|
|
Zobacz wyniki ankiety: Czy podoba ci się moje fotostory? | |||
Jest beznadziejne. Lepiej daj sobie spokój. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
5 | 7.35% |
Nie podoba mi się. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
2 | 2.94% |
Takie sobie. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
18 | 26.47% |
Bardzo mi się podoba. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
35 | 51.47% |
To najlepsze fotostory na forum. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
8 | 11.76% |
Głosujących: 68. Nie możesz głosować w tej sondzie |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#1 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Oto 1odcinek mojego pierwszego fotostory pt. Kropelki. Tytuł jest głupi, ale będzie miał związek z treścią. Na początku to fotostory może się wydawać, zwykłym: "O nastolatkach i ich miłościach"-ale to fotostory jest o czymś innym. Proszę o komentarze te dobre i te złe. Za nie wszystkim dziekuję. A szczegółnie za te dobre.
![]() Odcinek 1(poniżej) Odcinek 2 Odcinek 3 Odcinek 4 Odcinek 5 Odcinek 6 Odcinek 7 Odcinek 8 Odcinek 9 Odcinek 1 Jenny otworzyła swoje orzechowe oczy i pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła był biały sufit zalany promieniami słońca. Zapowiadał się kolejny, słoneczny dzień. Dziewczyna popatrzyła na budzik, który wskazywał godzinę 7:00. Z kuchni znajdującej się na dole dochodziły dźwięki porannej krzątaniny. To matka Jenny przygotowywała śniadanie dla niej i dla ojca, który jeszcze smacznie spał w swoim łóżku. Młoda dziewczyna wstała z łóżka i poszła do łazienki, gdzie zaczęła rozmyślać, na jaki kolor pomalować dzisiaj usta, w końcu zdecydowała, że nie będzie się malować. ![]() Nie lubiła jak to mówiła picowania się przed lustrem. Jej przyjaciółka Tamara zawsze twierdziła, że Jenny jest zacofana i nie zna się na modzie, ale ją to mało obchodziło. Nawet bez makijażu cieszyła się dużym powodzeniem wśród chłopców, ale obchodził ją tylko i wyłącznie jeden. Mianowicie Scott, który był jej drugą połówką. Kiedy już się umyła i ubrała zeszła na śniadanie, a przy stole zastała mamę i tatę popijających kawę. -Co dzisiaj na śniadanie? – spytała, tak naprawdę nie, dlatego że ją to interesowało, lecz dla zasady. Pytała tak zawsze i zawsze otrzymywała krótką odpowiedź i tak było i tym razem: -Oh, kochanie już jesteś? Naleśniki z czekoladą. Jenny uśmiechnęła się słodko do matki i usiadłaby rozkoszować się cudownym smakiem tejże potrawy. ![]() - Ja już muszę lecieć!- zakomunikował tata wstając od stołu- Dowidzenia moje serduszka kochane. Po tych słowach ucałował je obie i wyszedł do pracy. Jenny zawsze uważała że ma nadopiekuńczych rodziców i nie myliła się. Każde ich rozmowy były nader słodkie, a pożegnania nie obchodziły się bez całusków i uścisków. A wakacje zawsze spędzali razem. „ W rodzinnym gronie” – jak to mówił tata. Ich córka nigdy nie mogła jechać na jakikolwiek obóz przez przesadny niepokój rodziców. - Daj kochanie ja pozmywam. Ty idź sobie pooglądać telewizję albo poczytać książkę. – powiedziała pani Newdember do swojej ukochanej córeczki, a córeczka grzecznie, bez oporu udała się do salonu, gdzie zasiadła na drogiej kanapie przed wielkim telewizorem. Wszystkie te luksusy były wynikiem wygranej w Toto-lotka. W telewizji leciały same głupie programy typu: „Gotuj z Madzią” „Nauka tańca” i „Winogronowe marzenia”. ![]() Dziewczyna wyłączyła odbiornik i wzięła z półki książkę. - O matko! Co za głupoty. To by było coś dla Tam. – zaśmiała się Jenny odkładając książkę spowrotem na miejsce. „ Super i co mam teraz robić? Gapić się w ścianę. Ale nudy! Nie wytrzymam.” – myślała rozdrażniona nastolatka. W pewnym momencie zadzwonił telefon. Dziewczyna rzuciła się z krzykiem na słuchawkę: - Ja odbiorę! Halo! -To ty Jenny? - Tam? Siemka! - Co porabiasz? Ja się nudzę, wiec pomyślałam że może poszłybyśmy na zakupy? - Spadasz mi jak z nieba. Już nie mogę wytrzymać w tym domu. To o której idziemy? Może teraz? – Jenny obrzuciła przyjaciółkę setką pytań. -Okej, możemy iść teraz. To ja wpadnę po ciebie! Narka! -Na razie! Jenny była w siódmym niebie. Czym prędzej pobiegła do kuchni gdzie jej matka sprzątała po śniadaniu. - Mamo, mamo! Czy mogę iść z Tamarą na zakupy? – zapytała jednym tchem. Matka zastanowiła się chwilę. - No dobrze ale weź komórkę żebym mogła do ciebie zadzwonić, w razie czego. - Oh, mamo! Jesteś kochana! Dziękuję!- zawołała i rzuciła się matce na szyję. ![]() - No dobrze, już dobrze. Tylko pamiętaj miej włączoną komórkę, bo zadzwonię. – ostrzegła uwalniając się z uścisku córki. - Okej. To ja idę się przygotować. – Jenny już miała biec do swojego pokoju gdy coś sobie przypomniała- Aha… Mamo jakby przyszła Tamara to wyślij ją do mnie na górę. Kobieta tylko pokiwała głową i zabrała się spowrotem do robienia porządków. Tymczasem nasza bohaterka zasiadła przed lustrem. „Jak ja tego nie lubię no ale cóż do miasta wypada się pomalować.- pomyślała nastolatka-„Ubiorę te kolczyki od Scotta. Ależ one są śliczne. Dlaczego ja ich nie noszę codziennie?”- dziewczyna wyciągnęła z szufladki malutkie, różowe kolczyki w kształcie serduszek. Teraz przyglądała się jak w nich wygląda i doszła do wniosku że nawet nieźle. Już miała zabierać się do grzebania w toaletce w poszukiwaniu szminki, gdy do jej pokoju wbiegła Tamara jak zwykle wymalowana od stóp do głów. ![]() - Ty jeszcze nie gotowa? – spytała zdziwiona.- A cóż to ja widzę. Nasza buntowniczka się maluje i nawet założyła kolczyki. - Jak mus to mus.- sprostowała Jenny.-a teraz pomóż mi pomalować te rzęsy. Przyjaciółka niezwłocznie zabrała się do pracy. Znalazła się w swoim żywiole, ponieważ najlepiej wychodziło jej malowanie, wszyscy mówili to samo: „ Tamara powinna być wizażystką.”. - No i włala!- wykrzyknęła dumna ze swego dzieła Tam. -Nie przesadziłaś troszkę z tym cieniem? – Jenny niepewnie przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. - Ależ wyglądasz świetnie. No chodź już bo nam wszystkie sklepy pozamykają. Dziewczyna jeszcze raz przyjrzała się sobie i pobiegła za koleżanką. - Mamo to ja lecę! – wykrzyknęła jeszcze w progu. - A nie zapomniałaś…- nastolatka nie dała matce dokończyć. -Tak, tak nie zapomniałam komórki.- zawołała, przewracając oczami. Obie przyjaciółki udały się na przystanek autobusowy, gdzie zasiadły na ławeczce w oczekiwaniu na pojazd, który miał je zawieźć do miasta. ![]() Nie musiały czekać długo ponieważ pojawił się już po niecałych 5minutach. Obie dziewczyny zasiadły na miejscach i pojechały wraz z innymi pasażerami do miasta. Po drodze Jenny zobaczyła swoją sąsiadkę panią Tibbs, spacerującą ze swoim wstrętnym psem. Jej sąsiadka była naprawdę nieznośna. Wszystkich krytykowała i wszystkim dokuczała bez najmniejszego wyjątku, a jej pies był jeszcze gorszy, ujadał i gryzł kiedy tylko ktoś się do niego zbliżył, a pani Tibbs oczywiście uważał że jest najukochańszym zwierzakiem na świecie. Autobus dojechał do miasta, wiec obie nastolatki wysiadły i jak szalone pobiegły do sklepu z ubraniami by poprzymierzać i może kupić nowe ciuchy. - Jenny! Tylko popatrz jak super wystrzałowa bluzka! –zawołała z zachwytem Tamara. Jej przyjaciółka uważnie przyjrzała się tej część garderoby i odparła: -No, a popatrz jak super wystrzałowa cena. – wskazawszy na etykietkę przypiętą do bluzki, poczym nastolatce od razu zrzedła mina. - A popatrz na to!- tym razem to Jenny pokazała na ubranie wiszące na wieszaku. ![]() -Super. Przymierzaj! I to zaraz!- nakazała. Jej rozkaz został niemal niezwłocznie wykonany i już po chwili z przymierzalni wyszła Jenny w nowym ubraniu. Oczywiście później ubranie zostało kupione. Dziewczyny wróciły do domów dopiero około godziny 20:00. Rodzina właśnie zasiadała do kolacji. - Cześć mamo! Cześć tato! – powiedziała dziewczyna po czym zjadła kolację. ![]() -Dzwonił do ciebie jakiś chłopak. Powiedział że nazywał się…poczekaj Sam. Chyba tak. Jenny zrobiła niewyraźną minę. - A nie Scott? - No może i Scott, ale mówił żebyś oddźwoniła. Nastolatka postanowiła udać się do swojego pokoju i zadzwonić do swojego chłopaka. Wykręciła numer i czekała, wsłuchując się w przeciągłe piiii… -Halo?- odezwał się głos w słuchawce. -Cześć Scott! To ja Jenny. Dzwoniłeś prawda? - Tak dzwoniłem.- głos chłopaka zmienił się od razu, był wyraźnie wściekły. -Czy coś się stało? -Nie rób ze mnie głupka Jenny. Ty dobrze wiesz co się stało! -niemal wykrzyczał do słuchawki Scott. -Ale, ale o co ci chodzi. ![]() -Jak ty mogłaś. Dlaczego? Przecież ja Cię kochałem. - oznajmił. -Ale co ja takiego zrobiłam? -Jeszcze się pytasz? Otóż ja wszystko widziałem. Widziałem jak całowałaś się z tym blondynkiem w parku! -krzyknął do słuchawki. -CO? Nie, nie to jakieś nieporozumienie. Przecież ja dzisiaj cały dzień… - nie dokończyła ponieważ Scott się rozłączył. To pierwszy odcinek. I jak? Podobał się? Ostatnio edytowane przez Tiffany : 05.11.2005 - 22:52 |
![]() |
|
![]() |
#2 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Ten odcinek już nie bedzie taki nudny jak pierwszy. Przynajmniej ja tak sądzę. I jak zwykle prosze o dużo komentów.
Odcinek 2 Jenny odłożyła słuchawkę i stanęła w bezruchu. Nie mogła pojąć tego co się stało, ale kiedy to nastąpiło cały pokój wypełnił się przeciągłym szlochem. ![]() „Nie, nie przecież to niemożliwe! Jak Scott może coś takiego mówić! Boże co ja zrobiłam? Co? Dlaczego muszę tak cierpieć!”- takie myśli przechodziły przez głowę biednej, zrozpaczonej dziewczyny leżącej samej na mokrej poduszce. Nastolatka płakała całą noc aż w końcu usnęła. Całą noc męczyły ją koszmary, które nie dały spać spokojnie, toteż rano dziewczyna obudziła się niewyspana i obolała. Udała się od razu do łazienki gdzie spojrzała w ponure odbicie w lustrze. Stała przed nią dziewczyna z posklejanymi włosami i podkrążonymi oczami, jej twarz przypominała wymiętą kartkę papieru. Jak to możliwe by tak śliczna dziewczyna zamieniła się w takiego upiora? Nie mogła już dłużej znieść swego widoku więc wyszła z łazienki .W pokoju położyła się na łóżku i dalej rozpaczała nad swym okrutnym losem. Po chwili dał się słyszeć przeciągły krzyk: -Jenny! Śniadanie! Wstawaj śpiochu!- to matka wzywała na posiłek, ale Jenny ani myślała pokazywać się w takim stanie rodzinie. Zaraz zaczęłyby się pytania typu: „ O matko co się stało?, „ Źle spałaś?”, „Ktoś cię skrzywdził?” i te wszystkie czułości. - Ja zjem później! Muszę jeszcze coś wcześniej zrobić!- zawołała zachrypłym głosem dziewczyna. Uspokoiło to matkę, która już więcej o nic nie pytała, a Jenny dalej się zamęczała. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Tamara, która na widok zapłakanej przyjaciółki skrzyżowała ręce na piersiach i powiedziała: - No, nie! Kobieto pierwsza godzina a ty jeszcze w łóżku?! A w ogóle jak ty wyglądasz! Jak ktoś kto zobaczył ducha albo jak sam duch. Co jest? -Scott, Scott już mnie nie kocha!- powiedziała dziewczyna i zaniosła się płaczem. -Co ty pleciesz! Jenny!- Tam była kompletnie zdezorientowana, bo znała Scotta nie od dziś i wiedział że nie rzuca dziewczyn od tak sobie, a tak to dokładnie wyglądało.-Masz mi zaraz wszystko opowiedzieć! Przyjaciółki usiadły na kanapie. Jenny zaraz przeszła do wyjaśniania sprawy kumpelce, która miała bardzo niewyraźną minę jak tego słuchała i kiedy skończyła zabrała głos: ![]() -To jakieś nieporozumienie. Musisz to wyjaśnić ze Scottem i nie becz bo przecież nic nie zrobiłaś, a jak on się tego dowie to na pewno się pogodzicie.- to bardzo podniosło na duchu jej przyjaciółkę, która zaraz się ubrała i spytała rozentuzjazmowanym głosem: - No to co dzisiaj robimy? - Kiedy ty siedziałaś i wprost tonęłaś we łzach to ja wymyśliłam żeby iść na lody! I co ty na to? -Świetnie chodźmy! – wykrzyknęła już zupełnie uszczęśliwiona Jenny i tak też zrobiły. W parku obie dziewczyny zupełnie się rozluźniły, jedząc lody. Jenny już zapomniała o tym całym kłopocie który ją dręczył. Śliczna pogoda dopisywała, a ptaki śpiewały swoją śliczną melodię. Alejkami przechadzali się ludzie w różnym wieku, którzy albo coś jedli albo pili. W pewnym momencie do przyjaciółek podbiegła jakaś obca dziewczyna i krzyknęła: - Abby! A mówiłaś że dzisiaj nie możesz wyjść. Kto to? Nie przedstawisz nas? A tak w ogóle dlaczego przefarbowałaś włosy w tamtych wyglądałaś o wiele lepiej!- wraz z tymi słowami dziewczyna spróbowała przytulić Jenny lecz ta odepchnęła ją. -Eee…chyba mnie z kimś pomyliłaś.- powiedziała nieco zakłopotana nastolatka. - Ależ Abby co ty gadasz?! Chyba nie czujesz się dzisiaj najlepiej.- dziewczyna była bardzo zdziwiona tym oziębłym przywitaniem. - Ale ja mam na imię Jenny a nie Abby. I nie znam cię.- Jenny miała już wyraźnie dość tej sytuacji. Nastolatka już chciała coś powiedzieć lecz do rozmowy wtrąciła się Tamara, która do tej pory tylko przysłuchiwała się dialogowi. - Dziewczyno! Chyba postradałaś zmysły! Co ty w ogóle wygadujesz. To jest Jenny Newdember a nie jakaś tam Abby.- wykrzyknęła. ![]() - A ty niby kto? Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!- dziewczyna bardzo zdenerwował się tym co powiedziała do niej Tam. - Otóż jeśli chcesz wiedzieć to mam na imię Tamara i jestem przyjaciółką Jenny. A tak w ogóle nie mam zamiaru z tobą gadać i ona też nie. Lepiej idź zrobić badanie wzroku lub głowy, bo na pewno z którymś masz coś nie tak!- po tych słowach nastolatka wzięła oszołomioną Jenny pod rękę i odeszła zostawiając wściekłą dziewczynę samą na środku parku. - Co to za dziewczyna? I dlaczego nazwała mnie Abby. - Nie przejmuj się to pewnie jakaś wariatka.- uspokajała przyjaciółkę Tam. Jednak to nie było wystarczające wytłumaczenie. „Ta dziewczyna wcale nie wyglądała na wariatkę i była wyraźnie zaskoczona moją reakcją, a gdyby pomyliła mnie z kimś innym, na pewno zorientowałaby się i odeszła. Tu się dzieje coś bardzo ale to bardzo dziwnego.”- myślała Jenny idąc z Tamarą w stronę kawiarni. - Chodź usiądziemy. Ja stawiam.- zaproponowała Tam wskazując palcem w stronę Kawiarni Bąbelkowej.- Co ty na to? ![]() -No nie wiem. Obiecałam mamie że wrócę przed 3 a jest już za pięć. -A koniecznie musisz wrócić?- nalegała przyjaciółka. - Raczej tak. Mama będzie zła że nie przyszłam na obiad, bo nie jadłam nawet śniadania. Oh Tamy nie rób takiej miny. Jutro się umówimy. – odparła Jenny i serdecznie uściskała Tamarę. – No to pa! Do jutra!- wraz z tymi słowami puściła się pędem w stronę domu. Po drodze omal nie wpadła na Panią Tibbs. -Oh strasznie panią przepraszam!- powiedziała skruszona, a Pani Tibbs mamrocząc pod nosem wyminęła ją. ![]() - Co za babsztyl.- powiedziała nastolatka, gdy tylko sąsiadka zniknęła za rogiem. Resztę drogi pokonała już pieszo, nie chcąc znów na kogoś wpaść. Kiedy doszła do domu zobaczyła na werandzie swoja matkę siedzącą z jakąś obcą jej kobietą w szykownym ubraniu i w szykownej fryzurze. Kobiety nie zauważyły Jenny, która przykucnęła tak że nie było jej widać i trwała w bezruchu, chcąc coś podsłuchać. Niestety przyszła za późno, bo rozmowa już się kończyła więc usłyszała samą końcówkę. ![]() - Proszę pamiętać jeśli pani tego nie zrobi, to zrobię to ja. A teraz żegnam panią! - Dowidzenia i proszę nie myśleć że coś powiem i dopuszczę do tego żeby pani to zrobiła.- powiedziała mama wstając. Kobieta zauważyła Jenny i zaczęła mówić bardzo dziwne rzeczy: -Oh Jenny! Czy to naprawdę ty? Ależ z ciebie piękna dziewczyna wyrosła. Jestem naprawdę…- pani Newdember nie dała jej dokończyć. - Nic mnie to nie obchodzi jaka pani jest i moją córkę tym bardziej. Dowidzenia i proszę się tu nie pokazywać. Kobieta uśmiechnęła się chytrze i odeszła bez słowa. Nastolatka stała na werandzie patrząc pytająco na matkę, lecz ta nie zwróciła na to uwagi i spokojnie powiedziała: - Musisz chwilkę poczekać na obiad, bo przez tę niezapowiedzianą wizytę nie zdążyłam go zrobić, a ojciec ma przerwę dopiero o 4, więc wtedy zjemy. -Mamo…? - Tak? Coś się stało?- spytała rodzicielka zwyczajnym głosem. - Kim była ta kobieta? Na twarzy matki pojawił się niepokój: -Nie ważne i proszę więcej mnie o nią nie pytaj Jenny.- z tymi słowami zniknęła w domu, zostawiając nastolatkę samą na werandzie pełną wątpliwości i niepokoju… I jak podobało się? I napiszcie czy mam pisać dalej czy dać sobie spokój? Ostatnio edytowane przez Tiffany : 22.10.2005 - 18:23 |
![]() |
![]() |
#3 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
No i skończyłam 3odcinek. W nim już widać że zmieniłam fabułę. Teraz mam nadzieję nie będzie się wam nudzić. Odcinek jest troche krótki, ale nie chciałam za dużo ujawniać.
Odcinek 3 To wszystko było dla Jenny takie dziwne. Zachowanie Scotta, obca dziewczyna i do tego jeszcze ta kobieta. Do tego doszło jeszcze dziwne uczucie. Przez cały czas dziewczynie zdawało się że ktoś ją obserwował. Wszędzie gdzie by nie była towarzyszyło jej to nieprzyjemne uczucie. Pewnego dnia wydarzyło się coś bardzo dziwnego i nieprzyjemnego: Po słonecznej Niedzieli nastał Poniedziałek- dzień szkolny jak to każdy wie. Nastolatka wstała i przeciągnęła się na łóżku. „O matko i znowu do szkoły. Dlaczego weekend trwa tylko 2dni?”. Kiedy już umyła się i ubrała zeszła na dół na śniadanie, które tylko czekało by je spałaszować. Na stole leżały jeszcze gorące zapiekanki, które były ulubionym daniem Jenny. Nagle dziewczyna zobaczyła kogoś lub coś za oknem. Czym prędzej spojrzała na podwórze, lecz nic nie zauważyła, więc zabrała się za śniadanie. ![]() Kiedy je skończyła, zmyła naczynia i wyszła na ogród czekając na autobus szkolny, który niezwłocznie się pojawił, a w środku czekała już Tamara, która o dziwo nie krzyknęła radośnie na widok swej najlepszej przyjaciółki, tylko odwróciła głowę w stronę okna. ![]() - Cześć Tam! Jak leci?- zawołała Jenny, lecz nie otrzymała odpowiedzi. – Coś się stało? – zagadnęła ponownie, lecz i tym razem żadne słowo nie wydobyło się z ust Tamary. Zdziwiona nastolatka usiadła obok przyjaciółki, która prawie natychmiast zareagowała: - Nie chcę z tobą siedzieć! Jeszcze masz czelność udawać że się nic nie stało!- wykrzyknęła oburzona przyjaciółka. - Ale Tam! Co ja ci zrobiłam? Dlaczego jesteś taka wściekła?- Jenny najwyraźniej nie wiedziała o co chodzi. - Nie udawaj niewiniątka. Najpierw mnie wyzywasz od najgorszych, a później chcesz ze mną siedzieć. Jak śmiesz! Otóż przyjmij do swojej wiadomości że ja nie mam ani czasu ani ochoty z tobą dyskutować.- po tych słowach Tamara wstała z dotychczas zajmowanego miejsca i ruszyła w stronę wyjścia. Oszołomiona dziewczyna wraz z innymi uczniami wyszła z autokaru i udała się na pierwszą lekcję którą był J. Angielski. W klasie musiała siedzieć sama, ponieważ obrażona koleżanka usiadła z Rebeką, której nikt nie lubił i zawsze siedziała sama, lecz teraz sama została Jenny, która utkwiła wzrok w ławce. Nareszcie do klasy weszła pani. Darczewsa i rozpoczęła się lekcja: ![]() - Dzisiaj zajmiemy się wymową, ale przedtem, chciałabym przepytać parę osób…- pani Darczewska jak zwykle zaczęła swój wykład na temat nieuków którzy mają same pały z angielskiego i z wszystkich innych przedmiotów. Jenny nie miała najmniejszej ochoty tego słuchać, więc zaczęła bezmyślnie kreślić po zeszycie. W pewnym momencie odwróciła się do niej Eva i powiedziała: - Tamara mówiła nam jak ją potraktowałaś, a byłyście takimi przyjaciółkami. Nie rozumiem czemu ją tak obraziłaś, co ona ci zrobiła? Jenny była wręcz wściekła na Tamarę, która naopowiadała całej szkole jakimi to ona ją obelgami obrzuciła. - Ja nic nie zrobiłam. Ta żmija kłamie. – wysyczała gotowa wydłubać ciekawskiej oczy. Eva najwyraźniej chciała coś powiedzieć, lecz przerwała jej pani Darczewska: - Eva? Co to za rozmowy na lekcji? - Nie proszę pani ja cały czas słuchałam. Chciałam tylko… - zaczęła tłumaczyć bezradnie nastolatka. - A więc proszę o czym mówiłam? – zapytała chytrze pani. Na twarzy dziewczyny pojawił się brzydki grymas, cała klasa zamarła w milczeniu. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Evy, która bezradnie spoglądała w stronę nauczycielki. - No proszę tak słuchałaś. Za takie słuchanie mogę ci wstawić tylko jedną ocenę. Siadaj.- po tych słowach nauczycielka podeszła do biurka i wpisała Evie jedynkę. Po tym incydencie, zadzwonił dzwonek ku wielkiemu zadowoleniu uczniów. Wszyscy radośnie wybiegli z klasy, oprócz Jenny, która ze spuszczoną głową powlokła się za resztą klasy. Lekcje przebiegły już normalnie i spokojnie, nie licząc zaczepek i uwag skierowanych do naszej bohaterki. Po lekcjach nastolatka postanowiła wyjaśnić sprawę z Tamarą, która przez cały czas udawała że nie zna swojej przyjaciółki, teraz szła spokojnie z Rebeką w stronę domu. Jenny zebrała się na odwagę i pobiegła w stronę koleżanek. - Tamara! Dlaczego wymyślasz takie głupoty? Chcesz mi zrobić na złość? Ale dlaczego, przecież jestem twoją przyjaciółką?- prawie płacząc wykrzyczała nastolatka. Miała już wszystkiego dość. Łzy same napływały do oczu. Może ze złości, a może ze smutku. Tamara zrobiła oburzoną minę. ![]() - Dobrze już dobrze skoro jesteś na tyle głupia ze nie pamiętasz co wczoraj zrobiłaś to ci to powiem. Umówiłyśmy się wczoraj wieczorem w parku. Przyszłaś i zaczęłaś mi ubliżać nie powtórzę tego bo jeszcze ktoś usłyszy i rozpowie całej szkole że ja takich przekleństw używam. Przypomniało ci się już? No czemu robisz taka minę? Teraz już daj mi spokój nie mam zamiaru się z tobą przyjaźnić. Zresztą to samo mi wczoraj powiedziałaś.- to mówiąc Tamara odeszła razem z Rebeką Lair jej nową przyjaciółką. Jenny już nie tłumiła łez usiadła na ławce i zaniosła się histerycznym płaczem. „Jak to możliwe?! Ja nigdzie wczoraj wieczorem nie byłam? Czemu winią mnie za to czego nie zrobiłam. Scott, Tamara. Mam tego dość! Życie nie ma najmniejszego sensu. Ja już nie dam rady tak żyć!” – histeryczne myśli kołatały w głowie zrozpaczonej dziewczyny. Nagle zerwała się z ławki i pobiegła w niewiadomym kierunku, wciąż ocierając łzy. -Gdzie ona o tej porze podziewa. Co tej dziewczynie do głowy przyszło.- mówiła nerwowo wypatrując córki pani Newdember. ![]() - A co jak się dowiedziała! Emma! Co jak się dowiedziała?- nagle wykrzyknął ojciec Jenny. - Nie. Od kogo. Chociaż nie wiadomo co mógł wymyślić, by jej powiedzieć.- zastanawiała się małżonka. - O Boże! A co jak sobie coś zrobiła? Przecież on by nas zabił. Trzeba ją znaleźć i to szybko! Oboje rodziców wybiegło z domu i zatopiło się w ciemność nocy w poszukiwaniu ukochanej córki… Czy Tamara wszystko sobie wymyśliła? Czy pogodzi się z Jenny? Co sie stanie z Jenny? O kim mówili rodzice? To i więcej w następnym odcinku. I co podobało się? :?: :?: :?: Komentujcie PLIZ ![]() ![]() ![]() Ostatnio edytowane przez Tiffany : 28.08.2005 - 13:57 |
![]() |
![]() |
#4 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Proszę was bardzo. Tak jak obiecałam daję nowy odcinek. I prosze, bardzo, bardzo was wszystkich prosze o chociaż malutki komentarz.
Odcinek 4 W ciemnej powłoce nocy, pod srebrzystym księżycem, przechadzała się całkiem zagubiona dziewczyna. Normalnie powinna już być w domu, w ciepłym łóżku, pod ciepła kołdrą, ale taki los nie był jej dany. Niczym błąkający się upiór krążyła po pustym parku, nieoświetlonym chociażby małym płomykiem. Jej oczy martwo patrzyły w toń wody znajdującej się w fontannie. ![]() Czarne włosy powiewały delikatnie na wietrze. Niczym nie okryte ręce nastolatki, pokryte były gęsią skórką. Tak dziewczynie było okropnie zimno. Pewnie nikt z was nie wyobraża sobie jak mogła się czuć, po takiej fali dziwnych zdarzeń która spadła na nią niczym grom z jasnego nieba i zniszczyła wszystko, nie pozostawiając nawet cienia nadziei, że może być lepiej. Młody umysł pracował na największych obrotach rozmyślając co począć dalej. Myśli biednej dziewczyny ciągle krążyły wokół jednej, jedynej myśli, która była chyba najgorszym wyjściem w tym wypadku, ale Jenny nie zdawała sobie z tego sprawy, nie była chyba w pełni świadoma tego co robi. W końcu postanowiła zrobić to, o czym od dłuższej chwili rozmyślała. Oderwała wzrok od parkowej ozdoby i udała się w zupełnych ciemnościach w zamierzonym kierunku. Dopiero teraz kiedy zaczęła iść poczuła chłód i strach, to drugie strasznie uderzyło w dziewczynę. Wokół niej wciąż przemykały upiorne cienie, wydające przedziwne i tajemnicze dźwięki. Podążała alejką kierując się własnym instynktem, bo na oczy nie mogła już liczyć. W końcu doszła tam gdzie od dłuższej chwili zmierzała. Znalazła się przed domem, który do niedawna był miejscem w którym czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Powoli weszła po stopniach i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła że drzwi wejściowe są otwarte, chociaż światła w domu były pogaszone. „Czyżby złodziej?”- pomyślała Jenny i tym samych przerażając samą siebie. Jednak musiała wejść do domu chociaż na chwilę. Potrzebowała tylko jednej, jedynej rzeczy. Przemogła lęk i pewnym krokiem weszła do korytarza. W zupełnej ciszy obeszła cały dom, dokładnie sprawdzając czy gdzieś nie ukrywa się jakiś złoczyńca. Co więcej ku swojemu zadowoleniu zauważyła że jej rodziców nie ma w domu. Przeszła do kuchni, gdzie znajdował się ów potrzebny przedmiot. Zapewne wszyscy domyślają się już co nim było. Jenny otworzyła powoli szufladę okazałej szafki kuchennej i wyciągnęła z niej duży nóż kuchenny. ![]() Głośno przełknęła ślinę i zbliżyła go do gardła. Nagle do głowy przyszła jej przerażająca myśl „ Nie, nie mogę zrobić tego w domu. Nie, mama by dostała zawału jakby zobaczyła mnie leżącą w kałuży krwi. Nie dopuszczę do tego by zginą ktoś oprócz mnie.”- mimo pozorów bardzo ucieszyła się tym spostrzeżeniem, wiedząc ze choć trochę może oddalić tę tragiczną decyzję. Schowała narzędzie przyszłej zbrodni głęboko w kieszeni i wybiegła bardzo szybko z domu, bojąc się iż rodzice mogą lada chwila wrócić. Znów pogrążyła się w egipskich ciemnościach. Pospiesznym krokiem ruszyła w stronę starej opuszczonej chatki, gdzie zamierzała popełnić samobójstwo. Szła zdecydowanym i pewnym krokiem, choć jej umysł wprost wirował. Nagle usłyszała za sobą odgłos szybkich kroków. Ktoś biegł w jej stronę. Czym prędzej schował się pod mostem, który niegdyś stanowił jedyne przejście przez rzekę, w tym momencie wyschniętą. Przykucnęła pod nim i nasłuchiwała. ![]() W oddali zobaczyła dwie sylwetki, które coraz bardziej się zbliżały. Kiedy były już na tyle blisko, ze Jenny mogła widzieć ich twarze, rozpoznała te dwie dobrze znane jej osoby. Chyba najbliższe osoby. Na moście stali otóż matka i ojciec dziewczyny. - Ktoś, przed nami biegł. Wyraźnie to widziałam!- wykrzyknęła zrozpaczona matka. - Rebeko. Może ci się zdawało?- zapytał niepewnie pan Newdember. Lecz matka dobrze widziała. Jej podejrzenia były słuszne. - Wyraźnie widziałam jak ktoś tędy biegł. Kevin! Wiem co widziałam!- zawołała nieco zdenerwowana. - Może to jakieś zwierzę?- zgadywał ojciec, próbując uspokoić roztrzęsioną żonę. - To był człowiek. Boże to na pewno Jenny. To na pewno ona! Kevin, gdzie ona jest! Powiedź coś!- krzyczała pani Rebeka, po chwili jej wrzask przerodził się w płacz. Kobieta bezsilnie opadła w ramiona męża i wciąż płacząc wtuliła się w jego ciepłe ciało. ![]() - Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, znajdziemy ją.- uspokajał łagodnym głosem. - Wiesz. Ja myślałam że on da nam spokój. Czemu on to robi! Czemu! Dopiero teraz…- szlochała matka, po tych słowach nie dało się już nic zrozumieć z bełkotu pani Newdember. To ostatnie słowo, uderzyło Jenny do głowy niczym woda sodowa. Jeszcze raz powtórzyła je w myślach, nie mogąc pojąć jego sensu: „Ja myślałam że on da nam spokój…”. Pewna myśl doszła do głowy dziewczyny: „Co! Ale o kim oni mówią?”- dziewczyna była zupełnie zdezorientowana i zarazem przybita rozpaczą swej matki. Wielkie niczym ziarna grochu łzy spłynęły po sinych z zimna policzkach, ogrzewając je choć na małą malutką sekundę. Jenny siedziała tak w bezruchu i czekała aż para zniknie z mostu, a kiedy to nastąpiło, ruszyła dalej by wypełnić swe postanowienie. Teraz była już przy granicy rozpaczy i nic nie stawało na przeszkodzie by odebrać sobie życie. Wyszła na ciemne pole i już z daleka zauważyła starą, dobrą chatkę, gdzie razem z Tamarą spędzała wagary. Tak Tamara była świetną przyjaciółką. Zawsze można było na niej polegać, ale teraz tak bliska jej osoba była daleko, nieświadoma tego co robi jej dawna przyjaciółka. Z tymi rozmyślaniami nad przeszłością Jenny doszła do wejścia. Otworzyła drzwi i jej oczom ukazał się już od dawna jej znany widok. „Miejsce moich zabaw, stanie się miejscem mojej śmierci. Zabawne, ale też smutne.”- pomyślała nastolatka, wyciągając złowieszczo błyszczący nóż. ![]() Przez chwilę obmyślała czy nie ma jakiegoś innego wyjścia, ale doszła do wniosku że nie. Jeszcze raz spojrzała na piękny księżyc za oknem, którego miała już nigdy nie zobaczyć. Nóż znalazł się przy gardle dziewczyny. Jej oczy zacisnęły się, a ręka zaczęła dygotać, za chwilę miała wykonać decydujące cięcie. Dłoń mocniej zacisnęła się na rękojeści… Czy Jenny popełni samobójstwo? Co się wydarzy? Jak zareagują bliscy? Jak potoczy się ta historia? Tego i jeszce więcej dowiecie się w następnym odcinku. I jeszce raz proszę: KOMENTUJCIE!!! |
![]() |
![]() |
#5 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Sorry za post pod postem no ale cóż nikt nic nie napisał. I oto po długiej przerwie następny odcinek. A następny? No nie wiem czy tak prędko sie pojawi.
Odcinek 5 W starej, opuszczonej chatce stała zagubiona i zdesperowana dziewczyna. Gotowa na wszystko, już nic nie mogło jej bardziej zdziwić, ani zasmucić. Była u granicy rozpaczy. W takiej chwili człowiek myśli tylko o jednym i właśnie o tym myślała nastolatka. Spocona dłoń trzymała nóż, a sine usta dygotały ze strachu. Ostrze noża dotknęło gardła, wystarczyło tylko pociągnąć, by na zawsze opuścić świat i znaleźć się po drugiej stronie. Ale czy ta druga strona będzie lepsza od pierwszej? „ To koniec! Nie dam rady. Przykro mi mamo.- pomyślała Jenny i już miała wykonać ostatni ruch w swoim życiu gdy nagle ktoś zawołał: - Nie Jenny nie! Dziewczyna gwałtownie upuściła nóż i otworzyła oczy. Przed nią stała dziewczyna w pięknej sukni. Jej twarz wyrażała bezgraniczne przerażenie. „ Czyżby Anioł?”- pomyślała nastolatka. Stała w bezruchu i wpatrywała się w piękną postać, która widząc iż Jenny nie ma przy sobie niebezpiecznego przedmiotu trochę się uspokoiła. - Jesteś Aniołem?- zapytała zachwycona nastolatka. Na te słowa obca jej postać roześmiała się serdecznie i odparła rozbawiona: - Nie skądże znowu! Jestem Amanda. Ale mów mi Ammy. Dopiero teraz, kiedy przybyszka zbliżyła się nieco Jenny dostrzegła jej twarz, która zadziwiła ją bardzo. „ Nie, czy ja śnię? Nie na pewno mi się zdaje.”- myślała dziewczyna. Amanda widząc zdziwienie na twarzy Jenny, nieco się oddaliła, by ukryć przedmiot zainteresowania niedoszłej samobójczyni. ![]() - Kim ty w ogóle jesteś!- zapytała już mniej zachwycona Jenny. Amanda wyraźnie się zakłopotała. Zaczęła wodzić wzrokiem po chatce szukając pomocy w czymkolwiek. Srebrzysty blask księżyca oświetlał zdenerwowaną twarz Jenny, lecz twarz Amandy spowijała ciemna zasłona mroku. - Odpowiadaj!- w jej głowie panował mętlik, nie wiedziała co się dzieje, była kompletnie zdezorientowana. Dziewczyna bardzo powoli wyszła spod zasłony i oczom Jenny ukazał się niezwykły widok. Stał przed nią jej identyczny sobowtór. Czuła się jakby patrzyła w lustro. Nastolatka próbowała coś powiedzieć, lecz słowa uwięzły jej w gardle i z jej ust wydobywał się tylko niewyraźny bełkot. - Rozumiem twoje zdziwienie. Ale ja ci wszystko wytłumaczę.- zaczęła tłumaczyć Amy, gestykulując ramionami. W głowie Jenny wszystkie elementy układanki zaczęły składać się w całość, teraz już bardziej wszystko zrozumiała i niemal natychmiast odrzuciła od siebie dawne postanowienie samobójstwa. Smutek niemal całkowicie znikł, a na jego miejsce trafiła ciekawość. - To ty, ty mi wszystko zepsułaś. To przez ciebie moje życie się posypało. Ale w ogóle jak to możliwe? Podszywałaś się pode mnie prawda? Jak mogłaś? Dlaczego to robiłaś!- wypytywała Jenny, patrząc z wyrzutem na jej dawny obiekt zachwycenia, który na twarzy miał poczucie winny i smutek. ![]() - To nie tak jak myślisz! Ja wtedy nie wiedziałam. Naprawdę. - Ale czego nie wiedziałaś? Nie wierze w żadne twoje słowo. Jesteś podła i perfidna! – krzyczała rozwścieczona nastolatka. - Jak możesz mnie osądzać, skoro o niczym nie wiesz?- powiedziała już wyprowadzona z równowagi Amanda.- Chcę ci tylko wytłumaczyć, więc mnie łaskawie wysłuchaj. Nie robiłabym tego gdybym…- niestety dziewczynie nie dane było dokończyć, gdy stało się coś bardzo dziwnego. W powietrzu coś zamigotało, roziskrzyło się tęczą kolorów i oślepiło obie obserwatorki. Obie zasłoniły oczy przed kłującym w oczy źródłem światła. ![]() Tajemnicze zjawisko trwało zaledwie 5sekund gdyż już po chwili, chatka znów pogrążyła się w całkowitym mroku. Jenny odsłoniła oczy i zaraz spojrzała w miejsce, gdzie przed sekundą znajdowało się małe światełko, jej oczom ukazała się szczupła sylwetka człowieka, najwyraźniej mężczyzny. Zaciekawiona nastolatka nieco się zbliżyła i ujrzała młodzieńca o złowrogim i chytrym spojrzeniu. I znowu wszystko co do tej pory ułożyło się w głowie Jenny rozpadło się niczym wieża z klocków zburzona przez niedawnego budowniczego, gubiąc poszczególne fragmenty. -Ki…kim jesteś?- jąkała się dziewczyna. Mężczyzna złowieszczo się uśmiechną i spojrzał na osłupiałą z przerażenia Ammy. - Nie wiesz? Przecież mnie znasz? A ja znam ciebie, jak nikt inny.- głos chłopaka był taki zimny i bezbarwny, że po plecach nastolatki przeszły ciarki. - Nie. Nie znam cię. Mylisz mnie z kimś.- odparła nieco przerażona Jenny i pomyślała „Od jakiegoś czasu ciągle mnie ktoś myli. Hmm…chyba nawet wiem z kim.”. - Nie, nie. Ciebie szukałem. Wiem dobrze że niczego nie rozumiesz, ale to się zmieni szybciej niż myślisz. ![]() Teraz Jenny kompletnie już nie wiedziała co odpowiedzieć i tylko stała i wpatrywała się w chłopaka, który przez cały czas uśmiechał się przenikliwie. - Chodź za mną, a poznasz całą prawdę…- powiedział chłopak i wyciągną rękę w stronę osłupiałej nastolatki. - Nie Jenny! Nie! Błagam! – Ammy ocknęła się z transu i przerażona krzyczała. Jenny zdziwiona do upadłego odwróciła się do dziewczyny, chyba chciała ją przed czymś ostrzec, ale coś nęciło ją by pójść z chłopakiem, który zachęcająco kiwał ręką. - Pokarze ci wszystko. Chodź ze mną! Poznasz całą prawdę! - Nie idź za nim Jenny proszę!- błagała Amanda, ale jej prośby na nic się zdały gdyż Jenny już się zdecydowała i ruszyła w stronę młodzieńca. W tym samym momencie Ammy podbiegła do chłopaka i chwyciła go za rękę. - Nick! Dlaczego to robisz! Nie rób tego, proszę! – dziewczyna rozpłakała się. ![]() - Daj spokój Amy. Daj spokój. Nie pomożesz jej w ten sposób…- po tych słowach młodzieniec wraz z Jenny zanurzył się w czarną otchłań. Nogi pod Amandą załamały się i dziewczyna bezwładnie osunęła się po ścianie. Teraz klęczała sama na zimnym parkiecie z spróchniałego drewna. Jej twarz zakryły drobne dłonie i już po chwili z pomiędzy smukłych, kształtnych palców wypłynęły łzy rozpaczy, smutku i żalu. Nie wiadomo dlaczego i z jakiej przyczyny obca Jenny dziewczyna rozpaczała nad jej losem, ale to już wkrótce miało się wyjaśnić. Co sie stanie z Jenny? Gdzie zaprowadził ją tajemniczy chłopak? Co zrobi Amanda? Co zrobią znajomi Jenny oraz jej rodzice? To i jeszce wiecej w następnym odcinku! Oto 5odcinek wiem ze jest krótki no ale cóż :con: . Pozdrwiam i jak zwykle proszę o pełno komentarzy zarówno tych dobrych jak i tych złych. Aha i proszę by kazdy komu sie nie podoba napisał dokładnie co! Wtedy postaram się to zmienić. |
![]() |
![]() |
#6 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
I am sorry za post pod postem, ale znowu nikt nie napisał
![]() ![]() Odcinek 6 Dzisiejsza noc nie była błogim odpoczynkiem dla zapracowanego, solidnego człowieka jakim był komisarz Robins. Z ciepłego, wygodne łóżka wyciągnął go niespodziewany telefon, jak się okazało wykonywany przez koleżankę pracującą na nocnej zmianie. Tym razem chodziło o zaginioną dziewczynę. Zrozpaczeni rodzice po daremnych próbach jej odszukania zadzwonili na policję. Uspokojenia oraz zapewnienia biednej pracowniczki komisariatu okazały się daremne. Kobieta żądała rozpoczęcia natychmiastowych poszukiwań grożąc nieco zdezorientowanej kobiecie z drugiej strony telefonu konsekwencjami prawnymi, co było oczywistym absurdem, ale nowoprzybyła dziewczyna, która dopiero rozpoczęła pracę nie chciała mieć żadnych kłopotów, toteż niezwłocznie chwyciła za słuchawkę i wykręciła drżącą ręką numer komisarza Robinsa- zajmującego się tego typu sprawami. Detektyw był niezwykle opanowanym i sympatycznym człowiekiem, dlatego też z naturalną sobie cierpliwością wysłuchał drżącego głosu młodej kobiety. ![]() Mimo zmęczenia i niechęci do nocnych śledztw zapewnił że natychmiast uda się na miejsce zajścia. A cóż innego miał zrobić? Przecież sam wybrał sobie taką a nie inną powinność. Teraz rozumiał dlaczego ojciec odradzał mu tego typu zajęć. Szybko wsunął się w garnitur, lekko przeczesał zmierzwione włosy, poczym chwycił za swój ukochany kapelusz i wyszedł z przytulnego mieszkanka na przedmieściach Sims Yorku. Idąc do samochodu podziwiał piękno gwiazd, które odświeżały wspomnienia, niezwykle przykre, ale tak bardzo ważne. Nie zwlekając dłużej wsiadł do samochodu i przekręcił kluczyk w stacyjce. ![]() Oczy same się zamykały, powieki były ciężkie niczym przytłoczone suchym piachem. Walcząc ze zmęczeniem mężczyzna dotarł wreszcie na miejsce, gdzie już roiło się od funkcjonariuszy i tłumu gapiów nie przeoczą żadnej okazji na zrobienie sensacji, jedną z takich osób była pani Tibbs, która zaciekle walczyła o dobre miejsce zaraz przy policjantach. Detektyw z politowaniem spojrzał na całą zgraję ciekawskich plotkarek, po czym podszedł do jednego z kolegów by zapoznać się bliżej ze sprawą. ![]() - Co my tutaj mamy?- zagadnął spoglądając przez ramię rosłego policjanta przeglądającego plik świeżo wydrukowanych papierów. - Jenny Newdember: lat piętnaście. Ucieczka z domu za sprawą kłótni z koleżanką. - wyrecytował jednym tchem nieco zirytowany. - Dobrze. Gdzie ta koleżanka? - Tam. Stoi obok rodziców.- mężczyzna wskazał na wątłą dziewczynę o brązowych włosach, która rozpaczliwie wymachując rękami tłumaczyła coś rodzinie zaginionej. Komisarz ociężałym krokiem postąpił w stronę bliskich Jenny. - Dobry wieczór. Jestem komisarz Robins- detektyw zajmę się sprawą państwa córki. - Ona po prostu nie wróciła do domu. Poszła do szkoły i już nie wróciła.- wydukała ze łzami w oczach kobieta, po czym wtuliła głowę w ramiona męża. Detektyw odchrząknął i zwrócił się tym razem w stronę zakłopotanej brązowowłosej: - Ty jesteś Tamara Wetson- koleżanka Jenny o ile się nie mylę? - Tak to ja.- odpowiedziała zachrypłym, ledwo dosłyszalnym głosem otumaniona istotka.- Przyszedł mnie pan przesłuchać? - Tak obawiam się że to konieczne. Chodź usiądźmy.- zaproponował niezwykle sympatycznie detektyw wskazując na ławkę parkową. Tamara usiadła obok detektywa, otulając się rękami i zaczęła opowiadać. ![]() Robins słuchał niezwykle uważnie ani razu nie przerywając nastolatce. Umiejętność słuchania była jego kolejną zaletą. Niczym zaczarowany wdrążał się w opowieść, by później dokładnie ją przemyśleć. - I wtedy poszłam razem z Rebeką do domu. Ja naprawdę nie wiedziałam że to tak się skończy. Ja nie chciałam! Naprawdę nie chciałam.- zaczęła tłumaczyć dziewczyna, a drobne szkliste łzy popłynęły po aksamitnej twarzy. - Ależ nikt cię nie obwinia. To nie twoja wina.- pocieszał jak umiał Robins podając nastolatce chusteczkę - Idź lepiej do domu i porządnie się wyśpij. Już i tak w niczym nie pomożesz. Tamara przyjęła biały kawałek materiału i wytarła nim łzy. Wstała powoli z ławki i poszła w stronę grupki gdzie czekali na nią rodzice. To samo poczynił detektyw. Ciężko wzdychając podszedł do przytulonych rodziców i powiedział: - Proszę iść spać. Policja się wszystkim zajmie. I tak w nocy nie warto szukać. Obiecuję że rozpoczniemy przeszukiwanie terenu od samego rana.- zapewnił komisarz. Pani Newdember chciała najwyraźniej coś powiedzieć ale mąż uspokoił ją ruchem ręki i nie uwalniając z uścisku odprowadził do samochodu. To samo poczynił Robins lecz troszkę później. Musiał jeszcze odebrać wstępny raport. I już po chwili szedł z uśmiechem na twarzy z teczką pod pachą do swego ukochanego, przytulnego mieszkanka. Nareszcie położy się spać i odpocznie po ciężkim dniu i jakże ciężkiej nocy. Bez prysznica, ani należytej higieny położył się do łóżka. ![]() Po prostu zmęczenie wzięło górę nad rozsądkiem. Błogi odpoczynek przerwał przeciągły dzwonek. Ktoś najwyraźniej pilnie chciał się zobaczyć z komisarzem. Całe zajście wyprowadziło go z równowagi. Klnąc pod nosem wstał i zaczął się ubierać. Dzwonek powtórzył się jeszcze klika razy zanim rozespany mężczyzna dopadł drzwi, popatrzył przez wizjer i widząc twarz przełożonej natychmiast otworzył drzwi. - Robins! Co ty wyprawiasz? Czy wiesz w ogóle która godzina?- rozjuszona kobieta wtargnęła do spokojnego dotychczas mieszkanka i od razu zaczęła wrzeszczeć. ![]() Komisarz podrapał się po głowie i ze zdziwieniem odparł: - Jak to która jest czwarta nad ranem! Przecież normalnie ludzie śpią o tej porze!- tym razem policjant zaczął wrzeszczeć. - Robins. Tylko nie tym tonem! Zrozumiano! Czwarta nad ranem? Chciałeś chyba powiedzieć dwunasta!- przełożona doszła do granicy wytrzymałości psychicznej, po bezczelnej odzywce swego pracownika. Na twarzy detektywa pojawiło się znikome przerażenie, a jego wzrok padł na zegar w korytarzu. Rzeczywiście wskazówki spoczywały na 12 , a mała sekundowa igiełka wściekle pędziła po tarczy zegara. ![]() - Te dokumenty miały być odebrane o dziewiątej czyli trzy godziny temu!- diabelna kobieta znów zaczęła swoje wskazując na papiery w ręku. - Przepraszam. Chyba trochę zaspałem. Zrozum miałem trudny dzień i do tego jeszcze ta noc.- zaczął bezradnie tłumaczyć oskarżony. - Robins! Nie tylko ty masz dużo do roboty. Co myślisz że ja się obijam. Nie tyram ja wół by na tym komisariacie był jakiś porządek. A jednak nadążam z wysypianiem się i nie spóźniam się do pracy.- ostre oskarżenia padły z wątłych ust. Kobieta pomyślała przez ułamek sekundy i z wściekłością wcisnęła w ręce przerażonego funkcjonariusza plik kartek. - Masz te papiery! I masz się z nimi zapoznać do szóstej! Bo jeśli nie, nie będę już taka miła. Jasne? - Jak słońce. Już się biorę do pracy.- odpowiedział nie zwlekając ani chwili detektyw, po czym z wielką ulgą zamknął drzwi za przełożoną. „ Co za kobieta. Istny diabeł wcielony”- pomyślał detektyw i nagle przypominając sobie o papierach spoczywających w jego rekach udał się do pokoju w którym zwykle pracował. Gabinet był bardzo malutkim pomieszczeniem, acz nazbyt przytulnym. Ściany obite były jasną boazerią, a podłoga pokryta parkietem z drewna. Po chwili przedmiot złości przełożonej wylądował na drewnianym biurku. Sam komisarz udał się do kuchni by zaparzyć kawę, gdyż był troszkę zaspany, a kawa zawsze stawiała go na nogi. Po niespełna pięciu minutach wrócił z kubkiem gorącej kawy, proszącej się o wypicie. Mężczyzna upił trochę pobudzającego napoju i wziął się za przeglądanie dokumentów, które dotyczyły całej sprawy. ![]() Były to między innymi: raporty, dokumenty rodziców, córki i wszelkie pismaki które mogły pomóc w rozwiązaniu sprawy. Wciąż popijając kofeinę wdrążał się powoli w całą te sprawę. Nagle coś go poruszyło i nagle w całym malutkim mieszkanku oraz całym bloku rozległ się okrzyk radości i dumy: - Mam! To jest to! Co znalazł detektyw Robins? Czy rozwiąże sprawę zaginięcia dziewczyny? Gdzie jest teraz Jenny? Co się z nią stanie? To i więcej w następnym odcinku. |
![]() |
![]() |
#7 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Bardzo was wszytkich przepraszam za ten ciągły brak odcinka, ale wiecie szkoła i tak dalej. Nie miałam po prostu za dużo czasu. Powiększyłam zdjecia tak jak chcieliście. No ale w końcu się udało i naspisałam 7odcinek jest jak na mnie bardzo długi wiec chyba wynagradzam wam czekanie
![]() Odcinek 7 Robins trzymał właśnie w ręku najprawdopodobniej przeważający dowód w śledztwie. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Ręce dygotały z niezwykłego podekscytowania. Pierwszy raz w życiu zdołał znaleźć tak ważną wskazówkę. Oczywiście nie był on kiepskim detektywem, skądże znowu. Po prostu nigdy nie zajmował się tak skomplikowaną sprawą pełną zawiłych historii, kłamstw i niedomówień. Teraz już był niemal pewny ze rodzice dziewczyny coś ukrywają i zamierzał wyciągnąć z nich, choćby siłą całą prawdę. Nie miał zamiaru znów znaleźć się w martwym punkcie jak w sprawie zaginionego chłopaka. Teraz już wiedział ze należy działać i to szybko. Tutaj nie można było zwlekać, sprawa była zbyt ważna by odkładać ją na później, toteż detektyw z niewiarygodną szybkością zerwał się z krzesła przy okazji przewracając kubek z kawą, który potoczył się bezgłośnie po biurku i spadł z wielkim hukiem na ziemię zalewając ją potokiem gorącego, brązowego napoju. Ale mężczyzna już nic nie słyszał ani dźwięku tłuczonego gipsu z którego był kubek ani charakterystycznego plusku rozpryskującej się cieczy. Bez zbędnej korekty swego wyglądu pognał tak jak stał do samochodu. ![]() Rzucił plik papierów na sąsiednie siedzenie i z trzaskiem zamknął drzwiczki pokaźnego auta. Mimo że praca jako detektyw nie była łatwa to z cała pewnością nie można było powiedzieć ze była mało płatna. Przy odjeździe z pod garażu dał się słyszeć głośny pisk opon, który człowieka o słabym zdrowiu mógł przyprawić o zawał serca. Po dość krótkiej lecz szybkiej przejażdżce detektyw dotarł przed komisariat. Zaparkował wóź i popędził do budynku. ![]() Komisarz nawet nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji wparowania do gabinetu przełożonej w takim a nie innym stroju. Ale ta sprawa była o wiele ważniejsza od smętnych narzekań srogiej kobiety trzymającej ostry rygor w miejscu pracy. W końcu po męczącej wspinaczce w górę schodów detektyw dopadł drzwi pokoju w którym urzędowała osoba która za chwilę miała wygłosić swój nudny wykład na temat poszanowania dla swoich pracodawców. I przypuszczenia na temat owej kobiety okazały się bardzo słuszne, ponieważ zaraz po wejściu Robinsa oderwała wzrok od papierów i zmierzyła go krytycznym wzrokiem. - Robins! Na miłość boską, co ty wyrabiasz! – krzyknęła poirytowana- Jak ty w ogóle śmiesz… ![]() - Proszę mnie chwilkę posłuchać. To o wiele ważniejsza sprawa!- komisarz był już nieco zmęczony tą sprawą a to przez jego szefową, która bardzo świadomi uprzykrza życie wszystkim wokoło. - A więc, racz mi wyjaśnić czemu wpadasz do mojego gabinetu w ubraniu…- tu urwała i jeszcze raz kwasząc się niezwykle spojrzała na ubiór detektywa.- niezbyt odpowiednim do pracy. Ba, powiedziałabym w ubiorze wyrażającym brak szacunku dla… - Oh matko! Madlene, czy mogłabyś wreszcie przestać!- wykrzyknął całkiem wyprowadzony z równowagi mężczyzna. - Jak ty się do mnie wyrażasz! Proszę o szacunek. Czy pozwoliłam ci mówić do mnie po imieniu? Bo mnie się właśnie zdaje ze nie.- prychnęła z pogardą, niczym rozjuszona kotka. - A więc, czy mogłabyś mnie wysłuchać? - Mów! Tylko pamiętaj! Nie życzę sobie żebyś zwracał się do mnie jak do swojej koleżanki.- odrzekła łaskawie przełożona robiąc obrażona minę. Jej zachowanie było co najmniej śmieszne. Była co najmniej dwa lata młodsza od detektywa i życzyła sobie by zwracał się do niej używając słowa „pani”, tak jakby była siedemdziesięcioletnią staruszką do której trzeba się zwracać z niezwykłym szacunkiem. - Dziękuję bardzo że dałaś mi dojść do głosu. A teraz mnie posłuchać.- podjął komisarz stwierdzając z niezwykłą ulgą że jego pracodawczyni skończyła zrzędzenie.- Znalazłem! Naprawdę! Znalazłem dowód, który może być bardzo ważny! - Tak? A cóż to takiego.- spytała ironicznie. Madlene Taylor była niezwykła ignorantką i z przyjemnością obrażała i wyżywała się na wszystkich dookoła. Nienawidziła mężczyzn, ponieważ jeden z nich bardzo ja zranił. Po tym przykrym incydencie skreśliła wszystkich facetów, pomimo ze była bardzo atrakcyjną kobietą. Jednak jej trudny charakter odrzucał ludzi. Lecz w głębi duszy była wrażliwą i niezwykle miłą kobietą. Po prostu nie chciała pokazywać tych jakże pięknych zalet, stwierdzając iż są one wadami i trzeba się za nie wstydzić. Tym razem także nie widziała sympatii jaką darzył ją Robins, co prawda denerwowała go niezmiernie, lecz wiedział o jej prawdziwym charakterze i całym sercem wierzył że odwary się go pokazać. - Popatrz sama! Czyż to nie cudowne!- zaoponował mężczyzna wręczając szefowej kartkę papieru, która byłą tym jakże cennym dowodem. Madlene wzięła powód zachwytu pracownika i obrzuciła go swym ostrym wzrokiem. ![]() Szybko przeczytała zawartość papierka i odparła: - No muszę przyznać Robins, że tym razem się spisałeś. Dobra robota. Tylko co teraz zamierzasz z tym zrobić, bo jak najbardziej rozumiem i widzę że to świetna wskazówka, lecz co dalej chcesz robić? - Myślałem o rozmowie z Newdember’ami i przeszukaniu ich domu. Może odnajdę jeszcze coś. - Dobry pomysł. Poczekaj napiszę ci nakaz.- po tych słowach kobieta chwyciła za zielony długopis i kształtnym pismem wydała nakaz rewizji. Podała Robinowi obie kartki i skinęła ręką ze może odejść. Komisarz niezwłocznie wykonał polecenie i udał się do domu rodziców zaginionej. Po drodze wziął ze sobą dwóch policjantów, gdyż potrzebni mu byli do dokładnego przeszukania mieszkania, w którym mogło się kryć coś bardzo ważnego. Wraz z radiowozem z tyłu jego wóź gładko sunął po nowej, niedawno postawionej drodze. Już po chwili znalazł się przed niezbyt dużym, lecz sprawiającym wrażenie przytulnego domku. Zatrzymał wóź na poboczu i wszedł na drewniany ganek, zadzwonił na dzwonku i cierpliwie czekał. ![]() Już po chwili otworzyła mu pani domu witając go słowami: - Znaleźliście ją? O Boże! Czy ona żyje? Czy jest ranna? - Nie, nie znaleźliśmy pani córki. Mamy natomiast bardzo przydatny ślad, który może nam w tym pomóc.- głos zabrał detektyw. - To chyba dobrze. A więc proszę wejść. Panowie również.- zwróciła się do stojących za Robinsem funkcjonariuszy, którzy nie zwlekając weszli do środka. Domek rzeczywiście był bardzo miły. W korytarzu wisiały obrazy o ciepłej barwie nadające uroku temu pomieszczeniu. Do ozdób zaliczały się także różnorodne roślinki i ozdobna lampa. Wchodząc do salonu oczom gości ukazał się pan Newdember siedzący na kanapie, który miał już coś powiedzieć lecz przerwała mu żona: - Panowie mają trop, dzięki któremu być może odnajdą Jenny. - Oh to wspaniale. Proszę usiąść.- zaprosił mężczyzna gestem rąk. - Może napiją się panowie czegoś? Kawa? Herbata?- zapytała bardzo uprzejmie stojąca kobieta. ![]() - Nie dziękujemy niech pani do nas dołączy. Chciałbym aby oboje państwo coś zobaczyli.- podziękował komisarz, a pani Newdember posłusznie usiadła obok męża. - Proszę to zobaczyć. Myślę że teraz już nic przede mną nie będą mieli państwo do ukrycia.- po tych słowach Robins podał małżeństwu tę niezwykła informację. Jak się okazało był to list następującej treści: Drodzy pani i panie Newdember! Chciałabym niezmiernie prosić was o pomoc. W tym zawiniątku znajduje się dziecko, które jest w bardzo wielkim niebezpieczeństwie. Wiem że są państwo bardzo dobrymi ludźmi i dlatego powierzam państwu małą Melly, dla jej bezpieczeństwa nazywajcie ją Jenny. Wiem że od dawna marzycie o dziecku i wiem także że obronicie to dziecię. Proszę was zaopiekujcie się nią i nie mówcie nikomu że nie jest waszym dzieckiem, a już w szczególności jej. Nie oddawajcie jej nikomu, niech będzie zawsze z wami. Dołączam także fałszywe dokumenty Melly, w którym jest podane imię Jenny i państwa nazwisko. Mam nadzieję że zaopiekujecie się dobrze tą dziewczynką i pokochacie ją jak własne dziecko. Bardzo wam dziękuję! Po przeczytaniu tejże treści twarz pani Newdember strasznie zbladła i przypominała kartkę, którą właśnie oglądała, a w oczach jej męża pojawił się niepokój i zakłopotanie. ![]() Detektyw widząc bezradność rodziny postanowił zadziałać. - Jenny nie jest waszym dzieckiem.- skwitował- Powiedźcie kot chciał ją skrzywdzić, dlaczego ktoś dał ja państwu na wychowanie. - Skąd mamy wiedzieć?! Co mieliśmy zrobić? Wyrzucić dziecko na bruk? Dostaliśmy tylko ten list, który jest najprawdopodobniej od jej prawdziwej matki i dokumenty. Od tamtej pory nie dała o sobie znaku życia. Pokochaliśmy Jenny i myśleliśmy że zostanie z nami na zawsze że zostanie naszym dzieckiem! Ale nie! Myliliśmy się i to bardzo. Najpierw pojawiły się listy z pogróżkami, a następnie zaczęła przychodzić jakaś obca nam kobieta, która żądała byśmy powiedzieli Jenny o tym ze nie jesteśmy jej rodzicami. Chciała nam ja zabrać, ale nie potraktowaliśmy tego poważnie. A teraz to penie ona ja porwała! O Boże! A co jak ona jej coś zrobi? Przecież w tym liście matka pisała ze grozi jej niebezpieczeństwo. Oby nic jej się nie stało. Boże! Boże! Gdzie ona jest!- wyrzuciła z siebie kobieta, po czym wpadła w niepohamowany płacz. Potok szczerych słów sprawił iż po jej sinych zapłakanych policzkach znów spływały łzy, jej mąż objął ją i począł uspokajać i całować po głowie, jednak żona wpadła w rozpacz, bojąc się o los przybranej, ale jakże przez nią ukochanej córki. Komisarz znów znalazł się w punkcie wyjścia. Spodziewał się wykrętów i kłamstw ze strony rodziny, jednak zamiast tego pojawiły się słowa prawdy i żalu, a także przykre łzy. Pojawiły się kolejne pytania i zagadki do rozwikłania. Śledztwo stało się jeszcze bardziej tajemnicze niż przed znalezieniem listu. W głowie detektywa wprost pulsowało. Jego mózg pracował na największych obrotach. Jednak rozmyślania i próby nic nie dawały. Wciąż był w jednym i tym samym miejscu, wciąż nic nie wiedział, wciąż nie była ani o krok dalej. Raczej coraz bardziej oddalał się od rozwiązania, które być może nigdy się nie pojawi. Bo kto wie co może przynieść jutro. Co wymyśli detektyw Robins? Czy znajdzie coś w domu Jenny? Czy rodzice coś jeszcze wiedzą? Gdzie jest Jenny? Co się z nią dzieje? Jak potoczą się jej dalsze losy? To i więcej w następnym odcinku. |
![]() |
![]() |
#8 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
A wiec oto 8odcinek. Miałam dużo wolnego czasu, wiec go napisałam. mam nadzieję że wam sie spodoba. I bardzo, bardzo proszę o dużo komentów!
Odcinek 8 Powieki młodej dziewczyny z wielkim wysiłkiem uniosły się i jej oczom ukazał się dziwny widok. Znalazła się w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu o nieokreślonym położeniu. Pierwszym doznaniem które odczuła był przerażający chłód. Opanował całe jej ciało, paraliżując je bezlitośnie. ![]() Orzechowe iskry z przerażeniem wpatrywały się w ciemne, ponure ściany, które otaczały ją z każdej strony. Szczelniej okryła się wilgotną kotarą, lecz mimo tego niezwykły chłód nie zmniejszył się ani odrobinę. W powietrzu można było wyczuć okropny odór piwniczny. Znajdowała się najprawdopodobniej gdzieś głęboko pod ziemią, czego dowodem był oprócz panującej atmosfery także brak jakichkolwiek okien. Przez ciemność nie można było dojrzeć żadnego przedmiotu, drzwi, czegokolwiek. Jedynym pewnym meblem znajdującym się w tym ponurym miejscu było łóżko na którym spoczywało przemarznięte ciało. Wszystkie jego członki zdawały się jakby obumarłe, jedynie wciąż żywe serce biło wściekle wydając miarowe uderzenia. Zmrożone usta lekko dygotały, a każdemu wypuszczeniu powietrza towarzyszył biały obłoczek. Umysł nastolatki był całkiem zamroczony, jakby po spożyciu silnego środka usypiającego, czego nie można było wykluczyć gdyż dziewczyna niczego nie pamiętała. Strach przeplatał się ze zdziwieniem tworząc niepowtarzalną mozaikę myśli i odczuć. W jej głowie wciąż brzmiały słowa, słowa które pamiętała jeszcze przed przebudzeniem się w tym jakże dziwnym miejscu: : Pokarzę ci wszystko. Choć ze mną. Poznasz całą prawdę”- jedynie te kilka słów pamiętała sprzed swej wędrówki, nawet nie wyobrażała sobie jak długiej wędrówki. Wytężyła wszystkie siły by przypomnieć sobie choć troszkę, lecz nie dało to pożądanego skutku. Wszystkie zmysły współpracowały, pomagały sobie nawzajem, ale żaden z nich nie otworzył przed dziewczyną drzwi prowadzących do wspomnień. Stały one jakby za trwałą, niezniszczalną ścianą, która nie ustępowała ani odrobinę. Nagle bez jakiegokolwiek powodu, bądź odczucia nastolatka miękko opadła na poduszki zapadając w głęboki sen. To na pewno zmęczony umysł poddał się pod naciskiem wycieńczenia spowodowanego głębokimi rozmyślaniami. Teraz zstąpiły je senne koszmary, bezlitośnie dręczące niewinny umysł nastolatki. Senne poczwary, zmory i wszelakiego rodzaju monstra zalewały swą obecnością sny dziewczyny. W końcu przebudziła się cała zalana zimnym potem, jeszcze bardziej potęgującym chłód. Tym razem nie zważała na otaczającą ciemność oraz mróz, z impetem odrzuciła cienką kołdrę i stanęła boso na zimnym podłożu i już po chwili przemierzała całe pomieszczenie w poszukiwaniu wyjścia, jednak jakowego nie znalazła. Zamiast tego odszukała ku ogromnej radości lampę. Czym prędzej zaświeciła ją i jej oczom ukazał się okropny widok. ![]() Znajdowała się w obskurnej piwnicy, w której prócz łóżka oraz lampy nie znajdowało się nic więcej. Jenny ogarnęła fala przerażenia gdy odkryła że nie ma tu żadnych drzwi. Wraz z tym odkryciem przyszły rozpaczliwe myśli: „ O Boże! Gdzie ja jestem! Nigdy się nie wydostanę! Zostanę tu na zawsze! Umrę z głodu lub z zimna.”- lecz nastolatce nie pisany był los pozostania na wieczność w ciasnych podziemiach, gdyż stało się coś niezwykłego. Nagle ostre światło oślepiło Jenny swym blaskiem. ![]() Zasłoniła oczy rękami by nie stracić tego jakże cennego zmysłu jakim był wzrok. Lecz niewiarygodny blask zanikł. Nastolatka powoli odkryła bladą twarz. Zrobiła to bardzo powoli jakby jeszcze nie była pewna czy zagrożenia całkowicie minęło. Gdy kończyny nie przesłaniały już widoku oczy jej ujrzały sprawcę nieracjonalnego zdarzenia. W niewidocznych, wcześniej nie istniejących drzwiach stała młoda dziewczyna. Jenny już wcześniej ją widziała. Tak, teraz już przypominała sobie całe zdarzenie z chatką, w której zamierzała odebrać sobie cenny dar boży. Widniała przed nią ta sama osoba w czarnej wieczorowej sukni. Jenny nieco ośmieliła się widokiem znanej już postaci i powiedziała: - Kim ty u licha jesteś? Gdzie mnie zabrałaś? Masz mnie natychmiast odesłać do domu! Wypuść mnie stąd!- przerażenie zamieniło się w niepohamowaną wściekłość i z ust Jenny popłynęły ostre skargi i oskarżenia. ![]() Czarnowłosa bardzo oburzyła się tym wyznaniem. Nienawidziła gdy ktoś obwiniał ją za coś czego nie zrobiła. Przecież to nie ona kazała Jenny iść tutaj. To nie ona zmusiła ją do przebywania w tym okropnym miejscu, ba ona jak najbardziej chciała oszczędzić jej tego. Lecz zamiast słów podzięki usłyszała coś zupełnie odwrotnego. - Ja? Ja cię tu zabrałam? – rozpoczęła kontratak nastolatka. – Przecież sama próbowałam cię odciągnąć od wejścia tu! Ale nie, ty nie słuchałaś. Poszłaś tu z własnej nie przymuszonej woli i możesz obwiniać o to tylko i wyłącznie siebie! Słowa Ammy, wywarły bardzo duży wpływ na ich odbiorcy. Dopiero teraz Jenny przypomniała sobie o próbach nakłonienia jej do pozostania w chatce i zrobiło jej się ogromnie wstyd. Całe ciało płonęło, na policzkach pojawiły się czerwone wypieki towarzyszące poczuciu winy. Dziewczyna tak bardzo chciałby cofnąć czas. Jak najbardziej zdawała sobie sprawę że bardzo uraziła dziewczynę, chcącą jedynie obdarować ją swą pomocą. Skruszona spuściła głowę i pełna pokory odparła: - Przepraszam. Ale nic nie pamiętam, to tylko przez zdenerwowanie.- powiedziała to z tak ogromną nutą żalu, że złość jej rówieśniczki niemal całkowicie minęła. - Nic nie szkodzi. Rozumiem cię doskonale.- nie kryjąc zdumienia postawą Jenny powiedziała dziewczyna. - Ale jak ja się tu znalazłam. Dlaczego tu jestem? Po co tu jestem?- tym razem zamiast skarg padły pytania niemal żądające odpowiedzi. Twarz Ammy pojaśniała i pojawił się na niej szeroki uśmiech. Najwyraźniej chciała już udzielić tych jakże ważnych wiadomości, lecz wyjaśnienie tej sprawy nie było przeznaczone dla uszu nastolatki. Obie dziewczyny usłyszały kroki za ścianą, ktoś bardzo szybko zbliżał się w ich stronę. Nagły przestrach zamigotał w oczach Ammy, a na jej twarzy zawidniał brzydki grymas. Pochwyciła Jenny za ramię, tak iż ta podskoczyła z zaskoczenia i zbliżyła swe drobne, szkarłatne usteczka do jej ucha. Cicho lecz wyraźnie wypowiedziała bardzo ważne dla niej słowa: - Jenny, strzeż się purpurowego diamentu. Nigdy go nie dotykaj, rozumiesz? Nigdy!- to krótkie ostrzeżenia przebrzmiewało trwogą i grozą. ![]() Gdy skończyła mówić jakby oparzona oderwała się od dziewczyny i stanęła sztywno na środku komnaty. W tym samym momencie wszedł do niej rosły młodzieniec o przenikliwym spojrzeniu, a dziewczyna nadal trwała zupełnie nie poruszona jego wtargnięciem. ![]() - A więc tutaj jesteś Amando. Wszędzie cię szukam! Czy nie wiesz że nie wolno ci tu przebywać?- zapytał z pogardą.- A więc bądź tak łaskawa i wyjdź stąd!- tym razem padł rozkaz, który nie znosił sprzeciwu. Wezwana jednak dalej stała jak gdyby zaczarowana. Nie poruszyła żadną częścią ciała, nie wydała żadnego odgłosu. Całe jej ciało jakby w transie czuwało nad pomieszczeniem. Nieco poirytowany chłopak wyrzucił z siebie: - Pójdziesz, czy mam ci pomóc.- słowa te nie były wypowiedziane ani przyjaźnie, ani miło, były raczej słowami pełnymi rozdrażnienia i wściekłości. Amanda lekko bez pośpiechu przeniosła swój wzrok z podłogi na rozkazującego jej młodzieńca. Wzrok jej był pełen nienawiści. Darzył osobnika głęboką wzgardą. - Obejdzie się!- syknęła przeciągle niczym rozjuszona żmija chcąca za chwilę rzucić się na ofiarę i pożreć ją bez najmniejszych skrupułów. Następnie pewnym, dumnym krokiem opuściła komnatę, zostawiając Jenny samą. Za nią podążył chłopak, który sprowadził tu nastolatkę, która w tej chwili wpatrywała się w znikające drzwi, jakby nieświadoma tego że zachwalę znów zostanie sama, otoczona mrokiem i chłodem. Lecz za chwilę ta wizja doszła do niej i czym prędzej rzuciła się na świecący punkt w ścianie, lecz niestety było za późno. ![]() Przejście zamknęło się za gośćmi pokoju zostawiając za sobą jedynie wilgotną, obskurną ścianę. Jenny usłyszała za nią głosy: - Co jej powiedziałaś! Gadaj!- te słowa wypowiadał najwyraźniej młodzieniec, bardzo zdenerwowany tymi odwiedzinami. - Tylko prawdę. Jedynie prawdę. To co powinna usłyszeć!- zawołała wyprowadzona z równowagi Ammy. Po jej słowach dał się słyszeć odgłos uderzenia i dźwięk padającego na ziemię ciała. Jenny bardzo się przestraszyła. Mimo tak krótkiego czasu spędzonego z tą dziewczyną zdążyła ją polubić. Narodziła się w niej głęboka sympatia do tej osoby. Teraz już martwiła się o nią tak samo jak ona o Jenny. - Co jej zrobiliście! Zostawcie ją!- komnata przepełniła się głośnym wrzaskiem rozpaczy wydawanym przez przebywającą w niej dziewczynę. Drobne piąstki wycięczonego ciałka poczęły uderzać o twardy mur. Trwało to dość długo zanim zrozpaczona nastolatka przyjęła do wiadomości że nie zdoła wydostać się z piwnicy i pomóc przyjaciółce. Z cichym szlochem zsunęła się po ścianie siadając na zimnej podłodze. Zakryła twarz dłońmi i płakała. Może ze strachu bądź wycieńczenia, a może z troski o Amandę, którą czekały przykre konsekwencje za ostrzeżenie rówieśniczki. Czy Jenny wydostanie się z podziemi? Co się z nią stanie? Co się stanie z Amandą? Czy Jenny ją odnajdzie? Jak potoczą się dalsze losy bohaterki? To i więcej w następnym odcinku. |
![]() |
![]() |
#9 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Udało się, skończyłam 9odcinek. Oto on i bardzo proszę o pełno komencików, choć juz przewiduje że bedzie ich mało
![]() Odcinek 9 Cienkie, przejrzyste krople bezgłośnie padały na kamienną posadzkę. Przedtem odbywały krótką, przyjemną drogę po zziębniętych policzkach, pozostawiając za sobą mokre strugi. Zlepione, brudne włosy wiły się wokół zaciśniętych pięści, mierzwiąc się okrutnie, ale dziewczyny nie obchodził już wygląd, teraz dopiero zrozumiała jak była głupia i bezmyślna podczas swego przeszłego życia. Interesowały ją tylko liczne ubrania i kosmetyki, którymi niemiłosiernie męczyła swą gładką skórę, znoszącą z niezwykła wytrwałością te tortury. Myśli nastolatki były zaprzątnięte teraz czymś innym. Przez cały czas mózg pracował nad jedną jedyną sprawą. Jak wydostać się z pułapki. Lecz ta zagadka zdawała się nie do rozwiązania. Kamienne, wilgotne mury były niemal nieustępliwe, a jakże nikłe ręce żadnym sposobem nie zdołałyby ich zburzyć, choćby strasznie się starały. Prawda dochodziła do Jenny bardzo powoli, burząc wszelkie nadzieje, nie pozostawiając żadnej świetlistej iskierki, która mogłaby podtrzymać ją na duchu. Płomienne plany ucieczki nikły pod naporem złośliwej prawdy, która niczym wzburzone fale morskie gasiła je jak ogień. Jakże trudny i niezrozumiały dla dziewczyny był ten okrutny los. Uderzył na nią bez najmniejszego powodu, zniszczył wszystko. „ To tylko i wyłącznie przez tę diabelską dziewczynę”- myślała wzburzona nastolatka, lecz od razu skarciła się w duchu i odrzuciła wszelkie winy. Nie mogła bez powodu obarczać swej rówieśniczki winą za te czyny. Znajdowała się teraz najprawdopodobniej w wielkim niebezpieczeństwie i to właśnie przez nią, przez Jenny. W końcu dziewczyna przestała zamęczać biedne ciało. Skóra była trupioblada, przypominała raczej kredę niż tę jasno czekoladową barwę sprzed paru tygodni. Jeśli ktoś inny zobaczyłby ją w takim stanie z całą pewnością pomyślałby że nie żyje. Więcej nie katując organizmu położyła się na łóżku i niemal natychmiast pogrążyła się w błogim śnie. ![]() Tym razem nie był on przerywany ciągłymi koszmarami towarzyszącym nagłym przebudzeniom. Sny ubarwione były w piękne wspomnienia. Powróciły one wspaniałe jak nigdy dotąd, wcześniej niedoceniane stały się tak podnoszące. Dziewczyna obudziła się niezwykle wypoczęta i zadowolona. Już dawno nie czuła takiej radości jak w tym momencie. W pierwszej chwili myślała że znów jest w domu, w ciepłym łóżku, bezpieczna. Wyobrażała sobie tę chwilę w której mama zawoła ją na ciepłe naleśniki z czekoladą. Ale nastolatka oprzytomniała i powróciła do szarej rzeczywistości, a także natychmiast pożałowała że pomyślała o jedzeniu. Ależ była głodna. Dopiero teraz dało jej się we znaki przykre uczucie głodu, którego nigdy nie czuła i teraz było ono niewyobrażalnie silne. Żołądek wprost żądał pokarmu, okazując to silnym bólem. Dodatkowo przez brak żywności znacznie osłabił się umysł dziewczyny, jeszcze bardziej oddalając marzenie wolności. Nagle w nikłym blasku lampy na ścianie zamajaczył znajomy kształt wprawiając Jenny w osłupienie a zarazem radość. Przymrużyła oczy chroniąc je przed szkodliwym blaskiem magicznego zjawiska. Kiedy wszystkie rytuały otwierające tajemnicze przejście ustały czarnowłosa zobaczyła w drzwiach nie Ammy, lecz jakże znienawidzoną postać którą był owy młodzieniec o przenikliwym spojrzeniu. I tym razem obdarzył ją tym wściekłym, podejrzliwym wzrokiem. W nastolatce niemal zawrzało. Całe ciało płonęło z goryczy i nienawiści. Jej mina wcale nie była przyjazna, co najwyraźniej sprowadziło chłopaka na odpowiedni trop. Wykrył złe zamiary więźnia i powiedział spokojnym, lecz jakże nieprzyjemnym głosem: - Czyżbyś miała do mnie jakąś urazę. Twoja przyjaciółka otrzymała to co chciała…- nie dokończył, gdyż wyprowadzona z równowagi dziewczyna rzuciła się na niego z pięściami: - Ty draniu! Jak śmiesz!- krzyczała próbując ugodzić przeciwnika. Jednak atakowany okazał się silniejszy. ![]() Z łatwością pochwycił Jenny za drobne, wycieńczone ręce uniemożliwiając atak. Cała komnata wypełniła się wstrętnym śmiechem młodzieńca. - Chcesz mnie bić? Oh, Jenny nie rozśmieszaj mnie.- zarechotał, z trudem powstrzymać się od kolejnego ataku śmiechu.- Nie przyszedłem tu po to, by staczać z tobą pojedynki. Chciałem zaprosić cię na obiad.- odparł nieco poważniejszym tonem. Obiad? Żołądek dziewczyny aż podskoczył na dźwięk tego słowa, a jego właścicielka rozpromieniła się nieco. Lecz od razu do głowy przyszły jej dziwne myśli. Nie mogła przyjąć od tego nikczemnika żadnego jedzenia, przecież to uwłaczało wszelkiej godności. Jak mogła stawiać pragnienie ponad rozsądek. W głowie nastolatki aż kotłowało, co przyprawiło ją o okropny ból głowy. Musiała wybierać, nie mogła zdecydować się na obie rzeczy. Lecz instynkt wziął górę nad godnością, obalając ją i opanowując nieszczęsną nastolatkę, która już po chwili kroczyła za swym zniewolicielem. Wychodząc z zamknięcia poczuła przyjemny smak wolności. Te nazbyt piękne uczucie rozpłynęło się po całym jej ciele, paraliżując je radością. Powoli podążała ciemnymi, obskurnymi korytarzami rozkoszując się tym wyśmienitym odczuciem. ![]() Długie, zawiłe tunele zdawały się nie mieć końca. Nie przyzwyczajone do długich wędrówek nogi dziewczyny dokuczały jej niezwykle. Siły dodawała jej myśl że za chwilę poczuje na podniebieniu już zapomniany smak jedzenia. Tu i ówdzie na ścianach widoczne były małe pająki, które szybko i sprytnie na widok nieproszonych gości czmychały do swych kryjówek, by za chwilę znów wrócić na żer. Ich długie, kudłate nóżki przyprawiały nastolatkę o mdłości. Odraza do małych, jakże pożytecznych stworzonek była nieograniczona w wykonaniu Jenny. Gdzieniegdzie bose nogi natrafiały na błotniste kałuże, rozpryskując je na wszystkie strony. Z kamiennego sufitu cicho i bezgłośnie kapała niezidentyfikowana maź, brudząc czarne włosy. Nagle w końcu korytarza coś zamigotało. Bystre oczy szybko odszyfrowały źródło blasku, którym była żywo płonąca pochodnia, wisząca na ścianie. Nareszcie coś odsłoniło czarne zasłony mroku, likwidując je bezpowrotnie. Orzechowe punkty szybko przebrnęły po sklepieniu, zauważając na nich drewniany właz. Szybko okazało się że było to wyjście z diabelskich podziemi. Do tej pory pogrążona w egipskich ciemnościach dziewczyna miała ujrzeć wreszcie światło dzienne. Młodzieniec, prowadzący Jenny schwycił drabinę i podstawił ją pod wyjściem. Oderwał się od kamienistego podłoża i stanął na szczeblu, który niepewnie zaskrzypiał, jakby bał się wydobyć z siebie ten zwykły trzask starego drewna. Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na Jenny, mówiąc: - Chodź za mną. Za chwilę poznasz to co już dawno powinnaś poznać. Jenny opanował dreszczyk podniecenia, na dźwięk jego słów. Były wymawiane tak dziwnie tajemniczo, dziewczynie wydawało się że przedmiot jej nienawiści wyjawia właśnie jakąś niezwykła tajemnicę. Ale nawet nie wyobrażała sobie, jakie niespodzianki czekają ją za tą bramą dzielącą świat podziemi ze zwykłym światem. Posłusznie wykonała polecenia młodzieńca powoli wspinając się po starej, spróchniałej drabinie wydającej nadal jakby z przestrachem swój typowy odgłos. Gdy jej bosa stopa oderwała się wreszcie od ostatniego stopnia i spoczęła na pięknej kamiennej posadzce, Jenny była zdumiona. ![]() Znalazła się w jasnym pokoju jakby z magicznej krainy. Od razu przypomniała sobie fenomenalną powieść Jonatana Carrol’a, która stała się ulubioną opowieścią małej dziewczynki, która jeszcze niedawno leżała w różowej pościeli, wsłuchując się w głos matki opowiadającej magiczne przygody Alicji. I czekając aż Morfeusz weźmie ją w swe objęcia otulając snem. Pamiętała doskonale przygody dzielnej dziewczynki, którą zawsze chciała się stać. I w tej chwili czuła się właśnie jak mała Alicja zagubiona w świecie magii. Z zachwytem otaczała wzrokiem piękne, świetliste obrazy. Najbardziej zaintrygował ją obraz który przedstawiał kolorowe plamy, splątane między sobą w niezwykłą rozmazaną mozaikę barw. Przeniosła wzrok na piękny wzorzysty kominek, z którego dziarsko buchały płomienie. Ogniste języki, jakby celowo lekko wychodziły z swego miejsca chcąc pochłonąć całe domostwo. ![]() Jenny zdawało się że jest w zamku królowej kart i że za chwilę zjawią się nikczemne asy i porwą ją bezpowrotnie. Jednak nic takiego się nie stało. - Czy coś nie tak?- spytał podejrzliwie chłopak, nieco zniecierpliwiony postawą nastolatki, która słysząc jego słowa odparła przecząco: - Nie, nie, możemy iść dalej.- lecz skłamała z chęcią pozostałaby jeszcze przez chwilę w tym niezwykłym pomieszczeniu zachwycając się jego pięknem. Lecz towarzysz nie podzielał najwyraźniej jej zdania, gdyż nieporuszony zupełnie tym że opuszcza pokój, podszedł do dębowych drzwi. - Z zaszczytem, proszę na obiad.- powiedział śmiertelnie poważnie popychając wrota ręką, które lekko i bezgłośnie otworzyły się przed zdumioną dziewczyną obrazując jadalnię. Owe pomieszczenie było jeszcze wspanialsze niż kominkowy pokój. Jasne, drewniane ściany pokryte setkami obrazów ślicznie odbijały słoneczne światło, wpadające przez ogromne okna. Komnata była niezwykle wysoka, a na jej suficie widniała godnie głowa lwa z puszystą grzywą. Na środku jadalni naturalnie spoczywał stół, ale jakże był wielki i niezwykły, a uroku dodawały mu szczerozłote świeczniki i naturalnie góry jedzenia. W całym pomieszczeniu znajdowały się niezliczone ilości ozdób: rosłe rośliny, wspaniałe rzeźby i kredensy. Krzesła o odcieniu jasnego drewna obite były żółtawą, bajeczną tkaniną. Za oknami roztaczał cudny widok wielkich ogrodów, porośniętych wiekowymi drzewami oraz barwnym kwieciem. Oczy dziewczyny nigdy nie widziały czegoś piękniejszego. ![]() Wprost rozpływała się z zachwytu dla piękna tego pałacu. Nie mogła uwierzyć że to właśnie ona ma zaszczyt oglądać te niebiańskie widoki, a tym bardziej nie rozumiała dlaczego tak się stało. Dopiero po chwili nieco się opanowała i zauważyła dotąd niewidzianych przez nią ludzi. Przy stole siedziała piękna dama o czarnych, świetlistych włosach, lecz jej spojrzenie było tak wyniosłe i oziębłe, a to nieco raziło jej urodę. ![]() Natomiast mężczyzna spoczywający naprzeciwko niej był jej przeciwieństwem. Jasne włosy i brązowe oczy o ciepłym, przyjemnym spojrzeniu z dumą patrzyły przed siebie. Ich oczy zwróciły się ku Jenny i patrzyły na nią nie odrywając ani na chwilę wzroku gromiły ją spojrzeniem. Dziewczyna przypomniała sobie o swym stroju. Stała w cienkiej, skąpej bieliźnie. Była brudna, jej włosy niczym krucze pióra splamione błotem zakrywały spłakaną twarz. Natomiast stroje małżeństwa były bardzo okazałe. Kobieta miała na sobie piękną suknię idealnie podkreślającą jej znakomitą figurę, a jaj małżonek odziany był w niemal hrabiański ubiór, wykonany z drogich tkanin. Nastolatka oblała się rumieńcem. Jej skóra z bladej przeszła w ognistą czerwień. Policzki piekły, jakby spacerowały po nich płomyczki z wcześniejszego kominka. Czuła się jak marna koniczynka pośród pięknych nasturcji powalających swym pięknem i godnością. - Ja, ja naprawdę przepraszam. Nie miałam pojęcia że ktoś tu jeszcze będzie i dlatego tak wyglądam- zaczęła bardzo nieśmiało, jeszcze bardziej się czerwieniąc i całkowicie zapominając że choćby bardzo chciała nie mogła się ubrać gdyż zabrano jej ubranie- Państwo jesteście tak pięknie ubrani a ja… Nie zdążyła dokończyć gdyż cudna dama odezwała się niezwykle rozbawionym głosem: - Ależ jacy państwo! Jenny, jesteśmy twoimi rodzicami… Czy władcy pałacu są naprawdę rodzicami Jenny? Czy kobieta kłamała? Co się dzieje z Amandą? Co zrobi Jenny? Co się z nią stanie? Jak potoczą się jej dalsze losy? To i więcej w następnym odcinku. Ostatnio edytowane przez Tiffany : 06.11.2005 - 15:09 |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|