|
![]() |
#1 |
Zarejestrowany: 16.08.2010
Płeć: Mężczyzna
Postów: 90
Reputacja: 10
|
![]()
odcinek 2
UWAGA! W tym odcinku pojawiają się sceny erotyczne, jeśli nie chcesz go czytać, wyjdź z tego tematu. Lilly Andrews tegoroczne święta spędziła w swoim rodzinnym domu. Do szpitala przyjechała po nią siostra Macy, moja przyjaciółka bez zawahania wyszła ze swojego szarego pokoju, pożegnała się z personelem i życzyła wesołych świąt, jak to zawsze jest w zwyczaju. Po prawie godzinnej jeździe samochodem Macy, ujrzały swój dom rodzinny. Był zupełnie inny, od tego co ma dzisiaj Lilly. Jakoś pachniało dzieciństwem; gdy weszły pachniało również gorącym barszczem i makowcem, który czekał już na stole w kuchni. ![]() - Spójrzcie kogo wam przywiozłam. – powiedziała uradowana Macy. Wszyscy nagle odwrócili wzrok, rodzice oraz najbardziej utęskniona osoba przez Lilly – jej syn. ![]() Lilly uważnie rozglądała się po domu, z każdym spojrzeniem zdawała sobie sprawę, jak dawno jej tutaj nie było. Uśmiechnęła się miło do wszystkich, tylko na to było ją stać. Po chwili poszła uściskać się z rodzicami i ze swoim synem. Czuła, że te święta będą piękne dla niej. ![]() Przyglądała uważnie się Alexowi, tak desperacko szukała w nim swoich cech. - Jej, Lilly. Jak dobrze, że jesteś tutaj z nami. Ojciec specjalnie zrobił dla ciebie te makiełki, które tak lubiłaś. Zmieniłaś się strasznie przez ten czas dziecko. Idę po obrus, powoli chyba już możemy zaczynać. Lilly odwzajemniła uśmiechem troskę matki. Przy stole panowała krępująca cisza, nikt nie wiedział o czym rozmawiać, bo z pewnością nie będzie dobrym tematem pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Po chwili do stołu dosiadła się Macy, która szła po prezenty. Usiadła obok Lilly. ![]() Dzisiaj tak dobitnie zauważyłem, jakie one są do siebie podobne. Niestety, widać po Lilly odcisk upływającego czasu i ciężar codziennych problemów. Wigilia okazała się wspaniała, dobrze było tutaj przyjechać i poczuć na nowo zapachy, o których się nie pamięta. Tak miło było oderwać się trochę od rzeczywistości, przystopować na moment. Tymczasem w Sunset Valley kolacje nie były tak sympatyczne jak u Lilly. ![]() - Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczał Roukey. - Nie przyszedłem do ciebie, jest Alice? - Przepraszam bardzo, ale mamy wigilię, nie przychodzi się w takich momentach. - Koleś, mówiłem ci, że nie przyszedłem do ciebie! – podniósł ton Xavier. Alice słuchała tej kłotni pokój dalej. Nie chciała się wdawać w niezręczną dyskusję. Bała się straszliwie swoich brudów z przeszłości. ![]() Obejmowała na swoim ramieniu Amber, która do bólu przypominała Roukego. Alice zastanawiała się, czy czasem w jej „szczęśliwe” życie, nie wdarła się szara rutyna. Nie czuła pożądania do Roukyego, najchętniej chciałaby wyjechać stąd, wziąć dzieci ze sobą i zrobić pauzę. Alice postanowiła dzisiaj przemóc się i spróbować kochać się z mężem tak namiętnie, jak dwa lata temu. - Alice jakiś koleś był do ciebie. - Musimy teraz o tym rozmawiać? – Alice zrzuciła z siebie ubranie, jej ciało było piękne, praktycznie nietknięte przez upływający czas. Roukey uśmiechnął się pod nosem i rzucił ją na łóżko. Czuł jej drżące ciało przy każdym pocałunku. Alice odgrywała swoją rolę jak stara aktorka, czuła, że nie pożada go tak jak kiedyś, ale starała się tego nieokazywać. Podczas gdy Roukey pieścił jej ciało, ona myślała o Xavierze i śpiących już dzieciach. ![]() Roukey położył się na niej, zaczął ją gorąco całować. Alice poczuła jego oddanie, pożądanie. Wiedziała, że Roukey od dawna szukał dawnej Alice. Myślał, że ją znalazł, lecz nagle … - Roukey, przepraszam. Nie mogę dzisiaj. – Alice odsunęła się i zakryła się kołdrą. - Co? – wybuchnął śmiechem. - Nie mogę, po prostu nie mogę. - O ku*rwa, ty mnie zdradzasz! ![]() Alice zaczął plątać się język. - No chyba jesteś chory! – powiedzała przestraszona. - Kłamiesz! Roukey uderzył Alice w twarz, po raz kolejny od czasu imprezy u Roberta. Alice wybuchnęła płaczem, skuliła się jak bezbronny piesek na łóżku. Płakała na tyle głośno, że wzięła poduszkę i zakryła nią usta, tak, żeby dzieci się nie obudziły. - Co ty wyprawiasz Alice? Brzydzę się ciebie! – krzyknął Roukey, ubrał się i wyszedł z domu. Alice wciąż płakała. Sama. Wracając do milszego miejsca, Lilly wraz z Macy wyszły na zewnątrz oglądać lodowe rzeźby, jak to było w zwyczaju rodzinnego miasta Lilly.Właśnie tam, na rynku zdarzyła się rzecz magiczna. Dwie siostry odnalazły w sobie kolejny wspólny pierwiastek, więź łączącą ją bardziej od więzi przyjacielskiej, o czym mogła przekonać się Lilly. ![]() Lilly poczuła ogromne wsparcie swojej siostry, wiedziała, jaka jest z charakteru, ale dowiedziała się również, że mocno ją kocha i zawsze będzie przy niej, gdy będzie tego chciała. Tymczasem w domu Roberta przy zmywaniu naczyń, Zelda doprowadziła do niepokoju. - Słuchaj Robert, ostatnio moja koleżanka Monique skarżyła się. - Hm, a o co chodzi? – zapytał Robert wyglądając spod sofy. - Wiesz, ona pracuje na stadionie, gra w siatkówkę w drużynie, tam gdzie Roukey … - Robert zaczął słuchać uważniej. – i mówiła mi, że Roukey dobiera się do niej, ma tego dość i chce gdzieś to zgłosić. I widzisz, nie wiem jak to będzie. Przecież oni na naszym ślubie się spotkają, a nie chce by wyszło niezręcznie. ![]() Robert miał w tym momencie różne myśli. Był między swoimi przyjaciółmi, czy powiedzieć Alice o tym, czy zawrzeć męską tajemnicę. Jedno jest oczywiste, pewnej osobie nie wyjdzie to na dobre. ------------------------ dodalem poster 3 serii: ![]() i mam nadzieje, ze bedzie to najpikantniejsza seria i wpadlem na wspanialy pomysl usmiercenia jednej osoby, wiec w tej serii ona ostatni raz wystepuje wiec sie przygladajcie bo juz wiecje nie bedzie ;p |
![]() |
![]() |
|
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|