- Zaraz, zaraz chwileczkę. – krzyknął ciemnoskóry doktor.
- O święty Władysławie ale mnie pan wystraszył. – Henryk był trochę zdenerwowany na lekarza, który zasłonił mu wejście do sali z numerem osiem.

- Pan wybaczy muszę się spytać czy jest pan kimś z rodziny ofiary. – powiedział mężczyzna oparty o drzwi.
- Ale pielęgniarka powiedziała, że mogę wejść. – hrabia nie mógł się doczekać spotkania z Romaną.
- Wanda? Wanda jest u nas dopiero kilka dni musi się nauczyć wszystkich procedur. – uśmiechnął się lekarz.
- Ja zapłacę... – powiedział z głupią miną.
- Proszę pana, nawet jeśli byłby pan kimś z rodziny to nie wiem czy bym pana wpuścił, pacjentka jest w bardzo ciężkim stanie. Mimo, że leżała na dworze zdążyła się zatruć dymem.
- A skąd pan wie, że ja nie jestem kimś z rodziny. – Henryk próbował walczyć.
Lekarz uśmiechną się i powiedział – przykro mi, proszę iść do domu, jutro zobaczymy co da się zrobić. Po za tym proszę zobaczyć już prawie 23 w nocy pacjenci chcą spać.
- Dobrze, przepraszam. – właściciel masarni był bardzo przygnębiony.
Wyszedł ze szpitala.

- Cześć, to ja Henryk przepraszam, że dzwonię tak późno ale moje auto stoi przy wysypisku na fabrycznej możesz poprosić chłopaków żeby odwieźli mi je do firmy... No dzięki dobranoc. – Hrabia wyciągnął swoją komórkę. Po rozmowie złapał taksówkę...

W czasie drogi do willi Henryk myślał o każdej spędzonej chwili z tą tajemniczą kobietą. Dlaczego mi pomogła? Dlaczego nie chciała zgodzić się na moją propozycję? Głowę mężczyzny zaprzątało wiele pytań, na które nie mógł sobie odpowiedzieć.
- To tutaj proszę pana, należy się 20 simoleonów. – taksówkarz odwrócił się w stronę Henryka.
Starszy pan zapłacił za podwózkę po czym ruszył w stronę drzwi swojej willi.
W kuchni paliło się światło, hrabia był zdziwiony ponieważ jego pokojówka zawsze chodziła wcześnie spać.
- Asiu jesteś tam? – krzyknął, po czym wszedł do kuchni. Młoda policjantka stała tuż obok stołu przy, którym siedziała Joanna.

- Dobry wieczór Henryku, jak widzisz przyszła do nas pani policjantka.
- Wiesz już co się stało na wysypisku? – spytał
- Tak, tak. – pokojówka pokiwała głową.
- W takim razie nie będę przeszkadzał. – hrabia udał się do swojego gabinetu.
- A więc mówi pani, że około godziny 15 po południu wyszła pani z domu. – wypytywała policjantka.
- Tak, do banku aby zapłacić rachunki i jeszcze na pocztę bo Henryk po prosił mnie abym wysłała mu list.
- Dobrze, a czy ktoś może to potwierdzić, nie wiem na przykład jakiś przelew, który robiła pani w tym samym czasie z datą i godziną.
- Słucham, pani mnie o coś podejrzewa próbuje pani ustalić moje alibi? – kobieta wstała z krzesła.
- Proszę się nie denerwować to zwykła formalność. – popatrzyła miłym choć podejrzliwym wzrokiem.
- Dobrze, ale ja takie dokumenty wyrzucam. – Joanna zaczęła się pocić, ręce drżały jej coraz bardziej.
- Wyrzuca pani?! – krzyknęła – Przecież to może być jedyny dokument, że pan hrabia przelał pieniądze. Inne ważne dokumenty też pani wyrzuca?
- Nie ja nie wiedziałam, przepraszam.
- No nic pojadę z chłopakami do banku to ten na różanej, tak? – zapytała wychodząc.
- Tak. – powiedziała po cichu.
- W takim razie dobranoc. – policjantka wyszła z domu.
- Cholera, cholera, cholera!!! – Joanna była bardzo wkurzona. – Jak się teraz z tego wyplącze? Po jaką chorobę powiedziałam mu, że idę do baku., mogłam się przecież wymknąć w nocy... Przynajmniej ta żebraczka jest w szpitalu i miejmy nadzieję, że z tego nie wyjdzie. A ty gówniaro policyjna nic mi nie zrobisz wyjedziemy razem z Heniem i będziemy żyć długo i szczęśliwie. – kobieta położyła się spać...
Joanna sączyła kawę w kuchni.

- Dzień dobry Asiu. – Henryk wparował nagle do kuchni.
- Dzień dobry. – uśmiechnęła się.
- Jak tam przesłuchanie. – hrabia usiadł przy stole.
- A dobrze zaraz po twoim przyjściu się skończyło. – Asia zajrzała do lodówki.

- To świetnie nie, nie szykuj nic zjem coś na mieście, mam kilka spraw do załatwienia – to mówiąc staruszek podbiegł do drzwi i wyszedł.
Henryk kupił w pobliskiej kwiaciarni trzy czerwone róże. Był to bowiem ciepły wiosenny dzień chciał aby nieznajoma kobieta z wysypiska, do której właśnie jechał poczuła zapach wiosennych kwiatów. Po kilkunastu minutach spędzonych w miejskim korku dojechał w końcu do szpitala. Wchodząc wpadł na czarnoskórego lekarza. – Dzień dobry.

- A dzień dobry. – odpowiedział zasapany mężczyzna.
- Czy z tą kobietą z pożaru wszystko dobrze. – spytał.
- Tak kryzys minął, może już pan odwiedzić chorą. – uśmiechnął się.
- Panie doktorze jest pan proszony na izbę przyjęć. – krzyknęła młoda pielęgniarka.
- Przepraszam muszę iść, do widzenia. – powiedział
- Do widzenia. – krzyknął po czym wesołym krokiem szedł w stronę sali z numerem 8.

W środku leżała starsza kobieta w koku oraz okrągłych okularach, od których odbijało się słońce. Henryk był zauroczony pięknem kobiety leżącej na sali.
- To ty Basiu? – kobieta otworzyła oczy.
- Co prawda moja babka miała na imię Barbara ale obawiam się, że ja nie mam tak na imię. – powiedział z uśmiechem.
- Kim pan jest? – kobieta była zawstydzona. – A już wiem...
- Cieszę się, że mnie pani pamięta to dla pani. – mężczyzna postawił czerwone róże w wazonie.
- Dziękuję, ale nie wiem po co pan tu przyszedł, wcale się nie znamy. – staruszka nie była zbyt zadowolona.
- Dlatego chciałbym abyśmy się poznali, mam na imię Henryk Nowicki. – hrabia uśmiechnął się.
- Romana Walczuk. – odpowiedziała.

Zapadła niezręczna cisza... Henryk siedział na małym drewnianym krzesełku kompletnie nie wiedząc co powiedzieć. Romana czuła się głupio w nowej fryzurze i w okrągłych okularach zwisających jej na nosie...
C.D.N
Przepraszam za ostatnie zdjęcie chodzi mi o łóżko to dodatek więc chyba dlatego sie tak zrobiło. pozdrawiam