|
![]() |
#1 |
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
|
![]() Rozdział 2 „Spotkanie” Dochodziła pierwsza w nocy. Ciemnowłosa kobieta oparła się z westchnieniem o oparcie obrotowego krzesła, odkładając na biurko trzymany w ręce zeszyt formatu A4. Cały blat zawalony był różnego rodzaju zapiskami i dokumentami, które wcześniej Alice przyniosła z pracy. Nienawidziła zawodu, który wykonywała, jednak nie mogła się od niego uwolnić. Nawet po przeprowadzce do Japonii, kiedy pragnęła zapomnieć o swoim dawnym życiu i zacząć wszystko od nowa. Chciała znaleźć normalną pracę, spokojnie wychowywać z mężem dzieci i nie myśleć o tym, że każdy kolejny dzień może być jej ostatnim. Niestety… Oni odnajdą ją wszędzie, co oznacza, że nigdy nie zazna spokoju. Spojrzała na zegarek wiszący na ścianie, a następnie ziewając głośno, podniosła się z siedzenia. Zawiązała mocniej ciemny szlafrok, który miała na sobie i skierowała się w stronę schodów na parter. W drodze do kuchni zamknęła dobrze drzwi wejściowe i zasłoniła zasłony w oknach. Przeczesując palcami gęste, falowane włosy, weszła do małego, ładnie umeblowanego pomieszczenia. Nalała sobie szklankę wody, do której wcisnęła pół cytryny i gasząc za sobą światło, ruszyła ponownie na piętro. ![]() Na zewnątrz zaczął padać deszcz. Niesione przez silny wiatr duże krople wody, obijały się głośno o parapety i szyby w całym domu. Stawiając stopę na pierwszym stopniu, Alice zauważyła, że w salonie zostało otwarte okno, przez które woda wpada do mieszkania. Ze szklanką napoju w ręce, udała się, aby je zamknąć. Narzekając pod nosem na paskudną pogodę, przekręciła zdecydowanym ruchem metalową klamkę. Gdy wszystko wydawało jej się być już w porządku, odwróciła się z zamiarem pójścia spać. Zamarła. W całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a woda z cytryną rozlała się po jasnych panelach. Alice cofnęła się odruchowo, zaszokowana wpatrując się przed siebie. Jej duże, pozbawione blasku oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem, a ręce zaczęły się nerwowo trząść. Wszystkie najgorsze wspomnienia wróciły niczym bumerang z ogromną siłą, aż brakło jej tchu. – Witaj Alice. – Zadrżała, kiedy wymówił jej imię. Jego głos był prawie taki sam jaki zapamiętała. No może trochę niższy i cieplejszy. Mokre od deszczu blond kosmyki opadały mu gładko na czoło, przysłaniając błyszczące, niebieskie oczy. Nagle ogarnęła ją chęć rzucenia mu się w ramiona i rozpłakania jak dziecko, oraz proszenia o wybaczenie… jednak nie zrobiła tego. Miała wrażenie, jakby nogi wrosły jej się w podłogę. Mogła jedynie patrzeć. – Tyle lat minęło, a ty nadal jesteś piękna. Prawie wcale się nie zmieniłaś, droga Alice – powiedział spokojnie, odgarniając włosy z czoła. – Ja… myślałam, że nie żyjesz – wymamrotała w końcu, uwalniając się z szoku. – Zmartwychwstałem. Czyż to nie cudowne? – uśmiechnął się, prezentując rząd równych, białych zębów. – Widziałam cię… we krwi… martwego…– zaczęła, robiąc krok do przodu. – Jak? ![]() – Obudziłem się w kostnicy. To długa historia, musimy się kiedyś umówić na kawę i wszystko ci opowiem, kochana. – Przeszedł przez pokój i stanął przy szafce ze zdjęciami rodzinnymi. Sięgnął po jedną z ramek i przyjrzał jej się uważnie. – Cóż za piękna młoda kobieta na tym zdjęciu? Czyżby Sanae? – S–skąd wiesz jak ma na imię moja córka? – wymamrotała zdziwiona, odwracając się w stronę rozmówcy. – Oh moja droga. Miałem prawie osiemnaście lat na uzupełnienie zaległości. – powiedział mężczyzna, nie odrywając wzroku od zdjęcia. – O, a to pewnie młody Akira. Uczyłaś już dzieci fachu? – Czego ode mnie chcesz Mark? Dlaczego tu jesteś? – Stęskniłem się. Myślałem, że się ucieszysz – Odstawił zdjęcie na szafkę i podszedł do ciemnowłosej kobiety. – Ranisz moje uczucia, Alice. – Nie znam cię!– krzyknęła porywając ze stołu metalowe nożyczki. Błyskawicznie pokonała dzielącą ich odległość i rzuciła się na niego, celując narzędziem w szyję. Uśmiechnął się kpiąco i robiąc unik, złapał ją za ramię i wywinął za plecy, a wolną ręką chwycił za szczękę. – Nie wygrasz ze mną kochanie. Jesteś dla mnie bezbronną marionetką. – Czego chcesz Mark? – wykrztusiła próbując się uwolnić, jednak mężczyzna zacisnął uścisk. – Naprawdę jesteś taka głupia? – wyszeptał jej do ucha. Czuła jego oddech na swojej szyi, aż przeszedł ją dreszcz. – Zemsty. * Sanae odstawiła na stolik pustą szklankę i przeczesała palcami długie, gęste włosy. Powoli zaczynała czuć skutki wypicia piątego drinka, jednak nie przejmowała się nimi. Rozpięła pod szyją fioletową koszulkę i oparła się o oparcie kanapy, na której siedziała wraz z chłopakami. Kei już dawno spał w najlepsze, co jakiś czas mamrocząc coś przez sen, a Shun zajadał orzeszki solone, rozmawiając z grupką osób, która się do nich dosiadła. Zbliżała się godzina zamknięcia klubu. Ludzie zaczynali zbierać się do wyjścia, więc Sanae postanowiła obudzić Keia i także udać się do domu. Po którejś z rzędu nieudanej próbie pobudki, w końcu jej się udało i zaspany chłopak podniósł głowę z blatu. Przetarł ręką oczy i ziewając przeciągnął się, co sprawiło, że przyjaciółka aż jęknęła z zachwytu. Wyglądał przy tym tak słodko. Miała ochotę go przytulić i rozczochrać jego ciemne włosy. Podniosła się z siedzenia i chwiejąc lekko, ruszyła do drzwi. Pożegnała się z uśmiechniętą barmanką, a następnie wyszła na zewnątrz. Stając na ciemnych płytkach chodnikowych, czuła chłodny wiatr biczujący jej policzki. Stwierdziła z ulgą, że świeże powietrze dobrze jej zrobi, po tym wszystkim co wypiła. Ubrała przewiązaną na biodrach bluzę, a kiedy Shun wyszedł z klubu w towarzystwie zaspanego przyjaciela, ruszyła w stronę parku. Uważając aby nie potknąć się o leżące na ziemi kamienie, dołączyła do chłopaków. Kiedy przyjrzała się Keiowi w jasnym świetle lampy ulicznej, doszła do wniosku, że wygląda naprawdę strasznie. ![]() – Musimy odprowadzić go do domu, jeszcze chwile a puści pawia – powiedziała, chwytając biedaka pod rękę. – Nic mi nie jest. Najpierw odprowadzimy ciebie, a potem… – w połowie zdania wyrwał ręce z objęć przyjaciół i rzucił się między krzaki, gdzie zwymiotował. – Najpierw on. Ja sobie poradzę – mruknęła Sanae, spoglądając na Shuna. – Co do niego to się zgadzam. Jednak jeśli chodzi o ciebie, to się zastanowię – odpowiedział. – Chyba skończył, wyciągnę go stamtąd. Po paru minutach dotarli pod drzwi Keia. Pomogli mu wejść do domu, a kiedy usłyszeli, że przekręcił zamek, wyszli na chodnik. Shun oparł się o metalową bramę i drapiąc się po czole, spojrzał na swoje buty. On również nieco przesadził z alkoholem i zaczynało go mdlić. Chwycił się za głowę i przykucnął aby złapać oddech. – Co się dzieje Shun? – Zmartwiła się dziewczyna, kucając obok. Odgarnęła mu niesforne kosmyki z oczu i pogłaskała czule po policzku. Sama nie czuła się najlepiej, ale jego wygląd ją zmartwił. Chłopak delikatnie odsunął chłodną dłoń Sanae ze swojej twarzy, a następnie splótł palce z jej i odwrócił głowę. – Jest późno, zimno i daleko. Pójdziemy do mnie – powiedział, spoglądając w jej duże, czekoladowe oczy. Dziewczyna skinęła głową i pomogła mu wstać. Coś zaszeleściło w pobliskich krzakach, jednak nikt tego nie zauważył. Latarnia na końcu ulicy zaczęła przygasać, a w około nagle zrobiło się cicho niczym w grobowcu. Żadnej żywej duszy, żadnego samochodu. Zerwał się wiatr… silny, lodowaty wiatr, który brutalnie szarpał koronami drzew, wyrywając im maleńkie, biało–różowe kwiaty. Coś wydało donośny dźwięk, gdzieś z podwórka obok. Sanae odwróciła się gwałtownie, mimo zawrotów głowy i odruchowo mocniej ścisnęła dłoń Shuna. Zdziwiony chłopak zerknął na nią badawczo, jednak nic nie powiedział. ![]() – Shun… przyśpieszmy. Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje – powiedziała spokojnie Sanae, spoglądając za siebie. – Zrobiło się całkiem cicho. – Wydaje ci się. Spokojnie, już niedaleko. Nagle zza płotu, z przeraźliwym miaukiem wyskoczył kot. Całą sierść miał tak nastroszoną, że aż przypominał włochatą kulę, toczącą się ulicą. Dziewczyna jęknęła cicho, wpatrując się wytrzeszczonymi oczami w uciekające, przerażone zwierze. Poczuła, że Shun również drgnął, jednak nadal nic nie powiedział na ten temat. Przygasająca latarnia rozbłysła oślepiającym blaskiem, ukazując ślepy zaułek z wielkim, zielonym kontenerem na śmieci. Oboje mrużąc oczy spojrzeli w tamtą stronę. W tym samym momencie, pojawił się tam jakiś ciemny kształt. Mężczyzna, oparty o sypiącą się ze starości, ceglaną ścianę opuszczonego baru z Ramen. Ubrany był w czarny, rozpięty płaszcz, który powiewał mu na wietrze, a w ręce trzymał zapalonego papierosa. Wokoło jego postaci unosił się dym. – S–shun. C–chodźmy na s–s–skróty – wymamrotała wystraszona dziewczyna. – Wiesz, że nie ma innej drogi – wyszeptał chłopak nie odrywając wzroku od mężczyzny. – O–ostatnio zginęła dziewczyna… – Wiem Sanae. Wiem. ![]() Latarnia ponownie zaczęła mrugać, kiedy nieznajomy wyrzucił na ziemię wypalonego papierosa. Przeczesał włosy, wpatrując się prosto w nich. Jego oczy błysnęły. – Nie jesteśmy pewni, czy będzie nas gonić, ale nie możemy ryzykować. – Shun chwycił przyjaciółkę mocniej za rękę i przysunął do siebie, a następnie zerknął na pobliskie podwórko. – To nie są omamy prawda? – Nie wiem jak ty, ale ja już ze strachu wytrzeźwiałam. – Świetnie, a więc… widzisz ten dom? – zapytał pokazując dyskretnie palcem. – Jeśli przedostaniemy się na trzecią uliczkę, będziemy w domu. – Mamy przeskoczyć… – Tak, właśnie tak. – Więc ruszajmy – Już chciała się odwrócić i biegnąć w stronę bramy, kiedy chłopak złapał ją za rękę. – Tak? – Ile sił w nogach i nie oglądaj się za siebie – powiedział patrząc jej w oczy – Nie ważne co by się działo. Jeśli to ten facet… Ruszył się, biegiem! Zerwali się z miejsca i podbiegli do niskiej, ciemnej bramy pobliskiego domu. Zwinnie przeskoczyli na podwórko i dopadli kolejnej, starając się nie budzić mieszkańców, a zarazem wykonać wszystko jak najszybciej. Wiatr zawył groźnie między koronami drzew, wyrywając liście i łamiąc chude, delikatne gałązki. Zagrzmiało, a po chwili lunął deszcz. |
![]() |
![]() |
|
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|