sorki ale w tym odcinku bedzie mało zdjęć bo właściwie Marysia tylko opowiada więc nie ma nawet jaich zdjęć dać
Odcinek V
Marceli był w wyraźnym szoku.
- Jak to? On nie jest…- powiedział trzęsącym się głosem. – Muszę sobie to wszystko przemyśleć.
- Dobrze – powiedziała prawie niesłyszalnie Marysia.
I pobiegła przed siebie.
Przechodziła przez ulicę Klasztorną, ale zamiast skręcić w lewo na ulicę Lipową, gdzie mieścił się jej dom, skręciła w prawo, na ulicę Bartową, gdzie znajdowała się klinika.
Za około godzinę wróciła do domu. Dopiero teraz zorientowała się, że Paweł wciąż tam na nią czeka.
- Paweł! Jesteś jeszcze? – zawołała już w progu. – Przepraszam cię najmocniej, ale jeszcze wstąpiłam do…
Urwała, bo na stole kuchennym leżał bukiet fiołków, a przy nim karteczka, na której było napisane:
„Z całego serca Cię przepraszam, że nie zaczekałem, ale miałem ważne spotkanie i nie mogłem dłużej zostać.”
Paweł
Maria włożyła kwiaty do wazonu i przebrala się w codzienne ubranie. Miała łzy w oczach. Postanowiła zadzwonić do swojej siostry, Bożeny.
„Muszę z kimś porozmawiać” – myślała Marysia. – „Muszę to z siebie wyrzucić i poradzić się kogoś. Tak, Bożena się najlepiej do tego nadaje”.
Migiem wykręciła znany już, swój były numer domowy, ponieważ Bożena mieszkała w jej rodzinnym domu.
- Halo? Mówi Bożena? Cześć, tu Marysia – powiedziała Marysia przez telefon.
- Cześć, co słychać? Ty… płaczesz? – zapytała zatroskanym głosem siostra.
- Nie…- zaczęła, ale postanowiła być z Bożeną szczera. – Tak, płaczę. Mam prośbę. Mogłabyś przyjechać do mnie? Tylko jak najszybciej.
- Oczywiście. A co się stało? – zapytała.
- Wszystko powiem ci, jak przyjedziesz – odpowiedziała Marysia.
I odłożyła słuchawkę. Czekała nie dłużej niż kwadrans.
- Cześć, Bożenko! – przywitała siostrę uściskiem. – Usiądźmy.
Usiedli tradycyjnie przy kuchennym stole i Marysia zaczęła opowiadać, aż doszła do wyjawienia prawdy.
- No i… powiedziałam mu prawdę.
- Jaką prawdę?- zapytała zdziwiona Bożena.
- Że… Damian nie jest jego synem – odpowiedziała Marysia.
- Co?! – krzyknęła bardzo zdziwiona i zszokowana kobieta. – Jak to?
- Właśnie tak samo zareagował Marceli, jak mu powiedziałam – powiedziała Marysia, lekko się uśmiechając. – Jednak macie coś wspólnego.
- Daj spokój! – powiedziała głośno Bożena, lekko się rumieniąc. – Opowiedz mi wszystko, jak to się stało.
- Dobrze – zaczęła Marysia. – Gdy miałam dziewiętnaście lat, jak sama wiesz, byłam głupia i naiwna. Wtedy nasi rodzice nie żyli już prawie pięć lat. Pracowałam jako kelnerka w miejscowej restauracji. Gdy przypadała piąta rocznica śmierci mamy i taty, jak zwykle byłam w złym humorze. Zawsze wtedy przypominał mi się radosny uśmiech mamy, która właśnie wróciła z zakupów i narzekającego ojca, który obiecywał, że już nigdy nie pójdzie z żadną babą do sklepu. Tego dnia w dodatku miałam ranny dyżur. W pewnym momencie zobaczyłam przy stoliku pewnego mężczyznę, nie wiem, co mnie w nim zauroczyło, ale zdawał mi się taki bliski. A że zjawił się w moim życiu w ten ważny dla mnie dzień, myślałam, że jest inny, niż większość mężczyzn. Nawet nie wiesz, jak się myliłam. Już od samego początku dobrze mi się z nim rozmawiało, dałam mu swój numer telefonu i adres, często posyłał mi kwiaty i dzwonił. Ciebie, Bożenko, wtedy nie było, byłaś na szkoleniu. Miałam cały dom do swojej dyspozycji i wiesz, co się stało… Carol był Włochem, przyjechał do Polski w sprawach biznesowych. Dwa dni później wyjechał. Obiecywał, że tylko na dwa tygodnie, że szybko wróci. Jak widać, nie wrócił. Byłam w ciąży, a gdy jeszcze o tym nie wiedziałam, poznałam Marcelego. Od razu oczarowały mnie jego błękitne oczy. Szybko się z nim związałam i wtedy dowiedziałam się, że będę miała dziecko. Wtedy wróciłaś. Nalegałam na ślub. Marceli oświadczył mi się, a tydzień później wzięliśmy ślub. Gdy Damian się urodził, powiedziałam mężowi, że jest wcześniakiem. Uwierzył. To wszystko, Bożenko.
I spuściła wzrok. Bożena przytuliła Marię mocno do siebie.
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć – powiedziała Marysia.
- Co takiego? – zapytała kobieta z zainteresowaniem.
- Ja… jestem w ciąży.