![]() |
#11 | |||
Zarejestrowany: 28.01.2008
Płeć: Mężczyzna
Postów: 3,273
Reputacja: 15
|
![]() Cytat:
![]() Diana - dzięki za komentarz! ![]() ![]() Cytat:
![]() Dzięki za komcia ![]() Cytat:
![]() ![]() A teraz czas na odcinek - trochę dłuższy tym razem ![]() ODCINEK 4 Victoria Morrison wyjrzała przez okno. Cały czas w pamięci miała bukiet róż, jaki dostała wczorajszego wieczora. „Znam wszystkie twoje grzechy, powiem wszystkim.” – przez głowę przebiegło jej kilka wyrazów zapisanych drukowanym pismem na kartce. Kto mógł je wysłać? Kto mógł poznać jej wszystkie tajemnice? Może wcale ich nie zna? Może to jedynie głupi żart jednego z jej nieprzyjaciół? Tych miała całkiem sporo – była jedną z najbogatszych kobiet w całym stanie i posiadaczką finansowego imperium jakim był MorCorp. Z drugiej jednak strony – kwiaty to białe róże. Kwiaty, które były na fałszywym pogrzebie Jacka. Ktoś musiał powiązać te dwie rzeczy, które z jej perspektywy były nierozerwalne – jej kłamstwa i sposób w jaki zakończyła swój związek z Jackiem Morrisem. ![]() Jej przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. - Kolacja gotowa – służąca wystawiła głowę w szparze w drzwiach. – Dzisiaj mamy pieczoną kaczkę. – dodała z zadowoleniem na twarzy. - Zaraz zejdę. Gdy drzwi się zamknęły Victoria oparła się o parapet. Kaczka… jeżeliby miało to w ogóle jakieś znaczenie. Najchętniej położyłaby się spać, ale wiedziała, że wtedy jej dzieci zorientowałyby się, że coś jest nie tak. Nie mogła im tego zrobić. Wzięła głęboki wdech i wyszła z pokoju, po czym udała się schodami na dół. Jadalnia była rozświetlona i panowała w niej wesoła atmosfera. Powietrze było ciężkie, przesycone zapachem pieczonego mięsa. Kobieta wymieniła ze wszystkimi spojrzenia i usiadła przy stole, przy którym były już dwie córki i syn. - I jak smakuje? – Victoria uśmiechnęła się do wszystkich. – Wygląda apetycznie. - Bo naprawdę takie jest. – Ben, syn Victorii podniósł się znad talerza, przeżuwając duży kęs. - A wam jak smakuje? ![]() - Ja i Emily jesteśmy na diecie – Alya spojrzała na siostrę, a potem na matkę – 1500 kalorii dziennie. Wyczerpałyśmy limit w południe. - I tak nie unikniecie rozstępów na starość – Victoria uśmiechnęła się i pozwoliła, aby służąca nałożyła jej porcję na talerz. – Gdy ja byłam młoda mężczyźni zdawali się doceniać naturalne kształty. - Do dzisiaj tak jest. – Ben ponownie uniósł się znad talerza. – Byle nie oponki. Oponki nie są naturalnym kształtem. ![]() Wszyscy się zaśmiali. Wtedy po całym domu rozniósł się harmonijny dźwięk dzwonka do drzwi. Służąca, stojąca przy stole natychmiast ruszyła z miejsca mamrocząc coś pod nosem, coś, co miało być wyrazem niezadowolenia wizytami o tej porze. - Spodziewacie się kogoś? – Victoria rozejrzała się po dzieciach. Oni przecząco pokiwali głowami. Chwilę później w drzwiach ukazała się służąca, lekko zdyszana wędrówką po schodach. - Ktoś chce się z panią widzieć. – wymamrotała z brazylijskim akcentem. Victoria niespiesznie odeszła od stołu i udała się w kierunku drzwi wejściowych. W hallu panował półmrok, a drzwi wejściowe były otwarte. W pierwszej chwili brunetka nikogo nie dostrzegła i poszła zamknąć drzwi. Gdy tylko to zrobiła usłyszała za sobą odgłos kroków i natychmiast się odwróciła. - Pan… co pan tutaj robi? – wydyszała, trzymając rękę na pulsującej klatce piersiowej. – Nieźle mnie pan wystraszył. ![]() Z zaciemnionego kąta wyłoniła się sylwetka, którą natychmiast rozpoznała. - Jestem Andrew Grayson. – mężczyzna ukłonił się i podszedł jeszcze bliżej. – Zapewne mnie pani nie pamięta? Victoria lekko wstrząśnięta tym co usłyszała spuściła głowę, wzięła głęboki oddech by po chwili nie dać po sobie znać, że nazwisko, które do niej dotarło było jej tak znajome… Oczywiście pamiętała tę twarz, taksówkarz z dzisiejszego poranka. Ale to nazwisko… - Coś się stało? Ja przyszedłem tylko oddać resztę – mężczyzna sięgnął do kieszeni, a gdy ją wyłożył trzymał w garści kilka monet.- Zostawiła pani cały banknot dziś rano na siedzeniu taksówki… - Naprawdę nie trzeba było. Niepotrzebnie się pan fatygował. ![]() - Ale skoro już tu jestem, proszę to wziąć – ujął dłoń Victorii i przesypał do niej kilka monet, po czym zacisnął jej pięść. – To dla mnie bardzo ważne. Na chwilę patrzyli na siebie, lecz mężczyzna w końcu wyszedł bez pożegnania, zostawiając kobietę samą w drzwiach. Szedł powoli gankiem, czując na plecach jej spojrzenie. Jego wydłużony cień powoli prześlizgał się przed nim, a tuż obok niego towarzyszył mu cień Victorii cały czas stojącej w drzwiach, zapewne zbyt wstrząśniętej by się poruszyć. Gdy dotknął jej dłoni, była taka ciepła, tak delikatna, drgała… i potem gdy spojrzał w jej oczy. Te oczy, które towarzyszyły mu przez pół życia, te oczy które patrzyły na niego gdy on zamykał swoje. Postawił pierwszy krok i wiedział, co zrobi dalej. ![]()
__________________
Evil is a Point of View |
|||
![]() |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 9 (0 użytkownik(ów) i 9 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|