Wiadomości odwiedzających od 1341 do 1350 z 2303
-
Jak to skąd? Z głowy! :-)
A film polecam. Obejrzałem go tylko raz, ale bardzo zapadł mi w pamięć. Cała ta historia i skomplikowane podejście bohaterów do niej są bądź co bądź ciekawe. A zwłaszcza moment, gdy po pierwszym stosunku Jack i Ennis zarzekają się, że nie są gejami, a to był ich ostatni raz. W ogóle dzieło pana Lee było jedną z inspiracji do napisania "Autoportretu chłopięcego".
Tak właściwie to trudno mi nawet zdefiniować przyjaźń, nie mówiąc o podaniu jakiegoś konkretnego przykładu, a zwłaszcza filmowego. Może znalazłoby się parę literackich, ale i to nie jest pewne.
-
No to zawsze pozostaje szóstka w totka lub też szybka śmierć biznesmena i znaczny spadek.
Co można myśleć o tym przypadku? Jest po prostu śmieszny, ale i tragiczny zarazem.
-
Skoro trwałość wzajemnego wsparcia nie wystarcza, to jakie mają być kryteria prawdziwej przyjaźni?
Wiesz, jeśli chodzi o ten lot w kosmos, to istnieją dwie opcje:
- "przyszłościowa" - za x lat podróże kosmiczne staną się na tyle tanie, że praktycznie każdy będzie mógł sobie na nie pozwolić, a wtedy polecisz,
- "szybka" - w krótkim czasie zdobędziesz tak dużą sumę pieniędzy (np. poprzez przekręty lub wychodząc za biznesmena :-)), że polecisz w przyszłym roku.
Który z powyższych wariantów by Ci bardziej odpowiadał?
Filmowej? Nie wiem... Pierwsze, co mi się nasunęło, to "Tajemnica Brokeback Mountain", ale to akurat taki przegięty przypadek. :-P
-
W moim przypadku trudno mówić o jakichkolwiek zdolnościach.
Podałem taki, a nie inny przykład, bo Forrest i Jenny znali się od dzieciństwa, a ich przyjaźń przetrwała wszystkie przeciwności losu. Dlatego też mogę ją stawiać za wzór trwałości i "odnawialności" - i płeć obojga nie ma tutaj znaczenia.
Też oglądałem film, choć jednak mimo wszystko wolę książkę - jakkolwiek duże w niej jest nagromadzenie pewnego rodzaju cudowności (lot w kosmos, pobyt na Nowej Gwinei, itp.).
Może i tak, ale wolałbym widzieć tych aktywnych czytelników w komentarzach. Na razie ilekroć coś piszę, to odzywa się wciąż praktycznie ta sama ekipa.
A co do licznika odwiedzin - fakt, gdyby go nie było, to można byłoby się łudzić, że więcej osób czyta. :-]
-
Byłaś w klasie mat-fiz? :->
Dlaczego uważasz, że Władek nienawidzi kobiet?
Nie uważam, żeby to było rzadkie imię. W gimnazjum miałem taką koleżankę, w liceum także. I jeszcze moja sąsiadka z bloku tak się nazywa. Tak więc na tej podstawie śmiem sądzić, że wcale nie ma tak mało osób o tym imieniu.
Przyjaźń od zerówki? No proszę... Rzadko kiedy słyszę albo czytam o czymś takim. To prawie jak Jenny Curran i Forrest Gump. :-] Bo zawiązać wcześnie taką przyjaźń to łatwo, trochę trudniej ją utrzymać, gdy los rzuci do różnych szkół, a czasem i do różnych miast.
Co zaś się tyczy opowiadania - będę musiał zmienić rozdział I, bo jest trochę za krótki i trochę zbyt bezsensowny.
Martwi mnie też, że nie mam żadnych nowych czytelników.
-
A ja tam zwykle używam tych matematycznych prawideł do podkreślenia ich absurdalności. Dlatego odradzam Ci liczenie jakiegokolwiek prawdopodobieństwa. :-]
No cóż, kiedyś unikałem tej tematyki jak ognia. Ale któregoś razu okazała się ona niezbędna. Zresztą "Autoportret..." nie jest pierwszym moim tekstem o miłości traktującym. W "Operatorze W.C." też pojawił się pewien tego typu wątek, ale (przynajmniej na razie) nie zamierzam go tu publikować.
Nie wiem, co mogło być znakomitego w tej zapowiedzi. Po prostu ostrzegłem, że ten tekst może być dość drastyczny i obsceniczny - przynajmniej chwilami.
Chyba nie powiesz mi, że Twoja koleżanka była tak podobna do opisywanej przeze mnie postaci? Zresztą nie masz się czym przejmować - Kamila jako taka szybko zniknie z kart tej opowieści. Pozostanie tylko jej wspomnienie.
-
To nie żaden wyż intelektualny, tylko to, co pamiętam z lekcji matematyki z liceum. Nauczycielka tak się na nas darła i wściekała, że trudno było nie zapamiętać praw rządzących logiką.
O nie, rachunku prawdopodobieństwa to ja nie znam. A o czym myślisz, jeśli można wiedzieć?
-
Wiem, ale jeśli dobrze zrozumiałem Twoje sformułowanie, to:
p - picie (Jeżeli pijemy, to p=1.)
Abstynencja <=> ~p (a ~p=0, czyli nie pijemy)
"Uniknąć abstynencji" <=> ~(~p)=1, czyli pijemy.
"Nie uniknąć abstynencji" <=> ~[~(~p)]=0, czyli nie pijemy.
Stąd wyprowadziłem wniosek, że nie piłaś, co pochwaliłem.
W domu też jest dobre miejsce do imprezowania. Zwłaszcza gdy się mieszka samemu albo z partnerem/partnerką. Ale ja najbardziej lubię u znajomych albo na sali. W klubach jest zwykle drożyzna, a w domu to zwykle nie mam jak i kiedy imprezować.
-
Problem w tym, że ta równowaga jest u mnie trochę zachwiana, ale mniejsza o to.
"Nie uniknęłaś abstynencji"? To może i dobrze - przynajmniej dla Twojego mózgu i wątroby. A imprezowałaś w jakimś klubie, jeśli można wiedzieć? A może u znajomych?
-
Tak, świętuję. W środę byłem w klubie (a przy okazji posiedziałem u kolegi), w piątek na imprezie, tego wieczoru poszedłem z kolegami na pizzę. Mam serdecznie dość zabaw i wyjść na ten tydzień. Pragnę świętego spokoju.
W ogóle ostatnio mam zły nastrój.
Trochę - to znaczy?