- Dobrze, że nie słuchają - mruknąłem i odszedłem dalej. Ulice miasta były puste, niczym głowy przynajmniej części debatujących. Splunąłem na ziemię, po czym ruszyłem przed siebie w nadziei, że na dachu któregoś z budynków siedzie snajper i mierzy w mój przeciążony od całonocnego myślenia łeb. A nawet jeśli żaden nie mierzył, to i tak miałem wrażenie, ze głowa za chwilę mi eksploduje.
EDIT: Diana, słuszne spostrzeżenie, NOSOWI przywiało