Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 17.03.2014, 18:03   #61
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,472
Reputacja: 73
Domyślnie Odp: Maskarada

Dziękuję za komentarze(czekałem z odpowiedzią na kolejny komentarz, ale chyba moi czytelnicy są równie szybcy z pisaniem co ja sam). Zdjęcia przyciemniam i staram się dać im różne światła, żeby kolorystyka nie była zbyt monotonna. Co do tekstu, możliwe że tak szybko się czyta, bo jest o stronę(!) krótszy niż poprzedni odcinek. Jakoś nie widziałem tu możliwości by rozepchać tekst tak, by nie był naciągany(i żeby Lynette nie jęczała jak w amerykańskiej telenoweli).

Searle - na chwilę obecną mogę wyjaśnić jedynie zachowanie Lynette. Cała jej uwaga była skupiona na chęci obrony Antoinette i nienawiści do jej przyszłych morderców - czyli przede wszystkim Charlesa. Dlatego też gdy zobaczyła ciało doznała tylko niewielkiego szoku("Lynette wciągnęła głęboko powietrze. [...] Lynette wycofała się i opadła na fotel stojący przy drzwiach. Nic już nie rozumiała."). Praktycznie go nie znała, wiedziała tylko, że chciał zamordować Antoinette a pewnie i ją samą.
Późniejszy kawałek, czyli jej powrót do pokoju, spowodowany był jej chęcią ucieczki od oskarżeń Charlotte i wydarzeń tego dnia("Czuła, że zaraz się rozpłacze, lecz im bardziej starała się powstrzymywać, tym bardziej łzy cisnęły się do oczu. Ruszyła w stronę swojego pokoju, próbując się uspokoić, lecz bezskutecznie. Była zmęczona, zdenerwowana i przerażona, w głowie kołatały się jej różne myśli."). Trudno oczekiwać po niej logicznego działania.

No i jeszcze może wspomnę o samym kawałku z Charlotte. Jak już Antoinette wspominała, Charlotte to rozgoryczona, wiecznie wściekła, przeżarta przez zazdrość kobieta, która wiele straciła, a niewiele zyskała. Strata syna, w dodatku pewnie przez Antoinette, wywołuje w niej nie tyle rozpacz, co nienawiść("Gdy spojrzenie jej padło na Lynette, oczy nabiegły krwią, twarz przybrała kolor purpury, nozdrza rozszerzyły się, a ręce zadrżały jakby w hamowanej chęci, by rzucić się na nią i udusić"). Straciła coś, ktoś musi za to zapłacić.

Nie wiem, moim zdaniem raczej logiczne są działania Lynette i Charlotte, zważywszy na sytuację i ich charaktery, no ale z drugiej strony jestem autorem tekstu, więc moje spojrzenie zawsze będzie trochę inne. Zastanawia mnie co inni czytelnicy o tym myślą(tak, Disiu, ciebie też to dotyczy).

Ostatnio edytowane przez Caesum : 17.03.2014 - 18:07
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 17.03.2014, 22:44   #62
Drewno
 
Zarejestrowany: 31.08.2013
Płeć: Kobieta
Postów: 5
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Maskarada

Piękny,piękny odcinek! Kiedy się go czyta prawie słychać ten deszcz i czuje się nadchodzącą burzę! Cieszą się że pojawił się ojciec Patrick, to moja ulubiona postać. Swoją drogą jakich rozmiarów kieszenie on musi mieć żeby mu się tam zmieścił świecznik! Dzielny klecha.... Niepokoi mnie Jennifer, ma paznokcie jak wampir i podejrzaną minę.
No i kiedy będzie romans? Jak dotąd jest tylko jeden a tyle wygodnych sof na których dużo mogłoby się dziać....
Czekam na ciąg dalszy.
Drewno jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 11.05.2014, 17:59   #63
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,472
Reputacja: 73
Domyślnie Odp: Maskarada

Wracając jeszcze do poprzedniego odcinka - dziękuję za komentarze!

No dobrze, a teraz: chciałem tylko napisać, że szkoła skończona, matura napisana(czy zdana to już nie wiem, wątpię), więc mam czas na pisanie następnych odcinków... Pytanie tylko, czy mam dla kogo? Ostatni odcinek w ciągu chyba trzech miesięcy nie wyrobił minimum komentarzy, więc zastanawiam się, czy mi się czytelnicy nie wykruszyli. W każdym razie jeżeli mam dla kogo, to zaczynam pisać następny odcinek, a jeśli nie, poczekam na lepsze czasy.

Ostatnio edytowane przez Caesum : 11.05.2014 - 18:03
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 11.05.2014, 18:24   #64
Diana
Moderator
 
Avatar Diana
 
Zarejestrowany: 22.09.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 1,091
Reputacja: 30
Domyślnie Odp: Maskarada

Pewnie, że masz dla kogo! Ja zawsze czytam twoje FS. ;D
Na Twoim miejscu nie poddawałabym się po małej ilości komentarzy. Wiem, co to za uczucie, kiedy się napracujesz a jedynie kilka osób wyrazi krótką opinię; sama piszę simowe fotostory na takim jednym blogu, popularności nie mam wcale zbyt dużej nie mam, ale piszę przede wszystkim dla siebie. Po prostu lubię to robić, samo podziwianie efektów swojej pracy cieszy mnie wystarczająco - nie wyobrażałabym sobie przestać pisać, tylko dlatego, że komentuje mało osób.
__________________
Diana jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 12.05.2014, 12:45   #65
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Maskarada

No dobra, jestem

Cytat:
Była czwarta w nocy. Lynette siedziała na twardej, drewnianej ławie stojącej przy oknie i próbowała czytać książkę. Bezmyślnie przebiegała wzrokiem każdą stronicę, nie próbując nawet przeczytać choćby jednego zdania.
To próbowała czy nie?
Cytat:
Po tylu latach wreszcie mogłam się spotkać z Antoinette
Hm, nie brzmiałoby naturalniej w ustach córki "z mamą"?
Cytat:
wiem, co słyszałam
Ah, ten pedantyzm przecinkowy!
Czy dzwonienie na policję jest na pewno bezpieczne? No i czy telefon w ogóle działa na takim odludziu? xD

Lol, Charles? Czyli ten spisek to była jakaś podpucha i ta nieznana kobieta chciała wpierw zlikwidować swojego współpracownika? Tak jak Lynette nie wierzę, że to zrobiła jej matka, jednak wolałabym być pewna.
Dziwna sytuacja, z punktu widzenia czytelnika nawet trochę groteskowa (siedzi sobie Livka przy kompie, czyta o morderstwie i wydaje jej się to takie odległe i nieprawdopodobne xD). Wszystko nadal się komplikuje, ale mamy jednego bohatera (podejrzanego) mniej. Kto będzie następny?
Wiesz co? Mam pewną malutką teorię dotycząca dotychczasowych wydarzeń w tym FS. Nie wiem, czy moje spostrzeżenia są trafne, bo póki co nic się ze sobą za bardzo nie łączy. Jak dobrniemy do końca FS i o ile nie zapomnę, to napiszę Ci, czy miałam rację, czy nie
Muszę powiedzieć, że jestem zachwycona opisem tej kilkugodzinnej akcji w tym odcinku. Nawet nie zdążyłam się zmęczyć przy czytaniu! Uważam, że zachowanie postaci było adekwatne do sytuacji, a jednocześnie nie było przerostu formy nad treścią. Bardzo skupiłeś się na Lynette, szczególnie jej przemyśleniach, i chwała Ci za to Jak dla mnie wyszło świetnie i bez przesady

Ostatnio edytowane przez Liv : 12.05.2014 - 12:48
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 13.05.2014, 16:41   #66
Searle
 
Avatar Searle
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 4,168
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Maskarada

Cytat:
Napisał Caesum Zobacz post
[...] więc mam czas na pisanie następnych odcinków... Pytanie tylko, czy mam dla kogo?
No oczywiście, że masz! Ja jak najbardziej czekam na dalsze losy Lynette
__________________
Searle jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 16.05.2014, 20:49   #67
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,472
Reputacja: 73
Domyślnie Odp: Maskarada

Diana - główny powód, dla którego zacząłem w ogóle pisać fotostory to chęć przyzwyczajenia się do robienia jednej rzeczy. Mój sposób działania jest bardzo chaotyczny, przykładowo na chwilę obecną poza fotostory robię jeszcze modyfikację do gry Gothic(która przerabia jeden świat), custom level do Tomb Raidera, kilka projektów w rpg makerze i pojedyncze opowiadania. Większość z tego robię od 2010, a niektóre nawet od 2008, a to wszystko z powodu mojego przeskakiwania z jednego projektu na drugi. Główną motywacją dla trzymania się jednego fotostory były komentarze, taka marchewka na patyku. Gdyby jednak Maskarada nie okazała się wystarczająco popularna, prawdopodobnie przerzuciłbym się na pisanie krótkich one-shotów, takich jak Catherina albo Morfina.

Cytat:
Napisał Liv Zobacz post
Czy dzwonienie na policję jest na pewno bezpieczne? No i czy telefon w ogóle działa na takim odludziu? xD
Uwierz mi, długo się zastanawiałem nad tym, zanim w końcu uznałem, że skoro to stary hotel, to siłą rzeczy musi mieć jakiś telefon. xD Chociaż jak teraz o tym myślę, gołąb pocztowy też mógłby się nadać.

Cieszę się, że odcinek się spodobał - i że nawet powstała teoria na temat zdarzeń w fotostory! Zaciekawienie czytelnika na tyle, by na własną rękę próbował przewidzieć akcję, połączyć wątki i zastanowić się, to właśnie zawsze chciałem osiągnąć. Miło więc wiedzieć, że czytelnicy Maskarady to właśnie robią.

Cytat:
Napisał Liv Zobacz post
Uważam, że zachowanie postaci było adekwatne do sytuacji, a jednocześnie nie było przerostu formy nad treścią. Bardzo skupiłeś się na Lynette, szczególnie jej przemyśleniach, i chwała Ci za to Jak dla mnie wyszło świetnie i bez przesady
Kamień mi spadł z serca! Przy pisaniu co chwila się zastanawiałem nad tym, jak powinni się zachować bohaterowie. Z tego powodu kilka wersji tekstu poszło do kosza, bo wydawały mi się nie odpowiednie. Dobrze wiedzieć, że ostateczna wersja się spodobała.

Cytat:
Napisał Searle Zobacz post
No oczywiście, że masz! Ja jak najbardziej czekam na dalsze losy Lynette
W takim razie dobrze, zacznę pisać już nowy odcinek. Ciekawe, czy uda mi się wyrobić z nim do końca miesiąca, tak jak za starych czasów.

I w ogóle wybaczcie, że tak późno odpisałem. Na początku pomyślałem, żeby odpisać dopiero wraz z napisaniem odcinka bez double-posta, ale potem mnie oświeciło, że przecież można potem usunąć stary post i napisać nowy.
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 19.09.2014, 18:59   #68
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,472
Reputacja: 73
Domyślnie Odp: Maskarada

Ostatni rozdział był napisany pięć miesięcy temu?! Teraz to już wcale się nie zdziwię, jeśli wszyscy moi czytelnicy już dawno dali sobie spokój ze śledzeniem fotostory. No ale dla tych którzy przetrwali mam dobrą wiadomość: wreszcie zebrałem się i napisałem kolejny rozdział Maskarady. Było z nią kłopotów, zaczynałem chyba z trzy razy, by w końcu złapać rytm. Do tego było pełno przerw przy pisaniu i w ogóle mam wrażenie, że jeśli kiedykolwiek miałem talent do pisania, to chyba po tak długiej przerwie go straciłem. Mimo to nowy rozdział jest i da się go nawet czytać(takie tam bezwstydne łechtanie własnego ego). Moja mama znowu okazała się nieoceniona w wyłapywaniu wszelkich błędów. Tracę nadzieję, że kiedyś nauczę się nie używać słów zarezerwowanych dla przedmiotów martwych przy opisywaniu ludzi i/lub ich czynności. No ale koniec gadania, zapraszam do czytania.

Rozdział VI


Drogi ojcze,
Jak się czujesz? Mam nadzieję, że w domu wszystko w porządku. Wczorajszego ranka przyjechałam do Ravensdale Manor i byłam zaskoczona tym, jak bardzo różni się od naszego domu w Nowym Jorku. Posiadłość sprawia niesamowite wrażenie. Zaraz po przyjeździe, gdy tylko ujrzałam fasadę frontową wiedziałam, że budynek musi być ogromny, jednakże dopiero w środku zrozumiałam jak bardzo. Wnętrze sprawia wrażenie, jakby składało się wyłącznie z korytarzy; wszystkie długie i kręte, prowadzące w różne strony, zupełnie jak w labiryncie. Jeszcze pierwszej nocy zgubiłam się w tym domu, z trudem odnalazłam drogę do swojego pokoju.
Zastanawiasz się pewnie, jak poszło spotkanie z mamą? Z początku byłam trochę zdenerwowana. Nie wiedziałam, czego oczekiwać. Bałam się, że może nie uda mi się spojrzeć na Antoinette jak na własną matkę. Więzy krwi są silne, ale czy przetrwałyby dwadzieścia lat rozłąki? Na szczęście moje obawy okazały się zbędne. Gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, tak po prostu. Może i czas wymazał z pamięci twarz matki, lecz wtedy nie miało to znaczenia. To była ona, stała tam przede mną: żywa, realna. W poprzednim liście martwiłam się treścią wiadomości od matki, na szczęście były to tylko czyste złudzenia.
W posiadłości mieszka jeszcze kilka innych osób, wszyscy są dla mnie bardzo mili i życzliwi. Prawdopodobnie pomieszkam z nimi jeszcze kilka dni, po czym wrócę do domu. Mam nadzieję, że poradzisz sobie bez swojej córki?
Wracaj szybko do zdrowia,
Lynette



Lynette odłożyła pióro i sięgnęła po kopertę. Z odrazą spojrzała na kartkę papieru, na której przed chwilą napisała wiadomość i z trudem powstrzymała chęć wrzucenia jej do kosza. Czuła niesmak do samej siebie, jak mogła pisać takie kłamstwa własnemu ojcu? Tylko opis domu bliski był prawdy, w istocie przypominał on labirynt; wielki, ponury, z którego nie ma wyjścia. Lynette była jego więźniem, zamkniętym pośród zakurzonych mebli, wyblakłych gobelinów i wielkich portretów jej przodków. Chciała się stamtąd wydostać, lecz nie mogła. Nie chciała zostawić matki samej, szczególnie w tej chwili, gdy w jej gabinecie detektyw wraz z kilkoma policjantami badają ciało.
Ciało Charlesa.
Wzdrygnęła się. Na myśl o poprzedniej nocy przechodziły ją ciarki. Wciąż pamiętała moment, w którym pierwszy raz zobaczyła martwego Charlesa. Te puste, szkliste oczy, ciało roztrzaskane na podłodze, ciemna dziura z boku głowy i zakrzepła krew na dywanie. Zapamięta ten widok na całe życie, była tego pewna. Mimo to nie odczuwała żalu po Charlesie. Wręcz przeciwnie, choć nie chciała tego przed somą przyznać, czuła satysfakcję z obrotu sprawy. Charles chciał zabić jej matkę, więc poniósł za to konsekwencje. Pozostał już tylko jeden problem: kto zabił Charlesa?
Lynette schowała list do koperty, napisała adres i zapieczętowała. Odsunęła fotel i rozsiadła się wygodniej, biorąc do ręki kieliszek z białym winem. Leniwym wzrokiem ogarnęła pomieszczenie, niewielki gabinet z opasłymi, zakurzonymi książkami piętrzącymi się na dębowych regałach i wąskim oknem w stylu Tudorów, które wychodziło na podwórze. W kamiennym kominku wesoło trzaskały płomienie, w powietrzu czuć było zapach starych pergaminów i palonego drewna.
Antoinette uciekła z domu poprzedniej nocy. Służący widział ją, jak pospiesznie wyszła przez drzwi kuchenne i popędziła parkiem w stronę lasu, oświetlając sobie drogę starą lampą olejną. Gdy tylko policja przyjechała na miejsce, zaraz ruszyła jej śladem, lecz trop urwał się między drzewami. Lynette nie martwiła się o matkę, podczas śniadania dowiedziała się, że na terenie Ravensdale Manor mieści się wiele budowli będących własnością rodziny. Antoinette pewnie ukryła się w jakimś mauzoleum, a sądząc po ostatniej ich rozmowie, z pewnością przygotowała je na taką ewentualność.
- Gratulacje – mruknęła, uśmiechając się lekko. – Trochę potrwa, zanim ktokolwiek tam cię znajdzie – uniosła kieliszek i dopiła wino. Usłyszała, jak ktoś delikatnie otwiera drzwi i cicho wchodzi do środka. Obejrzała się i ujrzała Jennifer idącą do niej z błogim uśmiechem na twarzy, jaki zawsze jej towarzyszył, gdy była zamyślona.


- Nad czym tak rozmyślasz? – spytała Lynette, a na dźwięk jej głosu Jennifer podskoczyła i spojrzała na nią z konsternacją.
- Och – mruknęła, jakby dopiero po chwili dotarł do niej sens słów. – spotkałaś już tego sierżanta?
- Nie widziałam – przyznała Lynette. – Jaki on jest?
- Jest absolutnie wspaniały – odparła natychmiast. – Taki przystojny, a jednocześnie bardzo kulturalny! Ale to miejsce nie jest odpowiednie do takich rozmów. Jest tu tak zimno i ponuro. Chodźmy do ogrodu, tam jest znacznie przyjemniej.
- Mówisz to tak, jakbyś była zakochana – uznała Lynette z rozbawieniem. – Dobrze, prowadź.
Wyszły z gabinetu i ruszyły w stronę holu, skąd następnie udały się długim, ciemnym korytarzem, oświetlonym jedynie niewielką lampą, dającą raczej upiorne, bladożółte światło. Nie było tam nawet jednego okna, przez które mogłyby wpaść promienie słońca. Zamiast tego na ścianach wisiały najróżniejsze portrety przodków, a wszystkie pokryte były grubą warstwą kurzu.
„Nic dziwnego, że wszyscy tutaj są tak zdziwaczali”, pomyślała Lynette. „Mieszkając w ciągłych ciemnościach, w towarzystwie kurzu, pajęczyn i tych okropnych obrazów, każdy popadłby w obłęd.”


W końcu dotarły do białych, oszklonych drzwi wychodzących na taras. Za nimi oczom Lynette ukazał się ogromny podwórzec przecięty wysypaną kolorowym żwirkiem drogą. Teren otoczony był zewsząd lasem, z którego wyłaniały się zniszczone mury i kolumny, wyglądem przypominające ruiny greckorzymskie. Jennifer łagodnie pociągnęła ją w stronę jednej z ławek, starannie ukrytej między ogromnymi krzewami hortensji, lecz z której rozciągał się obraz na całą okolicę.
- Jesteśmy już same, teraz opowiadaj – powiedziała Lynette, gdy upewniły się, że nikogo nie ma w pobliżu. – Jak on wygląda?
- No dobrze… - zaczęła Jennifer. – Jest wysoki, a przy tym szczupły. Ma stosunkowo krótkie, ciemne włosy zaczesane do tyłu oraz brązowe oczy. A jakie ma spojrzenie! Poważne, dociekliwe, wręcz dziwnie nie na miejscu w jego młodej twarzy. Nawet skórę ma gładką i jasną, całkowite przeciwieństwo tego drugiego.
- Tego drugiego? – zdziwiła się Lynette. – Kogo?
- Detektywa, rzecz jasna – odparła Jennifer. – Jest stary i brzydki, ot co.
- Ach, Jennifer – Lynette pokręciła głową z dezaprobatą. – Jesteś taka powierzchowna. Skąd wiesz, jaki jest ten sierżant naprawdę? Był na służbie, po zdjęciu uniformu może być zupełnie innym człowiekiem.
- Mylisz się, nie wyglądał na takiego. Poza tym nie nosi munduru, podobnie jak detektyw.
- Mógł się tak zachowywać, ponieważ był w pracy. Nie wiesz, jaki jest na co dzień.
- Brzmisz, jakbyś wszędzie widziała wrogów, Lynette!


Lynette zamilkła, nie wiedząc co powiedzieć. Przypomniała sobie słowa Charlotte: „twoja matka jest wariatką, a ciebie wkrótce spotka to samo”. Czyż nie to właśnie miała na myśli? Poczucie, że każdy jest wrogiem? Antoinette ukrywała się przed światem, wyczekując swojego mordercy i planując, jak ocalić życie. Mogła zatracić się w tym zupełnie, przestać odróżniać dobrych od złych. Możliwe, że po tak długim czasie, pośród równie nieżyczliwych ludzi jak Charlotte i Charles upewniła się, że wszyscy pragną jej śmierci. Żądny pieniędzy Charles mógł być tylko ofiarą jej szaleństwa.
- Wszystko w porządku? – spytała Jennifer. – Pobladłaś.
- Tak, nic mi nie jest – odpowiedziała szybko, choć bez przekonania. – Po prostu jestem zmęczona tym wszystkim, co tu się stało; spotkaniem z matką… I tym morderstwem.
- Oczywiście, to musiał być dla ciebie wielki wstrząs.
- A dla ciebie nie? – zdziwiła się. – Przecież byłaś tam, widziałaś. Prawie zemdlałaś.
- Tak, zgadza się. To było straszne – uznała po namyśle. – Jednakże nie znałam go prawie wcale, a ciału się nie przyglądałam. Poza tym wszystko było takie nierealne, aż trudno uwierzyć, że to faktycznie się stało. Wolę o tym nie myśleć. Nie lepiej zająć się czymś przyjemnym?
„Cała Jennifer”, pomyślała Lynette. Zawsze taka była. Miała to do siebie, że niczym się nie przejmowała. Takie zdarzenia odbijały się od niej, jakby nigdy nie miały miejsca. Wokół niej zawsze roztaczała się atmosfera spokoju i chociaż Lynette nie była przekonana do beztroski, z jaką podchodziła do życia, musiała przyznać, że w jej towarzystwie poczuła się znacznie lepiej. Czuła, jak przygnębienie powoli ustępuje; chciała działać, poznać odpowiedzi na dręczące ją pytanie: kto zabił?
- Jennifer, muszę się dowiedzieć, kim jest morderca Charlesa.
- A co z tą kobietą, która z nim rozmawiała?
- Nie wiem, co ona ma z tym wspólnego, jednak nie sądzę, żeby mogła zamordować Charlesa, nie miała powodu. Poza tym, nie pamiętam nawet, czy w ogóle mówili o morderstwie. Chcieli zabrać jej pieniądze, nie zabić. Może chodziło o szantaż?
- To możliwe, ale w takim razie kto inny mógłby to zrobić? – Spytała Jennifer, po czym się zastanowiła i dodała: - Co w ogóle Charles robił w gabinecie Antoinette? Myślisz, że jej groził?
- Może czegoś szukał, na przykład testamentu, albo jakiegoś innego dokumentu.
- Wiesz, Lynette – zaczęła Jennifer. – Lepiej zostaw to detektywom. Z pewnością znajdą mordercę, a my mogłybyśmy tylko przeszkadzać. Czy byłaś już przesłuchiwana?
- Jeszcze nie, a ty?
- Byłam, ale i tak nic ciekawego nie powiedziałam – odparła. – Wiesz ode mnie znacznie więcej, to z tobą powinni rozmawiać. Tylko raz widziałam Charlesa i było to już po jego śmierci. Nie dziwi cię to, że pozwolono nam wychodzić z domu? Po zniknięciu Antoinette oczekiwałam raczej, że zamkną nas w oddzielnych pokojach.
- Nie mają prawa – uznała Lynette i dodała: – A jeśli nawet, to pewnie nie chcą wprowadzać większego zamieszania.
- Albo myślą, że ucieczka Antoinette jest jednoznaczna z przyznaniem się do winy.
Lynette chciała odpowiedzieć, gdy wtem usłyszała trzask zamykanych drzwi i pospieszne kroki ciężkich butów, obijających się o kamienne schody przed domem. Ucichła, po czym spojrzała na drogę, wciąż będąc ukryta za krzewem hortensji. Ujrzała raczej niezbyt przystojnego, przysadzistego mężczyznę w mundurze policyjnym, idącego drogą i wyraźnie rozglądającego się za kimś. Szedł powoli i mruczał do siebie burkliwym, nadętym głosem:
- Przecież jeszcze chwilę temu tu były, sam widziałem.
Natychmiast zrozumiała, że chodziło mu o nią i Jennifer. Czyżby detektyw chciał się z nią spotkać?
Wyszła z ukrycia i stanęła naprzeciw policjanta. Jennifer po chwili pojawiła się za nią.
- Kogoś pan szuka? – spytała Lynette, lustrując jego mundur. Na marynarce widocznych było kilka plam.
- Panna Leatherby? – zapytał z mocnym, liverpoolskim akcentem.
- Czyżby detektyw chciał się ze mną widzieć? – odpowiedziała pytaniem i dodała: - Tak, to ja.
- Właśnie tak – odparł. – Nadinspektor skończył właśnie rozmawiać z panią Clayworth.
- Rozumiem. Mam się tam udać teraz? – spytała.
- Tak. Nadinspektor jest w bibliotece, proszę za mną – po tych słowach odwrócił się i ruszył w stronę domu, nie dając jej nawet czasu do namysłu.
- Muszę iść – rzuciła w stronę Jennifer. – Porozmawiamy później.
- W razie czego będę w ogrodzie, a potem w swoim pokoju – oznajmiła Jennifer. Uściskała Lynette i oddaliła się w stronę parku. Tymczasem Lynette wraz z policjantem wrócili do holu i udali się do skrzydła, w którym znajdował się gabinet Antoinette. Policjant nie wszedł tam jednak, lecz szedł dalej i dotarł w końcu do posępnej klatki schodowej. Gdy wchodzili po starych, dębowych stopniach na trzecie piętro, Lynette zauważyła, że pomieszczenie jest zupełnie pozbawione okien. Było kilka wnęk w ścianie, jakby niegdyś tam się znajdowały, lecz zamurowane i przykryte zakurzonymi obrazami. Światło wpadało przez wielki świetlik z białego szkła, nie docierało jednak do zakamarków klatki schodowej. Chociaż podłoga na najniższym poziomie była jasno oświetlona, piętra pogrążone były w ciemnościach. Tylko na ostatnim lekka smuga światła oświetlała uchylone wejście, zza którego dochodziły głosy dwóch osób. Policjant otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił Lynette do środka.
- Lynette Leatherby – powiedział, gdy znalazła się w pomieszczeniu, po czym zamknął drzwi.


Siedzący przy biurku mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na nią spod krzaczastych brwi. Na jego twarzy zagościł lekki grymas pogłębiający liczne zmarszczki wokół brązowych oczu. Podrapał się po niedogolonym podbródku, wstał zza biurka i uśmiechnął się.
- Panna Leatherby? Jestem nadinspektor George Husher – powiedział, po czym dodał: - a to mój pomocnik, sierżant Jonathan Barrett.
Wskazał na wysokiego młodzieńca stojącego obok, z twarzą zwróconą w stronę okna wychodzącego na taras. Rzucił poważne spojrzenie na Lynette i skinął głową, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Ubrany był w szary garnitur, włosy zaczesane miał zawadiacko. Podszedł do nadinspektora i usiadł na krześle obok.
- Niech pani spocznie – powiedział nadinspektor, wskazując jej miejsce naprzeciw biurka.
- Dziękuję – odparła Lynette, podchodząc bliżej. Stojący w cieniu policjant wyłonił się nagle i pomógł jej usiąść.
- Przyjechała tu pani wczoraj po południu, czyż nie tak? – zapytał, przeglądając papiery leżące na blacie biurka.
- Dokładnie tak. Wczoraj rano statek, którym wraz z koleżanką przypłynęłam z Ameryki zawinął do portu w Southampton. Czekał tam szofer, który zawiózł nas prosto do posiadłości – odpowiedziała natychmiast.
- Pani koleżanką jest Jennifer McQuillen? Dlaczego przyjechała pani tutaj z tak daleka? Z tego co wiem jest tu pani pierwszy raz.
- Dostałam list od mojej matki. Prosiła mnie bym ją odwiedziła – odparła krótko.
- Czy ma pani ten list? Więc przyjechała pani ze swoją znajomą, tak?
- Obawiam się, że nie. Zostawiłam go w domu. Mój ojciec nie mógł mi towarzyszyć, a nie chciałam przebywać tak długiej podróży całkiem sama – skłamała. Nie miała pewności, czy mówić o zaniepokojeniu listem od matki.
- Czy to był jedyny powód? - nadinspektor utkwił w niej wzrok.
- Tak.
- Rozumiem – powiedział, zrobił pauzę, po czym kontynuował: - Czy mogłaby nam pani opowiedzieć, co dokładnie stało się wczorajszej nocy? Gdzie pani była między godziną drugą a czwartą w nocy?
- Wydaje mi się, że byłam wtedy w swojej sypialni. Nie mogłam zasnąć, więc czytałam książkę – odpowiedziała powoli, ważąc każde słowo. – Byłam wciąż trochę podekscytowana po spotkaniu z matką. Rozumie pan, był to pierwszy raz, gdy w ogóle ją zobaczyłam. Całe moje dzieciństwo byłam wychowywana wyłącznie przez ojca.
- W domu nie było żadnych zdjęć matki? – zapytał z nutą zdziwienia w głosie.
- Niestety nie. Czasem tylko ojciec mówił mi, że jestem do niej podobna. Nic poza tym.
- W takim razie w istocie musiało to być wyjątkowe przeżycie. Wracając jednak do tamtej nocy, czy nie działo się wtedy nic dziwnego? Czy nie zwróciła pani uwagi na jakieś nietypowe zachowanie domowników, hałasy?
- Około czwartej w nocy usłyszałam strzał. Jennifer też nie spała, więc była przy tym obecna. Wyszłyśmy na korytarz, by wezwać policję, ale burza zerwała linię. Spotkałyśmy wtedy ojca Patricka.


- Co ojciec Patrick robił w holu o czwartej w nocy? – zapytał sierżant Garrett. Jego głos miał niskie, poważne brzmienie.
- Nie wiem. Powiedziałam mu o strzale i poszliśmy razem do gabinetu Antoinette. Otworzyłam drzwi, lecz panowała tam całkowita ciemność. Wciąż pamiętam zapach prochu. Zapaliłam światło i wtedy… - przerwała. Czuła wstręt malujący się na jej twarzy. Nie była przerażona, nie było jej smutno, była po prostu obrzydzona widokiem krwi i tej ciemnej dziury w głowie Charlesa. Bojąc się, że nadinspektor to zauważy szybko wyciągnęła chusteczkę i zakryła nią część twarzy.
- Odwagi – szepnął nadinspektor, źle interpretując wyraz jej twarzy.
- Leżał tam, między kanapą a stolikiem do kawy – odpowiedziała, chowając chusteczkę. - Był w takiej dziwnej pozycji, jakby miał powykręcane ręce i nogi. Bok jego głowy pokryty był krwią.
- Czy dotykała pani ciała? – zapytał.
- Nie, nie byłabym w stanie. Zrobiło mi się słabo. Mam wrażenie, że opadłam na fotel przy wejściu, ale sama już nie pamiętam. Pamiętam jednak krzyk Jennifer.
- Rozumiem. To wtedy zebrała się reszta domowników? Czy pani matka, Antoinette była wraz z innymi?
- Nie mam pewności, chyba nie. Nie przyglądałam się, bo zaraz po chwili pokłóciłam się z Charlotte.
- Z pani ciotką? Charlotte Clayworth? Można wiedzieć czemu?
- Uważała, że to wina mojej matki – odpowiedziała po chwili. – Bardzo jej nie lubi, a że Charles leżał w jej gabinecie, stąd też pewnie taki pomysł. Ale moja matka z pewnością tego nie zrobiła, przysięgam.
- Oczywiście – uspokoił ją nadinspektor.
- Czy to wszystko, co chciał pan wiedzieć, inspektorze? – zapytała nagle Lynette. Chciała już zakończyć tę rozmowę.
- Jeszcze chwila. Dlaczego udała się pani najpierw do gabinetu Antoinette? – zapytał, a sierżant Garrett spojrzał na nią z zaciekawieniem. – Przecież strzał mógł być oddany z każdego pomieszczenia w całym domu. Skąd ta pewność, że pochodził właśnie z gabinetu?
Lynette nie miała pewności co odpowiedzieć.
- To było pierwsze co przyszło mi do głowy – powiedziała w końcu. – Chciałam mieć pewność, że matce nic nie jest.
- Czy to wszystko?
- Tak – odparła.
- Rozumiem – odpowiedział po chwili nadinspektor. - Może pani odejść.


Lynette podeszła do drzwi i już je otwierała, gdy nadinspektor powiedział nagle:
- Jeszcze jedna sprawa. Charles Clayworth został zamordowany dużo wcześniej. Gdy usłyszała pani strzał, Charles był już martwy.
Lynette odwróciła się i spojrzała pytająco na nadinspektora.
- To wszystko, dziękuję za pani pomoc, była pani wielce pomocna.
Lynette wyszła i ruszyła schodami z powrotem w dół. Zupełnie nie wiedziała co myśleć o tym, co powiedział nadinspektor Husher. Była w pełni przekonana, że strzał dochodził ze środka domu, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Jeżeli jednak Charles został zabity wcześniej, to co oznaczał ten hałas poprzedniej nocy? Jennifer też go słyszała, nie mógł to być wytwór jej wyobraźni.
Wróciła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Rozmowa w bibliotece wyprowadziła ją z równowagi. Nic już nie rozumiała. Sama nie miała teraz pewności, co dokładnie zdarzyło się kilka godzin temu. Czy mogła w pełni wierzyć temu, co słyszała i widziała tamtej nocy? Musiała koniecznie porozmawiać o tym z Jennifer, chciała podzielić się z nią tym, co powiedział jej nadinspektor.
Wstała, przeszła przez pomieszczenie i otworzyła drzwi łączące ich pokoje. Znalazła się w sypialni podobnej do jej własnej, z ciemnymi panelami zakrywającymi ściany i wielkim, dębowym łożem na środku. Na fotelu leżało kilka sukienek, wyjętych z kufra stojącego w nogach łóżka. Rozejrzała się i zawołała:
- Jennifer?


Nie usłyszała odpowiedzi. Podeszła do okna, z którego widać było jezioro i zaniedbaną przystań dla łodzi. Do jednej z nich właśnie wszedł ojciec Patrick, za nim stała rozpromieniona Jennifer, czekając aż ksiądz poda jej dłoń. Gdy oboje już siedzieli, ojciec Patrick wziął wiosło i odepchnął łódź od lądu. Podryfowali spokojnie na środek jeziora, wzbudzając łódką niewielkie fale. Lilie wodne musnęły drewniany kadłub. Jennifer zanurzyła dłoń w tafli wody, wzięła jeden z kwiatów i wpięła we włosy. Spojrzała na ojca Patricka i zaśmiała się.
Im dłużej Lynette patrzyła na tą scenę, tym bardziej wydawała się jej nieprawdopodobna. Czuła, że coś jest nie tak, lecz nie mogła pojąć co dokładnie.
- Chyba jestem przemęczona – uznała, odrywając wzrok od okna.

C.D.N.

Ostatnio edytowane przez Caesum : 29.06.2023 - 18:44
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 20.09.2014, 13:46   #69
Diana
Moderator
 
Avatar Diana
 
Zarejestrowany: 22.09.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 1,091
Reputacja: 30
Domyślnie Odp: Maskarada

W końcu nowy odcinek! Już zaczynałam się obawiać, że nie będzie kontynuacji. DD:
Jak zwykle bardzo mi się podobało, zdjęcia przecudowne - czasami aż jestem pod wrażeniem, że można zrobić coś tak pięknego w simsach. Ten ogród jest wspaniały! <3
Ciekawa jestem, co wydarzy się dalej. Jennifer jest dla mnie podejrzana, kiedyś chyba już to pisałam. Przepraszam, że nie napiszę więcej, jestem chora i nie mam głowy do zastanawiania się nad ciekawszym komentarzem. D:
__________________
Diana jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 06.10.2014, 22:09   #70
Drewno
 
Zarejestrowany: 31.08.2013
Płeć: Kobieta
Postów: 5
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Maskarada

Bardzo ciekawy odcinek. Wspaniele oddałeś na zdjęciach klimat starego dworu. Te boazerie i księgi oprawne w skórę. No i wreszcie jest morderstwo, a jak powiedziała Agatha Ccristie - " nic tak nie ożywia akcji jak trup". Martwi mnie tylko brak wątku miłosnego, bo za taki trudno uznać krótką scenę z ostatniego odcinku. Zakochać powinna się oczywiście Lynette ale niestety nie ma w kim. Jedynym przystojnym mężczyzną jesy młody policjant ale jest już jakby zajęty przez Jennifer. No chyba że trójkąt.... Ta Jennifer to zaradna dziewczyna. Niby wzdycha do sierżanta a pływa łódką z ojcem Patrickiem zalotnie się śmiejąc! A może by tak podgrzać trochę przyjaźń Lynettr i Jennifer? Siedzą tak sobie w krzakach....
Drewno jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz

Tagi
caesum, fotostory, larandil, liv, maskarada


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 2 (0 użytkownik(ów) i 2 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 08:49.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023