![]() |
#3 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Zapraszam
![]() Agata dojechała do domu. Przerażona widokiem karetki stojącej na ulicy wysiadła z samochodu i wbiegła do salonu. - Co z ojcem?! – krzyknęła widząc Wandę, która stała obok lekarki i sanitariusza. - Chciałabym z panią porozmawiać w cztery oczy. – powiedziała kobieta. ![]() - Dobrze. – skierowała lekarkę do kuchni. - Na szczęście kobieta, która przebywała z pani ojcem w porę nas zawiadomiła. – oznajmiła patrząc na Wandę, która stała w salonie. - Dzięki Bogu. – westchnęła wycierając pot z czoła. - Niestety stan pani ojca gwałtownie się pogarsza. Niedługo nie będzie umiał wstać z łóżka czy sam się załatwić. Będzie pani musiała być przy nim 24 godziny na dobę. W takich wypadkach wiele osób decyduje się na hospicjum. – powiedziała ze smutkiem. ![]() - Nie mogę go tam zostawić! – oburzyła się patrząc z pogardą na kobietę. - Hospicjum im. Świętej Katarzyny znajduje się kilka kilometrów od Miłowa. Będzie go pani mogła odwiedzać. - Nie... – po jej policzku spłynęła łza. – Choćbym miała siedzieć z nim w dzień w dzień nie zostawię go tam. - Jak pani chce... Gdyby jednak zmieniła pani zdanie proszę przyjść do lekarza pani ojca. – udała się do salonu i wraz z sanitariuszem wyszli z domu. Przygnębiona Wanda podeszła do kobiety. – Przepraszam... - To nie pani wina. Można powiedzieć, że go pani uratowała zawiadamiając karetkę. – powiedziała wycierając łzy. – Dziękuję, może pani już iść... ![]() - Niech pani nie płacze... Wszystko będzie dobrze. Do widzenia. – uśmiechnęła się do kobiety i wyszła z domu. Załamana dziewczyna zaczęła iść na górę, do pokoju ojca. Po chwili stała już przy staruszku, który był blady i zmęczony. - Tatusiu... – usiadła na krześle, które stało obok łóżka. ![]() - Przysparzam ci tylko problemy... – powiedział ochrypniętym głosem. - Tato, nawet tak nie mów. Kocham cię i nigdy cię nie zostawię. – nachyliła się nad jego chudą posturą i pocałowała w czoło. - Kiedy miałaś jakieś trzy, cztery latka chcieliśmy wszyscy pojechać do sklepu. Sylwia, ty, mama i ja. Danusia bardzo chciała prowadzić, ale ja uważałem, że za kierownicą jest nierozsądna i sam wolałem nas tam zawieść. Zgodziła się i ruszyliśmy. ![]() Nie zauważając przejazdu kolejowego dodałem gazu. Nagle zobaczyłem nadjeżdżający pociąg. Było za późno żeby się zatrzymać. Nasz samochód został doszczętnie zmiażdżony. Mama i Sylwia zginęły na miejscu. Ty jakimś cudem wyszłaś z tego wypadku bez szwanku. Ja leżałem wiele miesięcy w szpitalu, ale w końcu mogłem już się tobą zająć. Ty rosłaś, a ja miałem poczucie winy, bo gdyby nie ja miałabyś matkę, starszą siostrę i szczęśliwe życie. Gdybym pozwolił mamie prowadzić nic by się pewnie nie stało, ale byłem zbyt dumny. Czasem myślę, że Bóg się pomylił. Ja powinienem zginąć, bo to ja je zabiłem. A teraz ty siedzisz koło mnie i nie pozwalasz mi zginąć... Ja na to nie zasługuję córciu... Nie zasługuję... – zaczął gorzko płakać. - Tato... To nie twoja wina! Nie obwiniaj się o ten wypadek! Poza tym ja byłam szczęśliwa, bo miałam ciebie. Pamiętasz jak złamałam rękę. Siedziałeś przy moim łóżku w szpitalu i nie odstąpiłeś mnie, ani na krok. Nie pozwalałeś żeby stała mi się jakaś krzywda. Gdy miałam katar biegałeś za mną z szalikiem i kazałeś go nałożyć żebym się nie przeziębiła. Opiekowałeś się mną najlepiej jak umiałeś... – przytuliła ojca. - Pozwól mi odjeść... – szepnął i zamykając oczy zasnął na wieki... - Tato! – krzyknęła wybuchając płaczem. – Nie! Kilka dni później... ![]() Ten dzień stał się dniem zadumy i powagi. Na, co dzień żartobliwy i dowcipny Maciek dziś stał się cichy i małomówny. Przebojowa Marta nie szukała dziś najnowszych trendów mody, ale nałożyła czarną sukienkę, która podkreślała jej smutek. Agata próbowała powstrzymać łzy, lecz mimo tego kilka kropel skapywało, co chwilę po jej policzku. Klika znajomych dziewczyny i przyjaciele staruszka stali nieruchomo i patrzyli bezradnie na trzy nagrobki, na których widniały napisy: Sylwia Cedzińska. Gdy ksiądz skończył modlitwę, którą odmawiał nad grobem pożegnał się z zebranymi i udał się do Kościoła. Wszyscy zaczęli składać Agacie kondolencje i wychodzić z cmentarza, po chwili została już przy niej tylko Marta i jej chłopak. Danuta Cedzińska. Czesław Cedziński. - Maciek, poczekaj na mnie w samochodzie. – powiedziała dziewczyna. ![]() - Ok. – pożegnał się z Martą i poszedł do auta. - Bardzo mi przykro. – przytuliła koleżankę. - Pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć. - Dziękuję... – powiedziała zapłakanym głosem. - O pracę się nie martw. Usprawiedliwię cię przed naczelnym. – westchnęła. - Dobrze, jesteś kochana. – uśmiechnęła się przez łzy. - Może chcesz żebyśmy cię odwieźli do domu? – spytała patrząc na koleżankę. - Nie, dziękuję. Zostanę tu jeszcze chwilę. – odpowiedziała. - W takim razie, do zobaczenia. Gdybyś czegoś potrzebowała dzwoń. – powiedziała i wsiadła do samochodu. - Cześć. – pomachała koleżance i usiadła na ławce, która stała obok grobów jej rodziny. ![]() Patrzyła bezradnie na pomniki i zaczęła wspominać dawne czasy... Kiedy wszyscy byli razem. Pamiętała scenę gdzie spędzali niedzielne popołudnia w ogrodzie. Mama i tato „gruchali” jak dwa gołąbki, podczas gdy ona bawiła się z Sylwią. ![]() - Tato, mamo! – krzyknęła radośnie Sylwia. – Agatka postawił pierwsze kroczki! - Skarbie, tak się cieszę. – uśmiechnęła się matka. - Jestem z was dumny dziewczynki. – nigdy nie zapomni tych słów. Agata spędziła tu jeszcze kilka godzin, aż zaczęło się ściemniać. Wstała z ławki i powolnym krokiem udała się do domu. Tam umyła się i poszła spać. Kilka następnych dni spędziła oglądając rodzinne zdjęcie i wspominając zmarłych. Tak było i trzeciego dnia po pogrzebie ojca, chwyciła album i już miała zacząć go oglądać, gdy usłyszała dźwięk telefonu. Ospałym krokiem podeszła do aparatu i podniosła słuchawkę. – Słucham. ![]() - Dzień dobry, Agato. – powiedział naczelny. - Dzień dobry... – jęknęła bojąc się mężczyzny. - Pamiętasz o artykule? – spytał podejrzliwym głosem. - Niedawno pochowałam ojca. Niech Marta się tym zajmie. - Wiem, ale chcę żebyś to ty tam pojechała. – powiedział z nutką złośliwości w głosie. - Zrozum... – westchnęła. - Pamiętasz, co ci mówiłem w redakcji? Przyjdź do mojego gabinetu jutro, powiem ci gdzie masz jechać. Do widzenia. – odłożył słuchawkę. - Świnia! – wrzasnęła. W tym samym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Weszła do salonu i wpuściła Martę. - Cześć. – powiedziała przytulając Agatę. ![]() - Cześć. – usiadła na kanapie. - Jak się czujesz? – uśmiechnęła się dołączając do koleżanki. - Naczelny kazał mi przyjść jutro do redakcji. – oznajmiła ze złością. - Chodzi o tą wieś? – spytała. – Próbowałam go przekonać, że to ja powinnam tam pojechać, ale nic z tego... ![]() - Tak, o tą wieś. - Nie wiem jak on może być takim chamem! – zdenerwowała się. – Co zrobisz? - Pojadę, nie mam innego wyjścia. Potrzebuje pieniędzy, przecież muszę za coś płacić rachunki. – powiedziała ze smutkiem. - Że też zawsze musimy ulegać „facetom”! – krzyknęła patrząc na koleżankę. Nagle dziewczyny usłyszały jakiś dźwięk. - To nie mój. – oznajmiła Agata. - Moja komórka. – powiedziała odbierając telefon. – Halo. - Marta, lepiej wracaj do redakcji. Naczelny jest strasznie wkurzony. – powiedział podenerwowany Maciek. - Dobrze, już idę. - Kocham Cię. – oznajmił bardzo czułym i namiętnym głosem. - Ja ciebie też. – uśmiechnęła się i wstała z kanapy. - Maciek? – spytała Agata. - Tak, podobno naczelny jest bardzo wkurzony. Muszę wracać do redakcji. – powiedziała przytulając koleżankę. - Dobrze... – westchnęła. Marta wyszła z domu. Agata została sama i nie wiedząc, co ma zrobić stała bezradnie w salonie. Ostatnio edytowane przez kartofelq : 25.07.2005 - 18:31 |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|