Guest
|
Dzisiaj kolejna czesc fs  To jest nadal pierwszy odcinek! Nastepne czesci beda krotsze, ale za to ukazywaly sie beda co trzy, dwa dni, a nawet codziennie. milej lektury
***
***
***
***
***
***
W Pasadenie od wielu lat stał piękny, opuszczony dom. Z niewiadomych przyczyn nikt jakoś nie chciał go kupić, ale jego złe dni najwyraźniej już się skończyły. Późnym popołudniem podjechała pod niego czarna limuzyna konwojowana przez kilka policyjnych radiowozów. Najwyraźniej wprowadziła się tutaj kolejna ważna persona!
"Xavier Meadow dysponował olbrzymim majątkiem. Oficjalnie nie pracował, więc pozostaje nam się tylko domyślać jak go zdobył. W każdym razie czuł się bezpiecznie, bo jako bliski przyjaciel wielu znanych kongresmenów i samego prezydenta Clintona, był praktycznie nietykalny. Nic mu nie groziło. Ani ze strony organów sprawiedliwości, ani ze strony mafii. W końcu polityka ma wpływ na wszystko, prawda?"
"Nowy właściciel rezydencji White Rose od razu wzbudził zainteresowanie wśród wszystkich mieszkańców Pasadeny. I u wszystkich wywołał pozytywne odczucia. Kobiety podziwiały jego świetny gust i niezwykłe maniery. Mężczyźni traktowali go z szacunkiem, chcąc uzyskać wpływy wśród najważniejszych osób w państwie. Nawet nastolatki miały o nim swoje zdanie. Skrycie się w nim podkochiwały i z wypiekami na twarzach podglądały jego wspaniałą muskulaturę. Ideał?"
"Pani Black miała o nim podobne zdanie. Do czasu... Gdy Xavier przybył do swojego nowego domu, Rachel właśnie spacerowała ze swym pudlem. Swoją drogą niesamowicie wręcz drogim. Tak więc widząc nowego, jakże przystojnego sąsiada, przystąpiła do ataku. Z płonącymi żądzą prokreacji oczami, szła w stronę nowego łupu. Była blisko, coraz bliżej. Bardzo blisko."
-Witaj Rachel - mężczyna przywitał się pierwszy. Pięknie się uśmiechał.
-Dzień dobry - odpowiedziała zaciekawiona. - Czy my się znamy?
-Oczywiście, że tak. Nie pamiętasz?
Rachel gwałtownie się cofnęła. Pamiętała. Pamiętała ten uśmiech. Ten cholerny, piękny uśmiech.
-To... to ty! - krzyknęła przerażona. Nikt nigdy jej takiej nie widział. W końcu Rachel niczego się nie boi, prawda?
-Tak, to ja. Cóż za niespodzianka, kto by się mnie tu spodziewał?
-Bardzo zabawne - Rachel zapanowała nad strachem i przywdziała swój zwykły, nieco arogancki styl bycia. - Naprawdę bardzo zabawne. Zapewne to zwykły przypadek, że mieszkam pięć domów dalej. Jakiż ten świat mały!
-Prawda? Niesamowite. Miałem szczęście trafiając na ten dom!
-No popatrz! - Rachel zaśmiała się sztucznie. - Wybacz, ale muszę wracać do domu. Muszę zrobić obiad...
-To u ciebie aż tak źle z forsą? Nie masz nawet kucharki?
-Oczywiście, że mam! - odpowiedziała zdenerwowana. - Po prostu potrzebny był mi powód, żeby móc stąd odejść!
-To po co przychodziłaś?
Pani Black nie odpowiedziała. Odeszła zadzierając nosa.
***
Następnego dnia do zakładu pogrzebowego leżącego przy South Colorado Avenue, przywieziono ciało Stewarda Bulleta. Jego rodzina od wiek wieków jest katolicka, tak więc pogrzeb musiał być zorganizowany z rozmachem i przepychem. Tak zarządziła pani Laura, żona nieboszczyka. Henry Falcon i Graham Alvarez właśnie wybierali z katologu jedną z sekwojowych trumien, kiedy do gabinetu weszła sekretarka, Valerie Hump. Seksowna, namiętna blondynka. Rachel od dawna upierała się, żeby ją zwolnić.
-Przepraszam, ale muszę panom przerwać - wtrąciła swoim pięknym, nieco ochrypłym od papierosów głosem. - Wiem, że miałam nie przeszkadzać, ale... - kobieta nie dokończyła, ponieważ do gabinetu wszedł mężczyzna. A raczej wtargnął do środka.
-Proszę wyjść bo wezwę och... - zaczął zdenerwowany Henry, ale prawie od razu przerwał. - Och! To pan! Jakże miło nam pana gościć, prawda Graham?
-Co? - pan Alvarez zachowywał się nieco nieprzytomnie. - Ależ tak, bardzo nam miło. A pan nazywa się...
-Xavier Meadow. Cieszę się, że mogę pana poznać - facet podszedł to Grahama z wyciągniętą ręką.
-Nawzajem. O co panu chodzi?
-Hmm... a może napijemy się kawy? - zaproponował niespodziewany gość
-Przykro mi, ale nie. Niestety mamy mnóstwo pracy. No więc dowiemy się czemu zawdzięczamy tę wizytę? - pan Alvarez wciąż był niemiły, co nie uszło uwadze Henry'ego.
-No tak, naprawdę nam przykro. Planujemy pogrzeb, a czas nagli. Sam pan rozumie - wtrącił aby nieco załagodzić powstający właśnie spór.
-Oczywiście. Szukam Rachel Black, podobno jest właścicielką tej firmy...
-Jest współwłaścicielką. Nie ma jej, nie wiemy kiedy będzie. Przekazać coś? - zapytał Graham, a na jego twarzy pojawił się rozbrajający uśmiech.
-Proszę powiedzieć jej, że tutaj byłem. Do widzenia - Xavier zakończył tę niezbyt miłą rozmowę i wyszedł.
"Gdy drzwi do gabinetu się zamknęły, Henry odwrócił się w stronę Grahama. Jego oczy płonęły, a usta wykrzywiły się w grymasie wściekłości. Nie mógł zrozumieć, jak jego wspólnik mógł potraktować pana Meadow w taki sposób. Po prostu nie mieściło mu się to w głowie."
-O co ci chodzi? Dlaczego byłeś taki niemiły?!
-Ja? No co ty...
-Przecież nie ja! Czemu go tak potraktowałeś?! Przecież to był Xa...
-Mam w dupie kto to był! - Graham przerwał koledze. - Słyszysz?! W dupie! Po prostu nie spodobała mi się jego krzywa facjata!
-Ale ty jesteś beznadziejny! - wydarł się Henry. - I wiesz co ci powiem?!
-Co?! No co?!
Valerie stała przy swoim biurku, tuż obok Xaviera. Nie mogła mu się oprzeć. On, jakby wyczuwając sytuację, przybliżył się. Jego usta były coraz bliżej...
-Gówno! - zza drewnianych drzwi dobiegł ich głos pana Falcona.
-Ech... to może wyjdziemy gdzieś jutro wieczorem? Znam fajną knajpkę w centrum... - zaproponował pan Meadow
-Oczywiście. Coś jeszcze?- zapytała sekretarka. Chwiała się na nogach, oczy miała zamglone.
-Jeśli do biura przyjdzie Rachel, powiadom mnie o tym, dobrze?
-Jasne - wyszeptała i padła na krzesło.
"Xavierowi nie zależało na Valerie. Zależało mu na Rachel. I nie chodziło tu o seks, miłość czy zauroczenie. Pani Black była mu po prostu niezbędna. Interesy bez niej nie szły już tak dobrze jak kiedyś..."
"Po kilku minutach do biura weszła Rachel. Widząc nieprzytomną sekretarkę leżącą na biurku spodziewała się najgorszego. Na szczęście się myliła."
-Valerie? Valerie obudź się! - pani Black, nie widząc efektów swojego krzyku, zaczęła potrząsać pracownicą. Poskutkowało.
-Tak? - wyszeptała sekretarka.
-Valerie nic ci nie jest?
-Och... och nie! Bardzo dobrze się czuję, naprawdę! - odpowiedziała zdenerwowana.
-Spokojnie, dziewczyno. Może chcesz pójść do... co to było? - zapytała Rachel słysząc łomot zza drzwi- Co oni tam wyprawiają?
"Pani Black była bardzo zaciekawiona. I zdenerwowana jednocześnie. Spodziewała się gigantycznej bijatyki z udziałem jej dwóch wspólników. Dźwięki zza drzwi utwierdzały ją w tym przekonaniu. No i tym razem przypuszczenia jej nie zawiodły..."
-Co tu się dzieje?! - krzyknęła, jednak Graham i Henry jej nie usłyszeli. Byli zbyt zajęci walką. Rachel spróbowała jeszcze raz. - Co wy tutaj wyprawiacie?!
"Znowu nic. Widząc, że krzyk w niczym nie pomoże, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie. Rzuciła się między walczących i ich rozdzieliła. Skąd w takiej, wydawałoby się słabej kobiecie, tyle siły? Cóż, tajemnica tkwi w jej przeszłości, co zapewne jest zrozumiałe. Więcej nie powiem, czekam na odpowiedni moment. W każdym razie bijatyka już się skończyła, a Henry i Graham byli wymęczeni, spoceni i obolali. Nie mieli już na nic siły. A na rozmowę o tym na pewno już nie. Ona nie nalegała, jako mądra kobieta wiedziała, że w końcu jej powiedzą. Miała na nich swoje sposoby..."
-To jak, którą trumnę wybraliście? - zapytała jakby nigdy nic.
***
***
***
***

***
***
Ostatnio edytowane przez Moriquendë : 01.01.2006 - 15:22
|