Zobacz pełną wersję : Przeznaczenie
To będzie takie krótkie, max 5-cioodcinkowe opowiadanie. Odcinek dedykuję Liv, która mnie do napisania tego zainspirowała ^^
Zapraszam do czytania :]
ROZDZIAŁ I - poniżej
ROZDZIAŁ II (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1301104&postcount=6)
ROZDZIAŁ III (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1306444&postcount=15) Część 1
ROZDZIAŁ III (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1309097&postcount=21) Część 2
ROZDZIAŁ IV (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1312571&postcount=25) - OSTATNI
ROZDZIAŁ I
Początek końca
http://i51.************/33auj5j.png
Dziewiętnastoletnia Lilith zgasiła papierosa o marmurowy parapet i wrzuciła go do pustej, wyczyszczonej poprzedniego wieczora przez pokojówkę, popielniczki. Leniwie odsunęła się od okna i, szurając stopami odzianymi jedynie w cienkie skarpetki po marmurowej podłodze, udała się w stronę łóżka. Pokój, w którym się znajdowała, był niekiedy jej całym światem. Olbrzymie łoże z baldachimem, na nim dziesiątki poduszek, perskie dywany, ręcznie rzeźbiona toaletka z mahoniowego drewna, odziane w wymyślne ramy obrazy przedstawiające ludzi, których w większości Lilith nie znała, a także wiele, wiele innych. Jednym słowem, pomieszczenie to przypominało komnatę królewską rodem z epoki barokowej. Nikt nie domyśliłby się, że w podziemiach znajduje się sala bilardowa, bar i pokój z ogromnym telewizorem plazmowym. Jednak Lilith wolała przebywać tutaj, w miejscu, gdzie czas cofał się o kilkaset lat. Te wszystkie rzeczy, choć powinny być jej tak obce, wydawały się znajome i swojskie, wśród nich czuła się… czuła się bezpiecznie.
-Panienko Lil, czas na śniadanie! – usłyszała przytłumiony głos, wkradający się do jej azylu przez olbrzymie, drewniane drzwi. Zaciągnęła zasłony, jak to miała w zwyczaju, sprawiając tym samym, że w pomieszczeniu zapanował półmrok. Rosalie, jej opiekunka i pokojówka jednocześnie, z uporem maniaka pragnęła ożywić wspaniały, najwspanialszy pokój ze wszystkich znajdujących się w pałacu. Na próżno. Lilith nie lubiła światła. Światło było zbyt radosne i ciepłe, wdzierało się bezprawnie do jej pokoju, brutalnie budząc dziewczynę z błogiego snu.
-Panienko? – powtórzyła jeszcze raz, nie tyle z niepokojem, co z westchnieniem, bo wiadome i powszechne było, że Lilith Wayland nigdy, przenigdy nie reaguje za pierwszym razem.
-Juuuuż iiiidę! – zawołała niezbyt entuzjastycznie przeciągając sylaby. Wolnym krokiem poczłapała do łazienki, skąd wzięła frotowy biały szlafrok i zarzuciła go na krótkie spodenki i dużo za duży T-shirt. Tak ubrana, lub nie ubrana – zależy od punktu widzenia – wyszła z pokoju i nie zważając na kilkanaście par oczu spoglądających na nią z portretów w holu, dobyła kręconych schodów i zeszła na dół.
http://i55.************/9hl92b.png
Nora, sześćdziesięcioletnia siwowłosa kobieta o oliwkowej karnacji, krzątała się między stołem a blatem kuchennym, przygotowując nakrycie do śniadania. Dla jednej osoby. Jak zwykle – przemknęło przez myśl Lilith, kiedy siadała na krześle.
-Rose, siadaj ze mną – mruknęła, nakładając sobie z tacy smażony boczek, w czasie gdy pokojówka nalała do filiżanki zielonej herbaty.
-Panienko, nie przystoi służbie…
-Po pierwsze, nie jesteś moją służącą. Po drugie, kto ma się niby dowiedzieć? Myszy? Listonosz? Czy kto? – nie była wzburzona, lecz jakby smutna. Owszem, w jej słowach wyraźnie pobrzmiewała gorycz, ale widoczne było też cierpienie z braku odpowiedzi na to pytanie. Nikt nie mógłby się dowiedzieć. Nikt. Bo Lilith nie miała nikogo.
Gdy czarnowłosa dziewczynka przyszła na świat, jej rodzice nie posiadali się z radości. Dziecko było piękne – hebanowe kosmyki kontrastowały widocznie z alabastrową cerą, co na myśl przywodziło Królewnę Śnieżkę.
Radość niestety zakończyła się o wiele za szybko.
W tydzień po urodzinach, nieoczekiwanie zmarli dziadkowe dzieciątka, w miesiąc – rodzice. Nawet w dobie współczesnej medycyny żaden lekarz nie był wstanie wyjaśnić, na jaką to chorobę zapadają członkowie rodu Waylandów. Niedługo potem pożegnali się z tym światem wszyscy kuzyni, kuzynki, wujkowie i ciotki dziewczynki – każdy, kto miał z nią styczność. Jedynie Rosalie, pokojówka i prywatna nauczycielka Lilith, a niegdyś jej rodziców, przetrwała tą epidemię i zajęła się Lily jak własną córką.
Kiedyś czarnowłosy aniołek spytał, dlaczego mieszkają tak daleko od miast i czemu ich dom nie wygląda tak, jak wszystkie inne. Wtedy Rose opowiedziała jej całą historię, od początku do końca. O korzeniach ich rodu sięgających szesnastego wieku, o tym, że ich przodkowie byli wielkimi ludźmi w Anglii, dlatego właśnie mieszkają w tym wspaniałym dworze. Nie należałoby wspominać, że dziesięcioletnie dziewczę zasnęło w połowie opowieści, no ale...
-Dobrze, panienko – westchnęła siwowłosa i usiadła na krześle obok niej.
-Wydajesz się jakaś milcząca – zauważyła brunetka, wpatrując się bacznie w kobietę smarującą z niesamowitym zainteresowaniem chleb masłem.
-Nie, skąd – żachnęła się i ułożyła na nim plasterek szynki.
-No dobra. Gadaj, o co chodzi. Prędzej czy później, i tak się dowiem.
Rosalie z westchnieniem odłożyła kanapkę na talerz i splatając ręce, popatrzyła na nią ze skruchą.
-Zaprosiłam na lunch gości.
-Rose – jęknęła, opierając podbródek na drobnych dłoniach. W ogóle wszystko w niej było drobne, a sama była chuda, rzec można – za chuda. A papierosy, które stały się nieodłącznym elementem jej życia, wcale nie pomagały przytyć.
-Wiem, wiem, panienko. Ale to dobrzy ludzie. I mądrzy. Mieszkają kilka kilometrów stąd, w takim nowoczesnym domu, tak, tak, nowoczesnym. Też ładnie urządzonym, ale nasz pałacyk to o wiele lepszy jest przy nim.
-Byłaś tam? – spytała ze zdziwieniem.
-O tak. Kiedy jechałam do miasta po jakieś zakupy, spotkałam tam tą kobietę, gospodynię. Bardzo miła. Młodsza ode mnie, dziennikarka. Pisze do Vogue’a.
-W tej gazecie chyba nie istnieje posada dla kogoś, kto jest dziennikarzem – wtrąciła ciemnowłosa sceptycznie.
-To naprawdę dobra kobieta i wcale nie jest snobistyczna, jakby się mogło wydawać. I ubiera się ładnie. Mówiła, że być może będzie miała dla panienki jakieś ciuchy, ale powiedziałam jej, że jesteś bardzo chuda…
-Nie potrzebuję ubrań od jakiejś bogatej lafiryndy.
-Lilith! – niemal krzyknęła z oburzeniem – Nie wolno ci tak mówić. Nie znasz tej kobiety.
-Może i nie znam, ale wiem, jakie są takie paniusie. Szpileczki, rozmiar zero, cola light i broń Boże kremówki, bo zejdzie na przejedzenie. Tak to wygląda, Rose.
-Tak czy siak, przychodzą dziś na lunch, więc musisz ładnie wyglądać. Upnę ci włosy i może umalujesz się trochę…
-Bez tapety – burknęła, sięgając po kubek z herbatą.
-Dobrze, w takim razie tylko fryzura. Ale, na litość Boską, musisz się umyć!
-A kto właściwie ma przyjść? – spytała nagle zaciekawiona. No owszem, ta kobieta. Ale z mężem? Z dziećmi?
-Pani Westwater z synem. Biedaczka, od siedmiu lat jest wdową.
-Biedaczka – prychnęła, ignorując wzmiankę o synu, choć mimowolnie wywołała u niej dreszcz – Ja od dziewiętnastu lat jestem sierotą.
Rosalie, zawstydzona, zauważając swój błąd, umilkła, a po chwili zabrała się do sprzątania po śniadaniu. Lilith bez słowa wstała od stołu i szybkim krokiem wspięła się po schodach na górę.
http://i56.************/2jb8yg3.png
*
http://i55.************/20ij5y.png
Ciepła kąpiel była tym, czego dziewczyna potrzebowała. I właśnie dlatego wlazła pod zimny, krótki prysznic. Dziwne, prawda? Każdy normalny człowiek, mając szansę zrobić, co chciałby zrobić, zrobiłby to. A jednak ona zawsze postępowała sobie na przekór. Zawsze.
Toteż kiedy już wyszła spod wody, mimo że na dworzu było bardzo ciepło, jak na jesienny poranek, cała się trzęsła i non stop po plecach przebiegały jej nieprzyjemne dreszcze. Klnąc jak szewc, okutana w szlafrok, a pod spodem całkiem naga, wyszła z łazienki i ruszyła na paluszkach (podłoga była zimna, a ona, jak ostatnia pierdoła, nie wzięła butów) w kierunku szafy.
Kątem oka dostrzegła, że coś się tu nie zgadza. I wrzasnęła.
http://i51.************/30shojb.png
-Co ty, do cholery, robisz w moim pokoju? – jej głos wydał się aż za nadto piskliwy, kiedy zauważyła chłopaka siedzącego na skraju jej łóżka. Zawiązała ręce na piersi, uniemożliwiając jednocześnie rozsunięcie się połom szlafroka i spojrzała na niego wyczekująco. Z czarnych włosów kapała woda tworząc wokół niej kałużę, a stanie na zimnej podłodze też nie było jej marzeniem.
-Siedzę… chyba – chłopak uśmiechnął się uroczo, co sprawiło, że jej frustracja znacznie wzrosła.
-Ale dlaczego w moim pokoju?
-J'aime cette salle... [Lubię ten pokój...] - odparł płynną francuszczyzną, ale ten język znała perfekcyjnie.
-Jak to lubisz? Przecież ja cię nawet nie znam… - niemal zakręciło jej się w głowie. Nagle zjawia się tu jakiś chłopak, jest bezczelny i twierdzi, że lubi przebywać w jej prywatnym pomieszczeniu.
-Co nie znaczy, że ja nie znam ciebie.
-Jesteś chory.
-Ty chorsza.
-Wynoś się stąd.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Natychmiast!
-Ta kłótnia ma sens… - roześmiał się, przez co na policzkach dziewczyny wykwitły rumieńce. Bynajmniej nie ze wstydu, a ze wściekłości, bo gotowała się jak woda w czajniku. Żeby nie wybuchnąć, co mogłoby sprowadzić tu Rosalie, wzięła parę głębokich wdechów z zamkniętymi oczami, a kiedy uniosła powieki, od razu było jej lepiej. Przynajmniej tak się zdawało.
-Dobra, ustalmy chociaż, jak masz na imię.
-Opłaca mi się to?
-Że co? – wydusiła ze zdziwieniem. Dobrze znała pytania z tak zwanym drugim dnem.
-Dobrze słyszałaś.
Czara się przelała.
-Kuźwa. Wchodzisz do MOJEGO domu, zakładam, że przez okno. Siadasz sobie na MOIM łóżku i gdyby nigdy nic, oznajmiasz, że lubisz przebywać w MOIM pokoju. I pytasz, co dostaniesz za przedstawienie się? No ja *******ę, z tobą jest coś cholernie nie tak!
-To nie moi bliscy zaczęli umierać, kiedy się urodziłem.
Cholera.
Uderzył w czuły punkt. Ba, uderzył! Poczuła, jakby wbił jej nóż w brzuch. Mimowolnie skurczyła się w sobie, kiedy tylko zamknął usta. Sądząc po jego minie, zorientował się, że nie powinien był tego mówić. Ale i tak było już za późno. Lilith nie spodziewała się, że o śmierci rodziców przypomni jej jakiś przypadkowy dupek. I że zrobi to w inny, mniej bolący sposób. To nie fair. Tylko że przecież nie mogła się tu przy nim rozpłakać. Ona taka nie była. Zawsze twarda i beznamiętna, odkąd pamięta.
I choć łzy cisnęły jej się do oczu, a w gardle tkwiło coś niezidentyfikowanego, co utrudniało jej oddychanie, przełknęła ślinę i popatrzyła na niego z chłodem w czarnych oczach.
-Imię – jedno słowo, proste, wypowiedziane nie tyle z dystansem, co z potworną lodowatością. Przybysz wstał.
http://i54.************/15qf5sp.png
-Seth – oznajmił po chwili milczenia i podszedł do niej, wyciągając rękę. To było jakąś totalną farsą. Chociaż z jego twarzy zniknął irytujący uśmieszek, a wstąpiła nań powaga, nadal wydawał jej się parodią samego siebie. Przedstawił się. Musiał najpierw zadać jej cholerny ból i na pewno zrobił to świadomie. Skąd wiedział? To pytanie nie otrzyma w najbliższym czasie odpowiedzi, tego była pewna. Spojrzała na rękę chłopaka. W jej głowie kotłowały się myśli, niewypowiedziane słowa, zarzuty, oczekiwania. Chciała dać mu w pysk. Pragnęła wyrzucić go z pokoju, z domu, chciała, żeby szatyn po prostu zniknął. Stała w kałuży zimnej wody, na lodowatej podłodze, przed facetem, który od samego początku zwiastował nieszczęście.
A mimo to uścisnęła jego silną (ogromną w stosunku do jej kilku kostek obleczonych skórą) dłoń.
-Lilith.
---------------
odpowiem na pytanie, które pewnie padnie, jak znam życie :P Akcja dzieje się w czasach współczesnych
i przepraszam za ostatnie zdjęcie, ale po prostu tak mi się spodobało, że musiałam je dać :D
OeMGie! Ded dla mnie! :D Dziękuję :*:*
Przyczepię się do błędów, niedociągnięć itd., bo bez tego obyć się nie może!
Te wszystkie rzeczy, choć powinny być jej tak obce, wydawały się znajome i swojskie, wśród nich czuła się… czuła się bezpiecznie
Niepotrzebne powtórzenie.
-Panienko Lil, czas na śniadanie!
Lil to było przezwisko mojej Lily w AND, pamiętasz? ;)
i zajęła się Lily jak własną córką.
Robisz mi na złość, czy raczej chciałaś mnie przyprawić o uśmiech po ciężkim tygodniu spędzonym w szkole? ;)
Szczerze mówiąc trudno się nie rozweselić widząc takie coś :D (za bardzo jestem zżyta z moimi "dziećmi" po prostu ;))
Na razie bez specjałów, charaktery dobrze mi znane (przy takim natłoku FS jakie przeczytałam/stworzyłam w swoim życiu trudno wymyślić coś naprawdę oryginalnego :D). Fabuła mniej, nie umiem przewidzieć co się stanie później, zatem z ciekawością w głowie wyczekiwać będę kolejnego odcinka. Zainteresowałaś mnie tym, co zresztą jest typowe dla romansideł czytanych przeze mnie :D
Fajne jest też to, ze stosujesz prosty język. I jak będziesz pisała dialogi, stawiaj spację po myślniku. Lepiej będzie wyglądać ;)
Mam nadzieję, że więcej do napisania będę miała przy drugim odcinku.
Bez oceny.
imię 'Lilith' jest mi potrzebne do fabuły, a musiałam jakieś zdrobnienie wymyślić i nic innego nie przychodziło mi do głowy ;p
Lil to było przezwisko mojej Lily w AND, pamiętasz?
no a jak, pamiętam! :)
charakter Lilith jest trochę... trudny. to się objawi w następnych odcinkach ;] bardziej Seth jest taką 'typową' postacią, niż Lil
Fajne, ale nic specjalnego... jak na razie, oczywiście :)
Czekam na następny odcinek, by wyczaić, o czym dokładnie będzie to FS. Ładnie piszesz. błędów nie robisz i fajnie się czyta :)
bubel-96
11.09.2010, 13:12
Imię Lilith jak nic mi się kojarzy z fantasy, o ile się nie mylę. Albo z bogami czy czymś takim. A według wikipedii, mam rację :) Seth też mi się z czymś kojarzy, chyba z jakimś bóstwem mitologicznym, prawda?
Na razie mi się podoba, lubię takie klimaty, trochę tajemnicy. Coś dla mnie. Czekam na następny :)
Lilith uważana była za 1-szą żonę Adama, przed Ewą :D A potem została żoną Szatana. Wg Biblii ofc. A Seth był w mitologii egipskiej, bóstwo chaosu i taki demon ogólnie ^^ w dobrym kierunku idziesz, bubelku ;]
Nie spodziewałam się, że tak szybko dam następny O.o noale.
ROZDZIAŁ II
Rodzą się pytania
- Zacznijmy od początku – zaproponowała, wychodząc z łazienki z ręcznikiem w dłoni. Owinęła go wokół włosów, robiąc prowizoryczny turban i usiadła na łóżku. Patrzyła na chłopaka wyczekująco, a on, oparty o staromodną drewnianą komodę, wbijał zamyślone spojrzenie w podłogę.
- Heej – zamachała ręką i schyliła się, usiłując znaleźć się w kręgu, który obejmuje jego wzrok. Otrząsnął się gwałtownie i spojrzał na nią z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
- Pewnie chcesz wiedzieć, po co tu jestem – postąpił krok w jej stronę, ale zatrzymała go gestem.
- Zostań tam, gdzie jesteś. Będzie lepiej dla nas obojga.
- Jak chcesz. W każdym razie, bywam tu czasami, kiedy cię nie ma, albo śpisz.
- Zaraz… Obserwujesz mnie, jak śpię? – zmarszczyła ciemne brwi, a wyraz degustacji odmalował się na jej twarzy – Zboczeniec.
- Nic z tych rzeczy. Pilnuję cię – chociaż nadal się uśmiechał, w jego minie zaszła zmiana. Tak jakby… spoważniał.
- Pilnujesz?
- Czy nic złego się z tobą nie dzieje – wyjaśnił, pocierając czoło. Nie minęły dwie sekundy, a Lilith wybuchła śmiechem. Chłopak patrzył na nią sceptycznie, ale z cierpliwością. Spodziewał się takiej reakcji, więc po prostu postanowił przeczekać to w całkowitym milczeniu i nie komentować. Minie.
I minęło.
- To, że cała moja rodzina zeszła na niezidentyfikowaną chorobę, nie znaczy, że ja też umrę – wykrztusiła w końcu, doprowadzając się do porządku. Seth stał i wpatrywał się w nią czujnie, jakby wyłapując reakcje Lilith na każde zdanie, które wypowie.
- Żeby to było takie proste – westchnął w końcu, odpychając się ramieniem od komody i podszedł do niej powoli. Tym razem nie protestowała, gdy usiadł obok. Nabrał powietrza i poprosił:
- Postaraj się mi uwierzyć, okej? – kiwnęła głową. Jej wyobrażenia o tym, co za chwilę usłyszy mocno mijały się z prawdą – Niezidentyfikowaną chorobą jesteś ty.
- Wiem.
Cisza.
Ich ciężkie oddechy były jedynym dźwiękiem, który zakłócał olimpijski spokój. Nie, to nie spokój. Wręcz przeciwnie. Oboje byli zdenerwowani i spięci, patrzyli sobie w oczy: ona w jego zimne, stalowe tęczówki, a on w jej czarne, pozbawione źrenic, tajemnicze ślepia. Nie, nie pocałują się. To nie ta bajka. Szukali w swoich wyrazach twarzy odpowiedzi, odpowiedzi na niezadane pytanie, które sprawiało, że wnętrzności wiązały im się w supeł. Pytanie to nie miało paść w najbliższym czasie.
- Wiesz? – po dłuższej chwili, z trudem Seth w końcu wydobył z siebie głos. Ona pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła. Był to uśmiech pozbawiony krzty wesołości.
- Trudno się nie zorientować. Ile takich przypadków spotkałeś? – było to pytanie retoryczne, więc mówiła dalej – Nie wiem, co ze mną jest nie tak. Ale jestem pewna, że każda osoba, która się do mnie przywiąże lub odwrotnie, ja do niej, umiera. Wystarczy kilka dni, żeby to cholerstwo spowodowało zgon. Już to ogarnęłam. Najpierw pojawia się gorączka, potem ślepota, kaszel i krwioplucie, paraliż, aż w końcu śmierć. Nie ma choroby, która opisywałaby te wszystkie objawy, więc jasne jest, że to ja je powoduję.
Seth nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Toczył ze sobą wewnętrzną wojnę. Z jednej strony znał odpowiedź na jej pytanie, z drugiej – po prostu nie mógł jej udzielić. Coś blokowało w nim umiejętność przekazywania wyroków. Coś, być może jej głębokie i zagadkowe, a jednocześnie zimne spojrzenie. Albo delikatne rysy twarzy, uśmiech, który tak rzadko pojawia się na malinowych wargach. Nie wiedział.
- Skąd to wiesz? – jego rozważania przerwało pytanie Lilith. Wpatrywała się w niego badawczo. Żeby ukryć prawdę, przywdział cwany uśmieszek – jedyne, co było wstanie ją zatuszować.
- Lata praktyki w rozwiązywaniu problemów – puścił jej oczko i wstał. Zaprotestowała dziwnym dźwiękiem, podobnym do miauknięcia.
- Dokąd to?
- Śpieszę się. Mam dziś zajęte popołudnie – odparł krótko i podszedł do okna. Lil obserwowała ze zgrozą, jak je otwiera i wspina się na framugę. Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się jeszcze raz, a potem skoczył.
Zerwała się z łóżka i dopadła parapetu. Chłopak właśnie zeskakiwał z gałęzi drzewa, które rosło naprzeciw jej okna. Odetchnęła z ulgą i zabrała się do zakończenia porannej toalety.
*
http://i51.************/xd5xf4.png
Pora lunchu zbliżała się wielkimi krokami. Stary zegar w drewnianej oprawie wskazywał siedemnastą dwadzieścia. Lilith siedziała przy toaletce z kwaśną miną, poddając się zabiegom mającym na celu zrobić coś z jej włosami. Odkąd pamięta, ma piękne, gęste, lekko falowane kosmyki. Z powodzeniem mogłaby startować w castingu do reklamy szamponów. Obecna sytuacja jednak jej to uniemożliwiała.
- Au! – jęknęła i skrzywiła się, kiedy Rose mocniej szarpnęła szczotką. Właściwie jej to nie bolało, ale musiała podkreślić, jaka to jest nieszczęśliwa.
- Niech panienka nie przesadza – mruknęła kobieta i upięła kolejny kosmyk. Fryzura była już prawie gotowa, kiedy zadźwięczał gong, w postaci dzwonku do drzwi. Rosalie dopięła kilka ostatnich włosów niedbale i po chwili zniknęła za drzwiami. Lilith westchnęła i spojrzała na swoje odbicie. Rzadko widywała siebie bez grzywki, bo twierdziła po prostu, że ma za duże czoło. Teraz jednak nie wyglądała najgorzej. No, pomijając niezadowoloną minę. Na próbę zrobiła sztuczny uśmiech, który wyglądał bardzo prawdziwie w jej wykonaniu i tak, fałszywie szczęśliwa, zeszła powoli na dół.
Weszła do przedpokoju by powitać gości, jednocześnie kalkulując, ile może potrwać ta wizyta. Powoli zaczęło już zmierzchać, bo okazało się, że Westwaterowie niestety nie wyrobią się na czwartą, toteż lunch został przełożony na godzinę siedemnastą trzydzieści. Więc chyba nie posiedzą za długo?
Gdy tylko weszła do holu stanęła jak wryta i zaparło jej dech w piersi.
To był on.
Był tam i uśmiechał się czarująco i uprzejmie, składając delikatny pocałunek na dłoni Rose. Kiedy wyprostował się i spojrzał na nią, nie wydawał się zaskoczony – wręcz przeciwnie, dał jej do zrozumienia, że jest złośliwie usatysfakcjonowany faktem, że jest tak zaskoczona.
http://i51.************/29ejhw6.png
Ledwo dojrzała kobietę stojącą za nim. Mimo iż wyglądała młodo dzięki kupie tapety nałożonej na jej twarz, nie dało zatuszować się obwisłych kącików ust, zmarszczek w kącikach oczu i zmęczonego spojrzenia.
- Pani Westwater, to jest moja podopieczna, Lilith Wayland – przedstawiła ją. Lil nabrała powietrza i ignorując upierdliwe spojrzenie Setha, podeszła do szatynki i uścisnęła jej wyciągniętą dłoń.
- To mój syn, Caine – wskazała na chłopaka. Przez chwilę Lily nie wiedziała, o kogo jej chodzi. Przecież to był Seth, Seth, kobieto! – krzyczała na nią w myślach, chociaż na twarzy miała uprzejmy uśmiech. Ciągle udając, wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, a on ledwie musnął ją ustami. Tyle wystarczyło, żeby przeszedł ją przyjemny dreszcz, za który zresztą nieźle się opierniczyła.
- Miło cię poznać, Lilith – powiedział ciepłym i przyjaznym głosem. Zagotowało się w niej. Jak mógł tak perfidnie udawać, że nie był tu zaledwie kilka godzin temu, sprawiając jej ogromną przykrość. Ale zamiast robić sceny, postanowiła kontynuować grę i zobaczyć, co się z tego wykluje.
- Mi również.
Zapadła niezręczna cisza, podczas której Caine aka Seth i Lilith toczyli walkę na zagadkowe spojrzenia.
- Przejdźmy do salonu – zaproponowała Rose, chcąc uwolnić się od milczenia. Reszta pokiwała głowami i udała się za gospodynią.
*
http://i51.************/r6wciq.png
- Więc uczysz się w domu? – spytała po raz setny pani Westwater, która, jak się okazało, ma na imię Felice. Lilith sennie pokiwała głową. Dochodziła dziewiąta, a oni nadal siedzieli i pili herbatę, przy okazji pałaszując szarlotkę. W dodatku ten palant, Seth, który nadal udawał, że Sethem nie jest, irytował ją bardziej, niż przy niespodziewanej i niechcianej wizycie w jej pokoju.
W pewnym momencie wpadła na genialny pomysł.
- Et vous? Vous apprendrez à la maison? A ty? Uczysz się w domu ?
- Niestety nie rozumiem francuskiego – pokręcił zmieszany głową. Dobry z ciebie aktor, kochanie, ale nic z tego – przemknęło jej przez myśl, a w jej uśmiechu pojawiła się złośliwa nuta.
- To piękny język – wtrąciła Felice i uśmiechnęła się. Lil skinęła głową.
- Tak, pewnie. Może… Może przyniosę trochę herbatników? – zaproponowała, ale Rose natychmiast zaoponowała, twierdząc, że sama powinna to zrobić, a herbatniki są zbyt wysoko, żeby mogła je zdjąć z półki.
- Myślę, że Se… Caine mógłby mi pomóc – oznajmiła, a Rosalie zmarszczyła brwi w minie pod tytułem: „Tak nie przystoi! Gości nie wolno wykorzystywać!”
- Owszem, chętnie pomogę.
To nie pozostawiało pola do dyskusji, więc chłopak wstał, zaraz za nim Lilith i razem udali się do kuchni. Gdy tylko zamknęła za nimi drzwi, odwróciła się do niego z rękami zawiązanymi na piersi i wojowniczą miną.
http://i52.************/5pn59u.png
- Co ty odstawiasz? – warknęła przyciszonym głosem, bo drzwi w końcu dźwiękoszczelne nie były. Seth aka Caine odpowiedział jej nienagannym uśmiechem, który powoli zaczął nabierać kształtu tego, którym obdarowywał ją kilka godzin wcześniej.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparł rozbawiony. Podeszła do niego na tyle blisko, że bez problemu mogła dźgnąć go w pierś, co zresztą zrobiła.
- Seth – zwróciła się do niego po imieniu, PRAWDZIWYM imieniu.
- Jestem Caine – poprawił ją.
- Nie, idioto. Myślisz, że jestem na tyle tępa, żeby dać sobie wmówić, że wszystko to sobie wymyśliłam? Byłeś dziś u mnie w pokoju. Nie mam omamów.
- Spokojnie, Lil. Jak niby wszedłem i wyszedłem?
Dziewczyna nieco zmieszana odparła:
- No… Przez okno. Wskoczyłeś na drzewo, a potem…
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto łazi po drzewach?
- Nie, ale…
- Więc widzisz.
- Kłamiesz. Wiem, że kłamiesz.
- Nie masz dowodu.
- Nie jesteś Caine, na litość boską.
- Jestem.
- Nie, nie jesteś.
- Owszem, tak.
- Nie.
- Tak.
- Vous êtes Seth [Jesteś Seth].
- Non.
- Aha! – krzyknęła z tryumfem – Nie znasz francuskiego, co?
- Nie trudno się domyślić, co powiedziałaś.
- Odpowiedziałeś „Non” nie „Nie” – wysunęła jeden z argumentów, które teraz gromadziła, obserwując go czujnie. Przełknął nerwowo ślinę, a uśmieszek, na ułamek, dosłownie ułamek sekundy, zniknął z jego twarzy. Tyle wystarczyło dziewczynie, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że ma rację.
- Naprawdę coś ci się pomieszało – odparł z fałszywym rozbawieniem. Lilith tylko pokręciła głową z dezaprobatą.
- Więc może spytamy mamuśkę?
- Lilith, nie! – zaprzeczył ostro, lecz to ona stała bliżej drzwi. Szarpnęła za klamkę i wpadła do salonu mierząc wrogim spojrzeniem szatynkę, która zamarła z filiżanką w połowie drogi do ust. Uśmiechnęła się słabo i przybrała pytający wyraz twarzy.
- Chcę wiedzieć, co tu się dzieje. Natychmiast masz mi to wyjaśnić, Felice – nawet Rose nie zaprotestowała, kiedy usłyszała, że zwraca się do starszej i do tego obcej osoby po imieniu. Po prostu zmartwiała. A sama pani Westwater przygryzła wargę i jakby posmutniała. Odstawiła filiżankę na stół i otworzyła usta, ale to nie z nich wypłynęło dwa słowa:
- Przepraszam, Lil – słowa Setha były ostatnimi, które słyszała. Później ukłucie na ramieniu.
http://i55.************/2r4rfrn.png
Podniosła rękę do góry, ale zanim zdążyła spojrzeć, co je spowodowało, powieki stały się ciężkie i opadły. Zakręciło jej się w głowie i poczuła, jak osuwa się na podłogę. Wszystkie głosy zlały się ze sobą, a dziewczyna poczuła, że czyjeś ramiona ratują ją przed upadkiem. A potem zapadła ciemność.
*
Było ciemno. Ale jakimś cudem w tej ciemności rysował się jeszcze czarniejszy kształt. Kształt ludzkiej sylwetki. Powoli się zbliżała, a Lilith była wstanie określić, że jest to kobieta o długich włosach – kiedy szła, rozwiewały się na boki. Nie wiedziała dlaczego, ale kobieta wzbudzała w niej jednocześnie przerażenie i coś na kształt… Nie potrafiła tego określić. Bezpieczeństwa, tak. Bez niej byłoby tutaj tak pusto.
Teraz stała zaledwie metr od niej. Dziewczyna nadal nie widziała twarzy nieznajomej, ale kolor jej włosów był tak ogniście rudy, że nawet mimo panujących egipskich ciemności, była wstanie go określić.
- Pozwól przeznaczeniu – poprosiła, a jej cichy głos rozległ się w głowie brunetki. Nie rozumiała tych słów, a jednocześnie wiedziała, że powinna. Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale wtedy kobieta zniknęła za rozmywającą się powoli kotarą ognistych włosów.
Lilith poczuła, jak wracają jej zmysły.
*
- Nie może się dowiedzieć!
- Nie może? Musi!
- To idiotyczne… - odgłosy kłótni dochodziły zza przymkniętych drzwi, kiedy dziewczyna odzyskała przytomność. Słyszała Setha i jego matkę, a co jakiś czas wtrącenie Rose. Widać było, że konflikt właściwie trwał pomiędzy Westwaterami, ale Rosalie stała po stronie Felice.
- Nie możemy jej powiedzieć. Jest taka… - chłopak umilkł, nie wiedząc, co powiedzieć.
- O nie – zaoponowała z przerażeniem jego matka – Nie pozwolę ci się w niej zakochać. Nie możesz, rozumiesz?!
Lilith postanowiła się odrobinkę przesunąć, żeby wszystko lepiej słyszeć. Zapomniała, że łóżko zawiera jedną sprężynę, która zawodzi z każdym razem, kiedy choćby się jej dotknie. Więc kiedy ruszyła nogą, łóżko zaskrzypiało, a głosy w przedpokoju umilkły. Dziewczyna nawyzywała się w myślach od najgorszych, kiedy skrzypnięcie zawiasów w drzwiach oznajmiło wizytę gości.
- Nie ciebie chciałam zobaczyć po obudzeniu się – mruknęła, kiedy naszło ją dziwne uczucie. Co się stało? Jakim cudem leży tu, zamiast siedzieć na nudnym lunchu z Westwaterami. Dlaczego Felice patrzyła na nią z troską równą trosce Rose? Dlaczego tak strasznie kręciło jej się w głowie? Dlaczego nic nie mogła sobie przypomnieć? Jadła lunch, pani Westwater spytała o szkołę, a potem… Dlaczego? I dlaczego… A, jednak nie. Cwany i jednocześnie irytujący uśmiech Setha pozostał na swoim miejscu.
- Jak się czujesz? – zapytała Rosalie, siadając na skraju łóżka. Lil chciała podeprzeć się na łokciach, ale kiedy tylko uniosła głowę, zabolała ją tak bardzo, że opadła z powrotem na poduszki.
http://i54.************/rk956p.png
- Nie wstawaj – poradziła Felice. Kiedy próbowała sięgnąć do ostatnich chwil przytomności, jej czaszkę obejmował tak silny ból, że miała ochotę krzyczeć. Porzuciła więc próby dokopania się do owych wspomnień.
- Co się stało?
- Szłaś do kuchni po herbatniki i nagle zasłabłaś. Caine uchronił cię przed upadkiem – Rose odwróciła się do chłopaka z dziękczynną miną. Lilith zastanawiała się, czy tylko ona widzi jak sztuczne jest to całe przedstawienie.
- Dziękuję – mimo to zwróciła się słabym głosem do szatyna. On przez chwilę wydał się zdezorientowany, ale chwila ta była tak krótka, że równie dobrze mogło jej się to przewidzieć. Odpowiedział jej skinieniem głowy.
- Odpocznij, panienko – Rose odgarnęła jej włosy z twarzy i uśmiechnęła się.
W jej spojrzeniu było coś straszliwie smutnego.
Kiedy cała trójka opuściła pokój, zostawiając Lilith samą, przekręciła się na bok, by wygodniej się ułożyć. Coś zabolało ją na przedramieniu, więc spojrzała w tym kierunku. Widniał tam wielki siniak, po środku którego znajdowała się mała, czerwona kropka. Od dziecka w ten sposób reagowała.
Ślad po igle.
http://i56.************/2a4w9ip.png
yaoi fan
11.09.2010, 17:01
Gdybym miała oceniać, musiałabym się rozpisać, a mi się nie chce xD Dobra powiem tylko, piszesz z sensem, jasno, ale.. język jest raczej nie zbyt 'wybitny'? Tak to może nazwę. Jak ma FotoStory to to się ja najbardziej nadaje. Wyhaczyłam parę błędów, które na pewno zostaną wymienione przez użytkowników :) Pozdrowioka! :)
Aha i jedna sugestia, siniak nie robi się w pięc minut po uderzeniu, chyba wiesz, a nie jest napisanee skąd się wziął, więc myślę że po zastrzyku. Więc siniak powinien pojawić się dopiero drugiego dnia. Takie małe potknięcia wielka różnica.
Od dziecka w ten sposób reagowała.
Ślad po igle.
czyli po zastrzyku. dwa - kto powiedział, że nie minął dzień? ;>
w każdym razie tak - wybitnym językiem mogę pisać, owszem, trudniejsze to i pochłania więcej czasu, ale myślę że tak 'lżejszy' jest lepszy do tego typu opowiadań ^^
bubel-96
11.09.2010, 20:51
Woow.. Jak mamy nazywać Setha/Colina? Podobało mi się, Lil nieźle go wrobiła :D. Czekam na ciąg dalsze, nie mogę wymyślić nie sensownego.. :)
O kurczę, bardzo ciekawie się to potoczyło. Teraz zastanawia mnie ta cała akcja z odurzeniem Lil.
No i kim do diabła jest Seth i jego matka?
Mam nadzieję, że w następnym odcinku wyjaśnisz nam co nieco, bo na razie jest bardzo tajemniczo :)
w postaci dzwonku do drzwi - dzwonka
a Lilith była wstanie określić – w stanie
Niezidentyfikowaną chorobą jesteś ty.
Wiesz, że niemal podskoczyłam na krześle jak to przeczytałam? :O
Brawo, nikomu się jeszcze to nie udało!
ŻADNEGO BŁĘDU?!?!?!?! :O:O:O:O:O:O
Szkoda, że nie widziałaś mojej miny, jak to czytałam. Wróciła Chanelka, której FS były tak uwielbiane przez Liv! <przypomina sobie pamiętną "Drogę do celu", która była w podobnym klimacie, o ile się nie myli> Dawno nie miałam takiej huśtawki uczuć. Odcinek świetny, wręcz idealny! Tajemniczy... Nie wiem, jakich określeń mam jeszcze użyć, żeby oddać to, co zrodziło się w mojej głowie.
Coś mi się zdaje, że to FS będzie jednym z moich ulubionych, a od bardzo długiego czasu na tej liście nie pojawia się nic nowego (nie wszystko czytam i brakuje romansideł).
Jesteś wielka!
11/10
..:Nadzieja:..
20.09.2010, 15:36
Bardzo mi się podoba i chciałabym wiedzieć kiedy mogę się spodziewać kolejnego odcinka. Pozdrawiam
łał, dzięki Liv :D takiego komentarza się nie spodziewałam, miałaś rację - jestem zaskoczona, ale pozytywnie ^ ^
co do następnego odcinka - że tak powiem, robi się. Tj. jeszcze nie skończyłam tekstu, o zaglądaniu do zdjęć nie mówiąc. Ale mogę już teraz powiedzieć, że nie będzie żadnych niesamowitych zwrotów akcji, ale za to wiele się wyjaśni.
ooooooom fajne!! ladnie napisane, nie ma bledow, lubie setha, juz to wiem<3 no i niby zwyczajne opowiadanie, a niezle namieszlas i zaintrygowalas. zdjecia tez sliczne, lil jest bardzo przystojna, hehe.
to by bylo na tyle, nie umiem komentowac, wiec poprzestane na tym!
ps. kurcze zachecilas mnie do napisania czegos wlasnego, serio <mysli>
grzyb, to pisz, pisz, wenyyy życzę!
Oto odcinek następny. jakoś zmniejszyła mi się liczba części - będzie 4, a nie 5. z tym, że ten bedzie długi, a następny <finałowy> o połowę krótszy. dlatego też podzieliłam ten na 2 części
Zapraszam do lekturki ^^
RODZIAŁ III
Część 1 - Coraz bliżej prawdy
Słońce bestialsko wdarło się do jej sypialni, mimo zakazu. Wystarczyła cienka szparka między zasłonami, żeby promień padł akurat na jej twarz. Skrzywiła się, czując na powiekach ciepło, po czym naciągnęła kołdrę na głowę i burknęła coś o tym, że idzie dalej spać.
- Już południe – odezwał się głos, który stał się jedynym znienawidzonym przez nią dźwięków w ostatnich czasach.
- Idź sobie – jęknęła spod kołdry, wiedząc już, że i tak musi wstać, bo ów człowiek po prostu jej nie zostawi. Przez ostatnie półtora tygodnia zasypiała lub budziła się w jego obecności, co wcale nie było komfortowe, kiedy zrzuciła z siebie kołdrę i koszulka jej się podwinęła albo gdy gadała przez sen.
- Wiesz, że jak kładziesz się o drugiej w nocy, a wstajesz po dwunastej w południe, zaburzasz sobie zegar biologiczny? – zagadnął. Wzdrygnęła się, słysząc kroki zbliżające się do łóżka. Zacisnęła mocniej chude palce na kołdrze, ale wiedziała, że i tak z nim nie wygra. Więc kiedy szarpnął za materiał, po prostu go puściła, nie mając siły i ochoty do walki. Przywitała go naburmuszoną miną i krzyczącym z niej słowem ‘spieprzaj’. Taka była z niej miła dziewczynka.
- Pięknie wyglądasz – uśmiechnął się do niej z taką promiennością, że gdyby go nie nienawidziła, pewnie sama też by się uśmiechnęła. Ale jedynym, co jej przychodziło na myśl, było rzucenie mu w łeb poduszką, żeby tylko przestał szczerzyć gębę.
- Nie cierpię cię – westchnęła, odpychając się od poduszki. Siniak na lewej ręce zżółkł i praktycznie już zniknął, ale za każdym razem wspomnienia i pytania wracały. Z każdym dniem otwierały się nowe drzwi, uszczerbki wspomnień lądowały na środku jej umysłu gotowe do sklejenia. Brakowało tylko kleju.
- Nie musisz – wzruszył ramionami, kiedy wstawała – Nie jestem twoim chłopakiem.
- Trywialnie to brzmi – podsumowała, wchodząc za parawan.
http://i51.************/9stdg5.png
Ściągnęła z siebie prowizoryczną piżamę i narzuciła wygodne dżinsy, T-shirt i ciepły sweter. Owszem, mieli centralne ogrzewanie, ale z powodu rozmiarów domu trzeba było przeczekać całą jesień, by w końcu mury się nagrzały. Kiedy wyszła zza parawanu, ubrana i uczesana (No, powiedzmy. Przeczesała włosy palcami.) nadal stał w tym samym miejscu. A ona swoim zwyczajem podeszła do parapetu i zapaliła papierosa, by po chwili wetknąć go do ust.
- Niszczysz się.
- Już bardziej zniszczona być nie mogę – odparła, wydmuchując dym przez uchylone okno. Na dworze panował chłód i mimo że zaledwie dwa tygodnie temu było jeszcze ciepło, to dziś temperatura mogła wynosić najwięcej dziesięć stopni. W najbliższym czasie zajdzie też słońce, bo chmury zbierające się na niebie zwiastowały nic innego, tylko deszcz.
- Owszem, możesz. Ostatecznością jest dopiero śmierć.
- Jeśli chciałeś podnieść mnie na duchu, to ci nie wyszło.
-Nie chciałem. Wiesz, jesteś raczej strasznie głupia – Lilith niemal zakrztusiła się dymem papierosowym, kiedy wypowiedział te słowa. Z rozbawienia, ze śmiechu. Nawet nie chodziło o ton, który wydawał się strasznie ciężki, ale o samą treść. Pierwszy raz powiedział jej coś przykrego. Pierwszy raz od ich pierwszego spotkania. No, pomijając, że nadal utrzymuje, że wtedy się nie spotkali, a on ma na imię Caine i nie zna francuskiego. Gdy już złapała oddech, spojrzała na niego jednocześnie zła i zaciekawiona. Zła, bo to był taki standard, kiedy na niego patrzyła. A on westchnął i wypowiedział dwa magiczne słowa.
- Przepraszam, Lil.
Trzask! Blokada oddzielająca ją od wspomnień pękła, a one rozlały się po jej świadomości. Nie było ich dużo, ale były znaczące. Poczuła, jak kręci jej się w głowie, ale gdy chłopak chciał ją złapać, odtrąciła jego dłoń i oparła się o parapet. Mroczki przed oczami ustępowały, wszystko się rozjaśniało. Gdy już w pełni wróciła do siebie, spojrzała z przytomnością i pewnością w oczach na Caina i oznajmiła:
- Nie jestem głupia, Seth. Cała wasza trójka myśli, że wszystko zapomniałam. Że wstrzykniecie mi morfinę, czy inne paskudztwo i tak po prostu wymażecie mi kilka wspomnień? – zaśmiała się z lekceważeniem. Gdy chłopak chciał coś odpowiedzieć, natychmiast mu przerwała – O, nie, teraz mówię ja. Ty też nie jesteś zbyt tępy, wydajesz się bystrym człowiekiem. A jednak taki z ciebie marny aktor. Nawet nie usiłowałeś udawać, że coś się zmieniło. Nie, tym razem nie wbijesz mi strzykawki w ramię, bo zbyt boję się igieł, a w panice człowiek jest wstanie zrobić wiele rzeczy. Więc niech do ciebie wreszcie trafi: wiem, że coś jest nie tak. Wiem, że ty, Felice i Rosalie coś przede mną ukrywacie. Wiem, że to coś dotyczy bezpośrednio mnie i wiem, że to przez ciebie nie mogę poznać prawdy.
Nie próbował jej przerywać. Nie było sensu. Wiedziała. Cały jego plan legł w gruzach, sama na siebie wydała wyrok. Ból przeszył jego serce, mimo że nie powinien. Powinien stać tam niewzruszony i skłamać jak z nut, powiedzieć, że jest walnięta, czy coś podobnego. A nie patrzeć na nią. Patrzeć tak intensywnie, żeby jej twarz wyryła się w jego pamięci na zawsze.
- Kocham cię, Lilith. I ty też mnie kochasz. I cholernie mi z tego powodu przykro.
Teraz to szatynka zamarła. O czym ten dupek mówi? Oszalał, czy jak? Niech sobie wyznaje miłość, co, tak na marginesie, też jest kompletnych debilizmem, ale jej uczucia mógłby zostawić w spokoju! Na litość Boską, co z niego za kretyn!
Miał rację.
Przez ostatnie kilkanaście dni widywała go codziennie. Był symbolem utraconej pamięci, ale też czegoś, czego nigdy nie miała – dzieciństwa. Z jego zimnych oczu emanował ciepły blask, potrafił walnąć takim tekstem, że nawet, kiedy była ponura, rozbawił ją. Chociaż widywali się tylko wieczorami albo rankami (albo popołudniami, zależy o której brunetka wstała), czuła, że jest przy niej na okrągło. A kiedy go nie widziała, wydawało jej się, że coś jest nie na miejscu, że czegoś nie ma. To tak jak ktoś się o ciebie opiera, a kiedy odchodzi, czujesz jak wiatr owiewa to miejsce i jest ci właśnie tam chłodno. Tak czuła się Lilith.
I chociaż się tak czuła, za żadne skarby nie mogła się do tego przyznać. Wiedziała, co by nastąpiło i dlatego odkładała tę myśl na najwyższe półki świadomości.
- Nie kochasz mnie, kretynie. Coś ci się uroiło. Może brak dziwek w pobliżu tak na ciebie działa – odparła chłodno i zgasiła papierosa o parapet, jak miała w zwyczaju. Uwagę jej przykuła popielniczka, która od wczoraj była pełna.
- Gdzie Rose? – spytała, marszcząc brwi. Pomijając niepokój w niej kwitnący, spłynęła na nią ulga, że może zmienić temat. Za to Seth nie wydawał się specjalnie zachwycony.
- Pojechała do Felice – oznajmił, kiedy się odwróciła. Stał niebezpiecznie blisko niej, ale na szczęście miała w sobie tak nieograniczone pokłady cierpliwości, że może sobie stać.
- Nie wymagam, żebyś mówił o Felice „mamusia”, ale po imieniu to trochę…
- Ona nie jest moją matką – w jego głosie można było usłyszeć gorycz i rozbawienie jednocześnie. Nie jest jego matką? Jak to nie? Przecież… mają to samo nazwisko, są do siebie podobni, a… Więc kim jest dla niego ta kobieta?
http://i51.************/2r63dco.png
- A kim? – spytała o ton ciszej, niż normalnie, sama nie wiedząc dlaczego. Chłopak zaśmiał się krótko, po czym oparł ręce na parapecie po obu jej bokach, praktycznie uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Starała się wpoić sobie, że wszystko jest okej i że wytrzyma.
- Czasem wolałbym być w takiej sytuacji na twoim miejscu – mówił obniżonym głosem, zaglądając w jej czarne oczy – Wolałbym nie mieć rodziców.
- Nie chcę wiedzieć.
- A kto by chciał? – westchnął, chuchając jej ciepłym powietrzem w twarz. Pachniał miętową pastą do zębów, a poza tym jakimiś perfumami. Lilith nie cierpiała męskich zapachów, ale o dziwo ten jej nie drażnił.
- Nie chodzi o to. Jeśli ktoś mówi, że miał gorzej niż ja, to albo nie wie co mówi albo… miał i wolę nie wiedzieć. A teraz mógłbyś się ode mnie odsunąć.
-Proszę bardzo – faktycznie odszedł kilka kroków, bez żadnych gierek ani podchodów. Wykonał jej polecenie.
Zapadła straszna, kłująca w uszy cisza, przerywana jedynie ich oddechami. Lilith wpatrywała się tępo w przestrzeń za oknem, próbowała nie dopuścić przykrych wspomnień z przeszłości do wypełznięcia na światło dzienne. Było to niezwykle trudne w porównaniu ze staraniami dotyczącymi utrzymania łez, tam, gdzie ich miejsce, czyli w oczach, nie na policzkach. W końcu poczuła, jak paznokcie, wbijają się w dłonie, które zaciskała starając się odwrócić uwagę od bólu. Poprzez inny ból. Wciągnęła haust powietrza i rozluźniła palce. Nic, nic nie pomaga, nic! – w myślach już dawno płakała. Nie potrafiła nie pamiętać – to wszystko było jak rana, która się zabliźnia, ale w międzyczasie ktoś non stop ją rozdrapuje, nieświadomie. Nie chciała, żeby Seth widział ją w takim stanie, wręcz nienawidziła go w tym momencie. Za to, że tu jest, za to, że rozdrapał ranę, za to, że historia się powtarza. Przez niego.
A jednocześnie pragnęła, żeby tu został, by nie musiała być sam na sam z myślami. Nie odwracając się do niego i nadal wpatrując się w poruszane przez wiatr liście, szepnęła:
-Nie możesz mnie kochać. Bo umrzesz.
_______________________________
Wybaczcie, że tak ubogo ze zdjęciami, ale na początku nie miałam zamiaru w ogóle go dzielić - dopiero po wrzuceniu stwierdziłam, że jest za dużo tekstu.
Weź! Rozczuliłaś mnie! :(
Strasznie mi się podoba to FS. Ta jego tajemniczość i opisy uczuć (a przecież to ja jestem z nich znana!) tworzą tu niepowtarzalny, od dawna niespotykany klimat. Czytam i wciągam się bez reszty.
Strasznie żal mi tej dwójki. Lilith, bo dręczy ją nieświadomość, Setha, bo jest nieszczęśliwie zakochany w niej. No i właśnie - skazał się na śmierć przez to, co poczuł do niej.
Czy zlikwidowanie tej dwójki to jedyny ratunek? :( Musi być jakieś antidotum! A może... To przeznaczenie, ale w tym gorszym znaczeniu? Tragiczne fatum? (omawiamy teraz na polskim "Króla Edypa" i stąd taka myśl)
Wstawiaj szybko kolejną część! Nie mogę się już doczekać! Naprawdę, już od dawna nie czułam takiej ciekawości! (jeśli chodzi o wydarzenia w tekście pisanym)
Hm, wiesz, jakbym Cię oceniła, dlatego nie będę się powtarzać.
Decode95
24.09.2010, 22:29
FS bardzo mi się podoba. Fajnie piszesz. A czy inspirowałaś się sagą ,,Zmierzch"? Bo te imiona : Seth,Rosalie... to,że Seth jest przy Lilth jak śpi i ich nazwisko Westwater ( zmierzchowy Seth ma na nazwisko Clearwater)... Jeżeli tym cię uraziłam, to przepraszam.
Liv, masz naprawdę jakieś zdolności przewidywnia przyszłości :D ale nie powiem, w której części komentarza.
Decode95, nie, nie inspirowałam się Zmierzchem i nie, nie uraziłaś mnie ;) już wyjaśniam. nazwisko Westwater wzięło mi się od pisarki, Judy Westwater, autorki "Dziecka ulicy", która bardzo mnie wzruszyła i jakoś wyryło mi się w pamięci. Imię Seth po prostu lubię, a Rosalie była tylko początkową wersją, potem wpadłam na pomysł, żeby zmienić jej imię na Roksana, ale nie chciało mi się już zmieniać, zwłaszcza, że było to po wstawieniu 1-szego rozdziału ;]
a to, że jest przy Lil, jak ta śpi, to nie robi tego w takim sensie, jak Zmierzchowy Edward - po prostu musi, bo coś może się z nią stać <dowiecie się później >D>
co do reszty - opowiadanie jest napisane do końca, zdjęcia też już wszystkie zrobione. teraz czekam tylko na motywującą ilość komentarzy :D
bubel-96
25.09.2010, 12:42
Nadrobiłam :-)
Szkoda mi Lilith, ma naprawdę przerąbane. Jak już się przyzwyczaiła do myśli, że jest kim jest, nagle wszystko robi "bum" i przewraca się do góry nogami. Szkoda mi Setha, bo jest nieszczęśliwie zakochany i prawdopodobnie umrze. Chyba, że to dotyczy tylko jej rodziny, bo jej opiekunka przecież nie umarła, prawda? No nie wiem, nie wiem. Dawaj następną część!
Ciekawe zakończenie.
Odcinek jednak trochę nudnawy, bo skupiasz się na opisach, a nie na akcji.
W sumie mam pewne przypuszczenia do Lil i "choroby" która dopadła rodzinę, ale w zasadzie to tylko moja chora fantazja,więc nie będę się zwierzać :)
No i jak to, że zbliżamy się do końca tego FS? Nie da się go jakoś przedłużyć?
Mili państwo, zbliżamy się do końca :D
ROZDZIAŁ III
Część 2 - spojrzenie w przeszłość
Seth był prawie pewny, że na tym się nie skończy, więc trwał w bezruchu i milczeniu. Chciał usłyszeć ciąg dalszy, a jakiekolwiek działanie mogłoby ją po prostu spłoszyć. W końcu zaczęła mówić, a jej głos był tak cichy, że musiał dobrze się wsłuchać, by wyłowić każde następne słowo.
- Nie zawsze siedziałam tu zamknięta. Trzy lata temu chodziłam jeszcze do ogólniaka, chociaż nie za bardzo mi się to uśmiechało. Ludzie byli dziwni albo jak byłam dziwna, cholera wie. Nie przyjaźniłam się z nikim, bo wyszłam z założenia, że skoro umarli moi rodzice, dziadkowie i tak dalej, to ja też niedługo zejdę. Więc sobie używałam. Sex, drugs and rock’n’roll, jak to się mówi. Oczywiście nie podobało się to Rose, ale to był taki okres, kiedy wszystko i wszystkich miałam w dupie. I pewnego pięknego wieczora zrobiliśmy sobie imprezę w opuszczonym magazynie. Wszystko byłoby okej, ale jakiś idiota przerwał jakiś kabel, ktoś później wylał na to coś tam i był pożar. A jak przyjechała straż pożarna, to i od razu psy.
Zamilkła, wyciągając kolejnego papierosa. Sethowi przemknęło przez myśl, że jeszcze kilka lat i umrze na raka płuc. Za to ona dziękowała w duszy odkrywcy tytoniu, bo to tylko dzięki niemu mogła skupić się na czymś innym, żeby nie wybuchnąć płaczem. Kiedy zaciągnęła się porządnie i wydmuchała dym, podjęła opowieść.
- Znaleźli amfetaminę, ziółka, od cholery wódki i piwa, ogółem alkoholu i wielu, wielu nieletnich. W tym mnie. Nie pamiętam nawet, jak mnie przesłuchiwali, tak byłam pijana. Ale podobno obrzygałam dwóch policjantów, z czego jestem dumna. Żeby tego było mało, to jakiś, kurna, fajfus, podrzucił mi torebkę heroiny. Dość sporą. I oczywiście było na mnie, jak łatwo się domyślić. Proces jakiś tam miałam, ale pamiętam z niego tyle, że naplułam na sędziego, bo zmulali mi mózg jakąś morfiną czy czymś, bo teoretycznie byłam nadpobudliwa. Wyrok był dość pobłażliwy, a mianowicie pół roku w zakładzie poprawczym. I tam poznałam Freddiego. Ten chłopak… rany, to był istny anioł. Wsadzili go za handel, ale sam nie brał. Okaz zdrowia, przeziębił się może ze trzy razy w życiu, a nic poza tym. I do tego był taki… jak z nim rozmawiałam, to… tak sam mi się uśmiech na ustach pokazywał. Potrafiłam przestać wspominać całą tą chorą przeszłość i nie myśleć o przyszłości –liczył się tylko on, tu i teraz. Wszystko było dobrze, dopóki nie uświadomiłam sobie, że go kocham. Zachorował błyskawicznie, wywieźli go do szpitala, a ośrodek informowali o stanie zdrowia, toteż i ja wiedziałam wszystko. Gorączka, a potem ślepota. Więcej nie musiałam wiedzieć, żeby uświadomić sobie, że to przeze mnie. Freddie zmarł trzy dni po tym, jak wystąpiły pierwsze objawy. Miał dziewiętnaście lat, ku*wa, dziewiętnaście! Zabiłam go!
Fajka wyślizgnęła się spomiędzy jej palców i wpadła, na szczęście, prosto do popielniczki. Lilith osunęła się po ścianie na podłogę, przy okazji odwracając się przodem do Setha. Twarz miała czerwoną i mokrą od łez, a oczy spuchnięte. Objęła kolana ramionami i oparła na nich podbródek. Łzy powoli skapywały na podłogę, głucho uderzając o zimną powierzchnię.
Szatyn podszedł do niej i ukucnął obok, by po chwili odgarnąć zmoczony kosmyk przylepiony do twarzy.
- Nie zabiłaś go, Lilith – szepnął, całując ją w policzek. Tylko delikatnie ją musnął, a poczuła, jak ciepło rozchodzi się w miejscu, którego dotknął. Nie było to złe ciepło, gorąco od łez, tylko dobre, przyjemne. Mógłby ją tak całować wieczność. A jednak wiedziała, że zasługuje na karę, karę za te wszystkie osoby, które przez nią nie żyją, więc odchyliła się nieznacznie.
- Zabiłam. Zabiłam Freddiego. Zabiłam go, bo go kochałam. Dlatego nie chcę kochać ciebie – chlipała. Chociaż patrzyła wprost na niego, ledwo widziała zmartwienie w oczach chłopaka, bo świat przysłoniła kurtyna łez.
- Wszyscy, których kocham, wszyscy, na których mi zależy. Wszyscy umierają – wychrypiała, ocierając łzy – Zostaw mnie, Seth. Proszę cię, zostaw mnie, do cholery.
- Ale…
- WY-NOŚ-SIĘ! – krzyknęła i schowała twarz między ramionami, pogrążając się w kolejnym napadzie płaczu. Nie usłyszała, kiedy wyszedł, po prostu to wiedziała. Czuła, że go brakuje. Czuła zimno.
http://i56.************/oh4fnc.png
*
Chciała wiedzieć więcej. Wiedzieć, dlaczego odeszli wszyscy, których kochała. A Seth jej to uniemożliwiał. Więc kiedy tylko Rose przestąpiła próg domu, Lilith stała w przedpokoju niemal na baczność. Chociaż ciemnoskóra powitała ją z niewinnym, ciepłym uśmiechem, Lil wiedziała, że nie może odpuścić. Nie tym razem, nie znów.
- Pamiętam wszystko, Rosalie. I chcę wiedzieć, co tu się dzieje. Teraz – zażądała twardo. Rose zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że okłamywanie jej nic nie da, że jest za późno. Westchnęła tylko i wskazała na kuchnię. Czarnowłosa posłusznie udała się w jej kierunku i zajęła jedno z krzeseł przy stole. Rosalie w milczeniu odłożyła dwie papierowe torby (zapewne dzisiejszy obiad) na blat kuchenny i usiadła obok niej.
http://i53.************/2dgp4zn.png
- Kiedy się urodziłaś, miałaś włosy koloru podobnego do moich – zaczęła siwowłosa, uśmiechając się lekko, a Lily zrobiła zdziwioną minę. Ale nie przerwała – Tak, taki jasny blond, że aż raził. A oczy? Zielone. Nie, nie zielone. Szmaragdowe. Po Cassandrze, twojej matce. Włosy po ojcu, Michaelu. Był półkrwi Szwedem, wszyscy obstawiali, że będziesz miała jasnoniebieskie oczy, ale jednak geny Cassie były silniejsze. Wyglądałaś jak mały aniołek. Rodzice wybrali dla ciebie imię Angelina. Angie. A potem zaczęło się prawdziwe piekło. Wierz mi lub nie, ale taka była prawda. Trzy dni po urodzeniu zmarłaś.
Lilith nabrała powietrza z sykiem. Takiej informacji się nie spodziewała. Umarła? Jak to? Przecież… żyje. A to imię? Angelina? Więc skąd wzięło się ‘Lilith’?
- Tak, twoi rodzice byli strasznie załamani, kiedy leżąc w malutkim łóżeczku szpitalnym, przestałaś nagle oddychać. Lekarze próbowali reanimować dzieciątko, ale było to na nic. Dopiero kiedy zapadła noc, w równe sześć godzin później mała klatka piersiowa uniosła się. Lekarze twierdzili, że to cud. Rodzice nie posiadali się z radości. Tylko ja wiedziałam, że to przekleństwo. Byłam tam razem z nim, kiedy otworzyłaś oczka. I nie były już zielone. O, nie. Były czarne, podobnie jak włosy. Czarne jak noc, podczas której odzyskali córeczkę.
Co było potem? Chyba się domyślasz. Wszyscy po kolei umierali. Najpierw Cassie, potem Michael. Kilkanaście dni później zachorowali twoi dziadkowie, z obu stron. Następnie brat taty, jego żona, ich dzieci…
- Wystarczy, zrozumiałam.
- Tak. Kiedy skończyłaś pół roku, nie żył już nikt z twojej rodziny. Wtedy pojawiła się Felice. I dzięki niej dowiedziałam się prawdy.
- Jakiej prawdy? – spytała z lekką obawą w głosie czarnowłosa. Rose przełknęła ślinę i spuściła wzrok, unikając tym samym jej spojrzenia.
- Prawdy o tobie. Prawdy o tym, że nie żyjesz.
Cisza.
Urywany oddech dziewczyny zamienił się w płytkie sapanie. Brzmiało to absurdalnie, ale jakiś wewnętrzny głos mówił jej, że to wcale nie bajka. Ścisnęła w dłoni szklankę stojącą na stole tak mocno, że ta pękła i rozsypała się na milion kawałeczków, przy okazji raniąc jej dłoń. Skrzywiła się i syknęła, strzepując z ręki pozostałe szkło. Rosalie nawet nie drgnęła, by jej pomóc, toteż Lilith posłała jej pretensjonalne spojrzenie.
- Ona nie pozwoli, żeby ci się coś stało – westchnęła smutno, unosząc wzrok. Był pusty, pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Tak beznamiętny, że sama Lil się go przestraszyła.
- Kto? – wykrztusiła w końcu, spoglądając na krwawiące ranki. Ku jej zdziwieniu, krew powoli przestawała lecieć.
Jedno słowo.
Krótkie, jakże treściwie, zawierające w sobie część historii świata.
Imię.
- Lilith.
- To przecież ja.
- Ciebie tam od dawna nie ma, kochanie – do oczu czarnoskórej napływały łzy. Jej twarz, naznaczona wieloma zmarszczkami, ale zawsze pogodna, teraz wyglądała bardzo staro.
-Rose, proszę cię. Przestań pieprzyć głupoty – chciała, by jej ton brzmiał lekceważąco. Ale nic nie mogła poradzić na drżenie głosu, ani szkliste oczy.
- Lilith była opisywana w Biblii chrześcijańskiej jako pierwsza żona Adama, a późniejsza nałożnica Lucyfera. Ale Piekło jej nie wystarczyło. No i postanowiła zejść na ziemię. To było już dawno. Przenosiła się z ciała do ciała. A teraz nadarzyła się sposobność – zakleszczyć się w ciele świeżo zmarłego dziecka, w dodatku dziewczynki przypominającej aniołka. Nie kręć głową. Ja też z początku nie uwierzyłam. Dopiero kiedy zorientowałam się, że nie chodzi o to, że jesteś za mała, żeby reagować na imię… Choć z niechęcią, spróbowałam zawołać do ciebie „Lilith”. Odwróciłaś główkę i spojrzałaś na mnie tymi swoimi wielkimi, czarnymi jak węgiel, oczami. Miałaś wtedy trzy latka. Ponad dwa zajęło mi przyswojenie informacji Felice, dwa lata…
- Co ma do tego Felice?
- Ona… Ona i jej przodkowie mają za zadanie wytropić Lilith. Bo widzisz, ona uwolnić może się tylko poprzez śmierć „naczynia”. Do tej pory ani razu nie udało się im znaleźć jej w tak młodym wieku…
Nagle Rose zamilkła, a Lily zajęło zaledwie kilkanaście sekund, żeby skojarzyć, dlaczego jej opiekunka nie dokończyła myśli. Felice jest tu, by ją zabić. Do spółki z Sethem.
Trudno było jej w ostatnich czasach powstrzymywać łzy. Tak, zaczęło się to od niespodziewanej wizyty obcego chłopaka w jej pokoju. Potem dużo myślała o tym, co zdarzyło się z Freddiem, co natychmiast powodowało kolejne fale płaczu.
- Nie rozumiem – powiedziała cicho, nieświadomie kręcąc głową – Przecież… To ja. Ja, nie ona. Mogę myśleć normalnie, nie jestem zła, nie zabijam wszystkich celowo. Nie rozumiem…
- Angelina żyła całe trzy dni. W tym czasie ciało zdążyło dopasować się już do duszy, więc kiedy została z niego wypędzona… To tak jak z gliną. Kiedy uformuje się ją i wypali – pozostaje nieruchoma. Jakaś cząstka Angie pozostała w tym ciele i tą cząstką jesteś właśnie ty. Ale to, że przez tyle lat pozostajesz aspołeczna, że wylądowałaś w poprawczaku, że nie znasz jakichkolwiek barier moralnych… To Lilith. Jest tam. I będzie zabijać kolejnych ludzi.
- Dlaczego ty nie umarłaś?
- Sama nie wiem. Spodziewałam się, że umrę. Nawet byłam na to przygotowana. Ale mijały dni, miesiące, w końcu lata i śmierć nie przychodziła. Zrozumiałam, że to swego rodzaju dar.
- To dobrze. Bo bez ciebie… - więcej nie była w stanie powiedzieć. Z jej oczu popłynęły łzy. Wstała i rzuciła się w ramiona Rosalie, wtulając twarz w jej białe włosy od zawsze pachnące miętą.
Świat niedługo miał się skończyć.
http://i53.************/2zsmio3.png
Niemal płakałam przy pierwszym fragmencie.
STRASZNIE mi jej szkoda! Musiała tak właśnie skończyć :( Bo nie ona była winna!
Czyli musisz zginąć?! Ale co z tym złym duchem, który w niej siedzi? Czy zostanie niepokonany?
Rany, jestem poruszona do głębi. Jak to się skończy? Została nam tylko 1 część... Oby pojawiła się jak najszybciej, bo chyba nie zdzierżę! :(
Chcę więcej takich FS jak Twoje! Rany, to ja się z moimi mogę schować :( Chyba pierwszy raz w swojej karierze pisarskiej czuję się pokonana! Jak tego dokonałaś?!
Dziękuję, Livku, za taki pozytywny komentarz. Jestem zaszczycona! ;]
Wcale się nie chowają i wcale moje nie są lepsze. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jakim cudem tworzysz takie piękne opisy ^ ^
Odcinek dodam, w zależności od komentarzy, w tą niedzielę albo w piątek ;]
bubel-96
01.10.2010, 22:12
Jezuniu! Normalnie nie wiem co powiedzieć! To jest genialne!
Biedna Lilith! Dobra, nie wiem co mam napisać, jedyna o czym myślę, to to, że czekam na następny...
No i ostatni, moi mili państwo. Mam nadzieję, że się spodoba. Choć widzę, że FS nie zyskało popularności, cieszę się, że ma to wąskie grono wiernych czytelników ;]
I proponuję muzykę: http://www.youtube.com/watch?v=u94-kdMYAL0
RODZIAŁ IV
Śmierć nadejdzie szybko
http://i52.************/6iz3go.png
Lilith siedziała na ganku przed domem, kiedy w oddali pojawił się chłopak. Nadal nie mogła otrząsnąć się po wczorajszej rozmowie z Felice. Co z tego, że telefonicznej? Słowa, które płynęły z ust matki-niematki Setha, były najgorszymi, jakie mogła usłyszeć w obecnej sytuacji. Wpatrując się w zbliżającą sylwetkę szatyna, wróciła myślami do wczorajszego popołudnia.
- Lilith, pani Felice Westwater do ciebie! – czarnowłosa usłyszała Rose, nawołujący ją z salonu. Leniwie zwlokła się z łóżka i poczłapała do najbliższego telefonu, stojącego w przedpokoju. Zanim podniosła słuchawkę, odkrzyknęła:
- Już, mam! - po czym skupiła się na głosie Felice. Wymieniły standardowe uprzejmości, przy których Lilith zdążyła się już zorientować, że coś jest nie tak. Kobieta wydawała się słaba i wystraszona, a każde słowo wydawała się wymawiać z pośpiechem, chcąc już przejść do sedna.
- Seth zachorował – to jedno, dwuwyrazowe zdanie wystarczyło, żeby Lil zakręciło się w głowie. Poczuła, jak coś rozrywa ją od środka. Ból był tak nie do zniesienia, że rozluźniła mięśnie i zsunęła się wzdłuż ściany, na podłogę.
- Lilith? Lilith, jesteś tam? – nietrudno było zauważyć, że Felice jest bliska płaczu. Czarnowłosa nie była pewna dlaczego: Czy dlatego, że jej syn umiera, czy dlatego, że umiera przeze nią, mimo że to nie jej wina.
- Jestem – szepnęła, niepewna swego głosu. Zdaje się, że drżał, a ona nie chciała tego okazać. Chciała się wyprzeć, wyprzeć tego, że go kocha. Że wystarczyło jej zaledwie kilka dni, by zatonąć w oczach krnąbrnego, zadufanego w sobie idioty. Ale wiedziała, że to nic nie pomoże. Nic już nie pomoże.
- Kochanie, wiem, że…
- Nie wiesz – przerwała jej słabo, ale jednocześnie z jakąś wewnętrzną mocą, bo Westwater umilkła. – Nic, kompletnie nic nie wiesz. Nie masz pojęcia, jak to jest zabijać kogoś, nie mając na to wpływu. Zabijać kogoś, kogo się kocha. Nic nie wiesz.
Słuchawka wylądowała na widełkach.
Seth idąc, lekko się kołysał. Był słaby, a w dodatku coraz gorzej widział, o czym świadczyły ręce wyciągnięte w przód i błądzące w powietrzu. Tak przynajmniej zdawało się czarnowłosej. W końcu mogłaby napisać o tej chorobie cały podręcznik, czyż nie?
Czarny mercedes Felice stał przy drodze. Czujnie obserwowała syna-niesyna, który powoli zmierzał ku olbrzymiej rezydencji. Lilith nie była w stanie się ruszyć. Patrzyła na niego i chociaż wydawał się całkiem dobrze trzymać, oczami wyobraźni widziała już, jak umiera. Miało to nastąpić już niedługo. Śmierć przyjdzie niedługo. Zbyt niedługo, powtarzała sobie. Ale kogo zabierze?
http://i54.************/a1gtj9.png
Kiedy wreszcie dowlókł się do ganku, wstała i zbliżyła się do niego, po czym bez słowa zarzuciła chłopakowi ręce na szyję i mocno wtuliła twarz w jego tors. Wdychała zapach truskawkowego mydła, którym pachniała jego skóra i dezodorant, którego normalnie by nienawidziła, ale pokrywał jego ciało. W końcu wzięła głęboki wdech, odchyliła się i pocałowała go prosto w usta.
Nie był to pocałunek szczególnie namiętny, czy romantyczny. Nie był też pełen pożądania. Ale w tym jednym, krótkim całusie zawarta była cała ich miłość.
- Przepraszam, Seth. Przepraszam – wychlipała, odsuwając się od niego. Spojrzała mu w oczy i… zobaczyła, jak błądzą, szukając jej. Szukając dziewczyny, na której chciał zawiesić wzrok. Ale chociaż się uśmiechał i wyglądał na szczęśliwego, nie mógł ukryć faktu, że nie widział. Oślepł.
- Nic się nie stało. Jakoś wytrzymam – odparł, jakby nic nigdy się nie stało. Wyciągnął rękę i o dziwo trafił prosto na jej szyję, którą pogłaskał kciukiem.
- Nie wytrzymasz. Umrzesz.
Opuścił dłoń. Uśmiech znikł.
Nie była w stanie się powstrzymać i zachować tego dla siebie. Nie, nie i nie. Nie mogła patrzeć, jak próbuje oszukać i ją i siebie jednocześnie. Nie powinno tak być. Nie może tak być.
- Lilith…
- Nie – szepnęła, a łza spłynęła po jej policzku – Angelina.
- Angie – powtórzył, unosząc kąciki ust do góry. Nie widział jej, ale prawdę mówiąc nie musiał. „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Dobrze widzi się tylko sercem.” napisał Antoine de Saint-Exupery w „Małym Księciu”. Miał rację.
- Nie zostawiaj mnie – poprosiła, starając się nie rozpłakać. Plusem było to, że nie może zobaczyć, w jakim jest stanie. Na piżamę wciągnęła stare dżinsy i założyła sweter po mamie. Ale była rzecz, którą mógł, a nawet musiał zauważyć bez konieczności jej obserwowania.
- Ścięłaś włosy – powiedział zdumionym głosem, przesuwając jedną dłonią po jej plecach w poszukiwaniu gęstych pukli, a drugą przeczesując palcami pozostałe, skołtunione zresztą, kosmyki.
- Nie mogłam na siebie patrzeć – odparła z goryczą. – Nie mogłam znieść swojego odbicia w lustrze.
- L… Ann… - westchnął, nieporadnie zdrabniając jej imię.
- Wejdźmy do domu.
Złapała go pod ramię i wprowadziła po schodach. Wydawało się jasne, że nie widzi, toteż nie oznajmił jej tego otwarcie. Faktem było również, że jest rozpalony i nawet chłodne, jesienne dni nie pomagają w opuszczeniu temperatury.
Kiedy wdrapali się do jej pokoju po schodach, Lilith usadziła go na niepościelonym łóżku, a sama usiadła obok, jak najbliżej się dało. Wcześniej zamknęła drzwi na klucz, czego nie robiła już od dawna. Odkąd musiała być pewna, że nikt nie zauważy, jak się narkotyzuje.
Przełknęła łzy i, na przekór wszystkiemu, uśmiechnęła się. Chociaż on tego nie widział, Lil łatwiej było być pogodną, kiedy na jej ustach widniał uśmiech. Otworzyła okno na oścież, a chłodnawe, jesienne powietrze wdarło się do środka z kilkoma liśćmi zerwanymi z drzewa, po którym Seth najczęściej schodził na ziemię, by wrócić do domu. Podniosła jeden z nich i położyła go na dłoni szatyna, siadając obok.
- No już, mała. Ogarniamy się – oznajmił, przykładając usta do czubka jej głowy. Mimo że za każdym jego kolejnym dotykiem przychodziła ochota na wybuchnięcie płaczem, nie wyobrażała sobie, że w tym momencie mogłaby znajdować się gdzieś indziej.
- Seth… Kocham cię. Wiesz to, prawda?
- Wiem, Angie. Wiem.
- I zawsze będę cię kochać. Niezależnie od tego, co się stanie. Nie do śmierci. Zawsze.
http://i51.************/iz7yok.png
-Możemy o tym nie rozmawiać? – westchnął i wargami odszukał jej ust, po czym zastygli w pocałunku. Tym razem już gorącym, pełnym pożądania. Ostatnim.
- Czekaj – odkleiła się od niego chichocząc, po czym wstała. – Założę skarpety, bo mi stopy marzną.
Dziewczyna z ociąganiem ruszyła w stronę szafki. Syy, syy, syy. Nie takie odgłosy wydają bose stopy. A już na pewno nie na marmurowej podłodze.
- Angie? – poruszył się z niepokojem, poszukując ukochanej niewidzącymi oczami. Tymczasem ona stała już przed oknem, opierając ręce na białej futrynie. Farba się łuszczy, trzeba by odmalować.
- Angelina? – powtórzył, wstając. Wtedy zareagowała.
- Siedź, Seth – poprosiła. – Powinnam umrzeć już dawno. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłam. Dlaczego nie zabiłam się wcześniej. Moim przeznaczeniem jest mordować tych, których kocham. Ale przeznaczenie można zmienić…
- Ann, nie!
- Ocaliłabym Freddiego.
- Nie rób tego. Nie wolno ci – wstał i wyciągając ręce przed siebie, pewnym krokiem podążył w jej stronę. Znał to pomieszczenie na pamięć, toteż mógł do niej dotrzeć za kilka sekund.
- Ocalę ciebie.
- Angelina! LILITH, ZOSTAW JĄ!
- Kocham cię, Seth.
- NIE! – krzyknął i rzucił się w jej stronę.
Za późno.
Udało mu się zaledwie chwycić pasek od jej swetra, który nawet nie był zawiązany. Wysunął się ze szlufek.
Głuchy odgłos uderzenia ciała o ziemię.
Zgrzyt łamanych kości.
Krzyk mężczyzny, który stracił wszystko.
Ciało dziewczyny leżało bezwładnie na ziemi, z półprzymkniętych powiek pobłyskiwała zieleń tęczówek. Złoto-platynowe kosmyki ściętych niedawno włosów okalały jej twarz, bestialsko wciśniętą w podłoże. Nie leżała w kałuży krwi, jak na filmach akcji. Czerwony płyn wsiąkał w jeszcze niezmarzniętą glebę.
Czarny dym unosił się w powietrzu, niczym małe tornado zataczając krąg wokół Lilith. Szepty tysiąca zmarłych osób wołały ją po imieniu. Angelina. Angelina. Śmierć nie chciała odejść. Wisiała nad nią, jak kat nad skazańcem. Ale przecież skazaniec umarł. Nie żyje.
To nie śmierć. To Lilith.
Mocniejszy podmuch wiatru rozproszył pył, chmura zniknęła, pozostawiając po sobie mroczną aurę. Wszechobecną ciszę przecinał rozpaczliwy, pełen bólu krzyk mężczyzny. Nie śpiewały ptaki. Nie jeździły samochody. Czas się zatrzymał.
Złotowłosa zamrugała. Lilith odeszła.
http://i54.************/2ex6amq.jpg
bubel-96
13.10.2010, 19:56
O MÓJ BOŻE!!!
Nie mam pojęcia, co mam powiedzieć! To jest boskie! I jednak Angie przeżyła!
Przeżyła, prawda? Dobrze przeczytałam? Ostatnio coś mam problemy z czytaniem ze zrozumieniem...
Oczywiście nie mam najmniejszego pojęcia, co mam napisać, jestem pod wrażeniem, szkoda, że to już koniec! Jeżeli jeszcze coś tu napiszesz, możesz liczyć, że z chęcią przeczytam :)
- Lilith, pani Felice Westwater do ciebie! – czarnowłosa usłyszała Rose, nawołujący ją z salonu.
nawołującą
A teraz wyobraź sobie Liv siedzącą z taką: :O miną i piszącą komentarz. A właściwie niewiedząca, co napisać.
Zaskoczyłaś mnie tą końcówką. Szybko zaczęło to się dziać i nie wyjaśnił się ten koniec. Angie przeżyła ("Złotowłosa zamrugała."), chyba, że to było jakiś odruch pośmiertny. Ale co z Sethem? Oswobodził się?
Niekiedy takie niedokończone zakończenia mają swój urok (np. w ostatnio przeczytanej przede mnie książce stwierdziłam, że wyjaśnienie tego, co się potem stało z bohaterami jest zbędne), ale tutaj po prostu ciekawość wygrywa! Wyjaśnij mi to, proszę.
Jest jak zwykle pod wrażeniem. Mam kolejne ulubione FS! Trzymasz klasę, Chanelko :) Dawno nie czytałam u nas czegoś tak dobrego :) Język bez zarzutu (powinnam się przyczepić kolokwializmów, ale pasują do ogólnego klimatu, dlatego niech sobie będą), fabuła ciekawa, wzruszające opisy (dawno nie płakałam nad FS!), zdjęcia mistrzowskie :D, nawet fantastykę Ci wybaczę!
10/10 za odcinek i całość :)
Łał, dzięki :D
Już wyjaśniam, aczkolwiek w bardzo pokrętny sposób.
Owszem, Angelina żyje. Ale Lilith nie. Przez ten cały czas, ta demonica rozwijała się w ciele Angie, kształtowała jej charakter, po części sterowała ją i kierowała jej myślami. Wspomnienia i chwile przeżyte z Rosalie czy Sethem należały do Lil. Angie zmarła jako dziecko, a fragment niej pozostał w ciele, ale tak naprawdę większość zajmowała Lilith. A teraz Angelina powróciła. Po kilkunastu latach nieobecności w sobie, że tak ładnie to ujmę ;)
Genialne..
Nic więcej nie powiem.
100/10!
JuliaJamnik
23.10.2010, 15:33
To FS jest świetne !
Jestem pod wrażeniem :)
Nieznajoma
31.10.2010, 20:35
O, boże o, boże!
Dziewczyno ty masz talent pisarski!
Wiesz o czym piszesz, i wiesz jak pisać! Bo jest bardzo dużo FS na forum gdzie autor po prostu zanudza i po pierwszych linijkach nie chce się czytać! A tutaj proszę!
Normalnie przy końcu się popłakałam! ;o
pisz, pisz, pisz, pisz i jeszcze raz pisz! :D
Strasznie zaskakujące zakończenie. I w ogóle te dwa ostatnie odcinki trzymały w napięciu. Super, bardzo mi się podobało.
Bardzo fajnie to sobie wymyśliłaś i pomimo, że to FS miało mało odcinków, to na pewno pozostanie w mojej pamięci na długo :)
Jeszcze tylko dwa błędziki w przedostatnim odc:
Ludzie byli dziwni albo jak byłam dziwna - ja
ukucnął obok - lepiej chyba przykucnął
Boże,to nie jest świetne. To jest ,jest,nie wiem co powiedzieć. Kurczę na prawdę nie umiem dobrać słów.Fenomenalne. Fenomenalne,Fenomenalne i jeszcze raz Fenomenalne.
Avantys Impremia
03.12.2010, 19:14
OMG ! To jest... yyy talent pisarski. Excellence!
Panna Lawenda
03.12.2010, 20:01
*****iste. nic innego nie umiem wykrztusic. naprawde, DZIEWCZYNO, dawno nie czytalam tak boskiego fs <3
straasznie mi sie spodobalo.
Łaa...
Przeczytałam 5 odcinków za jednym zamachem i powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem. Nie przepadam za kompozycją otwartą, ale wolę nie wiedzieć, że Seth nie żyje:/
A może żyje? No bo jeśli Lilith umarła to może choroba minęła...?
A co do imienia "Lilith", to mi się skojarzyło z serialem "Nie z tego świata" - tam też był taki demon, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że to pierwsza żona Adama! Kurcze, człowiek się jednak uczy przez całe życie:)
Świetny język, styl i inne detale, a fabuła - przygnębiająca przez większość czasu, lecz zdecydowanie warto przeczytać.
vBulletin® v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.