Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 11.08.2013, 14:43   #261
Vaniliowa
 
Avatar Vaniliowa
 
Zarejestrowany: 11.04.2012
Skąd: Z Vaniliowej wioski
Płeć: Kobieta
Postów: 23
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

*.* cudowne zdjęcia <3 (hah, choć to nie nowość )
Jednak tym razem przeszłaś samą siebie.
Po prostu CUDO.
Czyżby doszedł nowy bohater w postaci wampirka?
Coś czuję, że będzie się działo ^^
Dodaj tylko szybko ten odcinek, bo zaraz umrzemy z ciekawości.
__________________
Vanilia
Vaniliowa jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 16.08.2013, 14:34   #262
Muffshelbyna
 
Avatar Muffshelbyna
 
Zarejestrowany: 02.03.2013
Skąd: Bayview <3
Płeć: Kobieta
Postów: 631
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

OMG, te fotki są naprawdę cudne. *.*
Zazdroszczę, ja w życiu bym takich zdjęć nie zrobiła!
Szczególnie podoba mi się ta fotka. Taka klimatyczna, fajna, w moim stylu.
Czekam na odcinek! ^^
__________________
Erst wenn die Wolken schlafen gehen
Kann man uns am Himmel sehen
Wir haben Angst und sind allein

Der Gott weiß ich will kein Engel sein
Muffshelbyna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 22.08.2013, 11:12   #263
Myrtek
 
Avatar Myrtek
 
Zarejestrowany: 07.01.2012
Skąd: Kotlina rozpusty
Wiek: 25
Płeć: Kobieta
Postów: 633
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek





Odcinek 1 "Krew z krwi"



Przez te pół roku przeżyłam wiele. Zbyt wiele. Sama nie potrafiłam racjonalnie wyjaśnić mojej wytrwałości. Nigdy nie wierzyłam, że podołam tak wielu trudnościom czyhającym na każdym kroku. Gdy wszyscy zaczynali mi współczuć i traktować jak ostatnią ofiarę, podporządkowywałam temu, co mówili. Stawałam się tym, kim podświadomie chcieli bym była. Przez nagły obrót spraw miałam zupełny mętlik w głowie. Gdyby ta sama Faye, tyle że sprzed roku, stanęła twarzą w twarz z tą żyjącą w teraźniejszości, z pewnością by jej nie poznała. Choć wciąż byłam długowłosą blondynką o okrągłych zielonych oczach i ustach często umalowanych brzoskwiniową szminką, to i tak nastąpiła diametralna zmiana. Sypiałam coraz mniej. Oznaką tego były wiecznie podkrążone oczy. Gdy mogłam tylko zasnąć, dla odmiany nawiedzały mnie koszmary. Wszystkie były wynikiem tego, co działo się za dnia. Ciągle prześladowały mnie krwiożercze stwory. Budziłam się w momencie, w którym moje ciało było rozszarpane na strzępki. W głębi duszy wiedziałam, że nie powinnam się w to pakować. Moja podświadomość dawała mi wyraźne sygnały, ale głupia ja je lekceważyłam. Czułam się jak te przytępawe, bezpłciowe bohaterki ckliwych melodramatów przeznaczonych dla nastolatek i ich mamusiek, które po zmyciu naczyń zatapiały się w tej nic niewnoszącej lekturze. Ale... to było coś zupełnie innego. Damien zapewniał mnie, że w pełni kontroluje swoje drugie "ja". Starałam się mu wierzyć, ale nie urodziłam się wczoraj. Dlatego też ograniczałam częstotliwość i poziom namiętności naszych pieszczot. Skoro facet w ich trakcie ledwo nad sobą panuje, to co tu mówić o hamowaniu swego alter ego? Jeśli zaś zbliżała się pełnia, nie protestowałam, by odchodził, mając na względzie swoje bezpieczeństwo. No, może z wyjątkiem ostatniego razu. Wciąż byłam przekonana, że podjęłam słuszną decyzję, jeśli mowa o mojej egoistycznej stronie. Od początku nasz związek tkwił na pochyłej, mogąc w każdej chwili zakończyć się jakimś tragicznym wypadkiem. Nie byliśmy ze sobą długo, bo raptem kilka miesięcy, lecz przeżyliśmy wspólnie więcej niż niejedna para z większym stażem. Bałam się więc, że z powodu różnych ras, nasza miłość szybko dobiegnie końca. Co chwile napotykaliśmy trudności. Po prostu miałam wrażenie, że jakby go tracę. Był już też pełnoletni (jedyne, czego nie mógł robić to picie alkoholu, ale i tak sprzedawano mu bez problemu, ponieważ był wyrostkiem), zatem ilość obowiązków w sforze rosła. Nie chciałam tracić czasu bez niego, marnować okazji na kolejne pocałunki. Niestety, wszystko poszło nie tak.





Roztargniony pilnowaniem wielu osób i rzeczy, nie dał rady wykonać plany po swojej myśli. Alternatywna wersja była taka, że po wyeliminowaniu wszystkich Zombie, miał odwieźć mnie spokojnie do domu, a może nawet kto wie, czy nie zostałby na dłużej. Gdy jechaliśmy samochodem w tamto deszczowe popołudnie, on sam mówił "nie", ale jego oczy twierdziły zupełnie co innego. Nie dało się tego nie zauważyć. Wiedział co mnie czeka, ale tak jak i ja, każdą chwilę bez ukochanej osoby traktował jako bezsens. A dlaczego tak wybuchł, że ośmielił się podnieść głos? Bo oboje chcieliśmy tego samego, ale byliśmy doskonale świadomi ewentualnych konsekwencji.



I tak w wyniku obrotu spraw, zbliżyłam się samowolnie do śmierci. Tkwiłam w żelaznym uścisku mrocznego kosiarza, który miał mnie zaciągnąć na drugą stronę. Jego dotyk był zimny jak lód, zupełnie jak kogoś, kto zmarł kilka godzin wcześniej. Chodzący trup. Tyle że nie rozkładał się ani nie wydzielał nieznośnego fetoru. Nie jęczał przeraźliwie. Z daleka wyglądał jak dobrze trzymający się anemik. Jego skóra miała niezdrowy odcień bieli, ale sprawiała wrażenie dość zdrowej, zadbanej. Przede wszystkim gładkiej. Jak najlepszej jakości jedwab. Nie miał żadnych charakterystycznych niedoskonałości jak pieprzyki, przebarwienia czy blizny. Powłoka ta była idealna - gładka, jednolita - zregenerowana. Włosy, choć w ciemności, promieniały blaskiem. Oczy nie były zaczerwienione jak u przeciętnej osoby. Białka były białe, a tęczówki jasnozielone. Nos miał ostry, męski kształt, a blade usta zarysowane w cienką linię. Tylko te... kły. Przeszukałam w nerwach prędko biblioteczkę w głowie. To nie mógł być Zombie, ale też na pewno nie był człowiekiem. Ostre kły, świdrujące spojrzenie, lodowata skóra i... krew. Wampir. Kolejny niebezpieczny nadnaturalny. A ja - ciepła, ludzka dziewczyna z gorącą, pulsującą krwią w żyłach. Byłam znakomitym kąskiem.
Jego ubrania były nieco staromodne i zużyte. Nie sprane, bo z pewnością ich nie czyścił, a można było się tego domyśleć po ziemnym zapachu, ale znoszone. Prawdopodobnie był wędrowcem, jednym z tych, którzy wychodzą z ukrycia tylko po to, by sprawić sobie rozrywkę i najeść się do syta. Dwa punkty z harmonogramu oznaczone ptaszkiem.



Wreszcie się stało. Ostre zębiska zanurzyły się w mojej szyi, rozdzierając warstwy skóry. Można by to porównać do pobierania krwi, tylko wyobrazić trzeba sobie, że igła ta jest dziesięciokrotnie większa i dosłownie czuje się, jak krew uchodzi z ciała. Jęknęłam głucho. Kolana pode mną się ugięły, a łzy spływały po policzkach, ale trzymał mnie na tyle mocno, że wciąż nie upadłam. Powoli powieki stawały się coraz cięższe. Dochodziły do mnie nieco stłumione dźwięki, lecz to, co stało się później, usłyszałam nadzwyczaj wyraźnie. Oddychałam z większym trudem. Traciłam z czasem wszystkie czynności życiowe. Nie myślałam w tej chwili o Damienie, babci, rodzicach czy tej całej tajemnicy, którą owiane jest Moonlight Falls. Czułam smród palonych ciał i krwi. Zapewne gdy spuści ze mnie cały życiodajny płyn, wrzuci mnie na stosik - pomyślałam. Poczułam, jak lecę w impetem na ziemię.


* * *

Wyswobodziłam się z czułego uścisku. Wiedziałam, że będzie mi tego brakowało. Pierwszy raz w życiu miałam być zdana na siebie. Opiekować się całym dorobkiem pod ich nieobecność. Tak, to nie lada wyczyn dla dzieciaka. Poczułam się nagle taka dorosła i odpowiedzialna. Złapała mnie za ramiona i spojrzała głęboko w oczy z matczyną troską. Obie wiedziałyśmy, że dam sobie radę. Tym bardziej, jeślibym miała z czymś problem, mieliśmy na tyle uprzejmych sąsiadów, że w każdej chwili mogłam się zwrócić do nich o pomoc. Na jej pełnych ustach pojawił się cień uśmiechu. Była uradowana, a zarazem smutna.
W końcu wydusiłam z siebie kilka słów.
- Bawcie się dobrze, mamo. O mnie się nie martwcie. Przez ten czas jakoś sobie poradzę.
- Jeżeli swoboda tak bardzo nam się spodoba, to cie powiadomimy - zażartowała.
Szkoda tylko, że nie dotrzymała słowa i już nigdy nie usłyszałam jej głosu.


* * *

Ostre światło jarzeniówek. Białe jak śnieg na biegunie północnym. Otwierałam bardzo powoli oczy, aby źrenice przyzwyczaiły się do natężenia światła. Potrzebowałam chwili, by zobaczyć wszystko w rzeczywistych barwach. Chciałam potrzeć dłońmi skronie, gdy zauważyłam, że mam coś na nadgarstku. Było to typowe "krowie" szpitalne oznakowanie w postaci regulowanej opaski. Miała mój znienawidzony, niebiesko-zielonkawy odcień, który jeszcze częściej niż bransolety, zdobi ściany przedpotopowych przychodni. W końcu zauważyłam, że cała kolorystyka pomieszczenia przeplata się między białym i wyżej wymienionym kolorem. Wystrój był równie surowy. Pośrodku stało łóżko, obok którego znajdowała się irytująco migająca aparatura, a tuż naprzeciw szafka. Spojrzałam w bok. Na metalowej, ale pomalowanej farbą etażerce leżała moja komórka. Żadnych kwiatów, słodyczy. Jedyną ozdobą sali był lekko zeschnięty fikus. Nagle drzwi się lekko uchyliły. Wszedł wysoki szatyn w lekarskim stroju o tej samej barwie co moja opaska. Miał głowę zawieszoną w jakichś papierach. Podszedł do mojego łóżka powoli, wciąż wpatrując się w dokumenty.
- Dzień dobry - przywitałam się ochryple.
Puścił to mimo uszu.
- Jak się pacjentka dzisiaj czuje? - zapytał poważnym, męskim głosem.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ odłączył w tym czasie cały sprzęt, do którego byłam podłączona. Może to było takie typowe, lekarskie pytanie na odchodne? Czyżbym miała już wrócić do domu?
- Dobrz...
Położył papierzyska na stoliczku i zamarłam. To było on. Ten wampir. Na jego ustach zawidniał fałszywy uśmieszek. Próbowałam się podnieść, ale byłam znieruchomiała.
Wyrwał kroplówkę z mojej ręki. Chciałam krzyknąć z bólu, ale wydałam z siebie tylko niemy odgłos.
- To bardzo się cieszę - szepnął.
Po chwili rzucił się na mnie i...


Zerwałam się z miejsca i głośno krzyknęłam przerażona.
Nagle zamiast tajemniczego mężczyzny pojawił się Damien, uspokajając mnie. Wbił palce w moje ramiona próbując do mnie przemówić. Skołowana patrzyłam na niego.
- Gdzie... gdzie ja jestem? - Oddychałam spazmatycznie.
- W szpitalu, Faye. Ten skurczybyk nieomal cię wysuszył. Musieliśmy wymyśleć jakąś wersję wydarzeń.
W końcu puścił mnie, lecz ciągle przysiadał na łóżku.
Rozejrzałam się wokół. Kolor opaski pozostał ten sam, lecz wystrój był zupełnie inny. Ściany miały chłodny, choć przyjazny odcień. Na stoliczku stał stosik skromnych bukietów i czekoladki. Miałam na sobie typowy szpitalny, papierowy uniform odsłaniający pośladki. Po chwili zauważyłam, że nie jesteśmy sami. Przy łóżku, na krzesełkach siedział Jeremy, mój nowy wilkołaczy przyjaciel i Jada, która nie wiem po jaką cholerę tu przylazła. Czy ta dziewucha nie wyczuła kilkukrotnie aluzji?
Damien złapał mnie za rękę i zrobił zwieszoną minę.
- A co z... - W moim gardle stanęła gula. - Nim? - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
- Sukinkot stchórzył jak mała dziewczynka! - odparł hardo dryblas.
- Po prostu bał się o swój twardy tyłek - skwitowała Jada.
Ja jednak oczekiwałam poważnej odpowiedzi. Spojrzałam znacząco na tę dwójkę i od razu się opamiętali.
- Jeremy w porę cię uratował - zerknęłam na mojego wybawcę. - Gdy zaczęłaś tracić kontakt ze światem, zakradł się i w postaci wilka skoczył na was. Złapał bydlaka za fraki i zaciągnął go w stronę ognia.
- Ale w porę uciekł - wtrącił śmiertelnie poważny Jerry.
- Dał nam znać gdzie jesteś i wszyscy ruszyliśmy ci na ratunek - dokończył, wpatrując się w moje oczy, lecz zaraz schował głowę w dłoniach. - Jak mogłem cię nie dopilnować... przecież byłem tak blisko!
Przytuliłam go do siebie i pogłaskałam po zmarszczonym czole.
- Nie, Damien. To ja głupia lazłam tam i wpadłam w pułapkę.
Odsunął się ode mnie już w pełni spokojny i posłał mi delikatny uśmiech. Ja zaś odwróciłam się w stronę mojego wybawcy i pochyliłam nad nim. Zbliżył się do mnie, szurając krzesłem. Ujęłam jego twarz w dłonie i ucałowałam policzek, na co odpowiedział mi promienistym uśmiechem.




Przyjrzałam się trzem bukietom stojącym tuż obok łóżka. Jeden, najbardziej kolorowy, składał się z polnych kwiatów. Następny, domyślam się należał do Damiena, ponieważ znajdowały się w nim białe tulipany. Ostatni zaintrygował mnie najbardziej. Było to 6 róż, z czego 5 czerwonych ułożonych wokół jednej białej. Niepewnie wyciągnęłam w ich stronę dłoń. Wśród ostrych jak brzytwa kolców zamigotało coś kremowego, utrzymującego się na sznurku. Był to rozkładany liścik. Powoli sięgnęłam po niego, by nie skaleczyć się naturalnym ochraniaczem roślin.
"Dziękuję za wspaniały wieczór, liczę na dokładkę - Joseph."




Krwiopijca, który zeszłej nocy chciał pozbawić mnie krwi, a co za tym idzie życia. Ironiczna forma jeszcze bardziej mnie przeraziła. Może byłam głupia, ale nie bałam się o swoje życie, które wywalczyłam kilka godzin temu.
A co jeśli postanowił zająć się babcią? Było to przecież całkiem logiczne. Często psychiczni mordercy, aby zniszczyć swą ofiarę, atakowali najbliższych.
- A gdzie babcia? - Panika zaczęła we mnie narastać.
Wszyscy spojrzeli po sobie. Nie podobało mi się to. Ponowiłam pytanie i raczyłam, że ktoś wreszcie wyjaśni mi co jest grane.
- Jej... nie ma. - wydukał Damien z miną przestraszonego zwierzęcia.
Nie ma jej. Nie ma mojej babci. W domu, w Moonlight, nie wiadomo czy w ogóle chodzi jeszcze po tym świecie. Czyżby on sugerował mi, że umarła? Że nie ma jej wśród nas. Mogła zostać porwana, mogła uciec, równie dobrze mogła rozpłynąć się w powietrzu. Od pewnego czasu czułam, że coś przede mną ukrywała, ale nie miałam pojęcia co.
Podniosłam się na rękach, lecz podłączona do przewodów łączących mnie ze specjalistyczną aparaturą, czułam się jakby pchnięta w tył. Te, które uzupełniały braki krwi w moim organizmie, wpięto głęboko do żył. Damien wiedział co mam zamiar zrobić. Będąc ze mną twarzą w twarz wyszeptał:
- Ani. Mi. Się. Waż.

* * *



Sfora zdążyła już przeszukać dom należący do babci. Nikt nie znalazł żadnych śladów należących do ewentualnego porywacza, nie natknęli się również na żadną wiadomość. Zupełnie jakby pojechała na zakupy i miała zaraz wrócić. W takim właśnie stanie znajdowało się wszystko, co zastałam. Nie wezwaliśmy policji. Nie chcieliśmy kolejnych psów do węszenia. To by tylko narobiło nam jeszcze większego smrodu. Dom wydawał się pusty, lecz nic nie zniknęło. Ubyło tylko jednej duszy, odwiecznie nadającej charakteru całej posiadłości. Damien postanowił zostać ze mną na noc. Niestety, mógł pozwolić sobie na to tylko raz, ponieważ obowiązki wzywały.
Zrobiłam tosty, które zjedliśmy, siedząc na kanapie przed telewizorem. Kolorowe obrazki poruszające się na ekranie stanowiły tylko tło. Nie mogłam skupić na czymkolwiek myśli.
Zasnęłam w jego ciepłych ramionach, a przyszło mi to wyjątkowo szybko. Tej nocy również nic mi się nie przyśniło. To okropne uczucie skołowania, gdy zamykasz jakby na sekundę oczy, a jak je otwierasz już jest poranek. Niby jesteś wypoczęty, ale dłuższą chwilę zajmuje zorientowanie się w rzeczywistości. Obudziłam się, ale o dziwo wciąż był przy mnie. Wprawdzie leżał obrócony do mnie plecami, po drugiej stronie łóżka, ale został. Nie potrzebował okrycia, lecz mnie nim obdarował. Ciekawa byłam, kiedy zasnął, jeśli w ogóle. Przytuliłam się do niego i nagle rozległo się głośne chrapnięcie.



Moja babcia miała wielki sentyment do niezniszczalnych sprzętów. Twierdziła, że jeśli coś działa, to nie powinno się tego wyrzucać. To samo zdanie miała na temat swojego telefonu, który był niewiele młodszy ode mnie samej. Co lepsza, ciągle działał, mimo że poddany był wielu próbom wytrzymałościowym. Tyczyło się to także przedpotopowego odkurzacza. Gdyby nie podrdzewiałe metalowe części i od czasu do czasu buchające kłęby kurzu przy wymianie worka, sprawował się całkiem nieźle. Zapewne wielu oryginalnych miłośników klasyki zabiłoby się za taki sprzęt.
Pewnego dnia zmuszona byłam wejść w końcu do sypialni opiekunki. Meble były tak stare jak sam dom, a całego efektu dopełniały stylizowane dekoracje oraz rodzinne pamiątki, które nie zmieściły się w salonie. Wciąż czułam zapach jej perfum, których używała odkąd sięgałam pamięcią. Z domem w Moonlight kojarzyła mi się słodka woń jej skóry oraz charakterystyczny zapach jej popisowej szarlotki.
Pomieszczenie zastałam w nienaruszonym stanie, tak jakby wczoraj przecierała kurze na półkach. Ale tego nie zrobiła. Zaginęła jedenaście dni temu.
Miałam teraz tyle na głowie - zbliżające się wielkimi krokami egzaminy zaliczeniowe, tajemnicze zniknięcie babci i cała ta mroczna strona miasta, obejmująca wszystkie nadnaturalne stworzenia i zjawiska.



Z mojego pokoju dochodziła stłumiona muzyka. Był weekend, więc nie spieszyłam się z porządkami. Miałam czas do wieczora, ponieważ chciałam przeznaczyć go na naukę.
Schyliłam się, by sięgnąć powierzchni pod łóżkiem. Podłoga spowita grubą warstwą kurzu. Babcia była chyba na tyle leniwa, że nie zaglądała tam przez kilka dobrych tygodni, więc zmuszona byłam przetrzeć to mokrą szmatą. Nie miałam ochoty schodzić na dół po miotłę, więc musiałam wpełznąć jakoś pod łóżko. Gdy powoli wychodziłam spod mebla, poczułam że coś jakby się pod mym nadgarstkiem ugina. Podniosłam się i nacisnęłam mocniej piętą. Zaciekawiona zastukałam w to miejsce i usłyszałam nagle głuchy dźwięk. Od razu nabrałam chęci i poszłam po zestaw z narzędziami. Był to parkiet starego typu. Do podważenia panelu użyłam śrubokręta z płaską końcówką. Od czasów nowości nigdy nie były wymieniane, więc szybko poszło. Musiałam to zrobić jeszcze z kilkoma panelami. To, co ukazało się moim oczom, przeszło najśmielsze oczekiwania.

Coś takiego widziałam w filmach i nie sądziłam, że to się praktykuje w prawdziwym życiu. Był to tajemny schowek, zapewne tak stary jak i dom, a poznać można było to po ilości brudu zebranego w środku. Leżała tam stara, drewniana szkatułka otwierana na klucz, którego nie potrafiłam nigdzie znaleźć. Podniosłam pudełeczko, a następnie odwróciłam do góry denkiem. Na spodzie wyryto małymi, koślawymi literami wskazówkę. Napisany był jeden jedyny wyraz - "Naszyjnik". W końcu coś zaświtało mi w głowie. Szybkim krokiem udałam się do swojego pokoju. Nerwowo przebierałam palcami w nieposegregowanej biżuterii.
Bingo - myślę. Na któreś urodziny dostałam od babci stary wisiorek w kształcie abstrakcyjnego klucza. Nie nosiłam go, bo rodzinny zabytek nie pasował do dziecięcej szyjki.

Dobrą chwilę zajęło mi trafienie w dziurkę. Ręce trzęsły mi się jakby z zimna. Pasował. Wzięłam głęboki wdech. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Ukrytych skarbów, wiadomości, a może papierów na dom? Znów się zdziwiłam. To tylko zdjęcia babci z czasów, kiedy była dzieckiem czy pokaźne drzewo genealogiczne Morganów. Zrezygnowana, rzuciłam papierami. Dlaczego tylko tyle? Dlaczego nie odnalazłam żadnych przydatnych informacji o mojej rodzinie? Już nic by mnie nie szokowało.


* * *

Po pokoju rozległ się odgłos papieru opadającego na stół.
- Tu musi coś być - oznajmiłam stanowczo.
- Faye, wielokrotnie to sprawdzaliśmy - odparł Damien, przecierając twarz dłonią. - Gdyby tu cokolwiek było, już dawno byśmy to rozwikłali.
- Nie bez powodu chowałaby byle jakie zdjęcia w tak dobrze zaplanowanej skrytce. - Nie dawałam za wygraną.
- To też prawda - wcięła się Jada. Jak zwykle było jej pełno tam, gdzie nie powinno.
Usłyszeliśmy kroki dochodzące z kuchni.
- No, dziewczynki - mówiąc to spojrzał zawadiacko na Damiena. - Czas się rozluźnić!
Zza jego pleców wyłoniła się zgrzewka dobrego, regionalnego piwa. Od razu atmosfera się polepszyła. Nawet ja się uśmiechnęłam.



Na nas czterech, jedna zgrzewka stanowczo nie wystarczyła. Nasz przyjaciel był na ten fakt przygotowany i gdy ostatnie piwo zniknęło ze skrzynki, od razu pędził po następną. Mnie niewiele trzeba było do osiągnięcia fazy radości, lecz ich wilcze wątroby były ze stali. Po kilku puszkach wzięło nas na amory, a raczej tamtą dwójkę. Od dawna podejrzewałam, że Jada wpadła Jeremy'emu w oko. Wyraźnie podchmielony obdarowywał ją najwybitniejszymi komplementami, a ona rozbawiona szeptała mu do ucha zapewne sprośne słówka. My zadowoliliśmy się kilkoma buziakami. Cieszyłam się, że Damien mimo swojego stanu, wciąż przestrzegał ustalonej reguły, że ma zakaz obłapiania mnie przy znajomych.



Minęło kolejnych kilka dni. Wieczory przeznaczałam na powtarzanie wiadomości oraz tysięczne przeglądanie tych samych zdjęć. Jak zwykle nic to nie dało. "Gdyby tu cokolwiek było, już dawno byśmy to rozwikłali". Włożyłam wszystkie papierzyska do skrzynki i zaniosłam na górę. Już miałam z powrotem układać panele na swoje miejsce, gdy coś rzuciło mi się w oczy. Przyjrzałam się dokładniej czemuś wystającemu spod paneli. Pociągnęłam za to delikatnie i wysunął się pożółknięty skrawek papieru. Obróciłam go. Z tyłu znajdował się wyblakły tekst pisany kaligraficznym pismem, lecz w tym słabym świetle nie potrafiłam go odczytać. Udałam się zatem do pokoju. Przysiadłszy przy biurku, zapaliłam pomarańczową lampkę z Ikei i skierowałam strumień światła na papierzysko. Uniosłam go, by lepiej widzieć pod światło. Był to list.

"Droga Claire
Zniknąłem z miasta, zgodnie z naszą umową. Ja swej części dotrzymałem. To jest również ostatni raz, kiedy masz ze mną jakikolwiek kontakt. Nigdy się nie odezwę oraz nigdy już mnie nie ujrzysz.
Mam nadzieję, że po wydarzeniach w Edentown, nie użyjesz swych mocy. Doskonale wiesz, jaką zrodziłaś masakrę i że nigdy nie będzie Ci to zapomniane przez przedstawicieli nadnaturalnych. Jesteś stracona wśród Twych bratnich. Przez Twój czyn doszło do masowych mordów i zostało was już niewiele. Wampiry polują na waszą cenną krew, która na wyginięciu stała się prawdziwym rarytasem. Sam sobie i Tobie obiecuję, że nie zabiję nikogo z Twego gatunku. Dziwię się, że wciąż pragnę być Ci lojalny, choć stałaś się wyrzutkiem. Twoje potomstwo nie zostanie obarczone karą, będzie żyło jak najzwyklejszy człowiek, lecz obawiam się o następne pokolenie. Gdy Przedstawiciele tylko się dowiedzą, wnuczęta odpowiedzą za Twoją winę.
Przeczytaj ten list kilka razy, schowaj go tam, gdzie tylko dziedzic gatunku odnajdzie go.
Zapamiętaj sobie ten list i przypominaj jego treść, gdy zamierzysz założyć rodzinę.
Pamiętaj - tylko wnuk może dowiedzieć się prawdy, nawet Twój przyszły mąż ma uważać Cię za człowieka.

Niech mimo wszystko los Cię nie zawiedzie.

Joseph Willoughby"



Zakryłam usta dłonią. Pobiegłam do sypialni babci i kucnęłam przed skrytką w poszukiwaniu czegoś innego, lecz zdało to się na nic. Czy to znaczy, że moja babcia nie jest człowiekiem? "Obawiam się o następne pokolenie; wnuczęta odpowiedzą za twoją winę". Ja, Faye Morgan, wnuczka Claire Morgan, zostałam skazana za odpowiedzenie za coś, o czym nie mam pojęcia. Nadawcą listu był Joseph Willoughby... mój kat. Wampir. Znajomy babci. Morderca. Wrócił do Moonlight Falls po mnie. Złamał nadane słowo, chciał mnie zabić. Czyżby babcia uciekała przed nim? Co się stało w Edentown? Rozpłakałam się w bezradności. Właśnie się dowiedziałam, że nie jestem człowiekiem, tylko jakimś potworem. Poprawka - nie wiedziałam kim byłam. Może czarownicą, wróżką albo cholerną księżniczką znad tęczy?! Gdy dowiedziałam się o wilkołakach, to był dla mnie ogromny szok. Zombie mnie przeraziły na śmierć, a wampiry doprowadziły niemal do ataku serca. To wszystko nie dotyczyło mnie samej. Ja w każdej chwili mogłam się od nadnaturalnych istot uwolnić, ale okazało się, że sama należę do ich świata. Ale moja słodka babcia najwyraźniej w swej przeszłości musiała być kimś naprawdę złym, gorszym od okrutnego krwiopijcy.
Zostawiła mnie samą, zdaną wyłącznie na siebie.



Załamałam się. Taka reakcja może wydać się zbyt delikatna, już sama nie wiedziałam co robić. Nie wiem na ile utkwiłam w takiej pozycji. Serce biło mi tak szybko, jakby miało zaraz rozerwać klatkę piersiową. Oddychałam coraz ciężej. Mięśnie drżały jak u chorego na Parkinsona. Z zewnątrz rozbrzmiał rumor. Natychmiast wstałam, zapominając jakby o tym, co stało się kilka chwil wcześniej. Powolnym krokiem podeszłam do okna. Schowawszy się za firaną obserwowałam ogród. Nie zauważyłam nic nadzwyczajnego. Wpatrywałam się jeszcze chwilę w ciemnię za oknem. Teraz wydawała się jakaś inna, jakbym rzuciła nowe spojrzenie na świat. Odetchnęłam głęboko. Odwróciłam się na pięcie, by powrócić do przerwanego zajęcia i nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i ciężki kamień przestał turlać się tuż u moich stóp.

__________________
Myrtek jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 22.08.2013, 14:08   #264
Muffshelbyna
 
Avatar Muffshelbyna
 
Zarejestrowany: 02.03.2013
Skąd: Bayview <3
Płeć: Kobieta
Postów: 631
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

Bożebożeboże, prześwietny odcinek!
Naprawdę, baaardzo mi się podobał.
Ładnie i płynnie napisany, czyta się szybko i przyjemnie. Pomimo tego, że momentami jest sporo tekstu, wcale on nie nudzi, wręcz przeciwnie, zaciekawia.
Jestem pod wielkim wrażeniem zdjęć... szczególnie trzecie, czwarte i siódme są piękne.

Co do fabuły - współczuję Faye, naprawdę. Jej życie jest wyjątkowo ciężkie, śmierć rodziców, nauka, chłopak - wilkołak, walka z zombie, epizod z wampirem, zaginięcie babci... Aby to wszystko przeżyć, Faye naprawdę musi być silna psychicznie. Całe szczęście, widać, że Damien stara się ją wspierać.
Bohaterka została ocalona przed wampirem, to dobrze, ale teraz będzie musiała zmagać się z tajemnicą babci i tym całym nadnaturalnym światem. Straaasznie jestem ciekawa, jaką istotą była babcia Faye, no i co teraz z nią się dzieje.

Powtórzę to, co napisałam na początku - odcinek naprawdę świetny.
Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością! Cx
__________________
Erst wenn die Wolken schlafen gehen
Kann man uns am Himmel sehen
Wir haben Angst und sind allein

Der Gott weiß ich will kein Engel sein
Muffshelbyna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 22.08.2013, 19:01   #265
Katherine
 
Avatar Katherine
 
Zarejestrowany: 13.09.2012
Skąd: Poznań
Wiek: 25
Płeć: Kobieta
Postów: 374
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

Jeeej! <333 Biedna Faye molestowana () przez wampira Josepha. No cóż, nie powiem, że nie jest super-seksi czy coś... Wiedziałam, że babcia jest wiedźmą! No w sumie tego nie wiemy jeszcze, ale ja i tak to wiem. Tylko nie myśl o nawiązywaniu żadnych romansów z Josephem. No, ale jeśli chcesz, to co ja tam będę się kłócić... Ciekawe gdzie zniknęła babcia Faye. Ogólnie wiele tu ciekawych rzeczy... Już czekam na kolejny odcinek, a ten był świetny. Aha, no i super zdjęcia.
__________________
[IMG]http://i40.************/2vxnev4.gif[/IMG]
Katherine jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 22.08.2013, 22:35   #266
anie_1981
 
Avatar anie_1981
 
Zarejestrowany: 09.04.2009
Wiek: 42
Płeć: Kobieta
Postów: 4,282
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

Mega super ten odcinek, czytałam z zapartym tchem, naprawdę! Ostatnio jakoś więcej czytam niż zazwyczaj, więc wchłaniam tą opowieść jak dobre opowiadanie, mówię serio! Masz dziewczyno talent... Kiedyś próbowałam pisać jakieś tam opowiadania, bo pomysły się niby zdarzają, ale zazwyczaj traciłam wenę po 1\4 opowiadania. Serio, talent jest, tylko teraz odcineczki muszą też być! Już chcę nowy!
anie_1981 jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 23.08.2013, 15:14   #267
Zielona Herbata
 
Avatar Zielona Herbata
 
Zarejestrowany: 02.11.2011
Płeć: Kobieta
Postów: 506
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

Ze względu na to, że Herbatę kompletnie zatkało pozytywnymi emocjami po przeczytaniu odcinka, określi to goferem:



Czekam na więcej!
__________________

Zapraszam na mojego bloga: Herbal Sims
Zielona Herbata jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 29.08.2013, 12:41   #268
anie_1981
 
Avatar anie_1981
 
Zarejestrowany: 09.04.2009
Wiek: 42
Płeć: Kobieta
Postów: 4,282
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

Czy tylko mnie się wydaje, że powinien już powstać następny odcinek? Sądzę, że to pytanie retoryczne...
anie_1981 jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.08.2013, 12:01   #269
Myrtek
 
Avatar Myrtek
 
Zarejestrowany: 07.01.2012
Skąd: Kotlina rozpusty
Wiek: 25
Płeć: Kobieta
Postów: 633
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

Dziękuję za opinie, jednak wciąż brakuje tu ocen pozostałych stałych czytelników, co mnie troszkę smuci.
__________________
Myrtek jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.08.2013, 12:54   #270
Misiaa12
 
Avatar Misiaa12
 
Zarejestrowany: 24.11.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 256
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Moonlight Falls by myrtek

Mega, prześwietny odcinek ale to już norma

Od ostatniego odcinka serii bałam się o Faye, że coś się jej stanie zamieni się
w wampira albo jej nie odratują. Na szczęście jakoś dobrze się to skończyło.
Cudna z nich parkach, moja ulubiona Faye&Damien 
Akcja się rozwija coś czuję że wampir jeszcze coś namąci.
No to czekam na odcinek! Długo go nie ma na co czekasz?
Dawaj go mi tu natychmiast
__________________
I waited for you ...
Misiaa12 jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz

Tagi
fotostory, lovestory, myrtek, opowiadanie


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 14:31.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023