Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 04.07.2007, 18:23   #1
olliss
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Ok, spoko, wyraziłam własną opinię... Może nie powinno być, zgadzam się. Jeszcze raz mówię, że jest piękne i śliczne i nic mu nie brakuje!
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 05.07.2007, 10:57   #2
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 37
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Jako, ze wam się podoba moje FS to dodaję kolejną część...
jestem dla was za dobra, że tak szybko to robię : )

~~~

VIII

Gdy wróciłem do domu, byłem sam. Anna musiała gdzieś wyjść, pozostawiła jedynie po sobie pustą szklankę na stole i zamknięte drzwi do swojej sypialni. Zmęczony i zmieszany usiadłem przy stole, słuchając jak wiatr uderza o nieszczelne okno. Pogoda z każdą chwilą stawała się coraz to gorsza.
Rozmyślałem. O czym? Zapewne o Konradzie. O tym, że mój najlepszy przyjaciel odczuwa zupełnie co innego do mnie niż mogłem dotychczas przypuszczać. Przechodził mnie dreszcz, ale nie obrzydzenia. Raczej strachu. Cóż mogłem zrobić? Odejść, napluć w twarz, wyśmiać? Przecież tak się nie postępuje wobec osób nam bliskim. Ludzie nie lubią takich jak on, ludzie nie rozmawiają o takich jak on, ludzie nie myślą o takich jak on… ludzie, ludzie, ludzie. Wszędzie byli ludzie, wszędzie wtykali swoje nosy, łapska, żyli cudzym życiem. Nie szanowali siebie i swojej prywatności. I ja muszę do nich należeć.
Postanowione – porozmawiam z Konradem na poważnie. W końcu chociaż jedna osoba przestanie kłamać. Odważy się powiedzieć co czuje, czego oczekuje. Złamie zasady tabu, przejdzie granice tej sztucznej przyzwoitości, którą ustanowili nasi rodzice i dziadkowie. Zacisnąłem dłonie w pięści, czułem, jak paznokcie wrzynają się w skórę. Złość, złość na samego siebie, że niczego nie zauważałem przez tyle lat, wściekłość, ze wplątałem się w to wszystko i nie wiem jak się wydostać z tej pułapki. Nie chciałem stracić przyjaciela, ale sam siebie też krzywdzić nie chciałem.
Ach, gdyby tylko wtedy przy mnie była Anna, może bym się tak nie zadręczał.
Ale nawet, gdy jej nie było, z mych męczących myśli wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.
- Witam, witam – Był to starszy, grubszy mężczyzna, z gęstym siwym wąsem. Doskonale zapamiętałem jego chytre, malutkie oczka, które zawsze muszą wszystko dokładnie obejrzeć.
Był to Szanowny Pan Baron, który prócz tytułu, miał kilka rozpadających się domów, stary chlew i tartak. A my, znaczy moja matka wraz ze mną, wynajmowaliśmy od niego pokoje, w najmniejszym domku, który Baron wybudował w miasteczku.
- Tak myślałem, że cię samego zastanę, Arturze… - rzekł siadając przy stole w malutkim salonie. – Matka u ciotki, tak?



- Tak… - Baron zawsze przychodził sam po czynsz. Jak mówił, nie ufa ludziom, woli sam wziąć w swoje dłonie monety, by mieć pewność, ze nikt go nie oszuka.
- Hm, hm… - mężczyzna podrapał się po brodzie. – Cóż, może przejdźmy do interesów.
Z kredensu wyciągnąłem puszkę, w której trzymaliśmy pieniądze. Wydobyłem z niej odpowiednią kwotę (nie potrafię sobie przypomnieć, ile płaciliśmy za wynajem pokoi). Bez słowa podałem ją Baronowi i usiadłem na twardym krześle, naprzeciw arystokraty.
- Tak, tak, zgadza się – oznajmił po chwili, gdy już schował pieniądze do sakiewki. – No, muszę cię pochwalić Arturze, płacicie wszystko w terminie!
- Mam pracę, dlatego.
- Tak, tak, słyszałem. Uczysz naszą kochaną Helenę… och, kochanieńki, zrób mi coś do picia, dziękuję. No, no. Bardzo dobrze. Nauczyciele są bardzo cenieni!
- Podobno. – Podałem Baronowi filiżankę z herbatą.
- Nie bądź taki skromny… twoja matka musi być bardzo z ciebie dumna. Tak, tak, na pewno! – wziął łyk napoju. – Ach, byłbym zapomniał. Czy Anna wzięła już swoje wszystkie rzeczy z pokoju?
- Słucham…?
- Och, czy wzięła te swoje wszystkie, no wiesz, babskie zabaweczki, bo chcę wiedzieć, czy mogę ten pokój oddać komuś innemu.
Nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. Poczułem się, jakby moją duszę ktoś rozbił na milion kawałeczków, a ciało było zbyt słabe by móc je poskładać w całość. Anna. Wyprowadziła się.
- Arturze?
- Och, tak, tak… znaczy… ja nic nie wiem.
- Panna Anna wyprowadziła się, dziś wczesnym popołudniem – Wytłumaczył Baron. – Wrócił jej narzeczony… oboje postanowili wprowadzić się do jego rodziców. Zapłaciła co zaległe, wzięła bagaże…
- Narzeczony… wrócił?
- Tak, Arturze. Wrócił i wziął ją do siebie. Dlatego pytałem, czy na pewno wszystko wzięła ze sobą.
- Ja… nie wiem. Drzwi do sypialni są zamknięte. Chyba… chyba tak.
Już nie chciałem niczego i nikogo więcej słuchać. Siedziałem, atakowany potokiem słów, odpowiadałem jąkając się, lub też przez dłuższe chwile milczałem.
Zaraz po tym jak Baron wyszedł, podbiegłem do drzwi prowadzących do pokoju Anny. Ciągnąłem, szarpałem klamkę. Nic, ani drgnie. W napadzie szału za zacząłem na nie napierać całym ciałem. W końcu, po kilku próbach i mocnych uderzeniach barkiem, wywarzyłem je.



Pusto. Było pusto. Tylko stare, skrzypiące łóżko i koc. Nawet świecy nie było. Zasłonięte okna, półmrok… było tam tak straszliwie duszno. A ja stałem pośrodku, wpatrzony w nagie ściany, jakby czegoś szukając. I wciąż zadając sobie jedno pytanie:
Kto mógłby mnie jeszcze tego dnia zaskoczyć…?

Ja sam mogłem siebie zaskoczyć. Przez najbliższe trzy dni nie wychodziłem z domu. Wciąż siedziałem w kuchni wpatrzony błagalnym wzrokiem w zniszczone drzwi, oczekując czyjegoś powrotu. Nie, nie czyjegoś. Powrotu Anny. Chociaż rozum mówił, że jest to niemożliwe, sercem wypatrywałem mej ukochanej. Ukochanej… teraz pisząc te słowa czuję obrzydzenie do tej kobiety. Niesamowite obrzydzenie.
Wreszcie postanowiłem coś zmienić. Czwartego dnia od wyprowadzki Anny wybrałem się na spacer. Pogoda… pamiętam, że było słońce, czyste niebo… pachniało lasem. Tak, doskonale pamiętam. Tak samo jak wygląd rodzinnego miasteczka.
Małe, ciche, wśród gór i wielkich lasów. Rzadko ktoś nowy tu przyjeżdżał. Byliśmy jakby odizolowani od świata zewnętrznego. Ale nikomu to nie przeszkadzało. Każdy żył swoim życiem. Albo przynajmniej usiłował. Na pozór wszystko było wręcz idealne. Mili sąsiedzi, czyste powietrze, wesołe dzieci. Nikt patrzący z boku na miasteczko nie dostrzegał gigantycznej przepaści między bogatymi i biednymi. Między szlachtą a chłopami. Jedni uzależnieni od drugich, a wciąż budujący ścianę ich dzielącą. I niemożliwe było przeskoczenie tej przeszkody.
Mury, mury… płoty. Płoty w mym rodzinnym miasteczku grały bardzo istotną rolę – wyznaczały status każdego mieszkańca. Im wyższy, im solidniejszy – tym majętniejszy był jego właściciel. Żelazne, drewniane, z marmuru nawet! Przechodzą główną ulicą można było podziwiać wszystkie możliwe style, materiały, sposoby budowy… płoty, płoty, i jeszcze raz płoty. Zwyczajny człowiek nie zwraca na to uwagi. Ja – wręcz przeciwnie.
Idąc tak, stąpając po nierównej drodze, przyglądałem się kolejnym domom i ich ogrodzeniom. Wtedy to, ponownie coś przeszyło moją duszę, wtedy to ujrzałem Annę.
Siedziała na drewnianej ławce przed jednym z niewielkich domów przy głównej alei, którą spacerowałem. Za ciemnym, żelaznym płotem, oświetlona wiosennym słońcem, śmiejąca się głośno – nie była sama. Obok niej siedział wysoki, młody, i dosyć przystojny mężczyzna. Uśmiechał się do niej, głaskał po dłoniach, pieścił włosy. Narzeczony, pomyślałem wtedy. Pamiętam, jak tak stałem, wpatrzony w tą zakochaną dwójkę, i nie mogłem się ruszyć. Coś mi stanęło w gardle, palce mi zdrętwiały od zaciskania pięści. Stałem – kilka minut w ciszy, wgapiony w Annę i jej żołnierza.
W końcu doszło do mnie, że to, co widzę, to pocałunek.



Miałem ochotę krzyknąć, lecz zdawało mi się, że nie potrafię mówić.
- Och, Arturze…- Usłyszałem cichy głos Anny, która mnie dojrzała. Wstała z ławki i podeszła do płotu.
- Cicho bądź – rzuciłem oschle w jej stronę.
- Hej, chłopcze, zapomniałeś jak się zachowywać wobec damy? – mężczyzna stanął za Anną. – A tak właściwie, co ty tu robisz?
- Krystianie, uspokój się… to Artur. Mój przyjaciel….
Słowo „przyjaciel” z ust Anny były najgorszą trucizną dla mych uszu.
Zwróciłem się do Krystiana.
- Na twym miejscu uważałbym na żmije.
Potem był już tylko cichy szloch Anny, jej szybkie kroki i zatrzaśnięcie drzwi.
- Przesadziłeś.
Krystian przeszedł przez furtkę, podszedł do mnie, nachylił się… Widziałem gniew w jego… jego ciemnych oczach. Przeraziłem się. Jednak coś we mnie się obudziło, jakaś dotąd uciszona cząstka mnie. Uśmiechnąłem się złośliwie, by za moment powiedzieć:
- Ratuj, więc honor swej pani, która jakoś nigdy twego nie chciała chronić… Zwykła kurtyzana.



Poczułem, jak uderza z całej siły moją twarz. Poczułem, jak krew z rozciętej wargi spływa po mej brodzie. Poczułem zimną ziemię na policzkach. Lecz wstałem, dysząc ze złości. Podniosłem się i uderzyłem stojącego przede mną żołnierza.
Bójka była krótka. Nie miałem szans go powalić, ale z drugiej strony czułem jakaś ulgę na duszy.

W czasie, gdy wracałem pobity do domu, zaszło słońce, zerwał się nieprzyjemny wiatr. Obolała szczęka nie dawała mi spokoju, każdy krok był przepełniony bólem. Szedłem powoli, ostrożnie.
- Arturze! Arturze!
Odwróciłem się. To był Konrad. Zatrzymał się i spojrzał wystraszony w mą brudną twarz. Och, co bym dał, żeby spotkać kogoś innego.
- Arturze… co się stało?
Odsunąłem się nieco, gdy Konrad zbliżył się do mnie i chciał dotknąć mej twarzy. Gdy już cofnął rękę, odpowiedziałem.
- Wszyscy mieli rację. Podstępna żmija…
- Kto…? Arturze, o kim tak mówisz?
- O Annie… zwykła rozpustnica.
Na twarzy mojego przyjaciela wymalowało się zaskoczenie, lekkie oburzenie… nigdy wcześniej tak się nie wyrażałem, nie byłem tak wściekły, nie unosiłem się gniewem. Teraz było inaczej – złość była tak wielka, że aż powoli zaczynała męczyć nawet ciało. Byłem zmęczony, tak straszliwie zmęczony. Nogi miałem jak z waty, ręce drętwiały, głowa niczym z kamienia. Cień człowieka – tak mnie można było wtedy nazwać.
- Arturze, powinien cię ktoś obejrzeć…
I zabrał mnie do siebie. W jego domu zaopiekowała się mną jego młodsza siostra, Teresa. Obmyła mi twarz, opatrzyła nieco rany, dała coś ciepłego do picia. Gdy zostawiła nas samych, Konrad usiadł naprzeciwko łóżka, na którym siedziałem.



- Arturze… - zaczął niepewnie. – Ty wiesz, że ja…
- Wiem.
- Dlatego, ja… chciałem cię bardzo przeprosić za to, za to, co się stało wtedy, w stajni mego ojca. Ja… naprawdę, przepraszam.
Wziąłem łyk gorącej herbaty, resztką sił uśmiechnąłem się do przyjaciela.
- Wiesz, ze możesz na mnie liczyć, ale nie oczekuj ode mnie rzeczy niemożliwych… poczekaj! Nie mów nic. Nie usprawiedliwiaj się. Mimo tego, tego wszystkiego mogę być twoim przyjacielem. Ale… ale musisz coś zrozumieć.
- To znaczy?
- Po prostu nie oczekuj ode mnie rzeczy niemożliwych.
Już później nie rozmawialiśmy. Po prostu siedzieliśmy w ciszy, w jego małym pokoju, pijąc gorącą herbatę. Herbatę z sokiem.

Ostatnio edytowane przez Człowiek w zielonych rajtuzach : 10.09.2007 - 20:10
Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2007, 11:14   #3
olliss
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Piękne, śliczne, wspaniałe, najlepsze Kolejny raz daję 10/10, bo mi słów zabrakło. Nic więcej nie komentuję - no bo co. Zauważyłam tylko jeden błąd. P-i-ę-k-n-i-e!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2007, 12:13   #4
Rainbow
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Hmm...to najlepsze fotostory,jakie czytałam.Potrafisz stworzyć niesamowity klimat trafnymi i przemyślanymi opisami.Zdjęcia są świetnej jakości,pomysłowe,pięknie obrobione i znakomicie współgrają z tekstem.
Hstoria bohatera niesamowicie mnie wciągnęła i czekam niecierpliwie na kolejny odcinek.Czytając to opowiadanie ma się wrażenie,że czyta się książkę jakiejść bardzo znanej pisarki...o tak,masz talent.
Jeśli kiedyś wydasz książkę,chciałabym być jedną z pierwszysch poinformowanych i będę jedną z pierwszych,która kupi

Pozdrawiam i życzę weny
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2007, 18:53   #5
Kasiunia14lat
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Jestem po prostu zachwycona...niesamowite... nigdy dotąd nie czytałam czegoś takiego! Powtórzę się po raz kolejny: fotostory zaplanowane i dopracowane od początku do końca! Masz swój plan i idelanie go realizujesz
Cudowne zdjęcia, wyjątkowy styl pisania, ciekawa fabuła... czego chcieć więcej? Jestem pod wielkim wrażeniem. Jak napisała moja poprzedniczka, czuję się jakbym czytała książkę znanej pisarki...Bez błędnie opisujesz sytuacje i myśli bohaterów... nie wiem co napisać, brak mi słów...

Pełno ciepła, romantyzmu, nuty delikatności... cieszę się, że mogę czytać coś takiego... Bohater stał mi się bliski, fotostory pokochałam...
Uwielbiam je, opowiada o miłości...
Już Ci gratulowałam, teraz chciałam podziękować: zrozumiałam, czym jest miłość i jak bardzo trzeba ją pielęgnować, aby nic jej nie popsuło, nawet najmniejszy podmuch...
Dziękuję... i czekam na kolejny odcinek..

Pozdrawiam
Kasia

EDIT: Zapomniałam ocenić Oczywiście 10/10 :* Czyta się jednym tchem i chwyta za serce...

Ostatnio edytowane przez Kasiunia14lat : 05.07.2007 - 18:55 Powód: OCENA :)
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2007, 19:21   #6
miracle
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

JA również jestem zachwyocna! To Fotostory jest takie... inne od wszystkich. MA swój styl. 10/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 06.07.2007, 20:24   #7
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 37
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Dziękuję bardzo za opinie i zachęcam do dalszego komentowania!

~~~


IX

Dwa miesiące później odbył się ślub. Nie był zbyt bogaty, ani huczny, jednak zebrało się na nim całe miasteczko. Prócz mnie. Nie miałem ochoty patrzeć jak Anna w białej sukni składa przysięgę małżeńską przy okrzyku radości innych ludzi. Po prostu gniew mógłby rozsadzić mnie od środka.



W dniu wesela, zaraz po tym jak moja matka wyszła z domu, wybrałem się na dosyć długi spacer. Chodziłem wszędzie gdzie tylko mogłem, nawet po polach. Wszystko po to, by zabić czas. Czas, który jak na złość płynął wolno, coraz wolniej. W drodze powrotnej postanowiłem zatrzymać się przy posiadłości Zamożnej Damy. Zajrzałem przez ogrodzenie. Nikogo nie było w ogrodzie. Poszedłem na tył domu – Tam spotkałem pokojówkę wraz z Heleną Wiktorią, która beztrosko karmiła przez ogrodzenie grubego kucyka.
Gdy mnie zobaczyła, zaśmiała się.
- Artur! Artur!
Przeszedłem przez niski płot i zaraz znalazłem się koło dziewczynki. Przywitałem się z pokojówką a potem zapytałem Heleny Wiktorii, dlaczego nie jest na weselu z rodzicami.
- Nie zabrali mnie, bo uważają, że jeszcze jestem za mała… i że mogę się rozchorować.
- Ach tak…
Spojrzałem na pokojówkę, która pokręciła z politowaniem głową. Jej najwidoczniej tez nie pasowała izolacja Heleny Wiktorii. Kucnąłem przy dziewczynce.
- No to widzisz, jest nas dwoje. Bo ja też nie mogłem iść na wesele…
Zapamiętałem radość w tych jasnych oczkach. Radość szczerą i niewinną.
- Och, to znaczy, ze możesz się ze mną pobawić! – klasnęła w dłonie – Tak, tak!
- Heleno Wiktorio – powiedziałem wstając z klęczek – umiesz powozić bryczką?
- Och, nie…
- To chodź – wyciągnąłem do niej dłoń – nauczę cię dziś. O ile twoja opiekunka się zgodzi…
- Czy ja wiem – mówiła niepewnie pokojówka stojąca za Heleną Wiktorią – może… ale ja muszę być przy tym.



- To się rozumie, proszę pani – ukłoniłem się w pas w podzięce za zgodę.
Przez resztę dnia, wraz z Heleną Wiktorią i pokojówką Marią jeździłem powozem Zamożnej Damy po lasach i polnych drogach. Przez ten czas nie myślałem o Annie ani jej żołnierzu. Po prostu skupiałem się na uszczęśliwianiu małej osóbki, Heleny Wiktorii. Starałem się by ten czas spędziła jak najlepiej. Chyba… chyba bardzo przejąłem się swoją rolą opiekuna.
Powoli zaczynało się ściemniać. Pokojówka Maria uznała, że powinniśmy wracać, byśmy zdążyli przed powrotem rodziców Heleny Wiktorii. Ta jednak, nie była za bardzo zadowolona z tego pomysłu.
- Ale nie jest jeszcze późno – błagała, podskakując jednocześnie na swoim miejscu w wozie. – Pojedźmy jeszcze tam, o tam!
I wskazała ciemną dróżkę prowadzącą w głąb lasów po północnej stronie miasteczka. Mimo protestów starszej kobiety, nie mogłem się oprzeć błagalnemu wzrokowi Heleny Wiktorii i skierowałem konie w tymże kierunku. Okazało się, że to była jedna z gorszych decyzji, jaką wtedy podjąłem.
Robiło się coraz ciemniej, zimniej. Czułem jak koń staje się coraz to bardziej zdenerwowany. Pokojówka i ja drżeliśmy, za to Helena Wiktoria – była spokojna. I czekała. Czekała aż wyprowadzę ją z tej głębi… ufała mi. Dziwiłem się jej niezmiernie.



Nagle wstrzymałem konie. Poczułem jakby coś zimnego chwyciło mnie za kark – jakaś trupia ręka. Przeszedł mnie straszliwy, paraliżujący dreszcz. W uszach mi szumiało, nie słyszałem co do mnie mówi kobieta siedząca w tyle wozu. Znieruchomiałem na kilka chwil, by po chwili być pchniętym na przód przez jakąś nieistniejąca w naszym świecie siłę. Zeskoczyłem na ziemię, rozejrzałem się… spod jeden z ław w powozie wyciągnąłem strzelbę, po czym ruszyłem miedzy drzewa. Wciąż miałem szum w uszach. Spojrzałem na krzewy naprzeciw mnie.
Wycelowałem.
Strzeliłem. Dwa razy.
Huk musiał być nieznośny, bo zapamiętałe przeraźliwy pisk Heleny Wiktorii za mymi plecami. I jakiś jęk, skowyt przede mną. Nie zastanawiając się podbiegłem do wozu, chwyciłem lejce i zacząłem zawracać konie by jak najszybciej stamtąd uciec.

- To była wielka nieodpowiedzialność!
Z domu Zamożnej Damy wybiegł kamerdyner. Od razu rzucił się, by pomóc Helenie Wiktorii zsiąść z wozu.
- Wiem, wiem, nie musisz mi powtarzać! – krzyknęła pokojówka i zawołała stajennego by odprowadził konie wraz z wozem do stajni.
- Panienko, czy wszystko w porządku? – służący zwrócił się do dziewczynki, która odpowiedziała mu śmiechem.
- Tak, tak! – mówiła – Świetnie się bawiłam!
- Masz szczęście młodzieńcze, że państwo jeszcze nie wrócili z przyjęcia – rzucił opryskliwie w moją stronę kamerdyner. – Ale nie licz, że ujdzie ci to na sucho… zabierać naszą panienkę na taką wyprawę… do lasu! – zwrócił się do pokojówki – Ty też poniesiesz konsekwencje!
- Och, przestań Gustawie! Ważne, ze nic się nie stało! Myślisz, że jestem z siebie zadowolona tak czy inaczej?
- Dobrze, już dobrze, idź z panienką Helenką do domu. Ja się rozmówię z kawalerem…



Lecz Helena Wiktoria nie chciała wracać do posiadłości. Wyrwała się pokojówce i tupiąc nóżką krzyknęła w stronę kamerdynera.
- Jeśli powiesz mamie albo tacie… to… to zobaczysz! To już nigdy tu nie będziesz pracować! Zdradzę twój sekret i już mnie nie przekupisz!
- Panienko… - zaśmiał się zakłopotany kamerdyner – Ależ… ależ panienko, co panienka mówi?
- Masz nic nie mówić mamie! – Helena Wiktoria już prawie płakała. – I nawet nie krzycz na Artura! Nie pozwalam, słyszysz? Nie pozwalam!
Gdy ujrzałem łzy spływające powoli po chudych policzkach Heleny Wiktorii, nie myśląc wiele, pochyliłem się i z całej siły przytuliłem do siebie. Czułem jak jej słabiutkie ramiona oplatają się wokół mojej szyi, jak ciepłe, słone łzy spływają po mojej koszuli.
- Już, już, nie płacz… - uspakajałem ją. Uścisk dziewczynki stawał się coraz słabszy, by za chwilę Helena Wiktoria została odciągnięta przez pokojówkę Marię.
- Lepiej wracaj do domu – warknęła. – jeżeli nie chcesz mieć kłopotów.
W domu czułem się jakbym miał gorączkę. Pot oblał całe me ciało. Szybko pobiegłem do kuchni i zacząłem w panice myć ręce. Szorować z całych sił. Tak mocno i intensywnie, jakbym miał zaraz zedrzeć z nich skórę. Nie wiedziałem, co chciałem z nich zmyć. Poczucie winy? Krew? Jaka krew, czyją? Czyj to był skowyt, który wydobył się zza krzaków…?
Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 20.07.2007, 14:36   #8
adka
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

przedtem nie komentowałam ale teraz muszę śledzę lody głównego bohatera z niezwykłą uwaga i powiem jedno masz naprawdę wielki talent to co potrafisz stworzyć ze zwykłych słów jest niezwykłe
  Odpowiedź z Cytatem
stare 20.07.2007, 19:02   #9
Kasiunia14lat
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Panno N, bardzo dobrze, że powróciła już "Helena Wiktoria" Co tu dużo mówić, jest świetnie Widać, że akcja się rozkręca Myślę, że 2 część będzie jeszcze lepsza niż pierwsza ) Jestem zachwycona, jak zwykle Szkoda tylko, że nie ma nic o Helenie Wiktorii, Teresie i Annie. Podczas gdy artur jest na studiach, będzie mi tych wątków brakowało! A jednka moje przeczucia co do tego, pytające o drogę się nie sprawdziły, myślałam, że będzie on jakimś profesorem Ale jest super... Znalazłam jeden błądzik: Na końcu jakiegoś zdania jest cyferka (1) a to chyba miał być wykrzyknik. Ale to tylko taka drobna uwaga Jak myślisz, Panno N, jaka będzie ocena? Chyba Cię nie zdziwię, gdy powiem, że 10/10
Czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam
Kasia
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 4 (0 użytkownik(ów) i 4 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 04:13.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023