View Single Post
stare 05.03.2011, 20:23   #132
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Marzenie jutra

XI


W pierwszym tygodniu nowego, dwutysięcznego siódmego roku, jedna z wychowanek nie tak dawno wybudowanego sierocińca w Los Angeles, otrzymała swojego pierwszego maila zza granicy. Oprócz noworocznych życzeń znalazło się w nim także zaproszenie na wakacje do Polski, co bardzo uradowało dziewczynkę. Podekscytowana, z sercem pełnym ufności, od razu pobiegła z tym do gabinetu dyrektorki, by zaczerpnąć od niej zgody.
Zamiast niej w pokoju zastała wicedyrektorkę, a zarazem swoją ulubioną panią, opiekunkę od maleńkości i nauczycielkę polskiego.
Nie dostała pełnej zgody, ale kobieta zapewniła ją, że zrobi wszystko, żeby wyprawa za ocean doszła do skutku.
Miesiąc później wszystko było już wiadome – Lily Williams pod opieką pani Mary Kelley miały w połowie lipca tego roku odwiedzić kraj nad Bałtykiem. Miała zamieszkać wraz z wychowawczynią u jej rodziców, którzy mieli domek letniskowy w miejscowości Andrzejowice.
Dziewczynka aż do ostatniego dnia przed wyprawą nie mogła ukryć radości i podniecenia. Wyobrażała sobie, jak to będzie; widziała siebie i przyjaciółkę bawiące się beztrosko w dużym ogródku państwa Tomala, wsłuchujące się w bębnienie po szybach kropli deszczu podczas niepogody, wspólne wycieczki na plac zabaw albo do lasu czy też imprezę z okazji urodzin Sary. Wszystko wydawało się małej blondyneczce być takie wspaniałe a zarazem… nieprawdopodobne. Właściwie nie zdarza się, żeby biedne, skazane na łaskę i niełaskę losu sieroty były wytrawnymi podróżnikami poza granice własnego kraju, a co dopiero kontynentu! Ciekawość zżerała ją aż do momentu, gdy po długich godzinach lotu, postawiła stopę na lotnisku. Rozglądała się jak szalona dookoła, chcąc uchwycić jak najwięcej widoków. Wszak mogło się zdarzyć, że już nigdy więcej tu nie powróci.
Tam odebrali je rodzice pani Kelley, miłe małżeństwo po pięćdziesiątce. Lily wyobrażała sobie, jakby to cudownie było, gdyby byli jej dziadkami. Razem z babcią piekłyby ciasto, a z dziadkiem chodziła na grzyby do pobliskiego lasu… Tak, marzenia towarzyszyły jej w każdej sytuacji. Szczególnie wtedy, kiedy była sama, lubiła się im oddawać. Chociaż każda myśl była podobna, nigdy jej się nie nudziły. Licząc na to, że kiedyś się spełnią, każdy kolejny dzień wypełniał ją nadzieją. Śmiała się przy każdej sposobności. I tak chciała, żeby ktoś pokochał jej uśmiech i żeby dla kogoś sama była jego przyczyną. Niestety, na tym się kończyło. Marzenia, jak wcześniej, pozostawały niespełnione. Niekiedy jej żarliwość w wyobrażaniu sobie miejsc, ludzi, rzeczy i czynności bardzo przygasała i dopadało ją poczucie bezsensu. Takie momenty przychodziły, gdy było jej smutno i gdy przeszywał ją ból duszy, rozniecony przez tęsknotę, strach, niepewność. Niekiedy wręcz wypalały jeszcze młody jej umysł i cały świat, który dzieci zazwyczaj widzą jako piękny i kolorowy, szarzał nagle i stawał się nieprzyjemny, wręcz straszny.
Na początku jej pobytu w Polsce takich chwil nie było wcale. Dziewczynka cieszyła się każdym dniem tu spędzonym. Czuła się jak we śnie: wszyscy byli dla niej dobrzy, serdeczni, niemal darzyli ją miłością, oczywiście odwzajemnioną. Myślała: „tak mogłoby być w moim domu”. Ale to nie był jej dom. Cała ta dobroć, uśmiechy, chwile beztroski miały się skończyć wraz z powrotem do sierocińca, gdzie czekały na nią kolejne zwykłe, przepełnione troską dni. Tam nie mogła być szczęśliwa. Nawet w najpiękniejszych momentach dużo brakowało do namiastki szczęścia, które miała tutaj, wśród darzących ją szczerą sympatią ludzi. W jej wymarzonym domu, którym przez chwilę mogła się nacieszyć.

***

Tydzień po przybyciu do Andrzejowic, Sara obchodziła swoje dziewiąte urodziny. Dla gości tego dnia miała być kawa i poczęstunek. Większa impreza szykowała się dopiero na najbliższy weekend. Dziewczynka otrzymała od przyjaciółki ciepłe, pełne miłości i serdeczności życzenia. Jedynym prezentem, jaki Lily mogła jej ofiarować, była własnoręcznie zrobiona karta urodzinowa, z życzeniami wypisanymi w jej „nowym” języku, który wśród nieznających blondynki wzbudzał podziw. Posługiwała się nim dość płynnie, żadne zdanie nie stanowiło dla niej problemu. Rozmowy z nią były swobodne, można się było wszystkiego dowiedzieć. Do tego na co dzień wyróżniała się samymi najlepszymi cechami. Ktoś, kto nie znał jej dłużej, nie mógłby nawet pomyśleć, że tej wiecznie wesołej, pomocnej, dobrej i serdeczniej dziewczynce jest często tak bardzo smutno na duszy, że nierzadko musi się wypłakać do poduszki i że tak bardzo tęskni za uśmiechem od innych osób. Nie zasługiwała na taki los – to wszyscy stwierdzali jednogłośnie. Ale na tym się kończyło. Jednak pewnego dnia pewna osoba postawiła krok do przodu…

***

Wieczorem, gdy cała rodzina siedziała przed telewizorem oglądając jakąś bajkę, niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi. Gdy pani Ela otworzyła, do pokoju weszła szczupła, średniego wzrostu kobieta o wyblakłych blond włosach i żywiołowych oczach koloru czekolady.



Była ubrana skromnie, ale elegancko. Na jej twarzy rysowały się ślady zmęczenia, a w ręku trzymała torebkę z prezentem. Jej miły, przyjaźnie brzmiący głosik złożył solenizantce proste, lecz szczere życzenia. Lily od razu zapałała jakąś szczególną sympatią do tej pani. Zresztą zostały sobie przedstawione, bo uwagę gościa oczywiście wzbudziła ta mała osóbka o złotych kucykach.
Podczas poczęstunku, na który pani Teresa dała się namówić, Lily spostrzegła, że kobieta bardzo uważnie, choć dyskretnie, się jej przygląda. Nie był to wzrok wścibski, wręcz przeciwnie: kryło się w nim coś na kształt pytania, może nawet wzruszenia.
Gdy wieczerza została zakończona, blondynka zaoferowała, że odprowadzi sąsiadkę, na co ta z chęcią przystała.
- Lily, jeśli możesz, przyjdź jutro do mnie – zaprosiła ją. – Chociaż na chwilkę.
- Dlaczego pani mnie zaprasza? – zdziwiła się dziewczynka.



- Chciałabym cię bliżej poznać – odparła szczerze jej rozmówczyni. – Wydajesz mi się być bardzo ciekawą osóbką.
- Dobrze, postaram się panią odwiedzić – zapewniła, po czym dodała. – I dziękuję.
- Podziękowaniem dla mnie będzie, jeśli jutro miło ze mną spędzisz czas – uśmiechnęła się.
- Jestem pewna, że tak będzie! – odwzajemniła jej uśmiech dziewczynka.
- W takim razie dobranoc, Lily!
- Dobranoc, proszę pani! – zakończyła.
Jakoś milej jej się zrobiło na sercu. Ta pani wydawała jej się być tak miłą, tak ciepłą osobą! No i przede wszystkim, zaprosiła ją z swojej własnej, nieprzymuszonej woli, co szczerze ją radowało. Miała nadzieję, że pomimo różnicy wieku uda jej się nawet zaprzyjaźnić z panią Teresą.

Ostatnio edytowane przez Liv : 17.02.2012 - 11:55
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem