Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 05.04.2012, 16:26   #1
Silver
 
Avatar Silver
 
Zarejestrowany: 23.05.2011
Skąd: Nowogrodziec
Płeć: Kobieta
Postów: 139
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Melodia Strachu

Cytat:
Napisał Vipera Zobacz post
"Niech Twą duszę mrok pochłonie,
Lilith matka Twą się stanie,
Niech jej moc w Twych żyłach płonie,
Bramy piekła staną Ci otworem,
Dziecię nocy przybądź na me wezwanie,
Zaśnij i obudź się na nowo,
Śpij…"
boskie! Sama wymyśliłaś?
błędy poprawiłam przy okazji

Ten sen Alice trochę przybliżył mi powód, dla którego Mark się mści. Chociaż z drugiej strony to nie miała wpływu na mordercę (chyba, że miała), więc nie wiem po co to zamieszanie. Co innego jakby go sama zabiła albo wynajęła płatnego mordercę Nie pasowało mi jeszcze to ---> "niektórzy rozchodzili się do domów, a inni wracali do klubu". To trochę nieprawdopodobne żeby ludzie się rozchodzili. W takich sytuacjach raczej zbiera się pół miasta a rozchodzą się dopiero wtedy jak policja ich przegania

Wracając do listu to nie mam pojęcia od kogo jest. Najpierw pomyślałam o Vincencie ale potem stwierdziłam, że faktycznie może być od Marka.

Rozmowa z barmanką (nie wiem jak odmienić jej imię ) Tutaj też mi coś nie pasuje. Opisując ucieczkę tej dziewczyny, porównywała ją do Sanae. Przecież w Tokio jest mnóstwo ludzi i to mógł być każdy to tylko taka uwaga, bo jak dla mnie to trochę sztucznie brzmiało.

Ach, już tak długo czekam na Vinca... kiedy się w końcu pojawi?
I muszę przyznać, że Melodia Strachu jest na bardzo wysokim miejscu w moim rankingu ulubionych FS
Mam nadzieję, że na następny odcinek nie każesz nam tak długo czekać ^^
Silver jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 10.04.2012, 19:50   #2
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Melodia Strachu

Z góry przepaszam za ilość zdjęć i takie długie przerwy, ale miałam mały kłopo techniczny, a mianowicie... wzięło mi kilka fot :/
Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko będzie się podobać.


Rozdział 3
„Tajemnica”


Rozmowa z matką oczywiście nie wyszła. Był to kolejny wieczór, kiedy zadzwoniła do domu i oznajmiła, że jest jej przykro, ale musi zostać do późna w pracy. Do cholery! Co to za praca, w której człowiek musi gnić ponad dwanaście godzin dziennie! Ba… czasem nawet w święta i urodziny swoich dzieci, dzięki czemu stają się dla nich prawie obcymi osobami. Dalecy znajomi, których widuje się raz za czas na ulicy i rzuci od niechcenia krótkie „cześć”. Takimi właśnie osobami, już jakiś czas temu stali się rodzice dla Sanae. Nie potrafiła już z nimi rozmawiać, a kiedy dochodziło do przypadkowego spotkania w kuchni, bądź w pokoju, robiła się zimna jak lód. Głos matki stawał się denerwujący, niczym brzęczenie natrętnej muchy. Kiedy zaczynała prawić kazania i narzekać na różne rzeczy, Sanae miała ochotę krzyczeć. Bywało czasem, że nawet to robiła. Nigdy nie należała do ludzi, którzy woleli trzymać żale w sobie, aby nie sprawić przykrości innym. Zawsze mówiła to, co leżało jej na sercu. Przez to, od jakiegoś czasu żadna z rodzinnych rozmów, nie przypominała rozmowy, tylko ciągnące się w nieskończoność kłótnie.
Akiry nigdy przy tym nie było. Kiedy tylko jego siostra zaczynała wykrzykiwać to, co jej nie pasuje, uciekał do pokoju lub wychodził z domu. Kiedy wracał po paru godzinach – najczęściej wieczorem – próbował udawać, że wszystko jest w porządku, jednak niestety nigdy tak nie było. Sanae czuła, że chłopak przezywa całą tę sytuację bardziej niż ona. Nic dziwnego z resztą. Akira ma dopiero czternaście lat i potrzebuje rodziców, a w szczególności ojca. Chciałby chociaż raz zobaczyć go na boisku, oglądającego mecz koszykówki, w którym brał udział. Chciał, aby ojciec był z niego dumny. Niestety. Przez tą jego cholerną pracę, nigdy nie ma dla syna czasu.
Sanae odwróciła się na drugi bok i spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej. Dochodziła druga w nocy, a rodziców nadal nie było. Akira tego dnia miał mieć kolejny mecz, na którym jak zwykle zabraknie ojca. Sanae jednak pójdzie. Chodzi na każdy mecz, a potem zabiera brata na pizze, aby chociaż trochę poprawić mu humor. Mimo tych wszystkich sprzeczek, docinek i psikusów, kocha tego krasnala i boli ja widząc jego spojrzenie, pełne tęsknoty i smutku, kiedy patrzy na trybuny.
Następnym razem wygarnie ojcu wszystko.
Jeśli Akira nie potrafi, to ja to zrobię. Przytuliła się do swojej ulubionej poduszki i usnęła ze swoim nowym postanowieniem.

Budzik zawiadomił ją o przymusie wstania, już o szóstej trzydzieści. Był to poniedziałkowy ranek, dlatego musiała niechętnie zwlec się z ciepłego łóżka i ogarnąć przed wyjściem do szkoły. Wzięła szybki prysznic, przebrała się w swój granatowy mundurek i przeczesując palcami jeszcze mokre włosy, zeszła po schodach do kuchni. Przy blacie kuchennym, na wysokim krześle siedział Akira, mieszając łyżką w talerzu płatów śniadaniowych. Sanae przystanęła w salonie patrząc na niego badawczo. Wiedziała o czym myślał, więc zrobiło jej się smutno. Każdego ranka w dniu meczu, siedział w tej samej pozycji i dzióbał sztućcami w śniadaniu. Westchnęła głośno, a następnie przeszła przez małą jadalnię do kuchni i oparłszy się o szafkę, zmierzwiła bratu włosy.
– Nie zamulaj krasnalu i zjadaj te płatki. Nie musisz odprawiać nad nimi modłów – powiedziała z uśmiechem. – Masz wygrać dzisiaj mecz, więc potrzebujesz dużo energii. Za zwycięstwo zabiorę cię na pizze.

– Zabierasz mnie niezależnie od wyniku, więc co to za różnica? – mruknął, nabierając płatki na łyżkę
– Nie zależy ci? – zapytała, unosząc jedną brew.
– Sam nie wiem.
– Pamiętaj, że robisz to dla siebie, ponieważ to lubisz, a nie żeby uszczęśliwiać innych, lub coś im pokazać. – Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, aż Akira spuścił wzrok i zabrał się za jedzenie. Ona natomiast otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej karton mleka.
Po paru minutach dwa puste talerze wylądowały w zmywarce i oboje opuścili dom.

*

Sanae wbiegła po kamiennych schodkach prowadzących do szkoły. Jak zwykle była spóźniona, za co skarcił ją wzrokiem woźny, zamiatający chodnik. Wpadła do budynku, przebrała pośpiesznie buty i udała się w stronę klasy, gdzie odbywał się język japoński z profesorem Wong’iem.
– Tak właśnie myślałem, że się spóźnisz, Matsuda! – wykrzyknął nauczyciel, gdy tylko przekroczyła próg. Uśmiechnęła się niewinnie i rzucając krótkie „przepraszam” zajęła swoje miejsce. Kei’a tego dnia nie było. Patrząc na jego pustą ławkę, zastanawiała się, czy wszystko z nim w porządku. Właściwie to nie słyszała się z nim od sobotniego koncertu. Domyślała się jednak, że Shun może znać przyczynę nieobecności przyjaciela, a przecież musiała z nim porozmawiać, więc niebawem wszystkiego się dowie.
Oparła się wygodnie o oparcie krzesła i wbiła wzrok w różowe kwiatki wiśni, które porwane prze wiatr wirowały nad koronami drzew. Lekcja wydawała się ciągnąc w nieskończoność, gdyż sensei omawiał wyjątkowo nudny wiersz, jakiegoś starego, wąsatego poety. Wszystko co było tam opisane, nie miało najmniejszego sensu. Zawsze w takich sytuacjach zastanawiała się, po kiego grzyba zanudzają uczniów czymś bezsensownym i w niczym nie przydatnym do życia. Niestety szkoła jest właściwie po to, aby skrócić uczniom dzieciństwo, bo przecież jego większą część spędzało się właśnie tam. Westchnęła z ulgą słysząc dzwonek ogłaszający koniec tortur. Podniosła się szybko z siedzenia i wybiegła na korytarz w poszukiwaniu Shuna.
Nie musiała go długo szukać, gdyż zauważyła go przez okno, gdy tylko wyszła z sali.
Stał w towarzystwie swojego kolegi z klasy, otoczony grupką roześmianych pierwszoklasistek. Znowu te plastiki – pomyślała zdegustowana, zmierzając w stronę drzwi wejściowych.
– Shun! – zawołała, wychodząc na plac, wykładany kolorowymi płytkami.
Na dźwięk jej głosu, chłopak odwrócił się momentalnie i przepraszając laleczki, wyszedł z kręgu,uśmiechając się szeroko. Na ten widok i ona uśmiechnęła się, chociaż jeszcze przed chwilą wcale nie miała na to ochoty. Ten chłopak obdarzony był dobrą aurą. Gdzie tylko się znalazł, swym uśmiechem potrafił rozświetlić najbardziej smutną duszę. Pewnie za to tak go uwielbiała.
– Hej Sanae – powiedział, stając obok niej.
– Boli jeszcze? – zapytała, wskazując na zaklejony plastrem policzek przyjaciela.
– Nie bardzo, ale chyba nie o to chciałaś zapytać?
– Masz rację, chociaż o to też. Możemy spotkać się po lekcjach?
– Jasne, a gdzie?
– Ostatni masz w–f, prawda? – zapytała, patrząc w jego błyszczące oczy. – Moglibyśmy się spotkać na boisku szkolnym. Muszę z tobą porozmawiać jeszcze dzisiaj, a później nie dam rady. Akira ma mecz kosza, na którym muszę być.
– Okey, spoko – odpowiedział, odgarniając jej włosy z czoła. – Ładnie wyglądasz.
– Dzięki – mruknęła nieco speszona. – Wiesz może dlaczego Kei nie zjawił się dzisiaj w szkole?
– Tak. Byłem wczoraj u niego i zamówiliśmy sobie jedzenie, w którym były orzechy. Biedak ma na nie alergię i wieczorem napisał mi esa, ze wymiotuje dalej niż widzi – zaśmiał się krótko. – Ten to ma szczęście.
– Rany, biedaczysko – przejęła się dziewczyna.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek i wszyscy rozbiegli się do klas. Sanae pożegnała się z przyjacielem i ruszyła na angielski.
Na szczęście reszta lekcji minęła dość szybko. Może dlatego, że przez większość czasu dziewczyna rozmyślała o wydarzeniach z najbliższych dni. Czy to wszystko jest ze sobą jakoś powiązane? No i o co chodziło nadawcy tajemniczego listu. Przeczytała go już tyle razy, myślała wiele godzin i nadal nie mogła go zrozumieć. Nie miała najmniejszego pojęcia czego może dotyczyć wiersz, już nie wspominając tego co pisało pod spodem. Jedyne co wiedziała, to to, że Lilith była demonem… no ale co to ma wspólnego z nią?
Słysząc dzwonek obwieszczający koniec lekcji na ten dzień, otrząsnęła się z przemyśleń i wyszła z klasy udając się w stronę boiska szkolnego. Otworzyła tylne drzwi, czując przyjemny powiew chłodnego wiatru. Przechodząc przez mały placyk za budynkiem, zauważyła, że chłopcy wchodzą właśnie do szatni. Usiadła na jednej z ławek, znajdujących się za siatką odgradzającą boisko od murów szkoły i wyciągnęła z torby bordową kopertę.
Po paru minutach z szatni wybiegł Shun, w ręce trzymając czarną torbę treningową. Na sobie miał strój sportowy, jednak nie był to ten, którego używał na w–f. Zapewne zaraz po lekcjach, miał iść na trening przed zawodami z boksu. Sanae nigdy nie podobało się zainteresowanie przyjaciela, jednak raczej nikt nie był w stanie wybić mu tego z głowy. Usiadł obok niej na ławce i odłożył torbę na bok.

– Coś taka skupiona? – zapytał z uśmiechem, opierając łokcie na kolanach.
– Znalazłam to wczoraj na łóżku, kiedy wróciłam do domu – powiedziała, podając mu kopertę. – Nie wiem, co mam o tym myśleć. To wszystko jest takie dziwne…
Chłopak wyciągnął list i przeczytał go w myślach, marszcząc brwi.
– Masz już jakąś teorię na ten temat? – zapytał po chwili, nie spuszczając wzroku z kartki.
– Niestety nie. Miałam nadzieję, że ty coś wymyślisz. – odpowiedziała
– Wiem, że Lilith była demonem, ale jakoś nigdy się tym specjalnie nie interesowałem. Możliwe, że była uważana za kogoś jeszcze, ale trzeba by to sprawdzić w Internecie. Co do reszty… Myślę, że wujek Google będzie wiedział więcej ode mnie.
– Yh, no tak. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam? Postaram się to sprawdzić dzisiaj wieczorem i poukładać. Chciałabym jeszcze wiedzieć kto mi to podrzucił. Ze zdania napisanego pod wierszem wynika, że ten ktoś mnie zna, a przynajmniej wie jak mam na imię… myślę… myślę, że ten list ma związek z tym psychopatą – powiedziała, podnosząc wzrok, aby spojrzeć mu w oczy – Ten facet chce mi coś zrobić. Jestem tego pewna.
– Sanae, to mógł być przypadek. Ten psychol morduje przypadkowe osoby. Po prostu byliśmy w złym miejscu, w złym czasie… Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. – odpowiedział, obejmując ją ramieniem. – Będzie dobrze.
– Nie Shun, nie będzie dobrze. Czuje to – powiedziała dziewczyna, spoglądając na porośnięte trawą boisko. – W piątek, kiedy wracałam z kawiarni do domu, czułam się dziwnie… jakby ktoś mnie obserwował. Było ciemno, cicho i wszędzie pusto – przerwała, aby odchrząknąć. – Przechodząc przez park zauważyłam mężczyznę stojącego w uliczce… Palił papierosa i patrzył prosto na mnie. To był on, na pewno, wyglądał tak samo jak w sobotę. Kiedy już miałam wrażenie, że zacznie mnie gonić, podszedłeś do mnie, a on zniknął. Pamiętasz? Pytałam ci się nawet, czy widzisz kogoś w uliczce…
– Tak, pamiętam – odpowiedział po chwili. – Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś wcześniej?
– I tak nic byś z tym nie zrobił. Zresztą, nie chcę, żebyś się w jakikolwiek sposób narażał dla mnie.
– Myślisz, że będę siedzieć bezczynnie, kiedy jakiś psychopata próbuje zabić osobę na której mi zależy? Sanae, trzeba to zgłosić na policję. Nie można tego tak zostawić.
– Nie będę tego nigdzie zgłaszać – warknęła
– Może porozmawiasz z rodzicami? – ciągnął chłopak, jakby nawet jej nie słyszał jej odpowiedzi.
–Co? Jeszcze czego! – krzyknęła, podnosząc się gwałtownie z ławki. – Oni są tak zapracowani, że nawet nie mają pięciu minut na rozmowę. Nie widzę w tym najmniejszego sensu, jedyne co matka zrobi, to karze mi wracać zaraz po szkole do domu i nie wychodzić po zmierzchu. W ten sposób dojdzie do kolejnej kłótni. Ja mam już tego dość! Mieszkam z ludźmi, którzy są mi praktycznie obcy. Na dodatek krzywdzą Akire. Nie mogę im o tym powiedzieć i nie chcę.
– Ale oni w końcu pracują w policji, prawda? Na pewno nie zostawią tej sprawy… Bądź co bądź, są twoimi rodzicami. Kochają cię i nie chcą twojej krzywdy. – wyciągnął rękę, aby jej dotknąć, jednak cofnęła się. – Sanae…
– Nic nie rozumiesz, Shun. Przyszłam właśnie do ciebie, bo przeżyłeś w sobotę to samo, bo jesteś moim przyjacielem, ufam ci i miałam nadzieję, że pomożesz mi rozszyfrować list. Chyba jednak mogłam ci nic nie mówić i zrobić wszystko sama – powiedziała spokojnie, marszcząc brwi. – Przepraszam, że zmarnowałeś przeze mnie tyle czasu. Cześć.
– Sanae daj spokój. Ja się po prostu martwię o ciebie! – krzyknął, łapiąc ja za rękę. – Sanae!
– Puść mnie! – warknęła, próbując uwolnić się z jego silnego uścisku.
– Nie! Nie puszczę cię, nie dam ci tak po prostu odejść. Nie kiedy jesteś na mnie zła. – pociągnął ją do siebie i objął mocno, wtulając twarz w jej lśniące włosy. – Nie chcę żeby coś ci się stało. Jesteś dla mnie zbyt ważna. Martwię się… to wszystko.
– Shun…
– Przyjaciele są na dobre i na złe, a nie tylko wtedy, kiedy jest super i cacy. Pamiętaj, że zawsze jestem do twojej dyspozycji i możesz powiedzieć mi wszystko. No i masz jeszcze Kei’a. – ciągnął dalej. – Nie bądź na mnie zła. Chciałem dobrze, jednak jeśli nie chcesz nic mówić rodzicom, to chociaż mnie nie odpychaj.
Stali przez chwilę bez słowa. Sanae czuła, że głupio postąpiła wydzierając się na Shuna. Wiedziała, że chce dla niej jak najlepiej, a jednak wzmianka o rodzicach sprawiła, że cała aż zaczęła się gotować. Jej także na nim zależało i nie chciała go odtrącać.
– Przepraszam. Poniosło mnie – mruknęła w końcu, odsuwając się od niego, aby spojrzeć mu w oczy. – Po prostu… yh… rodzice stali się dla mnie obcy. Nie potrafię już z nimi rozmawiać. Przez większość czasu nie ma ich w domu, a kiedy są… czuję się jakbym im zawadzała. Wiem, że się o mnie martwisz i jeszcze raz przepraszam.

W odpowiedzi nachylił się lekko i pocałował ją. Sanae zarzuciła mu ręce na szyje i przysunęła się bliżej, aby przeciągnąć pocałunek. Niestety nie na długo, gdyż po chwili rozległ się dzwonek komórki Shuna. Chłopak odsunął się niechętnie, wyrzucają z siebie dziesiątki tortur, jakim podda osobę dzwoniącą, za przerwanie mu tej pięknej chwili. Wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
– Co chcesz? – syknął niezwykle „miłym” głosem. – Nie zapomniałem… spoko… rany, nic się nie stanie, jak czasem się spóźnię… nakopie ci do dupy!.... sam ssij, łosiu! – rozłączył się.
– Co za kretyn – mruknął pod nosem, chowają komórkę. – Musze iść na trening, bo ta hołota beze mnie nie zacznie.
– Ah, ja też już muszę iść. Mecz Akiry.
Shun podniósł torbę z ziemi i zarzucił ja na ramię. Oboje ruszyli w stronę wyjścia z terenu szkoły.
– Pomogę ci jutro z tym listem, okey?
– Dobrze. Uważaj na treningu. – Pocałowała go jeszcze na pożegnanie, a następnie uśmiechnęła i skręciła w stronę domu.
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 10.04.2012, 22:10   #3
Paulasia12
 
Avatar Paulasia12
 
Zarejestrowany: 10.06.2009
Skąd: Bydgoszcz
Wiek: 29
Płeć: Kobieta
Postów: 68
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Melodia Strachu

Ooo Vipera! Niezmiernie się cieszę, że wróciłaś (tak wiem, troche zamuliłam, przyznam się bez bicia) Jezuuuuu! I to na dodatek z Melodią Niech tylko sobie przypomnę Vincenta niach niach
Mam nadzieję, że tym razem dokończysz Melodię i nie zasmucisz mnie w połowie, że niedość kończysz pisać, to jeszcze usuwasz cały temat
A pytanie: Udało się Tobie zrealizować chociaż w połowię plan z napisaniem książki o Melodii? Wybacz, strasznie ciekawska jestem ...
Trza zacząć czytać od początku, no nic
Zabieram się zaczytanie jak na razie, i napisze co i jak.
__________________
Trololo ... =)

Ostatnio edytowane przez Paulasia12 : 10.04.2012 - 22:20
Paulasia12 jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 04.05.2012, 13:46   #4
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Melodia Strachu

Ciemnowłosa kobieta, marszcząc brwi, nachyliła się nad dokumentami rozłożonymi na biurku. Pogrzebała między stertą papierów szukając tych, które ją interesowały. Po chwili dojrzała dwie kartki spięte ze sobą spinaczem, leżące na włączonym laptopie. Westchnęła głośno i wzięła je do ręki. Przez moment patrzyła na nie w skupieniu, studiując wyrysowane drogi z oznaczonymi na czerwono budynkami. Podeszła do wiszącej na ścianie dużej, biało–czarnej mapy i wolną ręką sięgnęła po kolorowe pineski. Przyczepiła kilka w trzech miejscach i odsunęła się nieco, aby spojrzeć na to, co jej wyszło.
– Ciekawe – powiedziała do siebie, krzyżując ręce na piesiach. Kiedy odkładała dokumenty na biurko, usłyszała pukanie do drzwi, a zaraz potem do gabinetu wszedł Murai z grubą, granatową teczką i kubkiem kawy w rękach. Postawił naczynie obok komputera i spojrzał na wiszącą mapę.
– Dziękuję – powiedziała Alice, siadając za biurkiem. – Marzyłam już o kawie.

– Domyśliłem się. Masz to marzenie wymalowane na twarzy – odpowiedział mężczyzna. – Jako bonus do napoju, przyniosłem wieści. Jack’owi udało się znaleźć kawałek materiału w miejscu, gdzie ostatnio doszło do ataku. Niestety policja utrudniała nam prace, więc nie mamy nic innego, poza tym skrawkiem.
– To i tak dobrze.
– Owszem. Materiał został już oddany do laboratorium – powiedział Murai, siadając na krześle naprzeciw żony. – Jeśli chodzi o Mark’a… Nic nie mamy.
– Jak to nic? Przecież nasi ludzie śledzili go wczoraj! – zdziwiła się kobieta, biorąc do ręki jeszcze ciepły kubek. – Zauważył ich?
– Prawdopodobnie tak. Podobno zniknął im z oczu niedaleko świątyni w centrum.
– Cholera! W taki sposób nigdy nie znajdziemy ich kryjówki! – warknęła Alice. – Zostaje nam czekać na wynik z laboratorium. Miejmy nadzieje, że ofiara zdołała uciec.
– Może pójdę zajrzeć jak im idzie… – W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi i do środka weszła niska, szczupła japonka. – No i proszę! Nigdzie nie muszę chodzić, jak miło.
– Przyniosłam wyniki – poinformowała, podając Alice papiery.
– Dziękuję Hikari. – Kobieta spojrzała na treść dokumentu, marszcząc brwi. – O! widzę, że już wszystko sprawdzone. Świetnie!
– Sprężyli się dzisiaj – zauważył Murai, zerkając przez ramie żony na wyniki. – Kihara Shun?
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Na obu twarzach pojawiło się zdziwienie. Alice rzuciła okiem jeszcze raz na kartkę i mruknęła coś pod nosem.
– Czy to nie przyjaciel Sanae? – zapytał Murai. Kobieta milczała, przez cały czas wpatrując się w wydrukowane nazwisko. – Może to jednak ktoś inny?
– Nie. Wszystko się zgadza. To na pewno on.
– Ale jak to… przecież… Sanae mówiła, że po koncercie poszła do Shun’a, więc musieli być razem. Z tego wynika, że… Ten bydlak ścigał naszą córkę!?
– Na to wygląda – odpowiedziała spokojnie Alice, odkładając dokumenty na biurko.

– Alice, powinniśmy jej powiedzieć. – Murai podszedł do okna i odsłonił żaluzje. Na zewnątrz zaczynało się powoli ściemniać.
– Nie! Rozmawialiśmy już na ten temat. Nie zmienię zdania!
– Teraz sytuacja się zmieniła! – warknął mężczyzna. – Ona jest w niebezpieczeństwie! Powinniśmy…
– Nie zgadzam się! – krzyknęła, uderzając pięścią w biurko. – Moja córka nie będzie prowadzić takiego życia jak ja!
– Nie musi Alice, ale ona jest teraz całkowicie bezbronna. Jeśli wpadnie w ich łapy, to w żaden sposób się nie obroni. My jesteśmy w stanie, a ona nie, chociaż jest naszą córką. W naszych żyłach płynie ta sama krew!
– Właśnie… my jesteśmy w stanie. Dlatego to MY będziemy ją chronić, ona nie musi o niczym wiedzieć – powiedziała kobieta, wyłączając laptopa. – Wracajmy do domu. Musimy porozmawiać z dziećmi.
– Ona nas znienawidzi… – szepnął Murai, patrząc za okno. – Do tego chcesz doprowadzić.
– Kiedyś nam za to podziękuje. Kiedy to wszystko się skończy, powiem jej kim jest.
– Jeśli prędzej nie zginie.

*

– Ah! Pizza była pyyyyszna! – zawołała Sanae, klepiąc się po żołądku. – No to dokąd teraz chcesz iść? Może do salonu gier, albo na karaoke?
– Jeszcze coś? O rany! Coś się dzisiaj taka rozrzutna zrobiła? – zapytał Akira, wpatrując się w siostrę, jakby nagle zafarbowała włosy na jaskrawy róż i założyła leginsy w zielona panterkę.
– Nie marudź tylko korzystaj, krasnalu. Drugiej szansy możesz nie mieć – powiedziała z uśmiechem dziewczyna, mierzwiąc mu włosy. – Musimy uczcić twoja wygraną. Świetnie się spisałeś.
– Skoro tak, to chodźmy na karaoke. Mam dość myślenia, jak na jeden dzień – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Przecisnęli się przez tłum ludzi wychodzących z supermarketu i skręcili w boczną uliczkę, udając się w stronę baru z karaoke. Dochodziła dwudziesta pierwsza i na następny dzień oboje musieli wstać do szkoły, jednak Sanae chciała, żeby jej brat chociaż raz nie myślał o tym, że jego ojciec znowu zapomniał przyjść na mecz. Domyślała się, że w żaden sposób mu go nie zastąpi, jednak cieszyła się, widząc jego roześmianą twarz. Kiedy zbliżali się do drzwi baru, zadzwonił telefon. Dziewczyna wyciągnęła go z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. Mama. Westchnęła głęboko i nacisnęła klawisz, aby odebrać.
– Słucham?
– Sanae gdzie jesteś? – usłyszała zdenerwowany głos po drugiej stronie słuchawki. – Powinnaś być już dawno w domu. Czy Akira jest z tobą?
– Od kiedy zaczęłaś zauważać moją nieobecność? – zapytała gniewnie Sanae.
– Nie pyskuj! I wracaj do domu. Pytałam też, czy Akira jest z tobą.
– Owszem, jest – odpowiedziała krótko, planując nie wdawać się w bezsensowną dyskusję przez telefon. – Idziemy na karaoke, uczcić wygraną meczu.
– Możecie sobie zrobić karaoke w domu. Macie natychmiast wracać, na ulicach jest teraz niebezpiecznie – powiedziała Alice głosem, który wskazywał na to, że nie życzy sobie jakiegokolwiek sprzeciwu. Sanae jednak miała ogromna ochotę zrobić jej na złość i wrócić do domu dopiero o północy. Już miała odpowiedzieć w wyjątkowo wredny sposób, kiedy poczuła, że Akira kładzie jej rękę na ramieniu.
– Zostaw – wyszeptał ruszają w drogę powrotną. Dziewczyna nie powiedziała nic więcej. Rozłączyła się i pobiegła za bratem chowając telefon.

*

Spacer zajął im około dwudziestu minut. Przez cały ten czas szli w milczeniu, z wzrokiem wbitym w chodnik. Sanae była wściekła. Miała ochotę wejść do domu i zrobić taką awanturę, jakiej jeszcze nie było. Tak się starała umilić bratu dzień, a matka po prostu kilkoma zdaniami wszystko zniszczyła. Jak zwykle. Ona potrafiła zawsze wszystko zepsuć.
Kiedy doszli pod dom, w salonie i kuchni paliło się światło. Świetnie, rodzice na nich czekają, a więc wreszcie ma okazję wyrzucić z siebie wszystko co jej leży na sercu.
Otworzyła drzwi i nie czekając na brata, zdjęła buty i ruszyła do pokoju. Rodzice siedzieli na jasnej kanapie i oglądali telewizję. Słysząc kroki oboje spojrzeli na wściekła córkę, która stanęła przed nimi z rękami opartymi na biodrach.
– Nie lubię jak odkładasz słuchawkę bez słowa – powiedziała Alice.
– Właśnie dlatego odłożyłam – warknęła dziewczyna. – Zniszczyłaś synowi wieczór. Zadowolona jesteś z siebie?
– Jak ty się odzywasz do matki?! – zainterweniował Murai, wyłączając telewizor.
– Normalnie. Chyba nie oczekujesz, że będę się zwracała „kochana mamusiu” do osoby, której praktycznie nie widuję?! – krzyknęła Sanae. – Przestańcie wreszcie udawać, że wszystko jest w porządku i jesteśmy szczęśliwą, kochająca się rodzinką. Już od paru lat tak nie jest, więc skończcie z tą szopką!
– Sanae…
– Daj mi skończyć tato! – syknęła przez zęby, czując, że robi jej się gorąco z nerwów. – Jaka to praca jest tak ważna, że nie można poświęcić paru godzin swojemu synowi? Co to za cholerna robota, w której musicie siedzieć po kilkanaście godzin dziennie?!

– Córciu, pracujemy w policji i dobrze o tym wiesz. Teraz kiedy grasuje ten morderca, mamy dużo na głowie. Próbujemy go złapać, żeby między innymi tobie nie zagrażało niebezpieczeństwo – powiedział spokojnie ojciec, wstając z kanapy. – Wiem, że nie poświęcam wam za wiele czasu…
– Za wiele czasu? – prychnęła dziewczyna. – Ciebie nigdy nie ma! Już prawie zapomniałam jak wyglądasz. Wiesz ile razy obiecałeś, że pójdziesz na mecz Akiry? Wiele… ale oczywiście na żadnym cię nie było. Dzisiaj także.
– Sanae zostaw to… – zaczął Akira, stojący na schodach, jednak siostra uciszyła go ruchem ręki.
– Nie, nie zostawię tego! – krzyknęła nie odrywając wzroku od ojca. – Jakim prawem matka mi rozkazuje, skoro nawet nie wie co się ze mną dzieje?! – zerknęła na Alice, która cały czas siedziała spokojnie na kanapie i przyglądała jej się. – Tak mamo. Od trzech lat prawie ze sobą nie rozmawiamy. Od trzech cholernych lat nie złożyłaś mi nawet życzeń tego samego dnia, w którym mam urodziny. Może mi teraz powiesz, że łapiecie tego samego mordercę od tamtej pory? A może mnie po prostu okłamujecie i wcale nie pracujecie w policji? Widząc jak ojciec mojej koleżanki ze szkoły, zabiera co niedzielę rodzinę na wycieczkę, o coś mi tu nie pasuje. Dziwne, że on ma czas dla swoich dzieci, a wy dla nas nie macie. Jak to jest?
– Dosyć tego Sanae – przemówiła Alice, wstając z siedzenia. – Wszystko co robimy, to dla waszego dobra. Aby wam niczego nie brakowało. Przykro mi, że tak was zaniedbaliśmy z ojcem przez ostatnie lata, postaramy się to wam jakoś wynagrodzić. Jutro wrócę wcześniej i zrobię kolacje. Co wy na to?
– Zjemy ją wspólnie? – zapytał Akira, z nutką entuzjazmu w głosie.
– Oczywiście, kochanie, prawda Murai? – zwróciła się do stojącego obok męża.
– Tak. Myślę, że nie będzie problemu z wcześniejszym wyjściem z pracy.
– I myślisz, że to nam wystarczy?– zapytała Sanae
– To na początek. Od czegoś trzeba zacząć – podeszła do niej, podnosząc rękę aby pogłaskać córkę po głowie, jednak ta szybko odsunęła się. – Sanae… przepraszam cię.
Nie odpowiedziała. Odwróciła się w stronę schodów na piętro i powoli ruszyła przed siebie.
– Idę do siebie. Dobranoc – rzuciła wchodząc na stopień.
– Dobranoc.

*

Sanae wdrapała się na piętro, weszła do swojego pokoju i oparła się plecami o drzwi. Czuła, że serce wali jej jak oszalałe i z nerwów cała się trzęsie. Rodzice zachowywali się tak, jakby w ogóle nie byli świadomi tego, że ich dzieci tęsknią.
Biedny Akira – pomyślała, spoglądając na biurko. Widząc leżący na nim list w bordowej kopercie z różą, przypomniała sobie, że miała poszperać w Internecie.
Usiadła na krześle i włączając komputer, który przywitał ją śmiesznym obrazkiem, na którym widniało kilka postaci z „Hakuouki”. Nie mogła się powstrzymać aby się nie uśmiechnąć, widząc ich miny na całym ekranie. Po chwili obrazek zniknął i pojawiła się ponura tapeta i równie ciemne ikony. Kliknęła na wyszukiwarkę i kiedy ukazała jej się strona startowa, wpisała hasło „Lilith”.
Wujek Google, jak zwykle chciał być pomocny, zasypując ją stronami, które w większości odbiegały od tematu. Po przeczytaniu kilku stron od góry, stwierdziła, że chyba nadal będzie żyć w niewiedzy. Na każdej było napisane co innego, więc nie miała pojęcia, o którą wersję chodziło autorowi listu.
Według Wiki, Lilith była mezopotamskim demonem, który porywał dzieci, a także żoną biblijnego Adama. Czytając skrzywiła się. Nie bardzo wiedziała, co to niby ma wspólnego z nią. Na kolejnej przypadkowej stronie było napisane, że jest ona Boginią, na innej, że sukubem.
Po godzinie poszukiwań, kiedy miała już wszystkiego serdecznie dość, natrafiła na ciekawy link. Kliknęła na niego i zagłębiła się w lekturze czerwonego tekstu, na czarnym tle. Zawsze interesowała się istotami fantastycznymi, dlatego strona pochłonęła ja całkowicie. Znajdywały się tam opisy smoków, elfów, wilkołaków i wielu innych stworzeń, o których czytała z książek.

Zjechała kursorem na sam dół i omal nie jęknęła, czytając nagłówek ostatniego posta „Wampiryczni Bogowie”
Powiększyła sobie czcionkę, aby lepiej widzieć małe, jaskrawe literki na ciemnym tle i zabrała się za czytanie.
„Bóg stworzył Adama i Lilith jednocześnie, jako jedną istotę połączoną plecami, a potem by ich ciągłe spory uśmierzyć stwór ten został podzielony na dwie istoty. Adam i Lilith ciągle się jednak kłócili, gdyż Lilith była jedyną istotą na świecie, która Adamowi nie chciała się podporządkować. Uznawała się za równą jemu, gdyż tak jak on została stworzona przez Boga. Kiedy Adam próbował przemocą zmusić ją do posłuszeństwa, Lilith wykrzyknęła tajemne niewymawialne imię Boga (Szem ha–meforasz), wzniosła się w powietrze na skrzydłach które jej urosły i na zawsze odeszła.” – przerwała na chwilę i spojrzała nieco niżej, gdyż notka była naprawdę długa, a przez kolor źle się na nią patrzyło –„… Lilith znana jest też Mroczną Boginią Matką dla wielu praktykujących wampirów. Jest uważana za prawdziwego wampira i kochankę Kaina, najpiękniejszą syrenę oraz uwodzicielkę.”
Sanae odsunęła się od komputera i przetarła dłońmi zmęczone oczy. Miała mętlik w głowie. Przeczytała tyle różnych wiadomości, jednak nie wiedziała, która z nich jest prawidłowa. Która pasuje do Lilith z listu. Każda z wersji była fantastyczna i nie widziała w tym żadnego związku ze swoją osobą. Może ktoś po prostu zrobił jej głupi żart, a ona się teraz przejmuje i szuka wskazówki? Nie, na pewno nie. Kto miałby coś takiego zrobić? I po co?
Wzięła do ręki bordową kopertę i wyciągnęła z niej tajemniczy list. Przeczytała jeszcze raz jego treść, rozważając różne wersje wytłumaczenia go.
– Dziecię nocy… dziecię nocy – mruknęła pod nosem, wpatrując się w kartkę – Może to być demon, albo wampir... obie wersje pasują. Piekło… demony żyją w piekle – ziewnęła przeciągle, odłożyła kopertę na biurko i spojrzała na zegarek. Dochodziła pierwsza. Wyłączyła komputer i postanawiając kontynuować rozwiązywanie zagadki po południu, rzuciła się na łóżko.
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 04.05.2012, 21:29   #5
Malin
 
Avatar Malin
 
Zarejestrowany: 09.12.2008
Skąd: moje własne Idaho
Płeć: Kobieta
Postów: 1,035
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: Melodia Strachu

Melodia... 33

Powiem (eee... napiszę tak - wkurzają mnie trochę rodzice Sanae. Rzeczywiście, no ile można siedzieć w pracy? Rozumiem jej żal i rozgoryczenie, ma prawo się wściekać, tym bardziej, że inni zapracowani rodzice, poświęcają przynajmniej ten jeden dzień na wspólne spędzenie czasu z dziećmi. Dlaczego więc oni nie mogą zrobić tego samego? ;/ Czy naprawdę nie zdają sobie sprawy, jak bardzo oddalili się od siebie? Że to, co pozostało, już nawet trudno nazwać rodziną? To Sanae robi za matkę i ojca dla Akiry, nie powinno tak być. ;/ Cieszę się, że im wygarnęła, ale szkoda tylko, iż mam wrażenie, że niewiele z tego wszystkiego do nich dotarło i tak naprawdę nadal nic się nie zmieni. Nie rozumiem Alice - z jednej strony no niby chce chronić córkę, ale z drugiej - jak ona chce to robić siedząc za biurkiem? Szczera rozmowa z córką na pewno by więcej zdziałała, tylko że nie wiem, czy Sanae chciałaby jej słuchać, one praktycznie nie mają już żadnego kontaktu.
No i nadal nie wiadomo, czym oni się tak naprawdę zajmują, kim są? Jakimiś pogromcami wampirów?
Standardowo, czekam na więcej. Mam nadzieję, że przerwy nie będą taaaakie długie...
Malin jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 
Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 20:52.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023