Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 24.12.2012, 16:47   #91
Björk
Administrator
UWAGA Konto Nieczynne
 
Avatar Björk
 
Zarejestrowany: 03.11.2007
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta
Postów: 4,885
Reputacja: 19
Domyślnie Alice Waters

Spełniam prośbę i proszę wraz z autorem o komentarze


"Panie, W dniu pierwszego września miałem zaszczyt zawiadomić Pana, że jeżeli rząd niemiecki nie jest gotów udzielić rządowi Jego Królewskiej zapewnień, że zaprzestał wszelkich agresywnych działań przeciwko Polsce i że jest gotów wycofać swe wojska z jej terytorium, rząd Jego Królewskiej Mości wypełni swe zobowiązania wobec Polski. Mimo, że od przekazania tychże słów upłynęło ponad dwadzieścia cztery godziny, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, a atak na Polskę wzmaga się. W związku z tym mam zaszczyt poinformować Pana, że jeżeli do godziny jedenastej przed południem dnia trzeciego września nie zostaną doręczone przez rząd niemiecki zadowalające zapewnienia w powyższej sprawie, od tej godziny nasze dwa kraje będą się znajdowały w stanie wojny."

--------------------------------------

No i nadszedł ten dzień. Kolejny odcinek gotowy i mam nadzieję, że się spodoba. Tym razem osobiście nie mogłem dodać odcinka, dlatego też dziękujcie Bjork za to, że zgodziła się zamieścić go za mnie! Życzę wam wesołych świąt oraz szczęśliwego nowego roku i cóż, mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś się spotkamy. Miłego czytania. Simy, oczywiście robota Liv i Mefisto.

--------------------------------------
Odcinek 10


- Nie otrzymaliśmy w wyznaczonym czasie żadnego zobowiązania, a zatem nasz kraj jest w stanie wojny z Niemcami – głos premiera Brytanii, Arthura Nevilla Chamberlaina wydobywał się z małego, drewnianego radia, stojącego na stoliku nocnym w sypialni. Na dębowym łożu stała otwarta walizka, do której Alice wkładała ubrania. Nie było ich wiele, zaledwie kilka sukienek i płaszczy z taniego materiału. Alice Podeszła do szafy, sięgnęła ręką na samo dno, po czym wyciągnęła niemodny kapelusz. Mój Boże, ile to już lat minęło? Zastanowiła się, patrząc z sentymentem na jedyną pamiątkę z czasów, kiedy jeszcze była bogata. Co ja teraz zrobię? Zebrałam trochę pieniędzy, jednakże nie wystarczy tego na zawsze. Muszę poszukać pracy. Spojrzała jeszcze raz na kapelusz, westchnęła, po czym odłożyła na miejsce. Już mi się nie przyda, nie warto trzymać się przeszłości.
- Pozostała mi jeszcze tylko jedna rzecz do zrobienia: przeznaczyć wszystkie siły na to, aby jak najszybciej zwyciężyła sprawa, dla której tak dużo musimy poświęcić – mówił Chamberlain, gdy zamykała walizkę - nie mogę powiedzieć, jaki mógłby być mój w tym udział. Ufam, że doczekam dnia, w którym hitleryzm będzie zniszczony, zaś uwolniona Europa, odbudowana.
Gdy przemówienie skończyło się, Alice podeszła do radia i wyłączyła je. Dość tych wiadomości. Już i tak mam dostatecznie wiele zmartwień. Odwróciła się i ogarnęła wzrokiem pomieszczenie. To mój ostatni dzień w tym domu, już nigdy więcej tu nie wrócę. Nie, dopóki jest tutaj Christine. Na to wspomnienie poczuła nagły napływ złości. Jak ona śmiała mieszać się w moje życie, myślała, krążąc po pokoju. Gdyby nie ona, Caroline nie dowiedziałaby się o mnie i Isadorze, a ja nigdy bym jej nie poznała. Kto wie, może byłabym wtedy szczęśliwsza? Usiadła na kanapie.
- Nie – pomyślała na głos – Isador mnie oszukał. Gdyby naprawdę mi ufał, powiedziałby mi o Caroline. Dlaczego ukrywał przede mną prawdę? Po co w ogóle chciał brać ślub? Przecież wiedział, że byłby nieważny. Czy naprawdę myślał, że ucieczka od Caroline i zatuszowanie wszystkiego wystarczyłoby? Z pewnością ktoś musiał wiedzieć.
I wiedział. Christine wiedziała.
- Ale skąd? – zapytała.
Pieniądze, odpowiedział głos w jej głowie. Christine nie szukała miłości, tylko informacji, a pieniądze mogą to załatwić.
- Ja również miałam pieniądze a mimo to nie wiedziałam o Caroline.
Widać nie miałaś ich wystarczająco dużo. Alice zerwała się z kanapy.
- Nonsens! Miałam tyle pieniędzy, że mogłam sprzedać fabrykę samochodów i kupić ją za dwa razy większą cenę i to dla zabawy. Nie obchodził mnie wtedy Isador, miałam inne zajęcia.
Usłyszała pukanie do drzwi.
Mój Boże, spanikowała. Kto to może być? Chyba nie Christine? Jeżeli usłyszała, co przed chwilą powiedziałam, chyba zapadnę się pod ziemię. Wciągnęła głęboko powietrze i gdy uspokoiła się powiedziała:
- Otwarte.


- Słyszałam twój głos, z kim rozmawiałaś? – spytała Hyacinth wchodząc do pokoju.
- Z nikim, po prostu głośno myślałam – odpowiedziała Alice. Chyba nic konkretnego nie usłyszała. Całe szczęście. Odsunęła walizkę i usiadła na łóżku.
- Widzę, że już jesteś spakowana – zauważyła Hyacinth rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- Nie mam wiele rzeczy, nie trwało to długo.
- Pewnie chciałaś wymknąć się bez pożegnania – Hyacinth mrugnęła znacząco.
- To prawda – przyznała Alice – jednak zmieniłam zdanie.
- Czyżbyś uznała, że opuszczenie domu bez porozmawiania ze swoją starą, dobrą przyjaciółką Hyacinth byłoby w złym tonie?
- Nie, po prostu zostawiłam płaszcz na wieszaku w kuchni, a tam zawsze ktoś jest.
Hyacinth roześmiała się.
- Mogłam się tego spodziewać! Nigdy nie lubiłaś pożegnań.
- Za dużo z tym zachodu – burknęła Alice.
- Christine by się pewnie ucieszyła. Od czasu waszej sprzeczki zaczęła się wyjątkowo na ciebie skarżyć.
- Nie słyszałam, żeby coś o mnie mówiła – zdziwiła się. Spojrzała z zaciekawieniem na Hyacinth.
- To oczywiste – odpowiedziała – w końcu teraz się ciebie boi. Naprawdę ładnie jej dopiekłaś.
- Należało jej się. Co za kobieta, że też jeszcze ma czelność obgadywać mnie za plecami! – twarz Alice wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
- Zawsze taka była.
- Przynajmniej teraz sama będzie musiała zająć się papierkową robotą. Ja już jej nie pomogę.
- Nie będzie musiała – powiedziała Hyacinth odwracając wzrok – znalazła już.
- Kogo!? – Alice oburzona zerwała się z łóżka – jeszcze nie wyszłam z tego domu, a ona już znalazła zastępstwo!?
- Właściwie to znalazła zaraz po waszej kłótni.
- Jak to!?
- Uspokój się i siadaj – rozkazała Hyacinth – nie będę rozmawiać z kimś, kto robi tyle hałasu.
- No dobrze – powiedziała Alice wracając na miejsce – ale kogo wybrała? Kogoś stąd?
- Tak, mnie.
Alice przez chwilę milczała.
- No dobrze – podjęła w końcu, uśmiechając się z przymusem – pewnie przyszłaś, by zabrać klucze.
- Przyznaję, to prawda – odpowiedziała Hyacinth, po czym dodała – nie chciałam o tym od razu mówić.
- Nie, w porządku, zaraz je wyjmę.
Odwróciła się do szafki nocnej, a następnie otworzyła ją i wyjęła pęk kluczy. Mogłam się tego spodziewać. Pomyślała, spoglądając na nie. Hyacinth już wcześniej była gospodynią, oczywiste więc, że Christine ją wybrała.
Poza tym, chichy głosik znowu się odezwał, w ten sposób Hyacinth skorzysta twoim kosztem. Alice poczuła się zdradzona.
- Spokojnie – powiedziała Hyacinth, jakby czytając jej w myślach – Christine jeszcze dostanie za swoje, jeśli nie od ciebie to ode mnie.
Alice otworzyła usta, by przyznać jej rację, gdy wtem usłyszała dźwięk zamykanych drzwi auta. Podeszła do okna i wyjrzała na podjazd.
- To pewnie Christine – stwierdziła Hyacinth nie wstając z kanapy – nie tylko ty opuszczasz ten dom.


W istocie, na podwórzu stała czarna limuzyna, przy której Christine krzyczała na służących i popędzała ich do pracy. Sterta bagaży leżała obok wejścia, zaś na jednym z kufrów siedziała Rachel, gryząc jabłko i z niejaką satysfakcją spoglądając na trudy matki.
- Szybciej, chcę stąd wyjechać zanim dzień się skończy! Co się tak guzdrzecie? – pohukiwała Christine.
- Pewnie na twój widok tracą siły. Jak i chęć do życia – stwierdziła Rachel, po czym uśmiechnęła się drwiąco.
- Cicho bądź – syknęła Christine, jednakże zamyśliła się i po chwili powiedziała podniesionym głosem – jeżeli się nie pospieszycie, wszystkim wam obniżę pensję!
Efekt był natychmiastowy.
- Nie rozumiem twojego podejścia – zaczęła Rachel – przecież to jasne. Oni po prostu nie chcą pracować dla ciebie, kochana mamusiu.
- Przestań, nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego? Czy dalej gniewasz się, że pokazałam jej ten list? – Rachel rozszerzyła oczy w udawanym zdziwieniu.
- Dobrze wiesz dlaczego! W ogóle nie powinnaś była grzebać w moich rzeczach.
- Przecież nigdy jej nie lubiłaś, teraz przynajmniej odchodzi.
- To coś zupełnie innego. Jesteś dzieckiem, nie zrozumiesz.
- Jestem dostatecznie dorosła by zrozumieć takie rzeczy – Rachel zeskoczyła z kufra, który zaraz został podniesiony przez służbę – musisz mi je tylko wyjaśnić.
- Wracaj do domu! Nie mam teraz czasu na głupoty.
- Wracaj do domu, wracaj do domu! Zawsze to samo, nigdy nie masz czasu! Sama jesteś głupia!
- Że co proszę? – Christine odwróciła się do Rachel – a więc tak mi się odwdzięczasz za to, że przez tyle lat cię wychowywałam?
- Ty? Nie rozśmieszaj mnie! Jedyne co robisz to płacisz innym, żeby odwalili za ciebie brudną robotę! Czy ciebie w ogóle coś obchodzę?
Christine nie odpowiedziała.
- A więc jedź sobie i nie wracaj! Mam nadzieję, że umrzesz i nie będę musiała na ciebie patrzeć! Nienawidzę cię!
Rachel rzuciła w nią ogryzkiem i wbiegła do domu. Alice odwróciła się od okna i spytała:


- Po co ona to robi?
- Ucieka przed tym, co może ją zranić. Zawsze to robiła – odpowiedziała Hyacinth.
- Nie rozumiem jej. Ma w sobie tyle jadu, a ucieka jak tylko ktoś na nią źle spojrzy?
- To najzupełniej zrozumiałe – odpowiedziała Hyacinth – ma w sobie tyle jadu, bo ludzie ją ranią. Ranią ją zaś, ponieważ ona chce przekazać swój ból innym. To zamknięte koło, z którego nie umie się wydostać.
Alice zamyśliła się. No tak, ból może zmusić człowieka do najdziwniejszych rzeczy. Jeżeli Christine naprawdę jest tak nieszczęśliwa, to nic dziwnego, że nie chce widzieć szczęścia u innych.
- Mimo wszystko – powiedziała Alice zirytowana – nie powinna była mnie tak traktować. Osobiste urazy to jedno, ale niszczenie drugiej osoby dla własnej uciechy? Tego jej nie wybaczę.
- Nikt nie żąda od ciebie przebaczenia – Hyacinth uśmiechnęła się, po czym wstała i również podeszła do okna – tej kobiety już nikt nie uleczy, można tylko trzymać się z daleka.
Ryk samochodu ogłuszył ostatnie jej słowa.
- Odjechała – powiedziała po chwili – już jej więcej nie zobaczysz, założę się.
- Mam nadzieję – odpowiedziała Alice.
- Co masz zamiar zrobić? Masz teraz dużo czasu, możesz iść w każdej chwili.
- Pożegnam się z rodziną – powiedziała bez namysłu – idziesz ze mną?
- Nie będę ci przeszkadzać?
- Oczywiście, że nie. Przecież bym ci nie proponowała tego, gdybyś mi zawadzała.
- Oczywiście – powtórzyła Hyacinth i roześmiała się – a więc chodźmy.
Przeszły przez drzwi na korytarz i Hyacinth już chciała ruszyć w stronę kuchni, gdy Alice ją zatrzymała.
- Nie tędy, Christine już nie ma – powiedziała uśmiechając się – wyjdziemy głównymi drzwiami.
- Doprawdy Alice, widzę, że za dużo sobie pozwalasz! Cudowny pomysł.


Gdy znalazły się w holu, Alice uśmiechnęła się do siebie. Było to jej ulubione pomieszczenie, z pozoru ponure i ciężkie, z drewnianymi schodami ciągnącymi się na piętro. Przez wiszące nad drzwiami frontowymi okno wpadały promienie słoneczne, oblewając blaskiem dębowe panele. Kryształowy żyrandol połyskiwał w słońcu, mieniąc się barwami tęczy.
Jedyne pomieszczenie w całym domu, którego Christine nie potrafiła zmienić, pomyślała Alice. Może jednak nie ma tak tragicznego gustu.Podeszła do drzwi i nacisnęła starą, mosiężną klamkę. Nienaoliwione zawiasy zaskrzypiały głośno, ku zdumieniu Alice imitując płacz dziecka. Jeszcze bardziej się zdziwiła, gdy okazało się, że to nie drzwi wywoływały ten dźwięk, a ktoś w holu. Rozejrzała się, próbując odnaleźć źródło płaczu i ujrzała Rachel, skuloną na jednym ze stopni i z twarzą schowaną z białych jak ściana dłoniach. Biedna dziewczyna, pomyślała. Matka znów ją opuściła, nic dziwnego więc, że tak się zachowuje. Podeszła do niej i już chciała objąć ją ramieniem, gdy zauważyła, że Rachel nie płacze, a śmieje się.
- Z czego się śmiejesz? – spytała Alice.
- Wreszcie się jej pozbyłam – odpowiedziała Rachel. Podniosła twarz, a w jej oczach pojawił się cień tryumfu – nie ma jej.
- Mówisz o Christine? – Hyacinth usiadła obok Rachel.
- Nie znoszę jej! – głos Rachel rozniósł się echem po domu – nienawidzę z całego serca.
Hyacinth pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nic dziwnego, nie była dla ciebie idealną matką.
- Ale to już koniec. Pokonałam ją w jej własnym domu, już tu nie wróci.
- Nie boisz się, że wyśle cię znowu do szkoły? – spytała Alice.
- Oczywiście, że tego nie zrobi. Gdy ostatnim razem byłam w szkole, zrobiłam tyle zamieszania, że musiała mnie stamtąd zabrać. Już tego nie powtórzy.
- Skąd ta pewność?
Rachel wzruszyła ramionami.


- Ponieważ musiałaby się mną przejmować, a ona myśli tylko o sobie – zacisnęła pięści.
- Pewnie i tak cię zabierze, jak tylko znajdzie sobie nowy dom – zauważyła Hyacinth.
- Nie zrobi tego – powiedziała Rachel z przekonaniem.
- Dlaczego?
- Ponieważ wie, że to ja dałam ci ten list.
- Po co to zrobiłaś? – Alice spojrzała na nią z zaciekawieniem w oczach.
- Żeby mnie znienawidziła, rzecz jasna! – Rachel wstała i wyciągnęła ręce ku górze – i udało się!
Obróciła się kilka razy, szczęśliwa, a następnie rozsiadła się na stopniu i zapatrzyła się między balasy. Trochę smutniejszym tonem dodała:
- Teraz zostanę sama.
- Nie zostaniesz – powiedziała Hyacinth – nie bez powodu tu jestem. Zatrudniono mnie jako twoją opiekunkę i jak na razie nie wygląda na to, żeby mój awans miał coś zmienić.
- Racja – Rachel uśmiechnęła się – chociaż myślałam raczej o kimś innym, jakimś przyjacielu. Kimś młodszym.
Alice roześmiała się ku oburzeniu Hyacinth.
- Doprawdy! – wykrzyknęła Hyacinth – I weź tu pocieszaj kogoś, a zaraz ci nóż w plecy wbije. Odejdę stąd i zobaczysz, wtedy pożałujesz swych słów.
- Cóż, nie będziesz jedyną, która odejdzie – dodała Alice, spoglądając w stronę drzwi wejściowych. Wydało jej się, że widzi niewyraźną postać za oknem. Przez chwilę miała nadzieję, że to Isador przyjechał, by poprosić ją jeszcze raz o rękę bądź by siłą zabrać jak zdobycz. To tylko marzenia, westchnęła ciężko.
Podskoczyła, gdy usłyszała dźwięk dzwonka. Więc to nie było przywidzenie? Zdziwiła się. Czy możliwe jest, że to Isador? Próbowała się poruszyć, jednakże nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Spojrzała prosząco na Hyacinth, która bez słowa wstała ze stopnia i ruszyła w stronę drzwi. Gdy otworzyła je, Alice mocniej zabiło serce. Kto to może być? Pytała samą siebie, jednocześnie krytykując swoje zachowanie. Głupia, co ty sobie wyobrażasz? Rzuciłaś go, już nie wróci.
- Tak? – spytała Hyacinth.
- Przynoszę list do Alice Waters – powiedział mężczyzna za drzwiami.
To tylko jakiś listonosz. Pomyślała Alice czując, jak chwila podniecenia ustępuje miejsca przygnębieniu. Nikt ważny. Mimo to miała uczucie, że gdzieś już słyszała ten głos. Podeszła do Hyacinth i spojrzała z zainteresowaniem na nieznajomego.


Był to wysoki mężczyzna o krótkich, przetykanych siwizną czarnych włosach i brązowych oczach. Jego mocno zarysowana szczęka pokryta była zarostem, na ustach zaś gościł lekki grymas, widać tak powszedni, że w kącikach zrobiły się drobne zmarszczki. Ubrany był w szykowny, lecz niezbyt kosztowny garnitur, po którym widać było, że noszący go nie należał do sfer wyższych. Mimo to ubiór ten nie pasował do listonosza, dlatego też Alice nie bez zdziwienia patrzyła na osobnika, zastanawiając się w duchu: kim też on może być? Nagle olśniło ją.
- To ty byłeś z Isadorem dwudziestego piątego sierpnia w Claridge’s! – zawołała.
- Tak, to byłem ja.
- Kim jesteś? Co tu robisz? – spytała.
- Jestem Alistair Smith, lokaj lorda Williamsa – odpowiedział, po czym dodał – przyniosłem list dla Alice Waters.
- List? Od Isadora? Dlaczego nie mógł wysłać go pocztą? – zdziwiła się.
- Lord Williams chciał mieć pewność, że list zostanie dostarczony prosto w pani ręce – po tych słowach wyjął list i wręczył go Alice.
Dlaczego Isador tak się o to postarał? Zastanowiła się. Przecież nie jesteśmy razem, odrzuciłam go. Czyżby mimo to chciał, żebym do niego wróciła? Uśmiechnęła się do siebie, gładząc wierzch koperty. Wiem, że już to skończone, ale mimo to chciałabym zobaczyć go jeszcze raz.
- Och, przepraszam – powiedziała otrząsając się z zadumy – gdzie też moje maniery, przecież musiał pan przebyć długą drogę. Dwór Isadora jest całe mile stąd.
- Nie, naprawdę nie trzeba – powiedział Alistair.
- Bzdury – przerwała mu Alice – musi pan odpocząć, albo przynajmniej napić się herbaty i powiedzieć jak tam Isador.
- Christine nie ma, spokojnie możemy skorzystać z głównego salonu. Powiem Gladys, żeby przygotowała herbatę i ciasta – powiedziała Hyacinth, po czym ruszyła w stronę kuchni.
- Proszę za mną, to w tę stronę – Alice uśmiechnęła się.


Weszli do dużego pomieszczenia, którego ściany pokryte były zieloną tapetą o kwiecistym wzorze. Szkła kinkietów ilością kolorów przypominały witraże w kościele, a ciemne pnącza oplatały jasne drewno foteli, rozstawionych wokół stolika do kawy. Oszklona krata w połowie zakrywała zimne palenisko marmurowego kominka, okna zaś przysłonione były czerwonymi kotarami. Nigdzie nie można było dojrzeć ani pyłku kurzu, nawet na zdjęciach i przedmiotach stojących na dębowych konsolach.
- A więc, jak się czuje Isador? – zapytała Alice siadając na kanapie. Alistair wybrał fotel naprzeciw, po czym spojrzał na nią i westchnął.
- Nie najlepiej – przyznał – ma ostatnio dużo problemów.
- Jak to? – zdziwiła się – a co takiego się stało?
- Nie wiem, czy powinienem o tym mówić.
- Przestań, ja i Isador znamy się od dawna. Można mi powiedzieć wszystko, zatrzymam to dla siebie.
- No dobrze – powiedział – w takim razie wyznam pani, że zakłady włókiennicze lorda Williamsa zostaną zamknięte.
- Och! – wyrwało się z ust Alice – dlaczego?
- Długi – odpowiedział Alistair – zaczęło się to już kilka lat temu. Pewnego razu lord Williams wrócił do domu całkiem odmieniony, zupełnie jakby całe życie z niego uszło.
- Czy coś mówił? – spytała.
- Nic, powtarzał tylko jedno imię.
- Jakie?
- Nie powinienem wprawdzie tego mówić – powiedział lekko zmieszany – jednakże i tak wszyscy już o tym wiedzą, więc nic to zapewne nie zmieni. Wołał imię swojej żony, Caroline.
- Caroline… - Alice zbladła. Przez chwilę nic nie mówiła, lecz w końcu przemogła się i spytała – czy Isador miał wtedy jakieś spotkanie?
- Chyba tak – Alistair zamyślił się – tak, z pewnością, już pamiętam. Lord Williams wspominał coś o jakimś spotkaniu, jednak bez szczegółów.
- Ach tak – Alice opadła na oparcie kanapy. A więc to tak, pomyślała, teraz Isador ma problemy z pieniędzmi. A to wszystko zaczęło się zaraz po tamtym dniu. Po ślubie. Wzięła chusteczkę i delikatnie wytarła nią łzy, napływające jej powoli do oczu.
- Coś mi wpadło do oka – powiedziała i uśmiechnęła się. Czy to wszystko moja wina?
- Już są ciastka! – wykrzyknęła Hyacinth energicznie wchodząc do środka. Towarzyszył jej wózek z jedzeniem i popychająca go służąca – możesz odejść, Lily.
Lily dygnęła i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Hyacinth wzięła tacę z herbatą oraz talerzyk z ciastem i postawiła je na stoliku. Sama usiadła w jednym z foteli i zaczęła nalewać napar do filiżanek.
- Cukier czy może mleko? – spytała Alistaira.
- Dziękuję, ale odmówię obu – odpowiedział, na co Hyacinth pokiwała głową ze zrozumieniem.
- To tak jak ja. Co za dużo, to nie zdrowo – po tych słowach wsypała sobie cztery łyżeczki cukru i zamieszała łyżeczką.


- Lord Williams wspominał, że wie co z tym zrobić, ale nie wtajemniczył mnie – powiedział Alistair biorąc swoją filiżankę – pewnie napisał jednak o tym w liście.
- Racja, list. Zupełnie o nim zapomniałam – Alice zwilżyła usta w ciepłej herbacie, po czym odstawiła filiżankę na spodeczek i wzięła list – czy Isador oczekuje odpowiedzi?
- Nic mi o tym nie mówił – odpowiedział.
Isadorze, o czym do mnie piszesz? Spytała się w myślach. Czy chcesz, żebym do ciebie wróciła, czy może obwiniasz mnie za upadek twych zakładów? A może tylko chcesz się komuś zwierzyć, a nie masz z kim? Jęknęła w duchu. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i weszła kolejna pokojówka.
- Co się stało, Maggie? – spytała Hyacinth.
- Pan Thomas Lloyd chce się z panią widzieć – odpowiedziała Maggie i oblała się rumieńcem, gdy zauważyła, że Alistair na nią patrzy.
- No dobrze, wprowadź go do gabinetu Christine, zaraz tam przyjdę – rozkazała Hyacinth, po czym spojrzała na gościa oraz Alice i powiedziała – wybaczcie, obowiązki wzywają.
Gdy Hyacinth zniknęła za drzwiami, Alistair odłożył filiżankę, a następnie wstał i powiedział:
- Dziękuję za gościnność, jednakże ja też muszę już iść.
- Niechże pan jeszcze zostanie chwilę – poprosiła Alice.
- Chciałbym, jednak naprawdę nie mogę. Proszę tylko, niech pani przeczyta list jak najszybciej.
- Niech się pan o to nie martwi, zrobię to z pewnością – uspokoiła go Alice, po czym również wstała – odprowadzę pana do wyjścia.
Wyszli z salonu i ruszyli korytarzem do holu, gdzie zeszli po schodach i dotarli do drzwi. Gdy Alice je otworzyła, Alistair ukłonił się jeszcze raz i pożegnał. Przez chwilę stała, patrząc przez okno na oddalającą się postać, a gdy zniknęła jej z oczu, odwróciła się i wyjęła ponownie list.
Ale gdzie go przeczytać? Spytała się. Nie chcę, by mi ktoś patrzył przez ramię, a możliwe, że to będą złe wieści. Nawet nie chciała o tym myśleć. Mój Boże, mam nadzieję, że Isador z tego wyjdzie. Nie chciała, żeby cokolwiek złego mu się stało. Wciąż pamiętała zdarzenie ze ślubu, jednakże czuła, że była to również jej wina. Powinnam była bardziej interesować się jego przeszłością.
Przeszłość?
Tak, to będzie dobre miejsce.

Wstała, wyszła przez drzwi frontowe i poszła w stronę parku. Po chwili otoczyły ją zewsząd drzewa, zza których wyglądały zarośnięte bluszczem ruiny z jasnej, popękanej cegły. Szła tą samą ścieżką, którą jeszcze tak niedawno zmierzała wraz z Hyacinth na spotkanie Rachel. Przeszła nawet pod tym samym, rozpadającym się łukiem, wyglądającym jak wejście do zdewastowanej katedry.


Z czasem drzewa zaczęły się przerzedzać, a w końcu ukazała się rozległa polana z jeziorem, którego spokojna tafla wody co chwila wzburzana była przez odlatujące łabędzie. Trochę dalej, w cieniu wznosiło się mauzoleum w greckim stylu, ze smukłymi kolumnami i płaskorzeźbami zdobiącymi fasadę. Wokół nie było żywego ducha, jedynie czasami lekki powiew wprawiał w ruch korony drzew otaczających polanę. Alice zbliżyła się do mauzoleum i usiadła na jednym z marmurowych stopni, ukrywając się przed wiatrem za kolumną. Spojrzała na kopertę z listem, a następnie odwróciła ją i otworzyła. Wyjęła ze środka papier, który następnie rozłożyła i zaczęła czytać napisane niebieskim atramentem słowa:

Najdroższa Alice,

Odrzuciłaś me uczucia, jednakże nie dziwię się ani nie żywię urazy, ponieważ miałaś całkowitą słuszność w swej decyzji. Po tym wszystkim co zrobiłem, jak zataiłem przed Tobą istnienie Caroline, którą również w swej arogancji skrzywdziłem, zrozumiałem że nie ma dla mnie miejsca u Twego boku. Postanowiłem więc powierzyć swoje serce i duszę narodowi, ażeby zmyć grzechy i odpokutować za krzywdy Ci wyrządzone. Gdy będziesz to czytać, będę już w drodze do odkupienia, dlatego też proszę Cię, ukochana, czekaj na mnie. Gdy wrócę, może wtedy będę wart Twojej miłości.

Na zawsze Twój,
Isador Williams


Alice osłupiała wpatrywała się w list. Poczuła, jakby serce zostało jej wyrwane z ciała, a pustka po nim powiększała się coraz bardziej. Z oczu pociekły jej łzy, spadając na papier i rozmazując litery. Podmuch wiatru bez trudu wyrwał jej list z rąk i poniósł na środek jeziora, gdy ona zakryła twarz dłońmi i zaczęła szlochać gorzko. To wszystko moja wina, wyrzucała sobie. Wszystko stracone, jak mogłam być tak głupia?
- Kiedy to się stało? Kiedy stałam się tak nieszczęśliwa? – zapytała samą siebie – dlaczego Bóg mnie tak każe?


Zdjęła medalion z szyi i wpatrzyła się w szafirowy kamień, odbijający jej własną twarz, smutną i zapłakaną. Pociągnęła głośno nosem, po czym otworzyła medalion i spojrzała na zdjęcia dwóch postaci, kobiety i mężczyzny. Pod nimi wygrawerowane były w metalu imiona: Elizabeth i Stephen. Długie, ciemne włosy okalały delikatną twarz kobiety, na pełnych ustach zaś gościł lekki, jakby prowokujący uśmieszek. Zgrabna szyja ozdobiona była szlachetnym kamieniem w kunsztownej oprawie. Twarz mężczyzny z kolei uderzała szlachetnością rysów, przenikliwymi oczyma i inteligentnie uniesionymi brwiami. Osoba ta z pozoru wydawała się zimna, jednak Alice wiedziała, że w głębi duszy była dobra, kochająca.
- Czemu mnie opuściliście? Właśnie teraz, gdy najbardziej was potrzebuję – zapytała, mając nadzieję na jakikolwiek znak. Nic się nie stało, jedynie wiatr dmuchnął znowu, a na niebie zaczęły pojawiać się ciemne, burzowe chmury. Przez chwilę spoglądała na nieruchome postacie uwiecznione na fotografii, po czym zamknęła medalion i włożyła go z powrotem na szyję. Zamknęła oczy i oparła głowę o kolumnę. Przestała płakać, jedynie czasem jej ciałem wstrząsał dreszcz, a z ust wydobywało się ciche westchnienie. Nie wiedziała, ile czasu tak siedziała, zziębnięta i nieszczęśliwa, gdy usłyszała czyjeś kroki i otworzyła oczy, by ujrzeć Thomasa idącego w jej stronę.


- Wszystko w porządku? Czemu tu tak siedzisz? – spytał, spoglądając na nią z troską.
- Nie ma go – odpowiedziała Alice – Isador mnie zostawił.
- Jak to? – zdziwił się – myślałem, że to ty go zostawiłaś!
Alice schowała twarz w dłonie i potrząsnęła głową.
- Żałuję tego! – wydusiła – dlaczego musiałam to zrobić? Co z tego miałam? Nic!
- Moja biedna Alice – powiedział Thomas, siadając obok niej i otaczając ramieniem. Lekko przytulił ją, a ona nie opierała się. Położyła głowę na jego ramieniu i rozpłakała się.
- No już, już – uspokajał ją Thomas swoim cichym, głębokim głosem.
- Napisał, że idzie do wojska – powiedziała.
- On? Do wojska? Dlaczego?
- By zmazać grzechy. Och, to wszystko moja wina!
- Nic podobnego, nic złego nie zrobiłaś – pocieszył ją – jakie grzechy?
- Związane ze mną i Caroline – Alice wyjęła chustkę i głośno wytarła nos.
- Czy wspominał coś o powrocie?
- Napisał tylko, że mam „czekać”.
Twarz Thomasa rozpogodziła się.
- A więc nic straconego!
- Jak to? – Alice zdumiała się.
- Przecież napisał, żebyś czekała, a więc jeszcze wróci. Nie martw się, z pewnością dotrzyma obietnicy.
- Tak… Tak, masz rację – przyznała, osuszając oczy chustką. Wstała, po czym powiedziała – dziękuję.
- Co teraz zamierzasz zrobić? – zapytał Thomas.
- Już najwyższa pora stąd odejść. Nic mnie tu nie trzyma – odpowiedziała spoglądając na jezioro.
- Gdzie masz zamiar się udać?
- Jeszcze nie wiem, ale pewnie wyjadę z kraju. Myślę o statku do Ameryki, mam już dość Brytanii.
Uśmiechnęła się do Thomasa, po czym spytała:
- Odprowadzisz mnie do domu? Ostatnie czego teraz chcę, to iść sama tym parkiem, z którym mam tyle wspomnień.
- Oczywiście – Thomas wstał i wziął ją za rękę – zrobię to z przyjemnością.
Zeszli z polany i ruszyli w stronę domu. Przez ostatnie dni tyle się wydarzyło, a ja nawet nie miałam czasu się z tym pogodzić, myślała Alice, gdy Thomas prowadził ją z iście męską troskliwością przez park. Muszę to wszystko przemyśleć, zregenerować siły. Jednakże nie tutaj, nie chcę więcej widzieć tego miejsca. Przez chwilę miała wrażenie, że znów się rozpłacze. No, pozbieraj się w końcu. Dotarli w końcu do drzwi kuchennych, skąd przeszli do korytarza dla służby, a później do jej pokoju. Alice usiadła na łóżku i rozejrzała się po pomieszczeniu, rozpamiętując wszystkie chwile w nim spędzone. Zdumiewające, że przyzwyczaiłam się do tego pokoju, mimo że mieszkałam tu przez lata udręk i poniżenia, dziwiła się. Powinnam go nienawidzić, a czuję smutek myśląc, że muszę go opuścić.
- Jestem gotowa, możemy iść – powiedziała po jakimś czasie. Zdjęła walizkę z łóżka i postawiła na kółkach.
- Ja to wezmę – powiedział Thomas łapiąc za uchwyt. Wyszli z pokoju Alice i przeszli do holu, skąd wyszli na zewnątrz. Na podjeździe stał zaparkowany czarny kabriolet ze smukłą, błyszczącą karoserią. Za nim w oddali majaczyła otwarta brama, do której prowadziła prosta droga pokryta żwirem. Po jej obu stronach posadzone były drzewa, przystrzyżone w geometryczne kształty. Ciemne chmury rozproszyły się, ukazując czerwono żarzące się słońce.


- Tutaj musimy się pożegnać – powiedziała Alice uśmiechając się smutno. Thomas odwrócił się do niej i złapał za obie ręce.
- Pojedź ze mną – poprosił, wpatrując się w jej oczy.
- Ja? – zdziwiła się Alice.
- A masz gdzie pójść? – zapytał – proszę, pojedź ze mną. Przynajmniej do czasu, aż zaplanujesz co dalej.
- Ale co z Olivią? Czy nie będzie miała nic przeciw?
Thomas machnął lekceważąco ręką.
- Ja i Olivia już od dawna nie mieszkamy razem. Szczerze mówiąc jesteśmy w trakcie rozwodu.
- Jak to? Olivia się zgodziła?
- Ona pierwsza to zaproponowała! Nie zastanawiałem się długo. Pojedź ze mną, błagam.
Alice przez chwilę nic nie mówiła. Co powiedzieć? Zastanawiała się. Czy powinnam się zgodzić? W końcu otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednakże nie zdążyła, gdyż w tym samym momencie zza drzwi frontowych wychyliła się Hyacinth.
- Alice Waters! – wykrzyknęła – znowu próbujesz uciec bez pożegnania!
Hyacinth z wyrazem czystego oburzenia podeszła do Alice. Wyciągnęła palec wskazujący i pomachała nim przed jej oczyma.
- Jak mogłaś! – powiedziała – nigdy bym tobie nie wybaczyła, gdybyś tak po prostu uciekła.
Po tych słowach przytuliła Alice i szlochając powiedziała:
- Moja droga, tak mi będzie ciebie brakować! Dom nie będzie taki sam bez ciebie.
- Uspokój się, nianiu – odezwała się Alice – mi też będzie ciebie brakować. A teraz przestań płakać.
Hyacinth wypuściła ją z objęć, a sama przycisnęła ręce do serca.
- Żegnaj, kochana – powiedziała, machając do niej – pisz czasem do mnie.
- Oczywiście, że napiszę. Będę również dzwonić w najmniej odpowiednich momentach – odpowiedziała Alice. Podeszła do Hyacinth i pocałowała ją w policzek – do zobaczenia.
- A co do ciebie – powiedziała odwracając się do Thomasa – oczywiście, że pojadę.
Thomas pojaśniał na twarzy. Natychmiast otworzył bagażnik i ułożył w nim walizkę. Następnie podszedł do drzwi samochodu i otworzył je przed Alice, która wsiadła do środka. Thomas zajął miejsce obok niej i przekręcił klucze w stacyjce. Z silnika wydobył się ryk, a wprawione w ruch koła poniosły kabriolet drogą, zostawiając w tyle dom i Hyacinth. Alice ostatni raz odwróciła się i pomachała na pożegnanie.
”Dlatego proszę cię ukochana, czekaj na mnie”
Spojrzała na Thomasa i uśmiechnęła się.
Tak, będę czekać.



--------------------------------------


Czarna limuzyna zatrzymała się przy jednym z domów w Kensington, po czym szofer wysiadł z niej i otworzył drzwi, zza których wyłoniła się Hyacinth. Na jej usianej zmarszczkami twarzy zagościł lekki uśmieszek, gdy ogarnęła wzrokiem okolicę. Nie zwracając uwagi na szofera ruszyła w stronę jasnego domu i zatrzymała się przed zielonymi drzwiami z kołatką w kształcie lwa. Wyciągnęła z kieszeni pęk kluczy, wybrała największy z nich, a następnie przekręciła w zamku i weszła do podłużnego holu z ciężkimi, dębowymi schodami. Rzuciła klucze na stolik, stojący nieopodal pustego wieszaka i wkroczyła do przestronnego salonu. Wysokie okna ukryte były za czerwonymi kotarami, dopasowanymi do tapety pokrywającej ściany. Fotele i sofy z rubinową tapicerką pełne były zdobień, kredensy uginały się pod ciężarem zdjęć i wazonów. W pomieszczeniu czuć było przepych, bogactwo, a ukoronowaniem tego był wystawny kominek, nad którym wisiało lustro z kryształu.


Na kanapie siedziała kilkunastoletnia panna, ze złotymi włosami związanymi w kucyk i okularami osadzonymi na czubku nosa. Ubrana była w niebieską, koronkową sukienkę w białe kwiatki. W ręce trzymała książkę, na której okładce wielkimi literami napisane były słowa „Dziwne Losy Jane Eyre”.
- Już tu jesteś? – spytała Hyacinth podchodząc do dziewczyny – widzę, że szybko się zadomowiłaś.
- Oczywiście – odpowiedziała, zamykając książkę i kładąc ją na kolanach – ten dom nie różni się niczym od wszystkich innych, w których mieszkałam.
- Poza tym, że stąd już nie będziesz się wyprowadzać – zauważyła Hyacinth.
- Prawda – przyznała – przynajmniej na razie.
Hyacinth obróciła się i obejrzała ponownie salon.
- Dobrze jest wreszcie mieć swój własny dom – uznała.
- Dziękujmy za to mojej matce. Jej hojność jest niebywała.
- Tak. Szczególnie, gdy nie wie, co się stało z połową jej pieniędzy – dodała.
- Jest taka bezinteresowna! – dziewczyna teatralnie wyciągnęła ręce w górę.
- Dlatego trzeba to uczcić. Widzę, że już nawet się przygotowałaś – stwierdziła Hyacinth, podchodząc do stolika, na którym stało czerwone wino oraz dwa kieliszki. Odkorkowała butelkę i nalała dla każdej z nich.
- Trzeba wznieść toast – powiedziała podając kieliszek dziewczynie. Podniosła swój i dodała – a więc, Rachel. Za Christine!
- Za Christine! – podjęła Rachel. Stuknięcie kieliszkami zagłuszone zostało przez dźwięk zamykanego auta.
- To pewnie Alice – stwierdziła Hyacinth, wyglądając przez okno.
- Sama? – spytała Rachel.
- Nie – odpowiedziała Hyacinth, uśmiechając się pod nosem – z nim.



Koniec.
__________________
Love Profusion

Ostatnio edytowane przez Caesum : 02.07.2017 - 17:57
Björk jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 24.12.2012, 18:56   #92
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,204
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Alice Waters

Cytat:
Mimo, że
<dostaje ataku furii>
Cytat:
i powiedzieć jak tam Isador.
"i powiedzieć, jak się ma Isador" albo "co słychać u Isadora".

Ahaha, piękny odcinek, przepiękne zdjęcia <33 Jestem iście uduchowiona
Końcówkę dałabym jednak osobno w epilogu! Czytelnicy zastanawialiby się, jak się to w końcu skończyło z Alice i Izysiem :>
W porównaniu z innymi odcinkami, w tym jest strasznie mało opisów! Ale podoba mi się to, że przeważyłeś dialogami i akacją właściwą. Podoba mi się to, że w początku odcinka ukryte było nawiązanie do listu Isadora do Alice. Zdziwiło mnie jednak to, że przy tak emocjonującym odcinku nie wzruszyłam się tak, jak powinnam! Chyba już wyszłam z wprawy! A szkoda, bo imo okazja była świetna :<
Anyway odcinek bardzo, bardzo udany. Doceniam wszystkie drobne akcenty takie jak chociażby głos rozsądku Alice, kłótnia Rachel z matką i rzucenie w nią ogryzkiem, no i jakże wymowną końcówkę Wszak mamy happy end ^^ (aczkolwiek nie mówię, chętnie przeczytałabym sobie rozszerzoną wersję zakończenia - chyba wiesz, co mam na myśli
Zdjęcia cudowne - rodzice Alice wyglądają świetnie. Moja radość jest tym większa, że przyczyniłam się do tego :>

No cóż, liczę na to, że przeczytam w nowym roku coś nowego od Ciebie I jeszcze raz dzięki za współpracę przebiegającą w raczej miłej atmosferze :>

Bez oceny, bo żadną liczbą nie można tego ująć. Zresztą, cale FS zasługuje na więcej niż 10/10!
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 25.12.2012, 20:31   #93
Mroczny Pan Skromności
 
Avatar Mroczny Pan Skromności
 
Zarejestrowany: 01.04.2010
Płeć: Kobieta
Postów: 2,601
Reputacja: 14
Domyślnie Odp: Alice Waters

Szkoda, że tak się sprawy potoczyły, że nie mogłeś sam wstawić zakończenia. Zostałem jednak bardzo pozytywnie zaskoczony - po prostu nie sądziłem, że będziesz miał na to chęć [na dalsze publikowanie na forum], ale na szczęście Alice Waters nie stała się jednym z wielu nieskończonych opowiadań.
To, co zrobiło na mnie największe wrażanie, to zakończenie. Jedno z najlepszych, jakie widziałem na tym forum! Po jego przeczytaniu naszła mnie pewna refleksja - całe fotostory właściwie nie zawierało żadnej porywającej akcji, a jednak tak wiele się wydarzyło w życiu bohaterów. Naprawdę doceniam twórczość, która kładzie nacisk na aspekt psychologiczny. Inną sprawą jest to, że w rzeczywistości nie wiemy, jak się skończyła historia - i to skłania do kolejnej refleksji. Większość czytelników dopuściła zapewne dwa rozwiązania: Alice wybrała Isadora, a więc poszła za głosem serca, albo z rozsądku związała się z Thomasem (choć możliwe jest też, że faktycznie pokochała Lloyda). Ale przecież jest jeszcze trzecie, mało prawdopodobne, rozwiązanie: Alice związała się z kimś innym. Ja najbardziej skłaniałbym się ku rozwiązaniu pierwszemu - nie mam jakiegoś konkretnego dowodu, ale dość podejrzane wydaje mi się zachowanie Hyacinth na końcu
Na temat samego odcinka nie będę się rozpisywał. Bardzo dobrze zostały w historię Alice wplecione i wykorzystane wydarzenia historyczne. Ciekawe, czy Isador długo wytrzymał na wojnie xD
Cóż, nie ma co przedłużać mojej głupiej gadki, czytanie tego fotostory było dla mnie czystą przyjemnością i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze dasz o sobie znać
Mroczny Pan Skromności jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 11.01.2013, 20:49   #94
Panna Lawenda
 
Avatar Panna Lawenda
 
Zarejestrowany: 20.06.2008
Skąd: Chatka Ech
Wiek: 28
Płeć: Kobieta
Postów: 1,209
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Alice Waters

Chrupek stwierdził, że to jedno z najlepszych zakończeń na forum, ja się z tym jak najbardziej zgadzam, ale powiedziałabym więcej - całe FS jest jednym z najlepszych na forum. Nie można odmówić ci talentu - wszystko jest cacy, prócz paru błędów wymienionych przez Liv, ale co to jest na taki kawał solidnie napisanego tekstu? Jestem pod wielkim wrażeniem. Co prawda opisów było mało, ale nie wszyscy się w nich specjalizują, wszystko inne zachwyca, więc możemy to sobie podarować ^^. Dialogi świetne, akcja świetna, zakończenie świetne, tajemnicze, nie dopowiedziałeś wszystkiego od A do Z i to mi się podoba. Cóż, jeśli będziesz tak dalej sobie radził, wróżę świetlaną przyszłość! Ojej, cały post to jedno wielkie słodzenie, ale nie potrafię inaczej - nie przy czymś takim. Gratuluję również determinacji - dokończyłeś ładnie wspaniałe FS, mimo swojego bana. Tak w ogóle BARDZO dziwi mnie fakt, że są zaledwie dwa komentarze. Czy nikt nie potrafi docenić tak dobrego opowiadania? To musi być zniechęcające. Lecz masz przynajmniej nas, wiernych fanów twojej twórczości, którzy nigdy cię nie opuszczą :>
Życzę owocnej pracy nad kolejnymi dziełami. Bardzo chętnie poczytam dalsze wytwory twojej wyobraźni
__________________

Ach, Marylo, wszak oczekiwanie czegoś daje nam już połowę przyjemności!
Może się zdarzyć, że się tego nie otrzyma wcale, ale nikt nie może zabronić cieszyć się z oczekiwania.

Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza

Panna Lawenda jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 14.02.2013, 17:13   #95
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Alice Waters

No jak ja nie lubię zakończeń T____T
Fajnie, że jednak postanowiłeś skończyć to FS, jestem Ci bardzo wdzięczna, gdyż bardzo chciałam przeczytać finałową scenę.
Jakieś tam drobne błędy były, ale czy to ważne? Otóż nie. Dla mnie ten odcinek był świetny, chociaż tak szybko wszystko poprowadziłeś, no ale rozumiem to ze względu na okoliczności.
Fajnie, że wszystko skończyło się happy endem, choć sama jakoś nie lubię go fundować bohaterom swoich opowiadań. Alice sporo wycierpiała, dlatego w pełni zasłużyła sobie na takie zakończenie historii.
Muszę Ci napisać, że odwaliłeś kawał dobrej roboty z tekstem jak i ze zdjęciami. Całe FS jest utrzymane w takim niesamowitym klimacie tamtych czasów, co mi się bardzo podoba.
Cóż jeszcze mogłabym od siebie dodać? Może tylko tyle, że bardzo mi źle tu bez Ciebie. Nie zrozum mnie omylnie, chodzi mi po prostu o to, że lubiłam oglądać Twoje prace i czytać FS, a teraz jest tu taki zastój, że aż mi się serce kraja.
Przykro to pisać, ale OJSG zniszczyło ten dział i nawet próba ratowania go przeze mnie daje marne efekty T____T

Ehh, no cóż. Miło było poczytać o losach Alice, szkoda, że to koniec.
Pozdrawiam Cię i mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś w wirtualnym świecie
__________________
Mój profil na WATTPAD
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 13.12.2013, 15:40   #96
Searle
 
Avatar Searle
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 4,168
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Alice Waters

Przecież ten temat był zamknięty i strasznie ubolewałam, że nie mogę dokończyć komentowania, a dziś wchodzę, paczę i taka niespodzianka

No to zabieram się do pracy:

Odcinek nr 8:

Podobała mi się wymiana zdań pomiędzy Alice a Olivią. Nieźle jej Waters dopiekła nie dając się zbić z pantałyku

Kurde, ja mam nadal wrażenie, że się zejdzie z Isadorem, chociaż faktycznie nie łatwo jest wybaczyć kłamstwo.

Kochana ta Hyacinth

powiedziała Alice, po czym nałożyła czerwoną szminkę na usta. Wstała, po czym podeszła do Thomasa

Odcinek nr 9:

Tak coś podejrzewałam, że ta mała będzie przychylna dla Alice, co prawda miała w tym swój własny interes - zemstę na Christine, ale zawsze coś

Ah, ten Isador - wszystkie się w nim kochają, tylko biedny zakochany Thomas nie ma szczęścia. Przyjemnie czytało mi się fragment o jego spotkaniu z Waters - był taki beztroski i radosny

Archie położył na podłodze tłustą mysz i zajął się jej jedzeniem, nie zwracając uwagi na Alice. - Bleee

Odcinek nr 10:

- Nie – odpowiedziała Hyacinth, uśmiechając się pod nosem – z nim. - z kim ja się pytam, z kim?!
He he, ja myślę, że z Isadorem, bo w końcu postanowiła, że będzie na niego czekać, ale w sumie nie obraziłabym się, gdyby to był Thomas - jakoś go tak przez ostanie odcinki polubiłam.

Nie mniej jednak zakończenie super! No i Hyacinth z Rachel opijające zwycięstwo - genialnie to obmyśliłeś.

Jestem pełna podziwu dla Ciebie, że dokończyłeś to FS i, że było ono napisane na najwyższym poziomie. Brawo!

Jeszcze tak na koniec:

A może tylko chcesz się komuś zwierzyć, a nie masz z kim? - komu

No, pozbieraj się w końcu. Dotarli w końcu do drzwi kuchennych,
__________________
Searle jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 13.12.2013, 20:41   #97
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,456
Reputacja: 72
Domyślnie Odp: Alice Waters

No to skoro otwarty temat to i ja się może w końcu wypowiem, bo przecież trzeba odpowiedzieć czytelnikom.

Bardzo się cieszę, że Alice Waters tak dobrze została przyjęta tutaj na forum. Szczerze mówiąc gdy zamieszczałem pierwszy odcinek zastanawiałem się czy tematyka, czas i miejsce akcji nie odbiegają za bardzo od reszty opowiadań w dziale Fotostory. W ogóle fotostory nigdy by się tu nie pojawiło gdyby nie Mefisto, której kiedyś wysłałem opis pierwszej wersji Alice(jeszcze gdzieś mam na dysku) i która uznała, że nadawałoby się to na FS. Wprawdzie ta wersja nigdy nie zawitała na forum, ale podobnie jak wiele różnych opisideł, anulowanych pomysłów i co tam jeszcze było. W gruncie rzeczy Alice pisana była bez żadnego planu, a wszelkie próby wymyślenia akcji do przodu kończyły się tym, że w końcu i tak wszystko było inaczej. Co do długości fotostory, akurat planowałem 12 odcinków, ale już przy czwartym skróciłem ich ilość do dziesięciu, ponieważ miałem problemy z wymyśleniem akcji a poza tym zabierałem się z Mefisto do napisania wspólnego fotostory(zarys fabuły wciąż mam na dysku, chociaż tylko na tym się skończyło).

Było tyle różnych alternatywnych pomysłów jak akcja miała się rozwinąć, ale patrząc na fotostory z tej perspektywy cieszę się, że akcja potoczyła się tak a nie inaczej. W sumie jestem zadowolony z tego, jak Alice Waters wyszła. Poprawiłbym tylko kilka pierwszych odcinków, żeby bardziej się komponowały z resztą.
Podobnie też mam co najmniej kilka pomieszczeń, które nigdy nie były do końca pokazane w fotostory. Nie wiem, może kiedyś je pokażę, jeśli będziecie chcieli.

No i na koniec jeszcze raz dzięki, że przetrwaliście ze mną do końca fotostory. Kontynuacji raczej nie będzie, chociaż kto wie, jest w końcu cały okres WWII, który nie został opisany. Może kiedyś.
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 02.08.2023, 21:09   #98
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,456
Reputacja: 72
Domyślnie Odp: Alice Waters

Post pod postem i necroposting, skandal! Ale mam ku temu powód. Przeglądałem sobie swoje stare pliki na mediafire i odkryłem, że mam tam krótką zajawkę Alice Waters. Jest to dosłownie pierwsza, najpierwsiejsza wersja Alice, prototyp, demo, przedsmak! Pamiętam, że była dalsza część tego opowiadania, w której Alice rzuciła się z mostu nad ruchliwą ulicą, tylko po to żeby akurat wpaść do samochodu jakiegoś mężczyzny (późniejszej miłości?). Pomysłem na fotostory miały być ich podróże po świecie w poszukiwaniu bogactwa. Pomysł ten podesłałem Mefisto, która stwierdziła, że powinienem coś o Alice napisać, ale w innej formie. Formie, która stała się ostateczną wersją fotostory.

Poniżej tekst fragmentu:

Alice Waters


Alice Waters niczym szalona pisała po pogiętym kawałku papieru, co jakiś czas rozmazując atrament kroplami łez. Nie mogła tak dłużej żyć, wiedziała, że ten moment prędzej czy później nadejdzie. Sama siebie zadziwiała, pisząc ten list pożegnalny, który mogła przecież skrócić do dwóch zdań, tak doskonale odzwierciedlających jej uczucia. Z każdym nowym, niezbyt czytelnym słowem, zastanawiała się, czy aby nie próbuje przeciągnąć tego momentu i zostać na tym świecie, choćby odrobinę dłużej. Zaśmiała się pod nosem, Ty? Alice Waters, która nigdy nie bała się śmierci, trzęsiesz się i zachowujesz jak małe dziecko idące na wizytę u dentysty?
Gorycz wykrzywiła jej twarz w grymasie, gdy postawiła ostatnią kropkę. A więc to już koniec, pomyślała, rozsiadając się spokojnie w skórzanym fotelu, jakby nagle zmieniła się w zupełnie inną osobę. Alice rozejrzała się raz jeszcze po pomieszczeniu, które tak doskonale znała, a które dopiero teraz tak szczegółowo badała.
Ciemny gabinet praktycznie w całości wypełniony był najróżniejszymi książkami, przeszklone biblioteczki ciągnęły się od podłogi po sam sufit, zasłaniając okryte dębowymi panelami ściany. Ciemnoczerwona, drewniana podłoga okryta była niedbale narzuconym perskim dywanem, przygwożdżonym do ziemi za pomocą ciężkiego biurka, przy którym właśnie siedziała.
Spojrzała jeszcze raz na list, po czym rozejrzała się po blacie, ogarniając wzrokiem leżące na nim przedmioty. Stara, pozłacana lampka dawała słabe światło w ten deszczowy poranek, tworząc głębokie cienie na rozrzuconych w nieładzie papierach i wielkim, brudnym kubku, najwyraźniej stojącym tam od kilku dobrych dni. Dziewczyna wstała i podeszła do okna wychodzącego na taras. Oparła swą rękę o bordową kotarę, przyjmując pozycję, jakby starała się być niewidoczna z zewnątrz.
Wielkie krople deszczu z łoskotem obijały się o wybrukowany taras, zbierając się w obfite kałuże. W jednej z nich mogła wyraźnie dostrzec swe odbicie, długowłosą brunetkę o ciemnych, brązowych oczach, spoglądających zza spuchniętych powiek. No cóż, nie ma co się dziwić, pomyślała, w końcu płakałam nieustannie przez dwa dni.


---

Co więcej, znalazłem również stare pliki z niektórymi postaciami z Fotostory. Są to postacie stworzone przez Mefisto, ale sądzę, że raczej nie będzie miała mi za złe, jeżeli je udostępnię tu po latach:

Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 2 (0 użytkownik(ów) i 2 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 23:21.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023