Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Zobacz wyniki ankiety: Jak oceniasz moje fotostory?
5 gwiazdek - Odlotowe 20 80.00%
4 gwiazdki - Całkiem niezłe 1 4.00%
3 gwiazdki - Przeciętne 2 8.00%
2 gwiazdki - Zgroza 1 4.00%
1 gwiazdka - Strach się bać 1 4.00%
Głosujących: 25. Nie możesz głosować w tej sondzie

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 28.12.2005, 23:51   #1
Falcon
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Przyznam się, że nowy - 3 odcinek został zrobiony trochę za szybko. Gotowy był już wprawdzie na dzień przed Wigilią, ale przez problemy z logowaniem wstawiam go dopiero po powrocie ze świątecznego objazdu krewnych Zdjęcia przyznam się robiłem błyskawicznie- zwłaszcza obróbkę i jest ich mało w stosunku do tekstu.. W ogóle odcinek sporo mnie kosztował nerwów, bo (jak sądzę) przez całą tą bieganinę po sklepach za prezentami, moja przyjaciółka Wena gdzieś sobie poszła Miejmy nadzieję, że wkrótce wróci i odcinek 4 powali Was z nóg Tymczasem poczytajcie sobie część 3...

Chapter 3: Katja Stahr


Ktoś kiedyś powiedział, że to czego się nie spodziewasz dotknie cię szybciej niż ci się wydaje. W tym przypadku miał rację.
Peter O’Toole –irlandzki uciekinier idealnie pasował do opisu mordercy. Brutalny, bezwzględny i...nieszczęśliwie zakochany. Nic dziwnego, że policja zgarnęła go zaraz po anonimowym donosie. A znalezione wokół niego portrety ofiar i sterty pomiętych kartek, identycznych jak te, które znaleziono przy nieboszczykach, były dla sędziego niepodważalnym dowodem winy. O’Toole po trzydziestu minutach procesu, zakuty w ciężkie mosiężne kajdany odprowadzony został do jednego z najostrzejszych więzień na przedmieściach Londynu. Sprawa zamknięta.
+++
Mark Edwards szedł wolnym krokiem mijając setki zabieganych Londyńczyków, którzy za wszelką cenę starali się zdążyć na kolację do swojego domu. Kilku z nich potrąciło go niechcący i rzucając pośpieszne „przepraszam” znikło jak kamfora wśród tłumu. Okoliczne latarnie powoli rozbłyskały niemrawym światłem.
Mark jeszcze raz błądził w myślach wokół ostatnich 48 godzin. Jeden sukces (jeszcze niedawno wymarzony) teraz został przysłonięty przez kolejny, zdawałoby się większy. Jutro każda gazeta w mieście będzie błyszczeć wielkimi literami „Olivia Mack w więzieniu”...Taka była umowa.
Przed oczami wciąż miał twarz Olivii. Pierwszy raz widział ją zmartwioną i niepewną siebie. A wszystko przez młodziutką Lavinię, która na wieść o złapaniu mordercy jej kochanka zapadła w niewyjaśniony sen. I gdyby nie konstabl, który przybył obwieścić tę nowinę Mark pewnie pozwoliłby zostać Olivii przy siostrzenicy jeszcze przez jakiś czas. Dlaczego? Tego nawet on sam nie wiedział.
Olivia resztę swojego życia miała spędzić w więzieniu dla kobiet. Miejscu, które od lat cieszyło się niechlubną sławą „rzeźni”.

Mark przystanął na chwilę. Całe to zamieszanie niekorzystnie odbiło się na jego kondycji i od samego rana miał nagłe zawroty głowy. Oparł się o wilgotny kawałek muru i zamknął oczy. Wokół niego zrobiło się cicho. Jakby świat zamarł na kilka chwil. Edwards spróbował otworzyć powieki, ale zabrakło mu sił. Jedyne co widział to blask bijący gdzieś z oddali. Przerażające światło . I krzyk. Wycie mężczyzny. Ktoś umierał. Mark chciał biec przed siebie, ale jakaś niewidzialna siła ciągnęła go w dół. Słowa. Całe setki niezrozumiałych zdań dobiegały zewsząd. Ogromny ból głowy ogłuszył Marka. Bezwładnie osunął się na ziemię...

-Proszę pana...-cichy głos powoli zaczął do niego docierać. Chociaż w uszach wciąż kłębiły mu się tysiące innych, dziwnych i przerażających dźwięków – Halo...Proszę pana...


Edwards otworzył oczy. Przez chwilę widział tylko jasną plamę, ale szybko wzrok mu się wyostrzył i zobaczył przed sobą filigranową staruszkę w dużych okularach. Kucnęła obok niego i wyciągnęła przyjaźnie rękę.
-Pomogę. –powiedziała. Edwards z trudem usiadł i przetarł bolące nadgarstki. Czuł się jakby ktoś ciągnął go po ziemi przez kilkadziesiąt kilometrów.
-Co się stało? –zachrypiał. Jego głos jeszcze niedawno dźwięczny i donośny teraz stał się zaledwie szeptem. Staruszka uśmiechnęła się lekko.
-Wracałam z koła gospodyń, kiedy pan nagle upadł na ziemię i zaczął wić się jak opętany! –powiedziała – A jak pan wrzeszczał okropnie. Całe stado gołębi pan spłoszył.
Mark milczał. Nie pamiętał dokładnie tego, co widział, ale to wszystko wydało mu się zbyt ogromnym zbiegiem okoliczności. Znajomi Lavinii mówili, że jest dziwna. Może to nie było tylko głupie, ludzie gadanie...
+++
-Muszę się widzieć z Lavinią! – wrzasnął Mark i omal nie przewrócił jednego z lekarzy rezydującego teraz w „Little Bounty”. Było już bardzo późno, ale Edwards nie mógł czekać do rana. Od samego początku wydawało mu się, że bez dziewczyny sprawa nie zostanie zakończona. Który morderca daje się tak łatwo wpakować do więzienia. Wszystkie zbrodnie były idealnie zaplanowane. Tego nie mógł zrobić byle głupek z okolicznych slumsów.
-Przecież ona śpi. –powiedział lekarz i poprawił wiszący na szyi stetoskop. –Skoro nam –wykwalifikowanym specjalistom nie udało się jej dobudzić, to panu z pewnością też nie.


-Jego też trafiło..- powiedziała gospodyni, którą Mark spotkał rano w ogrodzie. Zaśmiała się głośno, po czym częstując lekarzy herbatą ruszyła do jednego z pokoi.
Mark wszedł nieśmiało do pokoju Lavinii. To samo jasne pomieszczenie, w którym znajdował się z Olivią jeszcze kilka godzin temu, teraz zamieniło się w ponurą klitkę. Wokół roznosił się ostry zapach specyfików, którymi lekarze prawdopodobnie próbowali ocucić dziewczynę. Ta leżała nadal w swoim łóżku, zaciskając w rękach kawałek pierzyny. Wyschnięte usta zaczynały pękać, a sącząca się z nich krew powoli brudziła poduszkę. Edwards podszedł do stolika z medykamentami i na niewielką wacikową pałeczkę nalał wody. Zwilżonym patyczkiem dotknął nabrzmiałych warg dziewczyny.
Lavinia złapała jego rękę w nadzwyczajną siłą. Przez kilka chwil wyglądała jakby za moment miała się udusić. Z jej gardła wydobywał się świszczący dźwięk. Edwards bardzo dobrze go znał. W latach dzieciństwa chorował na astmę.


Podniósł ją szybko, tak że głowa dziewczyny znalazła się na jego ramieniu. Lavinia dyszała ciężko, ale po chwili jej oddech wracał do normalnego rytmu. Odsunęła się nieco od Marka i spojrzała mu głęboko w oczy. Jej źrenice rozszerzyły się jak u atakującego kota a z ust popłynęły dziwne słowa. Te same, które godzinę temu Mark słyszał na ulicy. Jedyne co udało mu się wykrzesać z tego potoku zdań były trzy krótkie słowa. Pinchback... Katja Stahr...
Lavinia krzyknęła głośno. W tym samym momencie do pokoju wbiegło dwóch lekarzy. Jeden z nich rzucił się na Edwards’a i odciągnął go od łóżka.
-Niech pan stąd wyjdzie! –wrzasnął i pognał do swojego towarzysza. Teraz obaj próbowali uspokoić miotającą się w łóżku Lavinię.
Edwards wyszedł na korytarz. Serce waliło mu niemiłosiernie. Otarł mokre od potu czoło i spojrzał na stojącą obok gospodynię.
-A nie mówiłam? –zachichotała – Na drugi raz lepiej niech pan słucha dobrych rad.
Mark nie odpowiedział. Z trudem pociągnął za klamkę od drzwi wejściowych. Jakby coś nie chciało żeby wychodził z tego domu. A może było to tylko zmęczenie dające się we znaki.
Chłodne powietrze zmierzwiło ciemne włosy Marka. W czasie gdy był u Lavinii znowu musiało padać, bo wokół unosił się zdrowy posmak rześkości.
-Katja Stahr...- nie wiadomo skąd odezwał się cichy głos. Edwards nerwowo obejrzał się dookoła, ale ulica była pusta. Jedynie kot uporczywie starał się dobrać do stojących nieopodal śmietników.
-Ja chyba zwariowałem...-powiedział głośno Edwards i niepewnie ruszył przed siebie. Wiedział dokąd musi pójść. I doskonale zdawał sobie sprawę jakie to może mieć konsekwencje.
+++

-Może się zabawimy laleczko? –otyły konstabl podszedł do niewielkiej, jednoosobowej celi i uśmiechnął się obleśnie. Od samego początku miał ochotę na to cudo, ale przepisy mówiły wyraźnie, że strażnikom zabrania się jakichkolwiek kontaktów z więźniami. W tym wypadku jednak bardzo trudno było mu się powstrzymać.
Olivia Mack siedziała skulona w kącie pomieszczenia i próbowała rozgrzać sobie ręce. Na nadgarstkach wciąż miała ślady kajdanek. Nienawidziło jej całe miasto i każdy najchętniej widziałby ją na stryczku.


Olivia dobrze wiedziała, że w jej przypadku śmierć byłaby nie karą, lecz wyzwoleniem. Wolała nie myśleć co się z nią stanie w więzieniu, do którego lada chwila ją przeniosą. Ten obskurny posterunek policji wydawał się przy nim willą z basenem. A konstabl śliniący się na jej widok i namolnie gapiący się w jej dekolt mógł być najlepszym co ją spotka.
-Kotku...-zachrypiał – Pomyśl. To może być twoje ostatnie miłe wspomnienie.. Nie zmarnuj tej szansy.
Olivia spojrzała mu głęboko w oczy i z odrazą splunęła na ziemię.
-Po moim trupie. –zasyczała.
-Już niedługo kochanie. Już niedługo...
Strażnik sięgnął do kieszeni i wyjął z nich duży pęk kluczy. Po kolei sprawdzał, który pasuje do celi panny Mack, ale żaden z nich nie był wystarczająco duży.


-Ach racja! –krzyknął mężczyzna i szybko pognał do stojącego pod ścianą starego biurka. Szarpnął za uchwyt i otworzył maleńką szufladkę. Z uśmiechem na twarzy wyciągnął zdobiony, mosiężny klucz.
-No to się zabawimy koteczku. –powiedział. Klucz idealnie pasował do zamka. Coś skrzypnęło i drzwi do celi stały otworem. Olivia wcisnęła się w kąt.
-Nie wolno ci! –krzyknęła, ale mężczyzna już szedł do niej, powoli rozpinając mundur. Klęknął przy niej i silnym ruchem ręki złapał ją za nadgarstki. Jęknęła z bólu. Po chwili czuła na sobie spocone ciało strażnika i przesiąknięty nikotyną oddech.

-Puszczaj! –chciała krzyknąć, ale z jej krtani wydobył się tylko cichy szept. Ale mężczyzna puścił. Przez chwilę wpatrywał się w Olivię. Na twarzy majaczył mu się grymas bólu. Po chwili całkiem upadł na ziemię wydając przy tym cichy jęk.
Olivia otworzyła zaciśnięte do tej pory oczy.
-Pomyślałem, że przyda ci się pomoc...-powiedział Mark Edwards. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Obok na podłodze leżał ciężki, metalowy pręt, którym mężczyzna obezwładnił napastnika...


+++C.D.N.+++

Ostatnio edytowane przez Falcon : 06.01.2006 - 12:36
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 28.01.2006, 13:21   #2
Falcon
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Dobra. Po kilku tygodniach koszmaru związanego z poprawianiem ocen doczekałem się ferii Znalazłem więc też czas na zrobienie fotek i tak oto przed Wami (znów potwornie spóźniony) kolejny odcinek. Miłego czytania

Chapter 4: Katja Stahr -ujęcie drugie


Park Hampstead Heath zawsze o tej porze świecił już pustkami. Od czasu do czas przez brukowane ulice przemykały drobne postacie. Nikt nigdy nie zatrzymywał się tu wieczorami na dłużej. Cała dzielnica zamieszkana była przez Cyganów i podrzędnych pisarzy marzących o wielkiej sławie. W okolicy rozkwitło za to mnóstwo drobnych kawiarenek i sklepików. Raj dla mieszkańców klasy średniej.
Olivia Mack i Mark Edwards stali w milczeniu na Parliament Hill, wpatrując się w oświetloną latarniami panoramę Londynu.
-To się nie uda...-powiedziała w końcu kobieta. Przetarła zmęczone oczy i wolnym krokiem ruszyła w stronę drewnianej parkowej ławki. Na zniszczonym oparciu ktoś wyskrobał niewielkie inicjały otoczone kształtnym serduszkiem. – Nie dość, że jak nas złapią, to z miejsca mnie powieszą, to jeszcze ty za to oberwiesz.
Mark nadal stał w miejscu i jeszcze raz analizował w myślach całą tą historię, która z godziny na godzinę wydawała mu się jeszcze bardziej niedorzeczna.


Jeszcze dwa dni temu leżał sobie spokojnie w łóżku, oddając się cielesnym rozkoszom w towarzystwie Rity, a teraz nagle stał się częścią zagadki rodu Mack’ów.
-Mark, cała policja mnie już pewnie szuka, a ty sobie spokojnie stoisz! – krzyknęła Olivia. Edwards jednak wciąż milczał i wpatrywał się w spokojną wodę niewielkiego jeziora.
-Rita..- powiedział w końcu –Ona nam pomoże.
Edwards podbiegł do Olivii i mocnym szarpnięciem podniósł ją z ławki. Za chwilę oboje przemykali przez najciemniejsze ulice miasta.
+++

W całej łazience roznosił się przyjemny zapach olejków aromatycznych. W pobliżu lustra wesoło paliły się trzy nieduże świeczki. Rita leżała w wannie pełnej ciepłej wody, okryta lekką pianą. Na dziś skończyła już pracę i należało jej się trochę odpoczynku. Właściciel lokalnej drukarni był dziś nad wyraz pobudzony. Kobieta zamknęła oczy. Była ciekawa co się dzieje z Markiem. Ciekawe czy wiedział o wczorajszej ucieczce Olivii Mack z więzienia. Ostatecznie znowu pisały o tym wszystkie gazety.
Jej rozmyślania przerwało głośne pukanie do drzwi.
-Jeszcze jeden? – pomyślała ze złością i ociężale wyszła z wanny. Sięgnęła po wiszący obok szlafrok i założyła go na wciąż spowite pianą ciało. Na zimnej posadzce zostało kilka mokrych śladów.
-Już idę! – warknęła i ruszyła w stronę salonu.


Drzwi wejściowe otworzyły się po cichu.
-Jesteś sama? – zapytał niepewnie Mark lekko zaglądając do pokoju.
-No pewnie głuptasie. – zaśmiała się Rita, zadowolona, że to właśnie Edwards, a nie kolejny spocony klient. – Słyszałam o tej Mack. Strasznie mi przykro. Jeszcze złapiesz tą ****, zobaczysz...-Rita zamilkła nagle, gdy za Markiem do domu niepewnie wkroczyła drobna kobieta w mocno pomiętej sukni.


-Nawet nie pytaj...-powiedział Mark. Przeciągnął się mocno i zasunął wszystkie zasłony. – Rita, nie chce cię w to mieszać. Gdybyś mogła mi tylko wyświadczyć drobną przysługę...
Kurtyzana wpatrywała się w Olivię z otwartymi ustami. Mack uśmiechnęła się lekko.
-Mark, czy ty masz pojęcie co robisz?! – krzyknęła Rita.


+++

Słońce dopiero wstało, kiedy Mark i Olivia (idealnie ucharakteryzowana przez Ritę) byli już spakowani i gotowi do drogi. Przed domem czekał już powóz z Taylorem, który był przekonany, że jego pracodawca wybiera się na wycieczkę z nową kochanką.
-Uważaj na siebie...-szepnęła Rita i pocałowała Marka w policzek. Nie była zła, że jedzie. Nie po tym co usłyszała tej nocy.


Uśmiechnęła się niepewnie do Olivii i pomachała jej na do widzenia.
Powóz ruszył zostawiając za sobą niewyraźne ślady w błocie.


+++

-Jesteśmy...-szepnęła Mack i mocniej odsłoniła powozowe okno. Na dworze było już całkiem ciemno, ale w oddali widać było zarys ogromnej budowli. Największej posiadłości jaką kiedykolwiek widziało całe hrabstwo Yorkshire.
-Katja Stahr....-Olivia spojrzała na Marka. – Nie byłam tu od wieków.
Powóz wjechał na brukowany dziedziniec. Pałac stał tu setki lat, ale wciąż budził jednocześnie podziw i grozę. Strzeliste wieżyczki zdawały się nie mieć końca. Cała okolica zdawała się być wymarła.
-Ktoś jeszcze mieszka w tej ruinie? – zapytał Mark opierając się o kawałek zniszczonego muru. Kilka kamieni osunęło się na ziemię wydając przy tym przeraźliwy hałas.
-Oczywiście, że tak! –oburzyła się Olivia. Podniosła nieco suknię i pewnym krokiem ruszyła do drzwi. –Ten dom należy do mojej rodziny od pokoleń.
Mark uśmiechnął się do siebie i poprawiając swój elegancki płaszcz podszedł do kobiety. Mack pociągnęła za dużą, mosiężną klamkę ale drzwi ani drgnęły.
-No co jest?! – warknęła.


-Może powinniśmy zapukać? –Jak na zawołanie drzwi skrzypnęły. W środku panował półmrok, ale dało się dostrzec niewyraźną sylwetkę.
-Willford! –krzyknęła Olivia i rzuciła się na szyję starszemu mężczyźnie. Na pierwszy rzut oka miał jakieś 70 lat i zbyt często palił cygara. Przez chwilę był nieco zdezorientowany.
-Wszelki duch Pana Boga chwali toż to panienka Olivia. –zachrypiał wesoło, kiedy tylko zdał sobie sprawę kogo trzyma w ramionach. – A to się panicz Rudolph ucieszy.
-Rudy jest tutaj? –zachichotała Mack i posłała Markowi pełne szczęścia spojrzenie. Dopiero teraz Edwards zdał sobie sprawę, że dobrze czuje sie w towarzystwie (jakby nie patrzeć) przestępczyni.


-Ano. Przyjechał na wakacje. – Willford podszedł do Marka i uścisnął go serdecznie, tak jakby znali się od wieków. Wciąż opowiadając o tym co ostatnio działo się w posiadłości, poprowadził ich do głównego salonu. Cały pokój rozświetlony był wesoło trzaskającym w kominku ogniem.
-Ciotka Ursula nadal tu mieszka? – zapytała Olivia, a jej głos przybrał nagle bardziej oficjalny ton. Lokaj kiwnął głową.
-Mam ją informować o każdym gościu. Pójdę po nią. –powiedział i podreptał ponownie do holu wejściowego. Po chwili słychać było ciche szuranie po schodach.
Mark rozglądał się po pokoju. Był większy od jego mieszkania , a na pewno dużo lepiej urządzony. Na drewnianych półkach stały setki starych i grubych tomów, a na ścianach wisiały dziesiąty obrazów.
-Nie lubisz tej Ursuli, co? –zapytał Mark podchodząc do najbardziej rzucającego się w oczy płótna. Było największe ze wszystkich i sprawiało, że oglądający kurczył się do rozmiarów robaka.
-Porozmawiamy jak ją poznasz. –prychnęła Mack i zaczęła ogrzewać ręce przy kominku.


Edwards nadal wpatrywał się w obraz. Coś sprawiało, że nie mógł odejść. Ten mężczyzna...Spoglądał groźnie władczym wzrokiem. Coś mówił...Mark pochylił się nieco żeby lepiej słyszeć. Znowu te słowa. Na Boga co one znaczą?!


-Mark! Mark! Słyszysz mnie?! –Olivia klęczała nad leżącym mężczyzną i nerwowo klepała go po policzku. Powoli otworzył oczy. Początkowo rozmazany obraz stopniowo się wyostrzył.
-Słyszałaś? – zapytał cicho wskazując na wiszący przed nim obraz. Mack pokręciła głową. –Kto to jest?


Olivia westchnęła głęboko. Słyszała o nim wiele razy. O wiele za dużo...
- Hector Pinchback...założyciel mojego rodu. Ojciec mi o nim opowiadał jak byłam niegrzeczna.
Edwards podniósł się lekko i rozluźnił muszkę.
- Pinchback? Dlaczego w takim razie wszyscy znają cię jako Mack?
- A ty byś chciał nosić nazwisko mordercy i rzeźnika...?
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 04:48.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023