Liv - nie, nie pomyliło mi się nic, zresztą jest to częściowe wyjaśnienie tytułu

(każdy chce się na kimś zemścić, babci się udało

). Owszem, gmatwam, ale tylko trochę. Większość miałem zaplanowane. Co do bonusów, to nic dziwnego, kiedy robi się je na Paincie.
Sherlock - dziękuję, nie wiem co mam więcej napisać
I tak oto doszliśmy do końca, niestety o wiele szybciej niż planowałem. Jak mówiłem, zakończenie nie będzie pozytywne. W sumie po ostatnim odcinku można było stwierdzić, że na koniec dopiszę tylko i żyli długo i szczęśliwie, ale to byłoby banalne. Dobra, nie przedłużam, tylko zapraszam do czytania.
Odcinek 6
- Daleko jeszcze?
- Nie, zaraz dojedziemy.
Glen po raz pierwszy miał odwiedzić dom swojej dziewczyny. Żałował tylko, że go nie zobaczy. Jechali właśnie przez las, gdzie nie było żywej duszy.
- Podaj mi moje okulary – poprosił.
- Przecież nie widzisz, po co ci one? – spytała.
- Bez nich czuję się głupio – odpowiedział.
Emily otworzyła schowek i zaczęła szukać czarnych okularów. I nagle...
- Drzewo! – krzyknęła. Samochód wjechał prosto na wielką sosnę.
- Nic ci nie jest? – spytał Glen, po czym wyszedł z auta.
- Nie, ale samochód pójdzie do naprawy – westchnęła.
- Nie widziałaś takiego wielkiego drzewa? – spojrzał na nią z wyrzutem.
- Szukałam twoich... Ty widzisz! – wykrzyczała.
- Ja widzę! – powtórzył. Jego radość była nie do opisania. – Chwila, co my tu robimy? – zapomniał na chwilę o swoim szczęściu i spojrzał na tablicę stojącą przy drodze. – Po co jechaliśmy do starego magazynu? – powtórzył pytanie. Ona tylko spuściła głowę w dół. Z jej oczu popłynęły łzy, które rozmazały jej makijaż. – C-co to jest? – spytał. Kobieta podeszłą bliżej. – Nie! Nie zbliżaj się! – krzyczał roztrzęsiony mężczyzna. – Idź sobie!
- Glen, poczekaj, ja wytłuma...
- Nie masz mi nic do tłumaczenia! Kimkolwiek i czymkolwiek jesteś, nie chcę cię znać! – Glen odwrócił się i zaczął biec przed siebie. Chciał uciec jak najdalej od wszystkiego, od tego miejsca, od niej. Emily ze łzami w oczach patrzyła jak jej ukochany odchodzi. Wiedziała, że nie ma co liczyć na wybaczenie. Usiadła na ziemi, oparła się o drzewo i schowała twarz w dłoniach.
***
- Proszę, zgódź się na terapię – błagała ją Ela, niemal na kolanach.
- Chcesz, żebym wylądowała w wariatkowie? – spojrzała na nią.
- Nie, chcę dla ciebie jak najlepiej – próbowała ją przekonać. Bezskutecznie. Laura była nieugięta. I niestety, nic nie wskazywało na to, żeby coś się zmieniło.
- Ktoś dzwonił do drzwi – powiedziała nagle.
- Nie, nic nie słyszałam – odpowiedziała z powagą.
- Ty też chcesz ze mnie zrobić psychiczną? – spytała i podeszła do drzwi. Na zewnętrz nikogo nie było. – A-arthur! Ty nie żyjesz! – przetarła oczy ze zdumienia.
- Laura, ty masz omamy! – Ela przestraszyła się nie na żarty. Szybko chwyciła telefon i wybrała numer do szpitala. – Halo? Z tej strony Elisabeth Orlovsky! Mieszkam na Flower Street 13! Moja przyjaciółka ma halucynacje! – wykrzyczała do słuchawki. W tym czasie Laura usiadła przy stole w jadalni.
- To niesamowite! – westchnęła czarnowłosa w stronę krzesła stojącego naprzeciwko. Ela chciała na nim usiąść, lecz przyjaciółka ją powstrzymała. – Ej, złaź mu z kolan! – krzyknęła. Dziewczyna była lekko zaskoczona, jednak posłusznie wstała z krzesła.
- Laura, chcesz herbaty? – zapytała, słysząc dźwięk gwizdka czajnika.
- Chętnie. A ty Arthur? – czarnowłosa znów zwróciła się w stronę krzesła. – Dla Arthura też! – krzyknęła kiedy jej przyjaciółka była już w kuchni.
Ela zaparzyła dwie herbaty, po chwili spojrzała na Laurę rozmawiającą z krzesłem. Wyciągnęła z szafki proszek i wsypała trochę do jednej ze szklanek.
- Proszę, twoja herbata – podała czarnowłosej szklankę z gorącym napojem.
- A dla Arthura? – spytała.
- Ta jest dla Arthura – postawiła po drugiej stronie stołu drugą szklankę. Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. – Otworzę – powiedziała Ela i wyszła z kuchni. Laura wypiła trochę swojej herbaty. Zakręciło jej się w głowie.
- Załóżcie jej kaftan bezpieczeństwa – powiedział wchodzący do kuchni lekarz. Czarnowłosa poderwała się z krzesła i rzuciła do ucieczki. Bez trudu przecisnęła się na korytarz, lekarze zaczęli ją gonić. Nagle dziewczyna padła na ziemię.
- Co się pani stało? – Lekarze zaczęli ją cucić.
- To środki nasenne, które jej podałam. Wiedziałam, że będzie chciała uciec.
***
Glen wyszedł na ulicę i wyczekiwał taksówki. Nigdy nie czuł się tak jak wtedy. Ta kobieta oszukiwała go na każdym kroku. A on ją przecież kochał! Pod mieszkanie w końcu przyjechał wyczekiwany samochód. Taksówkarz wyszedł z wozu i zabrał bagaż.
- Dokąd jedziemy? – zapytał, wkładając walizkę do bagażnika.
- Jak najdalej stąd – odpowiedział, po czym wsiadł do taksówki.
- Dziewczyna? – zapytał. Glen skinął głową. – Ucieczka niczego nie zmieni. Wyjedziesz, a potem będziesz chciał wrócić, ale wtedy będzie za późno. Oczywiście, w razie czego, podwiozę gdzie trzeba.
- Jedzie pan, czy nie? – zniecierpliwił się. Taksówkarz posłusznie wsiadł do samochodu i ruszył.
***
- Siadaj! – rozkazał Pluton wskazując na krzesło. Patrzył na nią tak, jakby chciał ją pożreć wzrokiem.
- Posłuchaj...
- Już dość słyszałem. Mógłbym cię po prostu zastrzelić, ale chcę, żebyś cierpiała, tak jak mój brat.
- A-ale skąd wiesz? – zapytała z niedowierzaniem.
- Na pewno nie od ciebie! – ryknął i spoliczkował ją tak, że upadła na ziemię. Pluton wyciągnął z kieszeni nóż. – Nie umrzesz od tego noża. Umrzesz z bólu – syknął, pochylając się nad bezbronną kobietą. Zadał jej cios w klatkę piersiową. Emily krzyczała, ból był nie do zniesienia. Pluton wstał i z satysfakcją wpatrywał się w jej cierpienie.
- Teraz poczuj, jak to jest! – krzyknął, jednocześnie kopiąc ją w brzuch. Dziewczyna zacisnęła zęby i resztką sił chwyciła nóż. Wbiła go sobie prosto w serce. Już nie bolało.
***
Czuła, że ciarki przechodzą jej po plecach. Bynajmniej nie były one spowodowane tylko popękanymi ścianami, brudem, czy brakiem desek w podłodze. Lęk wzbudzali w niej ludzie, który tam byli. Nagle z pokoju po prawej stronie wybiegła dorosła kobieta i zaczęła gryźć za nogę jednego z leżących pod ścianą mężczyzn.
- On nie żyje? – zapytała, udając, że cokolwiek ją interesuje. Tak naprawdę chciała zająć czymś swoją głowę. Nie wychodziło jej to najlepiej.
- Nie, pewnie się znowu uchlał – rzuciła w odpowiedzi. – Jesteśmy – oznajmiła w końcu, otwierając drzwi umiejscowione na samym końcu długiego korytarza. – Jessie, masz nową koleżankę! – odezwała się głośno.
- Dlaczego pani krzyczy? – zapytała.
- Jest przygłucha – skwitowała, po czym opuściła brudne pomieszczenie*.
- Hej, jestem Jessie – powiedziała z uśmiechem dziewczyna, wyciągając rękę w kierunku nowej współlokatorki. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na psychopatkę**. Miała krótkie, rude włosy, makijaż... W każdym bądź razie była bardziej zadbana niż reszta osób spotkana przez nią w tym w tym miejscu.
- Za co tu jesteś – spytała w końcu, gdy już dokładnie się jej przyjrzała.
- Podobno jestem stuknięta, bo chciałam popełnić samobójstwo – odpowiedziała beznamiętnie, nie odrywając oczu od ekranu konsoli, którą zdążyła już włączyć.
- Dlaczego?
- Po prostu chciałam zobaczyć, jak to jest być martwym – rzuciła od niechcenia, dając jej do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać.
- Gdzie jest moja część? – zmieniła szybko temat.
- Tu nie ma części – powiedziała, jakby zupełnie nic jej nie ruszało. – Nie ma czegoś takiego jak prywatność, intymność, po prostu każdy może sobie wejść bez pytania i robić, co mu się żywnie podoba – dodała, wracając do grania. Czarnowłosej stanęły przed oczyma obrazy, których nigdy nie chciałaby zobaczyć w realnym życiu. Szybko jednak odrzuciła złe myśli i zabrała się za rozpakowywanie swoich rzeczy.
- Radzę ci to dobrze schować – rudowłosa spojrzała na nią z powagą. – Masz telefon, biżuterię? Lepiej ich nikomu nie pokazuj – przestrzegła ją.
- Dobrze – odpowiedziała. Po kilku minutach była już rozpakowana. - Jak można tu zdobyć tabletki? – spytała po chwili.
- Zależy jakich potrzebujesz – odpowiedziała.
- Obojętnie, byle było ich jak najwięcej – Laura popatrzyła na współlokatorkę proszącym spojrzeniem.
***
EPILOG
Glen wyjechał z kraju. Chcąc zapomnieć o Emily, wrócił do swojego poprzedniego życia. Nigdy nie dowiedział się o jej śmierci.
Laura, po dwóch tygodniach spędzonych w szpitalu psychiatrycznym, popełniła samobójstwo. Jessie, której dziewczyna opowiedziała swoją historię, postanowiła napisać o niej książkę.
Evan załamał się śmiercią obu swoich córek i pogrążył w alkoholizmie. Zginął w wypadku samochodowym, który spowodował, będąc nietrzeźwym.
Pluton wrócił na swoją planetę, gdzie żyje do dziś, w ciągłej obawie, że jego zbrodnia wyjdzie na jaw.
***
*hehe, chciałem napisać „zapuszczenie”

** wiem, zbyt potocznie, nie znalazłem zastępnika
Mam nadzieję, że was nie zniechęciłem do siebie tym epilogiem i że jeszcze kiedyś przeczytacie jakąś moją historię.
Pozdr. chrupek