Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 25.04.2005, 21:16   #1
ania500
Guest
 
Postów: n/a
ThumbsUp "Zielone oczy..." - Odcinek III

Odcinek III
- No to ja już się zbieram – powiedział Paweł, całując Marysię w dłoń.
Marii bardzo imponowało to, że jest takim dżentelmenem.
Gdy Paweł był już przy drzwiach, Marysia zawołała:
- A może wpadnie pan na podwieczorek? – zapytała Marysia. – Może o 16.00?
- Bardzo chętnie, jeżeli oczywiście…- zaczął Paweł.
- Wiem, „nie robię kłopotu”. Ależ będzie mi bardzo miło gościć pana na kolacji – powiedziała Maria i uśmiechnęła się na pożegnanie.
Była 9.25 rano, a Marysia miała jeszcze wiele pracy. Posprzątała w domu i zrobiła pranie.
„Tak chciałabym mieć sprzątaczkę” – myślała. – „Albo ogrodnika, gosposię…”.
Ocknęła się i poszła na ogród, by przystrzyc trawnik. Na podwórku była 2 godziny, aż zegar wybił pół do drugiej.
„Boże, jaka jestem zmęczona!” – pomyślała Marysia. – „A jeszcze tan podwieczorek. Dobra, zdrzemnę się do trzeciej…”
Maria miała dziwny sen: jakby przemieszczała się z jednego miejsca na drugie, jakby coś lub ktoś ją gonił…W tym momencie obudziła się.
„O jejku, która to już godzina?” – zapytała samą siebie Maria i z przerażeniem spojrzała na zegar – było pół do czwartej. – „Jezu, ja jeszcze muszę zrobić ciasto!”
Migiem założyła dość odważną kreację i zeszła do kuchni. Szybko wyciągnęła składniki na czekoladowy przekładaniec, przepis od jej siostry Bożeny i zaparzyła kawę. W tym momencie, kiedy deser kładła na stole, zadzwonił dzwonek do drzwi.
„To na pewno Paweł” – pomyślała z radością Marysia i pobiegła otworzyć.
Rzeczywiście, to był Paweł. Elegancko ubrany, w rękach trzymał bukiet fiołków.
- Proszę bardzo, to dla pani – powiedział i wręczył Marii kwiaty.
Marysia nie posiadała się z radości.
- Nikt tak dawno nie dawał mi kwiatów! – powiedziała Marysia. – A w dodatku to moje ulubione. Skąd pan wiedział?
Paweł tylko się szeroko uśmiechnął.
- Proszę wejść! – zaprosiła Marysia. – Zrobiłam czekoladowy przekładaniec. Nie chcę się chwalić, ale to moja specjalność.
- Dziękuję, nie wątpię – odrzekł Paweł.
Maria wstawiła kwiaty do wazonu, postawiła go na kuchennym stole, a potem przy nim usiedli.
- Chcesz…przepraszam, chciałby pan herbaty czy kawy? – zapytała Marysia i poczerwieniała.
- Może wyjątkowo napiję się kawy – odpowiedział Paweł.- I było mi bardzo miło. Jeżeli pani chce, możemy mówić sobie na „ty”. Jestem Paweł.
I wyciągnął rękę do Marii.
- A ja Marysia – powiedziała radośnie kobieta, uśmiechnęła się i uścisnęła jego wyciągniętą dłoń.- Chwileczkę, podam kawę.
Niestety, Maria podając kawę na stół, potknęła się i oparzyła.
- Podaj mi szybko zimnej wody! – krzyknęła do Pawła i usiadła na krześle.
Mężczyzna migiem nadał wody do kubka, wziął jej prawą rękę i włożył do środka.
- Lepiej? – zapytał z zatroskaniem.
- Dużo lepiej! – odpowiedziała Marysia i uśmiechnęła się.

W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Maria dopiero teraz zorientowała się, że nadal trzymają się za ręce.
- Chwileczkę, pójdę otworzyć – oznajmiła kobieta i nieco zmieszana pobiegła do drzwi.
Na progu stał Marceli.
- Cześć, kochanie! –zawołał radośnie. – Specjalnie zwolniłem się wcześniej z pracy, byśmy mogli razem zjeść kolację.
I ucałował żonę w policzek.
- Bardzo się cieszę! – powiedziała szczerze Marysia, ponieważ ostatnio nie spędzali z sobą zbyt wiele czasu.

Paweł, który słyszał dialog między małżeństwem, podszedł do Marysi, ucałował ją w rękę i powiedział:
- Ja już pójdę. Nie chciałbym przeszkadzać…
- Ależ… -zaczęła Marysia.
- Do widzenia! – przerwał jej mąż i nieszczerze się uśmiechnął.
Marysia spuściła wzrok.
- Do widzenia! – pożegnał się Paweł i wyszedł.
Przez chwilę Marysia i Marceli patrzyli na siebie, a potem kobieta eksplodowała:
- Jak mogłeś? Nawet nie zdążyłeś go poznać. Jak mogłeś go tak wyprosić? Rozumiem, że chciałeś, żebyśmy trochę pobyli ze sobą sami, ale Paweł jest na tyle szarmancki, że sam by wyszedł.
- Paweł? To jesteście już na „ty”? – zapytał Marceli z ironią w głosie.
- Masz coś przeciwko? – Marysia po raz pierwszy postawiła się mężowi. - Dzieci wyjechały, ty cały dzień pracujesz, mam siedzieć w domu i nic nie robić? Muszę trochę pobyć z ludźmi! Nie dociera to do ciebie?!

I wyszła do kuchni. Podeszła do zlewu i zaczęła zmywać. Mimo wszystko była szczęśliwa, że sprzeciwiła się Marcelemu. Mąż podszedł do niej od tyłu, objął ją i powiedział:
- Przepraszam, kochanie. Poniosło mnie. Przecież wiesz, jaki jestem o ciebie zazdrosny…
Marysia odwróciła się do niego i uśmiechnęła się.
- Wiesz, wypożyczyłem komedię romantyczną, ten film, co tak chciałaś obejrzeć. Może dzisiaj po deserze? – zapytał Marceli.
- Naprawdę? – powiedziała z radością Marysia. – Naturalnie, ale najpierw zjedzmy ciasto.

Małżeństwo zjadło słynny przekładaniec Marysi, a potem obejrzeli film wypożyczony przez Marcelego. Później spędzili razem noc. Następnego dnia, o 8.07, gdy Marysia się obudziła, Marcelego już nie było. Od kilku godzin był w pracy. Od rana Maria była tak w dobrym nastroju, że mogłaby przenosić góry. Migiem zjadła ulubionego omleta z warzywami, ubrała się w ukochane ubranie i szybko posprzątała w domu, ponieważ chciała odwiedzić męża w firmie. Przed wyjściem ubrała się w nową sukienkę i wyszła. Gdy przechodziła ulicą, spotkała Pawła, ale nie zatrzymała się tylko pomachała mu i uśmiechnęła się szeroko.
Gdy dotarła do ulicy Gawronów 6, biegiem wparowała do środka. Pobiegła w kierunku schodów, aż dotarła na samą górę. Wparowała do środka gabinetu męża.
- Cześć kochanie…- zaczęła Maria, ale odebrało jej mowę.

Marceli całował się ze swoją sekretarką Moniką Gwozdek.

Ostatnio edytowane przez ania500 : 26.04.2005 - 14:09
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 27.04.2005, 18:39   #2
ania500
Guest
 
Postów: n/a
ThumbsUp "Zielone oczy..." - Odcinek IV

- Co tutaj się dzieje? – wrzasnęła Marysia, aż było słychać w całej firmie.
O dziwo, dopiero teraz zauważyli obecność Marysi w gabinecie. Jak oparzeni odskoczyli od siebie, a potem Marceli zaczął niezręcznie się tłumaczyć:
- Kochanie, to nie jest tak jak myśl…- zaczął, ale przerwała mu Marysia.
- „To nie jest tak, jak myślisz!” – przedrzeźniała go Marysia. – Nie tłumacz się, już widziałam to, co miałam prędzej czy później zobaczyć. I nie mów do mnie kochanie. To koniec naszego małżeństwa, rozumiesz?

Zrozpaczona Marysia wybiegła z biura. Popędziła na przystanek i o mało co nie wpadła pod samochód. Gdy doszła, a właściwie dobiegła do ulicy Lipowej 6, gdzie mieścił się jej dom, jak błyskawica wparowała do niego, wbiegła do sypialni, rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać.
„Boże, za jakie grzechy” – myślała zrozpaczona. „Czym ja się od niej różnię?”.
W tym momencie pomyślała o Monice Gwozdek.
„Właściwie to głupie pytanie” – prosto sobie odpowiedziała. „Gdy sobie o niej pomyślę, chce mi się po prostu rzygać. Ta szminka, ten tusz, ten cień do powiek, nie wspominając już o sukience, jeżeli ‘to’ można w ogóle nazwać sukienką. Szmata, nie sukienka i jeszcze ten dekolt do pępka…”
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Marysia otarła łzy i poszła ospałym krokiem otworzyć.
- Ach, to ty, Paweł – powiedziała kobieta, otwierając drzwi. – Proszę, wejdź.
- Marysiu, co się stało? Płakałaś? – zapytał Paweł, wchodząc.
Marysia zaczęła płakać na jego ramieniu.
- Marceli…on…mnie..- jąkała się Marysia.
- Uspokój się. Siadaj – Paweł wskazał na krzesło. – Opowiesz mi wszystko od początku do końca.
Usiedli i Marysia zabrała się do streszczania wydarzeń:
- No więc, jak Marceli wrócił wcześniej pracy, zjedliśmy romantycznie deser i… - w tym momencie urwała. – No, wiesz.
- No, tak. Rozumiem – Paweł kiwnął głową.
- Następnego dnia, kiedy się obudziłam, Marcelego jak zwykle nie było – powiedziała roztrzęsionym głosem Maria. – Gdy spełniłam moje domowe obowiązki chciałam odwiedzić mojego męża w firmie. Wiesz, widziałeś mnie wtedy, jak szłam ulicą. Gdy weszłam do gabinetu to… - w tym momencie głos jej zamarł. – Całował się ze swoją sekretarką, Moniką. Zdradził mnie, rozumiesz?
Paweł i Maria przytulili się, ale wcale nie jak przyjaciele. Marysia czuła, że zaraz coś się stanie. Coś ważnego. I tak się stało. Paweł delikatnie pocałował kobietę, a ona mimo wszystko czuła się szczęśliwa.

„Mam do tego prawo, po tym, co zrobił mi mój mąż” – pomyślała Marysia, ale czuła, że okłamuje samą siebie.
I „to” stało się w ułamku sekundy.
Rano, gdy się obudziła, Pawła już nie było.
„Jest taki sam jak Marceli!” – pomyślała trochę ze złością, ale zły nastrój minął, gdy przeczytała kartkę, którą zostawił jej Paweł.
„Było wspaniale. Mam nadzieję, że na tym nasza znajomość się nie zakończy. Kocham, tęsknię, całuję” Paweł
Marysia odłożyła karteczkę i zabrała się do swoich codziennych obowiązków. Następne kilka dni minęło bez zmian, to znaczy Marceli się nie pojawiał, a Paweł codziennie dzwonił, jednak ani razu w ciągu tych pięciu dni nie odwiedził jej.
Maria po ostatnich wydarzeniach czuła się nieswojo. Z niewiadomego dla niej powodu, miała wyrzuty sumienia. Ale czuła, że to nie dlatego, że zdradziła Marcelego z Pawłem. Coś ciążyło jej na duszy. Wystarczyły jej dwa dni do odgadnięcia, co.
„Muszę mu powiedzieć” – myślała z goryczą Marysia. „Ale jak on to przyjmie, że okłamywałam go przez szesnaście lat naszego małżeństwa? Trudno, nie mam wyjścia.”
Westchnęła i usiadła na krześle.
„Jeszcze dzisiaj do niego pójdę” – pomyślała. –„Najlepiej zaraz”.
Ale w porę przypomniała sobie, że nie ma jego nowego adresu, bo przecież nie wrócił do domu na noc.

- Pójdę do firmy, może tam będzie, a jeśli nie, to zapytam się tej jego – skrzywiła się. – „dziewczyny”.
Ubrała się w swoje ulubione ubranie – nie miała ani ochoty, ani zamiaru stroić się dla męża i wyszła z domu. Po drodze jak zwykle spotkała Pawła – dziwnym zbiegiem okoliczności był zawsze tam, gdzie ona.
- Cześć! – przywitał się Paweł.
- Cześć! – odpowiedziała Marysia. – Przepraszam cię, ale spieszę się do firmy. Ale wejdź do domu, tu masz klucze i zaczekaj tam na mnie. Będę góra za pół godziny.
- W takim razie czekam! – odrzekł Paweł i tajemniczo się uśmiechnął.
Marysia nie musiała wcale iść do firmy, ponieważ spotkała Marcelego po drodze.
- Musimy porozmawiać – zaczęła Marysia. – Muszę ci powiedzieć niesamowicie ważną rzecz. Otóż…
Marysia zawahała się.
- Może wejdziemy? – zapytał Marceli, ale Marysia pokręciła głową, ponieważ nie chciała, by zobaczył tam Pawła.

- Dobrze, powiem prosto z mostu – powiedziała drżącym głosem kobieta. – Damian… on…
I zaczęła płakać.
- Coś się stało? Miał wypadek? – zapytał szczerze przerażony Marceli.
- Nie, nie to nie to. Z nim wszystko w porządku – powiedziała, uspokajając męża. –Tylko on… nie jest… - i tu głos jej zadrżał, ale wzięła głęboki oddech i mówiła dalej. – Damian nie jest twoim synem.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 02.05.2005, 09:59   #3
ania500
Guest
 
Postów: n/a
ThumbsUp "Zielone oczy..." - Odcinek VI

Odcinek VI
- Co?! – wrzasnęła Bożena.
- Tak, Bożena, jestem w ciąży! – odkrzyknęła Marysia i schowała twarz w dłoniach.
Siostry przez chwilę patrzyły się na siebie. W Marii gotowała się złość, smutek i żal.
- Przepraszam – powiedziała już uspokojona Bożena. – Opowiedz mi wszystko po kolei.
- Co tu opowiadać – powiedziała Marysia z nutą ironii w głosie. – Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak się zachodzi w ciążę.
I uśmiechnęła się lekko, a Bożena spuściła wzrok.
- No już dobrze – zgodziła się Maria. – To już 15 tydzień.
Rzeczywiście, było już widać lekkie zaokrąglenie na brzuchu Marysi.
- Czyli to dziecko… Marcelego? – zapytała Bożena.
- Tak, ale… on się o tym nie dowie.
- Jakto? Chcesz popełnić znowu ten sam błąd? – zapytała z lekką złością siostra.
- A co mam zrobić? Nie chce, żeby moje dziecko miało ojca, który zdradza swoją żonę. Powiem Pawłowi, że to jego dziecko. Rozwiodę się z Marcelim, wezmę ślub z Pawłem, dziecko urodzi się i już.
- I już? – powtórzyła Bożena z ironią. – To, co robisz, jest niewybaczalne. Chcesz okłamywać bliskich?

- Daj mi spokój! Nie masz prawa wtrącać się w moje życie. Albo dobrze, powiedz mi, co zrobiłabyś na moim miejscu. No słucham?!
- Nie wiem – Marysia prychnęła ze złością. – Ale na pewno nie okłamywałabym rodziny.
A teraz muszę już iść. Pa!
I wyszła. Zostawiła Marysię w morzu strachu, niepewności i nadziei. Następny kwadrans spędziła patrząc się w obraz i rozmyślając.

Położyła się spać dopiero o 1.00 w nocy, toteż obudziła się 15 minut po 12.00. Ale nie wstała, tylko zaczęła rozmyślać nad wczorajszymi wydarzeniami, aż zadzwonił dzwonek do drzwi. Ospałym krokiem wywlokła się z sypialni i otworzyła. Zupełnie zapomniała, że dziś przyjeżdża. W drzwiach stał 15-letni, wysoki, śniady chłopak. Spod rozczochranej, brązowej czupryny spoglądały bystre, wesołe, brązowe oczy.

Miał ubrany niebieski podkoszulek i beżowe spodenki. Rzuciła się mu na szyję.

- Cześć, mamo! – zawołał, wchodząc do domu.
- Damian! I jak było? Opowiadaj! – powiedziała z radością Marysia.
Usiedli przy kuchennym stole i Damian zaczął opowiadać wrażenia z wakacji. Marysia zdała sobie sprawę, że Amelia wraca dopiero za dwa dni.
„To będzie dobra okazja do powiedzenia Damianowi prawdy” – pomyślała Marysia. „Może teraz? Tak, to chyba najlepsza pora”.

- Kochanie… - zaczęła Marysia, ale w ostatniej chwili rozmyśliła się, by nie psuć szczęścia Damianowi. – Eeee... czyli ogólnie podobało ci się?
Damian popatrzył na matkę z lekkim zdziwieniem.
- No tak, głupie pytanie – powiedziała zmieszana Marysia, patrząc na promieniejącego syna.
Przez następne pół godziny słuchała kolejnych recenzji Damiana z wycieczki, aż w końcu zdecydowała się mu powiedzieć o rozstaniu z Marcelim i o …ciąży.
- Damian… muszę ci coś powiedzieć. Twój ojciec… - powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. – Mnie…zdradził ze swoją sekretarką – powiedziała jednym tchem i spuściła wzrok.
Damian był w wyraźnym szoku. Chciał coś powiedzieć, ale z jego ust wydobywał się tylko niezrozumiały bełkot.
- I wtedy ja… poznałam Pawła. Naszego nowego sąsiada. To uczucie przyszło tak nagle… - powiedziała Marysia, z napięciem czekając, jak to przyjmie Damian. – I…jestem z nim w ciąży.

- Co?! Jak mogłaś?! – wrzasnął Damian, zerwał się z krzesła i wybiegł do swojego pokoju na górę.
Marysia obawiała się, że jej syn tak to przyjmie i tak szczerze – nie dziwiła mu się. Postanowiła porozmawiać z nim, ale wiedziała, że nastolatkowi potrzeba trochę czasu na przemyślenie sytuacji. Wykonała swoje codzienne obowiązki.

Gdy chciała iść do pokoju Damiana, on zjawił się w kuchni.
- Mamo, przepraszam cię – zaczął. – To nie twoja wina. To tata wszystko zepsuł.
Na dźwięk słowa „tata” Marysię przeszedł dziwny dreszcz.
- Nie mam do ciebie żalu – ciągnął Damian. – Tylko powiedz im jedno. „To” stało się po tym, jak dowiedziałaś się, że tata cię zdradza, czy przed?
„Rozstrzygające pytanie” – pomyślała Marysia.
- To stało się zaraz po tym, jak widziałam zdradę – odpowiedziała szczerze kobieta.

Marysia i Damian przytulili się, potem obejrzeli razem dość wzruszający film, zjedli kolację i położyli się spać. Taki tryb życia prowadzili aż do przyjazdu Amelii. Gdy nadszedł dzień jej przyjazdu, Marysia upiekła przekładaniec czekoladowy, a Damian kupił siostrze wymarzonego, pluszowego misia. Około 13.00 rozległ się dzwonek do drzwi.
„To na pewno Amelia” – pomyślała Marysia z radością i podbiegła, by otworzyć drzwi.
Tak, to była Amelia.
W drzwiach stała 8-letnia dziewczynka. Długie, czarne włosy splecione w dwa warkocze spływały jej na ramiona, zakrywając różową bluzkę. Na nogach miała krótką, dżinsową spódniczkę. W przeciwieństwie do Pawła, Amelia miała jasną karnację. Na policzkach aż roiło się od piegów, a spod krzaczastych brwi spoglądały czujnie zielone jak trawa oczy.
- Witaj w domu! – krzyknęli jednocześnie Damian i Marysia.

Na te słowa Amelia uśmiechnęła się szeroko i weszła. Damian i Amelia usiedli przy stole, a Marysia podała ciasto. Amelia cienkim głosem zaczęła opowiadać pobyt u dziadków. Zajęło jej to aż 2 godziny.
Spędzili dzień przyjazdu Amelki tak samo jak poprzednie.
Następnego dnia Marysia była gotowa na przekazanie nowiny o dziecku Pawłowi. Gdy dzieci były na spacerze, ona poszła do Pawła. Gdy stanęła przed drzwiami jego domu zapukała trzy razy. Nikt nie otwierał. Dopiero, gdy zapukała ponad 20 razy, zauważyła karteczkę, zawieszoną na drzwiach:
„Wyjechałem do Włoch”.
Paweł

„Jak on tak mógł?!” – Marysia aż kipiała ze złości. „Tak bez pożegnania?!”
Lecz na dole karteczki, małym drukiem było napisane:
„Marysiu, wybacz mi, ale musiałem wyjechać. Zostawiłem Ci list w encyklopedii, w Twoim regale, na najniższej półce”.

Marysia czym prędzej pobiegła do domu i wyciągnęła książkę. Zaczęła nerwowo wertować strony encyklopedii, szukając listu.

Gdy go znalazła, rzuciła książkę na podłogę i zaczęła go czytać.
„Nasz ostatni raz był cudowny. Nigdy go nie zapomnę. Ale nie zapomnę też tego, co mogłem Ci zrobić…Bardzo Cię proszę, zrób te badania…”
Marysia w tym momencie urwała czytanie listu. Nic z tego nie rozumiała, ale postanowiła przeczytać list od początku do końca. Gdy zobaczyła jego ostatnie zdanie, była w szoku. Dobrze wiedziała, co to oznacza. Nie wytrzymała tego. Zemdlała.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.04.2005, 18:39   #4
ania500
Guest
 
Postów: n/a
ThumbsUp "Zielone oczy..." - Odcinek V

sorki ale w tym odcinku bedzie mało zdjęć bo właściwie Marysia tylko opowiada więc nie ma nawet jaich zdjęć dać

Odcinek V
Marceli był w wyraźnym szoku.
- Jak to? On nie jest…- powiedział trzęsącym się głosem. – Muszę sobie to wszystko przemyśleć.
- Dobrze – powiedziała prawie niesłyszalnie Marysia.
I pobiegła przed siebie.
Przechodziła przez ulicę Klasztorną, ale zamiast skręcić w lewo na ulicę Lipową, gdzie mieścił się jej dom, skręciła w prawo, na ulicę Bartową, gdzie znajdowała się klinika.
Za około godzinę wróciła do domu. Dopiero teraz zorientowała się, że Paweł wciąż tam na nią czeka.
- Paweł! Jesteś jeszcze? – zawołała już w progu. – Przepraszam cię najmocniej, ale jeszcze wstąpiłam do…
Urwała, bo na stole kuchennym leżał bukiet fiołków, a przy nim karteczka, na której było napisane:
„Z całego serca Cię przepraszam, że nie zaczekałem, ale miałem ważne spotkanie i nie mogłem dłużej zostać.”
Paweł

Maria włożyła kwiaty do wazonu i przebrala się w codzienne ubranie. Miała łzy w oczach. Postanowiła zadzwonić do swojej siostry, Bożeny.
„Muszę z kimś porozmawiać” – myślała Marysia. – „Muszę to z siebie wyrzucić i poradzić się kogoś. Tak, Bożena się najlepiej do tego nadaje”.
Migiem wykręciła znany już, swój były numer domowy, ponieważ Bożena mieszkała w jej rodzinnym domu.

- Halo? Mówi Bożena? Cześć, tu Marysia – powiedziała Marysia przez telefon.
- Cześć, co słychać? Ty… płaczesz? – zapytała zatroskanym głosem siostra.
- Nie…- zaczęła, ale postanowiła być z Bożeną szczera. – Tak, płaczę. Mam prośbę. Mogłabyś przyjechać do mnie? Tylko jak najszybciej.
- Oczywiście. A co się stało? – zapytała.
- Wszystko powiem ci, jak przyjedziesz – odpowiedziała Marysia.
I odłożyła słuchawkę. Czekała nie dłużej niż kwadrans.
- Cześć, Bożenko! – przywitała siostrę uściskiem. – Usiądźmy.

Usiedli tradycyjnie przy kuchennym stole i Marysia zaczęła opowiadać, aż doszła do wyjawienia prawdy.
- No i… powiedziałam mu prawdę.
- Jaką prawdę?- zapytała zdziwiona Bożena.
- Że… Damian nie jest jego synem – odpowiedziała Marysia.
- Co?! – krzyknęła bardzo zdziwiona i zszokowana kobieta. – Jak to?
- Właśnie tak samo zareagował Marceli, jak mu powiedziałam – powiedziała Marysia, lekko się uśmiechając. – Jednak macie coś wspólnego.
- Daj spokój! – powiedziała głośno Bożena, lekko się rumieniąc. – Opowiedz mi wszystko, jak to się stało.
- Dobrze – zaczęła Marysia. – Gdy miałam dziewiętnaście lat, jak sama wiesz, byłam głupia i naiwna. Wtedy nasi rodzice nie żyli już prawie pięć lat. Pracowałam jako kelnerka w miejscowej restauracji. Gdy przypadała piąta rocznica śmierci mamy i taty, jak zwykle byłam w złym humorze. Zawsze wtedy przypominał mi się radosny uśmiech mamy, która właśnie wróciła z zakupów i narzekającego ojca, który obiecywał, że już nigdy nie pójdzie z żadną babą do sklepu. Tego dnia w dodatku miałam ranny dyżur. W pewnym momencie zobaczyłam przy stoliku pewnego mężczyznę, nie wiem, co mnie w nim zauroczyło, ale zdawał mi się taki bliski. A że zjawił się w moim życiu w ten ważny dla mnie dzień, myślałam, że jest inny, niż większość mężczyzn. Nawet nie wiesz, jak się myliłam. Już od samego początku dobrze mi się z nim rozmawiało, dałam mu swój numer telefonu i adres, często posyłał mi kwiaty i dzwonił. Ciebie, Bożenko, wtedy nie było, byłaś na szkoleniu. Miałam cały dom do swojej dyspozycji i wiesz, co się stało… Carol był Włochem, przyjechał do Polski w sprawach biznesowych. Dwa dni później wyjechał. Obiecywał, że tylko na dwa tygodnie, że szybko wróci. Jak widać, nie wrócił. Byłam w ciąży, a gdy jeszcze o tym nie wiedziałam, poznałam Marcelego. Od razu oczarowały mnie jego błękitne oczy. Szybko się z nim związałam i wtedy dowiedziałam się, że będę miała dziecko. Wtedy wróciłaś. Nalegałam na ślub. Marceli oświadczył mi się, a tydzień później wzięliśmy ślub. Gdy Damian się urodził, powiedziałam mężowi, że jest wcześniakiem. Uwierzył. To wszystko, Bożenko.
I spuściła wzrok. Bożena przytuliła Marię mocno do siebie.
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć – powiedziała Marysia.
- Co takiego? – zapytała kobieta z zainteresowaniem.
- Ja… jestem w ciąży.
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 22:11.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023