Namiastka życia
Odcinek 16
Znów przebyłam odcinek dom-szpital. Był wietrzny poranek. Padał deszcz. Nie zwracałam na to uwagi, liczyło się tylko to, żeby zobaczyć mamę. Powieki same mi się zamykały, pewnie domagały się odpoczynku po nieprzespanej nocy. W budynku od razu skierowałam się w stronę lekarza prowadzącego. Zapytałam o stan mamy. Powiedział, że już się obudziła i lada dzień będzie mogła wracać do domu. Dowiedziałam się też, że mama po wypiciu alkoholu włożyła mentosy do coli i wypiła to. Miała szczęście, że nie pękł jej żołądek, przedtem wzięła Aviomarin i nie było jej niedobrze. Weszłam do sali. Mama ze smutna miną leżała w piżamie na łóżku.
- Cześć mamo
- Witaj, skarbie. Jak tam…
Przerwał jej dzwonek mojej komórki. Odebrałam. Po chwili schowałam komórkę do kieszeni i dławiąc płacz wyszeptałam:
- Tata nie żyje.
- Jak to? – mamie zaczął trząść się podbródek.
- Dzwonił dawny kolega taty. Ojciec zatrzymał się u niego na noc. Rano znaleziono go w łóżku martwego. Nałykał się proszków nasennych.
- Kochanie, muszę się pozbierać…zostań, proszę. Ja tylko się uspokoję i powiem ci coś ważnego. Bardzo ważnego.
- Ok.
Mama wzięła kartkę, długopis i poszła do łazienki. Nie zwróciłam uwagi na te dziwne przybory. Poczekałam w sali…czekałam, czekałam… Słyszałam tylko dźwięk prysznica. W końcu po około trzech kwadransach nie wytrzymałam i weszłam do łazienki. Po około sekundzie wyskoczyłam stamtąd jak oparzona i zawołałam pielęgniarkę. Nigdy nie zapomnę tego widoku: mama leżąca na kafelkowej podłodze z nożyczkami do paznokci w ręku. Wokół niej wszystko było we krwi. Z jej nadgarstka nadal strumieniem ciekła krew. Mama nie żyła. Obok niej leżał bardzo zakrwawiony, lecz z widocznymi literami, list. Wzięłam go i schowałam do kieszeni, która natychmiast stała się czerwona. Wybiegłam ze szpitala.
Chyba nie wzięłam na serio śmierci mamy ani taty. Myślałam, że to tylko film i że zaraz się obudzę. Niestety, nie udało się. Weszłam do taksówki. Kierowcą była dziwnie wyglądająca murzynka. Nie zwróciłam na to uwagi.
Cierpliwie czekałam, aż dowiezie mnie do domu. Jednak po dłuższej chwili zauważyłam, że nie jedziemy w tym kierunku. Zwróciłam jej uwagę, a ona coś odburknęła i pojechała dalej. Zatrzymała się w ciemnym, przerażającym lesie. Wysiadła z wozu i mi kazała zrobić to samo. Posłuchałam jej, wolałam wyjść sama niż gdyby miała mnie wyciągać. Zza drzew wyszły jeszcze 3 postacie: Monika, Dawid i jakiś mięśniak
Nie mieli masek, ale za to w rękach sztylety. Widać było, że nie interesuje ich nic innego niż moja śmierć. Murzynka odjechała z piskiem opon. Wtedy Dawid przeszukał mnie. Zabrał mi komórkę. Potem razem z mięśniakiem rzucili się na mnie. Ręce i nogi piekły mnie niemiłosiernie. Wtedy Monika wyjęła z mojej kieszeni list i podarła go w kawałki wielkości orzeszka ziemnego. Nigdy nie dowiem się prawdy…nigdy... Wściekłość mnie przepełniła… Nie dowiem się, co chciała powiedzieć mi matka tylko i wyłącznie przez tą zołzę??? Niedoczekanie!