|
|
#4 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Kontynuacja odcinka 2
Wyszliśmy na zewnątrz, kiedy właśnie się rozpadało... - No pięknie. - powiedziała mama z skwaszoną miną; - Uh, zaraz przyniosę parasolki. Po chwili poszukwiań przypomniało mi się, że nie mam parasolki. ![]() - No trudno, troszkę nas zmoczy - z uśmiechem powiedziała mama; Szliśmy mokrym chodnikiem, latarnie pobłyskiwały w deszczu i wszędzie było tak spokojnie i pięknie... Po drodze wspominaliśmy przeszłość. Gdy dotarliśmy na miejsce było jeszcze ciemniej, a pogoda znacznie się pogorszyła - "lało jak z cebra".- Może wejdziesz na chwilę? - zaproponowała troskliwie mama; - Nie mamo, muszę wracać, pzecież zaraz idę do pracy. - No tak, znowu zapomniałam. Ale przecież chyba odwołają dzisiejszy patrol? Przy takiej pogodzie i tak nie wiele byście zdziałali. :\ Zadzwonisz do Steve'a? - Nie mamo, dziekuję za troskę, ale naprawdę, idę już. *cmok* - To może chociaż dam ci parasolkę? - Nie, pobiegnę a przy okazji mnie trochę odświeży. ![]() Bez parasolki biegłem czym prędzej w stronę domu, żeby się nie spóźnić. ![]() Gdy już wchodziłem do domu wydawało mi się, jakby w górnym oknie, na piętrze ktoś stał przy oknie. *glurp*![]() Ale się najadłem strachu. :wacko: Tym razem postanowiłem sobie to logicznie wytłumaczyć i nie sprawdzać tego. Poprostu to tylko złudzenia po tym, jak nastraszył mnie ten nietoper. Weszłem do domku i zamknąłem drzwi na klucz, aby czuć się bezpieczniej. Oświeciłem lampy w salonie i zaraz czułem się raźniej. Spojrzałem na zegar, aby sprawdzić która godzina - było już po 7. Doszedłem do wniosku, że zanim przyjedzie Steve wrzucę "coś na ruszcik". :smirk: W kuchni nadal był nieporządek, ale udało mi się przygotować kanapki z chrupkiego pieczywa, które zostały jeszcze od wprowadzki. Jutro będę musiał przejść się w końcu do sklepu i zrobić zakupy na cały tydzień. Usiadłem przy stole i jedząc patrzałem przez okno, gdzie nadal lekko siąpił delikatnie deszczyk. Czułem się strasznie senny, ale mus to mus, do pracy pójść trzeba. *beep* Usłyszałem klakson tego zgrzybiałego gruchota, którym jeździ Steve. Przebrałem się w mój ciuszek do pracy i wyszedłem.![]() - Cześć stary. - Nooo, wiec to jest ten nowy dom nawiedzonej staruszki? - zapytał entuzjastycznie Steve; - No tak, jak widzisz nie jest ani nowy, ani nawiedzonej staruszki, chyba że już wyglądam tak staro? - Nie, wiesz że nie oto mi chodziło - odparł; I jak się sprawdza? - Poza kilkoma drobnymi szczegółami wszystko jest w porządku. - Hehe, drobnymi szczegółami. Znalazłeś już wszystkie pokoje? - zaartował; - Daj spokój stary, nie żartuj. Ten dom jest naprawdę w porządku. Może już pojedziemy?- Ah, zagapiłem się. Znowu do roboty... - A no, znowu... Nie martw się, to zaledwie 8 godzin. ![]() - No i już chyba wiem, dlaczego jesteś moim najlepszym przyjacielem!? Zaśmialiśmy się oboje i ruszyliśmy w stronę domu burmistrza, gdzie zwykle mamy nocną wartę. Przejeżdzając obok szkoły zobaczyliśmy dwóch młodzieniaszków, którzy dobierali się do jakiejś starszej pani. - Co robimy? - zapytał Steve; - Bierzemy go. ![]() Postanowiliśmy zareagować, jako że policja jest zawsze ostatnia na miejscu zdarzenia. Wysiedliśmy z samochodu i sięgnęliśmy po pistolety krzycząc: "Stać! Nie ruszać się!". :smirk: Może i wyglądało to nieco śmiesznie, ale wszystko sie zmieniło, bo okazało się, że Ci dwaj tez mieli pistolety i zrobili dokłądnie to samo. Tej nocy na ulicy rozpętała się prawdziwa strzelanina. :wacko: Młodziki strzelali gdzie popadło raniąc Steve'a w nogę. Jako że nie mieliśmy zezwolenia od Policji, ale musieliśmy się chociaż bronić Steve wczołgał się za samochód, a ja postanowiłem interweniować. Schowałem się za koszem na śmieci.![]() Dzięki Bogu, że śmietniki w naszym miasteczku są solidne. Wychylałem się co chwila i oddawałem strzał starając się zranić w rękę jednego z nich, ale pogoda mi nie sprzyjała. Po dłuższej chwili raniłem srzalającego, który rzucił pistolet. Wszystko wyglądało na zakończone, kiedy wyszłem z "schronu", kiedy nagle podjechał samochód zabierając rannego i tego drugiego. Staruszka zdążyła zbiec. Odjeżdzając jeden z nich zdążył oddać strzał, który ranił mnie w bok... ![]() ![]() Ten dzień zdecydowanie nie należał do tych najszczęśliwszych... Koniec odcinka 2 Ostatnio edytowane przez Fizzly : 31.10.2004 - 00:14 |
|
| Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|