![]() |
#14 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
RAZEM DO CELU
PART XIV ![]() Stosunkowo szybko wprowadziłam się do mojego nowego domu. Mężczyźni migiem uwinęli się z malowaniem i elektryką, zostawiając mi jedynie wniesienie sprzętów. Od razu zaznaczam, że nie wszystkie należały do mnie. To wspaniałe urządzenie do ćwiczeń pożyczył mi Hayden po długich godzinach nieustannego biadolenia mu, że on nie potrzebuje więcej pakować i że mógłby użyczyć mi tej maszyny przynajmniej na tydzień. Dzięki dobrej opatrzności losu, mojemu kuzynkowi zebrało się na podróżowanie i razem ze swoim chłopakiem wyjechali w góry, toteż oddanie sprzętu troszkę się przeciągnie. ![]() A ja i Valentine, cóż… Kontynuowaliśmy nasz związek, przenosząc praktyki do mojej sypialni. Rodzice Fantoma w ogóle tu nie zaglądali, a dla babci było to z kolei za daleko, więc nie musieliśmy się obawiać, że ktoś najdzie i nas nakryje. W końcu mogliśmy dostatecznie długo nacieszyć się swoim towarzystwem, widując się po południu i żegnając nad ranem. ![]() Fantom codziennie mnie odwiedzał, właściwie to przebywał tutaj częściej, niż we własnym domu. Jego rodzice nie mieli pojęcia, gdzie też chodzi ich młodszy syn. Miał przecież wakacje, to normalne dla nastolatka, że będzie się włóczył i w drodze wyjątku wracał na noc do własnego mieszkania. - A ty znowu pakujesz? – zapytał, kręcąc zabawnie głową. – Coraz bardziej przypominasz Haydena! - Nie śmiej się!- zawołałam. – To chyba dobrze, że dbam o sylwetkę, nie? - Bardzo dobrze… - wymruczał, podchodząc i obejmując mnie czule. – Jestem głodny. Zrób mi jeść… - poprosił. - Głodomór… - westchnęłam. ![]() - Więc mówisz, że jaki masz temat? – zapytałam, grzebiąc widelcem w talerzu. - Życie i rodzina. – odparł. – Myślałem, żeby namalować dzieci bawiące się z rodzicami w parku, ale na razie to tylko projekt. - Brzmi ciekawie… A nie myślałeś, żeby przenieść na płótno jakieś twoje wspomnienie? Jak siedziałeś w piaskownicy z Haydenem, czy coś… - On by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że go namalowałem! Poza tym… - urwał i popatrzył na mnie, marszcząc brwi. – Ej… Dobrze się czujesz? Pokiwałam głową, przykładając dłoń do ust. Okropnie gram, ale jak tu udawać, że wszystko jest w porządku, skoro w moim żołądku trwa rewolucja?! - Skończyły mi się leki… - powiedziałam cicho. – Napiję się herbaty i mi przejdzie.- uśmiechnęłam się leciutko. ![]() Nie wyglądał, jakby go to uspokoiło i jeszcze przez jakiś czas przyglądał mi się podejrzliwie. Na szczęście polepszyło mi się niedługo po wypiciu herbaty, lecz nie wierzyłam, że była to jej zasługa. Po kolacji poszliśmy do sypialni, aby się trochę nacieszyć sobą w łóżku. To znaczy ja chciałam potrwać trochę w objęciach Vala, podczas gdy on aż rwał się do całowania. Nigdy nie wiedziałam, jak się z nim zgrać, zawsze się mijaliśmy w upodobaniach… Kiedy ja miałam na niego ochotę, ten tylko mruczał jakąś wymówkę, przytulał się do moich pleców i zasypiał! Dopiero w środku nocy przypominał sobie, że nie leży w łóżku sam… ![]() Ale nie miałam żadnych wyrzutów, czy coś w tym stylu. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów czułam się naprawdę szczęśliwa, że trafiłam na tak wspaniałego chłopaka, jak Fantom. Co z tego, że nie był tak doświadczony, jak inni? Całym sercem angażował się w nasz związek i to mi w zupełności starczyło. Miło było przytulić się do jego ciepłego ciała, gdy za oknem szalała jedna z letnich burz. Deszcz dudnił w okna, w kominie huczał wiatr, a ja wtulałam się w jego plecy, uważając, by go nie zbudzić. Coraz częściej odnosiłam wrażenie, że to właśnie ten jedyny mężczyzna, z którym chciałabym się związać naprawdę na stałe. ![]() Jednak w którymś momencie musi nastąpić przełom… Obudziliśmy się jeszcze przed wschodem słońca. Wakacje wakacjami, ale Fantom musiał pokazać się rodzicom, chociaż raz na dobę, żeby mieli pewność, iż jeszcze o nich pamięta. - Idę się zameldować. – powiedział. – Zjesz śniadanie i idziesz do lekarza, tak? Skinęłam głową. - Muszę iść po prochy, może przy okazji coś wyjdzie. – westchnęłam. – Kiedy przyjdziesz? - Zaraz po obiedzie. – obiecał, chwytając mnie za rękę. – Pójdziemy do parku, nie? - Jeśli zechcesz. Pocałował mnie czule i wyszedł, machając mi jeszcze ręką na pożegnanie. ![]() W ogóle, to jakoś nie miałam ochoty iść na przystanek i jechać do tego durnego szpitala, ale czy miałam jakieś wyjście? Spóźniał mi się okres, byłam rozdrażniona, w dodatku, co rano w ogóle nie nadawałam się do życia. Raz dopuściłam do siebie myśl o rzekomej ciąży, jednak to było absurdalne! Nie zapominam o tak ważnych rzeczach, jak zabezpieczenie! Tak czy inaczej, ktoś musi powiedzieć, jaka jest przyczyna tych strasznych dolegliwości… Co rano czule obejmuję muszlę klozetową i nie chcę, by trwało to wiecznie! ![]() Więc poszłam tam, nawet się nie przebierając. Na parkingu nie było żadnego samochodu, czy to służbowego, czy prywatnego. Wielu lekarzy na pewno wzięło sobie urlop i w tej chwili szpital był opustoszały. Strasznie się denerwowałam, nie tyle samej wizyty, co wyniku badań. Oby tylko przyczyna leżała po stronie letniego przesilenia, a nie czegoś innego! ![]() Weszłam do holu i zbliżyłam się do kręcącej się przy biurku recepcjonistki. - Dzień dobry. – zaczęłam. – Sonya Reeve, byłam umówiona z doktorem Maxwellem. - Ach, tak… - wymruczała pod nosem. – Ma teraz pacjentkę, proszę posiedzieć trochę w poczekalni, niedługo pewnie skończą. - Dziękuję… Zmierzyłam kobietę spojrzeniem i udałam się we wskazanym kierunku. Widocznie nie była w nastroju na jakąkolwiek pogawędkę… ![]() W poczekalni czekała jedna dziewczyna. Szczupła blondynka, która nie mogła mieć więcej, niż dwadzieścia lat. Rozmawiała o czymś z lekarzem, a kiedy tylko mnie dostrzegli, natychmiast zniżyli głosy do szeptu. Kiedy byłam już wystarczająco blisko usłyszałam tylko: - Pójdę po narzędzia i możemy zaczynać… Niech się pani jeszcze raz zastanowi, czy naprawdę, warto tak postąpić. Spojrzałam kątem oka na dziewczynę. Narzędzia? Jakaś decyzja? Lekarz po chwili odszedł, a ja skierowałam się do ostatnich drzwi, kiedy nagle usłyszałam czyjś szloch. Zawróciłam, zatrzymując się nieopodal blondynki. ![]() - W porządku? – zapytałam ostrożnie, nie bardzo wiedząc, czy powinnam się wtrącać. - N-nie… - wyjąkała. – Nic nie jest w porządku! Spojrzałam z utęsknieniem w stronę odpowiedniego gabinetu i westchnęłam. Skoro już to zaczęłam, nie wypadało ot tak sobie iść… - W czym problem? – kontynuowałam, siląc się na spokojny ton. - W zabiegu! – jęknęła i aż się wzdrygnęła. – Chłopak zmusił mnie do usunięcia ciąży! Otworzyłam szerzej oczy. Po prostu mnie zatkało! I ona… zgodziła się? ![]() To było dla mnie tak niepojęte, że przez pierwsze kilkanaście sekund patrzyłam się tępo w kwilącą dziewczynę. Nie rozumiałam jej, coś takiego jak aborcja „bo chłopak mi kazał” było najgłupszą rzeczą pod słońcem! Blondynka wstała i wtedy zauważyłam sporego siniaka pod jej lewym okiem. Skrzywiłam się nieco; skoro TAKICH argumentów używał ojciec dziecka, to sprawa była naprawdę poważna… - Ale ty… - zaczęła dziewczyna. – Ty nie masz takich problemów, prawda?... Odwróciłam głowę nie mogąc znieść jej umęczonego, błagalnego spojrzenia. - Nie. – powiedziałam. – Mój chłopak jest w porządku. ![]() Wyminęłam ją, cicho zgrzytając zębami. Po prostu wspaniale! Ten pełen żałości widok chyba będzie mnie prześladował do końca życia! Bo jeśli jestem w ciąży, jeśli naprawdę zawiodły zabezpieczenia… Komu o tym powiedzieć? - Pani Reeve? – z gabinetu wyszedł lekarz. Powitałam jego pojawienie się z ogromną ulgą. - To ja. – powiedziałam, podchodząc. - Proszę do gabinetu. ![]() No i zaczęło się. Całe badanie było jeszcze znośne, gorzej z natłokiem myśli spowodowanym krótką rozmową z blondynką. To musiało być dla niej straszne… Zdecydować się na zabieg, żeby uszczęśliwić faceta? Kto o tym słyszał? Jakby się tak głębiej zastanowić, to Eden i Yashamaru groziła podobna sytuacja, ale na szczęście ani jedno, ani drugie nie pozwalało sobą manipulować. Co innego ta dziewczyna - za słaba i zbyt nie zaznajomiona z życiem, pozwalając sobą kierować w tak ważnych kwestiach. Osunęłam się trochę niżej na krześle, odganiając od siebie natrętne myśli. Przynajmniej w jakiś sposób zabiłam czas, czekając na wyniki! Wtem drzwi obok otworzyły się i wyszła z nich rudowłosa pielęgniarka. - Pani doktor już czeka. – oznajmiła. – Proszę. - Jaka „pani”? – zdziwiłam się. – Testy zawsze dawał Maxwell… - Ale tym razem, to nie są zwyczajne wyniki. – uśmiechnęła się leciutko. ![]() Wcale nie spodobały mi się jej słowa, ale przecież nie mogłam się z nią kłócić i mówić, że nie gadam z innym lekarzem, niż Maxwell! - Eee… Dzień dobry? – zaczęłam, wchodząc do gabinetu. Przy biurku siedziała młoda pani doktor o lśniących, brązowych włosach, która natychmiast oderwała wzrok od monitora, gdy tylko przekroczyłam próg. Wskazała krzesło naprzeciw siebie, uśmiechając się zachęcająco. - Proszę, usiądź. – powiedziała. – Doktor Maxwell przekazał mi twoje wyniki. - Dlaczego? – wypaliłam, a widząc niezrozumienie na twarzy kobiety, sprostowałam. – Dlaczego nie mogę się skonsultować z moim lekarzem? ![]() Zajęłam wskazane miejsce widząc, że szykuje się dłuższa rozmowa. Opadłam na krzesło z cichym westchnieniem, czekając aż pani doktor skończy przeglądać swoje papiery. - Właściwie to mogłabyś porozmawiać z panem Maxwellem… - powiedziała po kilku chwilach ciszy. – Jednak przez ostatnie kilka miesięcy tutejsi lekarze wykonali już kilka aborcji, więc ordynator zarządził, że po właściwym badaniu musi nastąpić konsultacja z psychologiem. - Jest pani psychologiem?! – zawołałam. – Ale ja nie potrzebuję żadnej specjalnej opieki! Przyszłam tylko po wyniki i zaraz idę do domu! - Ależ nikt nie zamierza cię tu zatrzymywać. – odparła łagodnie. – Przedstawiłam ci tylko nowy przepis. Doktor Maxwell bada, a ja przejmuję kobiety z pozytywnym wynikiem… - Ja wiem, ale mimo wszystko… - urwałam nagle. – Że, co proszę? ![]() Pani doktor uśmiechnęła się delikatnie, a ja poczułam jak moja dłoń mimowolnie zbliża się do twarzy i ją nakrywa. Ciąża… ale, w jaki sposób?! Kiedy i gdzie?! Przecież zawsze się zabezpieczaliśmy, zawsze! Fantom potrafił zerwać się z łóżka i w środku nocy polecieć do jakiegoś marketu, więc czemu… Z kolei Brayden miał pokaźny zapas gumek w szufladzie, ale co on miał właściwie do rzeczy? Poszliśmy do łóżka przeszło trzy miesiące temu, a prawie dwa tygodnie po tym zdarzeniu związałam się z Valem na poważnie, więc to nie może być mój były pracodawca! - Jestem… w ciąży? – wykrztusiłam. - Tak. – odpowiedziała uprzejmie. – To wygląda na dwunasty tydzień, może nieco więcej. Ręce mi opadły. O bogowie, no to się wpakowałam! ![]() Dwunasty tydzień, może trochę więcej… To może być dziecko Fantoma, owoc naszej pierwszej, wspólnie spędzonej nocy, ale przecież nie mogę wykluczyć, że nie wpadłam z Braydenem! Co robić? Jak z tego wybrnąć? Jeśli Valentine wspaniałomyślnie ze mną nie zerwie, gdy przedstawię mu tą radosną nowinę, to na pewno to zrobi, jeśli okaże się, że to nie jest jego dziecko! - Czy wszystko w porządku? – zapytała kobieta, przyglądając mi się podejrzliwie. - Tak, jasne… - wymamrotałam. – Jestem trochę zaskoczona… - Och, to naturalne. Więc może pozwolisz, że przedstawię ci teraz kilka broszur, tak dla formalności… ![]() Po pierwszej byłam już w domu. Wprawdzie minęło już kilka godzin od usłyszenia tej wiadomości, jednak wciąż jestem w szoku. Zawsze myślałam, że nie ma niczego lepszego, niż zakładanie rodziny, lecz teraz perspektywa posiadania potomstwa była wręcz przerażająca! Jeżeli to Fantom okaże się ojcem, to przecież tragedia! Jest za młody! W dodatku jego rodzice się wściekną, a mieszkańcy miasteczka zaczną plotkować! Jeśli to jednak Bray, to pół biedy, dziecko jakoś wychowam, lecz tym samym złamię serce Valentine’owi. Jakby tego było mało, nieustannie tłukły mi się po głowie słowa tamtej blondynki, która przyszła na zabieg. Co, jeśli Fantom zapragnie dowodu miłości w formie aborcji nie jego syna lub córki? - O czym ja myślę!... – syknęłam, dopijając kawę. – To artysta, takie coś jak nowe życie powinno dawać mu natchnienie! Zresztą przecież chyba nie jest aż tak okrutny… ![]() Zmęczenie dawało mi się porządnie we znaki i nawet po zaabsorbowaniu dziennej dawki kofeiny, nie potrafiłam wystarczająco otrzeźwić umysłu, toteż ucięłam sobie krótką drzemkę. Nie było sensu przebierać się i kłaść się do łóżka, skoro Val zapowiedział się z wizytą. Ciekawe, czy gdy prześpię się z moim „problemem”, to będę bardziej trzeźwo patrzeć na to wszystko… - Sonya? Zdawało mi się, że zamknęłam oczy tylko na moment, ale kiedy już je otworzyłam zobaczyłam przed sobą Fantoma i natychmiast poczułam bolesny ucisk w żołądku. Przyznać się, czy zełgać? - Obudziłem cię, przepraszam… - wymruczał. – Źle się czujesz? ![]() Wstałam i przeciągnęłam się z cichym pomrukiem. - Coś w tym stylu. – odparłam. – Dopóki nie zjem obiadu będzie całkiem znośnie… Zastanawiałam się, jak nakierować temat na właściwy tor. Lepiej zrobić to teraz, bo później może zabraknąć mi odwagi… Na szczęście Valentine zupełnie nieświadomie poruszył ten temat, tuż po tym, gdy podszedł i zaczął malować mi plecy. - A co ci powiedział lekarz? Miałaś dobre wyniki? - Taak… Hm… Pozytywne… - wymruczałam. – Słuchaj, spotkałam taką jedną dziewczynę… Jej chłopak zmusił ją do aborcji, gdy się dowiedział, że będą mieli dziecko… A co ty byś… - Jesteś w ciąży?! – przerwał mi. ![]() Ze stoickim spokojem odwróciłam się przodem do niego. - Pytałam, co byś zrobił? – powtórzyłam spokojnie. - A, no tego… - mruczał. – Sam nie wiem… Albo, czemu on nie chciał tego dziecka? Przecież też wziął odpowiedzialność, gdy szli do łóżka… Czyli Val to typ, który przystosuje się do każdej sytuacji, którą dostanie od losu… Z jednej strony to bardzo wygodne, lecz skąd mam mieć pewność, że zachowa się tak samo, jeśli sytuacja będzie go dotyczyła bezpośrednio? |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|