![]() |
#2 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Miało być Kylei... Nie będę zdradzać "źródła" większości nazw własnych w tym FS, ale jeżeli się korzysta z niego nałogowo, bardzo łatwo się domyślić.
Przepraszam za jakiekolwiek literówki. Każdemu mogą się zdarzyć. Jeżeli coś zauważycie- mówcie, a ja poprawię. Odcinek 2- Wieczór ![]() - Nie, Kylei, Nie- powiedziała Naleen. Nie wiem do końca o co chodziło. Logiczne jest też to, że skoro nie wiem, to wam też nie powiem, racja? - Zgódź się. Będzie to z pożytkiem dla nas wszystkich- przekonywała panna O'ghomes. - Nie! Zrozum, nie mam prawa się na to zgodzić! Nie obchodzi mnie co mówi Fissero! On mnie w to wciągnął, ale nie! Kochana, to zbyt ryzykowne. Nie mogę być odpowiedzialna za jeszcze jedno życie! - naleen, chyba mogę ryzykować własnym życiem? - Tak, ale nie ze mną. To nie jest wyprawa do lasu na grzyby. - Czy ty... Czy ty nie wierzysz w magię? - Nie wierzę w tandetne sztuczki wędrownych magów, moja złota. Czyli w twoje też. Magia... Magia to coś więcej. To... Magia jest nierozłączna z wielkim światem, nie z naszą małą wioską. - Echh. Rozumiem. Dla ciebie jestem zbyt mała, by czarować. A więc żegnaj... Odeszła. Smutna, zgarbiona, niepocieszona. Odeszła, by nie powrócić w to miejsce. Wcześniej bowiem ma utracić swe nędzne życie, ale to już inna historia. To opowieść, którą na pewno jeszcze usłyszycie. Naleen siedziała przy stoliku i patrzyła, jak Kylei ją opuszcza. Było jej z tym ciężko, bo mogła ją znów stracić. Rozmyślania przerwał jej głos Grubcia: ![]() - Valona! Nie podsłuchuj cudzych rozmów!- dziewczyna spłonęła ze wstydu. - Spokojnie, ja i tak miałam iść... Ruszyła pustą ulicą. Był środek nocy, wszyscy już dawno ukryli się w domowym zaciszu. Ona sama, jedna, wśród gwiazd śmiejących się szyderczo. Gdzieś tam, na północ, cel ich wyprawy, tak daleki i bliski zarazem. Księżyc świecił na niebie... Och, jak wiele Naleen by dała, by móc stać się wilkołakiem i uciec... Przed siebie, nie patrząc na nic. Nie mogła. Musiała tu zostać, pomóc bratu... Nie miała prawa ulżyć sobie. Musiała... Nieść pomoc. Wróciła do domu. Ze zmęczenia opadła na starą, 100-letnią ławkę. Spojrzała na mury. ![]() "Tyle przeszły"- pomyślała.- "Tak wiele wspomnieć. Gdyby umiały mówić..." "A kto powiedział, że nie umiemy?"- odezwał się w jej głowie dziwny głos. "Aaaa!"- krzyknęła Naleen i odskoczyła od ławki. "Wyluzuj, ślicznotka. Złość piękności szkodzi."- kontynuował.- "My nie szkodzimy ludziom. Osoba budująca nas była lekarzem. Pamiętaj: Primum non nocere!" "C-co?"- spytała dziewczyna.- "Kim ty jesteś?" "No jak to kim? Starym murem! Nie przedstawiłem się? Oooo, pardon. Nazywam się Lucjusz Merkucjo Tybalt Parys II Stary. A ty?" Ostatnio edytowane przez Olciaa : 08.03.2005 - 09:40 |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|