Dzisiaj więcej zdjęć... mam nadzieję, że was zadowoliłam

Z ostatniego jestem najbardziej zadowolona.
Padał deszcz. Ciemne chmury pokryły całe niebo, sprawiając wrażenie, że jest wieczór. Niechętnie wstałam z łóżka, założyłam mój ulubiony szlafrok i zeszłam do kuchni. Marzyłam o wypiciu mocnej kawy, która postawi mnie na nogi. Włączyłam czajnik i wyciągnęłam kubek, do którego wsypałam dwie łyżki. Następnie usiadłam do stołu i ziewając, przeczesałam palcami rozczochrane włosy.
Chwilę później, wszedł Michael. Stanął w drzwiach, spojrzał na moją zaspaną osobę i z uśmiechem od ucha do ucha podszedł do lodówki. Zapewne miał w planach zrobienie sobie śniadania, którego i tak później nie jadł. Zamknął drzwiczki i oparł się o szafkę. Czajnik wydał z siebie dźwięk, ogłaszający koniec gotowania. Podniosłam się z siedzenia, aby zalać kawę, kiedy zauważyłam pełny kubek stojący na stole. No tak... teraz kiedy już wiem, nie musi się ograniczać.
-Dzięki- wymamrotałam, opatulając się szczelnie szlafrokiem.
-Zanim ty byś to zrobiła, to ja bym się zestarzał.- odpowiedział Michael siadając po drugiej stronie stołu.
-Oszzz ty małpo!- powiedziałam celując w niego łyżeczką z rządzą mordu w oczach.- uważaj bo nie zawaham się tego użyć!
-Grozisz mi? To jest karalne! Odłóż to niebezpieczne narzędzie...- powiedział zasłaniając się gazetą, która leżała na szafce. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, a następnie oboje wybuchliśmy śmiechem. Od razu zapomniałam o zmęczeniu i zabrałam się za picie. Siedziałam naprzeciw wampira, który przecież żywi się ludzką krwią i nie czułam strachu.

Czułam się bezpiecznie dlatego iż wiedziałam, że to mój brat i byłam pewna, że nic mi nie zrobi. Z drugiej strony... miał już tyle możliwości i nie wykorzystał ich. Odstawiłam kawę i spojrzałam a niego. Siedział przygarbiony i przeglądał gazetę. Nagle przypomniała mi się pewna rzecz. Mianowicie to, że jego oczy często zmieniają kolor. Kiedy są jasne, jest miły i ma doby humor. Natomiast gdy ciemnieją, robi się agresywny. Bardzo mnie to ciekawiło, ale nie miałam odwagi spytać.
-Co jest?- zapytał widząc, że bacznie mu się przyglądam.
-Eee... nic.- odpowiedziałam zbita z tropu, odwracając się w drugą stronę. Kątem oka widziałam, że patrzy na mnie pytająco. Podrapałam się po ramieniu i westchnęłam głęboko.- Jak to jest z twoimi oczami?- zapytałam w końcu.
-Coś z nimi nie tak?
-Zauważyłam, że kiedy masz dobry humor to są jasne... a kiedy jesteś zły to ciemnieją. Wtedy najlepiej się do ciebie nie zbliżać.
-Masz rację.- mruknął.- Jestem młodym wampirem i nie potrafię jeszcze nad sobą panować. Nie bój się. Nic ci nie zrobię, ale musisz uważać. Już raz udało mi się powstrzymać, ale następnego razu może nie być. Chodzi mi o tą nieszczęsną sytuację, kiedy ucięłaś się przy krojeniu kapusty...
Pamiętałam to doskonale. Wyglądał wtedy strasznie. Jakby miał dostać jakiegoś ataku! Martwiłam się, że coś może mu się stało i jeszcze głupia za nim poszłam. Przecież mogłabym już nie żyć! No... teraz to się przestraszyłam.
-...posłuchaj...bardzo bym nie chciał zrobić ci krzywdy, a więc nie podchodź do mnie, kiedy mam ciemne oczy. Wtedy jestem głodny, a ty apetycznie pachniesz... wiesz co mam na myśli?
Sarah! No nie rób takiej miny! -zaśmiał się widząc panikę w moich oczach.- spokojnie... byłem na polowaniu przed twoim powrotem.
-N..na polowaniu?- wyjąkałam.- tak na ludzi, prawda?
-Nie mała... nie zabijam ludzi. Poluje na zwierzęta.
-A Seth?- właśnie przypomniałam sobie, że został jeszcze on.
-On oczywiście też nie, tak jak cała jego rodzina. Możesz być spokojna. Z ich strony nic ci nie grozi. Oni już trochę żyją na tym świecie i umieją nad sobą panować duże lepiej ode mnie.- po tych słowach rozległ się dźwięk telefonu.
Michael wstał i migiem znalazł się na piętrze, a zanim zdążyłam policzyć do dziesięciu, siedział już z powrotem przy stole.
-Niesamowite!- bąknęłam z zachwytem.

Dopiłam swoją kawę i postanowiłam pójść się ubrać. Odstawiłam kubek do umywalki i ruszyłam w stronę schodów. Z dołu słyszałam jeszcze jak brat rozmawia z kimś przez telefon. Robił to strasznie szybko!
-...myślisz?...tak...nie wiem... przyjedź tutaj, to porozmawiamy... nie, ona wie..- ona wie? Prawdopodobnie rozmawiał z kimś o mnie... ale z kim?- daj spokój, wiem co robię!... dobra, na razie.
Weszłam do pokoju i skierowałam się w stronę szafy. Ubrałam czarne jeansy i śliwkowy, szeroki sweter. Uwielbiałam go, bo był taki ciepły i miękki. Później uczesałam włosy i zeszłam do pokoju gościnnego. Usiadłam na fotelu przy oknie i wpatrywałam się w spływające po szybie, krople wody. Chwilę później pod dom podjechał duży, czarny motor. Prawdopodobnie Yamaha. Wyciągnęłam się na fotelu, aby zobaczyć kim jest właściciel, ale za dobrze mi to nie wychodziło. Mokre szyby skutecznie zasłaniały mi widok, jednak zaraz usłyszałam pukanie i głos Michaela.
-Właź stary...- powiedział wpuszczając gościa. Spojrzałam na drzwi od pokoju, w których teraz ukazała się sylwetka brata i...
-Witaj Sarah...- powiedział Seth, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
-Cześć.- jakimś cudem udało mi się odpowiedzieć. Jego wygląd po prostu mnie zszokował! Dlaczego wampiry musza być tak piękne? To niesprawiedliwe. Pomyślałam wpatrując się w chłopaka, jak w obrazek. Oboje z bratem usiedli na kanapie i zaczęli zawzięcie dyskutować. Ja natomiast nie mogłam oderwać od Setha oczu. W prawdzie widziałam go już parę razy, ale teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Siedział tak blisko, że widziałam prawie każdy detal.
Pierwsze w oczy rzuciły mi się jego mokre od deszczu włosy. Spod czupryny czarnych jak węgiel kosmyków, wydostawały się gdzieniegdzie czerwone refleksy. Blada cera i idealne rysy, tak jak u Michaela. Oczy miał nieziemskie! Myślałam, że wampiry mają zazwyczaj czerwone oczy tak jak brat, ale myliłam się. Set miał pomarańczowe, dokoła ciemniejsze.. prawie brązowe. Można było zauważyć też żółte punkciki w niektórych miejscach i wachlarz czarnych rzęs. Gdybym nie wiedziała, że nie jest człowiekiem to pomyślałabym, że nosi szkła. Ile bym dała, za taki kolor. Niestety musiałam się zadowolić szarym.
-...Glasgow? To po co ta cała szopka?- z przemyśleń wyrwał mnie oburzony głos Michaela. Nie wiedziałam o czym rozmawiają, ale najwyraźniej nie było to nic wesołego.
-Nie musisz się unosić... wiem tyle co ty. Powtarzam tylko to, co mówił David.- odpowiedział spokojnie Seth, odgarniając mokre włosy z czoła. Szkoda, że nie jest człowiekiem... pomyślałam. Matko! Sarah, daj spokój! I tak nie zwrócił by na ciebie uwagi. Co za kretynka! Zbeształam się w myślach i z zawiedzioną miną odwróciłam w stronę okna.- właściwie to cała ta sprawa wydaje mi się dziwna. Przecież to ja zabiłem tego gościa, więc czego chcą od twojej siostry?
Na słowo zabiłem, wzdrygnęłam się. Na moje nieszczęście Seth to zauważył i posłał mi następny z jego zniewalających uśmiechów. Michael oparł łokcie o kolana i zakrył twarz dłońmi. Czyżby naprawdę nie wiedzieli o co chodzi?
-Chyba wiem...- powiedział po chwili. Oboje spojrzeliśmy na niego wyczekująco.- Sarah... twoje wizje..
-Masz wizje?- zapytał Seth ze zdziwieniem.- jakiego typu?

-Sama nie wiem.- bąknęłam- miałam je do tej pory tylko dwa razy. Zawsze, kiedy szukałam drogi ucieczki. Np. w drodze od fryzjera w Nowym Yorku... śledził mnie ten rudy facet. Wtedy miałam pierwsza wizję. Tak jakby ktoś puszczał mi film, w szybkim tempie, gdzie ukazana jest bezpieczna droga, którą mogę podjąć.
Przez chwilę oboje wpatrywali się we mnie z wytrzeszczonymi oczyma, aż w końcu spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
-Myślę, że właśnie o to im chodzi.- powiedział Michael rozsiadając się wygodnie.- Pierwszy raz na lotnisku, po prostu chcieli ją zabić...
-Tak, ale po co?- przerwał mu kolega- przecież to ja...
-Tak, ty... ale oni chcieli zemścić się tym, że zabiją moją siostrę. Ty w MOJEJ obronie, zabiłeś temu psu brata. Rozumiesz?- powiedział, kładąc nacisk na słowo mojej.- Pojechali za nią aż do Nowego Yorku, bo wiedzieli, że tam nikt im nie przeszkodzi... a tu peszek. Nie spodziewali się, że ona ma dar do ucieczek. Teraz na pewno już to wiedzą więc będą chcieli przejąć go dla siebie, tym samym...

-Schwytać i zmienić w wilkołaka...- dokończył Seth. Poczułam, że serce zaczęło mi bić szybciej. Przełknęłam głośno ślinę i skuliłam się na fotelu. Zaczęłam martwić się o swoje życie! I co teraz?
Mam nie wychodzić z domu, czy od razu popełnić seppuku?
-Nic się nie bój siostra- krzyknął Michael- póki żyję, włos ci z głowy nie spadnie. Obiecuje!
-Dzięki, ale nie możesz za mną wszędzie chodzić i pilnować mnie. Co to dla wilkołaka włamać się do domu i mnie porwać?!- krzyknęłam rozpaczliwie. Nawet nie zauważyłam jak strasznie brzmiał mój głos.- z drugiej strony...musisz mieć też czas na polowania... a co w czasie szkoły? Nie... weź mnie od razu zabij, potem wyprowadzisz się i będzie problem z głowy.
-No większej pierdoły to już nie mogłaś wymyślić!- ups.. teraz to się zirytował i to na poważnie.- W tym domu nic ci nie grozi... przed domem też, a to dlatego, że to jest nasz teren i te cholerne psy nie mają tu wstępu. Masz tylko nie wchodzić do lasu...ze szkołą coś wymyślimy.
Nastała cisza. To co powiedział brat w prawdzie trochę mnie uspokoiło, ale nie całkiem. Nadal czułam że serce kołacze mi jak szalone i trzęsą mi się dłonie. Za jakie grzechy to wszystko?!
-Sarah, ty teraz zaczynasz trzecia klasę, prawda?- zapytał nagle Seth.
-No tak...
-Świetnie się składa, bo wyglądam na osiemnaście...- powiedział zadowolony. Do czego on zmierza?- to oznacza, że kończę z bezczynnym przesiadywaniem w domu...
-Seth...- zaczęliśmy chórkiem.

-Słuchajcie... innego wyjścia nie ma. Sarah.. w domu nic ci nie grozi, bo jest to nasz teren. Niestety szkoła już nie, a więc nie ma cię tam kto pilnować. Zakończyć edukacji na tym etapie... nie możesz. W związku z tym, że zaczyna mi się nudzić w domu... zapiszę się do twojej szkoły. Michael będzie spokojny i ja będę miał pewność, że żaden pies się do ciebie nie dobierze. Jeśli mieli by twój dar... nigdy byśmy ich nie złapali.
Zaniemówiłam z wrażenia.
-Będziesz musiał uważać na siebie bardziej niż zwykle...- zauważył Michael
-Spokojnie... uwierz mi, że jeśli nie rzuciłem się jeszcze na Sarah, to szkoła jest bezpieczna.- odpowiedział Seth, z diabelskim błyskiem w oku.
-Nie rozumiem. Czyżby moja siostra była bardziej apetyczna od reszty populacji?
-Oczywiście! Stary... nie mów, że nie czujesz.
Fajnie. Teraz to poczułam się trochę głupio. Dwoje wampirów, w tym mój brat... rozmawiało na temat mojej apetycznej krwi! Zaczynałam się powoli zastanawiać, kogo mam się bać bardziej. Wilkołaków czy wampirów. Spojrzałam na dyskutujących chłopców. Kto by pomyślał, że pod tak pięknym ciałem, kryje się krwiożercza bestia. Chociaż o to właśnie chodzi. Kto dałby się uwieść brzydalowi.
-Właśnie w tym sęk, że nie czuje nic nadzwyczajnego. Może powiesz mi co cię tak urzekło?
-Do cholery! Skończcie wreszcie te chore dyskusje!- krzyknęłam, wstając oburzona z fotela.- To nie jest przyjemne słuchać o tym, jakim się jest świetnym kąskiem! Moglibyście się opanować w moim towarzystwie!- po tych słowach, naburmuszona udałam się w stronę drzwi wyjściowych.
-Sarah! Dokąd idziesz?- zapytał zbity z tropu Michael.
-Tam, gdzie nie będzie was!- krzyknęłam, zatrzaskując za sobą drzwi.
Miałam wszystkiego dość. Chciałam wyjść na świeże powietrze i odpocząć. Idąc, czułam jak zimny wiatr rozwiewa mi włosy i głaszcze twarz. Z tego wszystkiego, zapomniałam wziąć kurtki. Deszcz nadal padał i niebo pokryte było ciemnymi chmurami. W sumie, to było mi wszystko jedno. Najchętniej poszłabym do lasu, ale wolałam nie kusić losu, więc wybrałam spacer po pobliskim parku. W taką pogodę nikogo tam nie było. Mogłam spokojnie pospacerować i zatopić się w myślach. Zaciągnęłam rękawy na dłonie i skrzyżowałam ręce na piersiach. Przechodząc żwirowa alejką, przyglądałam się kolorowym kwiatkom, rosnącym przy ławkach. Teraz, kiedy ich płatki mokre były od wody, wyglądały jeszcze ładniej.

Nie wiedziałam ile czasu minęło odkąd wyszłam, ale dawno opuściłam park. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Kiedy miałam zawrócić z zamiarem wrócenia do domu, usłyszałam czyjeś kroki. Spojrzałam za siebie. W moim kierunku szedł jakiś chłopak. Dość wysoki, ubrany na brązowo z plecakiem na ramieniu. W uszach miał słuchawki, na głowie kaptur a w prawej ręce trzymał czarny parasol. W pewnym momencie podniósł głowę i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Sarah?!- po chwili zauważyłam, że to przecież Roger Woods. Na początku w ogóle go nie poznałam, chociaż wcale się nie zmienił. Jak zwykle wyglądał świetnie.- Nie poznałem cię!- powiedział mierząc mnie z góry na dół.
-To chyba dobrze?
-Noo... wyglądasz świetnie. Bez kitu...- powiedział, uśmiechając się.- Co tu robisz w taką pogodę i w takim ubraniu?
-Wyszłam na spacer.- powiedziałam odgarniając włosy z twarzy.
-Następnym razem jak będziesz wybierać się na tak długo spacer, to cieplej się ubierz. Głupio tak być chorym w wakacje.
-Nic mi nie będzie. Właściwie to miałam już wracać.- kiedy to mówiłam, poczułam , że szczęka zaczyna mi minimalnie drgać.
-Tez idę w tamtą stronę. Możemy pójść razem... przynajmniej więcej nie zmokniesz.- powiedział, wskazując na parasol.
Chwilę później szliśmy z Rogerem miejskimi uliczkami. Jeszcze niedawno byłby to szczyt moich marzeń. Spacer na deszczu w towarzystwie obiektu moich westchnień, ale jakoś teraz mnie to nie cieszyło. Może świadomość, że jestem poszukiwana przez wilkołaki i za nie cały miesiąc mam być pod ochroną wampira... dla którego jestem świetnym kąskiem, nie pozwalała mi się cieszyć. Bałam się każdego następnego dnia. Chciałam aby to był tylko zły sen, że obudzę się i znowu będę miała normalny dom... i ludzkie problemy. Niestety wiedziałam, że to się nigdy nie stanie. Trafiłam do innego świata, z którego nie ma już wyjścia. Albo się poddam i zginę, albo będę walczyć. Druga opcja wydawała się bardziej atrakcyjna.