View Single Post
stare 10.12.2005, 18:09   #10
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Oto przed Wami przedostatni odcinek tego FS. Jutro dam ostatnią część...
Tak myślałam nad jakąś komedią, parodią i dojdę do tego, ale prędzej w formie samej treści, bez simowych zdjęć.

I takie pytanie do Was... Czy jest sens robić drugi tom "La Prostituto", czy też nie?

Zapraszam do czytania i komentarzy : )

"La Prostituto"
Odcinek X
-
„Zguba”


Irisz błąkała się po centrum Paryża. Jedna sucha bułka, to mało aby się najeść. Wystawy sklepowe obfitowały w towar. Kobieta smętnie patrzyła w kierunku klientek drogerii.
-Ech... – westchnęła ciężko i szła dalej.
Nagle z naprzeciwka wyszła grupa młodzieży – ot kilka dziewcząt i paru chłopaków, ale wszyscy roześmiani od ucha do ucha. Ann poczuła duszność i zimny pot na plecach, który odbił plamę z tyłu bluzki.
„Spokój, zachowaj spokój...” – powtarzała w myśli.
Młoda Westerpsorn nie wytrzymała, pchnęła jednego z mężczyzn prosto na ścianę sklepu.
-Kobieto, co ty robisz?! – ofiara poczuła się zdezorientowana.
Irisz dziwnie nadludzką siłą naparła na zaatakowanego przechodnia. Jedna z dziewczyn poderwała się gwałtownie i szturchnęła napastniczkę. Reszta grupy nabrała odwagi i pomogli. Prostytutka wpadła na latarnię i stała oparta o nią, wpatrując się tępo w uciekających ludzi.
-Ja..., ja nie chciałam. – wymamrotała, a obraz zaczęła jej przysłaniać czerwona mgła.
Przetarła oczy, dysząc coraz mocniej a w gardle czując niesamowitą suchość.
Ann nie miała zamiaru się temu poddać, więc pobiegła ku mieszkaniu Sana.
Paryżanie patrzyli na pędzącą postać, która co chwilę potykała się. Jednak wzrok innych nie był ważny – Irisz wiedziała, że mu wrócić do Londynu.
Wystarczyło kilka minut, a kobieta weszła do domu Louisa. Od razu zauważyła na podłodze małą kartkę...
-Clark Handwitch, w cholerę... – mruknęła i odrzuciła wizytówkę.

Ten dowód jeszcze bardziej utwierdził, że czas na wyjazd. Irisz uszła kilka kroków, aż spostrzegła plamę krwi i znajome ciało.
-O Boże! Nie, nie... – zaczęła panikować.
-tego za wiele, nie zostanę tu... – szeptała, starając się nie dotykać zwłok.
Szybko spakowała bagaże i czym prędzej wyszła, aby już nigdy tutaj nie wrócić.

-----------------------------------------------------

Południe w Londynie. Palące słońce i duchota, to nic przyjemnego szczególnie gdy wokół spaliny...
Niezbyt czyste powietrz unosiło się również nad jeszcze nieczynnym „Flamingo”. W środku widać było właścicielkę, która porządkowała barek, a przed samym budynkiem ... Kto? Nikt inny, jak postać o niezwykle czarnych włosach – Irisz.

-Jak mam z nią rozmawiać... – Ann myślała na głos.
Chciała wrócić do pracy, choć to zapewne średnio możliwe, jednak potrzebowała tego.
Kobieta już sięgała klamki, gdy jej wzrok padł na drugą stronę ulicy.
-O cholera... – wymamrotała.
Takie poruszenie wywołał pewien mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu, a w ręce trzymał tlącego się papierosa. Młoda Westerpsorn stała tak, niczym posąg, zauważyła iż oddalony osobnik jest jej znajomy, ale na domiar rusza ustami, a mowa jego rozbrzmiewa w głowie okrytej kruczoczarną fryzurą.
-No kotku, śmiało. W szpitalu nie chciałaś słuchać, ale teraz sama wiesz, co do ciebie należy. Pan czeka...
Prostytutka przetarła oczy, a nagle szepty i wizja znikły. Cały szok zburzyło dziwne uczucie. Irisz spojrzała na rękę, gdzie miała swoje „Naznaczenie”.
„Nie, nie, to nazbyt chore.” – myślała, a tymczasem owa rana otworzyła się, a krople krwi spływały po delikatnej skórze. Czerwień – jak piękna silna i dumna, teraz stawała się potępieniem i zgrozą. Czymś, czego nikt by doznać nie chciał.
Kobieta miała zamiar odejść, gdy uwagę skupiła na rozmowie telefonicznej Bell.
-Tak Clark, kotku... dziś mam zamknięty interes, bo rozliczenia czekają. Wiesz, papiery i jeszcze raz papiery. – blondynka mówiła donośnie, spacerując z komórką, a i gestykulując nieco.
Irisz nie weszła do dawnego miejsca zarobku – jedno zdanie Bell uświadczyło ją w swych niezdrowych poglądach. Pobiegła do domu.
------------------------------------------------------

-Tak, słucham?
-Witaj...
-Ann! Jak dobrze. – właścicielka „Flamingo” szczerze radowała się z kontaktu.
-Posłuchaj, chciałabym wpaść do siebie. Tak, ja w Londynie.
-Wspaniale! Bo wiesz..., ja powiedziałam Clarkowi, temu, wiesz komu?
-Wiem, aż za dobrze. – Ann odparła poważnym tonem.
-No więc, że byłas w Paryżu. On tam za tobą ruszył, chcemy ci pomóc...
-Dobrze. Mogę być wieczorem?
-Oczywiście, będę o 19:00 w klubie. Mam dziś wolne id otwierania, więc zapraszam.
-Wiem, iż masz rozliczenia. – Westerpsorn odłożyła słuchawkę.
-Ej, wiesz? Skąd? Irisz?
Prostytutka zmarszczyła czoło, jej oczy nabrały niespotykanego błysku. Postać podeszła wolnym krokiem do kuchennego okna we własnym mieszkaniu, odsłoniła firnakę. Kiedyś tak piękna dama, a zeszła na poniżający sposób zarobku. Jednak posiadała spryt i pewne zacięcie do biznesu. Można by pomyśleć, że się marnowała, lecz teraz zmieniła się. Inne spojrzenie, wyraz twarzy... Do czego ją to zaprowadzi?
-----------------------------------------------

-Clark?
-Tak?
-Irisz.. I-i-irisz. – blondynka jąkała się.
-Co? Mów jaśniej.
-Ona dziś będzie u mnie o 19:00, znaczy dzwoniła, chyba ze swojego mieszkania.
-No to musze wracać. Jest... 12:15, myślę, że trafię na wieczór.
-Proszę cię, bądź!
-Wiem, ale uważaj...
-Boję się trochę, miała taki inny głos. – Surion bawiła się włosami.
-Nie martw się, przylecę. Do wieczora.
-Pa... – kobieta faktycznie odczuwała obawę, iż coś dzieje albo zdarzy się nie tak, jak trzeba.
--------------------------------------------------

Wieczór, coś koło 19:00. Ulice Londynu świeciły pustkami, a ciemne zakamarki oblegali pijacy, czy zdegenerowana młodzież.
-Cholera, uspokój się, no już! – Bell szeptem starała się odrzucić lęk i stres.
Zawsze potępiała satanizm i tym podobne chore obrzędy, czy opętanie. Jednak przeszywał ją strach w tych kwestiach, szczególnie gdyby miała się z nimi stykać.

Nagle dało się słyszeć skrzyp drzwi. Surion wzdrygnęła się i rozglądała.
-To ja... – z tylnego wyjścia klubu wyłoniła się Irisz.
-Główne zamknięte, więc wolałam tędy. – ciągnęła dalej. Zbliżając się do lady.
-Ach tak, wybacz, zapomniałam się. – w głosie wyczuło się lekką panikę.
-Powiedz, powiedz co u ciebie?
-A nic, musiałam wybyć na jakiś czas, potrzebowałam spokoju. Paryż, to miłe miejsce.
-Możliwe, nigdy tam nie byłam. – właścicielka „Flamingo” próbowała się uśmiechnąć.

-Coś taka spięta? A w ogóle, co cię łączy z Clarkiem?
-A zmęczona jestem, tyle rozliczeń...
-Clark? – Irisz nie dała dokończyć Bell.
-Oj nic takiego.
-Mów szczerze, proszę. – z twarzy oplecionej ciemnymi włosami, zniknął uśmiech.
-Cóż, myślę, że to coś więcej. – zarumieniła się.
-Szpiegował mnie...
-Jest bardzo wychowany i miły. – Surion wciąż mówiła swoje, ale z wyrazem strachu, chciała nie słyszeć i zmienić temat.
-Szpiegował.
-Taki ciepły i kochany.
-Szpiegował!

-Chyba go koch...
-Zamknij się! – Irisz pchnęła rozmówczynię.
-Ann, co ci?!
Westerpsorn strąciła z blatu kieliszki, a te wydały nieznośny dźwięk w zetknięciu z podłogą.

-Już wiem, chcieliście mnie wrobić, że jestem opętaną wariatką!
-Nie, nie. Martwimy się, bo to chodzi o taki.. Kult...
-Odpieprzcie się! – prostytutka trąciła dawną szefową, a ta wpadła w stoliki i krzesła.
Słabsza kobieta próbowała wstać, lecz została uderzona prosto w barek.
-Ann, proszę, uspokój się! Proszę...
Irisz zamierzała znowu zaatakować, ale ni z tego ni z owego, jej spojrzenie złagodniało, zbliżyła się do „ofiary”. Surion wykorzystała to, jakimś ostatkiem sił podniosła się i przyparła napastniczkę do ściany. Odgarnęła jasne rozwichrzone włosy, a z ust wydusiła kilka słów:
-Opanuj się, wiem że nie jesteś zła, za dobrze cię znam. Wybrniesz z tego, ale posłuchaj mnie...
-Powiedziałam! – nadludzka kondycja Naznaczonej uaktywniła się jeszcze bardziej.
Blondynka wylądowała przewrócona pod przeciwległym murem.
-Odpieprz się, do cholery!
Dama o kruczoczarnej fryzurze, cała spocona podbiegła do drugiej kobiety, wyciągając tym samym coś świecącego zza paska spódnicy.
Krótki krzyk rozniósł się w budynku...
Młoda i piękna, która nigdy nie zhańbiła się „dawaniem” klientom „Flamingo”, ta która pierwszy raz mogła zaznać miłości... Jej głowa spuszczona bezwiednie na bok, oczy zamknięte, a na bluzce zakrywającej wiotkie ciało, krew zgubna Przesiąkała ubrania aż ze spodniami włącznie. Plama „płynu życia” powiększała się na posadzce.
Druga, żywa postać upuściła nóż i wybiegła gdzieś. Nikt nie słyszał, nikt nie widział jak szybko uszła dusza z tak cudownej osoby.

C.D.N............................................. ..........................

Choć jak się wkurzę, to dam ostatni odcinek jeszcze dziś, bo to kwestia przepisania.. he he : P
  Odpowiedź z Cytatem