Odcinek 6

Katniss wdała się w ojca pod względem inteligencji. Jak się okazuje w przeciwieństwie do matki, ciągną ją nauki ścisłe. Widzi siebie na profilu biologia, chemia i jeśli chodzi o te drugie, z wyjątkowym zapałem eksperymentuje.

Cóż, nie zawsze jej wychodzi. Ale nie ma czasu na kąpiel! Trzeba odrobić lekcje!

Pewnego dnia Hinrika wyszła przed dom w celu zapłacenia rachunków, kiedy zobaczyła paparazzi, tego samego co w Bridgeport.

-Hej! Poznajesz mnie?
-Emm... pani jest córką tego sławnego polityka Hori?
-Nie! Zapomniał pan? Częstowałam pana herbatką w Bridgeport!
-Babcia?

Przepełniona goryczą, udała się do skrzynki pocztowej by w geście pełnym nienawiści kierowanej w stronę paparazzi, wyjąć rachunki. Potem minęła ponownie mężczyznę, racząc go wzrokiem pełnym zimna, by siąść wraz z Calebem i oglądać z nim telewizję.

Musiałam! On tak słodko wygląda trzymając tą zabawkę! Oboje są tu tacy kochani. Jeszcze tego wieczoru Caleb zamierzał godzinami rozmawiać przez telefon z Linzi
(„Po co dresiarz idzie do lasu? Poziomki!”)
ale jego siostra brutalnie go rozłączyła, twierdząc, że musi zadzwonić do ośrodka naukowego, powiadomić ich o nowym odkryciu. W głowie chłopaka tkwiło przekonanie, że jego zajęcie było dużo bardziej wzniosłe i poważne, więc pod przykrywką kochanego brata, postanowił zaplanować zemstę.

Żart był naturalnie poważny i wyrafinowany. Coś na poziomie Lindsay.

Tak czy siak, jestem pełna podziwu dla intelektu Katniss, skoro zareagowała w pozytywny dla Caleba sposób na jego „Kat, może chciałabyś wziąć sobie... phihihi... prysznic?”.

Ka bum!
Oczywiście dziewczyna ma zdaje się piąty poziom logiki, więc nie ulega wątpliwości, że jej zemsta (za zemstę) będzie dużo lepiej wymyślona i zaplanowana niż plan Caleba. Na pewno będzie to coś złożonego, co zaboli Caleba psychicznie w jego najczulszy punkt.

Albo, zrobi dokładnie to co Caleb...
-Cal, nie masz może ochoty się... hihihi... wykąpać?
Niee, on na pewno nie da się nabrać...

Albo jednak da...
Hej, całkiem mu pasuje niebieska czupryna. Do oczu zwłaszcza. Teraz na mych ustach pojawia się złowieszczy uśmieszek. Bój się przyszłości Calebie, bój!
Szybko zmył farbę i ruszył do szkoły, autobus czekał. Do jego dosiadła się pewna (urodę oceńcie sami) dziewczyna i imieniu River. To pewna odmiana dla Caleba. Jest jednym z najprzystojniejszych chłopaków w Sunset, jego rodzice są sławni, więc dziewczęta są nim onieśmielone.

-Czy mi się zdaje, czy zadajesz się z tą dziwaczką?- zaczęła rozmowę River.
-Z kim?- zdziwił się Caleb, gdyż na słowo „dziwaczka” wyobraził sobie właśnie River.
-No z tą blondynką z niebieskimi pasemkami. Lindsay. Uważaj na nią. Robi wrażenie takiej dowcipnej i uroczej, ale tak naprawdę, leci tylko na kasę. Kojarzysz jej chłopaka?
-Nie- mruknął Caleb. Był tu całkiem nowy, cud, że kojarzył River! Był ciekaw co dziewczyna powie o jego pierwszej przyjaciółce w nowym mieście.
-Josh. Jego matka jest burmistrzem miasta, a ojciec dyrektorem jakiejś wielkiej korporacji. Chłopak jest nadziany, a ona podobno mało z nim nie zerwała, kiedy do miasta przyjechał jakiś aktor i miał tu zamieszkać, a gdy okazało się, że jednak wraca do swojego miasta, ona znów była kochaniutka i milutka dla Josh’a.

-Więc czemu ten Josh z nią nie zerwie?
-Bo ten idiota wciąż się łudzi, że Lindsay kocha go za jego wnętrze i takie tam.
-Wiesz, River, wolałbym jednak sam wyrabiać sobie zdanie o ludziach, niż słuchać tego co mówią o nich inni. Więc pozwól mi samemu poznać Lindsay- powiedział nieco oschłym tonem. Nie mógł uwierzyć, że osoba, z którą całe popołudnie się wygłupiał, byłaby taka płytka.
-No dobrze- zgodziła się River- wybacz, że ci to wszystko mówię, po prostu słyszałam na korytarzu, że się z nią zadajesz i poczułam się w obowiązku ci powiedzieć.
Co prawda Caleb powiedział, że nie będzie sobie brał do serca słów River, ale jednak w szkole unikał Lindsay. Każdy jej śmiech, każde słowo, każdy gest wydawał mu się inny. Nagle wydała mu się strasznie sztuczna.
Po szkole, jeden z chłopaków, z którym Caleb siedział na matmie, zaprosił go do kina. Dla waszej wiadomości, nie, to nie randka! Okazało się, że jedzie też jego kuzynka.

Na miejscu, okazało się, że owa kuzynka, to dokładnie River. Jak widać, oboje są widocznie podnieceni widokiem Caleba. To jest trochę straszne. Po filmie chłopak w krótkich gaciach musiał już iść, więc Caleb i River poszli sobie sami do kawiarni.

-Wiesz, dzięki, że mnie ostrzegłaś- powiedział w pewnym momencie Caleb, ucinając temat lam, który właśnie omawiali. River uniosła brew.
-Co do Lindsay- wyjaśnił.
-Więc zmieniłeś zdanie, co do własnego oceniania?- zdziwiła się.
-Nie, tylko no... dobrze jest znać opinie innych, tak na wszelki wypadek...
River westchnęła ciężko, patrząc ze skwaszoną miną na chłopaka.
-Rozumiem cię, ale jeśli uwierzysz, że ona cię lubi bez względu na twój portfel, możesz się poczuć potem oszukany i zraniony, więc głupio mi na to wszystko patrzeć z założonymi rękami.

-Więc co, mam ci obiecać, że nie będę się z nią zadawać?
-Mi nic nie musisz obiecywać. Lepiej obiecaj sobie.

Tego samego wieczora, kiedy Caleb odprowadzał do domu River, zadzwonił jego telefon.
-Hej przygłupie, mogę do ciebie wpaść, mam pewien złowieszczy plan jak zapanować nad światem!- zabrzmiał rozchichotany głos Linzi.
-Wiesz, dziś raczej nie mogę... jestem poza domem, no wiesz...
-Ech, myślałam, że zostałeś kujonem i odwracałeś na korytarzu wzrok jak mnie zobaczyłeś, bo biegłeś się uczyć, ale po takim obrocie wypadków, muszę wysnuć wniosek, że mnie unikasz- powiedziała Lindsay.
-Nie unikam, tylko na razie nie mam czasu się z tobą spotkać- odparł zirytowany Caleb.
-No wiesz co, a liczyłam, że ozdobimy czyjś dom jajkami, niszczysz marzenia!- mruknęła z wyrzutem.- Nawet po tym nie zmienisz zdania?
-Żadne jajka nie sprawią, że zmienię swoje plany. Jestem zajęty!- krzyknął do telefonu i się rozłączył. River, która nie słyszała Lindsay, tylko Caleba, miała na twarzy dość dziwną minę. No chyba nie powiecie, że ta wypowiedź wyjęta z kontekstu brzmiała normalnie!
Tego dnia Caleb dostał tylko jednego esemesa od Lindsay „Wiesz jak się nazywa człowiek nóż? Janusz!” na którego nie odpisał.