![]() |
#202 |
Zarejestrowany: 25.08.2008
Skąd: Łódź
Wiek: 29
Płeć: Kobieta
Postów: 120
Reputacja: 10
|
![]()
jakie znowu wypociny ? wrr ! świetnie piszesz ,a przerywniki są rozbrajające ;p
__________________
Titellè znów na forum.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#203 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Oj oj oj się człowiek troszkę spóźni to zaraz, że nieliczne komentarze
![]() O mamo przy rozkminkach Alanka prawie umarłam ze śmiechu. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#204 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Z cyklu w oczekiwaniu na wenę…
![]() Pewnego słonecznego dnia Henry obudził się rześki i świeży niczym pupcia niemowlęcia w trakcie przewijania. Z uśmiechem na twarzy zerwał się ze swojej różowej pościeli, wykonał codzienne poranne czynności i z krzywą miną stanął przed szafą. Nie miał co na siebie włożyć! Z większości ubrań już wyrósł, kilka par spodni dziwnie poprzecierało się w kroku, inne miały rozerwane kolano. W zeszłym miesiącu nie dostał premii i nie kupił Perwoolu Black Magic i większość ubrań, które jeszcze do czegoś się nadawały było w tej chwili po prostu wstrętnych! -No nie! – westchnął rozdrażniony – To nie do pomyślenia, cholera jasna! Nie mam w co się ubrać! Wcisnął się w przymałe spodnie i nienoszoną od kilku lat koszulkę, krzywiąc się przed lustrem. Mimo wszystko wyglądał doskonale. Oglądając się raz po raz na boki, przeszedł do następnego pokoju. Stanął obok dużego kwiata, chwycił jego liść i jeszcze raz obejrzał się na wszystkie strony. W pobliżu nie było nikogo. -Doskonale – rzekł, wyjmując kwiat wraz z ziemią z doniczki – Chodźcie do tatusia… Zadowolony wyjął zawinięty w woreczek foliowy plik pieniędzy, odłożonych na czarną godzinę. A owa godzina właśnie nadeszła. ∞ Henry zapukał do drzwi mieszkania swojego kolegi. ![]() Miał tylko nadzieję, że John nie obrazi się za tak wczesne najście. Niestety, po drugiej stronie drzwi nie panowały zbyt przyjazne nastroje. Przybrany w elegancką piżamkę blondyn nie wyglądał na zachwyconego. Sterczące na wszystkie strony włosy mówiły, że ich właściciel dopiero co wstał z wygodnego łóżeczka i najchętniej w ogóle by z niego nie wychodził. ![]() Przełamał swoją niechęć do porannych gości dopiero, gdy przypomniał sobie o zamówionym w zeszłym tygodniu stroju do baletu. To musiał być kurier z jego przesyłką! Ożywiony tą perspektywą czym prędzej otworzył drzwi. -Henry….? – zawył zawiedziony – Co ty tu robisz? -John! – Henry rzucił się w ramiona Johna, przytulając go na powitanie. Lubił nachodzić kolegów z samego rana – wtedy jeszcze nie wiedzieli za bardzo co się działo i pozwolili się do siebie zbliżać – Ubieraj się, porywam cię na cały dzień! -Ale ja… - zaczął John, wyrywając się z uścisku Henryka – Nie ma mowy! Nie mam pojęcia o czym mówisz. -Pójdziemy na zakupy! Chodź, będzie dobra zabawa! John spojrzał na towarzysza w nieco inny sposób niż dotychczas. ![]() -Zakupy, mówisz…. -Znam doskonały butik, zawsze się tam ubieram. Zapewniam, że ci się spodoba. Teraz jest dużo promocji, zobaczysz, znajdziemy coś dla siebie! Nawet z naszymi marnymi pensjami… ![]() John wyglądał, jakby przeżywał wewnętrzną walkę. Miotał się pomiędzy wieloma możliwościami, wśród których wizja zakupów wypływała na powierzchnię niczym zgubione w basenie majtki. Wreszcie zebrał się w sobie i oznajmił: -Idę! ![]() Szybciutko wrócił do mieszkania, błyskawicznie doprowadził się do względnego porządku i jak starzy, dobrzy przyjaciele John i Henry ruszyli na zakupy. ![]() ∞ -To tu – oznajmił uradowany Henry, wskazując okazałą sklepową witrynę – Mój ulubiony butik! ![]() Jak dziecko, które zobaczyło na wystawie nową zabawkę, Henryk przykleił się do szyby. John chciał udawać kogoś bardziej poważnego i stanął nieco z tyłu, próbując powstrzymać niechybnie zbliżający się ślinotok. Ten sklep był fantastyczny! ![]() Nie wahając się ani sekundy w ukropie przestąpili próg sklepu. W środku był jeszcze bardziej olśniewający. Wspaniałe manekiny, eleganckie wieszaki, piękny wystrój, gustowne ubrania i wytworni klienci. -Henry! – krzyknął John, przykładając do siebie koszulkę – Ten sklep jest znakomity! Od dziś zawsze będę chodził na zakupy tylko z tobą! -Mówiłem, że ci się spodoba – Henry rozpromienił się jeszcze bardziej, buszując między wieszakami. -Gdybym wiedział, że niedaleko mojego domu jest taki butik, nie musiałbym sprowadzać ubrań aż z Paryża! Wydam tu wszystkie pieniądze i będę musiał odwołać zamówiony strój do baletu… -Nie martw się – Henry poklepał blondyna po ramieniu – Tu znajdziesz o wiele fajniejsze rzeczy. Spójrz, jakie atrakcyjne przeceny! ![]() Henry, jako doświadczony bywalec, już po chwili upolował kilkanaście wieszaków. Wyciągnął zafascynowanego Johna z działu z kostiumami karnawałowymi i zaciągnął go do przymierzalni. -Przymierzę to, a ty powiesz mi, w czym wyglądam najlepiej. Niestety za nasza pensję, nie mogę pozwolić sobie na zbyt wiele… Po chwili znikł za kotarą. -Już? – dopytywał się John, którego aż korciło, aby samemu rzucić się w wir zakupów. -Jeszcze chwila! -No już? -Momencik… -Juuż? W tej samej chwili Henry dumnie wyszedł i zaprezentował się w całej okazałości. ![]() -Za eleganckie na co dzień - podsumował John - Ale bardzo ładne. ![]() -Bardzo ładnie komponuje się z twoim tatuażem. ![]() -Takie drapieżne... Doskonałe! Zanim Henry wyszedł z przymierzalni tym razem minęło nieco więcej czasu. Musiał bowiem zdjąc z siebie kompletnie wszystko, aby przymierzyć obcisłą bieliznę z najnowszej kolekcji. W końcu zerknął za kotarę i... -John, gdzie ty jesteś? Juz wyszedłem! ![]() ∞ Mężczyzna w średnim wieku wypinał się przed lustrem we wszystkie strony. Skłon, przysiad, skłon, wyskok, szpagat… Garnitur leżał doskonale. Nie mógł sobie pozwolić na źle dopasowany strój. W swojej pracy mężczyzna był reprezentatywną osobą i musiał wyglądać nieskazitelnie i idealnie. A za tak niską cenę nigdzie indziej nie dostanie tak wspaniałego ubioru! ![]() John, buszując wśród niegdyś równiutko poukładanych na półeczkach koszulek, zauważył kątem oka coś dziwnego. Niezwykle rozbawił go widok starszego faceta wyginającego się przed lustrem. Miał teraz jednak ważniejsze sprawy na głowie – zrobić zakupy zanim Henry zorientuje się, że nie ma go pod przymierzalnią. Szybko jednak okazało się, że sam potrzebuje lustra, aby wybrać odpowiedni odcień szaliczka, aby najlepiej pasował do koloru jego oczu. Jako, że właśnie to lustro było najbliżej, nie miał wyjścia. Z kilkoma szalami pod pachą John ruszył w stronę dziwnego faceta. Grubo się zdziwił, kiedy ujrzał twarz mężczyzny. -To pan?! – krzyknął, upuszczając zakupy – Co pan tu robi? -Och, to ty, John! – ucieszył się Alan Thomas, poważany szef największej tajnej organizacji świata – Też na zakupach? -Tak, Henry też tu jest, to on pokazał mi ten sklep. -Niemożliwe! – oburzył się Thomas – Jesteś tu pierwszy raz?! John poczuł się malutki jak pyłek kurzu. W chwilach takich jak ta chciałby zniknąć. -Co w tym dziwnego? – bronił się. -Widać, że jesteś w Firmie od niedawna! Wszyscy moi podwładni się tu ubierają! Wspaniała jakość, oryginalne wzornictwo, atrakcyjne ceny oraz częste promocje! ![]() -Myślisz, że ja, skoro jestem szefem, zarabiam krocie? Nie! Z czegoś trzeba zapłacić podatki, odszkodowania, opłacić remonty, pokryć koszty rehabilitacji no i te wasze nieszczęsne pensje! Są tak absurdalnie wysokie, że Firmie grozi wielka fala zwolnień, albo będziecie musili zgodzić się na pracę za połowę dotychczasowych pieniędzy. Ja tak zrobiłem, a skoro jestem szefem, powinienem być wzorem do naśladowania! -To chyba nie jest najlepszy pomysł... ∞ Henry zapewne byłby wściekły na Johna gdyby nie fakt, że radość płynąca z zakupów była o wiele większa niż złość. Niestety, spodnie, które bardzo mu się spodobały, miały naprawdę dziwaczny rozporek, jakiego Henry jeszcze nigdy nie widział. Chciał poprosić Johna o pomoc w jego zapięciu, ale ten cholerny idiota gdzieś się ulotnił. Nie miał więc wyjścia, musiał poprosić jakiegoś pracownika butiku. Podszedł do kasy aby znaleźć jakiegoś wolnego ekspedienta i stanął jak wryty. Co za szczęśliwy dzień… ![]() Za kasą stał nie kto inny, jak Max we własnej osobie! -Co ty tu robisz? – ucieszył się Henry, rzucając w kolegę dżinsami. -Jak to co, *****? Ocipiałeś czy ***** oślepłeś? Pracuję. -Zrezygnowałeś z pracy w Firmie? -Teraz to już całkiem cię powaliło. Chyba wiesz, jaką ****** kasę tam dostajemy. Grosze! Więcej w miejskich wodociągach dostanę! Przez to wszystko musze sterczeć tu jak ostatni **** w tym ****** sklepie. -Czyli dorabiasz… - ucieszył się Henry. Wewnątrz czuł niewielkie ukłucie zazdrości – też chciałby pracować w takim ładnym miejscu. ![]() -Czego chcesz?! Nie mam czasu na pogawędki. Henry uśmiechnął się z triumfem. Nie było lepszej osoby na ziemi do wykonania tego zadania. -Potrzebuję pomocy. -Ja miałbym ci pomóc? Zapomnij. -Pracujesz tu czy nie? Max spiorunował go wzrokiem. -Więc to twój obowiązek, jestem twoim klientem… Nie mogę poradzić sobie z czymś. Chodź, pokażę ci. Max zagryzł swoje ponętne, pełne wargi ze złości, ale posłusznie podążył za klientem. Nie mógł stracić pracy już pierwszego dnia. Henry wślizgnął się do przymierzalni i pociągnął za sobą Maksa. Pospiesznie zdjął spodnie i koszulkę i z uśmiechem wpatrywał się w ekspedienta. -No co? – warknął Max – Nie mam całego dnia. -Już, już – Henry wciągnął na tyłek spodnie, nie potrafił jednak ich zapiąć - Właśnie o to mi chodziło. Te spodnie maja jakiś dziwaczny rozporek, a ja nie umiem go zapiąć. Pokaż mi jak to się robi. -Najpierw zdejmij je z dupy. -O nie, nie, to bezcelowe. Muszę wiedzieć, jak prawidłowo je zapiąc, mając je na sobie. Henry gotował się ze szczęścia. Tylko on, Max i rozporek... -Zapomnij! - warknął Max, wychodząc z przymierzalni. W ostatniech chwili henryk chwycił go za łokieć. -Powiem twojemu szefowi... Wyjdzie na to, że sterczałeś tu tyle za darmo, bo wywali cię na zbity pysk za złe traktowanie klienta. -Jakiego klienta? Chciałeś powiedzieć, ******** pedała! *******! Nie dotknę cię! Co prawda właśnie po to przyjąłem tą pracę, ale chcę pomagać klientkom, nie klientom! -Możeż udawać, że jestem kobietą - Henry zatrzepotał rzęsami - A teraz zrób, proszę, porządek z tym rozporkiem. Powinieneś czuć się niekomfortowo, kiedy stoję tak przed tobą w rozpiętych spodniach... Max zaczął psioczyć pod nosem ale wreszcie wykonał polecenie. Jak tylko stąd wyjdzie, będzie musiał zabić Henry'ego. ![]() Paląc się ze wstydu i wściekłości wybiegł z przymierzalni od razu po zapięciu rozporka. Nie dbał nawet o to, czy coś przyciął czy nie, byle tylko jak najszybciej się stamtąd wydostać... ∞ Godzina zamknięcia sklepu zbliżała się wielkimi krokami. Ostatni klienci ustawiali się w kolejce do kasy, aby zapłacić za swoje zakupy. Wśród nich byli również Henry i John. Zapłacili za nowe ubrania i cali w skowronkach wyszli ze sklepu. Koniecznie będzie trzeba to jeszcze kiedyś powtórzyć. ![]() ![]() ![]() Alan Thomas również nie wyszedł z butiku z pustymi rękoma. ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#205 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
obiecuje, ze kiedy jeszcze raz powiesz o odcinku/bonusie beznadzieja, po prostu przestane komentowac no ;/
bonus fajny, wreszcie cos od Ciebie
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] Ostatnio edytowane przez niepokorna : 08.04.2009 - 18:26 |
![]() |
![]() |
![]() |
#206 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Niestety, następny komentarz bez weny
![]() Myślicie, że to Maksio miał pecha? Nieprawda. największego pecha miała Lena, która zamienila się z nim tego dnia. A co! Lena też pracuje w butiku! Nie ma to jak zniżka pracownicza ^^. Mam pytanie do Autorki... Dlaczego nie pokazałaś Henrysia w gatkach tylko w tej brzydkiej podkoszulce? Ale wybaczam po tej klacie. Różowa koszulka Maksia wymiata, ale i tak Henryś ma ładniejszą. Taką z przesłaniem... |
![]() |
![]() |
#207 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Dobre
![]() ![]() ![]() Biedny Max... Henryczek tak go zaszantażował i wykorzystał. Nawet Alanek wybrał się na zakupy. A mówią, że to kobiety spędzają całe dni na zakupach ![]() Kiedy właściwy odcinek? ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#208 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Kocham Twoje bonusy
![]() ![]() ![]() Ale muszę przyznać, że Johnuś wcale nie odstaje, przy tym zdjęciu, na którym pokazuje ... palec poplułam się jogurtem ze śmiechu ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Podsumowując: jesteś debeściak, zdjęcia (pozy i miny i ogólnie wykonanie zdjęć) prześwietne, tekst zabójczo śmieszny, taki ... subtelny humor, zabawa słowem -> dokładnie to co tygryski lubią najbardziej i za to :* To się rozpisałam ![]() |
![]() |
![]() |
#209 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Ogólnie to można bić.
I druga cześć honorów dla Call… XV ![]() Lena gwałtownie podeszła w kąt celi, odsłaniając świeżo ścięty pień drzewa. Dziwnym mogło się wydawać, czemu kawałek drewna miałby budzić taki wielki postrach u Antonia, którego oczy aż pałały nienawiścią. Zapewne za sprawą majestatycznego, nic a nic nie pordzewiałego metalowego klina, tkwiącego w boku pnia. ![]() Kobieta sięgnęła po siekierę leżącą na drewnianym klocu i podeszła do więźnia. Z triumfalną miną wpatrywała się w kolegę, z którym jeszcze tak niedawno walczyła o dyrektorski stołek. Teraz siedział tuż przed nią, znienawidzony i zdany na jej łaskę… Znów się roześmiała. Gdy wreszcie się uspokoiła, zaczęła swój improwizowany wykład. - Posłuchaj mnie uważnie, ty sukinsynu! Niestety moja metoda nie jest tak subtelna jakbym tego chciała, ale za to zabójczo skuteczna. Czy ty naprawdę myślałeś, że ci się uda? Że nikt się nie dowie, przez kogo zginęli nasi przyjaciele? Ten gówniarz, którego wysłali, żeby zabić Norę chciał zabić mnie! Jakaś pomylona starucha chciała zabić Johna i Henry’ego! Wysłali zabójcę do Juliette! A teraz ty chciałeś ją zabić! Czy ty myślisz, ze w takich okolicznościach zasłużyłeś na litość? Antonio uśmiechnął się pokornie. -Musisz mieć jej chociaż trochę. Nie z Leną takie numery. Nie działają na nią przymilne uśmieszki zdrajców. -Co za pech, właśnie mi się skończyła. W kobiecie było w tej chwili coś przerażającego. Antonio czuł, że zestaw-odpowiedzi-mających-uratować-mu-dupę zaczyna zbliżać się ku końcowi. Szczerze mówiąc, od początku wątpił, aby cokolwiek zadziałało. Musiał grać na czas… Minęło już kilka dobrych godzin odkąd miał wrócić. Przecież to oczywiste, że skoro tam go nie ma, musiało coś się stać! Nie tylko to było problemem. Kobieta wyglądająca jak opętana przez Belzebuba i jej siekiera nie wróżyły zbyt dobrze… - Czemu ma to właściwie służyć? – zapytał nieco znudzony Brian, skubiąc ścianę. Lena posłała mu uradowane spojrzenie. - Właśnie chciałam do tego dojść. To stara metoda przesłuchań stosowana przez radziecki Specnaz. Niezawodna i niezwykle bolesna – zerknęła z okrutnym uśmiechem na Antonia – I w dodatku uderzy w najbardziej czuły punkt… Ale dość już tej gadki! Dowiecie się wszystkiego empirycznie. Kobieta spojrzała prosto w ciemne oczy Antonia. Przestała już się uśmiechać, jednak demoniczny błysk w jej oczach wcale nie zelżał. -Posłuchaj mnie ty draniu i zapamiętaj! Na początku będzie tylko raz. Potem zadamy ci pytania. Jeżeli dalej nie będziesz chciał na nie odpowiedzieć powtórzymy cały cyrk od początku. I będziemy powtarzać do skutku, aż zdechniesz! Możesz też wreszcie wszystko wyśpiewać, wtedy pogadamy sobie przy kawie i herbacie… To jak? Umowa stoi? Inteligentne i dowcipne uwagi na dobre się wyczerpały. - Wal się ty ruska ****o! - Spodziewałam się, ze powiesz coś w tym stylu – odpowiedziała spokojnie i zwróciła się do kolegi - Brian! Rozepnij mu spodnie i zdejmij bieliznę. Mężczyzna popatrzył z niedowierzaniem i lekkim obrzydzeniem na swoją towarzyszkę, ale posłusznie wykonał polecenie, podprowadzając opierającego się Antonia do kąta, w którym stał pień. ![]() Tam czekała już uradowana Lena. Nieczęsto zdarzała się okazja, aby mogła kogoś potorturować i ukazać swoją drugą, przepełnioną złem naturę. -Co wy robicie?! – wrzasnął Antonio, pozbawiony niższych części garderoby – I tak nic wam nie powiem! Nigdy! Niemożliwe, ja nic nie wiem! Kobieta założyła jednorazowe rękawiczki, z pewnym wahaniem złapała za genitalia więźnia i wsadziła je w szczelinę, którą w drewnie utworzył klin. - Co… Co… Ty… - mamrotał przerażony Antonio. -Niemożliwe zawsze zabiera nieco więcej czasu – uśmiechnęła się i nie zważając na jąkania więźnia uderzyła mocno obuchem siekiery w klin, niemal zupełnie go wytrącając. Drewniana pułapka boleśnie zacisnęła się wokół najwrażliwszego u mężczyzny miejsca. - Arrrrrghhhhhhh!!! Nieludzki wrzask wyrwał się z gardła torturowanego. Lena krzywiąc się na ten dźwięk z powrotem wbiła klin w drewno poszerzając tym samym szczelinę. - Brian, odsuń go – poleciła. Więzień bezwładnie upadł na ziemię. Lena pochyliła się nad pokrytą potem i poszarzałą z bólu twarzą. - Jaka jest teraz twoja wersja, mądralo? Przemyślałeś sprawę czy musimy wszystko powtórzyć? Antonio spojrzał na kobietę obłąkanym wzrokiem. -A...yc ye wim… -Że co? Możesz powtórzyć? Chyba nie zrozumiałam… ![]() -Mówi…mówiłe… Nic nie wim! -Brian, wybacz mój drogi, ale musisz przyprowadzić go do naszej małej dziupli jeszcze raz. Antonio zaczął szarpać się niewiarygodnie żwawo, jak na kogoś, kto przed momentem ledwo mógł wydusić z siebie słowo. Nawet zdolność mowy mu powróciła. -Wy *********! Zobaczycie! Popamiętacie mnie, *********! Puszczaj mnie, ty ******! -Całkiem ładna ta twoja wydmuszka – zaśmiała się Lena, sięgając urękawiczoną dłonią po genitalia mężczyzny. Wtem rozległo się ciche pukanie. Brian, potwornie się nudził. Nie lubił takich dynamicznych przedsięwzięć, a wszystko wskazywało na to, że potrwa ono jeszcze długo… W dodatku Antonio strasznie wierzgał przez co ciężko było go utrzymać i upilnować, aby siekiera oby na pewno dosięgła tylko klina… -Kto tam? – spytał. Nikt nie odpowiadał. -Kto ta… ∞ Eva Brown skryła się za ścianą, mając nadzieję, że pozostanie niezauważona dla przechodzącej obok grupki ludzi. Gdy tylko się oddalili, odetchnęła z ulgą i truchcikiem podbiegła do przeciwległej ściany. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będzie musiała się tak zachowywać. Jak jakiś złodziej! Włamywać się do własnego miejsca pracy… ona… Ale musiała przyznać, że szło jej całkiem nieźle. Podsłuchała wcześniej, co właściwie się dzieje. Przez chwilę poczuła przypływ współczucia dla Juliette, którą bądź co bądź znała już kawałek czasu, ale szybko przypomniała sobie, że to właśnie przez nią ich plany zostały zaprzepaszczone! Kobieta musiała jak najszybciej dostać się w umówione miejsce. ![]() Tam powinna już czekać Emma… ∞ John całkowicie bezcelowo snuł się po korytarzach Firmy. Nie dostrzegał nawet zdziwionych spojrzeń przechodniów na jego niezbyt czystą koszulkę. Nadal nie pojmował, dlaczego został wyrzucony za zbity pysk. Chciał być miły i ją pocieszyć, a oto co spotyka go w zamian. Jedynym wyjściem z tej sytuacji było rozładowanie negatywnych emocji, kumulujących się w Johnie. Akurat złożyło się tak, że doskonale wiedział, co mu pomoże – zabić Antonia. Na pewno nikt nie będzie miał mu tego za złe, to naturalna kolej rzeczy. John nie spocznie, dopóki nie zobaczy jego zmarnowanych zwłok! Może dzięki temu gestowi Juliette wreszcie zacznie się do niego odzywać? Uzyskawszy nowe siły John podążył w stronę swojej ofiary. Był tak zaaferowany swoim błyskotliwym planem, że dopiero po kilku minutach przypomniał sobie, że nie miał pojęcia gdzie w tej chwili był Antonio. Gwałtownie zawrócił, nie miał przecież ani chwili do stracenia. Spyta kogoś i wtedy go zabije. Szef musiał wiedzieć takie rzeczy, najpewniej będzie więc udać się właśnie do Thomasa. John, układając w głowie plan okrutnych tortur, jakim podda przed śmiercią Antonia, skręcił w kolejny korytarz. Czemu to musiało być takie wielkie? Zanim dotrze do szefa miną całe wieki. Co gorsza, skończył już obmyślać plan i na powrót zaczęły dręczyć go echa tej nieszczęsnej rozmowy. To naprawdę była jego wina? I weź człowieku chciej dobrze, z babami nie pogadasz. John stanął przed dwoma wejściami nie wiedząc, których próg powinien przestąpić. Zaraz… Co to ja miałem ważnego do zrobienia? A tak, zabić Antonia. Wybrał drzwi po prawej, ale nie zdążył nawet ich otworzyć. Zamiast tego wpadł na nie, niechybnie łamiąc sobie nos, a coś dziwnego uwiesiło się na jego plecach. Odwrócił się gwałtownie, aby zidentyfikować przyczynę zderzenia z drzwiami. ![]() Młoda blondynka uśmiechnęła się, wpatrując się w Johna zielonymi oczami. -Cześć, braciszku. -Emma?! -Jak miło, że jeszcze mnie pamiętasz. -Co ty tu robisz? -Tak się wita siostrę po dwóch latach? Wybacz, że nie zdążyłam się wtedy z tobą pożegnać. Antonio uznał, że lepiej będzie, jeśli sam wam przekaże, że mam dość siedzenia w tej zatęchłej piwnicy. Czyli Antonio już od co najmniej dwóch lat był ich wrogiem! Thomas dostanie zawału, jeśli się dowie, że przez tyle czasu hodował na swoim łonie zdrajcę! -Myślisz, że zdołasz mu pomóc? W dodatku sama? -Nie jestem sama – położyła głowę na ramieniu Johna – Mam przecież przy sobie brata. Blondyn odsunął ją od siebie i przypomniawszy sobie o złamanym nosie, pomacał twarz. Jednak był cały. -Odwal się, nie mam zamiaru ci pomagać. Wydawało mi się, że już to sobie wyjaśniliśmy. -Ja cię przynajmniej doceniam… A nie jak ci tutaj. Pomiatają tobą na wszystkie strony, nie widzisz tego? -Skąd wiesz? To znaczy, wcale nie! Oni po prostu mają… trudne charaktery. -I jeszcze ich bronisz! Co za pipa z ciebie. Ale ja już zrobię z tobą porządek. -Myślisz, że po tym wszystkim po prostu pójdę z tobą i zapomnę o tym wszystkim, co zrobiliście? -Mam taką nadzieję. -To sama jesteś popieprzona. W dupie to mam, czy jesteś moją siostrą czy nie, wpadłaś i więcej już nic nie zrobisz. Dziewczyna zaśmiała się, udając przerażenie. -No proszę, co za odważny mężczyzna kryje się pod tą powłoką ofiary losu… -Tak mi się wydaje, że twoja zagrzybiała piwniczka wciąż jest wolna. -Chciałam dobrze – westchnęła – Ale z ciebie chyba już nic nie będzie, a na mnie już pora. Na razie, braciszku… Odwróciła się, ale John szarpnął ją za rękę. -Powiedziałem, że nigdzie nie pójdziesz. Przyszpilona do ściany dziewczyna spojrzała na niego spode łba. -Nic wam to nie da. Możecie mnie złapać, proszę bardzo. Jeśli myślisz, że to wszystko ogranicza się do mnie to powodzenia. Mimo, że jestem córką Alberta, dla niego jestem nikim. Całe życie robię to, co mi każę, a nadal jestem nikim! – zaśmiała się gorzko, osuwając się po ścianie na podłogę - To chyba u nas rodzinne. ![]() -Powinieneś być z siebie dumny, udało ci się pochwycić bezbronną dziewczynę, gratulacje. -Ty taka niewinna jak zdzira przy autostradzie. Emmie wyraźnie spodobało się to porównanie. -Jak nikt nie patrzy to ględzić jednak umiesz. Za drzwiami rozległy się zbliżające się odgłosy kroków. John musiał szybciej się uwijać i skończyć tą bezsensowną gadkę. Nie chciał natrafić na nikogo w towarzystwie Emmy. Postawił ją na nogi, jakby faktycznie była zwyczajną dziewczyną, a nie od dwóch lat zaginioną córką wampira. Niestety, nie zdążył na czas. -A to co za zamieszanie? – spytał jakiś kobiecy głos, dochodzący zza pleców Johna. Emma obróciła się i z triumfem powitała stojące naprzeciwko Anais i Aidę. |
![]() |
![]() |
![]() |
#210 | |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Jak to Antonio nic nie wie?
Wie wszystko, przynajmniej takie będzie potem sprawiał wrażenie ![]() Czyli czekał na ratunek ze strony kobiet? Żałosne... Na nic im się przecież już nie przyda ![]() Eva się zdziwi jak zobaczy swojego, było nie było, ślubnego cieszącego się dobrym zdrowiem. Mam tylko nadzieję, że mądry Alanek nie nabierze się na te jej głodne kawałki "jak to ci źli mnie do wszystkiego zmusili" No Johnuś faktycznie ma spory zasób celnych powiedzonek. Jednak czegoś się nauczył ![]() To Emma nie ma zielonych włosów ![]() Tekst odcinka: Cytat:
Ostatnio edytowane przez Callineck : 09.04.2009 - 19:01 |
|
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 2 (0 użytkownik(ów) i 2 gości) | |
|
|