![]() |
#62 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Długo nie dawałam kolejnego odcinka więc możliwe, że dzisiaj wstawię jeszcze jeden.
ODCINEK 11 *** - Jesteśmy gotowi do drogi - stwierdziła dziewczyna stojąc przed tronem Till. - Miałam taką nadzieję... Więc przyszykujcie się. Zaraz będziecie na miejscu - dała im kilka rad, po czym na koniec dodała według niej najważniejszą sprawę - Pamiętajcie, musicie podążać ścieżką promienia, będzie on widoczny doskonale tylko dla was. Tylko dla was. Wypatrujcie go na ziemi... Acha, odłącz wszystkie kable... - po tych słowach nastolatka poczuła, że się unosi i teleportuje... była już przyzwyczajona do tego typu transportu, bowiem korzystała z niego nie raz, w ciągu zaledwie kilku dni... Znalazła się na pustyni, na początku całkiem sama, ale po chwili dołączył do niej Justin. - Widzisz gdzieś tą Wieżę? - zapytała. - Taaak... - odparł tak, jakby był zahipnotyzowany. Siedemnastolatka odwróciła się i ujrzała... ceglaną ścianę sięgającą nieba...była większa od wszystkiego co można sobie wyobrazić... - O mój Boże, my mamy wchodzić na samą górę? ![]() - Na to wygląda, zacznijmy już teraz, nie mam ochoty na nią tylko patrzeć. - Więc chodźmy... *** ![]() Znajdowali się przed budowlą wcale nie ukrywając, że mają gęsią skórkę. Powietrze wydawało się być przesiąknięte brudem docierającym z wnętrza, a całość w ich mniemaniu była opuszczoną ruderą, która nigdy nie była czyszczona. Budynek musiał przekrzywić się w czasie wichur tu panujących, a dodatkowo wydawał się być niestabilny, kto wie może zaraz się zawali i cała misja pójdzie w niepamięć? Wrony oraz kruki złowrogo latały nad szczytem wieży, kracząc przy tym niezmiernie donoście, co jeszcze podkreślało strach przed wejściem do środka oraz uczucie grozy. Jane wydawało się przez chwilę, że widziała coś przez wielkie, zamazane okno na czubku wieży, ruch lub cień... - Justin... - Hmm - kiwnął do niej zachęcająco głową, co miało znaczyć aby mówiła. - Widziałeś to? - pokazała palcem najwyżej znajdujący się otwór (których zresztą było niewiele). - Nie strasz mnie, kochanie. Lepiej ruszajmy, chcę mieć to już za sobą - po tych słowach ruszył wolnym ale stanowczym krokiem do tych wielkich, masywnych, szarych drzwi. Jane dziękowała losowi, że akurat on się z nią tu znajduje, dawał jej nadzieję, że wszystko będzie dobrze, zachęcał do trudnych zadań...Podeszła do niego. ![]() - Uważaj, otwieram... - złapał przy tym za klamkę i rozchylił jedno z ogromnych zawiasów. Stali jeszcze chwilę przed wejściem w oczekiwaniu, iż zaraz jakiś gigant nietoperz na nich wyleci, ale nic... Nie było już wymówek aby nie wchodzić do środka więc zrobili to... Wstąpili do przestronnego holu, gdzie na samym środku znajdowały się schody, jedynym centrum światła była zaś szczelina otwartych drzwi. Chłopak podszedł do lampionu i zapalił go, w końcu musieli mieć chociaż mały promyczek jasności... gdy tylko dotknął przedmiot dłonią, natychmiast drzwi zatrzasnęły się z hukiem rozpylając przy tym kilogramy osiadłego wcześniej kurzu. ![]() Odór stęchlizny oraz pustki wdzierał im się w każdy możliwy otwór twarzy... ciężko było wytrzymać tak potworny zapach. - Muszą tu być gdzieś okna, widziałaś przecież, prawda? - Dopiero na ósmym piętrze będzie coś takiego, liczyłam... - Skąd wiesz, że to akurat to miejsce, nie możesz być pewna. - Ma się to przeczucie... - po naprawdę krótkiej chwili milczenia dodała - Jak myślisz, kiedy ostatnio ktoś tu zaglądał? - Ech... nie mam pojęcia, wydaje mi się, że setki lat... Ruszyli w kierunku kamiennych schodów, które dopiero zaczynały morderczą walkę o dojście na sam szczyt... - Mamy gumy? Sucho mi w gardle - stwierdziła Jane. ![]() - Pewnie, spakowałem, a nie chce ci się pić? - Zostawmy na dalszą drogę, nie wiadomo kiedy przybędziemy do jakiegoś miasta. - No ale przecież mamy jej dosyć dużo, po co mamy to wszystko dźwigać na sam szczyt? - mówiąc, szukał miętowych Orbit w plecaku - Proszę. - Dzięki... no więc chodźmy. ![]() ![]() *** Droga na przedostatnie piętro zajęła im ponad trzy godziny, doliczając do tego postoje na jedzenie i napicie się. - Jeszcze tylko chwila... - burczał Justin, a mokra od potu koszulka dawała o sobie znać. Jane nie mówiła nic, po prostu nie miała siły, chciała już być na górze, myślą pocieszycielką, która towarzyszyła jej od ósmego piętra w górę brzmiała "wytrzymaj, w dół będzie łatwiej". Stanęła jak wryta, on jeszcze patrzał pod nogi więc nie widział...Dziewczyna nie mogła się powstrzymać od lekkiego popchnięcia chłopaka. - Boże, patrz... |
![]() |
![]() |
#63 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
arcycudnie, tylko ten Justin troche wydaje mi się gburowaty
|
![]() |
![]() |
#64 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Dzisiaj przeczytałam wszystkie Twoje 11 odcinków, muszę przyznać, że zrobiłaś kawał dobrej roboty. ciekawa fabuła, nutka tajemniczości. O zdjęciach już nie wspomnę są genialne.
|
![]() |
![]() |
#65 |
Admin Emeryt
UWAGA Konto Nieczynne Zarejestrowany: 03.11.2007
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta
Postów: 5,153
Reputacja: 19
|
![]()
Fajna podróż
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#66 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
ODCINEK 12
Ku ich zdziwieniu, na tle dziesiątek kabli oraz dziwnych urządzeń, dało się widzieć mężczyznę. Starego, na pewno ponad stuletniego starucha, ubranego chyba w nigdy nie zmienianą szmatę, która kiedyś musiała być czymś w rodzaju czarnej sutanny... Nie, nie był on księdzem, dało się to od razu poznać, w końcu czy wierzący miałby napisane na tyle sukni "Sataniści górują"? ![]() Odwrócony do nich tyłem grzebał coś w urządzeniu z plikiem przewodów, nie miał pojęcia o ich istnieniu tak samo jak nie sądził, że ktokolwiek do niego przyjdzie. W pomieszczeniu nie było niczego czym można zrobić krzywdę, odliczając długie kable, ale w końcu co to jest? Jane zdziwił koktajl leżący obok mężczyzny... nie to nie był jakiś tam facet bez imienia. Zdała sobie z tego sprawę widząc plakietkę wiszącą nad jego głową "Alfred Dołohow", czyżby to jego nazwisko? Nie ukrywała strachu, trzęsła się jak oszalała... ale to był dopiero początek. Staruch odwrócił głowę w ich stronę... twarz z kilkoma bliznami prezentowała się potwornie, na początku dziewczynie zdawało się, że ich nie widzi jednak zwrócił się do nich lodowatym, pełnym nienawiści głosem... - Co wy tu robicie? Jak śmiecie zakłócać mój spokój? ![]() - Daj pan nam wolną drogę, nie chcemy cię skrzywdzić yyy...Alfredzie - mówił Justin. - Czego chcecie, po co tu przyszliście? Tym razem inicjatywę przejęła Jane. - Królowa krainy Dooss, Till, tak się nazywa, sprowadza nas tutaj abyśmy wypełnili misję... - Co, jaką misję, Till...? - zastanawiał się, albo tylko udawał , wchodząc w słowo siedemnastolatce - Pomyśleć, że chciała was wykorzystać...Ech...ta potworna jędza nie ma za grosz respektu do ludzi, wiem, nie zdajecie sobie sprawy z tego ale ja... byłem jej mężem. Wiecie, myślała, że nie żyję, że mnie wykończyła na śmierć, jednak są tego ślady - pogłaskał się po policzku, a ton jego głosu wcale nie wskazywał na to by mówił do gości wieży, chyba wypowiadał się bardziej do siebie. Jane jednak stanęła jak wryta... nie chciała uwierzyć, że on...stojący przed nią starzec to mąż Till, przecież wyrządził tyle złego... - No w każdym razie, nic tu po was, zmykajcie. - Nie - stanowczo powiedziała dziewczyna - Słuchaj, nie wyjdziemy stąd póki nie odłączymy wszystkich kabli, a ty nie będziesz nam w tym przeszkadzam, rozumiemy się? - Smarkulo, chcesz żeby ta czarownica podjęła władzę nad światem? - Ona nie chce nim rządzić, chce tylko normalnie żyć - wtrącił Justin - I nie odzywaj się tak do niej - warknął. ![]() - Wierzysz w to? Nigdy wam nie pozwolę tknąć tych urządzeń, rozmiecie, nigdy! - mówił to tak stanowczym tonem iż Jane po prostu nie wiedziała co myśleć, czy da się spełnić to zadanie, które postawiła przed nią Till? - Justin... - szepnęła, gdy tylko Alfred odwrócił się by dalej majsterkować. - Hmm... - Musimy coś wykombinować. Natychmiastowo. ![]() - Zabijemy go, nie ma innego wyjścia, nawet nie próbuj zaprzeczać. A oto mój plan - szeptał - najpierw zagadasz go, wymyślisz jakiś temat na poczekaniu, potem ja wezmę to - pokazał jej kabel - i uduszę go, rozumiesz tak? - Tak - sposób na wygranie misji wydawał się jej paskudny, w końcu on im nic nie zrobił ale wiedziała, że musi zginąć... *** - Co robisz? - podeszła do starca i zaczęła go zagadywać, spojrzała przy tym przez okno, widok wydawał się jej koszmarny, widziała tylko chmury, a gdzieś tam, daleko w dole, małe, zielone krzaki. Tymczasem Justin zaczął zachodzić go od tyłu. - Ech.. ja nic, układam sobie tylko zwierzątka z przewodów. Właściwie to co wy tu jeszcze ro... - nie zdążył dokończyć, bo gruba pętla oplotła mu szyję...Dziewczynie zrobiło mu się go żal, nie mogła patrzeć więc odwróciła znowu głowę. Słyszała tylko krzyki, szlochy i dziwne odgłosy, które wydawał człowiek... po chwili wszystko ucichło, a martwe ciało Alfreda spadło z hukiem na brudną podłogę. ![]() - Po sprawie. - Zachowujesz się, jakby nic się nie stało - jęknęła i zaczęła płakać. - Kochanie nie pora na użalanie się nad nim, odłączmy te kable i wracajmy... ![]() |
![]() |
![]() |
#67 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Cóż, jak zwykle świetnie. Fajny ten płaszcz "Sataniści górują" xDD No i jak zwykle 10/10
![]() |
![]() |
![]() |
#68 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Jedno słowo-Bajecznie, tylko w dalszym ciągu nie mogę się przekonać do Justina, nie wiem czemu
![]() |
![]() |
![]() |
#69 |
Admin Emeryt
UWAGA Konto Nieczynne Zarejestrowany: 03.11.2007
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta
Postów: 5,153
Reputacja: 19
|
![]()
No to namieszałaś w 12 odcinku. Zaskoczyłaś mnie tym żyjącym mężem
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#70 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Zdecydowanie super opowiadanie
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|