Odcinek 2:
Kolejny dzień obudził Stellmanów promykami słońca. Katharina wstała wcześniej by przygotować dla swojej rodziny śniadanie. Myślała, że to będzie kolejny zwykły dzień, jednak los chciał inaczej.
- Chłopaki, wstawajcie! - zawołała Katharina
John i Nick wstali, gdy tylko usłyszeli wołanie. Umyli twarz i poszli.

- A ty dlaczego nie jesz? - spytał John Nick'a
- Wolałbym kanapkę. - odpowiedział trochę w strachu synek
- Dobrze syneczku, zaraz ci ją przygotuję. - rzekła matka powoli wstając od stołu
- A ty co? Polecisz na każde jego zawołanie? Nie będziemy marnować jedzenia! Masz jeść to co matka ci przygotuje. - powiedział wkurzony John
- Przepraszam tato, to już się nie powtórzy.
Smutny Nick przełknął jakoś płatki, podziękował i poszedł na autobus odwożący go do szkoły. Pół godziny później John pojechał do pracy. Katharina pozmywała brudne naczynia i poszła do ogrodu.

- Ah, dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Czy każdy nowy dzień musi zaczynać się od rodzinnej kłótni? Nie mam już sił by tego słuchać. - mówiła w myślach zmartwiona Katharina
- Pójdę zadzwonić do terapeutki. Może będzie mogła nas przyjąć jeszcze w tym tygodniu.
*Kilka minut później*

- Dzień dobry chciałabym umówić się na wizytę.
- Przykro mi, wolny termin jest dopiero za dwa miesiące.
- Rozumiem, no trudno. Dziękuję.
- A niech to!
Katharina odłożyła słuchawkę i poszła poczytać książkę. Ani się obejrzała, a John zdążył wrócić w pracy.

- Witaj! - powiedział John
- O, już jesteś! Przepraszam, strasznie się zaczytałam i nie zdążyłam przygotować obiadu.
- Nie szkodzi. Może na obiad pójdziemy do restauracji?
- A Nick? - spytała kobieta
- Zamówimy mu pizzę, albo coś innego.
Katharina bała się odmówić. Nie chciała by John miał do niej pretensje, że wszystko psuje.
- Dobrze, chodźmy. - powiedziała
Włożyli wieczorowe stroje, zamówili taksówkę i odjechali.

- Witam w naszej restauracji. Czego sobie państwo życzą? - spytała kelnerka
- Dla mnie niech będzie homar, a dla mojej żony łosoś dobrze wypieczony - odpowiedział John
- Nawet potrawy nie mogę sobie wybrać - pomyślała Katharina.
Kelnerka odeszła. Nagle koło stolika Stellmanów przeszedł pewien mężczyzna. Zatrzymał się i po chwili poprosił Katharinę do tańca.
- Czy zatańczy pani ze mną jeden kawałek? - spytał nieśmiało
- Pan wybaczy, ale może . . .
- Ależ idź kochanie! Nie będę miał nic przeciwko.
- Na pewno? - spytała niepewnie kobieta
- Tak, i baw się dobrze! - odrzekł uradowany John
Katharina niepewnie objęła swojego partnera. Na pytania nieznajomego odpowiadała tylko "tak" lub "nie". W pewnej chwili potknęła się, więc partner ją złapał. Gdy John to zobaczył dostał szału!

- Auć! John, na miłość boską co ty wyprawiasz!? - krzyknęła Katharina
- Żałuję, że cię tu zabrałem, a z panem to się jeszcze policzę!
John szarpnął żonę i wyszli.

Kiedy dojechali do domu znowu zaczęła się awantura.
- Co ty sobie w ogóle myślałaś?
- Potknęłam się, a Lukas mnie złapał. - powiedziała załamana Katharina
- Myślisz, że nabierzesz mnie na te swoje sztuczki?
- John, o czym ty mówisz?
- Mężczyzna nie odpowiadając na to pytanie, wsiadł do samochodu i odjechał.

Katharina poszła się przebrać i zaczęła szlochać w poduszkę. John pojechał na przedmieście do pobliskiego kasyna. Zamówił kilka drinków. Później przyłączyła się do niego jakaś kobieta.

- Dżin z tonikiem dla mnie! - powiedziała nieznajoma. A pan jak ma na imię?
- John.
- Miło mi. Jestem Anna.
- Mnie również. Jest pani mężatką?
- Tak, a dlaczego pan pyta?
- Tak tylko, ja też jestem żonaty i powiem pani szczerze, że coraz bardziej żałuję, że się ożeniłem.
- Oh, niech pan tak nie mówi! Podobno każde małżeństwo musi przejść jakiś kryzys, żeby później było lepiej . . .
I tak mijały godziny ich rozmowy. Gadali ze sobą jakby były starymi przyjaciółmi.

Później poszli pograć w brydża. John wpatrywał się w oczy Anny nieustannie. Goście nawet myśleli, że to para, ale zaraz przecież oni mają już swoje drugie połówki . . .
*Koniec*