![]() |
#21 |
Zarejestrowany: 17.06.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 119
Reputacja: 10
|
![]()
Ojej, ja już nic z tego nie rozumiem
![]() Ale ten horror niesamowicie mi się podoba. Wciągnęłam się. Nie zauważyłam błędów. Czekam na kolejny odcinek, mam nadzieję, że się w nim wyjaśni trochę ![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
#22 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Nieźle!
![]() ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#23 |
Moderatorka Emerytka
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
|
![]()
Gmatwa się i gmatwa. Ale fajne
![]() Ciekawe tylko, ile czasu minie, zanim przestanie się gmatwać ![]() Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#24 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Mmmmmm... fantastyczne
![]() |
![]() |
![]() |
#25 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
świeeeeeetne O_O czekam na następny odcinek XDDD z niecierpliwością! o !
|
![]() |
![]() |
#26 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
fantastyczne !
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#27 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Part IV: Lucrecia
![]() Dante coś krzyknął, chyba do mnie, ale byłem zbyt zszokowany by zareagować. Ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Nie strach, czy rozpacz, ale najprawdziwsze obrzydzenie. Jeszcze kilka miesięcy temu mógłbym skoczyć w ogień, gdyby matka mi kazała, a teraz? Czułem się oszukany przez tą kobietę… Nie widziałem w niej rodzicielki, lecz zwyczajnego intruza, który włamał się do mojego domu. Co dziwniejsze względem Dante mój stosunek był zupełnie odwrotny. Przestał być dziwakiem, który przekroczył próg mojego domu, a stał się najprawdziwszą skarbnicą wiedzy. Gdyby tylko ktoś dał mi szansę na zadanie pierwszych pytań!... - Dzieciobójcy… - wychrypiał upiór. Usłyszałem głośny szloch i zorientowałem się, że to Laine. - Czyż nie tak, Dante? Nawet MY nie podnosimy ręki na niewiniątka… - Było przeklęte. – odparł spokojnie blondyn. – Musiało zginąć. - Zamurowałeś je w ścianie, fałszywy święty! – wykrzyknął stwór. – Własnego brata tuż po jego narodzinach… Spojrzenie widma skierowało się na Laine, która zaczęła wycofywać się z pokoju. Słuchałem wszystkiego z uwagą czując, jak ogarnia mnie gniew. Czy to prawda? O tym mówiła jego matka dosłownie przed paroma chwilami? - Wolałem to, ażeby nie został jednym z was. - Nie oszukuj siebie i nas…Chciałeś zrobić miejsce… - upiór uśmiechnął się makabrycznie i spojrzał na mnie. – Dla swojego… Poczułem, jak od spojrzenia tych niewidzących oczu zaczyna kręcić mi się w głowie. Zobaczyłem przed sobą czarne plamy i zachwiałem się, a ostatnim, co udało mi się zapamiętać była rozmazująca się twarz czarnowłosego. ![]() Był to koniec XVI wieku. W niewielkiej mieścinie oddalonej o dzień drogi od portu stała biblioteka, do której zaglądać mogły jedynie najznakomitsze osobistości. Baronowie, hrabiowie, niekiedy książęta, ale najczęstszym bywalcem był tu blond włosy młodzian. - Widziała szanowna pani tego kawalera? – zagadnęła pani baronowa swoją kumoszkę. – Przychodzi rano i przesiaduje do późnej nocy!... Pewnie nad jakimiś nieprawymi interesami!... - Wielmożny pan pirat? – zapytała nieśmiało druga kobieta. - A gdzież tam mu do pirata, droga pani! Nikt by się z tym tak nie obnosił! - Więc któż? - Myślę… - rzekła baronowa, po krótkim namyśle. – Myślę, że odwiedza bibliotekarza… - Bój się pani Boga! – wykrzyknęła jej koleżanka. – Nie uchodzi o takich rzeczach mówić! Chodźmy, bo mężowie nas szukają… Młodzieniec nie przejmował się opiniami owych kobiet. Był zbyt szczęśliwy i podekscytowany mogąc po raz kolejny ją zobaczyć… ![]() Zanim jednak udał się do podziemi, gdzie miała swoją siedzibę musiał zamienić kilka słów z właścicielem tego całego przybytku. Właścicielem i jednocześnie opiekunem wiedźmy Lucrecii. Zajmował swoje zwykłe stanowisko przy jednym z licznych, nieheblowanych stołów. Młodzieniec znał go bardzo długo, a jednak wciąż intrygował go wygląd bibliotekarza. Wiedział, dlaczego Moonlight wyglądał tak, a nie inaczej. Istotnie było to rodzinne… - Widzę, że wciąż piastujesz to zaszczytne stanowisko. – odezwał się blondyn. - A ja widzę, że znów brakuje ci wrażeń… - odparł bibliotekarz z wyraźnie wyczuwalną nutką drwiny w głosie. ![]() Mężczyzna wstał i odwrócił się przodem do przybysza. Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Dante, jednak młodzieniec nie dał tego po sobie poznać. Istotnie, prawie taki sam jak Nightmare… Byli w końcu rodzeństwem i to, jakim! Pomioty papieża i bluźnierczyni… Oczywiście, że nie mogło wyjść z tego nic dobrego. A przynajmniej nic „normalnego”… - Oczekujesz audiencji, nieznośny piracie? – podjął znów Moonlight. – Pani jest u siebie, wygląda cię już od trzech tygodni. Nie okazywał szacunku nigdy i nikomu, jak sam twierdził. Dante wiele razy zastanawiał się, co może się wydarzyć, gdy dwóch braci postawi się obok siebie. Różnili się, jak ogień i woda, lecz łączyła ich wspólna cecha: ogień i woda, to żywioły, a Nightmare i Moonlight, to rodzeństwo. ![]() - Twój brat cię pozdrawia. – rzekł Dante. – Chciałby się z tobą spotkać. Moonlight prychnął. Blondyn zauważył, że drugi mężczyzna zawsze to robił, gdy był czymś zawstydzony. - Jednakowoż ja nie czuję tej jakże wzruszającej potrzeby… - wymruczał zmysłowo. Potrafił to robić prawie tak samo oszałamiająco, jak Nightmare. – Może go przyjmę, gdy skończy tą nędzną służbę u ciebie!... Dante poczuł się odrobinę dotknięty jego słowami. - Wiesz dobrze, jakie są zasady. – odparł. – Trójka najzupełniej wystarczy. - Skończ z tym! – Moonlight machnął ręką. – Wiedźma czeka! Blondyn skinął mu głową na pożegnanie i udał się w stronę schodów. Wiedział, że jasnowłosy demon bardzo pragnął się do nich przyłączyć, ale… Ale zasada brzmiała: Trzy. ![]() Biblioteka posiadała wiele ukrytych pomieszczeń, a do jednego z nich prowadziły dwa wejścia. Lucrecia ukryta była w sekretnej komnacie na najniższym poziomie. Nie wiedzieli o niej baronowie, hrabiowie, sam król, czy wreszcie papież. Przyjmowała tylko nielicznych, wśród których znajdował się Dante. Wiedźma potrafiła patrzeć w przyszłość, a w pewnym momencie swojego życia długowieczny święty chciał wiedzieć, co go czeka. - Pani… - zaczął, klękając przed kamiennymi stopniami. - Ileż czekałam… - rozległ się melodyjny, niezwykle czuły głos. ![]() Lucrecia była piękną kobietą. Smukłą, o jasnej skórze, włosach w kolorze wrzosu i błyszczących, różowych oczach. Nie miała rodziców, a jej domem była ukryta kwatera w podziemiach biblioteki, gdzie czasami przyjmowała gości. Nigdy nie wychodziła na słońce, które nie było jej przychylne. Twierdziła, iż mogło ją spalić, a Dante nie chciał, by ukochana mu to udowadniała. Poznał ją niespełna dwa lata temu za sprawą Moonlight’a, gdy odpowiadając na wezwanie wrócił z jednej ze swych podróży. W bibliotece czaiło się zło, które przyciągnęło do siebie wiedźmę chcąc się w niej zagnieździć. Dante nie zabił incuba nie chcąc pozbawiać życia również Lucrecii. Wygnał go potężną, pradawną magią nie wiedząc wówczas, że jeden nędzny upiór może tak pomieszać mu plany. ![]() Dante zakochał się w Lucrecii bez pamięci, a ona odwzajemniła jego uczucie. Od tamtego dnia widywali się niemal codziennie za wyjątkiem długich tygodni, gdy święty wypływał w morze. Wiedźma wyczekiwała jego powrotu z niecierpliwością, mimo że dokładnie wiedziała, kiedy wróci. Kobieta potrafiła zajrzeć w przyszłość wszystkich osób za wyjątkiem siebie samej. Może, dlatego zupełnie nie spodziewała się pewnych wydarzeń, które nastąpiły po niedługim czasie? ![]() Młodzieniec darzył wiedźmę ogromnym uczuciem, jednak w głębi duszy wiedział, że nie jest to prawdziwa, czysta miłość. Dante zauważył to dopiero po niespełna dwóch latach, ich ostatniej wówczas wspólnie spędzonej nocy. Nie wiedział, co powiodło go do zmiany. Nie interesował się nikim innym, czuł do Lucrecii silne przywiązanie i wracał do miasta wyłącznie dla niej. Moment, gdy coś zaczęło się psuć umknął uwadze obydwojgu. - Kochasz… mnie?... – zapytała pewnego razu, ostatniego wieczora przed wypłynięciem załogi Dante w morze. - Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź na wszystkie pytania?... – odparł. - Pomyśl o mnie, chociaż raz… - poprosiła. – Nie chcę byś stale przypominał sobie Aleksandra… On umarł… - Ma szczęście… - mruknął do siebie i mocniej objął wiedźmę. ![]() To był ich ostatni raz. Nie rozmawiali na ten temat, w głębi duszy wiedzieli, że taki związek musiał się kiedyś skończyć. Zbliżała się wojna, jednak nie był do niej zamieszany żaden z narodów. Dante widział, jak późnymi porami po ulicach snują się widma, wiedział, że powodem ich irytacji była Lucrecia. Planował wypłynąć w morze na rok, jednak po siedmiu miesiącach otrzymał poważną wiadomość od Moonlight’a, która skłoniła go do powrotu. Podróż zajęła mu ponad sześćdziesiąt dni. Nie zameldował się u demona, tylko od razu skierował się do komnaty Lucrecii. Widok, jaki zastał wcale go nie zaskoczył. Wiedźma nie tryskała dobrym humorem, co dosadnie zaprezentowała ignorując płaczące niemowlę pod swoimi nogami. ![]() - Wiedziałam, że przybędziesz. – odparła lodowato. Blondyn słyszał ten ton za każdym razem, gdy wiedźma przyjmowała gościa. – Nudziło mnie to czekanie. Wstała ze swojego tronu z niejakim trudem. Dante zauważył, że kobieta jest bledsza niż zwykle, ale ogarniający go gniew mocno trzymał go w miejscu nie dopuszczając, by podszedł do niej oferując pomoc. Lucrecia podniosła dziecko z podłogi i popatrzyła na nie pogardliwie. - To twoje. – rzekła. – Nie uchylaj się od odpowiedzialności, piracie. Ostatnie słowo niemal wypluła. Blondyn zacisnął mocno pięści patrząc na wiedźmę spode łba. ![]() Wziął dziecko, które w jego ramionach szybko przestało płakać. Jego oczy były przedziwne… Ni to róż, ni fiolet… Dante wpatrywał się w potomka szukając w nim podobieństwa do siebie samego. Dzięki Bogu nie nosiło żadnych widocznych znamion, jak jego ojciec. - Nie pokazuj się tu więcej. – kontynuowała Lucrecia. – Zabieraj swego pomiota i opuść tą wyspę, jak najprędzej. Ostre słowa odbijały się od piersi Dante, jak kule od stali. W momencie, gdy święty spojrzał na swego syna przestał interesować się okrutną kobietą, która się go wyrzekła. - Wiedziałaś, że to się stanie?... – zapytał mimo wszystko po kilku chwilach. ![]() - Wiedziałam. – odpowiedziała. – I wszystko zależało w tamtym momencie od ciebie. - Co by się stało, gdybym powiedział, że cię kocham i jednocześnie skłamał? - Zostalibyśmy razem. - Więc odchodzę… - Jak mu dasz na imię? Dante podniósł głowę, patrząc w oczy swojej ostatniej kochance. - Velvetnight. ![]() - VELVETNIGHT! Miałem wrażenie, że pływam w zimnej, gęstej wodzie, a znajomy głos dochodził do mnie z powierzchni. Zakryłem uszy dłonią i potrząsnąłem głową, chcąc pozbyć się napływających skądś kolejnych obrazów. Ogarnęło mnie okropne uczucie bezradności, lecz gdy dłużej się na tym skupiłem odkryłem prawdziwy powód tego stanu. Widziałem mamę. Moją prawdziwą mamę… A Dante… Nie… Ojciec skłamał mówiąc, że moja matka zostawiła mnie na progu jego domu. - Zabierz go stąd! – warknął Dante. Zorientowałem się, że swoje słowa zwrócił do czarnowłosego. – Sam rozprawię się z upiorem! - Rozkaz, panie! – odparł Nightmare. ![]() Rozległ się piskliwy, mrożący krew w żyłach śmiech, gdy upiór podający się za moją rodzicielkę raptownie odrzucił głowę do tyłu. Nie widziałem zbyt wiele. Pozwoliłem prowadzić się mężczyźnie sam nie wiedząc, dokąd. Nim jeszcze wyszliśmy z sypialni dołączyła do nas Laine. Spojrzałem na nią niepewnie, po czym odwróciłem głowę w stronę Dante i widma. - Wszyscy na zewnątrz! – krzyknął blondyn. – Nie będę likwidował upiorów po kolei… Od razu wypędzę zło z tego przeklętego domu! Mimo nieposłuszeństwa niektórych partii ciała poczułem, jak włosy jeżą mi się na karku. Jakiś cichy głosik wewnątrz mojej głowy podpowiadał, że „wypędzanie” nie jest bezpieczne. I twierdził, że byłem naocznym świadkiem ostatniego oczyszczania. |
![]() |
![]() |
#28 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
Naprawdę,jestem pod wrażeniem tego fotostory
![]() Bardzo...klimatyczny odcinek. Daję 10/10 i czekam na następne ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#29 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Niezły odcinek. Dante ojcem Velveta- ciekawe...
![]() ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#30 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Part V: Rezydencja płonie
![]() Widziałem, jak ze szpar w podłodze wyciekała dziwna czerwono-czarna substancja, która stopniowo zaczęła ogarniać wszystkie panele. Z sufitu kapały krople tej samej mazi; byłem tak przerażony, iż miałem ochotę usiąść w kącie i płakać z bezsilności. Na ścianach pojawiały się zacieki, a w nozdrza uderzył mnie tak silny odór stęchlizny i rozkładu, że prawie się zachwiałem. Gdyby nie ponaglenia ze strony Laine i krzyki czarnowłosego, zapewne nie potrafiłbym się odnaleźć. Nightmare biegł na czele i niespodziewanie poczułem do niego jeszcze większy szacunek; zawsze panował nad sytuacją nawet w obliczu największego niebezpieczeństwa. ![]() Na dworze było zimno, ciemno i mokro. W powietrzu unosił się jakiś dziwny zapach, a upiorna poświata księżyca padała prosto na ścieżkę, którą biegliśmy. Chciałem się zatrzymać i zobaczyć, czy wybiegnie za nami Dante, lecz tempo, jakie narzucił Nightmare utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeśli się odwrócę, to może to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. Kątem oka dostrzegłem poruszające się przy murku cienie i aż zakręciło mi się w głowie. Do moich uszu docierały szepty, krzyki, przerażające śmiechy, więc po prostu zacisnąłem oczy biegnąc przed siebie. Czarnowłosy, co jakiś czas krzyczał moje imię, by upewnić się, czy ciągle gdzieś tam jestem. A przynajmniej słowo, które wypowiadał było bardzo znajome… Velvetnight. ![]() Nie miałem pojęcia, ile dokładnie biegliśmy. Zdawało mi się, że minęliśmy setki domów i sklepów, a tymczasem znaleźliśmy się przed bardzo przytulnie wyglądającym hotelem. Miałem ważenie, iż zaraz coś rozsadzi mi płuca. Słaniałem się na nogach, po tak morderczym biegu chciałem tylko się położyć i przez kilka dni nie wstawać, lecz Laine i Nightmare nie pozwolili mi na to. Kobieta szarpnęła mnie za ramię i popchnęła w stronę wejścia. Zauważyłem, jak czarnowłosy wyjmuje coś z kieszeni, po czym podnosi dłoń do oczu. Przez chwilę błysnęły mi tylko czarne szkła i wówczas drzwi otworzyły się i stanął w nich poczciwie wyglądający staruszek. ![]() - Pan, w jakiej sprawie? – zapytał nieco skrzekliwym głosem. – Nie potrzebuję żadnych odkurzaczy! Laine parsknęła śmiechem, ale ja nie podzielałem jej dobrego humoru. Bogowie, przecież gdyby Nightmare się odwinął to po dziadku nie byłoby, czego zbierać! - Nie prowadzę owej działalności – rzekł aksamitnym głosem. – Przyszedłem po klucze. - Krucze? Jakie krucze? – oburzył się starzec. – Handluje pan krukami? - *Proszę* nie zgrywać idioty… - warknął czarnowłosy. – Ojciec nasz, Dante, oczyszcza rezydencję. Zastanawiałem się, które z wypowiedzianych słów przywróciły dziadkowi słuch. Jego wyraz twarzy ze zirytowanego przekształcił się w zaskoczony z niewielką dawką zrozumienia. - Moja żonka za chwilę poda kolację… Jeśli państwo chcecie… - Podziękujemy – przerwał mu Nightmare. Spojrzałem na niego z wyrzutem i skrzyżowałem ręce na piersi. Mnie nie wystarczał jeden posiłek dziennie… ![]() Starzec zaprosił nas do środka, rozglądając się ukradkowo. Weszliśmy chyba do jakiegoś salonu, lecz trudno mi było to określić, gdyż wszystkie światła były wyłączone. Pod ścianą stały dwa automaty z jedzeniem i napojami, gdzie od razu skierowała się Laine, mrucząc pod nosem nazwę jakiegoś trunku. Ciekawe miejsce… Sądząc po zarysach rozstawionych tu i ówdzie sprzętów, hotel wyglądał na jakieś schronisko młodzieżowe. Słowa gospodarza tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. - Na szczęście wszyscy już śpią – zagadnął dziadek. – To niepodobne, żeby organizować zabawy, co noc! Ta niewychowana młodzież… Szkoda słów! - Dużo osób u pana mieszka? – ośmieliłem się zapytać, usilnie walcząc ze szczękaniem zębów. - Kilku studenciaków i z jeden licealista… To największy gagatek! – fuknął. – Notorycznie łamie regulamin! ![]() - Ależ kochanie! Do salonu weszła schludnie ubrana starsza pani. Spojrzała na swojego męża karcącym wzrokiem najwyraźniej szykując się do gderania. Laine zignorowała nowo przybyłą, pochylając się nad automatem. - Piwa… - mruczała do siebie, dotykając jakiegoś guzika na panelu. Nightmare rzucił w jej kierunku szybkie spojrzenie. - Przyszliśmy po klucze do naszego mieszkania – poinformował staruszkę. – Proszę o wybaczenie, że nachodzimy państwa tak późną porą… - Ależ nic się nie stało, młodzieńcze! – babcia zaśmiała się sympatycznie. Młodzieńcze… Gdyby wiedziała, ile Nightmare ma lat posiwiałby jeszcze bardziej! ![]() Kołysałem się na piętach odczuwając coraz większą trudność z utrzymaniem się w pionie. Po kilku chwilach wahania usiadłem na kanapie niedaleko Laine i odetchnąłem z ulgą. Byłem cały przemoczony, nogi mi się trzęsły, a oczy zamykały ze zmęczenia. Jak to się działo, że pozostali aż tryskali energią? Dlaczego dziewczyna była taka spokojna, choć dosłownie przed trzydziestoma minutami prawie się załamała? Nightmare sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nic się nie wydarzyło, podczas gdy ja nie potrafiłem wyrzucić z pamięci obrazu rozpadającego się domu i Dante, który został w pokoju razem z moją pseudo-matką. - Wyrzuć to z siebie – odezwała się niespodziewanie Laine, pociągając solidnego łyka z puszki. – Tylko szybko, póki mam ochotę cię wysłuchać. - Co właściwie wydarzyło się w tamtym domu? – wypaliłem. – Co to ma wspólnego ze mną? - W rezydencji zagnieździły się upiory, a my przybyliśmy, aby się ich pozbyć – odparła. – A że przy okazji odnaleźliśmy ciebie możemy uznać robotę za skończoną. - Kto wam to zlecił? – otworzyłem szerzej oczy. - Dante. Szukaliśmy informacji o miejscu twojego pobytu i znaleźliśmy je. Osobiście uważam, że wypędzanie duchów będzie tylko stratą czasu, bo i tak długo tu nie zabawimy. - Dlaczego? - Widziało nas za dużo osób, a w tej branży najważniejsza jest dyskrecja… Jeśli rozumiesz – mrugnęła do mnie. – Kiedy już wrócimy do domu zajmiemy się prawdziwą pracą. - Sądziłem, że ta rezydencja jest domem Dante… - Ta rezydencja, to twój żłobek – przerwała mi. – Kryje w sobie zbyt wiele tajemnic, musi zostać zniszczona. ![]() Ton głosu kobiety wyraźnie wskazywał, że nie miała ochoty na dalszą dyskusję. Odsunąłem się od niej i spojrzałem na gawędzącego ze staruszką Nightmare’a. Potrzebowałem kogoś, na kim mógłbym zawiesić wzrok, by przypadkiem ktoś znów nie rozszyfrował moich myśli. Chcieli zburzyć mój dom… Przecież to było straszne! Wszystkie pamiątki, rzeczy, ubrania… Czy dla tych dziwnych ludzi nic nie miało żadnej wartości?! - Ach tak, wszystko rozumiem… - westchnęła starowinka. – Oczywiście, mieszkanie jest do waszej dyspozycji w każdej chwili… - Dziękuję – mężczyzna skinął głową. – Pan nasz okaże państwu *łaskę*, jakiej tylko zapragniecie… Staruszka zaśmiała się, jednak było w tym więcej bólu niż czegokolwiek innego. - Och, nie… Wcale nie potrzebujemy jej tak dużo… - ściszyła nieco głos. – Chcielibyśmy doczekać narodzin wnuka… Czy to będzie możliwe? - Ojciec nasz jest gotów dać państwu wystarczająco dużo czasu, abyście dotrwali do tej chwili. Starsza pani sprawiała wrażenie szczęśliwej. Uśmiechała się, jednak jej oczy były dziwnie puste, szkliły się, jakby powstrzymywała się od łez. Zrozumiałem słowa mężczyzny, przebywałem z nim wystarczająco długo, by wiedzieć, co miał na myśli. W ramach wdzięczności Dante postanowił przedłużyć staremu małżeństwu życie. ![]() Przypomniała mi się chwila, gdy widziałem wspomnienia blondyna. On w młodości, moja matka i ja sam. Choćbym nawet próbował myśleć, że to nieprawdopodobne, w rzeczywistości wcale tego nie czułem. To musiało mieć miejsce prędzej czy później i byłem tego zupełnie świadomy. Nightmare zamienił jeszcze kilka słów z właścicielką, a otrzymawszy klucz, podążył w stronę wyjścia. Wstałem niechętnie z sofy i ruszyłem w ślad za nim mając nadzieję, że owe mieszkanie nie znajduje się zbyt daleko. Skręciliśmy obok furtki i przeszliśmy na tył hotelu odgrodzony niewielkim płotkiem od reszty schroniska. Na końcu ścieżki dostrzegłem jakieś drzwi i dwie zapalone lampki wiszące po ich obydwu stronach. - To tam? – zdziwiłem się. - Zgadza się – odparła Laine. – Dwa pokoje, kuchnia oraz łazienka wyłącznie do naszej dyspozycji. Nasza tymczasowa siedziba. - Tymczasowa?... - Dopóki pan nasz nie wskaże nam nowego miejsca – wtrącił Nightmare. Jego spokojny, głęboki głos sprawił, że aż zadrżałem. Straszny mężczyzna, ale dawał wystarczająco dużo poczucia bezpieczeństwa. ![]() Weszliśmy do niewielkiej, ładnie urządzonej kuchni. Znajdowały się tu lodówka, kuchenka, a także okrągły stolik z trzema krzesłami. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że co rano cała dziwaczna trójka zasiadała tu do wspólnego śniadania. Wystrój pomieszczenia w ogóle nie pasował do stylu, jaki reprezentowali sobą Nightmare, Laine, czy choćby Dante! Chociaż tego ostatniego pewnie zadowalałyby jakieś tandetne zabaweczki… - Wprawdzie nie ma tu pana, ale i tak mieliśmy zamienić się pokojami, pamiętasz? – kobieta zwróciła się do czarnowłosego. – Teraz ja chce mieszkać przy lodówce. - Nie będziemy niczego zmieniać – mruknął Nightmare nieco znużonym tonem. – Zostanie tak jak jest. A teraz dobranoc. - Wiesz, że kobiecie się nie odmawia?! – syknęła. - Widocznie nie wiem, skoro to zrobiłem – mężczyzna wzruszył ramionami. – Chodź, Velvet. Wyglądasz na wykończonego. ![]() Skinąłem głową i bez słowa podążyłem za czarnowłosym. Mógłbym pójść z nim chociażby do samego piekła, gdyby czekało tam na mnie łóżko. Na szczęście nie musiałem iść tak daleko. Nasza sypialnia skąpana była w przyjemnym półmroku i przede wszystkim – było tam ciepło. Patrząc przez okno na mokre od deszczu ulice cieszyłem się, że nie musiałem moknąć wraz z ogołoconymi z liści drzewami, czy jakąś inną zieleniną. Teraz tylko relaksujący prysznic i spać… A nie. Jeszcze jedno. - Panie Nightmare? – odezwałem się nieco nieśmiało. – Czy mógłby pan… - Teraz chyba nie ma już, czego ukrywać – przerwał mi, zapalając lampkę. – Pytaj, Velvet. Udzielę ci odpowiedzi na każde pytanie. ![]() Mężczyzna odwrócił się do mnie przodem i rozłożył ręce w zapraszającym geście. Na jego ustach błąkał się leciutki uśmiech, wyglądał na kogoś, kto naprawdę może dotrzymać danego słowa. - Więc… - zacząłem, zastanawiając się gorączkowo nad pierwszym pytaniem. Jak to było?! Nagle wszystko wyleciało mi z głowy… - Więc… Więc jestem jego synem… Dante, znaczy się… - My wszyscy jesteśmy jego dziećmi – odpowiedział. – Ale tak, ty masz pierwszeństwo, bo jesteś jego pierworodnym. - Yhm… - mruknął, czując się coraz bardziej niepewnie. – Nie pamiętam go. Nie pamiętam niczego sprzed kilku lat. Jak to się stało? Dlaczego nagle przeprowadziłem się do domu, w którym mieszkały upiory? Dlaczego ta rezydencja jest zła? - Nie zawsze taka była. Nawet my, święci, możemy się mylić i nie postępujemy właściwie… - Dziecko Laine – przypomniałem sobie nagle. – Ma z tym coś wspólnego? Nightmare skinął głową. - Wiele lat temu na trzecim piętrze rezydencji zagnieździł się inkub. Musiał być wcześniej czyimś chowańcem, gdyż przejął niektóre z ludzkich cech i nie byliśmy w stanie go wykryć. Upatrzył sobie matkę, a ona zbyt przerażona incydentem, jaki nastąpił pewnej nocy, nie powiedziała nam ani słowa. Nieco później okazało się, że jest w ciąży. Ojciec nasz nie chciał uśmiercać niewiniątka, do końca wierzył, że maleństwo nie wda się w okropnego demona. Mylił się jednak – westchnął. – Dziecko było przeklęte. Nie chcieliśmy, by podobna sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła tak, więc zamurowaliśmy chłopca w ścianie na trzecim piętrze, żeby wszelakie widma wiedziały, iż nie należy z nami zadzierać. ![]() Patrzyłem na niego w osłupieniu, nie potrafiąc wykrztusić z siebie nawet słowa. Zamurowali dziecko Laine? Noworodka? Tylko, dlatego że było… Przeklęte. No tak, to oczywiste. Święci walczą z tym, co święte nie jest nawet, jeśli idzie o niemowlę… Kiedy upiór podający się za moją matkę powiedział, jakiej zbrodni dokonał Dante, nie wierzyłem. Sądziłem, że to jakiś podstęp, czy coś w tym rodzaju. Nigdy nie podejrzewałbym tych ludzi o dokonanie czegoś tak straszliwego. Mogli przecież zadźgać dziecko nożem, udusić, utopić, cokolwiek, byle się tak nie męczyło! Ale żeby zamurować je w ścianie… To przecież długa i okropna śmierć… - To było jeszcze przede mną… tak? – zapytałem cicho. - Tutaj nie chodzi o ciebie – rzekł Nightmare, a zza jego okularów błysnęły te przerażające, czerwone oczy. – Laine wiedziała, jak będzie słusznie. Dziecko prawie ją zabiło będąc jeszcze w łonie matki. Nie było innego wyjścia. - Ale dlaczego w ścianie?! – jęknąłem. - Miało to na celu odstraszanie nieproszonych gości. Nie przewidzieliśmy, że ściągnie tam widma… Ale z drugiej strony dobrze się stało. Wszystkie upiory podążały w tamtym kierunku i dzięki temu odnaleźliśmy zmorę, która podawała się za twą rodzicielkę. ![]() Czułem, że to za dużo, jak na jeden dzień. Bez słowa wyminąłem mężczyznę i udałem się do łazienki. W środku dostrzegłem hotelowe szlafrok i ręczniki, co mnie bardzo uspokoiło. Nie byłbym w stanie wrócić do sypialni i znów spojrzeć na czarnowłosego bez dokładnego przeanalizowania wszystkich jego słów. Mordercy. Prawie pospolici. I po co to wszystko? Dla jakich wartości? Gdyby Dante kazał rzucić im się w ogień, uczyniliby to? Laine może by się wahała, ale Nightmare wykonałby każdy rozkaz swego pana z ucałowaniem ręki! Już nawet nie próbowałem odrzucić od siebie myśli, że w jakiś sposób byłem spokrewniony z tamtym szalonym facetem. Widziałem między nami wyraźne podobieństwo, więc czemu miałbym zaprzeczać? Chciałem się dowiedzieć, czemu to wszystko ma służyć, dlaczego postępują w ten właśnie sposób! Wyszedłem z łazienki z twardym postanowieniem, lecz gdy spojrzałem na kładącego się do łóżka Nightmare’a jakoś wyschło mi w gardle. Wyglądał, jakby moje słowa w jakiś sposób go zraniły. Poczułem się naprawdę podle… Położyłem się na łóżku i spojrzałem na ścianę przed sobą. Oddychaj, Velvet… - Mmm… Panie Nightmare?... – zacząłem niepewnie. ![]() Nie wiedziałem, czy czarnowłosy na mnie spojrzał. Miałem wrażenie, że gdy zerknę na tą nieszczęśliwą twarz, poczuję jeszcze większe wyrzuty sumienia. - Chciałem tylko zapytać… Czemu służy to wszystko? Dlaczego „oczyszczacie” domy likwidując po drodze wszystkie przeszkody? Mężczyzna westchnął. - Jak dotąd jedyną ludzką istotą, którą pozbawiliśmy życia, było dziecko Laine – rzekł. – Nie zajmujemy się likwidacją ludzi, niszczymy o wiele większe zło. - Chyba musicie być bardzo popularni, skoro zna was aż tyle widm! – spróbowałem zażartować, ale chyba jakoś niespecjalnie mi się to udało. - Przez kilkanaście ostatnich lat byliśmy bardzo aktywni… - wymruczał, przykrywając się kołdrą. – Ojciec nasz postanowił przewrócić każde miejsce do góry nogami, by odnaleźć swego pierworodnego… Ciebie, Velvetnight. ![]() Po tych słowach mężczyzna zamilkł i odwrócił się przodem do ściany. Może i nie otrzymałem jakichś strasznie wyczerpujących odpowiedzi, ale przynajmniej dowiedziałem się o celach, jakie przyświecały Dante. Zajmowali się likwidacją zła, a moje rzekome zaginięcie tylko zachęciło ich do aktywniejszej pracy. Czułem, jak mój opór przed tymi wszystkimi nowościami maleje, a rozmyślania przyniosły wyłącznie ból głowy. Postanowiłem dać szansę *ojcu*. Jeszcze jeden *cud*, pojawienie się istoty niemieszczącej się w granicach normy i z całą pewnością będę traktował blondyna z szacunkiem, na jaki zasługuje rodzic. Nim udało mi się zasnąć, nasz pokój rozświetlił jakiś dziwny blask, a ponad pobliskim laskiem pojawiła się jasna łuna. Byłem jednak zbyt zmęczony, by się podnieść i przypatrywać się temu przez zamknięte okno. * * * ![]() Gdy obudziłem się następnego dnia, słońce było już wysoko. Nie czułem się wypoczęty, najchętniej spałbym dalej, lecz słysząc burczenie w brzuchu przekonałem się, iż to ono mnie obudziło. Łóżko Nightmare’a stało puste, widocznie mężczyzna wstał stosunkowo niedawno i jeszcze nie zdążył poprawić pościeli. Słyszałem zza ściany jakieś podekscytowane, podniesione głosy i przypomniał mi się widok zaraz przed zaśnięciem. Jasna, żółtawa poświata unosząca się nad czubkami drzew, rozświetlająca całą okolicę. Co to mogło być? Czy o tym gawędzili lokatorzy z tej *oficjalnej* części schroniska? Co by to nie było, Nightmare i Laine na pewno byli lepiej poinformowani ode mnie. ![]() Nie chciałem rządzić się w nieswoim pokoju, ale moje ubrania były już tak brudne, że wstyd się było w nich pokazać. Otworzyłem, więc komodę i wyjąłem z niej białą koszulę oraz czarne spodnie. Podejrzewałem, że odzież musiała należeć do Dante, byliśmy przecież mniej więcej podobnej postury. Mimo, iż komplet niespecjalnie mi się podobał, postanowiłem nie wybrzydzać. Lepsze to, niż nic… Wszedłem do kuchni, gdzie siedzieli już Nightmare i Laine. Poczułem się trochę dziwnie, gdy dotarło do mnie, że ta kobieta musiała być moją babcią… - Już myślałam, że się nie obudzisz – powiedziała, mierząc mnie kpiącym spojrzeniem. – Ładne ubranko. Przebrałeś się za profesora? - Nie chciałem grzebać w nie swoich rzeczach… - mruknąłem. – Słyszałem za ścianą jakieś podniesione głosy, a wczoraj w nocy coś dziwnego oświetlało okolicę… Co to mogło być? - Nie domyśliłeś się? – Nightmare popatrzył na mnie. Pokręciłem przecząco głową. – Rezydencja płonie. Otworzyłem szerzej oczy. - Jak to? – zdziwiłem się. – A Dan… To znaczy ojciec?... - Och, poradzi sobie – jego matka machnęła ręką. – To ty jesteś teraz największym problemem. Dziś rano ogłoszono w informacjach, że zginęli wszyscy mieszkańcy domu. Ty również. |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|