Trochę wyrozumiałości... to dopiero prolog
A tutaj odcinek pierwszy
Odcinek I.
Alexander Robins był prawnikiem. Miał piękną żonę, wspaniały dom, a także świadomość, że za dziewięć miesięcy po raz pierwszy zostanie ojcem. Choć od ślubu jego i Melanie minęło już dziesięć lat, dopiero teraz podjęli tę wspaniałą decyzję.

Pomimo młodego wieku, jak na swoją branżę, Alex już zdołał zawładnąć światem prawa. Reprezentował na rozprawach sądowych najbogatsze firmy, najbardziej znanych simów.
Miał wszystko, o czym wielu mogło tylko marzyć...
Właśnie minął kolejny pracowity dzień i mężczyzna z ulgą wrócił do domu, gdzie jak co dzień witał go jego ulubieniec.

- Hej, Bandziorku. Stary wygo, przyznaj się, co znowu zbroiłeś? - z uśmiechem na twarzy pogłaskał dalmatyńczyka po brzuszku i wszedł przez drzwi frontowe.
- No, nareszcie jesteś! Myślałam, że cię przykleili do krzesła w tym twoim biurze. - rozległ się kobiecy głos z kuchni.

- To tak się wita męża, który cały dzień w pocie czoła harował jak ten wół? - zapytał, udając złość. - Ale pięknie pachnie. Co dziś na obiad?
- Moja słodka tajemnica. - powiedziała, uśmiechając się ponętnie. - Będziesz musiał poczekać. Idź się lepiej przebrać, bo znając ciebie, na pewno się ufajdasz.
- Ha, ha, ha. Ale jesteś dowcipna. Bardzo zabawne. - rzekł i udał się na górę, patrząc na ukochaną wzrokiem pełnym pożądania.
***
Kilka godzin wcześniej, jakieś dwadzieścia kilometrów na zachód od domostwa państwa Robins, świt powitał wszystkich obecnych w najbardziej zapyziałym, przydrożnym motelu. Markus otworzył oczy. Ciało bolało go tak, jakby stoczył walkę z bokserem.

Wstał z niewygodnego łóżka i wyjrzał przez okno na ulicę pełną obywateli.
"Może on gdzieś tu jest?" pomyślał. Nagle usłyszał dźwięk swojej komórki. Wyjął ją z kieszeni spodni i spojrzał na wyświetlacz. Numer zastrzeżony.
- Halo?
- Marcus? Tutaj Pająk! - odezwał sie zachrypnięty głos ze słuchawki.
- A... to ty. Wspaniale. Masz jakieś wieści?
- No... nie.

- TO PO JAKĄ CH***RĘ DZWONISZ?! Słuchaj, chcę to załatwić jak najszybciej! Chcę mieć to z głowy! Ale jak na złość utknąłem w tym pie***onym motelu, a ty nawet nie masz konkretnych informacji! - wykrzyczał.
- Daj mi dojść do słowa! - powiedział z wyrzutem Pająk. - Nie dzwonie z całkowicie niczym. Wiesz, kto mieszka w New Sim York poza tym, którego szukasz?
- Jakieś pięć milionów innych simów. - głos Markusa był nabrzmiały od irytacji i ironii.
- Dobry żart. Chodzi mi o Alexandra Robinsa.
- Robinsa? TEGO Robinsa? Prawnika? - zapytał z przejęciem.

- No tak! Może pamiętasz, on był...
- Kumplem Samuela. Był tam... No oczywiście! To takie proste! Będzie mógł mi pomóc. Zaczekaj. - rzekł i zaczął w torbie szukać kartki i długopisu. - Ok, podyktuj mi jego adres.
- Jagodowa 1, w dzielnicy Leśnogórskiej.
- Dzielnica Leśnogórska? To jest na drugim końcu miasta!
- Tylko nie mów, ze dla ciebie to daleko! Przecież nie tak dawno jak wczoraj, przejechałeś pięćset kilometrów tylko po to, by dopaść gościa, którego w życiu na oczy nie widziałeś! A teraz masz przynajmniej punkt zaczepienia. On ci na pewno pomoże.
- Racja... a wiesz już coś może o tym całym Kevinie... jak mu tam?
- Kevin James Goldstein. Nie, nie wiadomo o nim nic. Przepadł wiele lat temu bez wieści. - odpowiedział Pająk.
- No dobra. To ja się rozłączam.
- Połamania nóg. - usłyszał głos pomocnika i się rozłączył.
Markus był zły. Zły na siebie. Dobrze wiedział, że Robins mieszka w okolicy. A jednak nie wziął pod uwagę tego, by zgłosić się do starego kumpla Samuela. Po szybkiej toalecie, spakował rzeczy, wymeldował się i ruszył przed siebie.
***

- Obiad! - zawołała Melanie swojego męża.
- Już idę, kochanie. - odpowiedział. Wciągnął pośpiesznie koszulę i zszedł po schodach. - Już mi ślinka cieknie.
Ledwo zasiedli do stołu, gdy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Nie, nie teraz... - jęknął, patrząc tęsknie w nietkniętą miskę z zupą.
- To może być pilne. - zauważyła kobieta i już chciała odejść od stołu.

- Nie, poczekaj. Zjedz spokojnie, ja to załatwię. - i udał się w stronę eleganckiego wejścia. Pociągnął za klamkę. Przed nim stał młody mężczyzna, o długich blond włosach i dziwnych, niebieskich oczach. Było w nich coś strasznie znajomego.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał uprzejmie Alex.
- Pan może mnie nie kojarzy... może nawet mnie nie pamięta, panie Robins. Nazywam się Markus. Markus Wood.

- Fala szoku wstrząsnęła prawnikiem. Nazwisko powiedziało mu wszystko.
- Niemożliwe... a jednak... jesteś taki podobny do... - rozejrzał się w około. - Wchodź, byle szybko!