Po króciutkiej przerwie wracam
"Cezar! 'gwiżdże' Gdzie jesteś psino?!"
"Cezar, do nogi! 'gwiżdże' No wracaj!" zawołał.
"Władek, znalazłeś go?" - krzyknął drugi mężczyzna.
"Ce... O mój boże! Franek, chodź tu, szybko!"
"Co się stało?" - spytał pan Franek zadyszany.
"Nie wiem. Zauważyłem tu nieprzytomną i wymęczoną kobietę. Oddycha, ale nie wiem jak długo leży na ziemi. Weź ją na ręce i zanieś do domu, bo ja boję się, że nie dam rady jej unieść" - powiedział starszy mężczyzna.
"Ale uważaj na nią, może mieć coś złamane." - ostrzegł.
Brodaty podniósł ostrożnie biedną Alice i później zaopiekował się nią.
Ojciec z synem zajęli się kobietą. Ze szpitalnego wdzianka przebrali ją w jedną z sukienek Cecylii, żony pana Franciszka. Przetarli mokrym ręcznikiem części ciała pobrudzone krwią i ziemią. Rozczesali włosy i położyli ją na kanapie w salonie.
Po kilku godzinach się przebudziła i zdziwiła się, gdyż ostatnim miejscem, które widziała był las.
- Co się stało, gdzie ja jestem? - spytała.
- Dzień dobry. Jestem Władysław Masten. Wraz z synem znaleźliśmy panią osłabioną i zziebniętą w środku lasu. Mieszkamy niedaleko, więc wybraliśmy się na ryby i towarzyszył nam pies, który gdzieś polazł. Szukając go, natknąłem się na panią, więc postanowiliśmy pani pomóc.
- Oh, dziękuję to bardzo miło z państwa strony, jestem wam naprawdę wdzięczna. - dziękowała wzruszona Alice.
Gospodarze przygotowali śniadanie dla wygłodniałej Alice.
Po opróżnieniu zawartości miski Alice podeszła do Franka i spytała:
- Przepraszam, gdzie jest tu łazienka? Chętnie bym się wykąpała.
- Na górze, drugie drzwi po lewej. - odpowiedział.
Alice zamknęła się w łazience i odkręciła wodę. Nie weszła jednak do wanny. Postanowiła uciec oknem (dlaczego? Ponieważ musiała jak najszybciej załatwić pilną sprawę, a zatroskani domownicy zapewne nie wypuściliby jej, martwiąc się o jej samopoczucie). Ciężko jej było tak nieładnie potraktować tych ludzi, lecz mus to mus, prawda?
Wróciwszy do domu, poszła do jednej ze swoich łazienek i wzięła długą, gorącą kąpiel.
Później ubrała bieliznę i w celu nabrania sił, zasnęła na wiele godzin (prawie cały dzień!)
Wieczorem wstała i włączyła tryb "Już po tobie, kolo"

Przygotowywała się do starcia z wrogiem...
Udała się do miejsca, z którego uciekła. Nie znała niestety głównego wejścia, więc wkradła się do siedziby wroga tunelem i wylądowała w - na szczęście pustej - sali operacyjnej.
Skradając się po megaminimalistycznych (

) korytarzach, znalazła w końcu ten właściwy. Skąd wiedziała, że to ten? Na jego końcu stali zawsze będący przy szefie, agent Bunch i Smith.
- Co? Zdziwieni? - spytała z ironicznym uśmieszkiem. - Przyszłam do waszego szefunia, więc odsuńcie swoje tyłki na bok.
- Stój! Nigdzie nie idziesz! - krzyknęli równocześnie, celując w Alice.
- Ostatnio mnie trochę wkurzyliście, ale wam wybaczyłam. Miałam dziś dobry humor, ale skoro go zepsuliście... To był krok w ślepy zaułek, drogie robociki Jenkinsa... - powiedziała.
Załatwiwszy ich jednym strzałem, skwitowała:
- Eh, jakoś słabi ostatnio ci wrodzy. Co się dzieje z tym światem zła...
Zauważywszy, że przed nią stała tylko ściana, postanowiła wykorzystać stary trik. Zdziwiła się, że taka wersja kryjówki jeszcze jest wykorzystywana. Zastukała w ścianę i i usłyszała głuchy dźwięk. Postanowiła, więc otworzyć tajne przejście.

Udało się. (pf.. jak zwykle.)
- Czekałem na ciebie. - przywitał się słodko. - No, usiądź sobie, porozmawiamy.
- Sorry, Blondie, ale nie skorzystam. - wyśmiała go.
Westchnął, po czym przeszedł do baru.
- I jak? Zdecydowałaś się na współpracę? - spytał.
- Tak, na pewno po wczorajszej akcji... - prychnęła.
- Ja bym na twoim miejscu skorzystał, Alicjo. - słodził. - Dla ciebie mogę zrobić wyjątek i dostosować się do części twoich warunków.
Jednak nasza agentka głupia nie jest, więc od razu wyczuła śmierdzący podstęp.
- Mhm... Przełącz się na cichy tryb, Jenkins.
Nie wytrzymał tych chamskich odzywek, której leżały w naturze Alice.
- Słuchaj! Proponuję ci świetny układ, a ty go odrzucasz i na dodatek zabijasz mi część ekipy! Lepiej uważaj, bo tym nie zlituję się nad tobą! - krzyknął.
Alice ma charakterek, więc wściekła się.
- Zlitowałeś? Próbowałeś mnie zabić ty chory na umyśle blondsolaro w garniaku. Myślisz, że przestraszę się twoich groźb? Zresztą zabiłam twoje laleczki z łatwością!
Rozejrzała się po pomieszczeniu i powiedziała:
- Hm... Przydałyby się tu jakieś kolory. Co myślisz o czerwonym? Wspaniale komponowałby się z tą panującą czernią.
Wyciągnęła pistolet i... jak powiedziała, tak zrobiła. Ozdobiła pokój odrobinką czerwieni.
Mężczyzna cicho jęknął i padł na ziemię.
Alice pobiegła do wielkiej sali, w której poznała Jenkinsa.
Od razu ruszyła w stronę metalowej szafy, w której były jej akta.
To, co zobaczyła, było szokujące. Skąd miał te wszystkie informacje? Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Zszokowana upuściła akta i przestraszona wybiegła.
Jak myślicie, co tam było? 
ps. Dla spostrzegawczych, którzy zauważyli niezgodności w scenografii (trochę różniące się tło, miejsca będące we wcześniejszych częściach): Raz gra nie zapisała się i musiałam zrobić sale agencji od nowa.
Pozdrawiam