![]() |
#11 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]() III ![]() Juliette bezmyślnie przerzucała kanały i wpatrywała się w uśmiechnięte twarze na ekranie telewizora. Czemu te wszystkie programy musiały być tak idiotyczne? Nacisnęła czerwony przycisk na pilocie i przeszła się po pustym mieszkaniu, nie mając co ze sobą zrobić. Nie to, żeby się martwiła, albo co więcej, żeby jej go brakowało, ale John już dawno powinien wrócić. Przez chwilę przez myśl przeszedł jej pewien scenariusz wydarzeń, aż zaśmiała się sama do siebie. W końcu znalazł się sam na sam z Henrykiem, który posiada tak duże umiejętności perswazji… Już wyjmowała z lodówki kolejną bombę kaloryczną, kiedy rozległo się donośne pukanie. Wołając o pomstę do nieba, odłożyła pucharek bitej śmietany z rodzynkami i posypką czekoladową z powrotem do chłodziarki. Najpierw się spóźnia, a teraz nawet nie może otworzyć sobie kluczem drzwi. Kobieta weszła na korytarz i przystanęła. Albo zaczyna popadać w paranoję, albo coś było nie tak… Jako, że przezorny zawsze ubezpieczony, po chwili w jej dłoni znalazł się pokaźnych rozmiarów pistolet. Przyjemny ciężar dodał jej otuchy. ![]() Otworzyła drzwi, spodziewając się za nimi głupkowato uśmiechniętej twarzy Johna, pokrętnie tłumaczącego fakt zgubienia kluczy. Zamiast tego zobaczyła stojącego w progu dość wysokiego, przystojnego mężczyznę około trzydziestki. Ciemne włosy niemal całkowicie zasłaniały mu oczy. Juliette przycisnęła mocniej broń do wewnętrznej części drzwi. -Kim pan jest? – spytała władczo. Nieznajomy uśmiechnął się szeroko odsłaniając swoje olśniewająco białe, zaostrzone na końcach kły. Juliette niewiele myśląc nacisnęła na spust. Przeraźliwy huk wstrząsnął klatką schodową, w drzwiach pojawiła się okazała dziura, a zaskoczony wampir runął do tyłu. Dziewczyna z prędkością światła znalazła się na półpiętrze, gdzie stoczył się trafiony mężczyzna. Nie ruszał się, więc przez chwilę pomyślała, że mógł być człowiekiem. Nie mniej jednak nie widziała nigdzie krwi, więc się uspokoiła. Spokojnie przycisnęła broń do jego piersi. W tym samym momencie mężczyzna otworzył oczy i zacisnął palce na jej szyi. Było jednak dla niego już za późno. Kula trafiła go prosto w serce, a on sam po chwili obrócił się w proch. Jedyne, co po nim zostało, to ubranie. -Cholera – zaklęła podnosząc się z kolan. Z sąsiednich mieszkań wystawały strwożone i zszokowane głowy sąsiadów. Gorzej być nie mogło… ∞ Od ścian pustego pomieszczenia odbijało się echo cichych oddechów dwojga ludzi. Kobieta o pięknych kręconych włosach w kolorze ciemnego bursztynu rozświetlonego letnimi promieniami słońca jednocześnie będąc muskanym przez spokojne morskie fale zaciskała palce na nagich plecach mężczyzny. Jego usta powoli przesuwały się po jej smukłej szyi. Wydawało jej się, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi. ![]() Nagle kobieta odepchnęła od siebie czarnowłosego, patrząc na niego z wyrzutem. -Znowu nic nie powiesz – stwierdziła, rozglądając się za swoją bluzką. -Nie. -Znowu będę musiała tu przyjść… -Dla ciebie moje drzwi są zawsze otwarte. -Szczególnie, że tylko ja mam do nich klucz – kobieta spojrzała wymownie w sufit – Jak tak dalej pójdzie, On naprawdę się wkurzy i sam będzie cię torturował. -Preferuję jednak twoje metody, kimkolwiek jest ten On – stwierdził Max, czujnie obserwując każdy ruch kobiety. Szatynka ostatecznie poprawiła swoją garderobę i skierowała się ku wyjściu. Niespodziewanie poczuła, jak Max chwyta ją za łokieć. Odwróciła się gwałtownie, tworząc ze swych włosów ruchomą kurtynę. -Czego? Mężczyzna zbliżył swoją twarz do jej ucha, cały czas trzymając ją za przedramię. Jednak jego druga dłoń powędrowała w całkiem inne miejsce. Kobieta najwyraźniej odczytała jego zamiary, gdyż z refleksem i siłą doświadczonego boksera wymierzyła mu potężny cios w szczękę. Max miał wrażenie, że popękały mu wszystkie kości, jakie tam miał. Zirytowany pozbierał się z ziemi. W tym czasie kobieta wesoło wyciągnęła z kieszeni, która była faktycznym celem wędrówki dłoni egzorcysty, klucz i tyle było ją widać w dusznym pomieszczeniu, w którym nie było nawet jednego okna. ∞ Ta noc była ciemna nie tylko z nazwy. Właściwie, był dopiero późny wieczór. Dwie kobiety szybkim krokiem przemierzały ciemne alejki, przyświecając sobie lampą naftową. Zapewne praktyczniejsze byłyby latarki. Niestety, nawet ową lampę wynaleziono zaledwie kilka lat temu, nie wspominając już o tak zaawansowanym technicznie urządzeniu, jakim jest latarka. Młodsza z kobiet, panna Wilson, ledwo dotrzymywała kroku swojej mocodawczyni. -Pospiesz się, Aida – ponagliła ją Anais Solveg, kobieta o egzotycznym pochodzeniu – Mamy mało czasu. -Wiem, wiem– dziewczyna niemal upadła, potykając się o wystający kamień – Przepraszam… Dotarły do dużej posiadłości już bez większych problemów. Przed głównym wejściem roiło się od ludzi, którzy przybyli tu na przyjęcie organizowane przez gospodarza. Przynajmniej część z nich była ludźmi. Kobiety wybrały więc ukryte wejście dla służby z tyłu domu. Udało im się niepostrzeżenie wślizgnąć do środka. ![]() Przemknęły przez korytarze i dotarły do pokoju zajmowanego przez Anais. Aida pomogła swojej pani pozbyć się brudnych ubrań i przyszykowała jej kąpiel. W tym czasie ona sama powierzchownie doprowadziła się do porządku i wyciągnęła z szafy piękną suknię. Godzinę później Solveg była gotowa do wyjścia. Tak też zrobiła, pozwalając służącej posprzątać i zająć się swoimi sprawami. Kobieta zapukała nerwowo do drzwi, za którymi znajdował się gabinet właściciela domu. Widziała tego mężczyznę w swoim życiu zaledwie kilka razy i zawsze budził w niej mieszane uczucia. Z jednej strony się go bała, równocześnie czując do niego dziwną sympatię. Kilka sekund później usłyszała pozwolenie na wejście do środka. Delikatnie zamknęła za sobą drzwi i zaczęła zmierzać w stronę mężczyzny, siedzącego na krześle w rogu pomieszczenia. Cały czas pilnowała się, aby nie robić zbyt dużych kroków, jak to miała w zwyczaju. Czuła się skrępowana, gdyż był to pierwszy raz, kiedy znalazła się z nim sam na sam. Wcześniej zawsze towarzyszyła jej co najmniej młoda Angielka. Przywitała się i czekała na jakąś reakcję ze strony mężczyzny. Wpatrując się w jego postać utwierdziła się w przekonaniu, że był niewiarygodnie przystojny. -Witaj, Anais – rzekł, nie podnosząc się z miejsca. Jego głos był głęboki i niski – No? Kobieta chwilę zastanowiła się, jak ubrać w odpowiednie słowa to, co chciała przekazać. -Wszystko poszło zgodnie z planem, panie Benitez. Sprawdziłam Owena, hm, bardzo dokładnie… -No i? Kobieta wyraźnie się ożywiła. ![]() -Było dokładnie tak, jak pan mówił. Ten mężczyzna tylko podawał się za wampira, wcale nim nie był. Podejrzewam, że, bez urazy, był całkiem podobny do pana i miał podobne cele. Na szczęście już w niczym nie zdoła panu przeszkodzić, skutecznie go unieszkodliwiłam. -Na to liczyłem, cieszę się, że mnie nie zawiodłaś, Anais – mężczyzna stanął naprzeciwko kobiety tak blisko, że czuł na swoim policzku jej przyspieszony oddech. Uśmiechnął się i podszedł do stojącej obok komody. Wyciągnął coś z małej szkatułki i powrócił do kobiety. Stanął za jej plecami i zapiął na jej szyi ciemny naszyjnik. -Chodźmy, pora spotkać się z prawdziwymi potworami. ∞ -Anais, tu jesteś! – krzyknęła z drugiego końca korytarza młoda kobieta. Przyspieszyła kroku, dołączając do rozzłoszczonej znajomej – Coś się stało? -Nie, nic. Po prostu ten facet to skończony kretyn, nigdy nic z niego nie wyciągnę. A jak tobie poszło? ![]() -Chyba nie lepiej… On jest jak jakaś skała, nie reaguje kompletnie na nic. Cały czas siedzi i uśmiecha się do przeciwległej ściany. Mogę go walić ile wlezie, on zawsze powracał do tej pozycji… Nie mam już cierpliwości. -Mam pewien pomysł… Zamienimy się, jutro ja pójdę do tego twojego, ty do mojego. Jeśli to nic nie da, będziemy mieć mały problem… Ostatnio edytowane przez scarlett : 14.12.2008 - 15:05 |
![]() |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|