- Ile było ofiar w banku - spytał mnie, przerywając milczenie.
- Nie wiem. Wszyscy ochroniarze wyglądali na martwych. Policja będzie musiała się skontaktować z innymi szpitalami, żeby określić liczbę ofiar.
- Ale te chłopak tej liczby nie powiększy - wszedł nam w słowo znajomy chirurg. - Chłopak przeżyje.
- Jednego trupa mniej dzisiaj - westchnęłam ciężko.
- Ty i ta twoja empatia - mruknął lekarz z niezadowoleniem.
- No przecież się cieszę, że żyje - zaoponowałam. - Po prostu nie mogę się już wysilić na miłe słówka. Wracam do domu, pa.
Pożegnałam się i wróciłam do mojego małego, ale za to przytulnego mieszkanka.
Dobra, nie mogłam się powstrzymać

Też nie mam pojęcia dlaczego to motyka poszedł na pierwszy ogień, szczególnie, że oprócz przedstawienia postaci chyba nic więcej tu nie napisał (a przynajmniej nie kojarzę..

)