|
Zobacz wyniki ankiety: Jak zapowiada sie to FS? | |||
Jest znakomite, po prostu idealne | 21 | 58.33% | |
Nie jest najlepsze ale mi się podoba | 8 | 22.22% | |
Średnie, czasami przynudza | 6 | 16.67% | |
Beznadziejne! Więcej nie wejdę do tego tematu! | 1 | 2.78% | |
Głosujących: 36. Nie możesz głosować w tej sondzie |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
25.03.2005, 09:49 | #1 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
Obcy ptak
Obcy ptak
[SPIS TREŚCI CZĘŚĆ I CZĘŚĆ II CZĘŚĆ III CZĘŚĆ IV CZĘŚĆ V CZĘŚĆ VI- przedostatnia CZĘŚĆ VII- ostatnia Cisza…cisza przerywana jedynie odgłosom towarzyszącym uderzaniu kropel deszczu o podłoże i chlupotem kałuż, w które wpadało dwoje ludzi biegnących ścieżką leśną. Na czerwono białej sukni pięknej, czarnowłosej kobiety pojawiało się coraz więcej błota. Zwierzęta uciekały przed nią w popłochu. Obracała się, co jakiś czas, aby spojrzeć czy nadal ktoś ją ściga. Widząc wysoką, odzianą w czerwony kombinezon postać starała się zmusić swoje nogi do szybszych ruchów. Deszcz utrudniał jej ucieczkę. Nie miała nic, aby się obronić… Królestwo jej przodków zostało przejęte przez wojowników Stix…Nie chciała żyć w niewoli lub umrzeć w cierpieniach jak jej matka…pozostała jej tylko ucieczka. Ingerid odwróciła się ponownie. Postać goniąca ją była coraz bliżej… Mężczyzna wyciągnął z kieszeni niewielki, ostry sztylet. Księżyc oświetlił jego twarz. Pomarańczowa skora pokrywająca ją sprawiała wrażenie poparzonej i okaleczonej. W czerwonych oczach odbijały sie gwiazdy. Chciał za wszelka cenę dogonić Ingerid. Wolał nie wiedzieć, co go czeka, jeśli pozwoli uciec księżniczce Królestwa Nocy. Przyśpieszył…Od kobiety dzieliło go kilkanaście metrów. Nie mógł jej stracić z oczu… Ingerid zaczęło brakować tchu…Gdyby tylko mogła znów mieć swoją moc…Najwierniejszy sługa władcy Stixów nie mógłby jej powstrzymać przed ucieczką…ale jej moc odeszła razem z odejściem królestwa. Deszcz zaczął rozmywać jej obraz przed oczyma. Biegła na oślep nie zważając na korzenie wystające z ziemi i wilki grasujące nocą po lesie. Nagle poczuła pod stopami strome zejście… Wojownik zatrzymał się widząc upadek księżniczki… Zaczęła toczyć się po zboczu…czuła bolesne wbijanie się kamieni w ramiona. Podbiegł do krawędzi przepaści…patrzył jak kobieta coraz bardziej zbliżała się do jej dna…Zastanawiał się czy nie podążyć za nią, ale było już na tyle ciemno, że nie wiedział, co go może spotkać na dole i czy zbocze nie jest niebezpieczne. Zdawał sobie też sprawę z tego, że zanim znajdzie inne zejście księżniczka albo zdąży uciec albo umrzeć. Lecz z drugiej strony cóż go czeka jak jego władca dowie się o niewykonaniu zadania. Usiadł pod drzewem i zaczął zastanawiać się nad planem. Postanowił zostać na noc w lesie i rano poszukać Ingerid. Będzie jasno i już nic ani nikt nie przeszkodzi mu w złapaniu jej… Kobieta wylądowała na mokrej trawie. Jej ciemno-zielone oczy były zamknięte a usta rozchylone. Straciła przytomność…Księżyc był już w pełni, gwiazdy oświetlały polanę… ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Przepraszam, że odcinek taki krótki ale w koncu to dopiero początek. Następny odcinek postaram sie dać jutro. co do zdjęcie, w którym Ingerid ztacz sie ze zbocza...wie, że ono nie wyszło dobrze. Zapraszam do czytania! (Komentowania również!)
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ Ostatnio edytowane przez Raija : 22.04.2005 - 21:41 |
|
26.03.2005, 17:48 | #2 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
Obcy ptak PART II
No więc oto drugi odcinek. W nim powiewa normalnoscia, różni się zupełnie od
pierwszego odcinka. Jeśli zauważycie jakieś blędy piszcie a ja odrazu je poprawię. Zapraszam do czytania! ************************* *************** ************************** Ingerid otworzyła oczy…ujrzała niewielki, drewniany pokój. Leżała w łóżku mając na sobie koszulę nocną. Przez okna wpadały promienie słońca. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Zaciekawiły ją portrety na jego ścianach. Podniosła się z pościeli. Miała już zamiar wstać, gdy czyjś krzyk wprawił ja w stan osłupienia. - Nie wstawaj!- Do Ingerid podbiegła staruszka ubrana w ubogą sukienkę i podziurawione kapcie. Chwyciła Ingerid za ramiona i delikatnie ponownie położyła ja na prześcieradle.- Musisz odpoczywać. Miałaś niezbyt miła przygodę, bo jak podejrzewam spadłaś ze zbocza. Coś Ty robiła dziewczyno? Ingerid przywołała wspomnienia z ostatniej nocy. „ Wojownik…to przez niego tu się znalazłam…” - Ja uciekałam przed kimś…- Odpowiedziała dotykając rany na policzku.- Nie zauważyłam przepaści. Przepraszam, muszę iść… Ingerid siłą zerwała się na nogi i ruszyła w kierunku drzwi. - Zaczekaj! Nie możesz iść w takim stanie. Zaczekaj, moja wnuczka zaraz przyniesie Ci… - Nie mogę na nic czekać.- Powiedziała Ingerid starając się zachować spokój. Podeszła do staruszki.- Może mi pani powiedzieć gdzie moja sukienka? - Ona już do niczego się nie nadaje. Cała brudna jest i potargana. - Trudno, pójdę w tym.- Ingerid wyszła z pokoju. Znalazła się w zagrodzie. „ Jak oni mogą tak żyć” Pomyślała przeglądając się studni i małemu pieskowi, którego futro było całe w błocie. Podeszła do zwierzątka i wystawiła do niego rękę. Piesek zamerdał ogonem i podbiegł do dziewczyny. Zaczął lizać jej rękę i skakał chcąc się bawić. Na twarzy Ingerid pojawił się uśmiech. Zwierzęta lubiła od dzieciństwa. Nadal pamiętała jak nas swoje siódme urodziny dostała odrodziców Jerry’ego. - Przydałoby się Ciebie wykąpać- Powiedziała do pieska głaszcząc ręką jego łebek. - Jak zostaniesz z nami być może wykąpiesz go osobiście. Chyba się polubiliście.- Odpowiedział wysoki blondyn, który pojawił się w bramie zagrody. Ingerid odskoczyła do tyłu przestraszona nagłym pojawieniem się mężczyzny. Przyjrzała mu się. Ubrany był w zwykły podkoszulek bez rękawów i obdarte spodnie. Jego rozczochrane włosy opadały na przystojną twarz a koszulka opinała umięśniony tors. Podszedł do Ingerid i pomógł jej wstać. - Nazywam się Josh..- Podał rękę Ingerid.- To dzięki mnie tutaj jesteś. Zostań z nami. Chociaż na jakiś czas. - Nie mogę- Odpowiedziała kobieta.- Muszę uciekać. - Przed kim? I dlaczego? Ingerid ruszyła w stronę bramy, w której przed chwila stał Josh. Chciałaby zostać tu, chociaż parę dni, odpocząć po wypadku lecz nie mogła. Stix moze ją w każdej chwili zanleźć i spowrotem zabrać do swojego władcy. - Nie ważne. Nie zrozumiesz. - Dobrze, nie mów mi.- Mężczyzna chwycił Ingerid a ramię.- Ale zostań. Za trzy dni jadę do miasta do mojej cioci. Ona ma duży dom, w którym mieszka sama. Przyda jej się ktoś do towarzystwa. Zostań tutaj na te trzy dni a później pojedziesz ze mną do niej. Ingerid wahała się. Z jednej strony byłaby w stu procentach bezpieczna, ale z drugiej nie chciała narzucać się ludziom, którzy mają tak małe gospodarstwo. - Nie chcę się narzucać.-Odpowiedziała patrząc mężczyźnie w oczy. Miały taki piękny kolor. Jak błękit nieba…jak niczym nieskażona woda. Josh zaśmiał się.- Narzucać? Ależ skąd! Ta biedna chatka wcale nie jest taka mała jak Ci się wydaje. Bez problemu mieści się w niej cała moja rodzina. Dla Ciebie także starczy miejsca. - Na pewno nie zakłócę wam spokoju? - Mam rozumieć, ze się zgadzasz? - W porządku. Jest tylko jeden problem. Ja już…nigdy nie mogę wrócić w to miejsce, z którego uciekłam. - Czyli szukasz schronienia na całe życie… - No tak,…ale nie martwmy się tym narazie. Mam prośbę. Mógłbyś mi pokazać łazienkę? Chciałam się wykąpać. - He, He. Tu nie mamy łazienek. Ale za domem jest miejsce, w którym się myjemy. Spokojnie. To tylko parę dni. U mojej ciotki będziesz miała prawdziwy luksus. Idź już się wykapać. A później wstąp do pokoju mojej siostry na pierwszym piętrze. Da ci coś do ubrania, przecież nie będziesz cały czas chodzić w tej koszuli. Do zobaczenia…jak ty właściwie masz na imię? - Ingerid.- Odpowiedziała kobieta uśmiechając się do chłopaka.- Na razie. Poszła w kierunku wskazanym przez niego. Zobaczyła miednicę dość dużych rozmiarów. Weszła do wody, która ze względu na mocno grzejące słońce była bardzo ciepła. Zaczęła przemywać swe ciało. Josh, którego ojciec wysłał po łopatę dotarł do miejsca, w którym Ingerid brała kąpiel. Chciał po prostu wziąć to, po co przyszedł i odejść,…ale nie mógł. Stanął za rogiem i przypatrywał się boskiemu ciału Ingerid. Zachwycała go jej delikatność. Nie mógł oderwać od niej oczu, wodził wzrokiem za jej ręką dotykającą brzuch, szyje, pierś…tak bardzo chciał dotknąć jej skóry. Czuł, że musi ona być w dotyku jak aksamit lub jedwab. Chciał zostać jeszcze, ale bał się, że dziewczyna może nakryć go na podglądaniu. Wydawała mu się taka niewinna i czysta. Zaczął iść w stronę drzwi wejściowych. Nagle stanął w miejscu i nie mógł ruszyć dalej…w kierunku domu zmierzała obrzydliwa i odpychająca postać... Pomarańczowa skóra już z odległości kilkunastu metrów rzucała się w oczy… ******************************** ODCINEK III JUTRO!
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ |
28.03.2005, 21:23 | #3 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
III odcinek
Na twarzy Josha pojawił się strach. Nieludzka postać było coraz bliżej…
„ A jeśli to ten, przed, którym uciekała Ingerid…muszę ja ostrzec.” - Dzień dobry!- Zawołał wesoło Josh starając się zachować pozory.- Czym mogę panu służyć? Chłopak wzdrygnął się na widok czerwonych oczu i stwierdził, ze pomarańczowa skóra z daleka wygląda o wiele lepiej niż z bliska. - Nie widziałeś kobiety z czarnymi długimi włosami w czerwono- białej sukni? Josh poczuł się jakby zniknęły mu wszystkie wnętrzności. Bał się, że powie coś nie tak i pogrąży Ingerid. A jeśli ona wyjdzie zaraz zza rogu nie wiedząc, że jej prześladowca tu czeka…musi kogoś zawołać… - Ja nie widziałem.- Odpowiedział Josh. Ale moja babcia była rano w lesie na malinach. Może ona zauważyła kogoś…Babciu! Chodź na chwilkę! Przed dom wyszła ta sama staruszka, która jakiś czas temu rozmawiała z Ingerid. Zobaczywszy człowieka stojącego obok jej wnuka cofnęła się parę kroków do tyłu wydając przy tym charakterystyczne „Ach”. - Babciu, ten…człowiek szuka jakiejś kobiety. Porozmawiaj z nim. Może ją widziałaś. Ja muszę pójść pomoc ojcu. Josh powoli poszedł w miejsce, w którym przed chwilą była Ingerid. Wpadł na nią. - Nie mów nic, idź!- Powiedział chłopak szeptem i popchnął Ingerid lekko w stronę tylnych drzwi.- No szybko! - Co się stało?- Zapytała zdziwiona dziewczyna, gdy znaleźli się wewnątrz domu. W pomieszczeniu unosił się zapach świeżo upieczonego kurczaka. W rdzewiejącym zlewie leżała sterta niedomytych naczyń a na małym stole duży garnek po brzegi wypełniony zupą pomidorową*. Jedno było pewne, jedzenia w tym domu nigdy nikomu nie było mało. - On tu jest…ten, który cię ścigał…chyba ciebie.- Odpowiedział Josh zdenerwowany. W oczach Ingerid pojawił się strach a usta jej rozszerzyły się w zdumieniu. - Ale…muszę iść. Nie mogę tu dłużej zostać! Już nic mnie nie zatrzyma! Idę do twojej siostry po ubranie a później jakoś ucieknę. Nie wiem jeszcze gdzie…jak najdalej od tego miejsca! - W porządku, zgadzam się z Tobą. Jeszcze dziś wywiozę cię…hm… - Stało się coś?- Zapytała Ingerid usiadłszy na krześle. - Mojej ciotki jeszcze nie ma. Dopiero jutro wraca z podróży. Nie ma innego miejsca, w którym mogłabyś się schronić.- Powiedział mężczyzna zmartwiony podchodząc do szklanego pojemnika z kawą.- MUSISZ tu zostać.- Dodał stawiając silny akcent na pierwsze słowo. - A jak mnie znajdzie? Moje życie będzie skończone… - Jeśli będziesz chodzić po wsi nie wiedząc nawet gdzie zmierzasz tym bardziej cię znajdzie. Przecież on będzie chciał obejść wszystkie domy w okolicy! Tutaj jesteś bezpieczna…już wiesz, ze możesz wychodzić tylko po to, aby się wykąpać. Pomyśl, co by było gdybym rozmawiał z nim parę sekund dłużej. Podejrzewam, że rozpętałoby się tu prawdziwe piekło. „ Nawet nie wiesz ile w tym zdaniu jest prawdy…” Pomyślała Ingerid. Wszelkiego rodzaju potyczki i walki w jej krainie naprawdę wyglądały jakby rozgrywały się w piekle. Wszędzie było pełno ognia, iskier i innych „rekwizytów” sztuki walki w Królestwie Nocy. - Ingerid,…dlaczego on ma taki kolor skóry? I to ubranie…- Pytanie Josha natychmiast wyrwało Ingerid z myśli. ” Co mu odpowiedzieć…” - Nie powiem ci tego…- Ingerid spuściła głowę.- Nie pytaj już o nic więcej. - W porządku.- Odpowiedział Josh popijając kawę z kubka.- Miałaś się przebrać. Idź…a ja zobaczę czy on już poszedł. Chłopak zamykał już za sobą drzwi, gdy Ingerid zawołała za nim. - Josh…dziękuję ci za wszystko. Na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech…uśmiech taki, jaki na jego twarzy od dłuższego czasu nie gościł… *********** Słońce powoli schylało się ku zachodowi…Na linii horyzontu widniała półkula mieszająca w sobie odcienie pomarańczowego, czerwonego i złotego. Po niebie płynęły chmury w kolorze delikatnego różu i czystej bieli…Dojrzeć można było rolników, którzy po całym dniu ciężkiej i męczącej pracy wracali do domów by pocałować żonę i przytulić swe pociechy… Ingerid odłożyła na stolik drewniany grzebień do czesania włosów. Podeszła do okna patrząc na krajobraz ilustrujący piękno wsi…siedząc na parapecie, podnosząc swe oczy ku niebu zapominała o świecie rzeczywistym. W jej głowie istniały tylko wspomnienia z całego okresu jej życia… - Mamo, mamo!- Krzyknęła malutka czarnowłosa dziewczynka podbiegając do pięknej, wytwornie ubranej kobiety o takim samym kolorze włosów i identycznym odcieniu oczu.- Tata wrócił! Do pomieszczenia wszedł mężczyzna…prawie, że czarne oczy, białe włosy…blada skóra... - No chodź księżniczko do mnie!- Powiedział miękkim, przyjemnym dla ucha głosem i przyklęknął wystawiając do dziewczynki ręce.- Nawet się nie przywitałaś! Dziewczynka podbiegła do ojca i wtuliła się w jego silne ramiona. Mężczyzna podniósł dziecko do góry przypatrując mu się.- Jaka z ciebie piękna dziewczynka! Matka zbliżyła się do męża i córki. Wyciągnęła rękę do niej, aby pogłaskać ja po delikatnym policzku. - Kiedyś będziesz taka jak twoja matka…- Powiedział mężczyzna uśmiechając siędo żony… - Wiesz Ingerid…bardzo cię lubię…- Młody, jasnowłosy chłopak o niebieskich oczach dotknął ramienia dziewczyny o hebanowych włosach wpatrującej się swoimi zielonkawymi oczami w jego postać… - Wiem Angusie…Ja Ciebie też lubię… Spoglądali na siebie nieśmiało…obydwoje tak bardzo chcieli wymówić te słowa… lecz byli na to zbyt młodzi… Dotknął ręką jej twarzy…na jego dłoni spoczywał pierścień…symbol rycerzy Królestwa Nocy…Wpatrywał się w źrenice kobiety… Tak długo czekali na tę chwilę… Objął ja w pasie… Ona położyła dłoń na jego włosach… - Ingerid…ja…kocham…- Nie mógł dokończyć… - Ja ciebie też- Odpowiedziała kobieta… Ich usta złączył długi, głęboki pocałunek... (...) - Nic nas nigdy nie rozdzieli…- Mężczyzna ujął w dłonie twarz kobiety… - Angusie…obiecujesz? - Obiecuję… Żaden pocałunek czy inny gest nie mógł zastąpić tego głębokiego, szczerego, przepełnionego miłością spojrzenia, którym elfka i rycerz obdarzali się nawzajem… Ingerid czuła jakby znów przeżywała to wszystko…czuła dotyk ukochanego na twarzy, jego przenikliwe spojrzenie… Słońce schowało się...myśliwi wyruszali w stronę lasu na nocne polowania...zapadł zmrok... Jej wspomnienia zostały zmącone przez nagłe zastukanie w szybę. Zniknęła jej matka, ojciec, ona sama jako mała dziewczynka, ciemność, która nigdy nie odchodziła z Królestwa Nocy…tylko twarz Angusa nadal znajdowała się przed jej oczami… * Moja ulubiona xD ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ No to koniec na tyle...kolejny odcinek w piątek ponieważ jutro nie bedę miała czasu aby go zrobić a pojutrze zaczyna się szkoła więc wiecie...mam nadzieję, że ta część wam się podobała... Pozdrawiam *Roxi*
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ Ostatnio edytowane przez Raija : 29.03.2005 - 09:06 |
02.04.2005, 21:24 | #4 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
Małe pocieszenie...dam dzisiaj nowy odcinek. Chcę skończyć to fotostory co
wcale nie oznacza, że teraz będę to robić byle jak. Po ostatnim odcinku zrobie sobie dłuższą przerwę. Przede wszystkim potrzeba mi ona a po drugie być może poświęcę ją na storzenie nowego FS. Ale nie gnębie was już dłużej. Daje nowy odcinek. EDIT: Przepraszam za literówki i inne błędy. Efekt mego rozkojarzenia. Wpatrywała się w okno myśląc, że nadal widzi obrazy z dawnych lat i, ze postać Angusa za moment wyciągnie ręce, aby ja przytulić…jakże bardzo się zdziwiła, gdy „wspomnienie” zastukało w szybę…ponownie. Ingerid odskoczyła do tyłu…wpatrywała się z niedowierzaniem w mężczyznę… mrugnęła oczami, uszczypnęła się lekko w środkowy palec dłoni. Jednak, kiedy zobaczyła zniecierpliwienie na twarzy Angusa podbiegła do okna i wpuściła przybysza do pokoju. Stali naprzeciw siebie nie odzywając się i wpatrując się sobie w oczy… W końcu, gdy po policzku Ingerid spłynęła łza Angus podszedł do niej i objął ją… ona wtuliła się w jego ramię…czuła przyjemny, delikatny zapach, którym od zawsze pachniał Angus… - Tęskniłam za tobą – Wyszeptała kobieta wsuwając swą dłoń w dłoń Angusa… tak wspaniale się czuła mogąc znów znaleźć się w jego ramionach…chciała, aby ta chwila trwała wiecznie…żeby wszyscy ludzie na świecie zniknęli i zostawili ich samych… - Obiecałeś, że nic nas nie rozdzieli… - Przepraszam Ingerid.- Powiedział mężczyzna przytulając kobietę mocniej. -Czasem nawet największe obietnice zostają porwane przez wiatr… musieliśmy się rozstać…i obydwoje doskonale o tym wiemy. Lecz ja nadal…ja nadal…- Zamilkł. Zawsze miał problem z wypowiedzeniem słów „Kocham Cię”. Jednak Ingerid nie przejmowała się tym…wiedziała o jego uczuciach…ciepłe spojrzenie jego oczu, delikatność ruchów, gdy przytulał ją i całował…wszystko mówiło samo za siebie… - Wiem.- Ingerid wyślizgnęła się z objęć ukochanego i ujęła jego twarz w dłonie.- Nie spodziewałam się tu Ciebie…- Łzy nie przestały wydobywać się z jej oczu… - Nie płacz…błagam Cię…Ingerid.- Angus przełknął ślinę…Miał jeden główny powód, dla, którego znalazł się w tymczasowym miejscu pobytu Ingerid. Nie chciał mówić jej tego…lecz musiał… - Uspokój się…proszę…ja przybyłem po to… - Co się stało?- Ingerid bała się…bała się tego co za chwile usłyszy od mężczyzny…- Angus…Opowiedz… - Ingerid…Postanowiliśmy wyzwolić królestwo spod władzy Stixów…Może to być moja ostania walka…a ta chwila może być naszym pożegnaniem… Ingerid nie mogła…nie chciała uwierzyć w słowa wypowiedziane przez Angusa… - Nie…- Odsunęła się od niego kilka metrów z łoskotem uderzając o ścianę. - Powiedz, że to nieprawda! Ze wygraliście bitwę o nasze królestwo! Nie chcę Cię stracić…Angus…Ja nie mogę Cię stracić! Mężczyzna nie odpowiedział…Wpatrywał się błękitnymi oczami w zapłakaną twarz Ingerid. Wiedział, ze jej reakcja będzie taka. Było mu jej tak bardzo żal… nie chciał patrzeć na jej zaczerwienione od płaczu oczy…podszedł do niej… Chciała uciec, ale nie miała gdzie. Angus niemalże przyciskał ja do ściany. - Niepotrzebnie tu przychodziłem…był to mój ogromny błąd. Gdybym tu nie przybył siedziałabyś tu teraz spokojnie przygotowując się do snu i martwiąc się tylko tym, aby wojownik cię nie znalazł… - Przestań!- Krzyknęła półgłosem Ingerid.- I miałabym tu żyć spokojnie, podczas gdy Ty ryzykowałbyś swe życie w obronie królestwa? MOJEGO królestwa, którego JA powinnam bronić…ale nie, ja oczywiście musiałam uciec… zachowałam się jak zwykły… - Cii…- Angus przyłożył palec dłoni do ust Ingerid.- Rozumiem Cię…gdybyś została w królestwie Ciebie, jako następczynie tronu traktowanoby z niezwykłym okrucieństwem… - A ojciec? - Nie martw się…żyje…to właśnie on ma dowodzić armią, która ma walczyć ze Stixami. Ingerid…muszę już iść… - Nn..nie puszczę Cię.- Kobieta ścisnęła mocniej jego rękę.- Lub Pojdę z Tobą. - Nigdzie nie pójdziesz…- Angus próbował wyrwać swa rękę z uścisku Ingerid jednak ona coraz mocniej wbijała mu paznokcie w skórę.- Puść mnie, Ingerid. Zostaniesz tu…Wiesz co by Cię spotkało gdybyś wróciła? -Nie obchodzi mnie to…Chcę być przy Tobie, przy ojcu…przy ludziach, którzy czekają na mnie. To ja powinnam teraz tam być i buntować ich przeciwko Stixom….Gdybym tylko mogła cofnąć czas… - Nic już nie mów…- Angus odszedł w stronę drzwi.- Przeszłości nie da się zmienić…czasami nawet na przyszłość nie mamy wpływu. Odchodzę…jeśli wygramy…przybędę po Ciebie a jeśli przegramy a ja nie będę w stanie cię powiadomić zostaniesz poinformowana przez kogoś innego…Żyj spokojnie, uważaj na siebie…i czekaj na wiadomość… - Angus…w porządku…ale wiedz, że jeżeli TY tutaj nie przybędziesz zjawię się w królestwie, aby pomścić Cię osobiście. Angus zaśmiał się. - No kto by pomyślał, że moja delikatna, uczuciowa i niewinna Ingerid gotowa jest wziąć miecz do ręki, aby… - Nie kończ!- Krzyknęła kobieta.- Nic się nie stanie…wszystko będzie dobrze… - Myśl o mnie Ingerid…miej nadzieję, że zwyciężymy a ty zasiądziesz na tronie. - Będę o tym pamiętać o każdej chwili dnia i nocy. Mimo iż nie będzie mi dane towarzyszyć Ci ciałem moja dusza i serce nie opuści Cię. Idź Angusie…Kocham Cię… - Ja Ciebie też. Mężczyzna odszedł od drzwi, aby ponownie objąć Ingerid. Patrzyła na niego licząc się z faktem, że może go już nigdy nie zobaczyć… Pochylił swe usta ku jej miękkim, delikatnym wargom… Po parunastu sekundach, które były dla nich najważniejszym momentem w dotychczasowym życiu. Angus odszedł w kierunku drzwi, przekręcił klucz w zamku, położył rękę na klamce, lecz zanim zniknął za drzwiami spojrzał jeszcze raz na Ingerid. - Żeg…- zaczął, lecz dziewczyna nie pozwoliła mu skończyć. - Do zobaczenia. Mężczyzna spojrzał w jej ciemnozielone oczy. Zobaczył w nich blask…blask wcale niewywołany przez łzy, które dopiero parę minut temu przestały wydobywać się z jej oczu. Te iskry przepełnione były nadzieja…żałował teraz, że kazał jej wierzyć w lepszą przyszłość…wzbudził w niej to uczucie…on sam wiedział, że są niewielkie szanse na wygraną…Stix mieli dużą ilość wojowników…i ogromną siłę, którą pokazali zdobywając królestwo. Ojciec Ingerid miał opracowany plan działania, ale Angus podejrzewał, że on się im nie przyda. Mieli coraz mniej rycerzy…większość została wzięta w niewolę a tych najodważniejszych, którzy zdecydowali sprzeciwić się Stixom skazano na śmierć. - Tak…do zobaczenia.- Powtórzył bezbarwnym głosem Angus. Wyszedł na zewnątrz a Ingerid wybiegła za nim chcąc popatrzeć jak odchodzi…widziała jego sylwetkę aż do czasu, kiedy zniknął w zaroślach prowadzących do lasu. Oparła głowę o ścianę domu, z której tynk powoli opadał już. Po jej policzkach znów pociekły łzy… ************************** Angus przedzierał się przez krzaki. Gałęzie lekko drapały go w twarz. Przed nim była długa droga…musiał dojść do jaskini. Przejścia do Krainy Nocy. Wiedział doskonale, którędy ma iść. Jego pamięć nigdy nie szwankowała… wreszcie zobaczył wydeptaną ścieżkę wznoszącą się do góry… - A kogóż my tu mamy?- Angus rozejrzał się na około lecz nikogo nie zobaczył. Dopiero, gdy zza drzewa wyszedł mężczyzna, którego twarz pokryta była pomarańczową skórą rozpoznał jednego ze Stixów.- Czyżby ukochany przyszedł do swojej królewny? Wojownik podszedł bliżej. Światło księżyca padło na jego postać…w prawej ręce zabłysnęło ostrze miecza… *************************** Już miałam nie dawać tego odcinka...ale juz wszystko było prawie gotowe więc dałam. Módlmy sie wszyscy za Jana Pawła II aby w niebie pod opieką Boga zaznał szczęscia i spokoju. *Roxi* Wpatrująca się w ekran telewizora i ocierajaca łzy z policzków.
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ Ostatnio edytowane przez Raija : 04.04.2005 - 06:58 |
09.04.2005, 21:21 | #5 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
Srebrzyste miecze migotały w blasku księżyca… Mimo ogromnego wysiłku ani na twarzy Angusa ani wojownika nie pokazała się ani jedna kropla potu. Zręczności i zaradności mógł pozazdrościć im niejeden rycerz. Nie sposób było stwierdzić, nawet zgadnąć było trudno, kto wygra ta walkę. Z Stixa wielka siła i potęga w pojedynku jako pierwsza zwracała uwagę, lecz Angus poruszał się z wielka gracją jak przystało na rycerza króla (w tym przypadku byłego króla) ogromnego i potężnego królestwa. Zachowywał spokój zarówno wewnętrzny jak i zewnętrzny. Podczas gdy wojownik podskakiwał, schylał się, obracał i czynił inne akrobacje Angus tylko unikał ciosów przeciwnika i zadawał je ze swojej strony. W jego oczach nie było ani cienia strachu, niepokoju czy złości. O przedstawicielu Stixów nie można było tak powiedzieć. Co chwile śmiał się szyderczo czy marszczył brwi. Zdawało się, że ten pojedynek nigdy się nie skończy… **************** Śnieżnobiały koń przejechał przez alejkę prowadzącą do kamiennego muru pod, którym zgromadziła się niewielka grupa mężczyzn. Znajdujący się w niej długowłosy blondyn spojrzał na człowieka siedzącego na koniu. Białe kosmyki włosów opadały na niesamowicie bladą twarz. Gdy podjechał on bliżej każdy z obecnych tam pokłonił się nisko. - Witaj panie.- Powiedział blondyn śmiejąc się przy tym nieznacznie. - Daj spokój- odrzekł białowłosy mężczyzna, który zręcznie zeskoczył z konia.- Kiedyś można było tak do mnie mówić…Nie teraz. Popatrzył swymi czarnymi oczami na towarzysza. Mimo iż w pobliżu nie było żadnych źródeł światła doskonale widział jego twarz.- Angus jeszcze nie wrócił? - Nie…Ale wysłałem do niego Leonę. Powinna go tu niedługo przyprowadzić. Mam nadzieje, że nic mu się nie stało. To jeden z naszych najlepszych rycerzy. - Nie wiem Feliksie czy był to dobry pomysł. Wiesz, co Twoja córka czuje do Angusa i wiesz też, co on czuje do Ingerid. - Twoja córka uciekła…i śmiem wątpić, że wróci. A Leona naprawdę kocha tego chłopaka. Myślę, że lepie by było gdyby zapomniał o Ingerid i zaczął poważniej ją traktować. - Nie znasz go dobrze. Angus nie jest taki. Nie zakocha się w Twojej córce. Nawet miłość do Ingerid nie jest w ty momencie dla niego najważniejszą. Teraz jest tylko rzeczą, od której nie może się uwolnić. - Być może masz rację, ale skoro dla niego obecnie miłość nie jest najważniejsza to czemu poszedł do Ingerid? - Aby się pożegnać…Tak myślę. A zresztą nie ma czasu na luźne pogawędki. Gdzie jest Gaius? - Za murem. Czekamy na powrót Angusa chyba, że rozpoczniemy walkę bez niego… - Nawet nie ma mowy. On by mi tego nie wybaczył… ********************* - Zmęczyłeś się już chłopczyku?- Wojownik przetarł ręką czarną krew płynącą z jego rozciętego czoła, drugą nie przestawał dziko wymachiwać. - Ja…nigdy!- Angus czuł ranę na policzku. Okłamał Stixa. Był zmęczony, brakowało mu tchu. Jeszcze nigdy nie był tak wykończony nawet po walce…a ten pojedynek nie miał na razie w planach skończenia się. Zawsze wiedział, że podczas walki nie można spuszczać oka z przeciwnika…tamtej nocy zapomniał o tym. Wojownik niszczył jego siłę zarówno fizyczną jak i umysłową. Opuścił głowę…nie wiedział nawet, po co…po prostu jego głos wewnętrzny przemawiał do niego, że potrzebna mu jest chwila wytchnienia…kosztem wszystkiego. Wystarczyła chwila nieuwagi a Wojownik wbił mu łokieć pomiędzy żebra wywracając go przy tym na ziemię. Angus przez lekko przymknięte oczy zobaczył przerażającą twarz przeciwnika a na niej uśmiech ukazujący dwa rzędy pożółkłych zębów. - Koniec rycerzyku. Nie zobaczysz już więcej swojej ukochanej…Ale możesz przeżyć, jeśli tylko wskażesz mi miejsce jej pobytu. - Już wolę zginąć…w najbardziej zhańbiony sposób…spod twojej ręki… - Skoro taka jest twoja wola…widzisz nie jestem taki zły spełnię twe ostatnie życzenie. Wojownik podszedł bliżej…Angus wiedział, że widzi go po raz ostatni tak samo jak każdą cząstkę otaczającego go świata. Pomarańczowoskóry mężczyzna podniósł miecz wycelowany w prawą pierś rycerza. Znów wykrzywił twarz w uśmiechu. Angus zamknął oczy nie chcąc widzieć go dłużej. I czekając na ostateczny ruch wroga zamiast jego złowieszczego śmiechu usłyszał wrzask wyrażający ogromny ból…wrzask, który pewnie wydobyłby się z ust Angusa gdyby nie osoba, która go uratowała. Tak bardzo chciał zobaczyć kim był jego zbawca, lecz nie mógł…zaczął tracić świadomość… *********************** - No już, obudź się…Angus otwórz oczy…proszę…- Jasne włosy dziewczyny ocierały się o twarz Angusa. Jej zielone oczy wpatrywały się z niepokojem w postać nieprzytomnego mężczyzny.- Wstań…wiem, że jesteś wytrwały, silny… Otwórz oczy, spójrz na mnie… Angus jakby wysłuchał głosu zbawicielki rozchylił powieki. Zobaczył śliczna twarz, piękne oczy, różane usta rozszerzające się w uśmiechu. - Leona…- Wyszeptał zdziwiony. Nie chciał, aby była tutaj. Wolał, aby kto inny go uratował, nie ona. Od zawsze stanowiła pewną barierę pomiędzy nim a Ingerid. Potrafiła zamącić w ich związku doprowadzając ich do kłótni. Kiedy królestwo zostało przejęte przez Stixów a Ingerid uciekła była przy nim, aby podnosić go na duchu. I już myślał, że gdy opuścił królestwo w tak ciężkiej chwili, aby spotkać się z Ingerid uświadomił jej, ze nie darzy jej żadnym uczuciem ona znów pojawiła się przy nim. - Możesz wstać?- Zapytał kładąc mu rękę na ramieniu.- Musisz wstać, wrócić do królestwa. No daj mi rękę. - Nie, ja sam wstanę. Uspokój się, Leona!- Ale na nic nie pomogły jego słowa. Dziewczyna chwyciła go za ręce i zaczęła ciągnąć ku górze.- Wstanę! Zachowujesz się jakbym miał pięć lat! Po chwili szli obydwoje pod górę w kierunku jaskini. - I co z Ingerid?- Zapytała Leona patrząc przenikliwym głosem na Angusa. Mężczyzna spuścił głowę. - No nic… - Jak to nic? Poszedłeś do niej i od razu wyszedłeś? Uważaj bo ci uwierzę. - No…rozmawialiśmy. Obiecałem, że jak wygramy wojnę przebędę po nią, wróci do królestwa. Twarz ślicznej elfki wykrzywiła się. Nie była zadowolona z tego co usłyszała. Chciała, aby armia króla wygrała, bo w końcu oznaczało to odzyskanie królestwa, a poza tym miała nadzieję, że to umożliwi jej zbliżenie się do Angusa. Jednak nie wzięła pod uwagę możliwości po prostu Ingerid. Doszli pod jaskinię. Wkroczyli do niej. Nie była ona dużych rozmiarów, dlatego szybko znaleźli się na placu otoczonym z dwóch stron kamiennym murem. Z daleka nadchodzili rycerze z królem i ojcem Leony na czele. Podbiegła do nich i rzuciła się ojcu na szyję. Angus szedł powoli z tyłu. Nie mógł zrozumieć jak ta dziewczyna, która w podsumowaniu była jeszcze dzieckiem mogła liczyć na wspólną przyszłość z nim. Popatrzył na młodych rycerzy towarzyszących królowi i ojcu Leony. Przyglądali się oni jej z zamiłowaniem i pragnieniem w oczach. Był tak bardzo pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył jak ojciec Ingerid podszedł do niego. - Wiesz, co ci powiem Angusie…że mam nadzieję, że tak piękna istotka nie oczaruje cię do tego stopnia, żeby zapomnieć o Ingerid. - Nawet mi to przez myśl nie przeszło…Nie pytaj panie jak przebiegła nasza rozmowa…pożegnanie. - Nie mów o pożegnaniu. Ja nadal głęboko wierzę w to, ze między wami jeszcze się ułoży. Chodź. Trzeba opatrzyć ci rany. Zaraz po tym rozpoczniemy walkę o Królestwo Nocy…NASZE Królestwo. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Tyle na dziś. Będą jeszcze dwa odcinki. Albo jeden długi podzielony na dwie części. W sumie to to samo. Nie wiem jeszcze. W każdym razie kolejny odcinek być może jutro. BYĆ MOŻE. Żebyście się jutro nie zdziwili jak napiszę, że kolejny odcinek w piatek xD. Pozdrawiam was wszystkich.
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ |
17.04.2005, 17:44 | #6 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
Część VI- Przedostatnia
Przedtawiam wam przedostatni odcinek mojego FS. Kolejny, ostatni już dam
jeszcze dzisiaj. Po ukończeniu tej opowieści zabiorę się za kolejne FS. Niedługo w sygnie pojawi się link do bloga (strona www niestety przekracza moje możliwości XD) na, którym co jakis czas umieszczać będę fragmenty tekstu, zdjęcia i inne. Tymczasem zapraszam do przeczytania części VI Do błękitnego pomieszczenia wbiegł malutki pokryty pomarańczową skórą człowieczek. W jego oczach widać było strach…Z trudem łapał powietrze próbując wypowiedzieć parę słów w kierunku swojego pana stojącego przodem do kominka. - P…Panie! W…w kierrunku…zamku…z-zmierzają r…rycerze kkróla! Chy… chyba chcą za..zaatakować nas! Mężczyzna w białym płaszczu odwrócił się gwałtownie. W czerwonych oczach pojawiła się złość a usta wykrzywiły się. Podszedł do łukowatego okna i spojrzał na drogę prowadzącą pod zamek. W jego oczy od razu rzuciły się palące się pochodnie trzymane w rękach przez rycerzy. - Chcą odzyskać królestwo… - Nie uda im się…p…prawda panie?- Karzeł podszedł do swego władcy i lekko pociągnął go za skraj szaty. Ów wyrwał materiał z ręki sługi wywracając go przy tym na marmurową podłogę. - Teoretycznie nie powinno…ale nigdy nic nie wiadomo, mimo naszej potęgi oni potrafią także wykorzystać swój umysł. Którym niestety wśród nas umie posługiwać się tylko Feliks…a on chwilowo nie jest w stanie nam pomóc. Miejmy nadzieje, że jego stan się poprawił. Pójdziesz teraz zebrać armię a ja za niedługo do was dołączę. Czekajcie na mnie w dolnej komnacie. - Tak jest.- Karzeł skłonił się nisko, co sprawiło, że stał się niższy od stosu książek położonego przy drzwiach, po czym szybko opuścił komnatę. Mężczyzna w białej szacie podszedł do drewnianej biblioteczki i wepchał pomiędzy grube księgi niewielki oprawiony w czerwoną skórę notes. Biblioteczki rozsunęły się ukazując długi oświetlony przez pochodnie korytarz. Wszedł w niego i udał się ku drugim drzwiom po jego lewej stronie. W kamiennym pomieszczeniu panował niesamowity chłód. Pomarańczowoskóry mężczyzna spojrzał na proste, ubogie łóżko, w którym spoczywał jego brat. Lecz nie ujrzał jego ciała tylko biały materiał okrywający je. Stał w miejscu nie mogąc zrobić kroku. Widok ten wstrząsnął nim. Gdy z drzwi z naprzeciwka wyszła czarnowłosa kobieta spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Zbliżyła się ona do niego i łkającym wzrokiem wyszeptała: - Umarł kilka minut temu. Ani ja ani Quintus nie mogliśmy nic zrobić. - Bez niego nie wygramy…poniesiemy klęskę. - Będziecie sobie musieli poradzić…on już raczej nic nie wskóra. Zdajcie się na siłę a będzie dobrze. - Spal jego zwłoki za zamkiem. Ja muszę iść…mam nadzieję, ze nie są to nasze ostatnie chwile w Królestwie. Po tych słowach Stix wyszedł z pomieszczenia i udał się schodami do dolnej komnaty. Czekała tam na niego ogromna liczba wojowników. Spośród tłumu wygrzebał się jego sługa. - Panie, co z Feliksem? - Nie żyje…No już, nie miejcie takich min…Gdzie jest Aulus? Na przód armii wkroczył mężczyzna, który prawie niczym nie różnił się od pozostałych wojowników. Oni wszyscy zdawali się być identyczni. - Czekam na twój rozkaz panie… - Nie czekaj tylko kieruj armie na rycerzy Marcusa. Jak trzeba to zabijajcie, tylko siłą możemy teraz wygrać. I nie dajcie się przechytrzyć. ************************* Ingerid obróciła się z boku na bok, przeciągnęła się leniwie, po czym podniosła się na łokciach i przetarła dłonią. Zanim rozchyliła powieki myślała, że zaraz zobaczy swój śnieżnobiały pokój a obok niej w łóżku będzie leżał Angus. Jakże wielkie było jej rozczarowanie, gdy zamiast marmurowych ścian zobaczyła drewniane a zamiast ukochanego czarnego pieska, któremu w nocy zabrakło ciepła. Kobieta usiadła na krawędzi łóżka i wsparła podbródek na dłoniach. Przypomniał jej się ostatni wieczór a łzy znów zaczęły spływać z jej policzków… Schowała głowę pomiędzy ramiona i rozpłakała się jak małe dziecko. Nic dziwnego, że Josh usłyszawszy łkanie Ingerid wszedł do pokoju z niewyraźną miną na twarzy. Przykucnął przy dziewczynie i pogłaskał ja po głowie. - Ci się stało?- Zapytał zmartwiony.- Chcesz mi o czymś powiedzieć? Ingerid spojrzała na Josha. - Chcę…- Wyszeptała nie mogąc wypowiedzieć głośniej tego słowa- Ale nie mogę… - Możesz…Jak zechcesz to możesz… - Opowiem ci historię Josh..- Powiedziała Ingerid już normalnym głosem -Historię miejsca, w którym władzę sprawuje księżyc a gwiazdy tańczą mu walca… **************** - Angus! Uważaj za tobą! – Krzyknął król Marcus przebijając serce kolejnego Stixa mieczem. Angus zręcznie wywinął się śmierci odskakując do tyłu. Próbował w wielkim tłumie wypatrzeć postaci Gaiusa, który miał pilnować, aby ich plan się powiódł. Starał się skupić na walce i częściowo mu się to udawało jednak co parę chwil do jego głowy wkradały się wspomnienia ostatniej rozmowy z Ingerid. Spojrzał w kierunku króla. Walczył on właśnie z dowódcą armii Stixów- Aulusem. Przestawał wierzyć w to, że ich plan się uda. I równocześnie bał się o życie Leony, która miała do spełnienia zadanie wcale nie łatwiejsze od wymachiwania mieczem… ********************** - Panie spróbuj się choć na chwilę uspokoić…- Karzełkowi aż się nogi plątały, gdy próbował nadążać za swym panem, który bez przerwy chodził wokół ścian komnaty. - Jak się mam uspokoić, kiedy widzę, że przegrywamy!? Ja tego nie rozumiem! Oni nie używają żadnych podstępów, sztuczek a i tak pokonują naszą armię! - Panie… - Zamknij się już Tiberius! Albo najlepiej zostaw mnie samego! Karzełek podreptał w stronę drzwi a chwile później władca Stixów pozostał sam w pomieszczeniu wpatrując się w płomyki ognia, które nawzajem goniły się w murowanym kominku… Nie zwrócił uwagi na postać, która pojawiła się w drzwiach komnaty. Dopiero, gdy usłyszał aksamitny głos spojrzał w kierunku wejścia. Jego czerwone oczy rozszerzyły się w zdumieniu. W drzwiach stał nie kto inny, ale córka najlepszego przyjaciela króla Marcusa… ************************************************** ******
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ |
22.04.2005, 19:43 | #7 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
- Widzę zdziwienie w twych oczach Piusie…- Powiedziała Leona zrobiwszy parę kroków w kierunku mężczyzny. - A jakże masz go nie widzieć…- Pius wstał z bogato zdobionego fotela i podążył w stronę Leony.- Ni stąd ni zowąd pojawiasz się u mnie…a nie chciałaś mnie znać… - No powiedzmy, że zmieniłam zdanie i chcę ci pomóc wygrać tę wojnę… Dziewczyna zbliżyła się do mężczyzny. Przeczesała palcem jego włosy. - Jak chcesz to zrobić? Powiedz…- Pius powoli zaczynał ulegać wdziękom kobiety. Dotknął jej szyi ustami… - Cii…Nie teraz… Pozwól, że pomogę ci się odprężyć… Leona podniosła głowę Piusa i zbliżyła swe usta ku jego wargom… ********************** Długim ciemnym korytarzem biegł młody chłopak. W jego lewej ręce spoczywał miecz a w prawej znajdowała się pochodnia, która miała za zadanie oświetlać mu drogę. Zmierzał ku miejscu, w którym spoczywało źródło ich mocy… Wbiegł po kamiennych schodach na piętro. Znalazł się w okrągłej komnacie. W jej ściany wmurowano trzy pary drzwi. Chłopak podszedł do tych naprzeciw niego. Położył dłoń na mosiężnej klamce i otworzył drzwi. Znalazł się w miejscu do, którego zmierzał. Po środku komnaty na ciemnym, drewnianym stoliku spoczywała niewielka piramida mieniąca się różnymi kolorami. Blondyn zgasił pochodnię, położył ją na ziemi i podszedł do stolika. Delikatnie wziął do ręki obiekt i wyszedł z komnaty. ************************** Stixi popatrzyli ze zdziwieniem a jednocześnie ze strachem na otaczające ich koło rycerzy. Nie sposób było się z niego wydostać. Nawet silny, złożony atak nie byłby w stanie przebić muru…Zdali sobie sprawę z tego, że walka bez planu dla rycerzy Króla Marcusa nie jest walką. Tylko co im miało to dać… I otrzymali odpowiedź…bo zaledwie parę sekund później Marcus wzniósł się w powietrze a jego oczy zapłonęły na czerwono…A to oznaczało, że obiekt mocy wpadł w ich ręce. Stixi wiedzieli, że nie mają już szans. Moc spoczywająca w piramidce przezwyciężała ich wielką siłę. W ich kierunku poczęły zmierzać błyskawice, strumienie ognia, czasem ktoś zadawał im cios mieczem… ************************** Władca Pius nie był w stanie dowidzieć co się dzieje na polu bitwy…Obecność Leony uniemożliwiała mu to. Chciał spędzić z nią te parę chwil a później u jej boku zapanować nad Królem Marcusem. Leona obiecała mu, że pomoże mu zwyciężyć…a on jej uwierzył…Do głowy mu nie wpadło, że był to tylko podstęp mający na celu odzyskanie Królestwa Nocy… - Panie Piusie!- Do pomieszczenia wpadł karzeł. Pius natychmiast odsunął się od Leony. - Czego tu szukasz Tiberius!? I powinieneś… Stix przerwał. Zobaczył ranę w boku karła i strumień krwi wypływający z niej. - Ona…- Tiberius wskazał na Leonę próbującą zachować minę niewiniątka.- Oona jest podstępem…aa rycerz króla Mmarcusa właśnie ukradł obiekt mocy… Chhciałem go powstrzymać, ale on…zranił mnie i pobiegł dalej…Jja zaraz odejdę… mmusisz occalić chociażby nniewielką ilość wojowników…żeg…żegnaj panie… Karzeł osunął się na podłogę. Władca Stixów podszedł do okna…jego oczom ukazał się nader straszny widok. Na polu bitwy pozostało nie więcej niż pięćdziesięciu Stixów, reszta to byli rycerze z Marcusem na czele, którzy niszczyli kolejnych wojowników. [IMG]http://img65.echo.cx/img65/6751/f4wp.jpg Pius odwrócił się gwałtownie przodem do Leony. Oddychał ciężko i patrzył na nią ze złością i nienawiścią w oczach. - Ty… Podbiegł do niej, chwycił ją za delikatną szyję i z ogromną siłą rzucił na ścianę. Dziewczyna osunęła się na podłogę. Spojrzała w górę na Stixa. Zobaczyła mały, srebrny sztylet w jego dłoni. - Nie…nie rob tego proszę cię…- Wyszeptała. Mężczyzna zaśmiał się szyderczo. - Za późno…trzeba było pomyśleć zanim tu przyszłaś…mogłaś przewidzieć, ze tak się to skończy… - Jeszcze nic się nie skończyło! Zarówno Leona jak i Pius spojrzeli w kierunku, z którego wydobywał się głos. W drzwiach stanął Angus. Zrobił parę kroków do przodu. Pius zbliżył się do niego. - Chcesz walczyć?- Zapytał sięgając po miecz.- W porządku. Ale honorowo. Bez ognia, błyskawic. Tylko ty, ja i nasze miecze… - Mi pasuje.- Angus wyciągnął miecz zza pazuchy i przystąpił do walki. Leona oparła się głową o marmurową ścianę. Zamknęła oczy… „ Ingerid…Ingerid… Proszę przybądź tu…” ************************** - Twoja opowieść była naprawdę wspaniała- Josh wstał z łóżka i stanął przed Ingerid. - Zależy dla kogo…- Odpowiedziała kobieta spoglądając na drewnianą ścianę.- Dla mnie… Nie dokończyła. Ingerid…Wracaj…Wróć do Królestwa…. - Leona…- Wyszeptała Ingerid. - Że kto?- Josh zmarszczył brwi nie wiedząc o co jej chodzi. - Skoro ja ją słyszę…- Ingerid wstała z łóżka i podeszła do leżącej na biurku kartki.- To znaczy, że odzyskaliśmy Królestwo. Machnęła ręką a kartka uniosła się parędziesiąt centymetrów w górę. Joshowi zrobiło się przykro. Polubił Ingerid…czuł, że być może wyniknie z tego coś więcej…a ona odejdzie… - Ingerid…Wracasz? - Za chwilę…Mógłbyś mi przynieść ubranie? Chciałabym się przebrać… - Jasne zaraz będę. Jednak Ingerid nie czekała na powrót mężczyzny. Zaczęła obracać się wokół własnej osi. Po chwili stanęła w miejscu odziana w długą fioletową suknię. Już zmierzała ku wyjściu, gdy zobaczyła niewielka szczelinę u dołu ściany… **************************** - Ojcze! Król Marcus obrócił się. Zobaczył biegnącą ku niemu Ingerid. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wyciągnął ręce ku dziewczynie a ta rzuciła mu się w ramiona.- - Ingerid…Wróciłaś. - Tak ojcze…I już nigdy nie odejdę…Gdzie Angus? - W komnacie Królewskiej. Chyba rozprawia się z Piusem. - Pójdę tam… Ingerid pobiegła w stronę zamku. Przeszła parę korytarzy, po czym dotarła do drzwi komnaty królewskiej. Widok, który ukazał się jej oczom sprawił, że stanęła w miejscu a do jej oczu zaczęły napływać łzy… Leona nachylała się nad Angusem, który leżał na ziemi. Po jej drugiej stronie spoczywał martwy Pius. Ingerid podbiegła do Angusa i Leony. - Angus…- Wyszeptała. Patrzył na nią spod lekko przymkniętych oczu. Leona oddaliła się w kierunku korytarza zostawiając ich samych. - Ingerid…- Widać było, ze ostatnimi siłami chciał jej coś powiedzieć. Ja…Kocham Cię… Zamknął oczy. Ingerid przytuliła policzek do jego włosów. Łzy zmoczyły jej suknię i jego szatę. Chciała odejść razem z nim. Do pomieszczenia wszedł Król Marcus. Przykucnął obok córki i położył rękę na jej głowie. - On nie umarł Ingerid… - Jak to nie?! Tato nie rób ze mnie małej dziewczynki! Chyba widzę co się stało! Oddał życie za Leonę! Nie mylę się, prawda?! Nigdy jej tego nie wybaczę! - Nikt ci nie będzie kazał…Ja chcę tylko powiedzieć, że Angus przenigdy cię nie opuści. Pozostanie na zawsze w twym sercu. Zapamiętaj to. ********************** Ingerid spojrzała po raz ostatni na ojca, na rycerzy Królestwa Nocy, spojrzała na Leonę i uśmiechnęła się do niej blado. -Żegnajcie- Powiedziała- Ojcze obiecałam, ze was nie opuszczę… Przepraszam za to, ze nie dotrzymałam słowa…Ja już nie wrócę…Nigdy…Nie uciekam… Po prostu chcę zacząć nowe życie… - Gdzie podążysz?- Zapytał Marcus. - Jeszcze nie wiem ojcze…Dbaj o Królestwo…Leono… Blondynka spojrzała na Ingerid. Na jej pięknej twarzyczce zagościł smutek. - Tobie powierzam mą rolę…strzeż Królestwa tak jak ja bym to robiła… Ingerid stanęła przodem do księżyca...ojca swego rodu... Powoli coraz bardziej zanurzała się w wodzie. Gdy była na środku jeziora w kierunku jej ciała strzeliły cztery błyskawice. Po chwili po niczym nie zmąconej tafli jeziora płynał czarny łabędź...zacząć nowe życie...lecz przeszłość na zawsze pozostawić w sercu... EPILOG Mała dziewczynka podbiegła do blondwłosego mężczyzny. - Tatusiu! Tatusiu! Lalka mi zginęła! Pomóż mi ją znaleźć. Josh odłożył poranna gazetę i wziął za rękę córeczkę. - A gdzie się nią ostatnio bawiłaś Corny? - W pokoju Suzy! - No to najpierw poszukamy tam. Mężczyzna pociągnął Cornelię do drewnianych drzwi. Pchnął je lekko i znaleźli się w pokoju, który przez ostatnie piętnaście lat nie uległ żadnej zmianie. - Ja popatrzę pod łóżkiem a ty przeszukaj resztę pokoju, dobrze? - Dobrze tatusiu. Josh nachylił się, aby poszukać pod łóżkiem. Niestety nie znalazł tam lalki. Jego wzrok padł na niewielka dziurkę przy drzwiach, z którego wystawał pożółkły skrawek papieru. Sięgnął ręką po niego, aby przeczytać jego treść. Josh, wybacz, że się nie pożegnałam. Mam nadzieję, że to Ci wystarczy. Wracam do domu…Kiedyś być może jeszcze Cię odwiedzę…Ja nie umiem zapomnieć…Dziękuję Ci za wszystko… Ingerid. Na twarzy Josha pojawił się uśmiech. Schował świstek do kieszeni spodni. Już miał wstać i pomóc córeczce szukać, gdy zauważył w szczelinie coś jeszcze…pióro białego ptaka. - Tato! Mam, znalazłam- Cornelia podbiegła do ojca.- Opowiedz mi bajeczkę! O Czerwonym Kapturku! - A może być o czymś innym? - Dobrze, ale żeby było ładne i dłuuugie. - W porządku…Usłyszysz opowieść o miejscu, w którym władzę sprawuje księżyc a gwiazdy tańczą mu walca... ************************************************* No i to by było na tyle. Mam nadzieję, że wam się podobało. XD. Chociaż ja sama przyznam, że "Córkę szatana uważam za bardziej udaną. No cóż...dziękuję wszystkim, którzy zechcieli chociaż raz zajrzeć do tego tematu. Szczególne podziękowania dla tych, którzy wiernie oddawali się lekturze mojego FS. Przepraszam za literówki, blędy ortograficzne itd. I jeszcze jedno...proszę o cierpliwość. Moje nowe FS juz w lipcu.
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ Ostatnio edytowane przez Raija : 23.04.2005 - 06:28 |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|