Dziękuję wszystkim powyżej

Zapewne ucieszy was fakt, że moje postanowienie trafił szlag -,-
Ale tylko dziś oddałam się słabości. Obiecuję egzaminowy Buddo.
Bo skoro dziś święto, to i ja poświętuję. A co!
Dziś malutko zdjęć(jak na mnie), więcej tekstu. Pełny odcinek obiecuję we wrześniu
Dla Meg.
Odcinek 12
-Proszę! - dr Eryk Mitręga zawołał kolejnego pacjenta.
Gibon wszedł przez uchylone drzwi do gabinetu. Rozsiadł się w miękkim fotelu i spojrzał na ciemnowłosego mężczyznę w średnim wieku.
Ten poprawił okulary na nosie, skrzyżował nogi i zaczął:
-Jak minął panu tydzień, panie Everdeen?
-Zwyczajnie -odpowiedział tamten oschle.
-A jak się miewa niemowlę?
Gibon się jakby trochę rozchmurzył i odparł:
-Bardzo dobrze. Rośnie i ładnie przybiera na wadze.
Chwilę później dodał z czułością:
-Jest taka delikatna i kochana. Zawsze się do mnie uśmiecha kiedy noszę ją na rękach. Ma takie małe paluszki i bystre spojrzenie. Cała mama -westchnął i ponownie przybrał obojętnym wyraz twarzy.
Psycholog przewertował parę kartek i zapytał:
-Czy to nie dzisiaj pańska siostra opuszcza Ośrodek Leczenia...
-Tak -przerwał mu w połowie zdania Gibon. -Zaraz po wizycie jadę z mężem ją odebrać.
-To chyba dobrze, że zdecydowała się na opuszczenie ośrodka. To oznacza, że jest gotowa. Skoro psychiatra nie ma żadnych zastrzeżeń do jej wypisu, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Powinieneś się cieszyć. Oczywiście, przez jakiś czas, będzie musiała brać leki i widywać się z...
-Wiem to wszystko. Chodzi o to, że w ogóle nie powinna się tam znaleźć. Nie umieszcza się ludzi w psychiatryku z powodu depresji poporodowej -rzekł rozgniewany.
-Puszczę mimo uszu ten dysfemizm. Posłuchaj mnie Gibon, prawda jest taka, że gdyby twoja siostra Kleo nie zareagowała, Alba nie wyszłaby z tego sama. Pozostałeś bierny, kiedy ona potrzebowała cię najbardziej. Nieleczona depresja może się nasilać. Skutki mogły być opłakane. Mogła zrobić krzywdę sobie, albo nawet dziecku.
-Radziłem sobie, wspierałem ją i pomagałem.
-To by nie wystarczyło. Z tego co mówiłeś, miała trudną przeszłość i już wcześniej występowały epizody depresyjne. To, że zdecydowała się poddać opiece, było jej wyborem, a ty się na to zgodziłeś. Ale chyba wiem dlaczego jesteś dziś taki zły.
Gibon spojrzał na doktora przez ramie i uniósł brwi.
-Przez trzy miesiące nieprzerwanie opiekowałeś się siostrzenicą. Karmiłeś, bawiłeś. Teraz to matka zajmie się dziewczynką, a ty już nie będziesz miał wpływu na jej dalszy rozwój.
-Sugerujesz, że chce odebrać jej dziecko? -powiedział wściekły. -Żegnam szanownego psychologa.
Gibon skierował się w stronę drzwi. Mitręga zawołał za nim:
-Minęło dopiero piętnaście minut pańskiej wizyty!
-Ja myślę, że nasz czas się skończył.
-To zapraszam za tydzień o tej samej porze!- zawołał za wychodzącym już rudzielcem.
-Twoje niedoczekanie -wysyczał i wyszedł gabinetu.
Ever czekał na niego w holu. Podniósł oczy znad magazynu i skwitował:
-Płacę tysiąc simoleonów za godzinę u tego człowieka, żebyś ty mógł sobie do woli histeryzować. Brawo, to takie dojrzałe.
Wstał z sofy i spojrzał na rudzielca.Ten zatrzymał się przed nim, wymierzył w jego klatkę palec wskazujący i powiedział gniewnie:
-Ty mnie do tego zmusiłeś, więc zamknij się i przyjmij do wiadomości, że nie potrzebuję psychoanalizy. Obiecałem tobie i Kleo, że spróbuję. Dotrzymałem słowa, byłem tu cztery razy. Nie chcę już nic więcej słyszeć na ten temat. Teraz rusz się i jedziemy po Albę.
W tym samym czasie Sutton wybrała się na spacer do parku z siostrzenicą. Kiedy mała grzecznie spała w wózku, ona siedziała na ławce i czytała książkę.
-”Ojciec Sergiusz” Lew Tołstoj. Niezły wybór -zagadnął nieznajomy.
Dziewczyna udając, że go nie słyszy, przewróciła stronę. On usiadł obok niej i wpatrywał się w dal.
Wreszcie dała za wygraną, schowała książkę i spojrzała na nieznajomego.
-To twoje dziecko? -zapytał.
-Nie każda nastolatka z dzieckiem jest młodą matką -oburzyła się Sutton.
-Przepraszam, chciałem po prostu zagadać.
-Bardzo taktownie.
-No przestań. Jestem Tony -powiedział i wyciągnął rękę w jej stronę. Zignorowała ten gest.
-Skąd jesteś? Pierwszy raz cię tu widzę -nie dawał za wygraną chłopak.
-Ale zapewne ostatni -odfuknęła i chwyciwszy wózek, odeszła.
On siedział oniemiały. To była pierwsza dziewczyna, która go kiedykolwiek olała.
***
Gibon nerwowo krążył po holu ośrodka.
-Ileż można się szykować? -zapytał.
-Gdybyś też mi przyniósł tyle fatałaszków, co jej, to pewnie czekałbyś na mnie do wieczora -wymamrotał i wrócił do czytania gazety.
Wtem otworzyły się drewniane drzwi i stanęła w nich Alba. Uśmiechała się szeroko.
Rudzielec na jej widok rozpromienił się, podbiegł do niej i mocno uściskał.
-Albuś... -rzekł tylko. Głos mu się łamał i po chwili zaczął pociągać nosem.
-Gibon, weź się w garść. Przecież wszystko w porządku -odparła wesoło.
Po tych słowach rozbeczał się całkowicie. Ona przytuliła go mocniej i szeptała do ucha uspokajająco:
-No ćśś... już dobrze. To ja powinnam płakać, a nie ty, głuptasie.
Everdean w tym czasie rozmawiał z psychiatrą. Przyjął od niego receptę, uścisnął mu dłoń i zwrócił do ściskającej się dwójki:
-Nie róbcie scen, wszyscy się na was patrzą.
Tamci wybuchnęli śmiechem i odsunęli od siebie.
Alba podeszła do czarnowłosego i również go objęła. Ten odwzajemnił gest niechętnie.
-Dzięki Ever za wszystko. Za to, że pociągnąłeś za parę sznurków, abym mogła tu zostać. Nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć.
-Tak, tak. Chodźmy już -odparł sucho, jednak przez jego twarz przemkną nikły uśmiech.
Odetchnął z ulgą. Alba była pełna życia, jak wtedy, kiedy była nastolatką. Oczy znów jej błyszczały, a policzki nabrały delikatnych rumieńców. Ten widok był wart każdych wydanych przez niego pieniędzy.
Dotarli do domu w świetnych nastrojach. Kobieta po drodze opowiadała zabawne historie, przesadnie gestykulując. Gibon dawno nie śmiał się tak szczerze, a Ever odzyskał spokój ducha.
Atmosfera zmieniła się diametralnie, kiedy weszli do salonu. Alba zrobiła się spięta, a rudowłosy nerwowy.
W pomieszczeniu stała Sutton z niemowlakiem na rękach.
Popatrzyła na brata i kiedy zobaczyła jego zdezorientowaną minę, prychnęła znacząco. Podeszła do blondynki i pewnym ruchem włożyła jej w ramiona dziewczynkę.
Małe lśniące oczka wpatrywały się w nieznaną twarz. Po chwili drobne usteczka zadrżały i wydobył się z nich przeraźliwy płacz. W pierwszym odruchu Gibon chciał zabrać dziecko, jednak Ever powstrzymał go, kładąc mu na ramieniu rękę.
Alba wpatrywała się w swoją córkę z nieukrywaną ciekawością. Instynktownie zaczęła lekko bujać dziewczynkę.
Robiła to tak długo, aż ta się uspokoiła.
Zachwycona obliczem córki, przyciągnęła ją do piersi i pocałowała w alabastrowy policzek.
Teraz już wszystko się ułoży. -pomyślała.
Spojrzała na otaczające ją grono. Sutton stała spokojna. Ever gdzieś się ulotnił, a Gibon wpatrywał się w Albę z dziwnym wyrazem twarzy.
-Jak jej dasz na imię? -zapytał Gibon. -Nie wiem, jak mam się zwracać do mojej ślicznoty.
-Macie może jakieś propozycje? -zwróciła się do wszystkich.
-Cytrynka! -zawołała, rudowłosa. -Gibon ciągle tak do niej mówi. Poza tym, pachnie cytrusami.
-Sut, przestań. To śmieszne. Daj jej samej zdecydować -zganił ją brat.
Blondynka roześmiała się cicho. Odgarnęła zabłąkany kosmyk z czółka niemowlaka i wciągnęła głęboko powietrze. Dotarła do niej delikatna woń owoców egzotycznych, tak cudowna, że zakręciło jej się w głowie.
-A nie mówiłam! -zawołała Sutton i klasnęła w ręce.
Wszyscy jednocześnie wybuchnęli śmiechem. Po chwili spokojnym głosem odezwała się Alba:
-Lemon. Będzie miała na imię Lemon Carrol.

C.D.N.
Bonusik!
W krainie bugów:

