![]() |
#162 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
to jest poprostu boskie.
![]() |
![]() |
![]() |
#163 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Dziękuję (w imieniu swoim i Bjork)
Tymczasem zapraszam na szósty odcinek ![]() Myślę, że będzie jeszcze 2 - 3 odcinki i może epilog. Miłej lektury. Odcinek 6 Tydzień później, gdy przebywanie w małej szpitalnej sali zaczęło mnie potwornie nużyć, a siniak był już bledszy, do pomieszczenia w którym leżałam weszła Marietta, nucąc coś melodyjnie pod nosem. Uśmiechnęła się nieśmiało i przygładziła swoje loki, spięte z tyłu klamrą, po czym, tak jak podczas naszego pierwszego spotkania zaczęła się krzątać przy łóżku. Spojrzałam na nią i przypomniałam sobie, że Mark mówił o niej z wielką sympatią. A może łączyło ich coś więcej? Może byli więcej niż przyjaciółmi? Parsknęłam śmiechem, nagle rozbawiona własnymi myślami – czyżby to była zazdrość? Albo sama zaczęłam czuć coś do Marka... Nie, niemożliwe. Przecież straciłam zainteresowanie mężczyznami do końca życia. Postanowiłam zagaić pielęgniarkę, bo do głowy zaczęły mi przychodzić coraz dziwniejsze rzeczy. -Przepraszam... czy doktor Marshall wspominał coś o wypisaniu mnie ze szpitala? – zapytałam dziewczynę, która powoli kierowała się w stronę białych drzwi. Zatrzymała się i odparła: -Wydaje mi się, że jutro będzie pani już w domu. -Świetnie. Marietta kiwnęła lekko głową i wyszła, zostawiając mnie samą. Westchnęłam, bo pomyślałam, że ja przecież nie mam domu. * Nazajutrz jakaś nieznana mi lekarka, dużo starsza od Marietty, ale młodsza od Marshalla, weszła do sali, na której leżałam i, zerkając jednocześnie na jakieś notatki, które trzymała w ręce, powiedziała rzeczowym tonem: -Nazywam się Helena Swamp, zastępuję dziś doktora Marshalla. Zastanowiłam się, co się stało Marshallowi, ale ta kobieta wzbudzała mój respekt, i bałam się zapytać, w obawie przed surową reprymendą. Skinęłam więc głową, czując, że rumieniec oblewa moją twarz. Swamp spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi. -Dziś wraca pani do domu, proszę przyjść za chwilę do mojego gabinetu, powiedzmy za pół godzinki, dam pani wypis. Wie pani, gdzie rezyduję? -Nie... Kobieta westchnęła, zirytowana i zaczęła mi objaśniać drogę: -Pójdzie pani prosto korytarzem, następnie skręci w prawo, potem za toaletami w lewo i znajdzie mnie pani za drzwiami na końcu korytarza. -Rozumiem. Dziękuję – odparłam z niewielkim przekonaniem, bo w chwili gdy Swamp wypowiedziała słowo „korytarza”, ja zapomniałam, jak zaczęła. Lekarka chyba tego nie wyczuła, a nawet jeśli, to nie dała po sobie poznać, bo z zadowoleniem pokiwała głową i dziarskim krokiem wyszła z sali. Westchnęłam z ulgą i zamknęłam oczy. Mark powiedział, że będę musiała walczyć z Nickiem. Ale jak ta walka miałaby wyglądać? Wiedziałam z góry, że jestem za słaba, ale czułam też, że Mark nie pozwoli Nickowi zrobić mi krzywdy. Razem ustaliliśmy, że złożę pozew do sądu, żeby Nickowi nie uszło na sucho to pobicie. Mark wytrwale mi tłumaczył, że Nick nie ma szans, bo wszystko świadczy przeciwko niemu. Potakiwałam mu, ale bałam się, że mój były chłopak przeciągnie na swoją stronę ludzi, którzy mogliby mu pomóc. Westchnęłam ponownie, owładnięta poczuciem beznadziejności. Czy miałam jakiekolwiek szanse na porządną przyszłość? Prawdopodobnie przez Nicka moja kariera legnie w gruzach. Wątpię, czy znajdę jakąś wytwórnię, która zainteresuje się upadłą gwiazdą, pragnącą powrotu. W dodatku ten szum w mediach, spowodowany aferą z McCullersem i mną w rolach głównych. Ostatnio na portalach plotkarskich w Internecie pojawiło się nawet zdjęcie, na którym Mark wchodzi z kwiatami do szpitala – przyniósł mi piękny bukiet kilka dni temu – z podpisem „Mark Evans – tajemniczy kochanek Rose Hampton wyszedł z ukrycia!” Gdy mój rzekomy kochanek to zobaczył wcale się nie zdenerwował, przeciwnie, strasznie go to rozbawiło. Myślałam nawet, żeby porzucić wielką muzyczną karierę i zająć się czymś innym. Mogłabym na przykład uczyć muzyki w szkole. Po chwili dotarła do mnie absurdalność tego pomysłu, przecież byłam znana. Musiałabym chyba wyjechać do Afryki i uczyć małych Murzynów. A rodzina? – przemknęło mi przez głowę. Przecież kiedyś marzyłam wspaniałym mężu i o słodkich dzieciach. Gotowałabym im obiady, zabierałabym na spacery do parku i na plac zabaw... * Uśmiechnięta kobieta stała w kuchni przy oknie i kroiła warzywa na obiad, przytupując nogą w takt piosenki płynącej z radia. Miała już taką wprawę w gotowaniu, że mogła spokojnie patrzyć na dzieci, bawiące się na podwórku, bez obawy, że za chwilę straci palce. Była taka szczęśliwa! Ciepły dom, dwójka dzieci, w dodatku chłopczyk i dziewczynka, kochający mąż – to coś, o czym marzy każda kobieta. -I pomyśleć, że dziesięć lat temu tylko sława była mi w głowie! – mruknęła pod nosem, śmiejąc się cicho, po czym jej wzrok mimowolnie powędrował w górę, na szafkę nad stołem. Fotografia stojąca na półce przedstawiała ładną, na oko dwudziestokilkuletnią dziewczynę, z mikrofonem w ręce. Kobieta odwróciła wzrok od zdjęcia i zajęła się ponownie przyrządzaniem obiadu. Pokroiła warzywa, więc wrzuciła je do plastikowej miski, wymieszała i przyprawiła. -Pyszne. Andrew na pewno się ucieszy – powiedziała do siebie i wytarła ręce w kraciastą ścierkę, po czym zerknęła do piekarnika, by przypilnować, aby mięso się nie spaliło. Gdy zobaczyła, że wszystko w porządku, oparła się o ścianę i ponownie popatrzyła przez okno. Dwójka uroczych dzieci z roześmianymi twarzami i wesołym śmiechem na ustach biegała po ogrodzie. Widać było, że są szczęśliwe i zadbane. W pewnym momencie chłopiec, biegnąc, zbliżył się do wystającego korzenia -Josh, uważaj, bo się przewrócisz! – odezwała się kobieta, wychylając głowę przez okno. Krzyknęła za późno, bo dziecko potknęło się o korzeń i z hukiem upadło na trawę. Nie zraziło się jednak tym drobnym incydentem i natychmiast powróciło do zabawy. Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie i spojrzała na zegar; dochodziła piętnasta. Szybko przełożyła sałatkę do szklanej misy, po czym zajęła się indykiem wyjętym z piekarnika. Gdy jej smukłe dłonie kroiły mięso i kładły na talerze, krzyknęła przez okno: -Emily, Josh, obiad! Dzieci szybko przerwały zabawę i ruszyły biegiem w stronę domu. Równocześnie przekroczyli próg kuchni i zaczęli się przekomarzać. -Wygrałem! – powiedział Josh, szturchając siostrę. -Wcale nie, był remis! – zaprotestowała Emily i oddała bratu nieco mocniej. -No dobra, ale gdyby nie było remisu, to ja bym wygrał, bo dziewczyny nie umieją biegać – mruknął Josh z właściwą sobie logiką 9-latka. Dziewczynka zarumieniła się. -A właśnie, że umieją! -Jakbyś umiała biegać, to byś przybiegła pierwsza – odpalił Josh Siedmioletniej Emily zabrakło odpowiedzi i zarumieniła się jeszcze bardziej. -Głupi jesteś! – odparła, bo nic innego nie przyszło jej do głowy. Wówczas kobieta stojąca dotychczas przy kuchence postanowiła wkroczyć w akcję. -Emily, nie wolno tak mówić, to nie wypada damie. Josh, nie dokuczaj jej, bądź dżentelmenem – pouczyła dzieci – A teraz idźcie umyć ręce, bo zaraz będzie obiad. Chłopiec i dziewczynka posłusznie oddalili się w kierunku łazienki, a po chwili matka usłyszała ich radosne śmiechy, co oznaczało, że się pogodzili. Kobieta uśmiechnęła się, a do jej uszu doszedł trzask zamykanych drzwi i zbliżające się kroki. -To ty, Andrew? – krzyknęła w stronę przedpokoju, ale nie usłyszała odpowiedzi, bo jej głos zagłuszyły piski i okrzyki „Tata!” „Tata przyszedł!” oraz radosny śmiech męża. Po chwili cała trójka weszła do słonecznej kuchni. Mężczyzna zbliżył się do żony. -Witaj, Anno – przywitał się, po czym pocałował ją w policzek i dodał – Co dziś na obiad? Indyk? Pachnie wspaniale. Anna uśmiechnęła się do męża i podała do stołu. W trakcie obiadu dzieci dokazywały i opowiadały rodzicom o zabawie w Indian. Nie brakowało też zachwytów nad indykiem, co bardzo schlebiało matce. Po posiłku dzieci powróciły do zabawy w ogrodzie, a Anna i Andrew rozsiedli się w salonie. [IMG]http://i41.************/30tjtk3.png[/IMG] -Jak było w pracy? – zagaiła kobieta, odgarniając niesforną grzywkę z czoła. -Świetnie, szef był zachwycony tamtym projektem i zlecił mi pracę nad innym. Będę miał dużo pracy, więc nie wiem, czy do końca tygodnia uda mi się wracać o piętnastej, więc będę jadł obiad później. – odparł Andrew. -Dobrze, kochanie. A co z weekendem? -Na pewno uda mi się wyrwać i pojedziemy do moich rodziców. A właśnie, mówiłaś już dzieciom? Jestem pewien, że będą zachwycone, poza tym rozmawiałem w pracy z Cornelią, i powiedziała, że przyjedzie z dziećmi. -Cudownie, Emily bardzo polubiła Cecilię, a Josh świetnie dogaduje się z Bobem. Zaraz im powiem, są na podwórku. – powiedziała Anna i wstała. – Napiłbyś się herbaty? -Chętnie, najlepiej malinowej. Kobieta pokiwała głową i wyszła z salonu, uśmiechając się. Rozmawiali o takich zwykłych, codziennych sprawach, a mimo to ta rozmowa była cudowna. -To moje życie, i te sprawy, o których mówię i myślę są cudowne. Taka szansa od losu zdarza się raz na milion. Tym razem los wybrał mnie – mruknęła pod nosem, otwierając okno by zawołać dzieci. * Powoli otworzyłam oczy i przetarłam je. Jeszcze nigdy nie miałam tak wyrazistego, realnego snu. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo wizja tej rodziny wcale nie była realna – na świecie nie ma takich szczęśliwych ludzi. A nawet jeśli są, to spotykają innych, którzy niszczą ich wesoły, kolorowy świat miłości i wszystko się kończy. Westchnęłam i zmarszczyłam czoło, bo przypomniała mi się twarz kobiety ze snu.Przecież ona wyglądała jak ja. Miała identyczną twarz, włosy, nawet tatuaże, zupełnie nie pasujące do jej wizerunku. Za to jej mąż, Andrew, łudząco przypominał Marka, do czego przyznałam się w myślach dopiero po chwili. „O Boże, czyżbym śniła o samej sobie, żyjącej szczęśliwie z Markiem...?” – pomyślałam. – „Może podświadomie o tym marzę?” Zawstydziłam się tą myślą i szukałam usprawiedliwienia. -Na pewno udzieliło mi się to rozmyślanie o rodzinie i w mojej wyobraźni powstała Anna, jej mąż i dzieci, a to przypadek, że wyglądali tak jak wyglądali – powiedziałam sama do siebie, niekoniecznie przekonana i zastanowiłam się po co tak się tłumaczę sama przed sobą. To bez sensu. Po krótkiej chwili podobnych rozmyślań stwierdziłam, że przebywanie w tym szpitalu mi nie służy i przypomniałam sobie, że miałam iść do Heleny Swamp. Wstałam z łóżka i naciągnęłam na kusą piżamę różowy szlafrok – obie rzeczy przywiózł mi Mark, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Stałam przez chwilę niezdecydowana, po czym szybkim ruchem zaścieliłam łóżko. „Tylko gdzie, u licha, jest ten gabinet?” – pomyślałam w międzyczasie. * Opuściłam pomieszczenie i znalazłam się na szpitalnym korytarzu. Tu i ówdzie spacerowali pacjenci, odziani z piżamy lub, podobnie jak ja, szlafroki. Pod ścianą stało kilka krzeseł, z czego tylko dwa albo trzy były przez kogoś zajęte. Zobaczyłam też grupkę pielęgniarek, rozmawiających z przystojnym doktorem, którego widziałam już kilka razy. Przez chwilę poczułam się nieswojo, bo kilka osób patrzyło na mnie, a inni gorączkowo szeptali coś do ludzi idących czy siedzących obok. Jedna młoda pielęgniarka nawet szturchnęła koleżankę, po czym wskazała na mnie palcem, a potem obie zachichotały. Zirytowało mnie to, ale postanowiłam się nie przejmować – kto wie, jak zachowałabym się, będąc na ich miejscu i widząc wielką gwiazdę, o której głośno w mediach. Zebrałam myśli i usiłowałam przypomnieć sobie instrukcję Swamp, a po chwili ujrzałam podążającą w moim kierunku Mariettę. Jej loki jak zwykle falowały. Dziewczyna uśmiechała się promiennie w moją stronę. -Doktor Swamp kazała przekazać, że czeka na panią w gabinecie – powiedziała, zatrzymując się tuż obok. -Tak, wiem. Zasnęłam, a poza tym nie mam pojęcia, gdzie iść – odparłam, a Marietta machnęła ręką. -Yhm, Swamp i jej talent to wyjaśniania – mruknęła i zachichotała – Pójdzie pani prosto, potem w prawo, a potem w lewo. Gabinet Heleny Swamp jest na końcu korytarza. Uśmiechnęłam się. Prosto, prawo, lewo, koniec korytarza. -Dzięki, na pewno trafię. Może przejdziemy na „ty” ? – zaproponowałam nagle, bo poczułam przypływ sympatii do pielęgniarki. Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona, więc lekko się speszyłam i dodałam – No, Mark pozwolił mi zamieszkać u siebie, więc będziemy sąsiadkami, no i pomyślałam, że fajnie by było skończyć z tym „pani”... Marietta zarumieniła się. -Jasne, bardzo chętnie. Kurczę, nie wierzę! Jestem na „ty” z Rose Hampton! – powiedziała z uśmiechem. – A teraz idź już, bo Swamp czeka. [IMG]http://i42.************/30d9bvb.png[/IMG] Skinęłam głową i odeszłam, zadowolona, że zaproponowałam to dziewczynie. Powoli wszystko zaczynało mi się układać. Najpierw spotkałam Marka, który bardzo mi pomógł, teraz zrobiłam pierwszy krok w kierunku Marietty, która była taka miła. Ruszyłam prosto po wypastowanej podłodze, cicho skrzypiącej pod moimi kapciami. Minąwszy gabinet Marshalla skręciłam w prawo, po czym po kilku metrach w lewo. Podeszłam do końca korytarza i z satysfakcją stwierdziłam, że na drzwiach wisi tabliczka z napisem „dr Helena Swamp”. Zapukałam nieśmiało i weszłam. Ujrzałam ładny, jasny gabinet z dużym oknem. Były też dwa miękkie fotele i wysoka półka z książkami, zapewne medycznymi, a w kącie stał piękny fikus. Na środku, przy wielkim biurku siedziała doktor Swamp ze zmarszczonymi brwiami. Wskazała mi krzesło po drugiej stronie i powiedziała surowo: -Musiałam wysłać panią Smith, żeby przypomniała pani o wizycie. Usiadłam, zastanawiając się, kto to jest pani Smith – dopiero po chwili dotarło do mnie, że chodziło o Mariettę. -Przepraszam, nie chciałam sprawić kłopotu, ale zasnęłam. Lekarka westchnęła, po czym zaczęła grzebać w szufladzie i wyjęła jakieś papiery. -No dobrze, pani Hampton, teraz załatwimy formalności – mruknęła i zaczęła wypełniać puste pola zamaszystym, prawie nieczytelnym pismem. * -O, już jesteś – uśmiechnęłam się na widok Marka czekającego na mnie na korytarzu. Byłam gotowa, by opuścić wreszcie szpital i zamieszkać na jakiś czas z przyjacielem. -Cześć – odpowiedział, po czym wziął ode mnie małą torbę, w której mieściły się różne drobiazgi potrzebne mi podczas tych kilku tygodni w szpitalu. – Gotowa? – upewnił się. -Tak, możemy iść – odparłam i ruszyliśmy do wyjścia. Po drodze spotkaliśmy Mariettę, która prowadziła konwersację z przystojnym lekarzem. Pomachałam jej, Mark również, a gdy odmachała z uśmiechem, zapytałam towarzysza szeptem: -Wiesz, kto to jest? -Ten lekarz, który rozmawia z Mariettą? – Mark obejrzał się przez ramię. -Yhm. -Jej chłopak, Scott. Mieszkają razem. Facet musi nieźle zarabiać, bo stać ich na naprawdę fajne, duże mieszkanie – odparł mężczyzna i otworzył szklane drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, było przyjemnie ciepło i słonecznie. -Ach, tak – mruknęłam, bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zrobiło mi się głupio, bo niedawno podejrzewałam, że Marka i Mariettę coś łączy. Po chwili pomyślałam, że powinnam dać sobie spokój z domysłami, bo prorok ze mnie żaden i tylko psuję sobie nerwy. W stosunku do Nicka też się pomyliłam. „Znowu ten Nick! Ciągle o nim myślisz!” – skarciłam się w duchu, gdy wsiadałam do samochodu i postanowiłam zająć myśli czymś innym. Może by tak zadzwonić do mamy? Gdy byłam w szpitalu dzwoniłam do niej raz, a na dodatek nakłamałam, że wszystko w porządku. Wyjęłam komórkę i wybrałam numer. -Halo? -Cześć, mamo! – zaczęłam, starając się mówić pogodnie i sprawiać wrażenie szczęśliwej. Mama chyba ucieszyła się z mojego telefonu, ale w jej głosie wyczułam zdenerwowanie. -Kotku, nareszcie się odezwałaś, martwiłam się. Mów, co tam u ciebie? Przez sekundę zastanowiłam się czy nie powiedzieć jej prawdy. W końcu wybrałam neutralne rozwiązanie. -Nic nowego, lepiej opowiedz o sobie – powiedziałam pospiesznie. -Rose, nie będę udawać. Mówili o tobie w telewizji. Powiedz, to prawda, co tam piszą? – spytała mama prosto z mostu. – Tylko nie kłam! – dodała. Milczałam. -Halo? Córeczko, jesteś tam? -Tak, tak, jestem. – wzięłam głęboki oddech – Mamo, media kłamią, nie wiesz tego? Po co w ogóle oglądasz takie głupoty? To oczywiste, że Nick mnie nie uderzył. Dobrze, pokłóciliśmy się, zdenerwowałam się i nie patrzyłam, gdzie idę, no i uderzyłam się w szafkę. Nic wielkiego, a robią straszny szum! – skłamałam. – W każdym razie przygotuj się na wyssane z palca historie na mój temat i pod żadnym pozorem nie wierz w te bzdury! Spojrzałam na Marka, który uniósł brwi, gdy usłyszał moje kłamstwa. Mama po chwili milczenia odpowiedziała: -No dobrze, mam nadzieję, że to prawda. A ty i Nicolas? Jesteście parą?– spytała. -Nie! – odparłam szybko - I mieszkam teraz z moim znajomym z pracy... och, mamo, muszę kończyć. -Znajomy? Jaki znowu znajomy? – dopytywała się. Westchnęłam, żałując, że w ogóle jej o tym powiedziałam. -Bardzo miły człowiek. Ale to tylko chwilowe, za niedługo znajdę coś swojego. I może w końcu cię odwiedzę? – zaproponowałam – Dawno się nie widziałyśmy. To co, zadzwonię za kilka dni i się umówimy, dobrze? -No dobrze, cześć, córeczko – odpowiedziała mama, ale bez przekonania. -Kocham cię. Pa – pożegnałam się, a kilka sekund później usłyszałam, że mama odłożyła słuchawkę. Spojrzałam na Marka, który pokręcił głową. -To niesmaczne, że tak ją okłamujesz – stwierdził, a ja nic nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że on ma rację. Ale ja nie potrafiłam jej powiedzieć, nie zniosłabym tego. Dlaczego on nie mógł tego zrozumieć? * Mieszkanie Marka było fantastyczne, duże i przestronne, a w dodatku świetnie urządzone – nowocześnie i ze smakiem. Gospodarz zaprowadził mnie do pokoju z czerwoną wykładziną i jasnymi ścianami. W rogu stało łóżko, a obok dwie małe szafy. Zauważyłam też śliczne, białe fotele. Pomieszczenie bardzo mi się podobało, więc ucieszyłam się, gdy Mark postawił na podłodze moje bagaże i powiedział: -To twój pokój. Może być? -Jasne, jest śliczny. Dziękuję – powiedziałam i przytuliłam go – Jesteś moim najlepszym przyjacielem, nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak ty. [IMG]http://i44.************/20069so.png[/IMG] -Zawsze musi być ten pierwszy raz – zaśmiał się Mark – Rozpakuj się, a ja w tym czasie zrobię coś do jedzenia. Potem radzę ci iść spać, bo już późno. Przytaknęłam mu i odparłam: -Jasne, marzę wreszcie o wygodnym łóżku i gorącej kąpieli. No i muszę w końcu zrobić coś z włosami! Mark mruknął z uśmiechem „Kobiety!” i wyszedł, a ja zaczęłam wyciągać rzeczy z walizki i wkładać do szafy, trochę dlatego, żeby nie zacząć znowu myśleć o Nicku. Podziałało; byłam tak zajęta rozpakowywaniem, że nie miałam czasu na myślenie. Po kwadransie, gdy zostało mi jeszcze kilka bluzeczek i wielka kosmetyczka, poczułam wspaniały zapach i przypomniałam sobie, że jadłam tylko niesmaczny szpitalny obiad i jestem bardzo głodna. Wrzuciłam szybko bluzki do szafy, schowałam walizkę pod łóżko i, położywszy kosmetyczkę na półce nocnej, ruszyłam do kuchni. Okazało się, że Mark przygotował pyszny posiłek. Jedliśmy i rozmawialiśmy, było naprawdę miło. Gdy skończyliśmy, zadzwonił dzwonek do drzwi. -O tej porze? – zdziwił się Mark, a gdy otworzył, usłyszałam męski głos mówiący: -List polecony dla Rose Hampton. Poszłam więc do przedpokoju i ujrzałam za progiem listonosza z kopertą w dłoni. -To ja – powiedziałam i sięgnęłam po kopertę. Mężczyzna poprosił o potwierdzenie odebrania przesyłki, po czym pożegnał się i wyszedł, a my wróciliśmy do kuchni. Spojrzałam na nadawcę i niecierpliwym ruchem rozerwałam kopertę, bo byłam pewna, że to jakieś nieporozumienie. -Od Nicka? – spytał Mark. Zamknęłam oczy i rzuciłam list na stół. -Nie – odparłam – Z sądu. |
![]() |
![]() |
#164 |
Zarejestrowany: 28.01.2008
Płeć: Mężczyzna
Postów: 3,273
Reputacja: 15
|
![]()
Ellie- myślę, że sprawdziłaś się w roli fotografa
![]() Dla Ciebie z czystym sumieniem 10/10 [b]Bjork[b]- No, akcja powoli nabiera tempa, jednak nijak tytuł ma się do niej :/ I tylko dwa odcinki na najważniejszą cześć opowiadania. Trochę to źle rozegrałaś. Dlatego zatem ode mnie dla Ciebie 8/10. Ocena za cały odcinek: 9/10. Pozdrawiam, Gio!
__________________
Evil is a Point of View |
![]() |
![]() |
![]() |
#165 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Gio, chcialam tylko zauważyć, że jeśli chodzi o akcję, to ja też trochę zmieniam np. jeśli chodzi o akcję rozłożoną na odcinki ;]
co do zdjęć, to faktycznie, mogłam dać jeszcze jedno, jak Rose rozmawia ze Swamp. po prostu nie chciałam przesadzić i dać zdjęcie co 3 linijki tekstu, bo takie coś mnie wkurza ^^ dzięki. |
![]() |
![]() |
#166 |
Moderatorka Emerytka
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
|
![]()
Hmmm...
Odcinek długi, ale tak naprawdę nic się w nim nie działo (znamy to...). Przyuważyłam parę błędów, ale takie jakieś drobne, nierzucające się zbytnio w oczy. Pisałaś w zapowiedzi odcinka, że wyjaśni się, dlaczego Rose trafiła do więzienia. No właśnie... I nie wiadomo :/. Może to dlatego, że zmieniłaś rozmieszczenie akcji- zdarza się. Zakończyłaś w dobrym momencie ![]() Tylko nie rób nam tego po raz kolejny i daj następny odcinek w końcu szybciej... A, i fajny pomysł z tym snem ![]() 9/10- czegoś mi tu brakuje... |
![]() |
![]() |
![]() |
#167 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
odcinek bardzo długi.
miło się go czyta. zdjęcia przejżyste chociaz moglobybyc ich wiecej. ![]() |
![]() |
![]() |
#168 |
Zarejestrowany: 09.08.2006
Skąd: Białystok
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 131
Reputacja: 10
|
![]()
No fakt zdjęć mogłoby być więcej, ale odcinek i tak świetny.
Raczej nie lubię zbyt długich odcinków, ale ten czytało mi się z okrutną przyjemnością. Nadal strasznie nurtuje mnie za co Rose trafiła do "pudła".
__________________
Myłość do Jasia Fasoli wygrała... |
![]() |
![]() |
![]() |
#169 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Liv - myślałam, że będzie dłuższe i wyjaśni się, co jest w tym liście, a to zbliżyłoby was do odpowiedzi na pytanie "dlaczego Rose trafiła do więzienia", ale postanowiłam zakończyć bardziej tajemniczo, żeby was zaciekawić ;)
a tego snu nie było w planie, tak mnie naszło jakoś. dziękuję. MyySiaa i pisaqeczka - dziękuję. dobra, w 7 odcinku będzie więcej zdjęć ;) |
![]() |
![]() |
#170 |
Zarejestrowany: 15.07.2007
Skąd: Zabrze
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 1,069
Reputacja: 10
|
![]()
Przeczytałam od poczatku i...bardzo mi się spodobało.
Dobra robota, ale moim zdaniem za mało zdjeć XD Pozdrawiam.
__________________
I've been burning in water and drowning in flame |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|