ODCINEK 12
Nadeszła długo oczekiwana chwila. Poród zastał Cindy w bibliotece, gdzie chodziła ostatnio pod pretekstem czytania literatury dotyczącej dzieci, a tak naprawdę pochłaniała po kryjomu romansidła i kryminały.
Mandy była akurat na przyjęciu u koleżanki z pracy, ale po wiadomości o rozpoczęciu porodu przyjechała tak szybko, że czekała już przy wejściu, zanim siostra dotoczyła się do szpitala, przywieziona przez przypadkowego mężczyznę z biblioteki.
Przebrała się na wszelki wypadek w szpitalne ciuchy i pobiegła za Cindy do środka.
Pomoc chirurga nie była jednak potrzebna, poród odbył się szybko i bez komplikacji. Na świat przyszedł chłopiec, którego nazwano Kevin.
W domu Mandy natychmiast zaczęła prawić młodej mamie kazania.
- Pamiętaj, teraz musisz spoważnieć. Dziecko to nie przelewki, a ja nie zamierzam być całodobową niańką. Będziesz zajmować się Kevinem najlepiej, jak potrafisz, jasne?
- Jasne, jasne – zgodziła się ochoczo Cindy, zadowolona, że siostra w ogóle z nią rozmawia.
- Ok, dzisiaj wyjątkowo możesz się już położyć, jesteś zmęczona po porodzie. Maszeruj do łóżka – zakomenderowała stanowczo Mandy. Siostrze nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, szybko oddała noworodka i czmychnęła do sypialni.
Mandy pobawiła się chwilę z Kevinem i położyła go spać. Stanęła nad kołyską, wpatrując się w małą buzię. Włosów jeszcze nie miał, a oczka miały nieokreślony kolor, jak zawsze u noworodka, ale ich lekko skośny kształt nie pozostawiał złudzeń co do tego, że ojcem może być tylko mężczyzna o azjatyckich korzeniach. Mandy sama nie wiedziała, czy żal jej Maxa, czy czuje ulgę, że dziecko Cindy nie jest jego.
- Mówię ci, instynktu macierzyńskiego to nie ma w niej za grosz – narzekała Mandy, gdy kilka dni później Joe wpadł obejrzeć dziecko. –
Niby go karmi, przewija, ale mam wrażenie, że robi to tylko dlatego, że musi. Ani razu jeszcze nie widziałam, żeby go przytuliła, wyobrażasz sobie?
- A to przecież takie słodkie maleństwo – rozczulała się ciocia.
Joe miał dla małego Kevina prezent powitalny – nową huśtawkę. Mandy była zachwycona, bo mogła teraz mieć siostrzeńca na oku, gdy kręciła się po dolnym piętrze apartamentu.
Cindy wstała wreszcie, zgrywając bardzo zmęczoną nocnym wstawaniem do dziecka, i usiadła z siostrą przy stole.
- Nie, żebym coś sugerowała, ale mały może już zacząć wychodzić na pierwsze spacery – mruknęła Mandy.
- Koniecznie dzisiaj? Jestem wykończona! - zaczęła bliźniaczka, ale urwała, widząc minę siostry.
- Ok, ok, pójdę! - dodała szybko. Ubrała się i wyjęła synka z huśtawki.
- To co, mały, ładnie mamusia wygląda z wózkiem? Chyba nieźle, co? Gdzie idziemy na spacerek? – zagadywała dziecko, gdy nagle do głowy wpadł jej pewien pomysł. Postanowiła odwiedzić Kai'a i pokazać mu Kevina.
Tak, jak się spodziewała, mężczyzna nie był zadowolony. Sugerował, że dziecko nie jest jego, mimo uderzającego podobieństwa, i w ogóle nie chciał o nim słyszeć.
Cindy nie zmarnowała okazji, by poinformować dziewczynę Kai'a, że zdradzał ją i ma dziecko. Z uczuciem mściwej satysfakcji opuściła ich dom, nie interesując się więcej tym, czy ich związek to przetrwa.
W domu stało się coś strasznego – Dexter, ukochany kotek, umarł. Mandy rozpaczała cały dzień i chociaż wiedziała, że to głupie, nie zgodziła się zawieźć urny na cmentarz. Postawiła ją w swojej sypialni.
Cindy znowu zaczęły kusić imprezy. Pewnego wieczoru poprosiła siostrę, by zajęła się jej synkiem, a sama wyszykowała się i umówiła z przyjaciółkami w klubie.
Była już spóźniona, więc zostawiła płaczące dziecko w kołysce, nie zważając na to, że jest głodne i potrzebuje towarzystwa.
Mandy nakarmiła malucha, kiwając głową z politowaniem. Uwielbiała siostrzeńca i chętnie się nim zajmowała, ale wolałaby, żeby siostra poświęcała swojemu dziecku trochę więcej uwagi.
Cindy wolała jednak inne rozrywki.
Gdy nad ranem wróciła do domu, ze zdziwieniem zobaczyła Kevina, tulonego i zabawianego przez Joe.
- Co ty tu robisz o tej porze? Gdzie jest Mandy? - spytała.
- Mandy śpi... Dodam, że od bardzo niedawna. Jeśli już musisz wiedzieć, to TWOJEGO syna pół nocy bolał brzuszek, więc zostałem tu na noc, żeby pomóc Mandy przy TWOIM dziecku – odpowiedział dobitnie Joe.
- Sugerujesz, że ja go zaniedbuję? Co ty sobie wyobrażasz? Nikt ci nie kazał zgrywać niańki! – irytowała się dziewczyna.
- Zgrywam niańkę, bo ktoś musi. Żal mi dzieciaka i tyle. Gdybym był na miejscu twojej siostry, to nie wyręczałbym cię, tylko urządził ci taką szkołę życia, że od razu odechciałoby ci się imprezowania. – Joe miał problem z ukryciem niechęci do Cindy. Nigdy nie przepadał za tą flirciarą, a odkąd dowiedział się, że zdradziła Maxa, nie znosił jej jeszcze bardziej. Właściwie tolerował ją tylko dlatego, że była siostrą jego przyjaciółki.
- A skoro taka z ciebie cudowna mamusia – dodał -
to proszę bardzo, Kevinowi trzeba właśnie zmienić pieluszkę. Pokaż, co potrafisz.
Zostawił dziecko w huśtawce i ruszył do wyjścia, nie zważając na Cindy krzywiącą się z niesmakiem na myśl o przewijaniu.
- On ma rację, musisz poświęcać małemu więcej czasu – powiedziała Mandy, która schodziła akurat na dół i słyszała całą rozmowę, a teraz wpatrywała się uważnie w siostrę trochę nieudolnie przewijającą synka.
- Dobrze, już dobrze, będę się nim częściej zajmować – Cindy wyraźnie chciała, żeby siostra już się odczepiła. Przez pół dnia demonstracyjnie nosiła Kevina na rękach, co nie przeszkodziło jej plotkować z Meg przez telefon.
Po południu wyszły nawet na wspólny, rodzinny spacerek...
...ale chętnie przekazała dziecko siostrze, bo zaczęły ją boleć ręce od tego noszenia.
I w końcu nadszedł dzień, który zmienił wszystko. Była sobota. Mandy zaprosiła na wieczór Ann i Steve'a, planowała siedzieć z nimi do późna.
„W nagrodę” za ostatnie starania siostry zgodziła się przy okazji znowu zająć Kevinem.
- Dzięki, jesteś kochana, co ja bym bez ciebie zrobiła? - dziękowała jej wylewnie Cindy.
- Pewnie siedziałabyś dzisiaj w domu, a tego mogłabyś nie przeżyć... - śmiała się Mandy. -
Tylko nie pij dużo!
- Ok, ok. Pojadę własnym samochodem, żeby mnie nie kusiło – obiecała Cindy, przebrała się i ruszyła na parking.
Mandy spędziła wieczór tak, jak przystało na domatorkę – z przyjaciółmi, przy spokojnej muzyce i grach planszowych. Kevin spał grzecznie w huśtawce.
Cindy tymczasem przybyła do klubu. Zapowiadała się naprawdę świetna impreza, Jessica i Meg czekały już przy barze.
Początkowo, zgodnie z obietnicą daną siostrze, jadła tylko barowe jedzenie, jednak za barem stał naprawdę świetny miksolog i w końcu nie potrafiła oprzeć się pokusie.
„Tylko jeden drink”, pomyślała.
Pięć drinków później siedziała nadal przy barze, ignorując telefon, dzwoniący w kieszeni sukienki.
- Co, siostrunia cię ściga? – spytała ironicznie Jessica.
- Aaa, to na pewno nic ważnego... Przecież jest jeszcze wcześnie. Jak kocha, to poczeka. Złociutki, nalej mi jeszcze raz to samo - zachichotała. Wszystkie trzy były już pijane, ale z każdym drinkiem bawiły się lepiej.
W końcu wybiła druga w nocy, klub zamknięto i zgasły światła. Cindy wstała chwiejnym krokiem i ruszyła do wyjścia.
- Dziewczynki, chyba nie kończymy imprezy? „Kujon” jest jeszcze otwarty – zaproponowała Jessica, gdy stanęły na chodniku.
- Ok, złapmy taksówkę – zgodziła się Meg i ruszyła w stronę postoju, ale Cindy zatrzymała ją.
- Taksówkę? Mowy nie ma, mam tu samochód, nie chce mi się przyjeżdżać tu jutro specjalnie, żeby go odebrać!
- Oszalałaś? Chcesz prowadzić w takim stanie? Nie możemy jechać twoim samochodem! – zaprotestowała Meg. -
Ja nie jadę, życie mi jeszcze nie zbrzydło!
- Nnnie, to nie, sztywniaczko. My… my jedziemy, prawda, Cindy? - Jessica wyraźnie walczyła z pijacką czkawką.
- Pewnie, że tak. Paaa, sztywniaczko! - Cindy pomachała niezgrabnie ręką i odjechała razem z Jessicą, zostawiając obrażoną Meg na ulicy.
Mandy spała tej nocy w pokoju Cindy, żeby w razie czego mieć blisko do kołyski Kevina. Wstała, bo obudził ją dzwoniący telefon.
Na wyświetlaczu zobaczyła ze zdziwieniem imię Steve'a. Wiedziała, że przyjaciel po wyjściu od niej wybierał się na nocny dyżur na pogotowiu, więc nic dziwnego, że nie spał, ale czego mógł od niej teraz chcieć? Odebrała telefon i natychmiast usłyszała zdenerwowany głos:
- Mandy! Mandy, jesteś w domu? Wychodziłaś gdzieś?
- Nie, no skąd, jestem z małym w mieszkaniu, a o co chodzi? - spytała, walcząc ze złymi przeczuciami.
- Całe szczęście – odpowiedział Steve, przekrzykując hałas syreny, jakby jechał właśnie szpitalną karetką –
ale jeśli TY jesteś w domu, to znaczy, że mam dla ciebie złe wieści...
CDN