Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Zobacz wyniki ankiety: Jak ocenisz moje fotostory? ;-)
5 gwiazdek - Odlotowe 2 11.76%
4 gwiazdki - Całkiem niezłe 12 70.59%
3 gwiazdki - Przeciętne 0 0%
2 gwiazdki - Zgroza 1 5.88%
1 gwiazdka - Strach się bać 2 11.76%
Głosujących: 17. Nie możesz głosować w tej sondzie

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 22.12.2005, 20:07   #1
T42
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie "Najlepszy Gwiazdkowy Prezent" - T42

"Najlepszy Gwiazdkowy Prezent"
Odcinek 1 - poniżej
Odcinek 2
Odcinek 3
Odcinek ostatni


Denerwowałam się. To był mój pierwszy dzień wolontariatu w tym domu dziecka, chciałam się zaprezentować jak najlepiej, żeby dzieci cieszyły się na myśl o tym, że za jakiś czas znowu przyjdę i się nimi zajmę. Mirka też tutaj była, mówiła, że nie jest łatwo zyskać sympatię maluchów. Wiele z nich bardzo przeżywa to, że nie mają rodziców, że je opuszczono. Nie chcą rozmawiać, bawić się w grupie. Siedzą same w kącie, płaczą…
Chciałabym odkryć w nich trochę talentu. Sprawić by z chęcią zajmowały się tym, co im wychodzi najlepiej. Może jakaś mała Ela wspaniale śpiewa, ale nikt tego nie zauważył? Nie pochwalił jej i nie zachęcił do tego?
Z drugiej strony boję się, że mogę ich do tego zrazić. Może Ela nie lubi śpiewać, woli rysować, mimo, że jej to nie idzie? A może część dzieci będzie chciało bawić się klockami, a nie zajmować się czynnościami manualnymi? Po prostu będę musiała próbować wszystkiego.
To taki jeden z małych celów w moim życiu, jakie sobie stawiam. Zmobilizować się, sprawić by te dzieci były chociaż trochę szczęśliwsze, szczególnie teraz, gdy nadchodził ten bajeczny czas świąt. Czas, kiedy wszyscy, a w szczególności dzieci, powinny się radować. By z zapałem zajmowały się czymś pożytecznym, by cieszyły się z naszych kolejnych spotkań…
Tak, bardzo bym tego chciała…
Po wejściu do budynku od razu otoczyła mnie grupka maluchów.

- To ty jesteś Kaśka, co? – zaczęła śmielsza dziewczynka w wytartej bluzie i szerokich spodniach.

- Nie, ja nazywam się Asia, chyba się pomyliłaś - mrugnęłam do niej - Będę się wami opiekować przez cały dzień.



Klęknęłam i przytuliłam najmniejszą z nich. Jakiś chłopak, korzystając z okazji, że jestem pochylona i odwrócona do niego plecami, wskoczył mi „na barana”. W zasadzie raczej „na konia”.

- Wiśta wio! Zawieź mnie do saloniku! – krzyczał – Powiem ci, którzy chłopacy są w mojej bandzie. Będziesz moim mustangiem i napadniemy na bank albo kasyno! Albo zbijemy Indiańców!

- Artur, zejdź z niej! Czy zawsze musisz to robić? – mała blondyneczka zadała retoryczne pytania z groźbą w głosie, jak widać dowodziła grupce dzieci – Czy nie pomyślałeś, że panią Asię to boli?



Artur posłusznie zszedł ze mnie, pobiegł po pistolecik na wodę i udawał, że do niej strzela, ale zaraz uciekł do pokoju, jak przypuszczałam salonu, gdzie była reszta dzieciaków.
Opowiedziałam im trochę o sobie, część podopiecznych mówiła o tym, co lubią robić w wolnym czasie. Marek wraz z Arturem bawili się w Dziki Zachód, a reszta zajmowała się swoimi sprawami.

- Asiu, a wiesz, że pan Jarek dziś przyniesie choinkę? Taką dużą i zieloną!

- Tak, a Jola przyniesie pudełka z bombkami i łańcuchami, może lampki się znajdą! – przekrzykiwały się maluchy

Wpadłam na wspaniały pomysł, przecież rozmowy o wymarzonych prezentach, mogłyby podtrzymać świąteczną atmosferę! A później wspólne przyozdabianie choinki… Robienie własnych ozdób… Zaproponowałam to dzieciakom.
Jednak nie okazało się to dobrym pomysłem, większość podopiecznych, szczególnie najmłodsi, zasmuciło się. Anita z płaczem pobiegła do łazienki i nie chciała wyjść, Marek usiadł do stołu i narysował 2 postaci, następnie zamazał czarną kredką i rzucił mi pod nogi.

- Nie lubimy rozmawiać o rodzinie, przecież wszyscy marzą o wspaniałym domu – wyjaśniła Dominisia, ona spędziła tu najmniej czasu, ojca nawet nie znała, matce–alkoholiczce zabrano prawa rodzicielskie – Ale ja nie chciałabym tam wracać. Mnie tu całkiem dobrze, razem z tobą… - uśmiechnęła się serdecznie i przytuliła mnie – jesteś kochana Asiu.



Wspólnie z opiekunką, panią Jolą, i dzieciakami ubieraliśmy choinkę. Starsze dziewczynki z zapałem kleiły papierowe łańcuchy, które zajęły generalne miejsce na świątecznym drzewku. Rozpaliłam w starym, ale jakże stylowym kominku, który idealnie pasował do bożonarodzeniowej scenerii i usiadłam w fotelu obitym czerwonym materiałem.

Ostatnio edytowane przez T42 : 08.01.2006 - 09:23
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 24.12.2005, 14:55   #2
T42
Guest
 
Postów: n/a
Wink Odcinek 2: Wszyscy tacy szczęsliwi?

Odcinek 2 : Wszyscy tacy szczęsliwi?
Chciałabym Już Na Wstepie Życzyć Wam Wspaniałej Wigilii i Wesołych Świąt. Na Tyle Wesołych - Na Ile Sami Byście Chcieli. Takich... Wymarzonych
Tak wiem, poprzedni odcinek był krótki, ten jest krótki... I następne tez takie będą. To jest tylko którka opowieść o świętach - nie więcej ;-) Jeszcze 2-3 odcinki i finito. Być może skończę nawet przed Nowym Rokiem. A teraz miłej lektury.



Wszystkie dzieciaki zebrały się w salonie, usiadły w grupce na dywanie. Płomienie w palenisku obejmowały palące się chrust, iskrzyły wokoło. Wiszące nad kominkiem lampki współgrały z światełkami na świątecznym drzewku. Raz czerwone, raz żółte, teraz zielone i znowu czerwone.

- Lubicie bajki? – zapytałam maluchy

- Oczywiście, w bajkach jest tyle dobra…

- …Które zawsze zwycięża!

- Ja bardzo lubię bajki wieczorne, takie jak teraz, jeszcze przed kolacją, przy kominku, wszyscy razem… - zaczął Marek – wtedy jest tu tak rodzinnie i wesoło.

- A lubicie bożonarodzeniowe bajki? Opowiem wam o Śnieżynce.

- Tej, co rozdaje prezenty razem z Mikołajem? – zapytała podniecona Dominika

- Tak, właśnie tej…

***

W mieście panowała iście świąteczna atmosfera. Drzewa, już bez liści, delikatnie przyprószone śniegiem, zasypane chodniki, masa ludzi biegnących tam i z powrotem w objęciach bożonarodzeniowej gorączki. Witryny sklepów były wyłożone czerwonym lub białym materiałem, pięknie stylizowane, tam choinka, tam choinka, gdzieś indziej kukła świętego mikołaja z workiem prezentów lub, ze znanym wszystkim dzieciakom, reniferem Rudolfem.



Pani Barbara śpieszyła się gdzieś z córką, zapewne chciała kupić jej nową sukienkę na święta, albo buty w których pójdzie na świąteczny obiad do rodziny. Naprzeciwko nich kroczył profesor Dawid w stronę parku, spóźniony na spotkanie z Amelią, ale nie śpieszył się. Wiedział, że dzisiaj na pewno poczeka. Mijając panie Romańczuk skinął głową w ich stronę i pomachał ręką. Wioletta stała pod zabawkowym, uśmiechając się do siebie spoglądała na ludzi, którzy przechadzali się po mieście.
Wszyscy tacy szczęśliwi.
Wtem jej wzrok napotkał znajomą twarz. Jej właścicielką była kobieta o delikatnych rysach, długiej, łabędziej szyi, maleńkim zadartym nosku oraz grzywce delikatnie opadającej na jej czoło. Można by powiedzieć – piękność – lecz tyczyłoby się to wyłącznie jej wyglądu zewnętrznego. Zawistna i skąpa była ta złośnica. Zarabiała ogromne sumy w swoim butiku w samym centrum, ale ni sobie, ani nikomu innemu tych pieniędzy nie dawała „ot tak”. Co dopiero mówić o pożyczeniu nędznego grosza? Awantura czekała tego osobnika, który by śmiał poprosić ją o małą kwotę pieniężną.



Teraz, ubrana w swój codzienny płaszcz kupiony na wyprzedaży w jednym ze sklepów z tańszą odzieżą, powoli szła w stronę własnego butiku.

- Jolka! Jolka! – krzyknęła Wiola i pomachała do swojej znajomej.

Kobiety znały się od dzieciństwa. Obie uczyły się w tym samym internacie, obie przeżywały swoje pierwsze nieszczęśliwe zauroczenia, obie pałały miłością do pieniędzy. Wioletta także była skąpa, lecz, w przeciwieństwie do Jolanty, była towarzyska i otwarta. Podobał jej się ta cały, jak to określała, świąteczny szał, i bawiła się patrząc na ludzi, którzy wydają ostatnie grosze na kupno prezentów dla swoich pociech. Nienawidziła dzieci, za to uwielbiała zwierzęta i co roku obdarowywała miejscowe schronisko pokaźnym datkiem.
Jola spojrzała na swoją koleżanką i machnęła zniechęcona ręką. Wiolka podbiegła do niej i zaczęła opowiadać o wszystkim i o niczym. Miejskie ploteczki – kto z kim, gdzie i kiedy, dlaczego i co z tego wynikło. Ta słuchała jej z niewielkim zaciekawieniem, po jej głowie krzątały się myśli dotyczące interesów, zastanawiała się, czy nie zwolnić swojej księgowej, tej co ostatnio pomyliła się w rachunkowości o delikatną sumę, oczywiście na minus firmy.
W paplaninie Wioli, potakiwaniu i udawanym zainteresowaniu, doszła aż do butiku.




- Wchodzisz? – automatycznie zapytała. Wiedziała, że jej znajoma nie powstrzyma się od przejrzenia najnowszej kolekcji i następnych dwóch godzin na zapleczu z kawą, którą oczywiście Jolanta będzie musiała jej zrobić „na koszt firmy”.

Gaduła po wejściu zainteresowała ją nowa kolekcja toreb z elementami z prawdziwego futra. Jednak by nie pokalać swojej reputacji oraz tytułu „największej miłośniczki zwierząt” zaraz zwróciła się w stronę nowych kurtek i płaszczy. Co jakiś czas tęsknym okiem spoglądała na futrzaną kolekcję.
Jola zachwycona tym, że ma ją na jakiś czas z głowy, udała się na zaplecze i z błogością usiadła w miękkim fotelu w kącie.
Salon Jolanty był miejscem dla eleganckich i szykownych kobiet – w większości dumnych, bogatych, ale i rozrzutnych – takich jak i Wiolka. Wcześniej był własnością jej o dobre parę lat starszej kuzynki – jedynej rodziny, jaką miała, prócz brata Miłosza. Jowita, bo tak się ona nazywała, kopnęła w kalendarz i zostawiła w spadku całą firmę. Jolanta zachwycona zdjęła z konta Jowity resztę pieniędzy przeznaczonych na rozwój butiku, sprzedała swój mały sklepik osiedlowy i zaczęła władać „swoim nowym królestwem”. Sprowadziła nowe ubrania, podpisała kilka umów z innymi firmami i wspięła się na szczyt.
Z rozmyślań o swoim sklepie wyrwał Jolkę krzyk jednej z pracowniczek. Pyzata blondynka, korzystająca z solarium co weekend, wbiegła na zaplecze.

- Pani Jolanto, znów ktoś przyszedł, i nie chce opuścić lokalu! Ponaglałam ją kilka razy, chyba zdąrzyła zabrudzić te torebki z nowej kolekcji. Wypięła się do mnie i pokazuje naganne gesty! Jedna z naszych klientek zdenerwowana wybiegła, miałam nadzieję na udaną tranzakcję.

Jola zaklęła cicho i wyszła z pokoju. Od razu zauważyła „złą klientkę”. Wyróżniała się z pośród innych - gustownych i szykownych - pań.



- Na co sobie pani pozwala! To lokal dla porządnych dam, a nie takich obdartusów jak ty – fuknęła i popchnęła dziewczynę

- Hola, już nawet do sklepu przyjść nie można? Torebkę chciałam kupić.

- Nie takim! Jak nałożysz Wranglery myślisz, ze już taka modelka z ciebie? Co to za koszulka? Brudna, poobdzierana… Ubierz się ładnie, uczesz elegancko i przyjdź i kup. Nie będziesz mi tu zamieszania robiła i klientów odstraszała.

Blondynka odsunęła się na schody, wychodząc rzuciła:

- Tak, tak, niby taki gustowny sklep a obsługa i właścicielka jak z buszu – opuściła butik

Niech ją jeszcze kiedyś dorwę” pomyślała Jolka. Poprawiła włosy i udała się z powrotem do kanciapy.

- Lola, przygotuj mi kawę, potem możesz już zmykać do domu. Chyba, że zechcesz zostać i pomóc tu posprzątać. Tylko wiesz, że to już bez wynagrodzenia będzie – nakazała rudej dziewczynie – a no i kwiaty podlej. Bo już te paprotki przysychają.

Rozsiadła się w fotelu i przymknęła oczy. Próbowała oderwać się od rzeczywistości. Marzyła o tym, czego zawsze chciała najbardziej. To, czego pragnęła z głębi serca, ale bała się do tego przyznać, nawet przed samą sobą.



Pisk Loli i dźwięk tłuczonego szkła wyrwał ją z drzemki. Złapała się za głowę i ruchem ręki nakazała jej wyjść.

- Cholera, czym ja takim zawiniłam, żeby takie problemy mieć – westchnęła.

Ostatnio edytowane przez T42 : 24.12.2005 - 19:10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 30.12.2005, 14:42   #3
T42
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Odcinek 3 : Madame Izabela


- Jeszcze się zastanawiasz?

Głos, który usłyszała Jolka, wyrwał ją ze snu. Jeszcze z zamkniętymi oczami próbowała sobie przypomnieć gdzie jest... Widocznie przysnęła na fotelu w zapleczu. No tak – przecież Lola nie przyniosła jej kawy. Wyciągnęła się na fotelu i otworzyła oczy. Było ciemno, jedynie przez małe okienko pod sufitem prześwitywała delikatna smuga księżycowego światła. Jolanta podążała wzrokiem po oświetlonej linii, zauważyła jakąś książkę



- Ojej, mój stary album – podeszła do stolika, na którym leżał. Przesunęła palcem po zimnych, metalowych brzegach starej rodzinnej pamiątki. Teraz na okładce widniały esy-floresy, które zrobiła kobieta „czyszcząc” ją z kurzu. Otrzepała dłonie o kostium. – Skąd on tutaj się wziął? Gdzie fotel? – nagle odkryła jego zniknięcie.

W pomieszczeniu panowała cisza. Nagle dało się słyszeć odgłos potarcia zapałki o siarkę. Ktoś zapalił świecę, która oświetliła część pomieszczenia. Migający płomyczek ukazał bladą twarzyczkę.



- To są problemy? – ten sam głos, co poprzednio, przerwał nieprzyjemną ciszę – A ty się zastanawiasz, czym na nie zasłużyłaś? Zabawne. – biała postać zakpiła z Jolanty

- Kto ty niby jesteś? – głos szatynki był oschły i nieprzyjemny, ale dało się usłyszeć w nim odrobinę strachu i niepewności.

- Koleżanka po fachu. Madame Izabela, jak mówili, przyszłam przypomnieć ci, po co tu jesteś.

- No, po co… I niby gdzie?

- Na świecie, ogólnie mówiąc. Nie, nie znajdziesz tu włącznika światła – powiedziała biała postać widząc, że Jolanta błądzi ręką po ścianie. Klasnęła w dłonie, pokój oświetlił się. Jolka zasłoniła oczy ręką, przyzwyczaiła się już do ciemności, a nagłe włączenie światła wydawało jej się okrutne. Zabrała dłonie i zobaczyła jasną postać w białej sukience, dosyć ekstrawaganckiej, pomyślała, wypełniała ona swoją aurą prawie całe pomieszczenie. A pokój był ogromny, jasny jak ona, pusty i prosty. W kącie, koło okna stała szafka, na niej album, z drugiej strony niski stolik i 2 fotele. Na jednym z nich usadowiła się Izabela, na drugi wskazała ręką, jakby mówiła „usiądź obok mnie”. Szatynka stała dalej w swoim miejscu.

- Madame Izabela nic mi nie mówi. Któż ty?

- Świąteczny anioł, delikatna Śnieżynka, prezent mam dla ciebie. Usiądź.

Jola wyczuła rozkaz w jej głosie, posłusznie usiadła, mówiła dalej:
- Ha, ja tam w bajki nie wierzę, za stara jestem.



- Racja, nie jesteś już młoda, Jolu. Teraz przemysł kosmetyczny ruszył do przodu – liftingi, kremy nawilżające, ściągacze skóry… Wszystko może sprawić, że kobieta wydaje się zgrabniejsza, piękniejsza, a co za tym idzie - młodsza… Ale widzisz te kurze łapki wokół twoich oczu? Policzki, też straciły gładkość – są szorstkie, nieprzyjemne w dotyku – anielica wyciągnęła dłoń, pogładziła ją po twarzy. Jola w geście obronnym odsunęła się od niej, podniosła rękę i dotknęła swojej skóry.

- Do czego więc zmierzasz?

- Chcę ci uświadomić, że nie jesteś już nastolatką, podlotkiem. Baba z 40 na karku powinna dobrze wiedzieć, czego chce w życiu. Ba! Już dawno powinna działać w tym kierunku. Za jakiś czas kopniesz w kalendarz, wiesz przecież, jak nałogi przyspieszają śmierć, i nawet nie będzie kto miał po tobie płakać. Andrzej, Karol, Mateusz… Ilu ich było w Twoim życiu? A Ilu odrzuciłaś?

Nie pamiętała. Wiedziała tylko, że w okresie, gdy wszyscy chłopcy zaczęli się w niej kochać, ona w głowie miała tylko jednego. Wojtkowi jednak nie podobała się Jola. Spędzał czas razem z Wiolettą, to oni zostali wybrani królem i królową balu karnawałowego w ich internacie. Oni uciekali z lekcji i chodzili do parku na romantyczne zimowe spacerki. Oni pasowali do siebie idealnie. Jednak Wiola tego nie doceniała, w Marcu poznała innego chłopaka. I znów seria ucieczek z lekcji, tym razem do różnych miejskich barów.



Wojtek był inny niż reszta chłopców, o wiele dojrzalszy i w pewien sposób oryginalny… Zawsze miał własne zdanie i nie bał się do przedstawić innym. Tak jak Wiolka kochał zwierzęta – był wegetarianinem, udzielał się w wielu akcjach, popierał dermatologiczne testowanie kosmetyków. Może właśnie to, na jakiś czas połączyło tych dwoje? Po rozstaniu zmienił się. Już nie taki otwarty jak kiedyś, cichy, tajemniczy szlajał się wieczorami przy miejscowym klubie. Zaczął pić, wydalono go ze szkoły – więcej już go Jolka nie widziała.

- Wiem, co myślisz – mruknęła Iza – trzeba było działać, byś go zdobyła. Zresztą Wiolka była podatna na twoje racje, gdybyś powiedziała, że masz go na oku, to oddałaby ci chłopa. A nawet sama mu podpowiedziała, że warto się tobą zająć. Dziwna wtedy byłaś.

- Głupia i niedopowiedziana. Nie nadawałam się do tego, nie umiałam powiedzieć Wiolce, co czuję. Ona.. Wydawało mi się, że jest ważniejsza niż ja. Zawsze byłam w cieniu, odrzucona przez innych, często nawet przez nią samą.



- A teraz już nie czujesz tego. Przed nikim w zasadzie. Ty jesteś ważna, twoje zachcianki są ważne, twoja kasa, twój sklep. Egoistka.

Jola milczała. Czy naprawdę tak się zmieniła od tego czasu? Nawet nie zdawała sobie sprawy, co przez to się stało. Nagle album sam otworzył się, przewróciło się kilka kartek, wypadło jedno zdjęcie.

- Twój ojciec.

- Faceci to świnie – z oczu szatynki potoczyło się kilka błyszczących kropli – a on… A on największa.

- Alkohol robi swoje. Zniszczył jego uczucia. Złą miałaś rodzinę, prawda?

- Matka umarła, gdy zdobyłam stypendium do szkoły prywatnej. Ludzie mówili, że on – zawahała się – ją zabił. Nie wierzyłam w to wtedy. Bił nas, poniżał, to było straszne, ale w głębi duszy wierzyłam, że kryje się w nim ktoś dobry i kochany. Dopiero później zwątpiłam.

- Wiesz, gdzie teraz jest Miłosz? Co się z nim dzieje?

[IMG]http://************/jfygj8.jpg[/IMG]

Jolanta przecząco pokiwała głową. Nie wiedziała o nim nic od czasu, gdy pojechała do internatu. Nagle album otworzył się na środku, przeleciało przed nią kilka zdjęć jej butiku, fotografie, które robiła do nowego paszportu… Nagle ukazały się zdjęcia starszego mężczyzny siedzącego samotnie przy stole. W szybie odbijały się lampki zawieszone na ścianie. Osoba ta była wpatrzona w jeden punkt. Jolanta nie mogła określić gdzie patrzy, ale w jego wzroku dostrzegła smutek i zadumę.



- To on?

Anielica nic nie powiedziała, tym razem sama wzięła album w dłonie, przewróciła kartkę i pokazała następne zdjęcie.
Ukazywało małą, starą chatkę w obrzeżach miasta. Każdy wiedział gdzie się ona znajduje – to był najbardziej zniszczony dom w okolicy. Zresztą jedyny, jaki stał na ulicy Cmentarnej. Domek obrastały stare spróchniałe drzewa, krzaki. W dali dało się zauważać nagrobki i krzyże. To jest najstarszy cmentarz w miasteczku. Nikt już tam nie zagląda - widać rodziny osób tam pochowanych również nie żyją, lub zapomniały o swoich bliższych i dalszych korzeniach.

- Tu mieszka Leokadia.

- W tej chacie? Lola zajmuje ten dom? Ludzie mówią, że jest opuszczony… A te zabite okna? Jak można tam mieszkać? – Jolanta zasmuciła się. Nie spodziewała się, że jej pracownicy mają takie zdezelowane mieszkania. Rzeczywiście – Leokadia miała minimalną pensję. Ledwo, co jej wystarczało na wykarmienie syna i kupienie środków czystości. Jakub był chorowitym dzieckiem, ciągle chodził zasmarkany. Teraz zachorował na anginę. Leżał w łóżku, a jego matka delikatnie gładziła go po policzku. Modliła się, by wyzdrowiał jak najszybciej. Podała mu gorący kompot z suszonych owoców oraz kanapkę z tuńczykiem. „To nasza mała wigilia, kochanie” wyszeptała i pocałowała go w policzek.

[IMG]http://************/jfyglz.jpg[/IMG]

Jola widząc te zdjęcia wzruszyła się. Ta atmosfera w ich domu, mimo wszystkie niedogodności, była taka świąteczna, rodzinna i ciepła.
Teraz Izabela pokazała zdjęcia samego cmentarza. Kilka zdjęć poszczególnych tablic nagrobnych. W Jolancie obudziła się potrzeba znalezienia mogiły Jowity. W końcu to dzięki niej dorobiła się takiej fortuny.

- Możesz sprawić, że te Święta Bożego Narodzenia spędzisz najlepiej jak potrafisz. Wystarczy się tylko postarać.


---
Edit: Zdjęcie już poprawione, przepraszam za pomyłkę ;-)

Ostatnio edytowane przez T42 : 30.12.2005 - 16:44
  Odpowiedź z Cytatem
stare 08.01.2006, 09:22   #4
T42
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Nie jestem osobiście zadowolona z tego FS. Pomysł narodziłsię tuż przez świętami - miałam mało czasu na zrealizowanie projektu. I tak jestem delikatnie spóźniona (chyba, że ktoś świętuje dzisiaj w prawosławiu ^^). Wena mnie opuściła mniej-więcej w środku przedostatniego odcinka - ten też nie był zbyt natchniony.
Narazie planuję napisanie nowego FS, o nietypowej tematyce (jak myślę). Jednak wolę najpierw przygotować większą część tekstu, a dopiero później wstawić je na forum, aby uniknąć wpadek ;]
Ostatni, nie najlepszy odcinek




Dziś w mieście znów panował zamęt. Tym razem ludzie udawali się do znajomych na obiad, inni wyruszali na świąteczne spacery do parku, a zapominalscy śpieszyli do supermarketów zaopatrzyć się w jakieś smakołyki lub drobne upominki. Właśnie tam Jolanta spotkała Wiolettę, afiszującą się w kurteczce ze sztucznej skóry. „Nieumyślnie” strącała ozdoby przy słodyczach robiąc przy tym niezły rumor, kilka osób spoglądało w jej stronę, podszedł jakiś mężczyzna z obsługi i pomógł jej zbierać orzechy do koszyczka. Wiolka uśmiechała się do niego zalotnie.



- Wszystkiego najlepszego – Jolanta podeszła do Wiolki i podała jej rękę pomagając wstać.

- Najlepszego… - spojrzała za smukłą dłonią i długim ramieniem - Oh, Jolu! Ty i supermarket? Co tu robisz?

- A wybrałam się na zakupy. Myślałam, że dobrze będzie jak odwiedzę mojego brata, może ma jakieś dzieci? Kupiłabym słodkości. Co tam dla nich wybrać, jak myślisz?

- Dzieci? Czy ja wiem – z niesmakiem mruknęła Wiolka – najlepiej kup bombonierę, i tak dobrze,i tak, czy dzieciaki, czy też nie. Może wybierzesz tą z wiśniami? Pychota!




- Dzień dobry Leokadio. Chciałabym, byś popołudniu przyszła, wraz z synem, w mojej kamienicy. Za jakiś czas powinien przyjechać mój znajomy i zabrać was samochodem. Tak, wiem, że jest chory, w wozie mamy klimatyzację. Nie martw się o nic, na pewno nie będzie źle. Nie, nie chodzi o twoją pracę! Absolutnie. To zupełnie inna sprawa. Jeśli nie możesz przyjechać weź przynajmniej paczkę. Może jednak się zdecydujesz. Będę czekać. Tak, tak. Do widzenia.





- Jola? Wszystkiego najlepszego kochana – Miłosz objął siostrę – tyle lat minęło, no już, już wchodź do środka.

- Ja na chwilę, niestety… - rozejrzała się po pokoju, do którego wchodziło się zaraz z podwórza – mieszkasz sam?

- Moja droga, trzy lata temu wyprowadziła się moja lokatorka. Starsza to kobieta była i ode mnie, ale jaka sprytna i zaradna. Rodzinę znalazła we Wrocławiu. – mężczyzna zdjął płaszcz ze swojego gościa, gestem kazał usiąść przy stole – wyjechała i mnie samego zostawiła. – westchnął



- Długo tu mieszkasz? Żony nie znalazłeś, dzieci nie masz. Samotny ty taki.

- Samotny, samotny. A ty, moja droga, nie ułożyłaś sobie życia?

- Ułożyłam jak ułożyłam – zacisnęła sine z zimna usta - Od nowa żyć zaczęłam…

- Nagłe zmiany?

- Muszę iść – nagle przerwała i wstała od stołu. Miłosz zawahał się, nie wiedział jak się zachować. Po tylu latach się spotykają, a ona znów ucieka. Zatrzymać, jeszcze porozmawiać? A może pozwolić na następną przepaść. Znów żyć samotnie, osobno, jak obcy ludzie… Jola wyciągnęła rękę w stronę klamki. Zatrzymała się nagle i odwróciła głowę w stronę brata.
- Przyjdź na o 16. Przygotuję obiad. Porozmawiamy.


Odprowadziła Leokadię do drzwi jej domu. Na progu obiecała, że zajmie się remontem i postara się o lepsze warunki do życia. Bartek, opatulony nowym szalikiem, stanął z tyłu niosąc ogromną paczkę. Zza niej było tylko widać wełnianą czapeczkę i błękitne oczy, które iskrzyły radością. Leokadia wiedziała już, że nie musi się bać nagłego końca. Wszystko będzie dobrze.



Miłosz kroczył obok siostry. Ścieżka za domem Loli była zarośnięta, Jolka co chwilę potykała się o wystające korzenie spod zmarzniętej ziemi. Niepotrzebnie nałożyła nowe kozaczki. Szatyn chwycił ją pod rękę, szli dalej. Dróżka była coraz węższa, z obu stron rosły kolczaste krzewy, teraz lekko oszronione, zasuszone, jakby zamarły na czas zimy. Gdzieniegdzie były ogromne, spróchniałe już drzewa, które długimi konarami gładziły swoje korzenie. Rodzeństwo dochodziło już do zniszczonej bramy. Miłosz siłował się z zardzewiałymi wrotami, dłuższy czas nie chciały ustąpić, w końcu cienko i żałośnie zapiszczały i uchyliły się ukazując miejsce spoczynku wielu zapomnianych.

- Mam poddasze nieurządzone. Chciałbyś?
- Wydaje mi się…
- Po jutrze zbierzemy twoje rzeczy. Musimy nadrobić czas, ten czas, który minął.
- Jestem szczęśliwy.
- I ja.


***


Brązowowłosa dziewczyna zapukała do czarnych, mahoniowych drzwi. Rozległ się dźwięk stawianych kroków, szybko zdjęła frotkę i rozpuszczone już, długie włosy pogładziła dłonią. Zgrzyt zamka, ostatnie podciągnięcie pończoch i spódnicy.



- Dzień dobry pani Aniu – uśmiechnęła się radośnie, weszła do środka i wręczyła starszej kobiecie zgrabne pudełeczko obłożone w czerwony papier i z zawiązaną nań zieloną wstęgą.

– Wszystkiego najlepszego! Niech zdrowie sprzyja i radość nie opuszcza tego miejsca. A z paczuszką proszę ostrożnie, delikatne cacuszko tam schowane.

- Oh, kochanie, jak miło. Dziękuję bardzo. Rozbierz się i przejdź do salonu, zaraz przyjdę, tylko wyłączę czajnik – dało się słyszeć ciche gwizdanie z głębi mieszkania

- A pani dziś sama? Gdzie mąż?

- A telewizję ogląda, jak to zwykle – mrugnęła do dziewczyny – Adam, gość do nas zawitał – krzyknęła w stronę salonu.

„Jak tu świątecznie, jak radośnie” przemknęło jej przez głowę. „Rodzinnie i serdecznie… Każdemu tak trzeba życzyć. Każdemu”

Z pokoju wyszedł staruszek. Elegancko pokłonił się, wziął Dominikę pod rękę i wprowadził do pokoju.
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 12:52.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023