![]() |
#11 |
Zarejestrowany: 14.09.2003
Skąd: mars landing party
Płeć: Kobieta
Postów: 685
Reputacja: 10
|
![]()
oo fajne fajne =D
ciekawe gdzie sie przeniosa =d
__________________
last summer you asked me if i loved you enough to give up writing. now i can finally call myself a poet. |
![]() |
![]() |
|
![]() |
#12 |
Zarejestrowany: 21.03.2007
Skąd: Macondo
Wiek: 33
Płeć: Kobieta
Postów: 3,128
Reputacja: 11
|
![]()
Dobra, nie ma co się zasiadywać, drugi odcinek. tym razem przyzwoitej dlugości
![]() ![]() Ann obudziła się w nieznanym sobie miejscu. Przez chwilę leżała w bezruchu, z zamkniętymi oczami, usiłując sobie przypomnieć, co zaszło. Jak przez dym zobaczyła w myślach Miecia, Violę, jakieś kamienie, mgłę… Od tych rozważań mocno i niespodziewanie łupnęło jej głowie. Jęknęła w duchu. Wszechobecna cisza upewniła ją, że jest sama. Podniosła drżącą rękę i przesunęła nią po nodze, chcąc sprawdzić czy i w co jest ubrana. O dziwo jej palce nie trafiły na szorstką spódnicę od mundurka, ani na nagie ciało, lecz bardzo delikatną, miękką i puszystą tkaninę. Ryzykując kolejny grzmot pod czaszką Ann ostrożnie otworzyła jedno oko. Leżała na dużym łożu, w zamkowej komnacie, ubrana w bieliznę rodem z „Rozważnej i romantycznej”. To odkrycie tak ją zaskoczyło, że zapomniała o przejmującym bólu głowy i usiadła na łożu. Na przeciwległej ścianie wisiało lustro. ![]() Spojrzała w nie i krzyknęła cicho ze zdumienia. Gdzieś zniknęły jej pofarbowane na czarno kucyki i piercing. W niepamięć poszedł również starannie wystylizowany makijaż. Na Ann patrzyła z lustra młodziutka dziewczyna o naturalnie bladej karnacji, ślicznych oczach i długich, lekko pofalowanych brązowych włosach. „Wyładniałam” pomyślała z dziwnym smutkiem „Ciekawe czy Viola też się zmieniła”. Wspomnienie Violi sprawiło, że poczuła ukucie niepokoju w sercu. Viola… skoczyła razem z nią. A jednak teraz jej tu nie ma. Więc gdzie jest? I gdzie ona, Ann jest? Co to za miejsce? Albo… co to za czas… Nie było jednak dane jej dłużej się nad tym zastanawiać. Rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi komnaty i po chwili stanęła w nich młoda kobieta w prostej sukni ze skórzanym fartuchem. - Pani… - odezwała się prawie szeptem kobieta, dlaczegoś bardzo przestraszona – Pani… Nadeszła pora śniadania, czy zechcesz pani zejść na dół i zjeść? ![]() Ann w milczeniu skinęła głową. Była pewna, że służąca nie posługuje się żadnym ze znanych jej języków, mimo że ją rozumiała. Wolała jednak nie ryzykować niepotrzebnie i nie odzywać się póki nie jest to konieczne. Nie była pewna czy sama będzie umiała naśladować tą mowę. Kobieta nieco ośmielona pomogła jej się ubrać, a właściwie zakuć w niemożebnie niewygodną, choć piękną suknię. Widząc, że „pani” nie tylko jej nie objeżdża, ale wydaje się być nawet zadowolona z jej obecności zaczęła najpierw nieśmiało mówić, a potem rozgadała się na dobre. Ann dowiedziała się z jej paplaniny kilku istotnych rzeczy. Po pierwsze faktycznie mieszka w zamku. Jest również jego jedyną dziedziczką, a jej ród ma wielowiekowe tradycje. Po drugie ma ( a właściwie osoba, w której ciele przebywała) tu na imię Melladea. Po trzecie jej jedyny żyjący krewny, wuj, ma zamiar wydać ją za mąż za ogólnie poważanego kogośtam. Ten ktośtam jeszcze jej, Melladei nie widział, ale chce w najbliższym czasie złożyć jej wizytę. ![]() Po trzecie kobieta zwie się Irna i jest jej nową osobistą służącą. Stara umarła. W skrytości ducha dziewczyna ucieszyła się z tego. Dużo łatwiej udawać kogoś, kim się nie jest, gdy najbliższy obserwator dobrze cie nie zna. A że będzie musiała udawać Ann była pewna. Gdy już została ubrana i uczesana dostrzegła na stoliku obok łóżka srebrny naszyjnik z czerwonym kamieniem w środku. Kierowana odruchem założyła go i zeszła do sali jadalnej za swoją służką. Gdy skończyła jeść do sali wszedł mężczyzna w czymś, co mogło być tylko mundurem. Na jego piersi widniał taki sam znak jak nad każdymi drzwiami w zamku i na odwrocie jej naszyjnika. Ann uznała, że to herb rodowy. ![]() - Pani chyba już czas – odezwał się głębokim głosem przybyły. Ann popatrzyła nań tępym wzrokiem. Niby na co czas? - No więzień… Czarownica, trzeba ją przesłuchać. – mężczyzna jakby odgadł jej myśli. - Ach, tak. Więc chodźmy. – Ann sama nie wiedząc, czemu zdobyła się na odwagę i odezwała się. Mężczyzna z wyraźną ulgą ruszył przed siebie i Ann nie pozostało nic innego jak pójść za nim. Przeszli po zamku dobry kilometr nim znaleźli się w podziemiach. Szli w całkowitym milczeniu, bo rycerz najwyraźniej nie miał już nic ciekawego do powiedzenia, a Ann wolała siedzieć cicho. - To tutaj – mężczyzna przerwał ciszę i otworzył ciężkie kamienne odrzwia. Widok więźnia wstrząsnął Ann do głębi. - Wyjdź. Chcę zostać z nią sama. Wojak wyraźnie się zawahał. - Pani… to wiedźma… nie wiem czy… - Śmiesz podważać moje rozkazy? – Ann znalazła w sobie zdecydowanie, o które nawet się nie podejrzewała. Wyprostowała się dumnie i spojrzała na mężczyznę w taki sposób, że ten nie tylko wyszedł już bez cienia protestu, ale nawet ochoczo zamknął drzwi. Ciszę zapadłą po jego wyjściu przerwała domniemana czarownica. ![]() - Ann? To ty? To … my? - Tak… chyba tak. – Ann odpowiedziała po cichu i zmęczonym głosem. Patrzyła na uwięzioną Violę uważnie. Ona tez się zmieniła. Pojaśniała jej skóra, włosy pociemniały i ułożyły w delikatne, bardzo rozczochrane loki. Piercing, makijaż i ubranie również diabli wzięli. Viola siedziała na kamiennej posadzce ubrana w długą, niebieską szatę, która Ann kojarzyła się z zakonem. Westchnęła cicho. - Chyba jestem w lepszej sytuacji niż ty… - No i to chyba w dużo lepszej! – Viola rozzłościła się – Ja siedzę w jakiejś zasranej piwnicy i biegają po mnie szczury, a ty grzejesz dupę na zamku i masz własną służbę! To twoja wina! Ty nas w to wciągnęłaś! ![]() -Viola to nie tak, serio. Nie zrobiłam tego specjalnie… sama nie wiem, co się stało. Chciałam tylko uciec przez Mieciem. Viola nadal zła wymamrotała pod nosem serię przekleństw. - Wiesz, chociaż gdzie jesteśmy? - Nie – Ann z niechęcią pokręciła głową. Cudowne odnalezienie jej towarzyszki ucieszyło ją, ale dopiero teraz uświadomiła sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znajdują. W obcym miejscu, wzięte tu nie wiadomo skąd, w cudzych ciałach… To jest twoje ciało baranie Ann podskoczyła. Głos odezwał się w JEJ GŁOWIE. Przez chwilę stała wstrząśnięta do głębi. Po chwili stwierdziła, że skoro i tak najprawdopodobniej jest chora psychicznie i słyszy głosy w głowie, to może powinna to wykorzystać. A nuż ten głos ma coś ciekawego i pożytecznego do powiedzenia. Odważyła się zadać pytanie. Ale w takim razie gdzie my jesteśmy… i kim ty jesteś?! Głos w jej głowie zachichotał. Jesteście w twoim zamku geniuszu. W Krainie Dziesięciu Dolin, w państwie zwanym Etyol. A ja jestem… ja jestem… Głos kimkolwiek był wyraźnie sobie pokpiwał. Ja jestem twoim kamieniem. Tym w naszyjniku Ann spojrzała na kamień i dostrzegła, że zmienił barwę z czerwonej na fioletową. Ale… ![]() Ann usiłowała zaprotestować przeciw czemuś tak niedorzecznemu. Mogła zaakceptować fakt, że zwariowała, ale to, że przemawiał do niej naszyjnik było już zbyt nienormalne. Przez chwilę przemknęła jej myśl, że może faktycznie na skutek uderzenia o któryś z kamieni z kręgu doznała uszkodzenia mózgu, a ten cały nieprawdopodobny świat to tylko jej urojenia. Nie łudź się. To jest jak najbardziej realne Ale… Nie ma żadnego „ale”. Nie ma czasu na takie przepychanki, musisz zaakceptować swoje położenie i zacząć działać, jeżeli nie chcesz, aby twoja przyjaciółka trafiła na stos, a ty do sypialnia szanownego pana Burgunda. Posłuchaj… Głos zaczął mówić szybciej i po chwili Ann wiedziała już, co ma robić, aby wydostać się z tego beznadziejnego położenia. Znała plan zamku, znała cały swój żywot, znała tutejsze obyczaje i język – słowem wiedziała wszystko, co należy wiedzieć w takiej sytuacji. I wiedziała też, że musi działać szybko. ![]() - Co się tak wytrzeszczasz jakby kot w sieczkę srał, no powiedz coś! Głos rozzłoszczonej Violi uświadomił jej, że od jakiś pięciu minut stoi w bezruchu zaciskając palce na kamieniu. - Wiem! – powiedziała nabożnym głosem – Wiem! - Co? - Wszystko! Violka, bądź cierpliwa, ja tu wrócę jeszcze dziś w nocy! ![]() - Ej stój! No poczekaj! Wyślij mi chociaż coś do żarcia! Ann jak strzała wybiegła z celi. - Karis daj więźniowi coś dobrego do jedzenie i picia. Dzisiaj będę cały dzień w swoich komnatach i bibliotece, zadbaj, aby mi nie przeszkadzano. Wieczorem niech przyjdzie do mnie Irna. - Tak jest. – Karis wyraźnie się ucieszył, że poranny bezruch jego pani przeminął i że wreszcie to ona dowodzi nim, a nie na odwrót. Zdecydowanym krokiem ruszył do pokojów służby, aby wydać odpowiednie dyspozycje. Ann wybiegła z podziemi. Musiała do wieczora przygotować wiele przedmiotów i wiele wiedzy, musiała się spieszyć. ![]() @down: literówka ;p poprawiłam
__________________
Obrazek został usunięty, ponieważ przekraczał dozwolony rozmiar. bezwzględnie.
Ostatnio edytowane przez Rocket : 27.02.2008 - 18:58 |
![]() |
![]() |
![]() |
#13 | |
Zarejestrowany: 25.02.2007
Skąd: Ustroń
Płeć: Kobieta
Postów: 273
Reputacja: 10
|
![]()
No, ładnie się rokręciłaś.
Co prawda było wiele już FS, w których ktoś przypadkowo przenosił się w przeszłość/przyszłość, ale coś mi mówi, że Ty zrobisz to jakoś oryginalnie. Zauważyłam parę maluśkich błędów typu brak przecinka, ale musiałabym od nowa przeszukać tekst, żeby znowu to odnaleźć. Cytat:
Czekam na kolejną część, bo jestem ciekawa, co będzie dalej.
__________________
ciastko!
karmel! czekolaaada! Ostatnio edytowane przez Lizek : 27.02.2008 - 14:29 Powód: bo napisałam żę zamiast że |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#14 |
Zarejestrowany: 21.03.2007
Skąd: Macondo
Wiek: 33
Płeć: Kobieta
Postów: 3,128
Reputacja: 11
|
![]() -Pss! Viola, obudź się! – Ann szarpała dziewczynę za ramię – No wstawaj! - Ccco? - No wstań debilko, musimy się śpieszyć! Nie mamy czasu! Viola obudziła się na dobre i usiadła na kamiennej ławie służącej jej za łóżko. - Załóż to – Ann podała jej wygodną, lekką sukienkę podobną do tej, w którą sama była ubrana – Uciekamy z zamku. Viola bez cienia protestu założyła nową suknię, a starą szatę cisnęła w kąt. Udało jej się też ogarnąć szalone afro na głowie i umyć. Przebierając się zauważyła, że ma na szyi taki sam kamień jak Ann i że z tego kamienia promieniuje delikatne ciepło. Wybiegając z podziemi Ann, również odpowiednio ubrana i uczesana wyjaśniła jej całą sytuacją. Viola dziwiąc się sama sobie bardzo szybko ją zaakceptowała. - Czyli, że gdyby ktoś nas o coś pytał, to my jesteśmy siostrami i uciekamy z dworu gdzieś na wschodzie, bo jest wojna na granicy i dwór został spalony? I my jedziemy do krewnych tak? A tak po za tym, to jesteśmy z innym świecie niż ten, w którym się urodziłyśmy, wzięłyśmy się tu cholera wie skąd, nie wiadomo czy kiedykolwiek wrócimy, a ty rozmawiasz z naszyjnikiem? Ann skinęła głową. Viola mimo opinii skończonej kretynki okazała się całkiem pojętną osobą. - Właśnie tak. Możemy posługiwać się naszymi prawdziwymi imionami, nie brzmią dziwnie w tutejszym języku. - Właśnie… - Viola zawahała się przez chwilę – Jak to się dzieje, że ja rozumiem, co mówisz, chociaż używasz obcego języka? I skąd TY go znasz? - Nie wiem – odpowiedziała Ann szczerze – Ale w tej chwili to chyba nie takie istotne. Viola wyraziła miną swoje powątpiewanie w tej kwestii, ale już nic nie powiedziała. W milczeniu opuściły zamek przez jedno z tajemnych przejść, które Ann znała dzięki kamieniowi. Nadal w ciszy wbiegły do okolicznego lasu gdzie stały konie i zapasy jedzenia i ubrań. Zwierzęta nie zostały osiodłane, tutaj nie używano uprzęży. Słońce właśnie delikatnie wynurzało się zza horyzontu i czuć było w powietrzu poranny chłód. - Jakim cudem ty to wszystko zdobyłaś? – Viola popatrzyła na dziewczynę z lekkim niedowierzaniem. - Ma się swoje sposoby – Ann poczuła się bardzo z siebie dumna – przekonałam swoją służącą, że chcę uciec przed małżeństwem, a ona mi uwierzyła, zrozumiała i pomogła. To bardzo dobra kobieta, chociaż nieszczęśliwa. Mam nadzieję, że nie narobiłam jej kłopotów. Viola zgrabnym ruchem wskoczyła na grzbiet jaśniejszego zwierzęcia i usadowiła się wygodnie. - Walić służącą.– powiedziała – Gdzie jedziemy? - Na zachód – zdecydowała Ann. Nie miała jeszcze w pełni ułożonego planu działań, ale czuła, że przede wszystkim musi znaleźć się jak najdalej od zamku. Ruszyły brzegiem lasu. Obie uznały, że przynajmniej na razie lepiej nie wyjeżdżać na otwartą przestrzeń. Jechały cały dzień, zostawiając dawne miejsce pobytu daleko za sobą. Mimo, że jej plan się powiódł i obie dziewczyny były wolne, Ann czuła silny niepokój. Opuszczenie zamku wcale nie musiało oznacza końca kłopotów. Były przecież w nieznanym sobie miejscu i tak naprawdę nie miały dokąd iść – strategia „byle dalej” nie mogła się sprawdzać w nieskończoność. A co gorsza, mimo że zabrała ze sobą dwa miecze i noże, nie umiały ich używać i były właściwie bezbronne. Zasępiła się i siedziała na koniu jak na pogrzebie. W odróżnieniu od Violi, która po opuszczeniu lochów wpadła w znakomity humor i nuciła cicho rozglądając się z radością po lesie. - Ściemnia się zauważyłaś? Chyba powinnyśmy poszukać miejsca na postój. - Uhm… - odparła Ann z niechęcią. Nie opuszczały jej czarne myśli, potęgowane przez fakt, że kamień od rana uparcie milczał, a ona nie potrafiła go nakłonić do odezwania się. Nagle nucenie Violi zamilkło jak ucięte nożem. Przez nimi na małej polance wśród traw siedziało stworzenie tak paskudne, że Ann poczuła jak zjedzone w podróży suchary podchodzą jej do gardła. Nagle naszyjnik na jej piersiach zmienił temperaturę na lodowatą i dziewczyna z trudem powstrzymała przed zasyczeniem z zimna. Spojrzała w dół. Kamień zrobił się jasno niebieski. Stwór chyba był kobietą. Zachudzony, o obrzydliwej sino-niebieskiej skórze i długich czarnych pazurach siedział na trawie i patrzył w niebo z wyrazem zachwytu na ptasiej twarzy. Nagle spostrzegł dziewczyny i skrzeknął przeraźliwe. Kobieta-ptak zamachała skrzydłami, wzbiła w powietrze i rzuciła się na nastolatki. Viola spadła z konia i uderzyła głową o ziemię. Straciła przytomność, tracąc jakąkolwiek szansę na ucieczkę. Ann nie chciała jej zostawiać, a jednocześnie nie miała zielonego pojęcia jak się obronić przed napastliwym stworzeniem. - Wraaa! – ptaszyca zawisła w powietrzu tuż nad nią i skrzecząc okropnie usiłowała dosięgnąć jej pazurami – Wraaa! No to jesteśmy w dupie* pomyślała beznadziejnie Ann. Kamień nadal milczał jak zaklęty, mimo że jeszcze wieczorem był bardzo rozmowny. Natomiast jej wierzchowiec rżał jak opętany i stawał dęba. Czując, że nie ma innego wyjścia zsunęła się z niego, złapała grubą gałąź i machnęła nią by odgonić napastnika. Stwór uniknął ciosu. - Sio! Do gniazda albo w inną cholerę! - Wraaaaaaaaaaa! - No won! Ann uporczywie machała gałęzią i trzymała paskudę na dystans, ale czuła, że pod ciężarem tej prowizorycznej broni omdlewają jej ręce. Jeżeli walka szybko się nie zakończy straci wszelkie szanse na zwycięstwo. Nagle zaświstała strzała. Ptaszyca wydała w siebie wrzask zdolny obudzić zmarłego i wzbiła się wysoko w górę, krwawiąc z przebitego skrzydła. Odleciała. Z krzaków wyszedł uzbrojony mężczyzna. - Nic ci nie jest? Ann szybko otaksowała go wzrokiem. Jego wygląd różnił się od wyglądu mieszkańców Doliny. Miał dużo ciemniejszą cerę, zupełnie czarne włosy i brązowe włosy, a tubylcy wręcz odwrotnie – blond włosy, jasne oczy i bladą karnację, inaczej się też poruszał i zachowywał. Nie sposób było stwierdzić ile właściwie ma lat – z pewnością był już dorosły, ale równie dobrze mógł przekroczyć 20 i 40. Miał symetryczną, delikatną twarz i mógłby być bardzo ładny, gdyby nie coś odpychającego w jego mimice, coś, co sprawiało wrażenie, że obcy jest osobą zbyt zatrzaśniętą w sobie i nieprzystępną. Nie dodał „pani” przemknęło jej przez głowę. I wygląda jak psychopata. Zmrużyła oczy. - Nic. – odparła lakonicznie – Ale moja przyjaciółka… Machnęła ręką w stronę Violi. - Zaraz się nią zajmiemy – przybysz uśmiechnął się zniewalająco – Nazywam się Xain, a ty pani? No wreszcie pomyślała słysząc słowo, do którego zdążyła się już przez ten jeden dzień przyzwyczaić. To chyba jednak nie świr. - Ann. Dziewczyna uznała, że rozsądniej zrobi nie spoufalając się zbytnio z Xainem dopóki nie wybada dokładnie, co to za jeden. Z natury była bardzo nieufna, a gdy znalazła się tu jeszcze mocniej zwiększyła czujność. Przybysz przykucnął nad nieprzytomną Violą. - To nic poważnego – osądził – Ma rozbity nos i mocno uderzyła o ziemię, ale po za tym nic jej nie jest. Niedługo powinna się ocknąć. Myślę, że powinniśmy zanieść ją do mojego obozowiska i okryć czymś ciepłym. Chyba, że znacie jakieś inne bezpieczne i przytulne miejsce niedaleko… Rzecz jasna nie znały. Nie miały również koni ani żadnych zapasów. Ann musiała przynajmniej chwilowo zaufać Xainowi i pójść z nim. Ten chyba to wyczuł, w jakiej są sytuacji, bo nie pytając już o nic wziął Violę na ręce i ruszył przez krzaki. *Chciałam, żeby jej wypowiedź była bardziej dosadna, ale sobie uświadomiłam że mi zagwiazdkuje :<
__________________
Obrazek został usunięty, ponieważ przekraczał dozwolony rozmiar. bezwzględnie.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#15 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Super! Bardzo mi się podoba.
10/10 |
![]() |
![]() |
#16 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Pięęęęęękne!
EDIT: Sukienka Ann z AAS? Ostatnio edytowane przez Milkaa : 05.03.2008 - 08:15 |
![]() |
![]() |
#17 |
Zarejestrowany: 25.02.2007
Skąd: Ustroń
Płeć: Kobieta
Postów: 273
Reputacja: 10
|
![]()
Zauważyłam braki przecinków, ale dupa z tym, da się czytać.
W chwili, gdy pisałaś, że kamień zrobił się jasnoniebieski, napisałaś "jasno niebieski". Ale większych błędów nie ma. Zdaje mi się, że wiem, kim będzie ten gościu, ale nie powiem, bo się okaże, że trafiłam i zdradzę fabułę ![]() EDIT: Aha, chciałam powiedzieć, że ten ptasio-kobiecy stwór wygląda jak zarażony z "Jestem Legendą" =)
__________________
ciastko!
karmel! czekolaaada! |
![]() |
![]() |
![]() |
#18 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Ciekawie się rozpoczyna i jest ciekawe
![]() |
![]() |
![]() |
#19 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Hmmmmmm.... 24 dni? chyba. Czekam dalej
![]() EDIT: miesiąc i 3 dni <czuje swoją wredotę> ..::Milcia::.. Ostatnio edytowane przez Milkaa : 03.04.2008 - 18:14 |
![]() |
![]() |
#20 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
świetne 10/10
|
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|