Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 29.06.2007, 15:15   #1
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 35
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Helena Wiktoria

Witam!
Mimo, iż jestem tu od dawna zarejestrowana, ujawniać się zaczynam teraz. I na samym początku, chcę państwu przedstawić moja drogie fotostory "HElena Wiktoria". Ludzie piszący na SimsWeb powinni je już znać, ale i tak je zamieszczę tutaj, by pokazać je innym.
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Mile widziana krytyka (rozsądna i konstruktywna!) i oceny.

~~~

Rok 18XX
Zacząłem spisywać to, co pamiętam.



„Helena Wiktoria”
Część pierwsza





I


Doskonale pamiętam ten dzień. 16 listopada. Miałem wtedy 6 lat. Padał deszcz… Nie. Była burza. Tak, burza. Siedziałem w głębokim fotelu, w salonie posiadłości pewnej Zamożnej Damy i z niecierpliwością patrzyłem na tarczę starego zegara w kącie. Czułem znudzenie, senność.



Czekałem tak już od dwóch godzin, w tym pustym salonie pełnym ciężkich mebli i niepotrzebnych ozdób. Jednak musiałem być cierpliwy, nie mogłem wyjść sam z domu. Musiałem czekać na matkę, która właśnie tego dnia odbierała poród…



Doskonale pamiętam, o której godzinie ujrzałem ją wychodzącą z sypialni Zamożnej Damy. Wybiła 17, gdy oblana potem twarz matki zrównała się z moją a z jej ust wydobyło się pytanie:
- Chcesz zobaczyć dzidziusia?
Po raz pierwszy mogąc ujrzeć niemowlę, zeskoczyłem szybko z fotela i pognałem ku otwartym drzwiom sypialni. W pokoju było jasno, lecz duszno i nieprzyjemnie. Powietrze pachniało potem i krwią, spirytusem i bandażami. Na wielkim łóżku z baldachimem leżała zmęczona Zamożna Pani, której włosy były mokre, nieprzyjemne. Usta jej drżały, na słabych rękach trzymała malutkie zawiniątko.
Przestraszone podszedłem bliżej. Spojrzałem z ciekawością na kobietę, a ta, uśmiechając się do mnie, podała nowo narodzone dziecko służce, która powoli przykucnęła przy mnie bym mógł ujrzeć twarz noworodka.
- To dziewczynka – Usłyszałem nad sobą zmęczony głos Zamożnej Damy.
W pierwszym momencie przeszedł mnie dreszcz. Lecz potem przyjrzałem się bliżej okrągłej, różowej buzi. Dziewczynka miała szerokie usteczka, pucułowate policzki… aż dziw, że tak to wszystko dokładnie pamiętam. Z każdym szczegółem. Pamiętam każdy zapach tego dnia, pamiętam wszystkie twarze, stroje, firanki w oknach…
A swego pierwszego dnia w szkole nie potrafię odnaleźć w swej pamięci.


II

Dali jej na imię Helena Wiktoria. Mimo iż w ogóle nie spędzaliśmy razem czasu, widywałem ją codziennie. Codziennie przychodziłem koło jej domu, spacerowałem pod jej żelaznym płotem, zaglądałem do ogródka, w którym tak bardzo lubiła się bawić. Czas mijał. Ona rosła, ja dojrzewałem. Podglądanie powoli przestało mnie bawić, ciekawość ulatywała. Jednak powróciła, gdy w pewną niedzielę Helena Wiktoria postanowiła zaprosić mnie do swej gry.



Była to niedziela, wiosną, w dniu moich piętnastych urodzin. W drodze do kościoła minąłem posiadłość Zamożnej Damy, nie chcą jednak zaglądać do jej ogrodu. Gdy zacząłem się oddalać od żelaznego płotu usłyszałem za sobą cieniutki głosik. Odwróciwszy się, zobaczyłem, ze to właśnie woła mnie Helena Wiktoria.
- Zawsze się witałeś! – Powiedziała głosem pełnym oburzenia.
- Ja…?
- Tak! Zaglądałeś i się uśmiechałeś. Kilka dni temu tak było. Rok temu też. Czemu teraz nie?
Spojrzałem w błękitne oczy dziewięcioletniej dziewczynki. Była chuda, niska, sprawiała wrażenie lalki. Lalki z porcelany – blada twarzyczka niczym nie przypominała tamtej, którą widziałem 9 lat temu w dusznej sypialni jej matki. Czarna sukienka tylko podkreślała kredową cerę. Jedynie jędrne usteczka przypominały o pulchnym dzieciątku.
- Przepraszam – wyjąkałem, wciąż zaskoczony reakcją dziewczynki.
- No! – Odparła tryumfalnie odgarniając jasne włosy z czoła. – Chodź! No chodź!
Wyciągnęła do mnie malutką dłoń.



Cóż miałem zrobić? Nie miałbym serca zostawić jej, powiedzieć nie, albo, co gorsza – uciec! Musiałem, więc, dla spokoju duszy, przeskoczyć płot i znaleźć się w królestwie Heleny Wiktorii. Tego dnia byłem jej niańką. Nie. Byłem jej zabawką. Spełniałem każdą jej zachciankę, prośbę. O dziwo nie przeszkadzało mi to. Po części traktowałem to jako swój obowiązek. Przenosiłem jej zabawki, zawiązywałem pantofelki, zrywałem kwiaty spod okien jej pokoju. Nim zdążyłem spostrzec, minęło wiele godzin. W panice musiałem się tłumaczyć najpierw dziewczynce, dlaczego musze już ją opuścić, potem czekała mnie rozmowa z matką. Lecz nie żałowałem żadnej minuty spędzonej z Heleną Wiktorią. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się komuś naprawdę potrzebny. Potrzebny w błahych czynnościach, ale to już znaczenia nie miało.


III

Moje dzieciństwo minęło spokojnie. Na beztroskich zabawach z przyjaciółmi, szkolnych psotach. Młodość nie zaskakiwała… do czasu.
Ukończywszy szesnaście wiosen życia musiałem zdecydować, co w życiu chcę robić. Nie stając jeszcze nigdy przed ważnym wyborem, poszedłem drogą bliską sercu mej matki. Teraz, w głowie mam obraz jej zapłakanych ze szczęścia oczu, gdy usłyszała, ze zapragnąłem zostać lekarzem. Od tamtego czasu całe dnie spędzałem na szkoleniu się w tematyce przyrodniczej, chemicznej, czasem nawet filozoficznej. Zacząłem zadawać sobie sam pewne pytania, których dotąd nie śmiałem nawet tworzyć.
Lecz ten pozorny spokój budowania własnej przyszłości został nagle zburzony przez jedną kobietę.
Miała lat dwadzieścia trzy. Jędrna lśniąca skóra, ciemne włosy często spięte w niemalże idealny kok. Jednak nie nosiła drogich sukien, pantofli. Była z ubogiego domu, a mimo to poruszała się z gracją, wdziękiem przypisanym tylko wielkim damom.
A na imię jej było Anna.
Pomagała mojej mamie przy przyjmowaniu porodów, asystowała miejscowemu lekarzowi przy operacjach. Inteligentna, miła, zawsze uśmiechnięta… Mógłbym wymieniać jej zalety całymi dniami! Potajemnie podglądałem ją w jej pokoju, który wynajmowała w domu gdzie mieszkałem z matką. Ciągle szukałem jakiegoś pretekstu by zacząć z Anną rozmowę, wyszukiwałem argumenty by móc zapukać do jej drzwi. Pierwszy wstawałem, by móc ujrzeć jak ukochana zmierza w stronę łazienki. Kładłem się ostatni spać, tylko po to, by widzieć jak Anna znika w swej sypialni. Wiecznie rumiany, w jej towarzystwie czułem się jakby z miej duszy zrzucono cały niepotrzebny ciężar.
- Arturze – W uszach zabrzmiał delikatny glos Anny. – Słyszałam, że masz zamiar zostać… lekarzem.
- Tak… - odpowiedziałem cicho biorąc łyk herbaty. – Sądzę… sądzę, że to chcę robić w życiu…
Siedzieliśmy przy stole tylko my dwoje. Matka wyszła po sprawunki do miasta, właściciel domu już od dawna tu nie zaglądał. Tylko ona i ja.



- Jesteś odważny – oznajmiła z uśmiechem na twarzy. – Niewielu młodych ludzi stać na takie poświęcenie się…
- Innym? – Dokończyłem za nią i po chwili wbiłem ze wstydu wzrok w gładki blat stołu.
- Tak! – Usłyszałem w odpowiedzi – I nie ma się, czego wstydzić!
Jej dłoń powędrowała ku mojej, bym po chwili mógł poczuć ciepłą i gładką skórę kobiety.
Nawet nie zdałem sobie sprawy z tego, że po chwili już się całowaliśmy. Nie pamiętam niczego, prócz smaku jej szminki. I zapachu jej włosów. Czas jakby pędził szybciej… albo to my pędziliśmy jak oszalali. W pewnym momencie zorientowałem się, że Anna chce tego samego, co ja. Że jednak wiedziała o mojej potajemnej miłości i sama jej zapragnęła. Tej bliskości ze mną.



Czułem jej pulsującą krew, oszalałe serce. Słyszałem rozkoszne jęki…, lecz nie potrafię wydobyć z mej pamięci: gdzie? Jak? Co było potem? Czy wróciła matka i nas zastała w salonie? Czy może to była sypialnia Anny?
Czemuż nie potrafię spamiętać tak ważnych dla mnie wydarzeń, a przed oczami mogę odtworzyć tak nieistotne obrazy jak choćby twarz noworodka?
Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 29.06.2007, 15:24   #2
shezza
 
Avatar shezza
 
Zarejestrowany: 24.03.2007
Płeć: Kobieta
Postów: 833
Reputacja: 13
Domyślnie

To FS mnie olśniło. Gramatyka i pisownia poprawna, a i sama fabuła i pomysł oryginalne. Bardzo spodobał mi się klimat. Wyjątkowy. Czekam na następny odcinek. Pozdrawiam!
shezza jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 29.06.2007, 15:28   #3
olliss
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Nie no, dech mi w piersiach zaparło! Świetne, wspaniałe i normalnie szok. Chciałabym pochwalić za zdjęcia i brak błędów. Zupełnie. Nawet jednego! Nieczęsto widuje się taki fotostory.
Fabuła wspaniała!
Świetne zdjęcia, stylistyka i temat.
Nie no, wogóle, tylko pisz dłuższe roche odcinki (chyba, że to miał być prolog?)
Moja ocena: 10/10, nie mam NAJMNIEJSZYCH zastrzeżeń.
P.s: Pierwsza pierwszy raz
Pozdrawiam
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.06.2007, 15:38   #4
Amelia~
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Twoje fotostory bardzo fajnie się zaczyna. W końcu coś nowego: inny rok, inny charakter, inne stroje, inna fabuła. Kolor zdjęć też niczego sobie. To wszystko nadaje taki bardzo tajemniczy charakter i sprawia, że nie mogę się doczekać następnego odcinka!

...10/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.06.2007, 17:04   #5
Anastazja
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Ładne, a zdjęcia są rewelacyjne

widziałam to opowiadanko na web ale go nie krytykowałam, tam
- zajęta czym innym

teraz to zrobię:

- bardzo ale to bardzo ładne i dobre zdjęcia, zwiększają atrakcyjność opowiadania
- dobrze się czyta

moje odczucia, taka mini recenzja -- oczywiście po tym co dałaś

historia mężczyzny opisywana od jego dzieciństwa,
doskonały przykład dziennika spisywanego po czasie, z lukami w życiorysie,
wyzuty z emocji, jednostajny i nie ewolucyjny sposób opisywania i prezentacji bohatera

tak jakby stary dziadek siedział na fotelu i z żalem do świata i pisał to co pamięta


dlaczego tak uważam:
bo bohater jako sześciolatek i jako piętnastolatek jest taki sam, ten sam sposób myślenia i odczuwania,
a ten kto to opisuje sprawia wraże, jakby patrzył na swoją przeszłość przez kilka razy złożony tiul,

to co widzi jest, zamazane i jednakowe
i nawet takie wydarzenia jak, pierwszy raz ze starszą od siebie kobietą
mają tą samą ciepłotę co opisywanie jak się robi przetwory z porzeczek

na przykładzie „David Copperfielda” – koleś pisze o swoim życiu od dzieciństwa
- czytasz i czujesz różnice, pomiędzy dzieciakiem, nastolatkiem
i w końcu młodym mężczyzną gotowym aby uporać się z upiorem z przeszłości

ładne to co napisałaś ale takie........

jesteś dorosła i sama napisałaś, że gotowa na krytykę
dlatego Ci ją dałam

pozdrawiam

edit: zapomniałam ocenić 10/10
--- bo w obliczu innych fotostory ma nominację na jedne z lepszych, według norm tego forum

sama zaczęłam interesować się pisaniem i wiem, że nie jest łatwo

Ostatnio edytowane przez Anastazja : 29.06.2007 - 17:07
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.06.2007, 20:59   #6
zastepca
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Zgadzam się z poprzednikami. Zdjęcia wspaniałe! I teraz zżera mnie ciekawość co będzie z Heleną Wiktorią (jak to dumnie brzmi). Ale jeszcze nie widziałam takiego fs. Gratulacje. I od razu w pierwszym odcinku dużo się dzieje. 10/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.06.2007, 21:59   #7
Alatáriël
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Świetne... nie moge sie doczekać kolejnego odcinka. 10/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.06.2007, 22:49   #8
Nasti
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Twoje FS jest po prostu genialne i mimo, że jest to dopiero pierwszy odcinek to ja już to wiem! Zdjęcia są wspaniałe i nadają odpowiedniego klimatu, dzięki czemu można wprost przenieść się w tamte czasy, a tekst jest również wyśmienity Jestem zachwycona i z niecierpliwością czekam na następny odcinek!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 02.07.2007, 20:54   #9
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 35
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Dziękuję za wszystkie mile komentarze i oceny - naprawdę.
I powiem jeszcze, ze Naomi ma rację : )Ciesze się , że tak to FS odczuwasz, to znaczy, ze jestem na dobrej drodze.

~~~

IV

Anna i ja musieliśmy ukrywać nasz związek. Miałem z tym niejakie trudności, ze względu na to, iż mieszkałem z matką. Jednak w chwilach sam na sam nie myślałem o innych ludziach. Liczyła się dla mnie tylko ukochana kobieta.
Minął kolejny rok, a my wciąż organizowaliśmy potajemne schadzki w środku nocy, by uciec od wścibskich spojrzeń otaczających nas przyjaciół. Zmieniłem się. Moje spojrzenie na świat się zmieniło. Mimo mego młodego wieku chciałem już coś osiągnąć, poczuć się odpowiedzialny za rodzinę. Chciałem być kimś. A szczególnie dla niej, dla Anny. Mógłbym nawet zabić, gdyby to pozwoliło mi spędzić z nią resztę moich dni.
Każdą myśl poświęcałem Annie. Każdy ruch, spojrzenie. Muśnięcia dłoni, przypadkowe otarcia ramieniem… to wszystko dawało mi zapowiedź kolejnych wieczorów będących spełnieniem mych najśmielszych fantazji. I nie obchodziło mnie nic, prócz jej oddechów i dotyków. Może i nasz związek opierał się tylko na cielesnych przyjemnościach, lecz nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Starałem się żyć chwilą.
Byłem kochany przez dwie kobiety, co dawało mi wielkie korzyści. Matka, mająca tylko mnie po śmierci ojca, łożyła na me utrzymanie i edukację. Druga, kochanka, troszczyła się o mnie od strony rozrywek, duchowych i cielesnych rozkoszy. Przy niej byłem beztroski, czułem się bezpieczny. To dziwne, że to mężczyzna czuje się tak przy kobiecie… Jednak nie miało to dla mnie znaczenia w tych wspólnych chwilach.
Raz leżeliśmy na trawie, za miasteczkiem, w pewien upalny wtorek. Może jednak to była środa… Anna głaskała mnie po jasnych włosach, czasami jej opuszki palców masowały me policzki. Odleciałem w świat marzeń i ukrytych pragnień, nie widziałem niczego innego prócz twarzy kobiety, którą kochałem. Przynajmniej w tamtej chwili zdawało mi się, że me serce należy do niej.




Najlepiej wspominam pewna sobotę w kwietniu… Wiał lekki wiatr, w powietrzu czuło się zapach kwitnących kwiatów i drzew. Szum liści pieścił nasze uczy, tak jak me palce jej ramiona. Ramiona Anny. Szeptaliśmy sobie czułe słowa, rozkoszując się wzajemnym oddechem. Pragnąłem jej bardziej z każdą chwilą.
Lecz nasze czułości zostały brutalnie przerwane przez nadchodzących dwóch młodzieńców. Jednym z nich był Konrad, mój dobry kolega, z którym razem przygotowywaliśmy się do pójścia na studia medyczne. Drugi (zapamiętałem u niego rude włosy), był mi znany tylko z widzenia.
- Szukamy cię cały ranek – usłyszałem, gdy dobiegłem do Konrada – Mamy dla ciebie list…
I wręczył mi białą kopertę z pieczęcią, zaadresowaną do mnie. Była to wiadomość od Zamożnej Damy… szybko złamałem pieczęć, lecz czytanie przerwała mi uwaga Rudego.
- Czy to nie jest Anna… ta młoda akuszerka?
Szybko odwróciłem się w stronę kochanki. Byłem wściekły na siebie, że pozwoliłem by ktoś widział nas razem w takim miejscu.
- Nie wiecie, dlaczego mnie wzywają? – Szybko zmieniłem temat, wbijając wzrok w kartkę z zaproszeniem.



- Artur – odezwał się Konrad – Przestań udawać. Wszyscy i tak wiedzą, co cię łączy z tą kobietą… zresztą… całemu miasteczku jest ciebie żal. Wszyscy wiedzą, że ty i ona… no, że to nie ma szans…
Gdy dotarł do mnie sens tych słów zacisnąłem pięści i wykrzyknąłem:
- Nie obchodzi mnie zdanie innych! Twoje tym bardziej! Zajmij się swoimi problemami!
Gdy odchodziłem rudy młodzieniec rzucił do mnie:
- Cóż, widocznie jeszcze życia nie znasz!
Tak, wtedy jeszcze go nie znałem…

- Coś się stało? – Czuły głos Anny ukoił moje nerwy. Usiadłem obok niej, na miękkiej trawie, wciągając w płuca zapach rosnących nieopodal krzaków. W dłoni ściskałem wciąż list od Zamożnej Damy.
- Słyszysz mnie, Arturze?
Zostałem wyrwany z rozmyślań… Spojrzałem na Annę, na jej łagodną, delikatną twarz. Na jej śliczne, rumiane policzki. Podniosłem dłoń by ich dotknąć, ucałowałem jej usta. Zapomniałem wtedy o dwóch młodych mężczyznach, liście i całym miasteczku i jego mieszkańcach. Teraz liczył się tylko słodki smak pocałunków.
Leżeliśmy w krzakach, w rozkoszy. Odlatywaliśmy, czuliśmy się lekko, rozkosz ogarniała nasze ciała. Ciche jęki i pomruki mieszały się z szumem drzew, trawy. Ciało Anny nabrało zapachu ziół.
Wtedy… wtedy nie znałem jeszcze życia.


V

Zamożna Dama – nigdy nie potrafiłem sobie przypomnieć jej prawdziwego imienia. Wiem tyle, iż zawsze mnie przerażała. Swoją dumą, wyniosłością, nawet sposobem mówienia, czy picia herbaty. Była ponad mną. Ponad każdym z miasteczka. Bogata, dobrze wychowana i wykształcona. Jeszcze większy lęk przepełniał mnie, gdy wchodziłem do jej wielkiego domu na obrzeżach… czułem wtedy jej niewidzialną potęgę.
Jak się dowiedziałem z listu, Zamożna Dama chciała się ze mną zobaczyć w sprawie swej córeczki – Heleny Wiktorii. Nie miałem pojęcia, przez myśl mi nie przeszło, co mogłem mieć z tym wspólnego. Oczywiście, spędzałem z nią czas, w każdą niedzielę ją odwiedzałem, pomagałem w lekcjach. Ale do tej pory zdawało mi się, ze do mego zachowania nie ma nikt zastrzeżeń. Byłem grzeczny, miły, starałem się, by zrobić jak najlepsze wrażenie.
Gdy wszedłem do salonu, uderzył mnie zapach świeżo parzonej kawy i cygara. Zamożna Dama siedziała w głębokim fotelu przy kominku, wraz ze swym mężem, Henrykiem. Potrafię sobie przypomnieć jego gęsty wąs ponad cienkimi ustami, zamyślone oczy, pulchne dłonie… Jego żona zaś była szczupła, blada, z burzą czarnych włosów ułożonych niezwykle starannie. Wzrok jej był zimny… nie, praktycznie bez jakichkolwiek uczuć. Ani nie mroził, ani też nie wzbudzał sympatii.



- Podejdź, Arturze – W końcu zwróciła się do mnie swym niskim, jak na kobietę, głosem. – Mam do ciebie pilną sprawę… usiądź, proszę.
Zsiadłem na twardym fotelu niedaleko wielkiego okna wychodzącego na ogród. Rozejrzałem się wokoło. Panował półmrok, nie mogłem dokładnie określić wyglądu kredensów ani regałów na książki. Jedynym źródłem światła był kominek.
- Ze względu na sympatie do twojej matki – Zaczęła Zamożna Dama – pozwalam ci na to byś mógł odwiedzać moją jedyną córkę… zresztą, ma ona niewielu przyjaciół… jej słabe zdrowie nie pozwala na częste kontakty z innymi dziećmi… - miałem wrażenie, że całą przemowę ma wyuczoną na pamięć – Sama Helenka bardzo chcę z tobą spędzać czas. Ale nie w tym rzecz.
Nagle wstała z fotela, spojrzała na męża, potem na mnie. Ciągnęła dalej.
- Ostatnio ma problemy, znaczy się, Helenka, ma problemy z nauką. Jest ciągle roztrzepana. Jednak guwernantka nie może jej poświęcać całych dni. A słyszałam, że przy tobie moja córka jest skupiona… potrafisz jej wiele wytłumaczyć.
- Cóż… - zacząłem cicho – od czasu do czasu pomagam jej w lekcjach geografii i biologii… ale to nic nadzwyczajnego.
- Nie bądź taki skromny. Dlatego też, chciałabym, znaczy, mój mąż i ja chcemy zaproponować ci posadę korepetytora. Będziesz dostawał stałą pensję, za dawanie dodatkowych nauk Helence… powiedzmy, dwa razy w tygodniu.
Z wrażenia nie wiedziałem, co powiedzieć. Przez głowę przeszło mi tyle myśli. Miałem nauczać. Dostawać pensję. Mogłem pomóc matce. Zarobić na studia. Obracać się w wyższych sferach. Pomóc matce i Annie.
- Młodzieńcze? – Doszedł mnie głos Henryka – Dobrze się czujesz?
- Ta…tak, ależ tak proszę pana – Chwiejnie wstałem z fotela – Ja… ja dziękuję bardzo.
- Nie dziękuj – Zamożna Dama podeszła do okna by sprawdzić, czy ogrodnik skończył wyrywać chwasty. – Zobaczymy jak sobie poradzisz… A teraz idź. I pozdrów matkę.
- Oczywiście, oczywiście, ze pozdrowię.
Wyszedłem stamtąd z uśmiechem na twarzy. Nagle moje ciało przepełniła jakaś niesamowita energia. Zdawało mi się, że to, dlatego, iż znalazłem jakiś mały cel w życiu. Że mogłem pokazać ludziom, do czego jestem zdolny, pokazać im swoje umiejętności i talenty. Nikt nie ośmieliłby się o mnie pomyśleć jako o synu akuszerki, ale jako nauczyciel Heleny Wiktorii.
Ale tylko czas pokazał, że źródłem szczęścia było zupełnie co innego, aniżeli awans społeczny.
Gdy tylko moja matka dowiedziała się o mej nowej pracy nie potrafiła kryć łez szczęścia. Uścisnęła mnie i zapowiedziała, że specjalnie dla mnie przygotuje coś wyjątkowego na kolacje. Byłem z siebie dumny. Chociaż jakaś część mnie mówiła, że to szczęście zawdzięczam malutkiej Helenie Wiktorii.
Siedząc przy kuchennym stole, zobaczyłem jak do pomieszczenia wchodzi Anna. Zmęczona, po ciężkim dniu, blada i niewyspana. Spojrzała na mnie jednak z miłością, uśmiechnęła się. Lecz nie usiadła ze mną do kolacji, znikła w swym pokoju.
Gdy matka ułożyła się do snu, ja celowo zwlekłem z zaśnięciem. Gdy już zamknęły się drzwi sypialni rodzicielki, cicho i szybko przemknąłem do pokoju Anny. Ona nigdy nie zamykała go na klucz, więc wystarczyło lekko popchnąć drzwi, by wkraść się do jej królestwa. Skromnego, acz królestwa.
Siedziała przed lustrem, gładząc swoje kasztanowe włosy. Podszedłem cicho i ucałowałem czubek jej głowy.



- Mówią o nas w miasteczku – szepnęła wstając z krzesła.
- Cóż z tego? – Zapytałem odsuwając się nieco od niej – Jeżeli się kochamy to… to nie powinno to mieć znaczenia.
- Arturze…
- Nie kochasz mnie?
To pytanie ją zaskoczyło. Trwaliśmy przez chwilę w ciszy… po kilku chwilach usłyszałem odpowiedź.
- Wiesz, że zależy mi na tobie – chwyciła me dłonie – Przy nikim innym nie czuję się tak wyjątkowo.
Potem były już tylko pocałunki. Żadnych tłumaczeń.
Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 02.07.2007, 21:08   #10
olliss
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Nooo... Nie wiem co powiedzieć! Jestem oczarowana, wspaniałe, świetne i śliczne! Kolejny raz ABSOLUTNE 10/10,
Jest wprawdzie trochę literówek, ale to nic nie szkodzi

Jestem pod wieeelkim, pozytywnym wrażeniem!
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 37 (0 użytkownik(ów) i 37 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 17:22.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023