![]() |
#11 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Part III: Widmo
![]() Nie potrafiłem wykrztusić z siebie nawet słowa. Kim był ten dzieciak?! Wyglądał góra na trzynaście lat i na pewno nie mógł być starszy od czarnowłosego! Słuchając, jak Nightmare mówi o swoim panu miałem przed oczami obraz wysokiego, dostojnego mężczyzny, a tymczasem w moim domu zjawił się jakiś gówniarz w sweterku z misiem! - Mój dom… - wymruczał Dante. – Któż go tak oszpecił? Zadrżałem na dźwięk jego głosu. Był cichy, zmysłowy, a sposób mówienia niezwykle przypominał mi Nightmare’a. Zupełnie, jakby byli z tej samej epoki… Spojrzenie blondyna niespodziewanie spoczęło na mnie, a ja aż się wzdrygnąłem. Mimo dziecięcego wyglądu było w nim coś bardzo niepokojącego. - Velvet… - wymruczał. – Rzekłbym, że nic się nie zmieniłeś, ale wszyscy tutaj zdają sobie z tego sprawę… Gdzie widmo? – zwrócił się do czarnowłosego. ![]() Patrzyłem w osłupieniu, jak Dante zbliżył się do mężczyzny, po czym usiadł na dywanie tuż obok niego. Jego matka, Laine, stała z boku, oglądając z zaciekawieniem wystrój domu. - Sądzę, że wkrótce się tu pojawi, ojcze. – odparł Nightmare. – Zareagowała na moją obecność już ostatniej nocy. - Wyśmienicie. – blondyn uśmiechnął się leciutko. – Nie zdzierżę, jeśli jeszcze raz zobaczę to, co miało miejsce czterdzieści lat temu. Dlaczego nie wezwałeś pomocy, Velvet? Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Stałem za jego plecami powstrzymując drżenie dłoni i kolan. Ci ludzie byli dziwni, przerażający… Jeśli to w ogóle byli ludzie. - Nie rozumiem… - powiedziałem cicho. - Nie mam ci za złe, dziecię. – obejrzał się przez ramię. – Dobrze, że nic ci nie jest. Nie pozwolimy, by znów chcieli cię skrzywdzić. Skinąłem głową i podniosłem wzrok. Aż podskoczyłem widząc zbliżającą się z drugiego końca korytarza postać. ![]() - Pilnuj drzwi, Nightmare. – wymruczał Dante, po czym spojrzał na panią Ruth. – My to się jeszcze nie znamy, widmo. Cofnąłem się kilka kroków, by w razie kłopotów szybko pobiec do kuchni, a stamtąd wyskoczyć na dwór. To, co działo się przed moimi oczami było nierealne, ale jednocześnie prawdziwe. Czy o tym mówił Nightmare? Czy rzeczywiście byli świętymi walczącymi z upiorami? Wyglądali podobnie, mieli tatuaże na twarzach, a chociaż ja takiego nie posiadałem to wiedziałem, że w jakiś sposób jestem taki sam jak oni. Dawali pewne poczucie bezpieczeństwa, szczególnie Dante – z wyglądu najmłodszy, a jednak najstraszniejszy z nich wszystkich. - Wiedziałam, że przybędziecie!... – wysyczała pani Ruth. – Czułam was już wiele tygodni temu… - Niesłychane. – zakpił Dante. – Przerzuciłeś się na niewiasty? Twa desperacja już wyżej sięgnąć nie mogła, upiorze. ![]() Gdybym nie stał za plecami Dante, na pewno szybko bym tam pobiegł. Pani Ruth wyglądała… inaczej. Z popękanych ust spływała krew, lewa strona jej policzka pokryta była przegniłą, trupią skórą, a jej głos zmienił się nie do poznania. Był niski, zachrypnięty, momentami piskliwy, jakby kilka istot próbowało powiedzieć coś jednocześnie. Kobieta pochyliła się, a ja poczułem nagłą potrzebę, że jeśli zaraz stąd nie ucieknę, to oszaleję ze strachu. Laine spojrzała na mnie przez ramię, uśmiechając się uspokajająco. Chyba tylko ona zdawała sobie sprawę z mojej obecności… - Przybyłeś za późno, Dante! – wykrzyknęło monstrum. – Dom jest nasz! Zawsze był! - To chodź i mi to udowodnij… - wymruczał blondyn. Nie wierzyłem własnym uszom. Ten stwór miał się do nas zbliżyć?! Nawet nie zdążyłem się oddalić na odpowiednią odległość! Dźwięk, który wydobył się z gardła kobiety zmroził mi krew w żyłach, lecz nie miałem czasu zbyt długo się nad tym zastanawiać, gdyż po chwili pani Ruth rzuciła się w naszą stronę, wyciągając przed siebie ręce. ![]() Dante wstał. Widziałem to wszystko, jak w zwolnionym tempie, jednak nie potrafiłem ruszyć się z miejsca. Wiedziałem, że chłopak podniósł się z podłogi zbyt wolno, że szponiaste palce były zaledwie kilka milimetrów od jego twarzy, a jednak… - A teraz ładnie: siad! – zawołał radośnie blondyn i klasnął w dłonie. W jego ruchach kryła się jakaś nadzwyczajna pewność i siła. Upiór padł na ziemię, lecz nie minęło zbyt dużo czasu, nim wstał. Wtedy Dante po raz kolejny wykonał ten gest powalając stwora na plecy. To było fascynujące. Chciałem dostrzec, jakim cudem udaje mu się tak panować nad monstrum, ale nie zauważyłem niczego niezwykłego. Dłonie chłopaka łączyły się ze sobą na chwilę, a podłoga jakby zupełnie umyślnie przyciągała do siebie istotę. - Mało? – zadrwił Dante. – To może teraz inna sztuczka? Upiór ryknął przeraźliwie i odskoczył do tyłu. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, po czym ze zdumiewającą prędkością pognał w stronę schodów. ![]() Blondyn rzucił się w pościg, a wraz z nim cała reszta. Myślałem gorączkowo, czy nie zostać i nie popilnować bezpiecznych drzwi, jednak Nightmare dokonał wyboru za mnie. - Na górę! – krzyknął. – Może tam się czegoś nauczysz! Poczułem się urażony jego słowami, lecz bez dyskusji pobiegłem w ślad za nimi. Przypominało mi to scenę z jakiegoś filmu sensacyjnego. W pierwszej chwili pomyślałem, że to szaleństwo biec za potworem, ale przestałem odczuwać strach. Obecność tych wszystkich dziwnych ludzi dodawała mi odwagi, z czego byłem niezmiernie zadowolony. ![]() Wbiegliśmy na pierwsze piętro. Nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć, jak Dante rozprawia się z monstrum. Na górze nie było żadnego miejsca, w którym mogłaby się schować pani Ruth, bo czym jest te kilka pokoi? Musiałaby chyba skakać przez okno, jeśli chciałaby uciec! Laine była na górze, jako pierwsza z nas. Biegnąc korytarzem usłyszałem głośny łomot, a następnie jej podniesiony, rozgniewany głos. - Niech to szlag! – warknęła. – Wbiegła na drugie piętro! Zamrugałem nieco zbity z tropu. - Ale drzwi były zamknięte… - powiedziałem. Wszystkie spojrzenie skierowały się na mnie. Zarumieniłem się nieco, ale kontynuowałem. – Klucz przepadł już w pierwszy dzień naszego pobytu tutaj. - I jak myślisz, kto go miał? – syknęła, marszcząc groźnie brwi. – Mówiłam, żeby wcześniej się o to zatroszczyć! - Zamilcz, Laine. – odezwał się spokojnie Dante. ![]() Zastanawiałem się, czy przypadkiem się nie przesłyszałem. Jeżeli dobrze zrozumiałem słowa czarnowłosego, to Dante powinien być synem Laine, więc dlaczego zwracał się do niej po imieniu? I to jeszcze nie okazując żadnego szacunku? Czy to, że był „ojcem” miało obowiązywać również w stosunkach rodzic-dziecko? Nie, to zbyt dziwne… Kobieta odsunęła się od drzwi, a jej wyraz twarzy znów stał się spokojny, jak gdy tu weszła. Panowała cisza, którą po kilku długich chwilach przerwał Nightmare. - Właśnie, dlatego zamurowaliśmy schody wiele lat temu. – rzekł. – Oczyszczaliśmy rezydencję długo, ale nie podołaliśmy. Nasz umiłowany pan zostawił rozprawienie się z domem w twoich rękach, ale po tym, co się wydarzyło… Skąd mogłeś wiedzieć, że na górze czai się zło?... – ściszył głos. Spojrzałem w stronę sypialni mamy. Dlaczego miałbym coś przed nimi ukrywać? - To nie był mój pomysł. – odpowiedziałem. – Mnie odpowiadał jeden poziom, to mama chciała odkryć wszystkie sekrety domu… ![]() Nie dane było mi skończyć, gdyż w tej właśnie chwili Dante zaczął się śmiać. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem, ale ten tylko odrzucał głowę do tyłu wybuchając nową salwą śmiechu. Nie wiedziałem, co go tak rozbawiło. Przez moment pomyślałem nawet, że może ja sam go bawię, jednak wówczas nagły napad radości blondyna powoli ustępował. - To było… prześmieszne… - powiedział, z trudem łapiąc oddech. – Chciała odkryć sekrety, które dom zdradza tyko mnie? – zachichotał. – Wolne żarty! - Co to znaczy? – zapytałem. Dante spojrzał w kierunku pokoju, który był bezpośrednio połączony z sypialnią mamy. Ten sam, którym udało mi się uciec zeszłej nocy. - Jest inne wejście na górę. – wymruczał. – Ukryłem je za regałem by nie kusiło was poznanie zła. – zerknął kątem oka na swoją matkę. – Czyż nie tak, Laine? Kobieta pochyliła głowę, nie chcąc patrzeć w oczy swojemu synowi. - Upiory o nim nie wiedzą. – kontynuował Dante. – Dom zdradza swe sekrety tylko przed swoim panem, którym jestem ja. - To ryzykowne, ojcze. – odezwał się niespodziewanie Nightmare. - Istotnie, dziecię… Ale skrzywdzili naszego cherubina… Nie zaznają z mej strony żadnej litości. Cherubina… Odniosłem dziwne wrażenie, że chodzi o mnie. ![]() Doszliśmy do końca korytarza i zatrzymaliśmy się przed drzwiami prowadzącymi do pomieszczenia, przez które przebiegłem minionej nocy. Czyżby tam były ukryte schody? Regał z książkami był, jak się tak dobrze zastanowić to nawet dwa, ale przeglądałem znajdujące się na półkach woluminy i nie dostrzegłem niczego niezwykłego. Dante wyglądał na niezwykle pewnego, jakby był święcie przekonany, że zna wszystkie sekrety rezydencji. Co więcej zakładał, że dom żyje własnym życiem i ukrywa swoje tajemnice przed każdym, kto nie jest prawowitym właścicielem! - To, co? – niecierpliwiła się Laine. – Idziemy? - Niepokoi mnie jeszcze jedna sprawa… - powiedział cicho Dante. – Twoja matka nie żyje, Velvet. Zmarła na progu mojego domu wiele lat temu trzymając cię w ramionach. Kim zatem jest kobieta, która się za nią podaje? Otworzyłem usta, lecz po chwili na powrót je zamknąłem. Że co, proszę? Jak to możliwe, że moja mama nie żyje skoro jest zaledwie w sąsiednim pokoju pogrążona we śnie? Czy ci ludzie do reszty powariowali?! - Nie pojmuję tego… - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Moja matka zawsze ze mną była, razem się tu przeprowadziliśmy. - To już wiemy. – Nightmare skinął głową. – Ale osoba zajmująca tamtą sypialnię nie może nią być. - A to niby, czemu? - Lucrecia była piękną kobietą, a tamta istota nawet jej nie przypomina. ![]() Nie chciałem już tego słuchać. Dlaczego ci dziwni ludzie odbierali mi nawet wiedzę na temat własnej matki? Dlaczego Nightmare stał po ich stronie? Czemu wczoraj niczego mi nie powiedział? Czy to możliwe, że żyłem z kobietą, która tak naprawdę była tylko kolejnym upiorem?... Nie, to niemożliwe! Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę tego na własne oczy! - Rozdzielimy się. – zadecydował Dante. – Nightmare idzie ze mną na górę, a Laine i Velvet niech zajrzą do sypialni fałszywej Lucrecii. Jego matka skinęła głową, po czym ruszyła w stronę drzwi. Podążając za nią ostatni raz spojrzałem przez ramię na czarnowłosego, który akurat wchodził do sąsiedniego pomieszczenia. Poczułem jakieś niewytłumaczone ukłucie żalu, że Nightmare nie może mi towarzyszyć. Przy nim byłbym przynajmniej bezpieczny, a Laine? To przecież tylko słaba kobieta! ![]() Wchodząc do środka z czystego przyzwyczajenia spojrzałem na łóżko, w którym powinna leżeć matka. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy dostrzegłem ją odwróconą tyłem do nas, siedzącą na krześle. Nie potrafiłem zapanować nad ogarniającym mnie poczuciem ulgi na widok rodzicielki będącej w dużo lepszym stanie niż w ciągu ostatnich kilku dni. Chciałem do niej pobiec, przytulić ją, jednak wówczas moje spojrzenie zatrzymało się na jednym z kątów, w który wpatrywała się mama. A dokładniej na klęczącą przodem do ściany istotę. Zatrzymałem się gwałtownie nie będąc w stanie wykrztusić nawet słowa. - Do jasnej cholery, wiedziałam! – usłyszałem podniesiony głos Laine. ![]() Kobieta chwyciła mnie za ramię i pociągnęła w kierunku drzwi, by po chwili pobiec do upiora. Patrzyłem na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Monstrum zaczęło pełznąć po podłodze, wyciągając długie, pokryte krwią ręce w kierunku Laine. Jęki, jakie wydobywały się z gardła potwora były straszne, żaden ludzki aparat mowy nie byłby w stanie ich powtórzyć. A kobieta w czerwieni po prostu stała i czekała, aż widmo się do niej zbliży. Chciałem krzyknąć, by ratowała moją matkę póki jeszcze czas, ale właśnie wtedy się odezwała: - Zjeżdżaj stąd! – warknęła. – Idź po Dante! A było to na krótką chwilę przed atakiem upiora. ![]() Nie mogła mi dać równie prostszego zajęcia, niż pobiegnięcie po pomoc. Wykonałem je bez cienia dyskusji, modląc się w duchu, abym zdążył powiadomić o wszystkim pana… Tfu! Dante! Jakże ten zwrot mógł kiedykolwiek przejść mi przez myśl? Nie będę zwracał się z szacunkiem do jakiegoś smarkacza! Mimo, że imponowało mi wszystko, co zrobił do tej pory… - Tam jest widmo! – krzyknąłem, wbiegając do pokoju. – Walczy z Laine! Nightmare i blondyn stali w niewielkiej odległości od siebie nieopodal dwóch regałów. Intrygowało mnie, w którym miejscu może się znajdować wejście prowadzące na górę, lecz szybko odrzuciłem od siebie te rozmyślania. Nie było czasu na takie głupoty! - Twoja pseudo-matka? – Dante uniósł brwi. - Nie, to coś innego! Blondyn skinął głową. - Laine sobie poradzi. – wymruczał. – Zawiodła mnie tylko raz i wie, co ją czeka, gdy to powtórzy. Uraziły mnie te słowa. Czy to była aluzja do zadania, które rzekomo spartaczyłem kilkanaście lat temu?... ![]() Mężczyźni nie ruszyli się z miejsca. Zacząłem się zastanawiać, co takiego mogła uczynić Laine, by narazić się swojemu synowi. Jeżeli mówili prawdę i ja także zawiodłem, musiało to być nic w porównaniu z winą kobiety. W końcu Dante nie groził mi żadną karą… Po niepokojąco długiej chwili ciszy rozległ się głośny łomot, za którym nastąpiło siarczyste przekleństwo. Spojrzałem w stronę drzwi, którymi wkroczyła Laine. Miała ślady zadrapań pod okiem, ale nie to zmartwiło mnie najbardziej. Kobieta wyglądała na zdruzgotaną. - Jak mogłam do tego dopuścić?... – mamrotała. – Ono ciągle tam jest! Nie umarło! Płacze! Woła mnie! - Opanuj się! – warknął Dante, podchodząc bliżej. – Zrobiłaś to, co było słuszne! Zdawałaś sobie sprawę, że to dziecko nie miało prawa się urodzić! Dziecko? Jakie dziecko? - Ono żyje! – krzyknęła Laine. – Powiedziała mi o tym! - Upiór? – blondyn niemal wypluł to słowo. – Więc za chwilę się przekonamy! ![]() Nie miałem zbyt wiele czasu zastanawiać się, co się tu właściwie dzieje. Dante obrócił się zamaszyście i dużymi krokami przemierzył pomieszczenie, wchodząc następnie do sypialni mamy. Nightmare i Laine podążyli jego śladem, a ja zrobiłem to samo. Nie miałem oporów, by wejść do pokoju, ale wyraźnie się odprężyłem widząc rodzicielkę na powrót w łóżku. Może to czerwono-włosa ją tam odprowadziła? Tymczasem nikt nie zwracał na moją matkę szczególnej uwagi. Blondyn zatrzymał się obok leżącego na podłodze widma, a ja stanąłem nieco za jego plecami, by widzieć wszystko z odpowiedniej odległości. - Skręciłaś mu kark. – warknął Dante. – Jak ciało niezdolne do ruchu jest nam w stanie przekazać jakąś informację? - Ja tego nie zrobiłam… - wyszeptała Laine. – Połamałam jej nogi, by nie mogła za szybko uciekać i nie wiem, co stało się z nią później… - Sugerujesz, że sama się uśmierciła? – odezwał się niespodziewanie Nightmare. - Sądzę, że ja to zrobiłam… ![]() Ten zmęczony głos nie mógł należeć do nikogo innego. Odwróciłem się w stronę łóżka i dostrzegłem stojącą obok niego matkę w poplamionej krwią koszuli nocnej. Wycofałem się pod samą ścianę próbując jednocześnie zwalczyć torsje. Jej wychudzona sylwetka, jej niegdyś zielone oczy… - Kolejna zmora. – odezwał się Dante lekceważącym tonem. – Myślałem, że chociaż będziesz próbował wyglądać, jak Lucrecia… Między upiorem, a mną stanął Nightmare. Byłem mu za to wdzięczny. |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|