Temat: Leria
View Single Post
stare 11.07.2009, 22:18   #73
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Leria

Przewróciła się na bok i powoli otworzyła oczy. Jasne światło poranka włamało się do pokoju przed odsłonięte okna, oświetlając pomieszczenie. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się, ziewając głośno. Rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła do siebie, przeczesując ręką rozczochrane włosy. Ciepłe promienie słoneczne rozświetlały szafirowe ściany, spływając po pięknych czarnych meblach na ciemną, drewnianą podłogę.
Leria szybkim ruchem odkryła kołdrę i wyskoczyła z łóżka, aby otworzyć szeroko okno. Opata o gładki parapet spojrzała na tętniące życiem miasto, wsłuchując się w cudowny śpiew kolorowych ptaków. Zamknęła oczy, czując chłodny wiatr we włosach i zapach kwiatów. Chwilę później ubrała leżące przy łóżku kapcie i wyszła na korytarz.
...
-Dobry ciociu!- zawołała radośnie wchodząc do dużej, jasnej jadalni.
Rudowłosa kobieta odłożyła pożółkłą gazetę na stół i spojrzała krytycznie na siadającą obok siostrzenicę. Czarnowłosa odgarnęła skołtunione włosy na plecy i uśmiechnęła się.

-Coś nie tak?- zapytała po chwili zaskoczona miną ciotki.- Oh! Wybacz... nie uczesałam się.
-Cóż... musisz się wiele nauczyć- powiedziała Elena- na śniadanie nie schodzimy w pidżamie, ale biorę pod uwagę, że jesteś tu dopiero drugi dzień i przymknę na to oko.
Kobieta wzięła do ręki leżącą na stole, białą chustę i rozłożyła sobie na kolanach. Po chwili drzwi otworzyły się i do jadalni wszedł kamerdyner niosąc na tacy śniadanie. Postawił na stole misę z owsianką oraz ciepłe rogaliki z czekoladą, następnie wycofał się do kuchni.
-Jedz- zachęciła Elena podsuwając Lerii misę z owsianką.
Dziewczyna nalała sobie trochę na talerz i sięgnęła po łyżkę.
-Dzisiaj jeszcze dam ci spokój, ale od jutra zaczynamy naukę- powiedziała Elena mieszając łyżeczką w herbacie.
-Naukę czego?
-Wszystkiego kochanie, zaczniemy od zasad dobrego wychowania- rzekła kobieta biorąc do ręki rogalika z czekoladą.- później zajmiemy się twoją magią. Dzisiaj w południe przyjdzie fryzjerka... nie możesz chodzić z takimi włosami.
-Przepraszam, ale co jest z nimi nie tak?- zapytała zdziwiona Leria, biorąc do ręki talerz z mlekiem- wystarczy, że je rozczeszę. Nie potrzeba zaraz fryzjera.

-Leria... ja sprawuję władzę w tym kraju, a ty jesteś moją siostrzenicą. To do czegoś zobowiązuje. Musisz prezentować się jak najlepiej i być wzorem do naśladowania.
-Nie chcę, aby ktokolwiek mnie naśladował. Nie jestem odpowiednią osobą...- powiedziała. Przyłożyła talerz do ust i wypiła z niego resztę mleka.
-Leria! Od tego masz łyżkę!- syknęła Elena gniewnie.
-Oh! Wybacz- jęknęła czarnowłosa z przepraszającym uśmieszkiem.
***
Po skończonym śniadaniu Leria udała się do swojego pokoju. Wchodząc do środka zauważyła, że łóżko zostało starannie zaścielone, a jej ubrania leżały poskładane na sofie przy łóżku. Ubrała się w swoje dziurawe jeansy i białą koszulkę, a następnie podeszła do wiszącego na ścianie lustra. Wzięła do ręki dużą, drewnianą szczotkę, po czym uczesała długie, czarne włosy, zapinając je z tyłu spinką.
Później jeszcze przez chwilę patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Zauważyła, że jej skóra zmieniła nieco odcień na ciemniejszy, a oczy z czekoladowego brązu stały się fioletowe i błyszczące jak ametyst, który nosiła na szyi.
-Piękne- powiedziała do siebie, dotykając długich czarnych rzęs.
Spojrzała przez okno na biegające dzieci i kolorowe stragany. Postanowiła wyjść na zewnątrz i zwiedzić okolicę, ale wiedziała, że ciotka jej na to nie pozwoli. Zbliżało się południe, a przecież miała przyjść fryzjerka.
Leria oparła się o parapet i spojrzała w dół, aby ocenić wysokość. Uśmiechnęła się diabelsko, następnie przełożyła nogi na zewnątrz i zeskoczyła miękko między kwiaty. Otrzepała się z liści, które natrętnie uczepiły się jej ubrania, po czym rzuciła się biegiem w stronę rynku.
...
Przechodząc między straganami na targu, o uszy obijały jej się podniecone szepty mieszkańców, rozprawiających o „powrocie księżniczki”. Starając się nie zawracać tym głowy i nie przyciągać uwagi, zeszła im czym prędzej z oczu, skręcając w pierwszą lepszą uliczkę.
Przeszła nią do końca rozglądając się w koło. Wszystkie domy zbudowane były z drewna i porośnięte jasnozielonym bluszczem. Przez jedno z okien wydobywał się wspaniały zapach kwiatów i owoców. Leria odruchowo zajrzała do środka i od razu cofnęła się o krok. W pomieszczeniu, pochylona nad ciemnym stołem stała Sasha, a naprzeciw niej Siroth ze swoją niezmienną, obojętną miną.

Po chwili kobieta podniosła się i podeszła z gracja do mężczyzny. Zawisła na jego ramieniu, szeptają mu coś do ucha, na co skrzywił się i bez słowa ruszył w kierunku wyjścia.
Leria nie chcąc, aby ktokolwiek ja zobaczył, odwróciła się szybko i pomknęła przed siebie uliczką.
Wyszła na ciemną, kamienista drogę, która kończyła się białym piaskiem. Przystanęła zauroczona i rozejrzała się dookoła, podziwiając widoki. Na samym środku pozbawionego zabudowań placu, znajdywało się dość duże jezioro, które z dwóch stron ogrodzone było lasem. Po jednej stronie rosła jasnozielona trawa, z ogromną ilością białych, malutkich kwiatuszków.
Leria zdjęła buty i przeszła powoli po drobniutkim piasku. Usiadła nad wodą i poprawiła kruczoczarne włosy, mierzwione przez ciepły, letni wiatr. Skrzyżowała nogi, ręce oparła za plecami i odchyliła do tyłu głowę, zamykając oczy. Przez chwilę wsłuchiwała się w radosny śpiew ptaków i przyjemny szum fal w jeziorze, kiedy nagle usłyszała czyjś głos.
-Piękna pogoda na rozmyślanie.-powiedziała jasnowłosa dziewczyna, podchodząc bliżej.- mogę się przysiąść?
-Jasne- odpowiedziała Leria, spoglądając za siebie. Dziewczyna tym czasem poprawiła czerwoną sukienkę i usiadła obok.
-Mam na imię Mea- powiedziała po chwili z uśmiechem, odgarniając za ucho włosy w kolorze cappucino. Dopiero po chwili Leria zdała sobie sprawę z tego, że wpatrywała się w nieznajomą jak zaczarowana. Widząc w odpowiedzi jej promienny uśmiech, odwróciła speszona głowę, drapiąc się odruchowo po szyi.
-Pracuję w barze, tutaj niedaleko- mówiła dalej- no i... jak już zauważyłaś, jestem elfką.
-Wybacz, ale do tej pory o elfach czytałam tylko w książkach. Nie sądziłam, że takie istoty naprawdę istnieją.- powiedziała pośpiesznie czarnowłosa na swoje wytłumaczenie.-ja jestem Leria.
-Nic nie szkodzi.- uśmiechnęła się ponownie, a jej oczy zalśniły kolorem złota.- słyszałam o tobie. Przyprowadził cię wczoraj Telperien, prawda?
-Kto?
-Siroth Telperien, ten czerwonowłosy chłopak.
-Tak...- odpowiedziała obojętnie.- Nawet nie wiedziała jak ma na nazwisko... właściwie, to nic o nim nie wiem. Nie należy do grona osób towarzyskich.

-Wiem tylko tyle, że jest młody... ma około dwudziestu dwóch, dwudziestu trzech lat i mieszka w lesie, poza miastem. Słyszałam też plotki, że jest doskonałym wojownikiem, dlatego Pani Elena właśnie jego wynajmuje do wszystkich najniebezpieczniejszych zadań. Ponoć umie posługiwać się każdą bronią...- powiedziała miętosząc w rękach falbanę sukienki.- ludzie w mieście boją się go... przynajmniej ci starsi. Wolą nie mieć z nim nic wspólnego, a młodzi nie wszczynają z nim bójek. Myślę, że tylko ta wścibska czarownica Sasha wiedziałaby coś więcej. Już od jakiegoś czasu ma na niego chrapkę i zrobi wszystko, żeby dopiąć swego.
-Tak też myślałam.- odparła Leria, zakładając buty.
-Cóż... za chwilę zaczynam pracę, więc muszę już iść.- powiedziała Mea wstając. Otrzepała sukienkę z piasku i omiotła las spojrzeniem.- jutro mam wolne, więc jeśli masz ochotę... mogę oprowadzić cię po mieście.
-Oh! Świetnie... jutro o dziesiątej, tutaj?
-Dobrze, a więc do zobaczenia.
Kiedy Mea zniknęła w uliczce, Leria ostatni raz spojrzała na szumiącą w jeziorze wodę. Następnie westchnęła głośno i wyszła na kamienistą alejkę, aby wrócić do domu na spotkanie z fryzjerką.
***
Czerwonowłosy mężczyzna szedł piaszczystą, leśną ścieżką. Słońce powoli zaczęło zachodzić za horyzont, zwalniając miejsce księżycom. Z głębi lasu słuchać było pohukiwanie sowy i syki węży, które zbierały się na kolację. Siroth przeszedł między krzakami fioletowych jeżyn i ruszył w stronę okrytej cieniem polany. Przestraszone zwierzęta uciekały w popłochu, jednak nie przed nim. Pokonywał tę samą drogę każdego dnia, ale jeszcze nigdy nie uciekło przed nim żadne zwierze.
Chłodny wiatr targał mu włosy i biczował policzki. Coś było nie tak.
Zatrzymał się gwałtownie i wciągnął powietrze przez nos. Nie mylił się... tylko oni nieśli ze sobą odór pychy i nienawiści. Usłyszał szelest koron drzew i trzask łamanych gałęzi.

-Zawsze musicie narobić tyle hałasu...- warknął gniewnie odwracając się.- czego chcecie?
-Miło cię widzieć Siroth...- syknął jeden z mężczyzn. Uśmiechnął się sarkastycznie i zrobił krok do przodu.- dobrze wiesz czego chcemy.
-Znasz moją odpowiedz, więc znikaj mi z oczu, pókim dobry.
-Owszem znam, ale mogłeś zmienić zdanie. Wiesz, że u nas będziesz bardziej doceniony.
-Czy ty masz mnie za idiotę? Myślisz, że nie pamiętam co zrobiliście z moją rodziną, a co później chcieliście zrobić ze mną?!- krzyknął rozwścieczony Siroth- Wynoście się stąd, bo przerobię was na karmę dla szczurów!
-Jeśli nie chcesz po dobroci, to weźmiemy cię siłą.- mruknął obojętnie czarnowłosy- Wracamy... nie jesteśmy tu mile widziani.- zwrócił się do swojego towarzysza.
Po tych słowach odwrócili się i ruszyli w głąb lasu. Siroth obserwował ich jeszcze przez chwile, kiedy przychodzili między sosnami. Później poprawił opadające na czoło włosy i zirytowany poszedł przed siebie.
-Niezapominajki pięknie kwitną w tym roku...
-Parszywe bydle...- skomentował krótko usłyszane zdanie, kiedy opuszczał polanę.
***
__________________
Melodia Strachu v2
Wattpad

Ostatnio edytowane przez Vipera : 11.07.2009 - 22:54
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem