Temat: 4 serca
View Single Post
stare 22.12.2010, 21:28   #77
sing
 
Avatar sing
 
Zarejestrowany: 16.08.2010
Płeć: Mężczyzna
Postów: 90
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: 4 serca

troche przykro ze tak malo komentarzy, no ale daje.

SERIA 3

odcinek 1

Gdzieś na wschód od Sunset Valley umieszczony był ośrodek zamknięty dla osób z problemami psychicznymi. Dziesięć minut przed dwudziestą trzecią kolejny pokój został zapełniony. Jego nową właścicielką była Lilly Anrews, rudowłosa kobieta z dzieckiem, z problemami, wdowa, moja przyjaciółka. Tak żal było mi na nią patrzeć z góry, widziałem, że wypełniała ją czysta pustka, poczucie jakiejś winy. Cały pokój był śnieżno biały za wyjątkiem pościeli w szarą, szkocką kratę.

- Proszę, to twój pokój. – powiedział sanitariusz.
Lilly nie podziękowała, usiadła tylko przy trzech wysokich oknach wpatrzona w wysoki, murowany płot. Sanituariusz wpatrywał się w zagubioną Lilly:
- Doktor zaraz przyjdzie , aby przedstawić się pani.
- Dobrze, dziękuję. – odpowiedziała nie odwracając wzroku od płotu.
Po dwóch minutach wpadła Alice.
- Lilly! Wszystko wporządku?
Nic nie odpowiedziała.
- Halo, słyszysz mnie? – Alice wpadła w paranoję, podniosła ton glosu, jakby mówiła do kogoś z drugiego pokoju.
Lilly odwróciła lekko głowę.
- Alice, słuchaj mnie. – zaczęła spokojnie.- Jak może być wszystko wporządku? Nie wiem kto mnie w to wpakował, pewnie rodzina Beau. Naprawdę jest mi strasznie ciężko, potrzebuję psychologa, nie psychiatry. Wyobrażasz sobie co teraz będzie z Alexem? On jest sam! Rozumiesz? A ja będę musiała tu siedzieć dopóki grupa jakichś ludzi nie stwierdzą, że jestem całkowicie normalną osobą!
Alice milczała. W ogóle nie przemyślała wcześniej sprawy Alexa. Wahała się czy powiedzieć prawdę Lilly o tym, że to ona wykonała telefon do szpitala używając swojego stanowiska burmistrza. Po chwili powiedziała:
- Słuchaj, zrobię wszystko co w mojej mocy, aby rodzina Beau nie otrzymała praw do Alexa.

Lilly nie była na tyle skupiona by usłyszeć słowa Alice.
- Co to jest za przyjaźń Alice? Masz mnie w dupie tak prawdę mówiąc. Jesteś burmistrzem powinnaś mnie stąd wyciągnąć.
- Ale Lilly, to jest dla ciebie potrzebne.
Lilly zaczęła się głośno śmiać.
- Jak masz takie rzeczy gadać, to proszę cię, wyjdź.
Alice z opuszczoną twarzą wyszła z pokoju, minęła wchodzącego Roberta.
- Alice? – zapytał.
Nic nie odpowiedziała, wybiegła ze szpitala zdając sobie sprawę, że zaczyna niszczyć najwspaialszą rzecz w jej życiu- ogromną przyjaźń.
Gdy wszedł Robert do pokoju, nic nie powiedział. Stanął zamyślony.

- Jezu,Lilly. – podszedł do niej i ukucnął przed nią.- Kiepsko wyglądasz, musisz jak najszybciej wyjść stąd, słuchać terapeutów i iść na mój ślub. – chciał zażartować, ale nikt się nie zaśmiał.
Lilly gdy słyszała głos Roberta była bardziej spokojna.
- Jedynie ty mi zostałeś. – chwyciła go za rękę.
Do pokoju nagle wszedł doktor wraz z siostrą Lilly, Macy. Wysoki, siwawy człowiek podszedł do Lilly.
- Nazywam się Dr Malcom, jestem twoim głównym terapeutą, twoja siostra przyszła ze mną, widzę też, że masz gościa – spojrzał na Roberta, który zaczął rozmawiać z Macy- przyjdę do ciebie jeszcze dzisiaj sprawdzić jak się czujesz. Dobrze?
- Tak. Dziękuję. – odpowiedziała.

Robert pożegnał się, czekała na niego w samochodzie Zelda, która spieszyła się by zdążyć jeszcze zrobić zakupy. W pokoju została sama Lilly z Macy. Jej siostra jest młodsza o cztery lata, jest na ostatnim roku studiów prawniczych i ma wszystko co minęło już Lilly: piękno, szczęście, pieniądze i możliwość zdobywania mężczyzn.
- Lilly! Co ty wyprawiasz?! Wyobrażasz sobie co sobie rodzina pomyśli, gdy się dowie, że jesteś w wariatkowie?!

Lilly wiedziała, że się zaczeło. Nie mogła ona uwierzyć, że jest siostrą Macy, moja przyjaciółka w życiu nie powiedziałaby takich słów swojej siostrze.

- Macy, jestem ci wdzięczna, że przyszlaś mnie odwiedzić i mnie ochrzanić, ale teraz naprawdę nie czuję się za dobrze, wieć byłoby miło gdybyś już wyszła.

- Jak chcesz Lilly,wiedz tylko, że naprawdę się martwię o ciebie i nie mam ciebie w dupie i wezmę cię na święta i byłoby mi miło gdybyś wcześniej chociaż dzwoniła do mnie, bo wyobraź sobie że nie tylko ty masz problemy. Cześć. – wyszła.
Lilly westchnęła głośno. Stwierdziła, że powinna się położyć.
Tymczasem dwanaście ulic, w domu państwa McKnee rozbrzmiewał głos płaczących dzieci. Tak, Alice urodziła czwórkę przepięknych szkrabów, wkóńcu miała szansę spełniać się jako matka. W żółtym pokoju przebywały trzy dziewczynki, pokój dalej był przeznaczony dla chłopca, Patricka.


Gdy dzieci już zasnęły Alice poprosiła Roukego o rozmowę. Wyszli do sypialni, w domu było ciepło i przytulnie, czarna noc była oddzielona pasmami przyjemnego światła w domu.
- Słuchaj Roukey, byłam dziś u Lilly, miewa się strasznie. Ja również. Czuję się temu wszystkiemu winna, chyba nie powinnam ją tam wysyłać.

- Alice, skarbie. Nie masz sobie nic do zarzucenia, przecież to jest po to, by jej pomóc. Nic złego jej się tam nie przytrafi. Wiesz, że obojgu nam zależy na jej szczęściu. Po prostu załamała się po śmierci Beau, kochała go chyba mocno.
- Tak, ale wyobraź sobie, co czuje przez Alexa. Teraz on jest z rodziną Beau, Lilly strasznie się boi, że oni otrzymają prawa do wychowywania go. Może przez ten czas powinniśmy my go wziąć?

- Chyba zwariowałaś! Mamy czworo dzieci które potrzebują non stopowej opieki, a ty mi mówisz o kolejnym?
- Ale to dla dobra Lilly.
- Dobrze kochanie, ale zrozum że to będzie niezdrowe dla nas.
Przerwał rozmowę dzwonek do drzwi.
- Poczekaj tu Roukey, ja otworzę.
Alice podeszła ostrożnie do drzwi, otworzyła.
- Kto tam?
- Witaj Alice. To ja, Xavier.

Alice zrobiło się gorąco na sercu.

- Oczywiście, że pamiętam. Co chcesz ode mnie?
__________________

4 serca COCO
sing jest offline   Odpowiedź z Cytatem