząc na trupa, zrospaczona pobiegła do domu... CDN |
![]() |
![]() |
#978 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Bebe Twins odc. 24
"Mell jest dostępna" Ash Cześć młoda. Jestem załamna. Mell A czemu to? Znowu ci jakis chlopak serduszko złamał? Ash Nie, niestety nie. Branmdon...on mnie kocha i ja jego mnie... Mell No to nie bądź taka tajemnicza tylko mów o co łazi. Ash Ona...moja siostra ma białaczkę. Mell Mary-Kate? No nie żartuj. Ash Nie, ta co się dzisiaj. Urodziła. Sorry ale mama mnie wzywa na dół. Zabrali jej małą do szpitala i chce do niej pojechać. Mell Ok to do zobaczenia. YO!!! Ash Pa!! :* ![]() Wyszłam z pokoju i zeszłam do mamy która mnie istotnie wołała. - Córeczko, dasz mi....torbę? - zapytała ona słabo. - Oczywiście. - powiedziałam i dałam jej torebkę. -Widziałaś takie różowe...pastylki? - Tak, leżą w szafce.. - Podaj mi je...- odparła ona i wstała. Była słaba, miała założone szwy. Do torby wpakowała kilka ręczników, śpioszki, kaftaniki, pampersy, kilka paczek chusteczek nawilżanych, i mnóstwo bzdur potrzebnych maluchowi. - Kochanie ona teraz będzie całe swoje życie spędzała w szpitalu..... - Mamo> Nie rozklejaj się. - powiedziałam i łzy mi stanęły w oczach. Nie potrafiłam nad nimi zapanować. - Musisz jechać do SB. Musisz jechasć zarobić. - rzuciła mi matka na wyjściu. Sięgnęłam niepewnie po mapkę i obejrzałam ją ze wszystkich stron. No cóż - wchodzisz, idziesz między żywopłotem....to się wydaje ptroste. - Mary, w co byś się ubrała do SB/ - zapytałam ją. - W miniówę, kabaretki i bluzkę z dekoltem. - - No coś ty. - oburzyłam się szczerze i wyszłam z pokoju. Stanęłam przed szafą. Wybrałam w końcu: czerwony stanik, na niego założyłam długą czarną bluzkę z siatki, na ręce włożyłam czarne frotki i bransoletki, na nogi włożyłam kabaretki, a na nie powinięte czarne Wranglery. - I jak wyglądam? - zapytałam siebie w lustrze. Wysłam z pokoju i zaczęłam dobierać buty. Podtanowiłam założyć czarne glany. No tak, te wymalowałam w stokrotki, ale te są niezłe. Zasznurowałam je i wyszłam na przystnek/ - Do SB porosze. - odparłam i rzuciłam wyznaczoną sumę do portmonetki. - Ok, nie ma sprawy. - odparł przystojny kierowca. Wyjęłam telefon i wystukałam siedem liczb numeru Brandona, Nikt się nie zgłaszał. No więc zadzwoniłam do domu. - Dzień dobry, jest Brandon? -To ty nic nie wiesz> Brandon..... Znowu głupie zakończenie :laugha: |
![]() |
![]() |
#979 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Tatułaż
Odcinek 16 W domu Gia szybko pobiegła do telefonu. - Słucham? - Doktor Fillibuster? Musi pan szybkoo mnie przyjechać! Mówi Gia. - Ach, Gia. Dlaczego mam do ciebie przyjechać? Jest 22:15! - To nie jest rozmowa na telefon! Zrobiłam coś strasznego! - odpowiedziała w pośpiechu. - Dobrze... A więc zaraz u ciebie będe...- Gia pośpiesznie odłożyła słuchawke. Czekała 15 minut na doktora. I wydawało jej sie, że to naj dłuższe 15 minut jakie przeżyła. Doktor zapukał. Gia otworzyła mu i zaraz poszła z nim na góre. Opowiedziała mu wszystko. Doktor zaszokowany odpowiedział... - Nie martw sie. Wszystko będzie dobrze zaufaj mi. Tylko już o tym nie myśl. Ja to załatwie. Dobranoc. - Ale... - Dobranoc. - powiedział z naciskiem i wyszedł. Gia słyszała szepty dochodzące z salonu. "zapewne rozmawia jeszcze z mamą..." pomyślała i poszła z siebie to wszystko co sie stało dzisiejszego wieczoru zmyć z siebie. Potem usiadła do komputera i napisała list do Rozi. Gdy skończyła zgasiła światło i poszła spać. Rano wstała. Mamy już nie było więc wyszła i poszła do Molly. Zadzwoniła do drzwi. Molly otworzyła jej z plecakiem na plecach. Była ładnie ubrana, Gia też ale wydawało jej się, że nie wygląda dobrze. Molly nagle rozpłakała sie i . . . CDN Sorry, nie moge pisać. Gadam z Neverlingiem ![]() |
![]() |
![]() |
#980 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Tak ja ze swoją histą to się mogę schować.... i gwałcić :laugh: :laugh: :laugha: :laugha: :laugha: :laugha: :laugha: nie, nie mam ochoty :laugha:
|
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 21 (0 użytkownik(ów) i 21 gości) | |
|
|