![]() |
#13 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Koniec następnego rozdziału xD Od soboty zaczynają mi się ferie,więc w przyszłym tygodniu postaram się dać kolejny odcinek, jeśli oczywiście nigdzie nie wyjadę ^^ Tymczasem zapraszam do czytania i komentowania ^^ Mam nadzieję, że niema zbyt wielu błędów...XD
RAZEM DO CELU PART XIII ![]() Zbliżało się lato. Pieniądze, które Yashamaru przelał na moje konto szybko dołączyły do tych podarowanych przez babcię i nareszcie mogłam zacząć remont. To znaczy nie ja, a kochani mężczyźni i nie remont, lecz budowę. Uznałam, że mam odpowiednią ilość funduszy, zresztą posprzedawałam część starych gratów, za które moja tania siła robocza mogła postawić małą przybudówkę, gdzie spędzali przerwę od pracy. Czułam jakiś dziwny żal, gdy rozbierali moje mieszkanko. Z noclegiem nie było problemu, bo znów przeniosłam się do babci, lecz mimo wszystko przyzwyczaiłam się do tych obdrapanych ścian. Zresztą w tych czterech kątach zawsze zastawałam uśmiechniętego Roana, który już chyba nie będzie mnie zbyt często odwiedzał. Aiba postanowił się nim poważnie zaopiekować, co oznaczało, że zabroni bratu spotkań ze mną. Chociaż to było do przewidzenia… - Sonya! Do pomieszczenia wszedł Yuya, który jakiś czas temu zmienił kolor włosów. Teraz wyglądał jeszcze lepiej! - Wyjdź na zewnątrz i nadzoruj pracę, bo zaraz rzucę tą cholerną łopatę i wrócę do domu! ![]() - Dobra, nie wściekaj się! – uśmiechnęłam się przekornie. – Już idę. Mój kuzyn widocznie nie mógł znieść, że ja wypoczywam, podczas, gdy on bardzo ciężko pracuje. Z drugiej strony miło było popatrzeć, jak sąsiedzi udzielają się, by pomóc mi się rozbudować. Yuya, pan Varela i jego synowie… Mama Fantoma często tu zaglądała, aby przynieść coś do jedzenia swoim mężczyznom. Nie była za bardzo zadowolona, gdy po raz pierwszy zobaczyła swojego młodszego z łopatą. Valentine miał mieć wkrótce egzaminy, jednak chyba bardziej zależało mu na pomocy mnie, niż na nauce. Był bardzo inteligentnym chłopakiem, poza tym chciał składać papiery na Akademię Sztuk Pięknych, więc i tak ma przed sobą egzamin wewnętrzny. ![]() - Nie rozumiem tylko jednej rzeczy…- zagadnęłam do Fantoma, gdy ten w końcu odłożył łopatę. – Jest ponad dwadzieścia stopni ciepła, więc na cholerę ci ta czapka?! Valentine popatrzył na mnie, unosząc wysoko brwi. - Specjalnie zerwałem się po siódmej, żeby tutaj przyjść, a tobie znowu coś nie pasuje… - wymamrotał. - Nie chodzi o to, że coś mi nie pasuje. – wywróciłam oczami. – Jestem po prostu ciekawa, dlaczego tak ciepło się ubrałeś. - Przecież to oczywiste. – wzruszył ramionami. – Nie zdążyłem zrobić sobie włosów. Ledwo z makijażem się wyrobiłem! Pokiwałam głową z udawanym zrozumieniem i odwróciłam się w stronę sterczących w dole mężczyzn. To już nawet Hayden pozbył się koszuli, aby się nieco ochłodzić! Swoją drogą miał bardzo apetyczne ciałko… ![]() Postanowiłam im trochę pomóc, w końcu to w moim interesie leżało, aby jak najszybciej postawić dom i wyprowadzić się od babci. Ledwo zdołałam zrzucić trzy kilo, a tu mi przychodzi jeść obiad złożony z kilku dań, nie mówiąc już o bardzo obfitej kolacji i takim samym śniadaniu. Oszaleć można. W dodatku na okrągło jestem karmiona babcinymi przetworami, chociaż z tych najłatwiej wchodzą mi pikle. Ogórki są niesamowicie kwaśnie, ale smakują jakoś lepiej, niż dotychczas. - Gorąco! – jęknął Fantom, po kilku godzinach. – Zróbmy przerwę! - Wystarczy, że się rozbierzesz, łamago. – skomentował Hayden. – Mnie tam słońce w ogóle nie przeszkadza. - Jesteś zimnym i gruboskórym draniem! – warknął Valentine. – Nie trzeba być uczonym, aby to widzieć! - Chłopcy! – odezwał się srogo ich ojciec. – Nie róbcie cyrków! Już dawno powinniście wyrosnąć z tych kłótni! Uśmiechnęłam się do siebie, obserwując ich kątem oka. Między nimi było osiem lat różnicy i doskonale zdawali sobie sprawę, że jeden na zawsze pozostanie dzieciakiem, a drugi dorosłym. To, dlatego tak sprzeczali się o głupoty, jak to mały chłopiec z mężczyzną. ![]() Do pracy przyłączyli się też inni sąsiedzi. Widocznie jeden chciał być lepszy od drugiego i w gruncie rzeczy powstała mała rywalizacja. Osobiście nie miałam się, na co skarżyć. Dom postawili szybko, częściej kopali doły niż się kłócili i przede wszystkim – nie wzięli dużo pieniędzy. Dobrze, że ktoś wymyślił coś takiego, jak tania siła robocza. Sama przecież bym sobie nie poradziła! Część materiałów budowlanych załatwił mąż właścicielki piekarni, a sprzęt przytargali pracownicy pobliskiego sklepu z blachą. Mamy w miasteczku kilku elektryków, więc pewnie i oni ofiarują swoją pomoc. - Poszło szybciej niż sądziłem. – powiedział Fantom, gdy weszliśmy obejrzeć dom od wewnątrz. – Byłem pewny, że nie wyrobimy się przed jesienią, a tu jeszcze nie ma połowy lata… - Tym lepiej, może nawet uda mi się tu zamieszkać, nim nadejdą chłodne dni. – odparłam, rozglądając się. – Przestronnie, będzie można gdzieś urządzić pracownię… A właśnie! Przypomniało mi się! Złożyłeś już papiery na ASP? – zapytałam. - Tak, jakiś czas temu. Do końca miesiąca muszę oddać kilka szkiców i obrazów, a jak im się spodoba, to mam egzamin z teorii i praktyki. – westchnął. – Żebym tylko trafił na jakiś łatwy temat. ![]() - Łatwy? – powtórzyłam. – Nie ma takiej możliwości! Akademia Sztuk Pięknych to mordownia, nie będziesz miał czasu na nic, po za rysowaniem! Och tak, kiedyś nawet ja tam chodziłam! Przez kilkanaście godzin w tygodniu trzeba było stać przy sztaludze i malować, co tylko pan wykładowca sobie zażyczy, lecz najgorsze były prace domowe. Namalować dwadzieścia dłoni pod różnym kątem, albo portrety pięciu osób o innej porze dnia… Dobrze, że zrezygnowałam z tych studiów! - Przecież wiesz, że dla ciebie zawsze będę miał czas! –zawołał. – Jeśli oczywiście wcześniej ze mnie nie zrezygnujesz… - wymruczał. - Co masz na myśli? - Bo wiesz, wczoraj kupiłem garnitur na ślub twojego brata i nie wiem, czy ci się spodoba… Wywróciłam oczami. - Grunt, żebyś nie narobił mi wstydu! – zaśmiałam się. – Resztą się nie przejmuj! ![]() Po kilku dniach stawiliśmy się przed domem Eden i Yashamaru. Przyjęcie miało odbyć się w ogrodzie, gdzie wszystko już było przygotowane i brakowało tylko pary młodej oraz gości. Valentine wyglądał na lekko zdenerwowanego, bo w końcu nie znał żadnego z nowożeńców, a poza tym to jego pierwszy ślub. Przynajmniej próbował sprawiać wrażenie, że czuje się dosyć swobodnie. - Jak robimy? – zapytał. – Jesteśmy przyjaciółmi, czy parą? - Parą. – stwierdziłam. – Mój brat wpadł, chociaż nawet dobrze nie znał Eden, więc nasz związek nie jest większym problemem! - Uważasz… że to problem?... Pokręciłam głową. - Źle mnie rozumiesz. Jeśli w miasteczku się wyda, to może wybuchnąć skandal, a wtedy „żegnaj, dobra reputacjo”. Dopiero wtedy zaczną się komplikacje, a wcześniej – nie ma szans, więc możesz się już rozchmurzyć! ![]() Zapukałam do drzwi, a kiedy odpowiedział mi krzyk brata, przekręciłam gałkę i weszliśmy do środka. Yashamaru czekał w holu, a na nasz widok uśmiechnął się sympatycznie. Przez chwilę uważnie taksował wzrokiem Fantoma, jednak po chwili uścisnął mu dłoń, przedstawiając się. - Kolejny artysta, huh? – zagadnął, mrugając do niego porozumiewawczo. - Jakiś problem? – zapytałam, unosząc brwi. - Skąd! Po prostu byłem ciekaw. – przeczesał włosy palcami. – Dobrze, że już jesteście. Impreza będzie kameralna, zaprosiliśmy tylko najbliższych… - spojrzał na mnie, a ja dostrzegłam w jego oczach niepokój. – Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale to jakaś krewna Eden, piąta woda po kisielu, zresztą wiesz, o co mi chodzi… Popatrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc. - Czemu tak mi się tłumaczysz?... - Bo to naprawdę nie ode mnie zależało… - jęknął. – Gdyby nie był jej partnerem, to na pewno by się wprosił, sam tak powiedział, gdy usłyszał, że ty będziesz! - Ale kto?! – zirytowałam się. - To ty?! – usłyszałam czyjś głos. ![]() Odwróciłam głowę w stronę dźwięku i aż otworzyłam szerzej oczy z wrażenia. Jak jej tam było? Nina? Lina? Ach tak, to drugie… Jakoś skojarzyło mi się z wyjątkowo długim sznurem… - Że też miałaś tupet, aby tu przyjść po tym wszystkim, co zrobiłaś! – warknęła. – Miałaś go malować, a nie… włazić mu do lóżka! - Byłam ciekawa, kiedy się zorientujesz. – zadrwiłam. – Widocznie utlenianie włosów źle wpływa na twoje procesy myślowe… - Wyjdź stąd, natychmiast! – prychnęła. - Możesz mi potowarzyszyć, bardzo chętnie wyjdę z tobą przed dom!... - Panie, spokojnie! – rozległ się głos Yashamaru. – Żadna stąd nie wyjdzie! ![]() Lina popatrzyła na niego wyniośle, po czym obróciła się na pięcia i przeszła do sąsiedniego pokoju. Miałam ogromną ochotę pobiec za nią i obić jej tą wytapetowaną twarzyczkę!... - To było coś! – zawołał Fantom. – Myślałem, że się pobiją! - Sonya już z tego wyrosła! – powiedział Yashamaru. – Ale w podstawówce i gimnazjum biła wszystkich moich kolegów! -Tylko, gdy im się należało… - mruknęłam. Chłopcy zaczęli się śmiać, ale mnie nie było zbyt wesoło. Zrozumiałam, co miał na myśli mój brat i gdyby to nie był jego ślub, w tej chwili na pewno bym wyszła, mocno trzaskając drzwiami. Bo kto mógł być partnerem Liny, jak „Niech Go Szlag Trafi Najlepiej Zaraz, Brayden”?! Może przyjęcie weselne jakoś mi to zrekompensuje… ![]() Na szczęście mój były pracodawca siedział dosyć daleko i wcale się do mnie nie odzywał. Denerwowałam się trochę, nie wiedziałam jak Brayden zareaguje na Fantoma, w końcu skoro przyjechał z mojego powodu, to może żywi jakieś nadzieje? Jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło, byleby tylko trzymał się od mojego chłopaka z daleka. Ceremonia przebiegła szybko, ksiądz nieco się spóźnił, ale młoda para była bardziej zajęta sobą, niż mężczyzną udzielającym im ślubu. Patrząc na Yashamaru i Eden poczułam lekkie ukłucie zazdrości, że to nie ja stoję pod altanką i nie wiążę się na stałe z mężczyzną mojego życia. ![]() Bukiet kwiatów, które wyrzuciła panna młoda dostał się w ręce Liny, a ta była niezmiernie zadowolona z tego powodu. Pewnie uznała to za dobrą wróżbę dla swojego związku z Braydenem i aż żal było jej powiedzieć o niezadowolonym spojrzeniu mojego byłego pracodawcy, gdy blondynka zaczęła się cieszyć i planować swój przyszły ślub. Ale najważniejsze, że nowożeńcy byli szczęśliwi. Babcia szybko domyśliła się przyczyny tak nagłego zawarcia małżeństwa, lecz mimo wszystko była bardzo zadowolona. Nie kłamałam, opowiadając jej o Yashamaru i Eden, tylko pominęłam kilka szczegółów ich historii. Chyba by na zawał zeszła, gdyby się dowiedziała, że jej wnuk zna swoją żonę tylko kilka miesięcy, a ich przyszłe dziecko jest z nimi tyle samo czasu! ![]() Po pierwszym wzniesionym na cześć nowożeńców toaście, Fantom złapał mnie za rękę i odciągnął od tłumu. Bardzo chętnie za nim podążyłam, lepsze to niż stać ramię w ramię z Brayem i jego panną! - Co jest? – zapytałam. – Zatęskniłeś? - Nastrój mi się udzielił… - wymruczał i rozejrzał się, a kiedy był już pewny, że babcia nas nie widzi, pocałował mnie delikatnie. – Ciekawe, kiedy ja się ochajtam. - Tak szybko chcesz dać się zaobrączkować? – zaśmiałam się. - A co w tym złego? Chciałbym mieć własną rodzinę! Tylko szkoda, że nie namaluję własnego weselnego portretu… ![]() Wtem poczułam silny uścisk na łokciu i zostałam gwałtownie pociągnięta w tył. Udało mi się załapać równowagę, aby nie upaść, lecz gdy podniosłam głowę chcąc zobaczyć awanturnika, dostrzegłam kłócącego się z Fantomem Braydena. - Odbij ode mnie, koleś! – warknął Valentine. - Jeszcze raz jej dotkniesz, szczeniaku, a pożałujesz, że matka wydalacie na świat! – syknął brązowowłosy, szturchając mocno mojego chłopaka. Dostrzegłam, jak oczy Fantoma iskrzą, a sam próbuje nie trząść się z gniewu. To w końcu ślub, przecież nie będzie awanturował się z gościem. A przynajmniej nie przy wszystkich… - Powiedz mi coś, czego mógłbym się przestraszyć, a może posłucham!... - Ty cholerny!... Brayden nie dokończył, gdyż weszłam między nich i popchnęłam go, aby nie miał możliwości uderzyć Fantoma. Val mógł czuć się nieswojo, ale to w końcu było wesele MOJEGO brata, musiałam trochę zapanować nad awanturującym się gościem. Nawet, jeśli ten był szefem Yashamaru… ![]() - Zdaje się, że bardzo chcesz wrócić do domu, więc albo się uspokój, albo spływaj! – syknęłam, odzywając się do Braydena po raz pierwszy od tamtej, razem spędzonej nocy. - No proszę, jaka pyskata! – zadrwił. – Kto by pomyślał, że po tym wszystkim jesteś w stanie tak się do mnie odnosić! Nie potrafiłam już panować nad emocjami, więc najzwyczajniej w świecie zaczęłam się śmiać. Nie szkodzi, że zwróciłam na siebie uwagę reszty gości, nie specjalnie mnie to interesowało. Czyżby on NAPRAWDĘ myślał, że mam względem niego jakieś wyrzuty sumienia? Litości! - Śmieszny jesteś. – prychnęłam. – Naprawdę sądzisz, że coś dla mnie znaczysz? Byłeś tylko towarem stojącym na półce. Takim, który można wziąć, wypróbować, zobaczyć, że jest wadliwy i odnieść go z powrotem. Za dużo kobiet cię miało, żebyś był interesujący na dłużej, niż kilka chwil. Patrzył na mniej, jakbym, co najmniej go spoliczkowała. Właściwie, to zastanawiałam się nad tym już wcześniej, ale teraz wiem, że słowa podziałają znacznie bardziej. - Jeszcze zobaczymy!... – warknął i odszedł. ![]() - Nieźle. – pochwalił mnie Fantom. – Myślałem, że jakaś mała bójka go uspokoi, ale widzę, że poradziłaś sobie lepiej! Nie da się ukryć! Pierwszy raz od niepamiętnych czasów pokonałam kogoś, tylko go poniżając i nawet nie podnosząc na niego ręki! Byłam niesamowicie zadowolona z siebie. Z tej okazji można było coś wypić na moją cześć… - Sonya! – usłyszałam glos Yashamaru. – Pijemy twoje zdrowie! Chodź tu do nas! Dwa razy nie musiał powtarzać. ![]() Przyjęcie weselne trwało dalej, nie było już żadnych zgrzytów pomiędzy gośćmi. Lina nie mogła przeboleć, w jaki sposób potraktowałam jej faceta, jednak nie zrobiła nic, co mogło mi w jakiś sposób zaszkodzić. Co innego babcia. Fukała na mnie, mówiła, że nie wypada w ten sposób zachowywać się przy ludziach i tak dalej. Na szczęście Yuya miał wprawę w odwracaniu jej uwagi, toteż babcia szybko o mnie zapomniała i zajęła się umoralnianiem kuzyna i krytykowaniem jego tlenionych włosów. Dziwne, że nie przyczepiła się, gdy miał różowe… Zupełnie niedawno zauważyłam wady ogrodowej imprezy, a mianowicie: zmywanie. Łażenie w tę i z powrotem z talerzami po pewnym czasie zaczęło mnie męczyć, ale skoro zaoferowałam się pomóc, to nie mogłam przecież nagle zmienić zdania… - Wreszcie sami. – usłyszałam nieopodal czyjś głos. – Może w końcu porozmawiamy na spokojnie? - Nie mamy, o czym rozmawiać, już ci wszystko wyjaśniłam. ![]() Czułam, jak podnosi mi się ciśnienie, jednak za wszelką cenę próbowałam się opanować. Czy ten drań niczego nie rozumiał? Nie potrafił przyjąć do wiadomości, że został skrzywdzony w taki sam sposób, w jaki krzywdził inne kobiety? Nie przypuszczałam, iż może okazać się jeszcze większym frajerem… - Nie mam ochoty się z tobą kłócić, więc po prostu zapomnij. – powiedziałam, siląc się na spokojny ton. – To nie ma sensu. - Tak źle ci było, że chcesz o tym zapomnieć? – niedowierzał. - Patrz mi na usta, Brayden! NIC nie było! Niech to wreszcie do ciebie dotrze! Nie zdołałam się opanować, ten facet działał mi na nerwy! Jak można być tak ograniczonym? Czy nie zdawał sobie prawy, że jego towarzystwo mi nie odpowiada? ![]() - Czemu się denerwujesz? – zapytał. – To źle, że interesuję się tobą po tym wszystkim? Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. Właściwie to lepiej by było, gdyby zerwał ze mną kontakt. Wtedy poszlibyśmy w swoje strony i już nigdy się nie spotkali, a tak? Mówi szczerze, czy chce mnie wypróbować, upewnić się, że nic do niego nie czuję? Jeśli tak, to mu się nie uda! - Dla mnie tak. – westchnęłam. – Mam nowego chłopaka i jest mi z nim dobrze, a od ciebie niczego nie chcę. - Ale to szczeniak! – prychnął. – Pewnie nawet nie był jeszcze z kobietą! - Dla mnie związek to coś więcej, niż seks. – odparłam. – Dlatego w moich oczach jesteś zwykłym śmieciem. ![]() Wieczorem, kiedy wszystkie naczynia były już pomyte, a goście się rozeszli, zaczęliśmy się żegnać z młodą parą. Eden wyglądała na wyczerpaną, ale nawet mnie to nie zdziwiło. Ciąża wyciągała z niej wystarczająco dużo sił. - Tak się cieszę, że nam pomogliście! – zawołała. – Yashamaru sam by sobie nie poradził, a przecież ostatnio nawet gotować mi nie pozwala! - Powinnaś się cieszyć! – zawołałam. – Facet, który wszystko robi, to przecież skarb! Objęła na pożegnanie mojego kuzyna, a ja przytuliłam brata, który szepnął mi tylko kilka pikantnych epitetów odnoszących się do Braydena. Widocznie kochany szef również działał mu na nerwy, a w pracy nie wypadało się z nim kłócić. - Wpadnijcie jeszcze. – powiedział. – A ty Sonya zabierzesz ze sobą Vala, bo fajny z niego chłopak… - Mój jest lepszy! – obruszył się Yuya. Parsknęliśmy śmiechem, a mój kuzyn tylko wzruszył ramionami. O tak, bracia Hayden i Fantom mogli ze sobą rywalizować, ale i tak wybrałabym Valentine’a. ![]() - Trzeba się przespać, a jutro do roboty… - jęknął Val, gdy szliśmy na dworzec. Było to miejsce, do którego najłatwiej trafić, zresztą umówiliśmy się tam z tatą czerwonowłosego, który miał odwieźć nas do domu. Nareszcie zainwestował w samochód! – To najcięższe wakacje w moim życiu! - Przecież nikt nie każe ci malować mojego domu. – powiedziałam. – Możesz pojechać ze mną wybrać meble, jeśli chcesz. - Te do sypialni? – wyszczerzył się. - Wszystkie, mały zboczeńcu! – zaśmiałam się. - Młody. – poprawił. - Jakkolwiek… |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|